Marzepka napisał/a:Pozwolę sobie podsumować Wasze wypowiedzi. Konkretnie:
- miłość/zdrada to decyzja,
- miłość (w odróżnieniu od zauroczenia tudzież zakochania) to nie emocje, motylki w brzuchu, adrenalina...to szacunek w stosunku do żony/męża, pragnienie szczęścia drugiej osoby, poczucie bezpieczeństwa,
- od siebie dodam, że w ewentualnej zdradzie „problem” nie leży po stronie zdradzanej/zdradzonym odpowiednio żonie/mężu, lecz zawsze po stronie osoby, która dopuściła się zdrady. Oznacza to, że taka osoba często ma problem z samym sobą, tj. braki emocjonalne, wychowawcze, brak miłości do samej siebie...i zazwyczaj sama jest bardzo nudna (dlatego potrzebuje czegoś nowego, „świeżego”),
- jak już do zdrady doszło, to zdradzona kobieta/mąż nic nie jest w stanie zrobić, by „przekonać” do siebie zdradzacza. Najlepszym wyjściem jest zająć się tylko sobą/dziećmi, zadbać o siebie, i cieszyć się życiem (w tym przypadku to z pewnością będzie dłuższy proces-zdrada to „zabójstwo”, „gwałt na sercu”). Ciekawi mnie tylko, dlaczego tak często się słyszy, że osoba, która zdradziła chce wrócić do żony/męża, a ten nowy, rewelacyjny związek z kochanką i tak nie przetrwał
Wniosek końcowy nasuwa mi się jeden: osoba, która zdradziła nie jest warta ani jednej łzy, zainteresowania, a już na pewno nie powinno jej dać szansy na powrót.
Bardzo subiektywne wnioski, Marzepko
tak jakbyś pominęła cześć wpisów i sporządziła je na podstawie i tak w większości własnych myśli, zachcianek. Czy ktoś kiedyś Ciebie zranił w ten sposób? Nie myślałaś nad powodem lub nie wysłuchałas go?
Tak jak wspomniałam, u mnie to ja zdradziłam. I Nie, nie jestem nudna. Raczej nudzilo mnie coraz bardziej zachowanie partnera. Jego pierdolety, wieczne pretensje, brak spontaniczności, zaufania (wtedy bezpodstawnie), zazdrość bez powodu. Braki emocjonalne? Owszem, przyznaje. Chyba kazdy je ma, z tego co widzę w miarę upływu lat. Jednak były partner ma jeszcze większe, plus inne ujmy i problemy, które stawiają go niziutko w randze. W sumie błąd popełniłam, ze w ogóle zaczęłam z nim być, ale oczarował mnie pewnymi cechami, poza którymi to furiat i cham, a przy okazji niehonorowy prostak i golodupiec, który nawet na koniec związku nie oddał mi pożyczonych pieniędzy.
W seksie był super! Ale jak widać to nie wszystko i wcale nie musi ratować przed zdrada. przystojny tak pół na pół, po prostu go pokochałam i dla mnie był przystojny. Jednak swoim stylem bycia, poglądami, które z czasem coraz bardziej rzucały mi się w oczy i z ta zazdrością w końcu doprowadził do tego, ze przestało mi zależeć i zaczęłam go postrzegac jako problem do wyeliminowania, ale jednak przyzwyczajenie nie pozwalało działać zdecydowanie i wprost. Zdrada ma różne mechanizmy, próba jej analizy jest moim zdaniem bez sensu, nawet jak sama próbuje w to wniknąć to zastanawiam się, czy da sie przewidzieć wszystkie swoje reakcje i uważam, ze nie.
Zdradziłam go nie raz. Przyznaje bez bicia. Nie miałam już do niego za grosz szacunku. Bo jak mieć szacunek do kogoś, kto w ZWYCZAJNEJ kłótni życzy mi żeby kiedyś takich ludzi jak ja poddawano eutanazji? Przykład najzwyklejszej wymiany zdań, a skoro w nieważnych kwestiach padały takie teksty to wyobraźcie sobie, jakie były w większych. Ale nie umiałam odejść. Mój jedyny duży blad.
Nie jestem dumna, ale również nie żałuje. Może inaczej, żałuje innych konsekwencji, jakich doznałam na tej drodze, ale na pewno nie utraty jego jako partnera, bo wg mnie zasłużył na to w pełni i gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym mu to z jeszcze większymi fajerwerkami i nie jest w ani ułamku przedmiotem mojego żalu. Różne są przypadki. Były ostrzeżenia, były prośby o zmianę. Plus jakaś tam cząstka mnie i mojej winy, wiadomo.
I tu kolejny podpunkt Twojego podsumowania, który u mnie nie ma pokrycia w rzeczywistości, bo mimo moich zdrad to ON końcowo błagał mnie o powrót i deklarował, ze wybaczy, a to ja wracać nie chciałam. Wcale nie jest tak, ze zdradzony zawsze biedny i kochany i góra na koniec. I jak widać , zdradzający nie zawsze żałuje. Czasem tez wręcz żałuje zdradzony, ze sie do zdrady przyczynił, bywa i tak.
Ja predyspozycje do zdrady na pewno mam, tego nie ukrywam. Czy widzę w tym jakiś wielki problem? Nie. Wada jak każda inna, albo mechanizm obronny, nie wiem. Tez zostałam zdradzona i szczerze, no przykre, ale jakoś nie widzę w tym tragedii na skale, w jakiej ujmują to ludzie. Bardziej boli mnie smierć bliskiej osoby i np problemy związane z przyszłością, rodzina, kariera.
Ja wybaczam, jeśli warto. Po prostu wiem, ze są w życiu większe problemy niż to, ze ktoś gdzieś tam zamoczyl. Ważne są powodu i okoliczności a nie sam fakt.
Wracając, Gdy miałam te naście lat, zdradziłam pierwszy raz, ale tylko pocałunkami i ... właściwie emocjonalnie. Tylko lub aż. I wiesz co? W obu przypadkach, typ którego zdradziłam był podobny- zazdrosny i krzykliwy, jego zawsze ‚na wierzchu’, nienawidzę tego typu ludzi- Gwóźdź do trumny na własne życzenie. Są najbardziej toksyczni i najbardziej zamaskowani, bo na początku są do rany przyłóż i usypiają czujność.
Nie ma reguły, nie ma sensu tworzyć wniosków dla własnego pocieszenia.
Kazdy rozlicza sie w ramach własnego sumienia. Ja zdradziłam dwóch i oboje chcieli wrócić do mnie- ja nie chciałam. Niech zatem zdradzane strony tez czasem przemyślaja sprawę. Prawda najczęściej leży gdzieś pośrodku a najlepsze miejsce na namiot jest zawsze kawałek dalej.
PS nie chciałam nikogo urazić , gdyby coś.