Dziewczyny, proszę doradzcie cokolwiek bo osiwieje przez tą sytuację, w dużym skrócie.
Jestem z moim narzeczonym 3.5 roku, po 3 miesiącach zamieszkalismy u niego w mieście (większe możliwości rozwoju, jego firma itd) 500km od mojego miasta rodzinnego. Na początku rodzice jak i cała rodzina dość często się do mnie odzywali. Teraz rodzice wcale się do mnie nie odzywaja jeśli sama tego nie zrobię.. Nigdy nas nie odwiedzili, choć zapraszamy zawsze jak do nich przyjedziemy.. W lutym urodziła im się wnuczka i też nie zrobiło to na nich wrażenia za bardzo.. Dużo obietnic, przyjedziemy na porod, tu i tam.. Brak kontaktu.. Nie mam rodzenstwa, mam dwie kuzynki które podróżują po świecie, nie chce byc chrzestnymi także poprzez odległość bo nie odwiedzały by małej zbyt często, a moi rodzice mają i tak nas w... Dziewczyny, czuję się koszmarnie, nie umiem sobie poradzić z całą sytuacją i chodzę ciągle zdenerwowana.. Obawiam się, że w ogóle nikogo nie będzie ze strony mojej rodziny na chrzescie.. Jak ja się mam tam czuć?... Myślę nad psychologiem bo nie potrafię wymyślić innego rozwiązania całej sytuacji i zrozumieć tego co mi siedzi w głowie.. Chrzestni będą tylko ze strony narzeczonego.. Jak wytłumaczyć jego rodzinie, że z mojej strony nikogo nie będzie? Nawet wstyd mówić.. Co byście poczęły na moim miejscu?