Od dłuższego czasu przymierzam się do opisania swojej historii... I mam nadzieję, że usłyszę od Was szczera opinie i reakcje na moja historie... Proszę uzbroić się w cierpliwość i bo to będzie bardzo długie wyznanie... A więc zacznę od początku....
Na początku byłego roku rozstała się z chłopakiem z którym byłam rok, ale od dłuższego czasu nie wiedziałam, że ten związek się rozpadnie więc jakby to rozstanie mnie nie załamało...po jakimś czasie poznałam poprzez internet chłopaka... oczywiście pisało się nam super, zaczęliśmy się spotykać i od tego czasu byliśmy nierozlaczni uwielbiam w nim wszystko.... zauroczenie kwitlo myślałam sobie "kurde to chyba jest to" przystojny, zabawny, miły, no petarda.... Po jakimś czasie okazało się, że jestem w ciąży, we poronilam w dniu 2 miesiącu, bardzo mnie wspierał w moim smutku gdzie sam też cierpiał... Niedługo potym okazało się, że dostał lepsza propozycje pracy i padło pytanie czy wyprowadzam się z nim... bez dłuższego zastanowienia stwierdziłam jadę... Było cudownie, odnalazłam się w nowym miejscu, znalazłam fajna pracę... Mieliśmy wspólne plany odnośnie przyszłości i budowy wspólnego domu... Do czasu... Od miesiąca zauważyłam, że mój kochany gaśnie w oczach, widziałam że coś się dzieje, pytałam wiele razy co jest nie tak... Odpowiadał że ok, ale widziałam że coś jest nie tak... Przyznał się, że ma poważne problemy w pracy ze wdal się w źle towarzystwo i, grożą mu poważne problemy prawne... Załamał się... Zaczął popadać w depresję... Odsunął się ode mnie nie chciał nawet na mnie patrzeć prze to wszystko czułam się winna jakbym to ja coś zrobiła nie tak ale On i tak stwierdził, że lepiej będzie dla mnie jak się rozstaniemy..próbowałam przetłumaczyć mu, że ja mu pomogę że będzie dobrze, że wszystko wytrzymam i wolę to niż życie bez niego... Stanowczo powiedział, że mam mu dać spokój, że chce być sam i mam odejść... W tym momencie pękło mi serce, sama popadam w depresję, jest mi to wszystko ciężko przetrawic... Mam ochotę iść spać i już nigdy więcej się nie obudzić...To był mój trzeci poważny związek, reszta to jakieś przelotne znajomości, ale utwierdza się w przekonaniu, że "Happy End" nie jest mi pisany...
Nie widzę wielkiego bum. Mam wrażenie, że dla niego już od pewnego czasu to nie było to. I właściwie tyle.
Odejdź i daj mu spokój.
Ale dziwi mnie to...bo do czasu kiedy nie miał tych problemów ,jeździliśmy oglądać działkę pod budowę domu...nie wierze ,ze osobie może przestać zależeć na drugiej z dnia na dzień...
Cóż, dla Ciebie to było to, ale dla niego najwyraźniej nie.
Jeśli chłopak faktycznie się załamał- zostaw go, skoro tego właśnie chce. Zajmij się sobą, a związek uznaj za definitywnie zakończony.
No ewidentnie ma depresje,przejawia wszystkie symptomy...wszyscy widza ,ze cos jest nie tak rodzina i znajomi... Jak rozmawiałam ,z nim to powiedział mi ze bardzo mu zależy na mnie ...ale teraz już nie jest tym samym człowiekiem i ,ze nie chce żebym przez niego płakała w poduszkę... sama nie wiem jak sobie z tym poradzić bo w przeciągu miesiąca moje życie znowu się wywaliło do góry nogami ...
Wiele osób mówi ,ze nawet tak lepiej będzie dla mnie bo życie z osoba w depresji jest trudne i nie daje gwarancji szczęścia
Oglądanie dzialki nie jest równoznaczne z jej kupieniem.
Prawda jest taka, że zostaje Ci uszanować jego wolę i tyle.
Ja wiem ,ja to wszystko rozumiem.Nie namawiam go ,nie mówię mu żeby wrócił...
Ale jest mi bardzo trudno w tej sytuacji ,bo z dnia na dzień moje całe życie się zmieniło
Szybko to jakoś wszystko poszło, skoro na początku poprzedniego roku rozstalaś się z ex, potem poznałaś tego, ciąża, poronienie, przeprowadzka... Rownie dobrze mogło mu przejść zauroczenie i wymyślił te problemy jako pretekst, mógł kogoś poznać i dlatego się odsunąć.. Różne mogą być teorie. Uszanuj jego wolę a przede wszystkim szanuj siebie ma tyle żeby nie prosić. Potraktuj to jako lekcje na przyszłość i może następnym razem nie pędź tak na oślep
"daj mi spokój" oznacza "daj mi spokój" i nie zostawia pola na nadinterpretację
To był mój trzeci poważny związek, reszta to jakieś przelotne znajomości, ale utwierdza się w przekonaniu, że "Happy End" nie jest mi pisany...
Pora na poważne refleksje nad sobą moim zdaniem.