Odkryłam ostatnio i nazwałam u siebie to, że jestem osobą, która ma niską otwartość na nowe doświadczenia. Niską - mam na myśli raczej awersję do nowych doświadczeń.
Z tego powodu (i innych też) robienie czegoś nowego wymaga ode mnie sporych pokładów energii. Jestem też raczej nieśmiałą intrawertyczką. Kosmos. W związku z tym wycieczka w nieznane miejsce jest wyzwaniem, nawet z przyjaciółką. W zeszłym roku leciałam po raz pierwszy samolotem. Mając za sobą to nowe doświadczenie, postanowiłam też w tym roku gdzieś polecieć z przyjaciółką. Przyjaciółka naciskała, żeby zabrać do Hiszpanii też jej koleżankę "bo ona czuje się bezpieczniej podróżując w więcej osób."
Nie bardzo chciałam się zgodzić na podróż z obcym człowiekiem, na ten czas poznałam mnóstwo nowych osób na koloniach, czułam przesyt, ale słysząc tę potrzebę Ewy, nie chcąc wyjść na nielubiącego ludzi jeża, uległam.
A dziś otrzymałam wiadomość, że jeszcze dwie koleżanki Ewy dowiedziały się o jej podróży i niewiele myśląc, kupiły bilety na wakacje w to samo miejsce w tym samym czasie. Ewa jest wniebowzięta i pisze, że ma nadzieję, że "mi to nie przeszkadza".
Miałam problem z tym, że wybieram się na wakacje z jedną obcą osobą, a teraz mam kolejne dwie, które się bez pytania Ewy dokleiły się do wycieczki.
Ehhh...