Uraz po dysfunkcyjnych związkach - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 17 ]

1

Temat: Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Cześć. To mój pierwszy post na tym forum. Mimo, że nie przepadam za uzewnętrznianiem się w Internecie i wywlekaniu żali, czasem nie czuję się już na siłach, aby dźwigać wszystkie sprawy samej.

Zacznę od tego, że mam 25 lat. Trzy lata temu pierwszy raz zaangażowałam się po raz pierwszy w ,,związek" (wcześniej nie miałam żadnego doświadczenia z mężczyznami), z tym że ,,związek" ten rozpoczął się od nadużycia na tle seksualnym. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo jestem świadoma, że była to też moja wina, ignorowałam bowiem istotne znaki ostrzegawcze, a potem z wyrzutów sumienia zaczęłam się z tą osobą spotykać. Na temat tej relacji nie chcę się rozpisywać, była dysfunkcyjna, pełna przemocy psychicznej i wykorzystywania mnie, także na tle finansowym, ale zdaję sobie sprawę, że sama dałam na to przyzwolenie. Moja samoocena spadła do zera i desperacko szukałam pomocy - znajomi zazwyczaj w takich sytuacjach umywają ręce. Pomógł mi znajomy, którego spotkałam już w okresie, kiedy byłam we wspomnianym wyżej związku. Bardzo zainteresowała go ta sprawa, wielokrotnie sam udzielał mi rad, oferował pomoc, nawet wysłanie do mojego byłego partnera swoich szemranych znajomych w celu ,,zaprowadzenia z nim porządku" w razie, gdyby ten mnie uderzył.
Bezgranicznie mu zaufałam, co teraz z perspektywy wiem, że było ślepe. Niemniej jednak wydawało mi się, że w końcu udało mi się znaleźć przyjaciela, na którego zawsze mogę liczyć i  na którego zawsze czekałam, dotychczasowe znajomości nie były wiele warte. Z nowym ,,przyjacielem" rozmawiałam codziennie po kilka godzin, często w nocy, kiedy nie mogłam spać, w zasadzie mówiłam mu o wszystkim - o problemach w pracy, o swojej rodzinie, o zainteresowaniach, nigdy wcześniej nikt się mną w takim stopniu nie zainteresował, w szczególności mój pierwszy ,,partner", który kontaktował się ze mną tylko w razie potrzeby i nadużywał mnie na każdym możliwym tle.
Ostatecznie znajomy (,,przyjaciel") pomógł mi uwolnić się z toksycznej relacji. I wydarzenia przyjęły całkiem inny obrót. A za pomoc musiałam słono zapłacić. Nie jest mi łatwo o tym pisać i nie chcę opisywać wszystkiego krok po kroku - w kilku zdaniach, od razu z przyjaźni weszłam z nim w intymną relację, choć podkreślał, że nie chce związku, z drugiej strony wyraźnie usiłował mnie od siebie uzależnić, co niestety mu się udało już w początkowej fazie znajomości ze względu na moje bezgraniczne zaufanie do niego, a później jeszcze dług wdzięczności. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę i... stał innym człowiekiem. W zasadzie wszystkie rozmowy zaczął sprowadzać do seksu. Manipulował, ciągle dawał do zrozumienia, że jest jakaś inna ,,koleżanka", przez niecały rok przewinęło się ich co najmniej kilka, celowo wzbudzał zazdrość. Dochodziło do tego, że zaczął wypytywać o moją siostrę, był zainteresowany współlokatorką, moimi koleżankami. Mnie w miejscach publicznych ignorował. W zasadzie jedyne rozmowy, jakie prowadziliśmy, odbywały się na Messengerze. I jak tak patrzę na to z perspektywy, wydaje mi się to śmieszne, wręcz żałosne.
Sam mnie kontrolował, nie podobało mu się, gdy to wokół mnie się ktoś kręcił. Ośmieszał mnie czasem przy znajomych, miałam często wrażenie, że mimo zażyłości intymnej nie chciał się do mnie publicznie przyznać. Żonglował teoriami, czym jest nasza relacja, zawsze unikał słowa ,,związek", zresztą związku to nie przypominało ni w ząb. Kiedy chciałam odejść, zawsze w jakiś magiczny sposób udawało mu się wmanipulować mnie z powrotem. Zaczęły się sceny, zaczęłam mieć ataki histerii i epizody depresyjne, na moich oczach jawnie podrywał inne, miałam wrażenie, że wręcz testuje moje reakcje psychologiczne - co okazało się prawdą. Stale obserwował, jak reaguję, poniżał mnie. Zaczął mi wmawiać choroby psychiczne. Najgorsze zaczęło się, gdy oznajmił, ze zainteresował się ,,coachingiem" i podobno zaczął chodzić na jakieś szkolenia z tym związane. Nie wiem, na ile miało to coś wspólnego z prawdą, człowiek zmienił sobie bowiem imię (!), podawał inne, rzekomo na poły zagraniczne pochodzenie i zawód, którego w rzeczywistości nie wykonywał. A jednak ludzie mu wierzyli. Zalecił mi udanie się do terapeuty i psychiatry - mało tego, potem chciał mieć wgląd w moją dokumentację medyczną, kwitując moje zachowanie słowami: ,,Jesteś jak rozpędzona lokomotywa zmierzająca ku autodestrukcji".
Wiem, że robił też jakieś przekręty finansowe. Do tej pory nie mam bladego pojęcia, w jaki sposób zarabiał na życie, kiedyś wyjechał rzekomo w ,,podróż służbową" i wrócił z połamanymi żebrami. Naciągał też ludzi na swoje korepetycje, przedstawiając jako native speaker języka angielskiego (ja od razu wiedziałam, że to jeden wielki kit, ale z początku traktowałam jego przechwałki z przymrużeniem oka). I przy mnie werbował sobie uczniów. Do największego absurdu doszło, gdy okazało się, że jego rzekome ,,zdrady" i romanse były nieprawdziwe, bo skontaktowałam się z dwiema osobami, z którymi miał rzekomo się spotykać w międzyczasie - zareagowały zdziwieniem, nigdy do niczego nie doszło lub miało to miejsce dawno i nie chciały kontynuować znajomości, wyczuły bowiem ,,coś dziwnego".

Teraz wiem, co to było, zresztą kiedyś ze śmiechem sam o tym wspomniał, jak to prowadzono go jako problematycznego nastolatka do psychologów i zdiagnozowano u niego ,,mroczną triadę". Innymi słowy, to zespół zaburzeń lub zachowań o antyspołecznym charakterze. On był psychopatą, zdiagnonzowanym. Nie skojarzyłam wcześniej faktów. I myślę, że to był pierwszy i do tej pory ostatni psychopata, z którym się zetknęłam, nikt w aż tak podręcznikowy sposób nie spełnia w zasadzie wszystkich kryteriów diagnostycznych tego zaburzenia i żadna inna znana mi osoba nie zdawała mi się być wyprana z jakichkolwiek emocji i sumienia - miałam wręcz wrażenie, że był doskonale świadom wszystkiego, czego się dopuszcza. Nie wiem, czy ma za sobą jakieś czyny kryminalne, z tego co czasem przebąkiwał wnioskuję, że był na bakier z prawem, przynajmniej w przeszłości.

Teraz stop. Odcięłam kontakt z dnia na dzień, za dwa tygodnie minie rok od ostatniej wiadomości. Problem w tym, co dzieje się ze mną po tym doświadczeniu i po pierwszym związku.

Jestem wrakiem człowieka. Nie mam praktycznie znajomych ani życia towarzyskiego. Na rok wyjechałam do Warszawy, by zmienić środowisko i całkowicie odciąć się od przeszłości, nie odnajdywałam się jednak w stolicy, gdzie jest dużo rywalizacji, bieganiny i gry pozorów. Dla osób zamkniętych w sobie i z niska samooceną, unikających ,,mainstreamu" stołeczny styl życia może przybić sam w sobie. Wróciłam do rodzinnego miasta, nadal pracuję jednak w Warszawie. I nie mogę się odnaleźć nawet u siebie. Ponadto dwa miesiące temu miała miejsce sytuacja, która obudziła zmory z przeszłości - ktoś znowu bardzo źle mnie potraktował. Wiem, że prawdopodobnie podświadomie zadawałam się z ludźmi o podobnym rysie psychologicznym i takie też osoby do mnie lgną, bo widzą, że jestem nadwrażliwa i słaba. Na temat ostatniego epizodu nie chcę się już rozpisywać, był zbyt upokarzający i czuję się po nim jak kompletnie bezwartościowy, nieatrakcyjny strzęp człowieka. Doszło do tego, że chodzę sama w weekendy po ulicach, bo mam dość bezskutecznego wychodzenia z inicjatywą do starych znajomych i namawiania ich na spotkania, nie chcę już o nikogo zabiegać, liczę na to, że kogoś przy okazji spotkam. Jestem sama. Próbowałam już dużo czytać, oglądać filmy, uprawiać sport, spacerować, uczestniczyć w wydarzeniach. Ale na nic nie mam sił. Mam wrażenie, że ludzie nie chcą mieć ze mną kontaktu, jestem nieatrakcyjna towarzysko i coraz bardziej zamykam się w sobie. Podjęłam nawet w ostatnich tygodniach terapię u psychologa.

Nie wiem, w jakim celu się tu rozpisuję. Może chciałam po prostu komuś móc się zwierzyć, w świecie rzeczywistym naprawdę nie mam komu. Poczuć odrobinę mniej samotnie.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Hmm współczuję. Wpadłaś z deszczu pod rynnę. Poznałaś psychopatę wampira, który wykorzystał twoją słabość i gorszy okres pod zerwaniu z ex. Jak widać to typ spod ciemnej gwiazdy. Wychodzi na to, że jesteś bardzo wrażliwa i dlatego przyciagąsz do siebie wampirów. Próbowałaś psychoterapii? Byłaś u psychiatry ?

3

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach
Mordimer napisał/a:

Hmm współczuję. Wpadłaś z deszczu pod rynnę. Poznałaś psychopatę wampira, który wykorzystał twoją słabość i gorszy okres pod zerwaniu z ex. Jak widać to typ spod ciemnej gwiazdy. Wychodzi na to, że jesteś bardzo wrażliwa i dlatego przyciagąsz do siebie wampirów. Próbowałaś psychoterapii? Byłaś u psychiatry ?


Byłam u psychologa, stwierdziła, że jestem w zaawansowanym stadium depresji i wymusza wręcz wizytę u psychiatry i dawkowanie leków przeciwdepresyjnych. Długo się przed tym wzbraniałam, ale w obecnym położeniu chyba tylko to chemiczne, syntetyczne szczęście w pigułce jest w stanie coś zdziałać.

4 Ostatnio edytowany przez Mordimer (2018-10-07 13:58:11)

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach
Hava napisał/a:
Mordimer napisał/a:

Hmm współczuję. Wpadłaś z deszczu pod rynnę. Poznałaś psychopatę wampira, który wykorzystał twoją słabość i gorszy okres pod zerwaniu z ex. Jak widać to typ spod ciemnej gwiazdy. Wychodzi na to, że jesteś bardzo wrażliwa i dlatego przyciagąsz do siebie wampirów. Próbowałaś psychoterapii? Byłaś u psychiatry ?


Byłam u psychologa, stwierdziła, że jestem w zaawansowanym stadium depresji i wymusza wręcz wizytę u psychiatry i dawkowanie leków przeciwdepresyjnych. Długo się przed tym wzbraniałam, ale w obecnym położeniu chyba tylko to chemiczne, syntetyczne szczęście w pigułce jest w stanie coś zdziałać.

No tak. Przynajmniej postawi ciebie na nogi. A potem psychoterapia. Musisz nauczyć się lokalizować takich potencjalnych psycholi i ich unikać. Ludzie wrażliwi mają jakąś taką naturalną skłonność do przyciągania wampirów.

5

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach
Mordimer napisał/a:
Hava napisał/a:
Mordimer napisał/a:

Hmm współczuję. Wpadłaś z deszczu pod rynnę. Poznałaś psychopatę wampira, który wykorzystał twoją słabość i gorszy okres pod zerwaniu z ex. Jak widać to typ spod ciemnej gwiazdy. Wychodzi na to, że jesteś bardzo wrażliwa i dlatego przyciagąsz do siebie wampirów. Próbowałaś psychoterapii? Byłaś u psychiatry ?


Byłam u psychologa, stwierdziła, że jestem w zaawansowanym stadium depresji i wymusza wręcz wizytę u psychiatry i dawkowanie leków przeciwdepresyjnych. Długo się przed tym wzbraniałam, ale w obecnym położeniu chyba tylko to chemiczne, syntetyczne szczęście w pigułce jest w stanie coś zdziałać.

No tak. Przynajmniej postawi ciebie na nogi. A potem psychoterapia. Musisz nauczyć się lokalizować takich potencjalnych psycholi i ich unikać. Ludzie wrażliwi mają jakąś taką naturalną skłonność do przyciągania wampirów.

Tak to chyba wygląda, szukają swoich przeciwieństw i ludzi o wysokim poziomie empatii. Dużo o tym czytałam, niestety zmienić siebie ciężko. Teraz unikam takich osób jak ognia, nawet jeśli wykazują kilka cech wspólnych z tamtymi (lub jedną, jeśli jest znacząca).

6 Ostatnio edytowany przez Ferreus somnus (2018-10-07 23:28:59)

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach
Hava napisał/a:
Mordimer napisał/a:

Hmm współczuję. Wpadłaś z deszczu pod rynnę. Poznałaś psychopatę wampira, który wykorzystał twoją słabość i gorszy okres pod zerwaniu z ex. Jak widać to typ spod ciemnej gwiazdy. Wychodzi na to, że jesteś bardzo wrażliwa i dlatego przyciagąsz do siebie wampirów. Próbowałaś psychoterapii? Byłaś u psychiatry ?


Byłam u psychologa, stwierdziła, że jestem w zaawansowanym stadium depresji i wymusza wręcz wizytę u psychiatry i dawkowanie leków przeciwdepresyjnych. Długo się przed tym wzbraniałam, ale w obecnym położeniu chyba tylko to chemiczne, syntetyczne szczęście w pigułce jest w stanie coś zdziałać.

To tak nie działa. Dobrze dobrane leki powodują po prostu, że rozpoczacz przestaje przytłaczać i masz w sobie siłę by zwlec się złóżka i coś zrobić.

Hava napisał/a:

Tak to chyba wygląda, szukają swoich przeciwieństw i ludzi o wysokim poziomie empatii. Dużo o tym czytałam, niestety zmienić siebie ciężko. Teraz unikam takich osób jak ognia, nawet jeśli wykazują kilka cech wspólnych z tamtymi (lub jedną, jeśli jest znacząca).

Cóż, higiena psychiczna zawsze najważniejsza.

7 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-10-08 11:13:16)

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Hava.., nie masz wpływu na to, jakich ludzi spotkasz, a spotykamy różnych. Sztuka nie polega na tym, by ich unikać, ale na tym, by nie pozwalać im na niszczące Ciebie zachowania, czyli dbaniu o siebie. Wtedy będzie ok. Czyli nie ma ludzi z gruntu złych czy dobrych, Ty musisz postawić tamę.
Wtedy będziesz naprawdę bezpieczna, będzie to też cenna dla innych. Nie, nie byłaś jego przeciwieństwem.
Badania psychologów jednoznacznie dowodzą, że każdy człowiek jest zdolny do zła w odpowiednich warunkach. Nie jesteś ofiarą  z natury. Pracuj nad sobą, a nie rozpoznawaniem innych "złych" z natury..Wtedy możesz wejść i do paszczy Lwa i wyjść niepogryziona smile

8

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Współczuję.
Trafiłaś na dwóch typów pod rząd i po prostu cię zniszczyli. Teraz musisz zadbać o siebie.
Ten brak sił o którym mówisz to jest właśnie bardzo silna depresja.
Musisz brać leki antydepresyjne nie ma innego wyjścia.

9

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach

T zytam i jest mi bardzo przykro że tyle smutku i krzywdy cię spotkało. Trzymam mocno kciuki za ciebie. Możesz tu pisać zawsze to lżej na duszy.

10 Ostatnio edytowany przez BardzoSmutnyMiś (2018-11-03 20:42:24)

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach
Hava napisał/a:

Byłam u psychologa, stwierdziła, że jestem w zaawansowanym stadium depresji i wymusza wręcz wizytę u psychiatry i dawkowanie leków przeciwdepresyjnych. Długo się przed tym wzbraniałam, ale w obecnym położeniu chyba tylko to chemiczne, syntetyczne szczęście w pigułce jest w stanie coś zdziałać.

Powinnaś zacząć brać leki, to nie żadne syntetyczne szczęście w pigułce a metoda na aktywizację części mózgu które po tak długim i bolesnym cierpieniu się zaczęły kurczyć i przestać prawidłowo spełniać swoją funkcję smile
Długotrwały stres, zdrada, manipulacje, samotność i świadomość bycia wykorzystaną miały bardzo negatywny wpływ na Twój mózg(hipokamp, ) i mogły być zaczynem do depresji, naprawdę nie ma się czego bać, daj psychiatrze Tobie pomóc!
Przesyłam Ci moc uścisków smile Na pewno z pomocą odpowiedniego lekarza i terapeuty wszystko Ci się ułoży , trzymam kciuki żeby tak było!!!

Dodaje linku do bardzo pomocnego filmiku który ładnie objaśnia czym jest depresja i dlaczego warto sięgnąć po leki:

https://www.youtube.com/watch?v=yDUh8fie-bA

11

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Po takich toksykach dochodzi się do siebie mniej wiecej przez połowę czasu spędzonego z popapranym, więc spokojnie, wyjdziesz z tego. Teraz jest ci ciężko, ale najważniejsze, że wyciągnęłas wnioski z tych historii, w szczególności z tej ostatniej i nie sądzę, byś w przyszłości znowu wpadła w tego rodzaju szambo. Zacznij od terapii, a z psychiatra daj sobie na wstrzymanie, bo rok po toksyku to jeszcze nie tak długo, prochy zdążysz zacząć brać, na razie nie jest ci to potrzebne.

12

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach
Ela210 napisał/a:

Badania psychologów jednoznacznie dowodzą, że każdy człowiek jest zdolny do zła w odpowiednich warunkach.

Jakie badania?

13 Ostatnio edytowany przez Hava (2018-11-08 13:29:12)

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Dziękuję Wam za miłe słowa.

Powoli wracam do siebie, staram się jak najmniej to roztrząsać i prawdę mówiąc mam wręcz problem z opowiadaniem o tym, co zaszło nawet swojej terapeutce. Każda próba otworzenia się kończy się płaczem, a ja bardzo nie lubię okazywać słabości. Dałam sobie spokój z szukaniem kogoś na zastępstwo i z nadziejami na związek, przyzwyczajam się do swojej samotności. Myślę, że tak już pozostanie i raczej będę unikać ludzi. Zbyt wiele mnie spotkało, a ja unikam jakichkolwiek form zaangażowania emocjonalnego. Być może wrócę do Warszawy, może wyjadę za granicę, skupiam się obecnie na czytaniu, filmach i rozwijaniu w innych branżach, planuję zapisać się na język, fitness na razie odpuściłam, w ostatnich miesiącach zbyt dużo schudłam i doszłam do zbyt niskiej wagi, brak mi często sił. To, co mówią ludzie puszczam mimo uszu. Nie miałam jak widać nigdy godnego zaufania grona znajomych, zbyt dużo dawałam od siebie i po tym, w jaki sposób mnie potraktowano na początku sierpnia uświadomiłam sobie, że mogę liczyć wyłącznie na siebie.

Chyba najlepszą metodą na całkowite odcięcie się będzie wyprowadzka za granicę. Na razie jednak próbuję domknąć sprawy tutaj, daję sobie jeszcze półtora roku, żeby zdobyć odpowiedni staż w obecnej firmie. A potem... nic mnie już tu nie trzyma. Nie podtrzymuję kontaktów, mam dość lekceważenia i wykorzystywania.


Środków psychotropowych nie biorę i brać nie zamierzam. Moja mama cierpi na schizofrenię i od wielu lat przyjmuje leki, które ją otumaniły. Poza tym w rodzinie był też przykład narkomana, który w wyniku uszkodzenia mózgu substancjami psychoaktywnymi obecnie cierpi na psychozę ponarkotykową - wiem, że psychotropom do dragów daleko, ale mam bardzo silne uprzedzenia do jakichkolwiek substancji zmieniających świadomość lub nastrój (a leki psychotropowe to tak naprawdę miękkie narkotyki). Sama znam swoje zachowania przy dawkowaniu leków, przy załamaniu mogą one być wręcz niebezpieczne. Psychiatry również nie mam zamiaru odwiedzać, w przeszłości już do niego chodziłam i moim zdaniem wizyty te opierały się głównie na lokowaniu pacjenta w rzekomo odpowiedniej dla niego szufladce i wypisywaniu recepty ze słowem ,,następny".

14

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Powiem tak, jako młoda osoba jestem w stanie sobie wyobrazić co czujesz. Ja podobnie trafiam w życiu na nieodpowiednich ludzi i też mam za sobą dysfunkcyjne a wręcz toksyczne związki. O tyle gorzej, że one w sumie zabrały mi 5 lat życia i z jednego mam niepełnosprawnego syna. Także głowa do góry i pomyśl, że u Ciebie wcale nie jest jeszcze tak źle. W końcu człowiek musi się podnieść i jakoś swoje życie odbudować. Jesteś jeszcze młoda i na pewno dasz radę. Trzymaj się

15

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach
karolaa63 napisał/a:

Powiem tak, jako młoda osoba jestem w stanie sobie wyobrazić co czujesz. Ja podobnie trafiam w życiu na nieodpowiednich ludzi i też mam za sobą dysfunkcyjne a wręcz toksyczne związki. O tyle gorzej, że one w sumie zabrały mi 5 lat życia i z jednego mam niepełnosprawnego syna. Także głowa do góry i pomyśl, że u Ciebie wcale nie jest jeszcze tak źle.

Powinniśmy współczuć ci tego dziecka?
Strasznie nieciekawy jest wydźwięk twojego postu...

16 Ostatnio edytowany przez Hava (2018-11-13 23:33:17)

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach
Wzl napisał/a:
karolaa63 napisał/a:

Powiem tak, jako młoda osoba jestem w stanie sobie wyobrazić co czujesz. Ja podobnie trafiam w życiu na nieodpowiednich ludzi i też mam za sobą dysfunkcyjne a wręcz toksyczne związki. O tyle gorzej, że one w sumie zabrały mi 5 lat życia i z jednego mam niepełnosprawnego syna. Także głowa do góry i pomyśl, że u Ciebie wcale nie jest jeszcze tak źle.

Powinniśmy współczuć ci tego dziecka?
Strasznie nieciekawy jest wydźwięk twojego postu...


Myślę, że nie ma sensu porównywać, kto ma gorzej. Wiek nie gra roli, osoba młoda przez to zbyt wcześnie zostaje zniechecona do ludzi i o wiele trudniej jest jej później zaufać, zbudować związek, nawiązać przyjaźnie, a nawet powierzchowne znajomości, przynajmniej tak jest w moim przypadku, że z osoby bardzo ekstrawertycznej i której wszędzie było pełno, mającej mnóstwo ambicji i planów stałam się cieniem człowieka.
Osoba starsza z kolei może mieć problem z podniesieniem się, bo wtedy większy nacisk kładzie się na stabilizację - teoretycznie. W praktyce teraz 30 is the new 30, 40 is the new 30 I tak dalej. Ja nie mam zamiaru się cieszyć, bo "inni mają gorzej". Chociaż sama wizja, że miałabym być związana z tego typu ścierwem taką więzią, jak wspólne potomstwo jest przerażająca. Ale to też nie jest problem nie do rozwiązania, jeśli ma się siłę - pytanie, skąd ją czerpać.

17

Odp: Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Edit - dla tych, którzy sądzą, że z toksycznego związku wyjść się nie da lub też pozostawi on ślad na zawsze - da się.

Jest ziarno prawdy w tym, że każda relacja pozostawia w nas ślad. W przypadku tak silnych nadużyć i powtarzających się związków z osobami o cechach antyspołecznych (cytując podręczniki), dodatkowo zważywszy na fakt, iż osoby o niskim poziomie empatii, współczucia i o swoistym ,,emocjonalnym upośledzeniu" zazwyczaj poza licznymi romansami nawiązują głębsze relacje z osobami nadmiernie wrażliwymi, często (błędnie) odbieranymi jako słabe psychicznie.

Czytałam, oglądałam, analizowałam, uczęszczałam na terapie bez skutku. W końcu los się uśmiechnął - dałam szansę osobie, którą niegdyś przez dawne doświadczenia odrzuciłam. Mimo, że nadal kotłują się we mnie wspomnienia i urazy, które potrafią wyjść na  wierzch w najbardziej nieoczekiwanym momencie.

Obecnie jestem inną osobą, niż dwa/trzy lata temu. Wówczas określiłabym się mianem bojaźliwej smarkuli o praktycznie zerowym doświadczeniu w kwestii relacji damsko-męskich. Obecnie... cóż, jestem zgorzkniała i sceptyczna do granic możliwości, jeśli chodzi o ogólne relacje międzyludzkie, wiem jednak, że  sama nie jestem bez  wad. Tkwienie emocjonalne w nawet już zakończonym związku i podświadome poszukiwanie kolejnego partnera przypominającego poprzedniego toksyka to droga donikąd.

Amen. Dziękuję za wsparcie, którego mi udzieliliście. Ja już jestem wolna (introspekcja level hard, wiem, zakrawa to o egotyzm).

Posty [ 17 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Uraz po dysfunkcyjnych związkach

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024