Pirx napisał/a:Po co mam być z kimś kto patrzy tylko na siebie ? Co ja mu dostarczam.
Oprócz miłości którą można darzyć dzidziula, albo swojego psa(czyt. bezwarunkowej) każda inna miłość jest oparta na tym co komuś dostarczasz i co on dostarcza Tobie. Może to być stabilność emocjonalna, to że jesteś ogarnięty i dobrze zarabiasz, ale też jakieś bardziej przyziemne sprawy: to że fajnie wyglądasz bez koszulki i masz ładny uśmiech
Ty też kochasz warunkowo i pewnie rozstałbyś się z nawet wieloletnią dziewczyną gdyby się okazało że ma problem z narkotykami, uzależnieniem od alkoholu, albo przepuściła całe wasze mieszkanie na długi karciane 
Wspierałem i zapewniałem fajnie spędzony czas zawsze i w miarę swoich możliwości.
Mnie raczej interesowało który z tych warunków bardziej nas nakręca, kiedy ktoś go posiada, a nie które zachowanie my chcemy spełniać 
Wiązanie się z osobą, która od początku ma problemy, jest niestabilna, ciągle się kłóci chyba mija się z celem???
Też tak myślałam, ale spójrz ile watków, gdzie jest opis jakiejś dziwnej niezdrowej sytuacji zakończonych puentą "ale ja go kocham <3"
Chciałam się dowiedzieć czy tylko ja mam taką mała tolerancje na dramaty, czy może znajdzie się ktoś z pułki pt. "miłość nie wybiera, można miłością pokonać problemy, można leczyć miłością"i tym podobne historie i mnie przekona jaka to piękna i wzniosła postawa tolerancji i wyrozumiałości.
"Wiązanie" się zaś z kimś, kto otwarcie nic nam nie deklaruje (czytaj: wprost komunikuje, że to tylko miłe spędzanie czasu) jest dowodem na to, że istnieją ludzie, którzy lubią żyć urojeniami.
Znam bardzo udane wieloletnie małżeństwo gdzie Pani na wstępie zaznaczyła że ona się nie zakochuje i na pewno nie ma co liczyć na takie deklaracje z jej strony(i przez kilka lat utrzymywała to stanowisko), pan czekał cierpliwie latami, ją oswajał jak dzikiego zwierza(bo ona miała za sobą mocno patologiczną przeszłość) ale się doczekał
i deklaracji i wspólnych dzieci, potem nawet i wnuków
Może na początku to było jego urojenie jedynie, ale teraz jest bardzo konkretne wspólne życie. Ale masz rację, takie przypadki w większości przypadków są skazane na porażkę.
Hamletowska rozterka wręcz...
otóż to
jak zauważyłaś problem jest czysto teoretyczny, liczyłam też po trosze że jakiś fan motta "miłośc zwycięża wszystko" się odezwie i mnie przekona do swoich romantycznych racji
ale się przeliczyłam.
EDIT: a może ktoś był w którejś z tych sytuacji z przeszłości i chce się podzielić wrażeniami jak to się dla niego skończyło i jaką mądrość z tego wyniósł?
Na tym forum był tylko jeden wątek(który widziałam) kiedy Autor rzeczywiście doszedł do wniosku, że ta opcja z dramatami to kicha. Ale nie mógł zerwać z dziewczyną "no bo to taaaakie trudne", więc tylko teoretycznie przeszedł do obozu pragmatyków. Ostatecznie ona z nim zerwała, a on zapisał się na kickboxing 