Witajcie drodzy forumowicze.
Chciałabym Wam przedstawić moją historię, z której ofiary stałam się winowajcą. Od wypowiadanych w kółko tych samych słów , zaczynam wątpić w swoją rację.
Jestem ze swoim partnerem tzn byłam 12 lat, wspólnie mamy 5 letniego syna, po drodze było wiele upadków z których zawsze się podnosiliśmy ale raczej nie wyciągaliśmy lekcji życia na długo. Ja walcząca o to ,żeby przestał w końcu nałogowo palić marihuanę, żeby zrobił coś dla Nas , dla domu. żeby zaczął się angażować w wychowywanie dziecka. Ja w tym związku przez niego byłam niewidzialna... Ciągle coś mu przeszkadzało.... a to że się czepiam, że wymagam ,itd.....
Walki z jego śmiało mogę nazzwać uzależnieniem nigdy nie wygrałam, z roku na rok, z miesiąca na miesiąc jego szacunek do mnie spadł do minimum. Przy pierwszej lepszej sytuacji , wymianie zdań pisał w wiadomościach, Tępaku, Debilu, Głąbie itd... (to te z łagodniejszych nazw). Wiem że ma rację mnie tak nazywając, bo przecież jestem taką osobą , bo gdybym była inna to bym z nim nie była. Moje uzależnienie od jego osoby też widzę, zastanawiam się tylko co mną kierują, strach przed samodzielnym wychowywaniem dziecka czy strach drogi przez życie samemu. W maju, zrobiłam prowokację pisząc do niego na maila, w imieniu jakieś wymyślonej dziewczyny. Zrobiłam to bo czułam się jak szmata.... Chciałam to usłyszeć od niego, chciałam potwierdzić moje założenia. On pisał z chęcią, ciągnął rozmowę z podstawioną dziewczyną, Stwierdził,że pisanie i spotkanie na które się umówili po kilku godzinach pisaniach nie jest zdradą. Nie wiem dlaczego ze mną jest, może ze względu na syna. Bo na pewno nie dla siebie. Wyszło ,że wizualnie po tylu latach nie jestem w jego typie itd...Kiedy na spotkanie przyjechałam ja, zrobił mi awanturę, ze on wiedział że to Ja, Chciałam to mam za swoje, Mogłam tak nie robić nie szukać dziury w całym to by nie było tej sytuacji.... Nie mam zaufania do niego kolejny raz je stracił, nie przyznając się do niczego. Oskarża i obwinia mnie. Na tą chwilę, jestem najgorsza, rozstaliśmy się, przy czym on zadecyował ,że musi mieszkać z nami do połowy lipca. Powiedzcie mi, napiszcie że jestem beznadziejną desperatką.... Boże... to co piszę jest w większej części bez ładu i składu....