Potrzebuję od was podpowiedzi, czy myślę o tym w prawidłowy sposób, czy też nie. Obydwoje mamy po 24 lata i z moją dziewczyną minęły nam ponad 4 lata wspólnego życia (chłopak z tej strony;)). Temat umieściłem w tym dziale, ponieważ problem tkwi w braku seksu i braku jakiejkolwiek namiętności między nami. Seks nie jest mi do szczęścia potrzebny i znając siebie i moją naturę, za 5-10 lat przestanę się nim interesować. Sęk w tym, że gdyby nie moja była dziewczyna do dziś chyba byłbym prawiczkiem.
Z obecną dziewczyną dobrze nam się układa, kilka niemiłych zgrzytów było, jednak od dobrych kilku tygodni chodzę przygnębiony. Próbowałem samemu ją jakoś nakręcić na chęć do igraszek, lecz wszystkie moje próby spełzły na niczym. Od głupiutkich zaczepek na temat seksu, po poważne rozmowy (jedną z rozmów poprowadziłem w taki sposób, że do dziś tego żałuję) dotyczące tego jak bardzo brakuje nam tego w naszym związku. Próbując dotrzeć do źródła, dlaczego on nie ma takich potrzeb, nie dowiedziałem się absolutnie niczego i zawsze dawała wymijającą odpowiedź na moje pytania.
Coraz bardziej tracę wiarę w to, że chociaż raz na miesiąc pojawi się w naszym łóżku szczypta pikanterii. Właściwie to doszło do tego stopnia, że coraz częściej spoglądam na inne kobiety. Jak już mówiłem, że seks nie jest dla mnie najważniejszy, tak od jakiegoś czasu mam ochotę po prostu poznać przypadkową dziewczynę i ją.. przelecieć, po prostu sobie ulżyć. Nie chciałbym zdradzić mojej ukochanej, bo szczerze ją kocham, tylko mam dylemat. Zaakceptować ten stan rzeczy i żyć w seksualnej ascezie, czy zdobyć się na odwagę i zmienić ten stan rzeczy. Drugie rozwiązanie wiąże się z rozstaniem, ale nie mam jaj żeby to zrobić tylko z tego powodu. Chociaż mój wtajemniczony w ten temat znajomy już dawno mi to radził.
Zadam też proste pytanie - czy brak seksu uważacie jako powód do rozstania, czy jednak waszym zdaniem zachowałbym się jak typowa męska świnia?
Prawdopodobnie jeszcze wypiszę tu kila zdań na ten temat, bo gdybym miał czas zaciągnąłbym ją do jakiegoś specjalisty, a sam poszedłbym do psychologa. Nie chciałbym też abyście potraktowali ten temat jako "oo, facetowi chce się bzykać, no to niech sobie znajdzie inną, za co problem". Bardziej jestem ciekaw, czy jeśli pogodziłbym się z tym stanem rzeczy, to dam sobie z tym radę. Czy jeśli odmówię sobie tych przyjemności to, czy jest to oznaką prawdziwiej miłości, czy jednak mojego frajerstwa.