Bardzo serdecznie witam Was drogie Panie i drodzy Panowie. Szukałem podobnego tematu na forum, ale go nie znalazłem. W związku z tym postanowiłem założyć ogólny temat tyczący się filozofii, z zamiarem "zarażenia" Was moją filozoficzną pasją i możliwością wymiany poglądów. Jeśli mielibyście jakiekolwiek pomysły, filozoficzne rozważania, problemy natury etycznej, wszystko to, i więcej, można napisać właśnie tutaj. Serdecznie zapraszam do dyskusji.
Kuba
Prosiłam już, byś nie dublował wątków. Obecny temat zostawiam, bo wygląda obiecująco, ale pozostałe zamykam. Zapoznaj się z naszym Regulaminem.
3 2019-10-17 13:12:04 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-10-17 13:34:25)
4 2019-10-17 13:32:24 Ostatnio edytowany przez FilozofAnonim (2019-10-17 21:07:58)
Po pierwsze chciałem serdecznie przeprosić Administrację za naruszenie regulaminu, czego absolutnie uczynić nie chciałem. Nie miałem zamiaru generować spamu Przepraszam i obiecuję poprawę
Czuję się w obowiązku rozpocząć ten temat. Pragnę podkreślić, że nie wymagam od nikogo znajomości historii filozofii, konkretnych pojęć czy terminów. Chciałbym Wam pokazać, że filozofować może każdy i nie jest do tego wymagany żaden dyplom ani stopień naukowy. Każdy jest tu mile widziany
Chciałbym cały ten temat otworzyć kilkoma odpowiedziami.
Czym jest filozofia? Kto jest filozofem? Czego ona się tyczy? Kiedy została stworzona?
Każdy gdzieś słyszał ten termin, ale gdy przychodzi do stworzenia definicji słowa "filozofia", zaczyna się robić ciężko. Dlatego pragnę rzucić trochę światła na te pytania.
Etymologia (czyli pochodzenie) słowa "filozofia" pochodzi z języka greckiego. Oznacza ono dosłownie "umiłowanie mądrości" lub "miłość mądrości". Prawdopodobnie jego twórcą był Pitagoras, który sprzeciwił się nazywaniu ludzi mądrymi, ponieważ jego zdaniem "mądry może być tylko bóg". Człowiek natomiast mądrość może jedynie miłować.
Sama filozofia jest, być może ku zaskoczeniu niektórych, nauką. Nauką najogólniejszą i tyczącą się pojęć najogólniej rozumianych. Więc jeśli ktoś kiedyś powtórzy Wam, że to matematyka jest "królową wszystkich nauk", możecie go śmiało sprostować. To filozofia zrodziła wszelkie inne nauki szczegółowe.
A kto jest filozofem? Tutaj zdania są podzielone. Jeśli jednak ktoś zapytałby mnie, kto nim jest, z pewnością odpowiedziałbym, że nikt inny kto mądrość kocha, zachwyca się nią i czerpie z jej nieskończonego źródła. Tak jak mówiłem, dyplom nie jest tu wymagany
Filozofia jako nauka powstała w VI w.p.n.e., a pierwszy, który zaczął filozofować (przynajmniej w Europie) był Tales z Miletu. To on odszedł od myślenia mitycznego i dał podstawę myśleniu logicznemu.
Podstawowy podział filozofii dzieli ją na metafizykę czy też ontologię - naukę o bycie;
epistemologię lub gnozeologię - naukę o poznaniu; aksjologię - naukę o wartościach. Oczywiście istenieje mnóstwo rozgałęzień na bardziej szczegółowe tematy filozofii.
To trochę wiedzy w pigułce. Podstawowe informacje, które, mam nadzieję, dadzą Wam kilka odpowiedzi.
Teraz możemy już z czystym sumieniem przejść do zagadnień, jakie nie dają nam spokoju. Zapraszam do dyskusji
5 2019-10-17 17:20:06 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2019-10-17 17:20:49)
Po pierwsze chciałem serdecznie przeprosić Administrację za naruszenie regulaminu, czego absolutnie uczynić nie chciałem. Nie miałem zamiaru generować spamu Przepraszam i obiecuję poprawę
Czuję się w obowiązku rozpocząć ten tematu. Pragnę podkreślić, że nie wymagam od nikogo znajomości historii filozofii, konkretnych pojęć czy terminów. Chciałbym Wam pokazać, że filozofować może każdy i nie jest do tego wymagany żaden dyplom ani stopień naukowy. Każdy jest tu mile widziany
Chciałbym cały ten temat otworzyć kilkoma odpowiedziami.
Czym jest filozofia? Kto jest filozofem? Czego ona się tyczy? Kiedy została stworzona?
Każdy gdzieś słyszał ten termin, ale gdy przychodzi do stworzenia definicji słowa "filozofia", zaczyna się robić ciężko. Dlatego pragnę rzucić trochę światła na te pytania.
Etymologia (czyli pochodzenie) słowa "filozofia" pochodzi z języka greckiego. Oznacza ono dosłownie "umiłowanie mądrości" lub "miłość mądrości". Prawdopodobnie jego twórcą był Pitagoras, który sprzeciwił się nazywaniu ludzi mądrymi, ponieważ jego zdaniem "mądry może być tylko bóg". Człowiek natomiast mądrość może jedynie miłować.
Sama filozofia jest, być może ku zaskoczeniu niektórych, nauką. Nauką najogólniejszą i tyczącą się pojęć najogólniej rozumianych. Więc jeśli ktoś kiedyś powtórzy Wam, że to matematyka jest "królową wszystkich nauk", możecie go śmiało sprostować. To filozofia zrodziła wszelkie inne nauki szczegółowe.
A kto jest filozofem? Tutaj zdania są podzielone. Jeśli jednak ktoś zapytałby mnie, kto nim jest, z pewnością odpowiedziałbym, że nikt inny kto mądrość kocha, zachwyca się nią i czerpie z jej nieskończonego źródła. Tak jak mówiłem, dyplom nie jest tu wymagany
Filozofia jako nauka powstała w VI w.p.n.e., a pierwszy, który zaczął filozofować (przynajmniej w Europie) był Tales z Miletu. To on odszedł od myślenia mitycznego i dał podstawę myśleniu logicznemu.
Podstawowy podział filozofii dzieli ją na metafizykę czy też ontologię - naukę o bycie;
epistemologię lub gnozeologię - naukę o poznaniu; aksjologię - naukę o wartościach. Oczywiście istenieje mnóstwo rozgałęzień na bardziej szczegółowe tematy filozofii.To trochę wiedzy w pigułce. Podstawowe informacje, które, mam nadzieję, dadzą Wam kilka odpowiedzi.
Teraz możemy już z czystym sumieniem przejść do zagadnień, jakie nie dają nam spokoju. Zapraszam do dyskusji
Ja zajmuje sie psychologia, ale jest w tym duzo filozofowania bo w koncu mowa o ludzkiej naturze, sensie zycia i wszystkim innym.
Jezeli jestes filozofem i masz otwarta glowe to bardzo chetnie z Toba porozmawiam. Napisz mi wiadomosc prywatna, moze do czegos dojdziemy (w sensie do odkryc w tych dziedzinach).
Według mnie filozof to jest osoba, która zastanawia się nad... sensem.
Według mnie filozof to jest osoba, która zastanawia się nad... sensem.
Tak, tez mi sie tak wydaje. Chociaz zawsze mnie troche odrzucalo od filozofow Bo zaraz mi sie wyobraza barowy filozof, ktory tylko gada i gada...Podczas gdy jego zycie w rozsypce.
Chętnie poczytam fajny temat - zobaczymy czy się utrzyma...
To co mi pomogło gdzieś po drodze gdy szukałam odpowiedzi, to podejście Victora Frankla.
Nie da się wieść przyjemnego życia jeśli nie żyje się mądrze i dobrze i sprawiedliwie .
Nie da się żyć mądrze, dobrze i sprawiedliwie, nie żyjąc przyjemnie.
To powiedział mój ulubieniec.
Fajnie, że powstał ten temat.
Piszcie, będę czytać.
Według mnie filozof to jest osoba, która zastanawia się nad... sensem.
Oczywiście, w pełni się zgadzam Wiele paradygmatów dotyczy właśnie sensu życia, negując go lub wyznaczając. W tym miejscu serdecznie polecam filozofię Sokratesa, a także stoików. W moim życiu kieruję się właśnie ich poglądami (między innymi).
Tak, tez mi sie tak wydaje. Chociaz zawsze mnie troche odrzucalo od filozofow Bo zaraz mi sie wyobraza barowy filozof, ktory tylko gada i gada...Podczas gdy jego zycie w rozsypce.
Oczywiście, są i tacy I tutaj rodzi się pytanie - czy powinniśmy się kierować słowami kogoś, kto w naszej opinii wygłasza słuszne teorie i sugestie, ale sam nie potrafi poradzić sobie z życiem? Znowu odwołam się tu do Sokratesa, który zginął w imię własnych przekonań.
Nie da się wieść przyjemnego życia jeśli nie żyje się mądrze i dobrze i sprawiedliwie .
Nie da się żyć mądrze, dobrze i sprawiedliwie, nie żyjąc przyjemnie.
Hah, biorąc pod uwagę, że wiedza jest nieodłączna od szczęścia, w pełni się zgadzam
Cyngli napisał/a:Według mnie filozof to jest osoba, która zastanawia się nad... sensem.
Oczywiście, w pełni się zgadzam Wiele paradygmatów dotyczy właśnie sensu życia, negując go lub wyznaczając. W tym miejscu serdecznie polecam filozofię Sokratesa, a także stoików. W moim życiu kieruję się właśnie ich poglądami (między innymi).
Winter.Kween napisał/a:Tak, tez mi sie tak wydaje. Chociaz zawsze mnie troche odrzucalo od filozofow Bo zaraz mi sie wyobraza barowy filozof, ktory tylko gada i gada...Podczas gdy jego zycie w rozsypce.
Oczywiście, są i tacy I tutaj rodzi się pytanie - czy powinniśmy się kierować słowami kogoś, kto w naszej opinii wygłasza słuszne teorie i sugestie, ale sam nie potrafi poradzić sobie z życiem? Znowu odwołam się tu do Sokratesa, który zginął w imię własnych przekonań.
Kleoma napisał/a:Nie da się wieść przyjemnego życia jeśli nie żyje się mądrze i dobrze i sprawiedliwie .
Nie da się żyć mądrze, dobrze i sprawiedliwie, nie żyjąc przyjemnie.Hah, biorąc pod uwagę, że wiedza jest nieodłączna od szczęścia, w pełni się zgadzam
Wydaje mi sie, ze to jest logiczny blad jezeli ocenia sie to co czlowiek mowi po tym jak zyje. Jezeli ktos nie umie zyc, to nie znaczy, ze nie umie powiedziec czegos co jest prawda o zyciu. Wazne jest co kto mowi, a nie kto mowi. Oczywiscie pewni ludzie maja kredyt zaufania u mnie np Jung, ale z drugiej strony babciula sprzedajaca kwiaty na ulicy moze dosc do podobnego wniosku co on i wyrazic to w prostych slowach.
Winter.Kween, dokładnie o tym mówił Chrystus (biorę tu pod uwagę wyłącznie jego działalność filozoficzną) - "Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą" (Mt, 23, 3-4). Niekoniecznie jest tak, że należy naśladować osobę, która słuszne prawo głosi. Autorytet nie przejawia się w słowach, tylko w czynach. Natomiast tak naprawdę z każdego człowieka możemy zaczerpnąć wiedzy. Trzeba tylko potrafić ją rozpoznać
Winter.Kween, dokładnie o tym mówił Chrystus (biorę tu pod uwagę wyłącznie jego działalność filozoficzną) - "Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą" (Mt, 23, 3-4). Niekoniecznie jest tak, że należy naśladować osobę, która słuszne prawo głosi. Autorytet nie przejawia się w słowach, tylko w czynach. Natomiast tak naprawdę z każdego człowieka możemy zaczerpnąć wiedzy. Trzeba tylko potrafić ją rozpoznać
Ten cytat z Mateusza bardzo pasuje do niektórych przedstawicieli kleru i władzy.
Ten cytat z Mateusza bardzo pasuje do niektórych przedstawicieli kleru i władzy.
Mi także zawsze mocno kojarzy się z przedstawicielami Kościoła katolickiego, którzy mają mnóstwo do powiedzenia w kwestii życia w rodzinie, seksu i kobiet. Szkoda tylko, że to wszystko kłamstwa, manipulacja i zwykłe klechdy. Jak widać już Jezus przestrzegał nas przed księżmi
Diogenes czynił to co głosił.
Mimo tego nie miał i nie ma wielu naśladowców.
Diogenes czynił to co głosił.
Mimo tego nie miał i nie ma wielu naśladowców.
Owszem, ale musimy wziąć pod uwagę specyfikę filozofii cyników. Zerwanie z wszelkimi zasadami społecznymi, powszechnie rozumianą moralnością, kulturą i stosunkami międzyludzkimi, jest niezwykle ciężkie. W dodatku, w mojej opinii, niewłaściwe. Czy mieszkanie na ulicy, gdzie realizuje się swoje potrzeby fizjologiczne i seksualne, można nazwać prawdziwą wolnością? Myślę, że raczej człowiek powinien się skupić na wolnym duchu, niż ciele.
Wolny duch akceptujący wszelkie zasady narzucone przez społeczeństwo. Hm... . Coś zgrzyta.
Poza Utopią istnieje "prawdziwa" wolność, brak jakichkolwiek ograniczeń? Śmiem wątpić.
Wolny duch akceptujący wszelkie zasady narzucone przez społeczeństwo. Hm... . Coś zgrzyta.
Nie mam na myśli akceptowania wszystkiego, co popularne jest wśród społeczeństwa. Ale muszą istnieć pewne zasady, prawa, imperatywy. W przeciwnym wypadku nastałby wszechobecny chaos. Czy jeśli ktoś zabije drugiego człowieka, ponieważ tak chciał, to czy można go nazwać wolnym, bo nic go przed tym nie powstrzymało? A jeśli zostanie za to skazany, to czy można powiedzieć, że jego wolność została pogwałcona? Musimy żyć według jakiś zasad, ponieważ funkcjonujemy obok siebie. Paradoks polega na tym, że czasem trzeba odebrać czyjąś dowolność, aby ktoś inny mógł być wolny.
Ani słowa nie napisałam o tym, co popularne wśród społeczeństwa.
I gdy słyszę/czytam, że "cokolwiek musimy", to dyskusję uważam za zakończoną.
Ani słowa nie napisałam o tym, co popularne wśród społeczeństwa.
I gdy słyszę/czytam, że "cokolwiek musimy", to dyskusję uważam za zakończoną.
Skoro uważasz, że "nic nie musimy", to niestety natychmiast muszę obalić tę teorię. Znajdujemy się pod przymusem cały czas. Nieustannie. Jest to przymus naszych decyzji. Jesteśmy zmuszeni przez naszą świadomość do podejmowania decyzji. Jakichkolwiek. Decyzje natomiast pociągają za sobą kolejne przymusy.
Pozostanę przy swoim zdaniu i... znikam z wątku.
Mi także zawsze mocno kojarzy się z przedstawicielami Kościoła katolickiego, którzy mają mnóstwo do powiedzenia w kwestii życia w rodzinie, seksu i kobiet. Szkoda tylko, że to wszystko kłamstwa, manipulacja i zwykłe klechdy. Jak widać już Jezus przestrzegał nas przed księżmi
A miało być filozoficznie. Oczywiście jest antyklerykalnie. Szkoda, że mało tolerancyjnie. Mimo wszystko dajmy kościołowi prawo, do prowadzenia swojej nauki. Nawet gdy ideologia, którą się kierujemy nam to utrudnia. Bez trudu mogę podać przykłady, gdy Jezus mówi o odpuszczaniu i zatrzymaniu tu na ziemi przez ten zły kler, a będzie to uszanowane w niebie.
A miało być filozoficznie. Oczywiście jest antyklerykalnie. Szkoda, że mało tolerancyjnie. Mimo wszystko dajmy kościołowi prawo, do prowadzenia swojej nauki. Nawet gdy ideologia, którą się kierujemy nam to utrudnia. Bez trudu mogę podać przykłady, gdy Jezus mówi o odpuszczaniu i zatrzymaniu tu na ziemi przez ten zły kler, a będzie to uszanowane w niebie.
Nie dostrzegam w tym nietolerancji. Nie nazwałem żadnego księdza lub przedstawiciela Kościoła katolickiego zwrotem obraźliwym lub wyrażającym pogardę, nienawiść. Kościół jest jednak sprzeczny z naukami Chrystusa, co więcej manipulował Biblią, spalił mnóstwo ksiąg (także filozoficznych). Mówię o samej instytucji, Kodeksie Kościoła Katolickiego, nie personalnie o księdzu. Ale może nie skupiajmy się na dyskusji, czy Kościół jest dobry lub zły. Myślę, że istnieje już taki temat Dajmy tutaj miejsce filozofii
Ale może nie skupiajmy się na dyskusji, czy Kościół jest dobry lub zły. Myślę, że istnieje już taki temat Dajmy tutaj miejsce filozofii
No to zacznij od siebie.
Tutaj też padają cytaty i wypowiedzi o dobrych ludziach. Kto to ma oceniać? Może jest tak, że tylko im się wydaje, że są dobrzy? A może np. traktują swojego męża, jak psa na posyłki, którego trzeba otresować.
25 2019-10-18 14:01:20 Ostatnio edytowany przez FilozofAnonim (2019-10-18 14:02:41)
No to zacznij od siebie.
Tutaj też padają cytaty i wypowiedzi o dobrych ludziach. Kto to ma oceniać? Może jest tak, że tylko im się wydaje, że są dobrzy? A może np. traktują swojego męża, jak psa na posyłki, którego trzeba otresować.
Skomentowałem jedynie post użytkowniczki. Wyraziłem swoją opinię w sposób zgodny z etykietą. Rozumiem Twoje zdanie i je szanuję. Nie chcę po prostu uczynić tego tematu dyskusją na temat zasadności istnienia Kościoła katolickiego.
Natomiast Twoja uwaga na temat oceny dobra lub zła, jest bardzo trafna. Ciężko jest nam operować tymi twierdzeniami, podczas gdy trudno jest je nam nawet jednoznacznie zdefiniować. Twierdzenia "o mężu" komentować nie będę ze względu na dość osobistą formę tej wypowiedzi.
26 2019-11-09 01:46:12 Ostatnio edytowany przez Excop (2019-11-09 01:49:48)
Temat, poza rozpoczęciem zdania tytułowego brzmi według mnie, tak:
"Kto jest lub rokuje na obelgę "filozofa"?
Ten, który ukończył fakultet na UMCS, czy bardziej wiarygodny UAM?
Filozofia, to po naszemu - w skrócie, oczywiście - jak żyć!?
Odkąd demagogia i doktryny różnego źródła dotykające sfery samodzielnego myślenia i przyjmowania wiedzy od murszejących już od tysiącleci mędrców, co ma nam przewodzić?
By do samodzielnego myślenia się zmusić, że powtórzę...
Filozofowanie to poszukiwanie prawdy. Tylko że ta wyzwala ,ale często boli.
Więc potocznie filozof nie kojarzy się miło, bo ludzie poszukują komfortu , a wychodzą z niego przeważnie wtedy gdyby coś zaczyna ich gryźć, nie wcześniej.
Filozofowanie to poszukiwanie prawdy. Tylko że ta wyzwala ,ale często boli.
Więc potocznie filozof nie kojarzy się miło, bo ludzie poszukują komfortu , a wychodzą z niego przeważnie wtedy gdyby coś zaczyna ich gryźć, nie wcześniej.
Potwierdzam.
Gdy zacznie się czytać Arystotelesa,Platona i jego nauczyciela, Sokratesa, trudno wrócić do dnia dzisiejszego, bez odniesienia się do ich uwag.
A pracowali przed Chrystusem jeszcze.
Nie mam odpowiedniego wykształcenia, ale lektura pozwala rozumieć więcej, niż dotąd.
I tego, czego nie wiem, oczekuję od kolejnych ksiąg.
29 2020-05-27 15:46:44 Ostatnio edytowany przez esflores (2020-05-27 15:47:37)
Bardzo serdecznie witam Was drogie Panie i drodzy Panowie. Szukałem podobnego tematu na forum, ale go nie znalazłem. W związku z tym postanowiłem założyć ogólny temat tyczący się filozofii, z zamiarem "zarażenia" Was moją filozoficzną pasją i możliwością wymiany poglądów. Jeśli mielibyście jakiekolwiek pomysły, filozoficzne rozważania, problemy natury etycznej, wszystko to, i więcej, można napisać właśnie tutaj. Serdecznie zapraszam do dyskusji.
Kuba
Daleka jestem od tego by poglądy jakiegoś myśliciela, szkoły filozoficznej czy też systemu f. traktować jak gotowe recepty na życie. One mogą pokazywać jedynie wielość spojrzeń na dany problem, rozszerzać nasze intelektualne horyzonty. Poza tym, nie trzeba sięgać nawet do dzieł filozofów - czasem wartościowa książka, film albo doświadczenie życiowe (nie mówię tu nawet o jakimś ekstremum / sytuacji granicznej ale o drobiazgach) może skłonić nas do ciekawych refleksji np. ja, pod wpływem wiosennych prac ogródkowych, a teraz z powodu chwilowego uziemienia przez choróbsko w łóżku, wspomniałam sobie, jak bliskie było (i nadal jest) dla mnie epikurejskie spojrzenie na szczęście i przyjemności.
Wiem tyle, że filozofów posądza się o zbytnie wymądrzanie się, stara odzywka "nie filozofuj"
więc nie mają w życiu łatwo.
Temat filozoficzny, który chciałbym poruszyć to:
Kiedy warto kłamać a kiedy mówić prawdę?
31 2020-10-26 20:08:59 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-10-26 20:09:24)
Nie wiem, czy "warto" kłamać, ale Kant zadał filozoficzne pytanie mniej-więcej w tym stylu: "Gdyby potencjalny morderca zapytał mnie, czy jego przyszła ofiara znajduje się w określonym miejscu, to należałoby odpowiedzieć zgodnie z prawdą?" W tym przykładzie kłamstwo wydaje się nie tylko moralnie uzasadnione, ale wręcz wskazane.
Inne przykłady: Czy mogę skłamać komuś o powadze jego choroby? Czy śmiertelnie chorzy mają prawo do prawdy?
Czy mogę skłamać komuś o powadze jego choroby? Czy śmiertelnie chorzy mają prawo do prawdy?
- moje zdanie:
filozofować to sobie można, bo to teoria, a życie nie jest takie proste. Każdy człowiek to inna konstrukcja psychiczna. Jednego mobilizuje głaskanie, a innego solidna sprzeczka, bo dopiero po niej zaczyna myśleć i zbierać siły.
Chory, ciężko chory to człowiek, który może nie mieć zbyt wiele czasu. To człowiek, który wiedząc o swojej chorobie może by zaczął szukać dla siebie najlepszych rozwiązań, aby dać sobie szansę na zdrowie, albo chociaż dłuższe życie. Z drugiej strony to może być człowiek, który się załamie, podda i choroba przez to pokona go szybciej. Są też ludzie bardzo inteligentni, dociekliwi i bez względu na to co usłyszą, na własną rękę będą dociekać co im dolega i sami to odkryją.
Nie ma uniwersalnego rozwiązania. Tu potrzeba wyczucia, taktu, a nie filozofii. Warto też pamiętać, że ludzie mają też skłonność do samooszukiwania się, jeśli diagnoza im nie odpowiada.
Odpowiadając ogólnie - tak, każdy ma prawo wiedzieć na co jest chory, czy są na to leki, ile mniej więcej zostało mu życia i jak to życie może wyglądać, oraz jak na ogół wygląda odejście człowieka chorego na tę konkretną chorobę. Nie wolno człowieka pozbawić szans na decyzję, dając mu złudzenie, iż nic mu nie dolega, albo, że to co dolega nie jest, aż tak poważne. To on ma podjąć decyzję, bo to chodzi o jego życie, czy zdrowie. Jeśli się załamie to trzeba mu pomóc wrócić "do pionu". Jeśli zacznie walczyć, czy też realizować marzenia, załatwiać istotne dla niego sprawy, to mu zwyczajnie pomóc.
Filozofowanie można sobie zostawić, jak człowiek już odejdzie, albo wróci do zdrowia. , aby na przyszłość wiedzieć jak się zachować w danej sytuacji, a i tak można nie uniknąć pomyłki.
Nie tak wygląda filozofia, że ktoś przychodzi i mówi: "pofilozofujmy".
Autor nie dostarczył niestety żadnej intelektualnej pożywki. W efekcie ten wątek wegetuje, co jest dość sporym "wyczynem", biorąc pod uwagę jak często inne wątki samoistnie dryfują w stronę filozofowania.
34 2020-11-01 12:08:13 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-11-01 12:08:50)
Nie tak wygląda filozofia, że ktoś przychodzi i mówi: "pofilozofujmy".
Autor nie dostarczył niestety żadnej intelektualnej pożywki. W efekcie ten wątek wegetuje, co jest dość sporym "wyczynem", biorąc pod uwagę jak często inne wątki samoistnie dryfują w stronę filozofowania.
Moim zdaniem brakuje tu autora-moderatora, który pilnowałby ram dyskusji i prowadził ją w uporządkowany sposób.
W przeciwnym wypadku skończy się na bajdurzeniu o wszystkim i o niczym, miast na filozofowaniu.
Tylko taki projekt wymaga sporego zaangażowania, przede wszystkim czasu i energii na to, żeby przewidzieć, w jakim kierunku dyskusja może pójść i już na zapas przygotowywać sobie dalsze kroki.
Bez struktury zginiemy tu w gąszczu nieuporządkowanych wątków
35 2020-11-01 13:11:20 Ostatnio edytowany przez Tycho (2020-11-01 14:50:35)
Moim zdaniem brakuje tu autora-moderatora, który pilnowałby ram dyskusji i prowadził ją w uporządkowany sposób.
W przeciwnym wypadku skończy się na bajdurzeniu o wszystkim i o niczym, miast na filozofowaniu.
Przede wszystkim brakuje tu interesującego pytania. Rolą autora było rozkręcenie tej dyskusji. Tu na razie nie ma czego moderować.
Po pierwsze, dobre pytanie filozoficzne musi być konkretne, a nie w stylu "porozmawiajmy o tym czym jest świat".
Po drugie musi być dostosowane do odbiorcy. Odbiorcy tu, jakby nie patrzeć, to filozoficzni amatorzy, ze mną włącznie , więc chyba nie ma sensu rzucać się na ontologię czy epistemologię. Filozofia może natomiast postawić pytania związane z wiarą, ekonomią, fizyką, biologią, socjologią. Które z tych dziedzin są odbiorcom tego forum, czyli głównie kobietom, najbliższe?
Po trzecie, dobre pytanie powinno być dostosowane do tego co aktualne, bo nasze myślenie i tak już krąży cały czas wokół aktualnych spraw i pewnie gdzieś we własnej głowie sobie sami filozofujemy na te tematy.
W oparciu o powyższe, zarzucę następujący temat.
Biorąc pod uwagę obecnie obserwowany kryzys zaufania ludzi do rządów, nie tylko w Polsce, czy uważacie, że czeka nas anarchistyczna rewolucja? Czy jako kraj, a może nawet jako całą ludzkość dalibyśmy radę żyć bez żadnych rządów? Jeśli nie, to co stałoby na przeszkodzie?
W oparciu o powyższe, zarzucę następujący temat.
Biorąc pod uwagę obecnie obserwowany kryzys zaufania ludzi do rządów, nie tylko w Polsce, czy uważacie, że czeka nas anarchistyczna rewolucja? Czy jako kraj, a może nawet jako całą ludzkość dalibyśmy radę żyć bez żadnych rządów? Jeśli nie, to co stałoby na przeszkodzie? Czy anarchia byłaby lepsza niż PIS?
Nie wydaje mi się, że anarchia jako porządek docelowy, to realny pomysł. Żartobliwie mogłabym posłużyć się powiedzeniem, że tam, gdzie dwie osoby, to jedna musi być szefem ;-) Ale nie w tym rzecz. Ale w ludzkiej naturze, a właściwie w jej różnorodności. A może to nie natura, ale kwestia wychowania lub predyspozycji osobowościowych. W każdym bądź razie mamy osoby, które świetnie by się odnalazły bez scentralizowanej struktury, zarządzającej sprawami społecznymi, ale jest też wiele osób, które są zewnątrzsterowalne, potrzebują przewodnictwa, jasnych zasad, które są ustalone, pilnowane i egzekwowane przez ciało centralne(czy w trójpodziale czy w innej formie władzy). Poza tym władza to silny afrodyzjak, więc ktoś będzie chciał się wybić prędzej czy później.
Mnie się wydaje, że to jest utopijny pogląd, głoszący, że ludzie jako społeczeństwo będą w stanie sami się zorganizować, chociaż anarchizm jako jedna z funkcjonujących idei jest potrzebna i pożyteczna.
Nie wydaje mi się, że anarchia jako porządek docelowy, to realny pomysł. Żartobliwie mogłabym posłużyć się powiedzeniem, że tam, gdzie dwie osoby, to jedna musi być szefem ;-) Ale nie w tym rzecz. Ale w ludzkiej naturze, a właściwie w jej różnorodności. A może to nie natura, ale kwestia wychowania lub predyspozycji osobowościowych. W każdym bądź razie mamy osoby, które świetnie by się odnalazły bez scentralizowanej struktury, zarządzającej sprawami społecznymi, ale jest też wiele osób, które są zewnątrzsterowalne, potrzebują przewodnictwa, jasnych zasad, które są ustalone, pilnowane i egzekwowane przez ciało centralne(czy w trójpodziale czy w innej formie władzy). Poza tym władza to silny afrodyzjak, więc ktoś będzie chciał się wybić prędzej czy później.
Ciekawe argumenty, ale zauważ że rolą rządu nigdy nie powinno byc mikrozarząszanie codziennym życiem obywateli, więc zewnętrznie sterowalni nie powinni szukać swojego źródła kontroli akurat w rządzie. Obecnie chyba mamy też nadmiar takich zrodel, więc ci ludzie zawsze znajdą sobie kogoś kto ich od czasu do czasu szturchnie, choćby szef czy własny małżonek.
Zauważ też że anarchia nie oznacza że decyzję nie są podejmowane, tylko że nie są podejmowane autorytarnie. Nie oznacza też braku zasad, tylko że zasady powstają oddolnie. Samo podejmowanie decyzji bardziej skupia się na racjach a nie na mandacie. Obecnie istnieje wiele społeczności czy organizacji działających na dużą skalę, msjscych sukcesy, a które są zbliżone do anarchii. Przykładem jest choćby środowisko naukowe.
Cywilizacja jakoś się kręci. Większość wie co ma robić, a jak popatrzec czym zajmują się rządy to nie widać zbytnio rzeczy których społeczność nie mogła by zrobić sama.
Ciekawe argumenty, ale zauważ że rolą rządu nigdy nie powinno byc mikrozarząszanie codziennym życiem obywateli, więc zewnętrznie sterowalni nie powinni szukać swojego źródła kontroli akurat w rządzie. Obecnie chyba mamy też nadmiar takich zrodel, więc ci ludzie zawsze znajdą sobie kogoś kto ich od czasu do czasu szturchnie, choćby szef czy własny małżonek.
Zauważ też że anarchia nie oznacza że decyzję nie są podejmowane, tylko że nie są podejmowane autorytarnie. Nie oznacza też braku zasad, tylko że zasady powstają oddolnie. Samo podejmowanie decyzji bardziej skupia się na racjach a nie na mandacie. Obecnie istnieje wiele społeczności czy organizacji działających na dużą skalę, msjscych sukcesy, a które są zbliżone do anarchii. Przykładem jest choćby środowisko naukowe.
Cywilizacja jakoś się kręci. Większość wie co ma robić, a jak popatrzec czym zajmują się rządy to nie widać zbytnio rzeczy których społeczność nie mogła by zrobić sama.
Sęk w tym, że działania rządu przekładają się na realne - jeśli nie mikrozarządzanie to przynajmniej wpływ - na codzienne życie obywateli. Skądś wzięło się „jak żyć, panie premierze, jak żyć?” Smutna prawda jest taka, że wiele osób oczekuje od rządu organizacji ich życia, delegują na rząd odpowiedzialność za siebie, swój dobrostan, wręcz oczekują od rządu, że będzie o nich dbał. Te grupy ludzi będą poszukiwać powiedzmy - lidera, który zdejmie z nich brzemię odpowiedzialności za cenę własnej wolności.
Dlatego pewnych grup ludzi nie interesuje podejmowanie decyzji, czy też partycypowanie w ich podejmowaniu i cedują to na rząd. Oni mają dobrze ugruntowaną wewnętrznie potrzebę hierarchii i autorytetu, któremu nadają rolę nadrzędną. A w odpowiedzi są osoby, które wezmą na siebie ten obowiązek liderowania :-) Co więcej, chętnie nadadzą więcej prerogatyw dla siebie poprzez definiowanie co powinniśmy robić, jak powinniśmy postępować, w jakim kierunku powinno społeczeństwo działać, że np. powinno być jednomyślne ;-) I nagle okazuje się, że rząd i władza więcej problemów przysparza nam niekiedy niż je rozwiązuje, a czasami też generuje problemy, które potem stara się sama rozwiązywać i mówi że bez nas nie dalibyście rady ;-)
Sęk w tym, że działania rządu przekładają się na realne - jeśli nie mikrozarządzanie to przynajmniej wpływ - na codzienne życie obywateli. Skądś wzięło się „jak żyć, panie premierze, jak żyć?” Smutna prawda jest taka, że wiele osób oczekuje od rządu organizacji ich życia, delegują na rząd odpowiedzialność za siebie, swój dobrostan, wręcz oczekują od rządu, że będzie o nich dbał. Te grupy ludzi będą poszukiwać powiedzmy - lidera, który zdejmie z nich brzemię odpowiedzialności za cenę własnej wolności.
O tym pisał chyba Erich Fromm Wydaje mi się, że rezygnacja z rządów nie oznacza, że tacy ludzie będą pozostawieni samym sobie - wręcz przeciwnie, dałoby to szansę powstania organizacji lokalnych (kolektywów, komun), na których tacy ludzie mogliby się oprzeć bardziej niż na rządzie.
Dlatego pewnych grup ludzi nie interesuje podejmowanie decyzji, czy też partycypowanie w ich podejmowaniu i cedują to na rząd.
Ciekawe, na ile istnienie takich grup jest naturalne, a na ile jest efektem obecnego systemu edukacji, który na żadnym etapie praktycznie nie uczy podejmowania decyzji, tylko słuchania poleceń. Może należałoby zacząć od tego - od uczenia od dziecka dokonywania wyborów i brania za nie odpowiedzialności.
Dlatego pewnych grup ludzi nie interesuje podejmowanie decyzji, czy też partycypowanie w ich podejmowaniu i cedują to na rząd.
- dokładnie. I nie wynika to z wychowania, a z osobowości. Są ludzie, którzy nie chcą podejmować decyzji, nie potrafią podjąć decyzji, a za to doskonale wykonują polecenia, dostosowują się do sytuacji. Nie chcą jednak za nic ponosić odpowiedzialności.
41 2020-11-01 22:16:13 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-11-01 22:16:37)
Czy jako kraj, a może nawet jako całą ludzkość dalibyśmy radę żyć bez żadnych rządów? Jeśli nie, to co stałoby na przeszkodzie?
Zastanawiam się, kto do tej pory dał radę?
Próby miały miejsce, np. podczas hiszpańskiej wojny domowej 1936-1939, gdy duże obszary północy kraju były zorganizowane anarchistycznie. W niektórych miejscach pieniądze zostały całkowicie wyeliminowane lub zastąpione kuponami. Praca w wyzwolonych strefach prowadzona była na całkowicie liberalnych zasadach, zgromadzenia podejmowały decyzje bez jakiejkolwiek biurokracji. Oprócz rewolucji gospodarczej panował duch rewolucji kulturalnej, zniknęły tradycje postrzegane jako opresyjne.
Brzmi to nawet nieźle, ale długoterminowo trzaba by założyć, że wszyscy członkowie danej społeczności musieliby służyć tej społeczności mniej lub bardziej bezinteresownie. Co jest utopijnym pomysłem, bo bezinteresowność nie leży w naturze większości ludzi. Co zrobić tymi członkami społeczeństwa, którzy zachowują się aspołecznie? To ze względu na nich będą musiały powstać reguły, o których będą musiały zdecydować jakieś „autorytety”, co oznacza koniec anarchii definiowanej jako struktura, w której nie obowiązują żadne normy prawne.
Zastanawiam się, kto do tej pory dał radę?
Ale czy historyczne niepowodzenia o czymś przesądzają?
Brzmi to nawet nieźle, ale długoterminowo trzaba by założyć, że wszyscy członkowie danej społeczności musieliby służyć tej społeczności mniej lub bardziej bezinteresownie.
Czemu wszyscy?
Wraz z rozwojem cywilizacyjnym i automatyzacją pracy nie tylko wszyscy nie będą musieli służyć społeczności, ale wręcz nie będą mogli!
Może problemem jest właśnie próba zmuszania wszystkich do służenia. Skoro i tak obecnie ludzie służą w różnym stopniu, czemu nie pozwolić by w przypadkach niektórych ten stopień był zerowy?
Zauważmy też jak zmienia się stosunek ludzi do koncepcji pracy dla swojej społeczności. Jeśli do pracy zmuszany jest każdy i jest ona dokładnie rozliczana, praca jest unikana. Jeśli jednak jest dobrowolna, staje się przywilejem.
Co jest utopijnym pomysłem, bo bezinteresowność nie leży w naturze większości ludzi.
To w sumie jest ciekawe - z czego bardziej wynika bezinteresowność. Z natury czy z kultury?
Bezinteresowność jest typowa dla ludów prymitywnych czy zwierząt (choć nawet tam dostrzeżono elementy handlu). Te grupy nie rozliczały dokładnie pracy i pomocy dla siebie nawzajem. Zapewne jej członkowie rozumieli pojęcie "wiszącej przysługi", długu wdzięczności, który zaciągnięto u kogoś, ale jej zwrócenie było jednak dobrowolne. Takie wiszące przysługi zacieśniały więzi - i jednym i drugim zależało by być blisko siebie: żeby zwrócić przysługę, otrzymać zwrot, albo dostać kolejną. Dopiero rozwój cywilizacji wprowadził wpierw barter, a potem pieniądze, przez co działanie interesowne stało się standardem. To rozbiło trochę więzi, bo dzięki pieniądzom za dobro wyrządzane jednej osobie odpłacić mogła inna, nawet nie znająca tej pierwszej - wystarczyło że akceptowała środek płatniczy.
Obecnie jest sporo przykładów społeczności działających na zasadzie dobrowolności czy bezinteresowności. Najlepszym przykładem jest środowisko oprogramowania Open Source. Powstaje ono dzięki dobrowolnej pracy i jest rozpowszechniane darmo. Jest wąska grupa osób, które robią całą pracę i większość, która tylko korzysta z efektów. Teoretycznie, przy założeniach wolnego rynku nie powinno to działać, a jednak działa. Tak też widziałbym społeczność pozbawioną rządów - zapewne pojawiłaby się grupa osób, które chciałyby się wykazywać w pracy społecznej, dla których jedyną zapłatą byłoby poczucie, że działają i decydują, i to by mogło wystarczyć. Inni, ci zewnętrznie sterowalni, wciąż mogliby się cieszyć brakiem odpowiedzialności i biernością.
Co zrobić tymi członkami społeczeństwa, którzy zachowują się aspołecznie? To ze względu na nich będą musiały powstać reguły, o których będą musiały zdecydować jakieś „autorytety”, co oznacza koniec anarchii definiowanej jako struktura, w której nie obowiązują żadne normy prawne.
Anarchia jest przeciwna hierarchii, nie prawu czy regułom. Poza tym, co rozumiesz pod pojęciem "autorytetu"? Czy kogoś kto dostał mandat społeczności na podejmowanie wszelkich decyzji? Czy kogoś kogo zdanie jest po prostu szanowane ze względu na mądrość? To pierwsze kłóci się z ideą anarchii, bo wprowadza pewną stałą hierarchię, ale to drugie nie - bo ów autorytet może być określany "ad hoc" i bez zasady, "jak powie tak będzie".
43 2020-11-02 20:03:42 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-11-02 20:28:29)
Ale czy historyczne niepowodzenia o czymś przesądzają?
Jeśli mam kupić tę ideę, to wolałabym, żeby była przetestowana. Z pozytywnym wynikiem.
Czemu wszyscy?
Wraz z rozwojem cywilizacyjnym i automatyzacją pracy nie tylko wszyscy nie będą musieli służyć społeczności, ale wręcz nie będą mogli!
Może problemem jest właśnie próba zmuszania wszystkich do służenia. Skoro i tak obecnie ludzie służą w różnym stopniu, czemu nie pozwolić by w przypadkach niektórych ten stopień był zerowy?
Zauważmy też jak zmienia się stosunek ludzi do koncepcji pracy dla swojej społeczności. Jeśli do pracy zmuszany jest każdy i jest ona dokładnie rozliczana, praca jest unikana. Jeśli jednak jest dobrowolna, staje się przywilejem.
No nie będą mogli, nawet jakby nawet czasem tego bardzo chcieli. Uważam, że to źle.
Zastanawiam się, co będą robili ludzie, kiedy nie będą mieli nic do roboty. Bardzo chciałabym wierzyć w to, że zajmą się wtedy dobrowolnie sztuką, nauką, realizowaniem swojego potencjału, w którym obecny przymus pracy „przeszkadza”. Jednak w tej chwili uważam ten scenariusz za zbyt optymistyczny. MagdaLena pisała o ludziach zewnątrzsterowalnych i taka jest niestety większość. Na szczycie piramidy jest bardzo pusto, a zakładam, że na tym szczycie znajdują się właśnie ci nieliczni ze zdolnością do kierowania się wewnętrzną motywacją. Reszta, którą optymistycznie szacuję na co najmniej 90% populacji, potrzebuje nagród i kar, bo inaczej zgnuśnieje i zatraci się w seksie i zabawie.
To w sumie jest ciekawe - z czego bardziej wynika bezinteresowność. Z natury czy z kultury?
Bezinteresowność jest typowa dla ludów prymitywnych czy zwierząt (choć nawet tam dostrzeżono elementy handlu). Te grupy nie rozliczały dokładnie pracy i pomocy dla siebie nawzajem. Zapewne jej członkowie rozumieli pojęcie "wiszącej przysługi", długu wdzięczności, który zaciągnięto u kogoś, ale jej zwrócenie było jednak dobrowolne.
Muszę się zapytać, bo na tym miejscu trochę się zawiesiłam: czy mógłbyś wyjaśnić „bezinteresowność typową dla zwierząt”? Bo ostatnim razem to miałam z nią do czynienia w książeczce z obrazkami z serii „Poczytaj mi mamo” i mi się skojarzyło, że wilk się przyjaźnił z zajączkiem. To raczej nie w prawdziwej dżungli? Gdzie silniejszy pożera słabszego?
Co do bezinteresowności ludzi i tego, że pomagają sobie nawzajem, to przyznałabym Ci rację, ale jedynie do tego momentu, gdzie zbiorowość jest niewielka i wszyscy jej członkowie się znają i panują w niej przejrzyste struktury. Przykładami mogą być kibuce, czy inne mniejsze społeczności np. wyznaniowe, które faktycznie sprawnie działają na zasadzie wzajemnego zaufania.
Problemem zaczyna się tam, gdzie zbiorowość jest większa i anonimowa, ponieważ w naturze ludzkiej nie leży solidarność i bezinteresowność skierowana do „anonimowej masy”. Im większa i "mało przejrzysta" społeczność, tym większa nieufność, strach przed obcym i nieznanym i ograniczona chęć do kooperowania i współpracy.
Obecnie jest sporo przykładów społeczności działających na zasadzie dobrowolności czy bezinteresowności. Najlepszym przykładem jest środowisko oprogramowania Open Source. Powstaje ono dzięki dobrowolnej pracy i jest rozpowszechniane darmo. Jest wąska grupa osób, które robią całą pracę i większość, która tylko korzysta z efektów.
Z tym Open Source to nie zawsze i nie do końca tak jest, że to tylko służba innym i że gdzieś tam siedzi Miłosierny Samarytanin i rozdaje miłość w różowym opakowaniu ze wstążeczką.
Wyczytałam, że: „istotą oprogramowania typu Open Source nie jest brak opłat, a otwartość kodu źródłowego - czyli tego, co stanowi o budowie i funkcjonalności programu. Otwartość kodu źródłowego nie jest jednak równoznaczna z nieodpłatnością."
Czyli nie taka znowuż całkowita bezinteresowność, tylko raczej zarzucenie przynęty, bo np. nowe wersje oprogramowania mogą być już płatne, albo kosztuje serwis, doradztwo, rozszerzona funkcjonalność, dodatki czy support.
Anarchia jest przeciwna hierarchii, nie prawu czy regułom. Poza tym, co rozumiesz pod pojęciem "autorytetu"? Czy kogoś kto dostał mandat społeczności na podejmowanie wszelkich decyzji? Czy kogoś kogo zdanie jest po prostu szanowane ze względu na mądrość? To pierwsze kłóci się z ideą anarchii, bo wprowadza pewną stałą hierarchię, ale to drugie nie - bo ów autorytet może być określany "ad hoc" i bez zasady, "jak powie tak będzie".
Okej, być może „autorytet” to nieodpowiednie słowo i może lepiej pasowałoby tu termin „władza” lub „panowanie nad innymi”.
Chodzi mi o pytanie, kto ma panować, sprawować nad społeczeństwem władzę i koordynować je w przypadku naruszania prawa? Jeśli nadmierna liczba bezwzględnych, egocentrycznych ludzi nie będzie mogła zostać powstrzymana?
P.S. Jakby co, to chętnie pofilizofuję, ale raczej na ćwierć etatu albo weekendowo . Mało czasu...
Jeśli mam kupić tę ideę, to wolałabym, żeby była przetestowana. Z pozytywnym wynikiem.
Wiadomo chociaż o ten luksus chyba coraz trudniej. Wartościowy test można przeprowadzić przy względnie stałych warunkach. Tymczasem cywilizacja się rozwija. Czy XIX wieczny kapitalizm jest podobny do dzisiejszego? Czy XX wieczny test socjalizmu jest wartościowy z dzisiejszej perspektywy, gdy tak znacznie poprawiliśmy wydajność produkcji i zmieniliśmy model konsumpcji? Tak naprawdę każde nowe rządy do nieprzetestowany eksperyment.
Zastanawiam się, co będą robili ludzie, kiedy nie będą mieli nic do roboty. Bardzo chciałabym wierzyć w to, że zajmą się wtedy dobrowolnie sztuką, nauką, realizowaniem swojego potencjału, w którym obecny przymus pracy „przeszkadza”. Jednak w tej chwili uważam ten scenariusz za zbyt optymistyczny. MagdaLena pisała o ludziach zewnątrzsterowalnych i taka jest niestety większość. Na szczycie piramidy jest bardzo pusto, a zakładam, że na tym szczycie znajdują się właśnie ci nieliczni ze zdolnością do kierowania się wewnętrzną motywacją. Reszta, którą optymistycznie szacuję na co najmniej 90% populacji, potrzebuje nagród i kar, bo inaczej zgnuśnieje i zatraci się w seksie i zabawie.
Słyszałaś o eksperymencie Calhouna? Próbowano stworzyć "mysią utopię", społeczność z nieograniczonym dostępem do wszystkiego i bez zagrożeń. Niestety nie skończyło się to dobrze. Czy z ludźmi będzie podobnie?
Problem w tym, że to jest właśnie cel postępu - ciągłe ułatwianie sobie życia i redukowanie problemów, czyli eliminacja przyszłej pracy, zazwyczaj prostej. Tyle że większość ludzi jest w stanie tylko taką pracę wykonywać.
Muszę się zapytać, bo na tym miejscu trochę się zawiesiłam: czy mógłbyś wyjaśnić „bezinteresowność typową dla zwierząt”? Bo ostatnim razem to miałam z nią do czynienia w książeczce z obrazkami z serii „Poczytaj mi mamo” i mi się skojarzyło, że wilk się przyjaźnił z zajączkiem. To raczej nie w prawdziwej dżungli? Gdzie silniejszy pożera słabszego?
Mówię o bezinteresowności wewnątrzgatunkowej. Zwierzęta żyjące w grupach (wilki, słonie, małpy) opiekują się słabszymi.
Z tym Open Source to nie zawsze i nie do końca tak jest, że to tylko służba innym i że gdzieś tam siedzi Miłosierny Samarytanin i rozdaje miłość w różowym opakowaniu ze wstążeczką.
Wyczytałam, że: „istotą oprogramowania typu Open Source nie jest brak opłat, a otwartość kodu źródłowego - czyli tego, co stanowi o budowie i funkcjonalności programu. Otwartość kodu źródłowego nie jest jednak równoznaczna z nieodpłatnością."
Czyli nie taka znowuż całkowita bezinteresowność, tylko raczej zarzucenie przynęty, bo np. nowe wersje oprogramowania mogą być już płatne, albo kosztuje serwis, doradztwo, rozszerzona funkcjonalność, dodatki czy support.
Tak, istnieją różne rodzaje licencji. Ale jednak większość dostępnego oprogramowania jest darmowa, zwłaszcza oparta na projekcie GNU. Taki np. jest darmowy i tworzony przez entuzjastów. Owszem, są firmy, takie jak RedHat czy Canonical, które tworzą swoje płatne dystrybucje i obsługę klienta. Jednak to co najważniejsze, jądro systemu, jest tworzone darmowo przez społeczność. Podobnie ma się sprawa z wikipedią - za serwery trzeba płacić, ale sama wiedza przez nią dostarczana to efekt darmowej pracy dziesiątek czy może setek tysięcy ludzi na całym świecie.
Okej, być może „autorytet” to nieodpowiednie słowo i może lepiej pasowałoby tu termin „władza” lub „panowanie nad innymi”.
Chodzi mi o pytanie, kto ma panować, sprawować nad społeczeństwem władzę i koordynować je w przypadku naruszania prawa? Jeśli nadmierna liczba bezwzględnych, egocentrycznych ludzi nie będzie mogła zostać powstrzymana?
Sprawowanie władzy i koordynacja to 2 różne sprawy. Pierwsza nie jest konieczna. Druga to po prostu pewna rola, którą ludzie przyjmują. O porządek w społecznościach dbała zazwyczaj milicja, która w odróżnieniu od policji nie była organem władzy, tylko obywatelskim. Oczywiście "milicja" znana z PRL była milicją tylko z nazwy.
P.S. Jakby co, to chętnie pofilizofuję, ale raczej na ćwierć etatu albo weekendowo . Mało czasu...
Czas to jedno. Nie wiem, jak to u Was wygląda, bo ja lubię sobie pofilozofować, ale muszę mieć do tego nastrój, bardziej melancholijny. Listopad zatem to przeważnie dobry miesiąc na filozofowanie, ale jak na razie przez to wszystko, co się dzieje do około, to raczej trudno o zadumę i głębszą refleksję.