Ostatnio byłam w szkole rodzenia i położna , która prowadziła zajęcia usilnie próbowała przekonać jak to fantastyczny jest poród naturalny. Argumenty, które podawała trochę mnie rozśmieszyły, tam nie chciałam robić zadymy, więc wygadam się tutaj
Po pierwsze, że kobiety po CC, mają gorszy instynkt macierzyński, moim zdaniem forma porodu nie ma wpływu na to kto jaką jest matką. Tak samo, jak ojcowie, którzy są przy porodzie mają lepszy kontakt z dzieckiem. Wiem, że mój mąż będzie najlepszym tatą, mimo, że nie będzie pewnie przy wszystkich fazach porodu (bo mdlał na lekcjach biologii o układzie krwionośnym) ;D
Po drugie dziecko, które musi się przecisnąć przez kanał rodny, pokonuje w życiu pierwsze trudności, natomiast z cc, dzieci później są wycofane i mniej sobie radzą z problemami. Sama jestem urodzona przez CC i zawsze, wszędzie wyskakuje przed szereg. I nie ma na to wpływu, czy mama mnie wypchnęła z siebie, czy mnie z niej wyciągnięto, kocha chyba też mnie tak samo, jak siostrę, która urodziła się naturalnie.
Oczywiście padło jeszcze kilka argumentów, ale nie będę się powtarzać, bo są w każdych poradnikach, o zdrowych bakteriach, mniejszych powikłaniach, o krótszym połogu itp.
Aaa i jeszcze było, że kobiety po CC czują, że coś je w życiu ominęło i czegoś nie przeżyły. Ja patrząc na moje zdrowe dziecko nie zastanawiałbym się jakby to było jakby urodziła naturalnie, tylko się cieszyła, że jest na świecie najwspanialsza istota.
Wszystkie kobiety, które rodziły ostatnio w moim otoczeniu miały CC, wszystkie "na życzenie". Zaczęłam sie zastanawiać, że skoro to lepsza forma porodu, to może i ja powinnam to załatwić w ten sposób. Jednak zajęcia w szkole rodzenia dużo mi dały. Najwięcej stresuje i przeraża niewiedza. Im więcej pytamy i dostajemy odpowiedzi, tym bardziej mamy świadomość naszego ciała, co później pomoże przetrwać skurcze, które nam krzywdy nie zrobią. Jestem osobą bardzo optymistycznie nastawioną do wszystkiego co robię. Do porodu też tak zamierzam podejść, nie skupiać się, że skurcz, koniec skurczu i zaraz znowu boli. Tylko "wytrzymałam te 30 sekund/ minutę, to teraz będzie przerwa, dam radę".
Moim zdaniem bólu nie da się uniknąć, albo trzeba się męczyć podczas skurczy, a potem już radość w postaci dzidzi na brzuchu. Albo kładziemy się na operację, która trwa 30 min, a boli później jak puści znieczulenie.
Celem porodu jest zdrowe dziecko, ja będę próbować siłami natury, ale w planie porodu podkreślę, że przy ryzyku 0,00000001%, że dziecko może być niedotlenione lub coś innego będzie się działo, chcę cesarkę.
A Wy przyszłe mamy sporządzacie plan porodu i co w nim będzie ważne dla Was? Na jaką formę porodu się decydujecie? I czy chodzicie do szkoły rodzenia?