Witajcie, po parodniowym czytaniu tego forum postanowiłem i ja przedstawić swoją sytuację. A jaka ona jest – pozostawiam wam do oceny oraz komentowania/doradzania. Mieszkamy w UK od kilkunastu lat, mamy lekko ponad 40 wiosen + 2 dzieciaków 9 i 16 lat. Do 40-stki wszystko funkcjonowało z mojego punktu widzenia dobrze tj. bez żadnych większych problemów rodzinnych. Owszem do czasu do czasu jakieś niesnanski małżeńskie ale zawsze jakoś kończone polubownie. Ot, zwykła rodzina, można by rzec..... Jak to zagranicą – praca , dom, wakacje , troche monotonne to wszystko ale na zadowalającym poziomie ( uciekaliśmy z Polski w połowie lat 2000 – pewnie niektórzy z was pamiętają jak nieciekawy był to czas) Międzyczasie , w związku z tym że mam konkretny, specjalistyczny zawód rozwijałem się tu zawodowo, awanse itp. ,żona mniej gdyż urodziła tu drugie dziecko , siłą rzeczy dużo czasu spędzała w domu. Ale do czasu, w pewnym momencje parę lat temu ponownie wróciła do pracy. Oboje zaczęliiśmy pracować, w domu trzeba było się podzielić obowiązkami ale jakoś dawaliśmy radę. I się zaczęło – 1.5 roku temu poznała kogoś, kto ją „zauroczył”, ot zwykł spotkanie w parku z dziećmi, facet opiekuńczy , znakomicie zajmował się swoimi dziećmi...Zauroczenie trwało z 2 miesiące , góra. I było to tylko zauroczenie, buzi buzi i tyle . Nie doszło do fizycznej zdrady – jak zapewnia, pod tym względem jej całkowicie ufam. Po incydencie pogadaliśmy, wytłumaczyliśmy sobie o co kaman itp. Miałem nadzieję że wszystko wyjaśnione. I chyba było – aż do teraz.... I tu się zaczyna nowożytna historia. Żonka przeżywa kolejne zauroczenie, fascynację, miłość jakkolwiek to zwał. Poznała kolegę w nowej pracy (poznała go w Grudniu a mamy Luty), niezwykle dobry człowiek, opiekuńczy, jak mówi – podobny do niej w pewnej niezaradności życiowej, czuje się bardzo pewnie przy nim bo może mu pomóc , prawi jej komplementy nie to co ja.... Dodam że jest młodszy 8 lat. Przeszedł swoje, kobieta (inna Polka) go oszukała itp , itd. Jednym słowem – żona zakochana, ale nie we mnie. Ale ponownie – jest to narazie fascynacja czy zakochanie, zero fizyczności między nimi. Parę tygodni temu oświadczyła żebym się może wyprowadził a ona po czasie może sprowadzi nową miłość ( póki co musi wszystko przemyśleć, hehe) Świadkiem tej „propozycji” był 16 letni syn – od razu ją sprowadził do poziomu podłogi twierdząc, że jak ma jakieś „ale” to wyjazd z chaty ( hehe, młody a ma jaja). Kolejnego dnia obrażona – pomysł , „jeśli my jej nie chcemy to ona wynajmnie sama z lubym mieszkanie”. Pamiętajcie że mamy jeszcze 9 leniego syna który matki potrzebuje bez dwóch zdań – i tu poszła mocna kosa w moje plecy. Jak matka może porzucić 9 letnie dziecko – owszem powiedziała że będzie odwiedzać , zaprowadzać do szkoły czy odbierać ale jak wytłumaczyć dziecku 9 letniemu ze mama nie nocuje w domu....??? Tym bardziej że doskonale wie że jej potrzebujemy , jest członkiem naszej rodziny całe życie i jak taka fascynacja może przekreśli 20 lat związku. Jej argumenty – nic się nie zmieniło od jej pierwszego „miłosnego” epizodu, nadal jestem niedobry, nie rozmawiamy, nie dotykam jej tyle ile ona oczekuje ( oczywiście nie mówi – tylko oczekuje że się domyślę), nie doceniam, nie cieszę się z nią jej sukcesami, nie chcę słuchać o jej sytuacjach z pracy, zajęty jestem swoimi sprawami. I tu zgoda – napewno część argumentów ma sens, nie twierdzę że jestem idealny, nigdy w życiu. Dodam, że z mojej strony zawsze 100% lojalności, owszem dostrzegam kobiece piękno poza domem ale to tyle. Czas mija , ponad miesiąc tego cyrku za mną, żona nadal mieszka z nami aczkolwiek cały czas buja w obłokach – potrafi i ze 100 sms dzienni wysłać , wiem o tym bo non stop siedzi na tel wręcz śpi z nim. Pytam systematycznie kiedy się wyprowadzi – odpowiada że nie wie jeszcze ale już jedno mieszkanie oglądali....Jednocześnie, kocham tą kobietę i proponuję czy to terapię małżeńską czy też szczerą rozmowę, poprostu dopóki nie „przekroczyła rzeki” , staram się to jakoś scalić. Oczywiście jak tu już wyczytałem i się stosuję, nie będę pieskiem i nie będę jej błagał, co to to nie, szacunek do siebbie przede wszystkim. Piłkę ma ona w ręku. Jeszcze bardziej kocham dzieci i to warunkuje moje zachowanie głównie. Sczególnie młodszy syn, nie wyobrażam sobie jego reakcji. Wychowałem się w pełnej rodzinie, różnie bywało ale lojalność i stawianie dzieci na 1 miejscu jest mi wyryta w mózgu. Widocznie nie wszystkim. Dziwna sytuacja generalnie, poinformowała mnie o tym, jest w pewnym sensie uczciwa ale nie wiem do końca jak się zachować – ponaglać ją do tej wyprowadzki? Ona nie chce terapii, jak sama mówi - „ nie wie co się dzieje” haha , dobre. Siedzę jak na minie jakiejś, na szczęście opanowałem stres, ale jestem jakoś wewnętrznie rozdraty. Nie moge obrać jednego kierunku. Wciąż nie mogę pojąć jak w 2 miesiące można zniszczyć prawie 20 lat życia. Aha, teraz wogóle to ona ma takie plany że tu zostanie na zawsze..., ja zawsze czułem się w UK najemnikiem raczej, robię swoją robotę biorę kasę, odpowiednio ją inwestuje i w zasadzie teraz jestem wolnym człowiekiem , zero kredytów, zobowiązań, nic tylko żyć pełną piersią a tu taki zonk. Czekałem tylko aby dzieci skończyły szkołę i miał być powrót z tego „raju”. Teraz to raczej mam ochotę na jakiś portal randkowy... Mam wydrukowany już formularz rozwodowy, ale nie wiem czy to już można wszystko kwalifikować jako zdrada czy dopiero po opuszczeniu mieszkania przez nią. Napewno igra ze mną emocjonalnie, a to nie jest przyjemne jak wszyscy wiemy.
Pomysły ?