Po 12 latach życia w Anglii postanowiliśmy z mężem i córką wrócić do kraju. I wróciliśmy w grudniu 2017r. chwile przed roczkiem naszej córki. Zamieszkaliśmy z teściową. Tak miało być do czasu aż zdecydujemy co byśmy chcieli dalej robić w kwestii mieszkaniowej. Wszystko było super. Rodzina pod ręką, praca, teściowa cudowna kobieta. Nawet między mną i mężem jakoś lepiej się układało, chociaż nigdy nie było źle w naszym 10 letnim małżeństwie. Aż tu nagle cały mój świat się zawalił. 29 lipca o 4:30 rano dwóch panów policjantów zapukało do drzwi. Mój mąż zginął w wypadku samochodowym wracając do domu z nocnej zmiany. Tego dnia moje życie się skończyło.
Straciłam męża ktorego kocham najbardziej na świecie. Był moim najlepszym przyjacielem. Jedynym.
Minęło już półtora miesiąca a ja nie mogę nawet go pochować. Indentyfikacja nie była możliwa więc prokurator zdecydował o badaniach DNA. Do dziś nie ma wyników. Nie ma protokołu z sekcji ani z oględzin samochodu. Brak monitoringu w miejscu wypadku. Nikt nie wie co sie stało. Musiałam odebrać auto ( a raczej to co zostalo) z policyjnego parkingu. Koszmar.
Zyję, bo muszę, zmuszam się do wykonywania najprostszych czynności, bo mam dziecko.
Cała rodzina i znajomi próbują mnie wspierać ale to nie działa. Nie umiem się przed nimi otworzyć. Mój mąż był jedyną osobą z którą potrafiłam rozmawiać o tym co czuje i myślę.
Chyba oszaleje.
Serce mi pęka jak czytam Twój post.
Jedyne, co mogę polecić to terapia. Pójdź na nią jak będziesz gotowa, daj sobie czas.
Wiesz, wszystko, co tutaj napiszemy będzie niczym, bo nie przepracujemy z Tobą traumy.
Ściskam mocno !!!
Po 12 latach życia w Anglii postanowiliśmy z mężem i córką wrócić do kraju. I wróciliśmy w grudniu 2017r. chwile przed roczkiem naszej córki. Zamieszkaliśmy z teściową. Tak miało być do czasu aż zdecydujemy co byśmy chcieli dalej robić w kwestii mieszkaniowej. Wszystko było super. Rodzina pod ręką, praca, teściowa cudowna kobieta. Nawet między mną i mężem jakoś lepiej się układało, chociaż nigdy nie było źle w naszym 10 letnim małżeństwie. Aż tu nagle cały mój świat się zawalił. 29 lipca o 4:30 rano dwóch panów policjantów zapukało do drzwi. Mój mąż zginął w wypadku samochodowym wracając do domu z nocnej zmiany. Tego dnia moje życie się skończyło.
Straciłam męża ktorego kocham najbardziej na świecie. Był moim najlepszym przyjacielem. Jedynym.
Minęło już półtora miesiąca a ja nie mogę nawet go pochować. Indentyfikacja nie była możliwa więc prokurator zdecydował o badaniach DNA. Do dziś nie ma wyników. Nie ma protokołu z sekcji ani z oględzin samochodu. Brak monitoringu w miejscu wypadku. Nikt nie wie co sie stało. Musiałam odebrać auto ( a raczej to co zostalo) z policyjnego parkingu. Koszmar.
Zyję, bo muszę, zmuszam się do wykonywania najprostszych czynności, bo mam dziecko.
Cała rodzina i znajomi próbują mnie wspierać ale to nie działa. Nie umiem się przed nimi otworzyć. Mój mąż był jedyną osobą z którą potrafiłam rozmawiać o tym co czuje i myślę.
Chyba oszaleje.
Baardzo Ci współczuję.
To co Ty teraz czujesz, myślę że dla mnie jest nie do pojęcia. Musisz być niesamowicie silną babką, skoro każdego dnia wstajesz i działasz. Masz córcie - ona teraz jest Twoją siłą. Daj sobie czas na żałobę, wypłacz się , wykrzycz, może niech bliscy zajmą się córką kilka dni a Ty wyjedź sama? Jeśli będziesz gotowa zawsze możesz porozmawiać z psychologiem, on pomoże Ci przejść okres żałoby, pozamykać pewne etapy i nauczy Cię rozmawiać o tym co się stało - to ważne ze względu na Twoją córkę. Mimo że jest malutka - wyczuwa Twoje emocje i innych , wie że dzieje się coś złego, tęskni za tatą - dla niej warto porozmawiać ze specjalistą. Pamiętaj , że to pozostanie w Was całe życie.. Bardzo Ci współczuję, dosyć że straciłaś ukochanego męża to i przyjaciela.. bądź dzielna - masz dla kogo.