poznałam go w pracy. zaczepił mnie po kilku miesiącach przypadkowo na ulicy. przez kilka miesięcy ukrywał, że ma żonę. gdy się zaangażowałam i powiedziałam mu, że czuję, że się angażuję w tę relację on powiedział stop. ja powiedziałam, że w takim razie nie mogę z nim utrzymywać kontaktu, bo to dla mnie niedobre na ten moment. i, że ok.
powiedział, że chce być sam. bo choruje. przyjęłam to.
wrócił po jakimś czasie. powiedział, że ma żonę. że nic go z nią nie łączy. powiedziałam, że ok, niech się rozwiedzie. koniec końców. walczył o kontakt. ja mu go dałam. minęło sporo czasu. rozstań i powrotów. chciałam mieć normalny związek. naciskałam na formalności. rozchodziliśmy się. wracał i obiecywał, że zaraz to nastąpi. ona uciekała przed rozmowami. żona jednak nie okazała się tylko przyjaciółką. zachorowała więc nie można było jej robić krzywdy rozwodem. prosiła o czas. oczywiście to tylko to, co wiem. w końcu po jakimś czasie papiery zostały złożone. ja i tak się szarpałam, bo się z nią spotykał. bo mieli wspólne mieszkanie. bo on tam wracał. w całej tej historii były przerwy na to, żeby ogarnął swoje sprawy. trwały po kilka tygodni. było ich wiele. wiele nieprzespanych nocy, nerwów, stresów, pretensji.
w tym wszystkim dałam z siebie tyle ile mogłam. sytuacja została mi przedstawiona tak, że już ich nic nie łączy.
z jej strony jednak sytuacja wyglądała inaczej. ponoć, ale tylko ponoć, niedawno była pierwsza sprawa, na której ona przyznała, że go kocha.
ja nie mogę z nim być, bo to nie jest dobry moment kiedy on wychodzi z bagna. bo za bardzo naciskałam. bo nie dawałam wsparcia. bo chciałam normalnego związku.
on powiedział jej wszystko o nas. wiedziała o mnie i walczyła. nie dziwię się jej wcale. robiłam to samo.
w międzyczasie dowiedziałam się, że sąd w którym toczy się sprawa ostatni raz prowadził sprawę rozwodową w 1998. po prostu ten sąd nie prowadzi już takich spraw. kłamstwo, które wykryłam ale nie mam odwagi mu powiedzieć, że wiem. nie mam jaj. teraz nie jesteśmy razem, bo on może tylko czyścić swoje sprawy beze mnie. jak jestem to nie może się na tym skupić. bo mnie tym rani. bo przegięłam. bo nie ma we mnie wyrozumiałości.
rozmawialiśmy i wiem, że jedzie teraz na weekend do jej rodziców załatwić kolejne sprawy. z teściami.
dla mnie rozwód to układ między małżonkami. a nie weekend z teściami i obgadanie z nimi formalności.
właśnie przekroczyłam próg mojej naiwności. chcę iść dalej. koniec z tym bagnem.
mówiłam to tyle razy, ale żadna ludzka istota nie zasługuje na to, żeby usłyszeć kocham cię, ale poczekaj.
żadna nie zasługuje, na pretensje, że nie ma na to sił.
ja nie mam.