Cześć.
Moja babcia (70+) od wielu lat sobie po kryjomu popijała. Wydało się, kiedy miała po jakiejś zakrapianej suto imprezie wypadek, rozcięła głowę, miała założone szwy. W szpitalu odwiedziła ją kumpela od "kielicha" i dziadek wyciągnął od niej taką szokującą informację. Dziadek nadal pracuje, dorabia do emerytury, nigdy nie lubił bezczynności, więc nie wiedział za bardzo jak babcia spędza wolny czas, poza tym wszystko zawsze było ugotowane, posprzątane a ona do jego powrotu zdążyła zawsze wytrzeźwieć. Ale nie w tym problem. Dziadek od jakiegoś czasu przeżywa piekło w związku z jej zachowaniem i dopiero ostatnio się przyznał, co ona wyprawia. Babcia ma coś w postaci psychozy maniakanlnej, ubzdurała sobie, że dziadek (80+) ma kochankę. Nawet tę kochankę "namierzyła", śledziła ją, zrobiła awanturę niewinnej kobiecie nie raz i nie dwa. W efekcie czeka na nią sprawa w sądzie. Dziadek był z nią u psychologa i psychiatry, dostała leki, ale ich nie bierze, bo twierdzi, że dziadek ma układ z psychiatrą i chcą ją wykończyć. Znalazła leki dziadka na prostatę i zadzwoniła zaraz do rodziców, że to leki na potencję. Nachodzi dziadka w miejscu pracy, śledzi go. Jak jest w domu, to non stop krzyczy, wyzywa dziadka, rzuca w niego przedmiotami, kilka razy groziła mu nożem. Dziadek jest ledwo żywy. Rodzice zaproponowali mu przeprowadzkę do siebie, ale mieszkają 300 km od dziadków a on nie chce opuszczać babci, on chce jej pomóc, pytanie tylko jak? Policja powiedziała, że to nie jest ich sprawa, lekarz nie ma obowiązku zmusić do przyjmowania leków - co tu zrobić w takiej sytuacji?