Witam, postaram się pokrótce opowiedzieć, co mnie tu sprowadza. Może ci, którzy przeszli takie doświadczenia, coś podpowiedzą.
Staż mojego małżeństwa 25 lat. Dwójka dzieci. Kilka pierwszych lat wspominam miło, później zrobiło się mniej ciekawie. Niczym nie uzasadniona zazdrość męża. Mniej więcej wtedy poszłam do pracy, czego mój mąż nie umiał zaakceptować, do dziś robiąc mi wymówki, że się wtedy zmieniłam, bo powinnam siedzieć z dziećmi i zajmować domem. Zdarzyło się, że zabrał mi klucze od auta, oddał, jak obiecałam, że się zwolnię. Wtedy po raz pierwszy przygroziłam rozwodem. Potem on zmienił pracę i w pracy sporo razy zdarzyły się popijawy. Wsiadał po pijanemu za kierownicę. Przestał dopiero, gdy kolejny raz przygroziłam rozwodem. Wydawać się mogło na co dzień, że nie jest złym mężem. Potrafił pod moją nieobecność ugotować obiad, odkurzyć w mieszkaniu , pobawić się z dziećmi. A jednak regularnie robił numery , po których oddalaliśmy się coraz bardziej. Na nic próby rozmowy, zawsze bagatelizował, twierdząc ,że się czepiam. Żyłam w związku, a jednak samotnie.
Wesele jego brata - jako pierwszy się spił i jako jedyny z 50 osób wszczynał awantury z gośćmi. Dla niego świetna zabawa, po to jest wódka i okazja, żeby się bawić. Dla mnie i dla dzieci wstyd. Wtedy, a było to jakieś 10 lat temu, poczułam, że coś się skończyło. I tu popełniłam fatalny błąd. Zamiast kulturalnie rozstać się i podziękować za wspólny czas, uciekłam w pracę. Szło mi całkiem dobrze, postawiłam na siebie, na wychowanie dzieci i tego akurat nie żałuję. Rozwijałam się zawodowo, dzieciaki chowały się świetnie, a mój mąż nadal regularnie od czasu do czasu wypalał jakiś numer, najczęściej związany z alkoholem, na przykład potrafił tak zabalować w pracy, że zgubił pieniądze ,dokumentację oraz klucze służbowe. Potem było wiele miesięcy, w trakcie których on oszalał na punkcie gier komputerowych. Nie robił w domu nic, tylko wisiał przy komputerze. Przyszedł moment, że powiedziałam dość. Nie zamierzałam dłużej żyć z człowiekiem, na którego nie mogłam liczyć i dla którego nie liczyły się moje prośby czy opinie. Bo nie działało nic : prośby, groźby, próby rozmowy, foch, tłumaczenia, nie oddzywanie się. Po prostu nic. Doszło do tego,że zaczęłam się zastanawiać , co ze mną jest nie tak, że nie umiem go zmotywować do pracy nad sobą.Co jest nie tak jest ze mną jako z kobietą, żoną, partnerką, że nie liczy się z moimi uczuciami. Że nie umiemy sie porozumieć.
Jednocześnie wciąż twierdził, że mnie kocha nad życie.
Podjęłam decyzję o rozwodzie. I wtedy spadła na nas wiadomość o jego ciężkiej chorobie. Nie złożyłam pozwu, nie umiałam tego zrobić. Walczyłam o jego życie razem z nim kilka miesięcy, bo uznałam, że nawet jeśli nie czuje do niego miłości, to jest jeszcze coś takiego jak lojalność, odpowiedzialność i po prostu staranie, by być dobrym człowiekiem. Stan zdrowia się ustabilizował, choć choroba cały czas trwa i jest nie do zatrzymania. Mąż wylądował na rencie. Ja wciąż w pracy, która się wiąże z częstymi delegacjami. Dzieci duże, nie koniecznie interesowało ich spędzanie czasu z ojcem, przez którego mama tyle razy ocierała łzy.
Przez 20 lat nie byliśmy na prawdziwym urlopie, bo on nie chciał nigdzie jeździć, do kawiarni też nie poszedł, bo kawę można wypić w domu, do kina też nie, bo przecież mamy telewizor.
Gdy okazało się, że co najwyżej może sobie dorobić do renciny, obowiązek utrzymania rodziny w całości spadł na mnie. Nie, nie narzekam, wiem, że sobie poradzę. Nie jest to dla mnie żadna ujma ani powód do wywyższania się. Po prostu tak ułożyło się życie.
Od czasu jego zachorowania, nasze życie "łóżkowe" właściwie nie istnieje z przyczyn chorobowych. Nigdy jednak nie miałam o to pretensji, to byłoby podłe , mieć do niego pretensje, skoro to kwestia choroby.
Kilka tygodni temu mój wciąż mąż wywinął mi kolejny numer. Tam gdzie dorabia, poznał koleżankę, której zwierzył się ze swojej samotności i że żona go zostawia jadąc w delegacje, pewnie go nie kocha, bo wciaż gada o rozwodzie. Co było dalej, nietrudno się domyślić. On twierdzi,że chciał ratować to małżeństwo i wzbudzić we mnie zazdrość. Nie skomentuje tego, bo jedyne, co mi przyszło do głowy, to stwierdzenie, że jestem żoną idioty i trzeba do tego sie przyznać sama przed sobą.
Jego fascynacja trwała 5 dni, teraz leży przede mną niemal krzyżem i płacze, błaga o szansę.
Wymyślił,że powinniśmy pójść na terapię małżeńską. Powiedziałam,że najpierw on ma się udać do psychologa, ustalić , dlaczego wciąż się buntuje, nauczyć się rozmawiać spokojnie, a wtedy zobaczymy. Odpowiedź? Mam mu dać gwarancję,że z nim zostanę, bo jestem kobietą jego życia, w przeciwnym wypadku on nie widzi sensu pracy nad sobą. Pytam go, co mu nie leżało w tym związku,nad czym wobec tego ja powinnam pracować, jeśli nasz związek ma być lepszy. Odpowiedź : ty kochanie nie musisz. Albo : nie wiem ,nad czym powinnaś pracować, bo nie jestem pamiętliwy i nie pamiętam ,co mi się nie podobało. Albo : ty tez rozwaliłaś ten związek, myślisz, że jesteś bez winy. Każda z tych wypowiedzi pada w naszych rozmowach i jest zależna od jego nastroju. O sprawie tamtej koleżanki nie chce rozmawiać, bo twierdzi, że go to męczy. To jak mamy przepracować temat zdrady?
Zadecydowałam o rozstaniu, złożyłam papiery w sądzie. Od kilku dni mam w domu najlepszego męża pod słońcem, troskliwego, dla którego nie istnieje komputer.
A ja pomyślałam, że gdybym go jeszcze wciąż kochała, to ból po odkryciu zdrady powinien powalić mnie. A tu w głowie spokój. Oczywiście jest wściekłość, ale nie ma chęci kontynuowania tego. Nie ma uczucia, bo umarło dawno temu, czy jest, ale przywalone wszystkimi kłamstwami i szansami, które dostał i nie wykorzystał.......
Gdy wychodziłam ze sądu, czułam się młodsza o 20 lat i lżejsza o 15 kilo.
Jeśli wiem, jaką wybrałam drogę, to dlaczego wciąż zadaję sobie te pytania? Dobija mnie to jego spojrzenie kota ze "Shreka" i niestety wyrzuty sumienia, że chcę rozstać się z chorym człowiekiem. Tylko po co trwać w związku ,gdzie nie ma szacunku i miłości,za to jest morze wylanych łez i brak szcześcia?
Dlatego taki dałam tytuł, bo to na pewno nie tak miało być.
1 2018-01-26 17:03:45 Ostatnio edytowany przez Julianka1 (2018-01-26 17:08:30)
Tylko kobiety są zdolne do takich poświęceń... gratuluję mądrej decyzji ...
Brawo, dobrze postąpiłaś, i nie myśl o nim jak o chorym biednym człowieku. chory to jest, jak chce żeby żona wkoło niego skakała, a żeby ciupciać na boku to już chory nie jest. Zero litości dla takich podludzi, którzy całe życie znęcają się nad innymi.
4 2018-01-26 20:22:13 Ostatnio edytowany przez Julianka1 (2018-01-26 20:25:40)
Więc dlaczego wciąż w głowie oddzywają się pytania, czy to skrucha z jego strony jest prawdziwa? Nie umiem pozbyć się myśli, że na skutek decyzji o rozstaniu jego stan zdrowia się pogorszy i będę musiała żyć ze świadomością, że "wykończyłam chłopa". Może to jest wszystko zbyt świeże,może potrzeba więcej czasu....
Jak można powiedzieć : zrobiłem to z miłości do Ciebie, bo Cię kocham, tylko byłem głupi, że poszłem z koleżanką, ale ludzie z miłości popełniają różne głupoty.
Czy tylko ja uważam to za kretynizm?
On ma straszne pretensje, że zdarzyło mi się mu ubliżyć. Nie wypieram się, gdy wsiadał pijany za kierownicę, krzyczałam na niego, że jest pier.......ty, bo nie myśli o konsekwencjach, ewentualnym wypadku, ofiarach bezpośrednich i tym, co przeżyją jego dzieci, gdy pójdzie siedzieć do więzienia. Jego odpowiedź : a stało się coś? Nie stało, to po co wrzeszczysz.
Egoista?
Hej, zajmująca zaiste historia, a w niej widać Twoją cieżką drogę życia w tym związku. Ja jestem ciekaw tylko jak wyglądała jego dobra strona, za co go pokochałaś i wyszłaś za niego za mąż? Aż tak dobrze się maskował? A skoro to potrafił, to nie był aż takim idiotą. Może on Ciebie miał za idiotkę, której można wszystko wcisnąć? I nie wykończyłaś go, pozbądź się tych bzdurnych myśli. Wykończył go alkohol i inne nałogi, zarówno fizycznie, jak i umysłowo. Ty robiłaś swoje i masz czyste ręce. Wszystkiego dobrego na nowej drodze do szczęścia. Szczęścia bez niego. Nareszcie.
6 2018-01-27 00:23:02 Ostatnio edytowany przez Julianka1 (2018-01-27 00:24:33)
Wychodziłam za mąż z wielkiej miłości, nadal tak uważam. W moim małżeństwie były też dobre chwile, niestety te złe były na tyle bolesne, że przysłoniły te radosne.
Mój mąż .....patrząc na niego dziś, wiem jedno. Zakochałam się w chłopaku , jakim był, bo wydawało mi się, że jest dobrym człowiekiem. Dużo później okazało się,że wyszedł z domu, gdzie nie było szacunku dla kobiet. Jego mama wylała wiele łeż przez swojego męża.
Problem, że w czasie trwania małżeństwa on nie rozwinął się w żadnym kierunku. Ja poszłam do przodu, rozwijałam się intelektualnie i zdobywałam doświadczenia. Ta przepaść między nami jest horendalna. On zachowuje się, jakby miał ciągle 17 lat i w sobie bunt przeciwko wszystkiemu, co go w jego poczuciu ogranicza. Nie pozwoli sobie zwrócić uwagi, na każde takowe reaguje nerwowo, czasem nawet agresywnie. A lat ma prawie 50.
On nie chce nad sobą pracować, dziś powtórzył, że skoro się rozstajemy, to on nie zamierza układać sobie z nikim życia, skoro ja odchodzę, to dla niego jest koniec wszystkiego.
Jeśli tak mówił, to wątpię że z miłości, tylko raczej z tego, że z kim uda mu się jeszcze tak prześlizgnąć w stagnacji przez tyle lat :-)
Nie jesteś po rozwodzie tylko złożyłaś papiery rozwodowe, dobrze rozumiem? Jeśli tak to nie zmieniaj zdania i nie daj się urobić, Twój mąż to egoista i doskonale zdaje sobie sprawę jak ma Ciebie podejść i wpłynąć na Twoje decyzje( lata oświadczeń) Zdradził bo Ciebie kocha? łał a zatem to Twoja wina? dobre:) Nie będzie już z nikim i daj Boże dlaczego ma krzywdzić innych. I nie aj sobie wmówi, że z powodu choroby masz z nim być, pomogłaś mu teraz nich sam o siebie dba. Pamiętaj nie daj się urobić doskonale go znasz doskonale wiesz jaki jest i doskonale wiesz że się nie zmieni. Nie wiem czy dalej mieszkacie razem, jeśli nie to proponuję się wyprowadzić przekonasz się ze tuż obok jest inne normalne życie.
9 2018-01-27 15:32:44 Ostatnio edytowany przez Julianka1 (2018-01-27 15:34:14)
Tak, dopiero złożyłam papiery, czekam na termin. Na pewno nie dam się urobić, to tak jakbym napluła sobie w twarz i nie miała szacunku do siebie. Owszem, każdy zasługuje na szansę, ale ileż ich może być. Mąż się stara , od kilku dni jestem traktowana jak królowa niemal. To w żaden sposób mu nie pomoże, choć trudno jeszcze przewidzieć , co zrobi w sądzie.
Na to, co się teraz dzieje, pracował 20 lat.Tak wybrał. Jeśli robi się coś takiego w życiu ,trzeba być gotowym na konsekwencje.
Jeśli nie, to się siedzi na dupie i nie kozaczy.
Tak, mam pełną świadomość tego, że on się nie zmieni. Jeśli nie zrobił tego przez 20 lat, to jakim cudem miałby w ciągu kilku dni?
Wiem, że będę szczęśliwa. Już jestem. Posprzątałam wokół siebie, jeszcze tylko żeby przestały w głowie pukać te myśli, z czym ja zawiodłam, że się nie udało. Chciałabym wiedzieć. Nie popełnić tych błędów więcej.
Nie definiuję swojej kobiecości przez pryzmat tego, czy jest obok mnie mężczyzna. Nie to stanowi o mojej wartości.Dobrze czuję się sama ze sobą i zawsze umiem sobie ciekawie zorganizować czas. A jeśli ktoś będzie umiał mnie docenić taką, jaką jestem , być może kiedyś zaprosze go do swojego życia.
Na razie muszę doprowadzić wszystko do końca. Niestety, czeka mnie jeszcze jakiś czas mieszkania razem z moim wkrótce byłym mężem, ponieważ nie wszystkie kwestie podziału możemy załatwić od ręki. Spokojnie, teraz już wiem, ile mam w sobie siły.
No to życzę wytrwałości i nie szukaj odpowiedzi na pytanie dlaczego, bo możesz nigdy się nie dowiedzieć, czasem tak po prostu się zdarza.
Tak, dopiero złożyłam papiery, czekam na termin. Na pewno nie dam się urobić, to tak jakbym napluła sobie w twarz i nie miała szacunku do siebie. Owszem, każdy zasługuje na szansę, ale ileż ich może być. Mąż się stara , od kilku dni jestem traktowana jak królowa niemal. To w żaden sposób mu nie pomoże, choć trudno jeszcze przewidzieć , co zrobi w sądzie.
Na to, co się teraz dzieje, pracował 20 lat.Tak wybrał. Jeśli robi się coś takiego w życiu ,trzeba być gotowym na konsekwencje.
Jeśli nie, to się siedzi na dupie i nie kozaczy.
Tak, mam pełną świadomość tego, że on się nie zmieni. Jeśli nie zrobił tego przez 20 lat, to jakim cudem miałby w ciągu kilku dni?
Wiem, że będę szczęśliwa. Już jestem. Posprzątałam wokół siebie, jeszcze tylko żeby przestały w głowie pukać te myśli, z czym ja zawiodłam, że się nie udało. Chciałabym wiedzieć. Nie popełnić tych błędów więcej.
Nie definiuję swojej kobiecości przez pryzmat tego, czy jest obok mnie mężczyzna. Nie to stanowi o mojej wartości.Dobrze czuję się sama ze sobą i zawsze umiem sobie ciekawie zorganizować czas. A jeśli ktoś będzie umiał mnie docenić taką, jaką jestem , być może kiedyś zaprosze go do swojego życia.
Na razie muszę doprowadzić wszystko do końca. Niestety, czeka mnie jeszcze jakiś czas mieszkania razem z moim wkrótce byłym mężem, ponieważ nie wszystkie kwestie podziału możemy załatwić od ręki. Spokojnie, teraz już wiem, ile mam w sobie siły.
Chciałabym mieć taki wewnętrzny spokój (jestem w podobnej sytuacji).
Ciągle zadaję sobie różne pytania - dlaczego..., co by było gdyby ... wiem, że to niczego nie zmieni, ale to silniejsze ode mnie. I wcale nie jest mi lepiej po takich rozważaniach.
Julianko1 bardzo dużo poświęciłaś dla swojego męża. Sama teraz pewnie widzisz, że to nie da szczęśliwego związku, że muszą starać się obie strony. Twój mąż ma problem ze sobą, ale i terapia mogłaby nic nie dać, bo po tym co on do Ciebie mówi widać, że nie rozumie tego, że robi źle, że obwinia też Ciebie i że chodziłby do specjalisty pewnie tylko na odczepnego. Udawałby, że to działa, że się zmienia, a potem znowu zachowywałby się podobnie. Już wcześniej, gdy chciałaś odejść nie wyciągnął żadnych wniosków, nie zrobił tego też, gdy zachorował (co czasem u niektórych zmienia spojrzenie na życie). Teraz pewnie boi się jak utrzyma się sam na rencie. No, ale nie ma sensu związek z litości ani z przyzwyczajenia. Bez niego odżyjesz. Pozdrawiam.
Julianko1 bardzo dużo poświęciłaś dla swojego męża. Sama teraz pewnie widzisz, że to nie da szczęśliwego związku, że muszą starać się obie strony. Twój mąż ma problem ze sobą, ale i terapia mogłaby nic nie dać, bo po tym co on do Ciebie mówi widać, że nie rozumie tego, że robi źle, że obwinia też Ciebie i że chodziłby do specjalisty pewnie tylko na odczepnego. Udawałby, że to działa, że się zmienia, a potem znowu zachowywałby się podobnie. Już wcześniej, gdy chciałaś odejść nie wyciągnął żadnych wniosków, nie zrobił tego też, gdy zachorował (co czasem u niektórych zmienia spojrzenie na życie). Teraz pewnie boi się jak utrzyma się sam na rencie. No, ale nie ma sensu związek z litości ani z przyzwyczajenia. Bez niego odżyjesz. Pozdrawiam.
Jest dokładnie tak, jak piszesz Jeśli on mówi do mnie : "to moje życie i nie będziesz mi mówiła, jak je mam przeżyć, a teraz chcę spróbować żyć z inną", a po 5 minutach mówi : działałem jak w amoku, byłem idiotą, bo przecież Ty jesteś najważniejsza" to znaczy, że w jego głowie jest taki chlew, jakiego sam nie jest w stanie sobie wyobrazić.
Jeśli mówi o ratowaniu małżeństwa, a jednocześnie chciał zamieszkać z tą gwiazdą, to zadałam mu pytanie, jak chciał pracować nad związkiem na odległość, w towarzystwie innej kobiety? Odpowiedź : przecież ja bym się nie wyprowadził, dobrze, że mi to wytłumaczyłaś. I to mówi facet mający 50-tkę na karku, który nie ma kobiecie nic do zaoferowania - ani w łóżku, ani w grubości portfela, ani intelektualnie.
Dość dawania szans komuś. Trzeba dać szansę sobie.
Tylko te przeklęte myśli, że też czuję się współwinna rozpadu małżeństwa.
Jego wczorajsze hasło do mnie : to małżeństwo można uratować, tylko ty nie chcesz dać mu szansy. To będzie twoja wina, bo mogłabyś, a nie chcesz.
W tym momencie chciałam wybić mu resztę zębów, jaka mu została.
Lou 71 - jest mi o tyle łatwiej, że nie mam w sobie miłości do niego. Jest odpowiedzialność, litość, współczucie z powodu choroby. Ale wściekłość na jego zachowanie i tak się pojawiła, kto lubi, jak inni robią go w wała?
I jak słucham, jak bredzi te swoje typowe kłamstwa typu : zmienię się dla Ciebie, będzie tak jak chcesz, to się śmieję.
Bo to nie ma być tak, jak ja chcę, tylko ma być tak, żebyśmy oboje byli szczęśliwi.
Ale trochę za późno na to.
Czy żal mi 25 lat związku? Nie, mam z niego 2 świetnych dzieci i to poczucie ,że rozwijałam się, a nie stałam w miejscu. Znam swoją wartość i przyda mi się to w dalszym życiu. To ja utrzymuję rodzinę i finansowo podołam, lepiej czy gorzej ,ale podołam.
Żal mi 25 lat życia, które dzieliłam z kimś, kto nie traktował mnie jak priorytet, tylko element krajobrazu.
Teraz ja jestem ważna.
Tak 3maj brawo.
Julianka1,
Dla kogo jesteś ważna?
Julianka1,
Dla kogo jesteś ważna?
Wiesz, jak się temu przyglądam, to myślę, że po prostu dla siebie.
Będąc w związku, nawet wtedy, gdy przestało się układać, nigdy nie zaniedbywałam obowiązków jeśli chodzi o dbanie o rodzinę. Zawsze było posprzątane, ugotowane, wyprane.
Tylko wtedy szłam drogą : upiorę, ugotuję i zrobię sobie potem pysznej herbaty i odpocznę.
Teraz jest : przyjechałam z pracy, czuję się zmęczona, zrobię sobie herbaty i ugotuję obiad. Jeśli wystarczy czasu i sił, zrobię pranie, jesli nie, zrobię je jutro.
To taki drobiazg w codziennym życiu, ale pozwala pamiętać o sobie.
Niby niewiele, ale poczucie bezcenne
Julianko nikt z nas nie mieszka z wami i mię zna sytuacji w 100% ale wg mnie ta jego dobroć to zwyczajne urabianie ciebie bo mu się dupsko pali. Bo zobaczył że żarty się skończyły i podjelas już nawet kroki prawne. Dobrze wie że nie znajdzie szybko albo i wcale kogoś kto będzie o niego dbał i trwał przy nim w ciężkiej chorobie.. Jakim to trzeba być zlamasem żeby zrobić taką rzecz kobiecie która jest mimo wszystko obok...
Poza tym nie bez powodu mówią że kolejność odbudowy związku powinna być inna. Najpierw jego zmiana (nie maska-zmiana) a dopiero później decyzja o byciu razem. Nie odwrotnie.
Jesteś super mega silną kobietą, mocno stąpającą po ziemi i szczerze nie wierzę że się dasz
Wspólne lata to dużo ale nie mogą mieć wpływu na przyszłość jeśli on ciebie nie docenia i nie szanuje.
18 2018-01-28 21:35:03 Ostatnio edytowany przez Bland44 (2018-01-28 21:37:42)
Lou71.71 napisał/a:Julianka1,
Dla kogo jesteś ważna?Wiesz, jak się temu przyglądam, to myślę, że po prostu dla siebie.
Będąc w związku, nawet wtedy, gdy przestało się układać, nigdy nie zaniedbywałam obowiązków jeśli chodzi o dbanie o rodzinę. Zawsze było posprzątane, ugotowane, wyprane.
Tylko wtedy szłam drogą : upiorę, ugotuję i zrobię sobie potem pysznej herbaty i odpocznę.
Teraz jest : przyjechałam z pracy, czuję się zmęczona, zrobię sobie herbaty i ugotuję obiad. Jeśli wystarczy czasu i sił, zrobię pranie, jesli nie, zrobię je jutro.
To taki drobiazg w codziennym życiu, ale pozwala pamiętać o sobie.
Niby niewiele, ale poczucie bezcenne
Ja też choćbym padała wieczorem, a potrzeba było ugotować obiad na następny dzień, to nawet o północy robiłam to. Tak byłam wychowana-najpierw obowiązki, później przyjemności. Niestety nikt tego nie doceniał, a mi potrzeba było choćby dobrego słowa.
Jeszcze nie umiem być ważna dla siebie. Choć teoretycznie wiem o co chodzi
Jeszcze nie umiem być ważna dla siebie. Choć teoretycznie wiem o co chodzi
Dziewczyno, jeśli wiesz, to już jest krok do przodu. Za chwilę zaczniesz stosować i zobaczysz, jakiego Ci to da powera.
W niedzielę mąż siedział przed TV i prymitywnie rechotał z najgłupszych kabaretowych żartów, jakie były puszczane jako setna powtórka programu sprzed 15 lat.
Patrzę na niego i mówię w końcu : człowieku, przecież ty w ogóle się nie przejmujesz sytuacją, ja siedzę i wciąż biję się z myślami, a ty z piwem w ręku bawisz się w najlepsze.
Odpowiedź : a co będę płakał?
Moje wyrzuty sumienia maleją z każdym dniem. Czy to znaczy,że jestem bez serca?
Wciąż czekam na pismo z sądu z terminem rozprawy.
Czekam spokojnie, ale w tym czasie przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Ponieważ człowiek, który za chwile przestanie być moim mężem oraz ta gwiazda, z którą chciał układać życie wciąż pracują razem, to bardzo się boją, że mogłabym przyjechać do pracy i zrobić awanturę. Szczególnie ona się tego boi . Oczywiście tego nie zrobię, bo nie są tego warci. Ale wymyśliłam coś innego.
Myślę, żeby zakupić kwiaty i wysłać jej jako podziękowanie,że otworzyła mi oczy, co warty jest mój mąż oraz z życzeniami szczęśliwego wspólnego pożycia.
Oprócz tego wyślę piękny bukiet ich szefowej. W podziękowaniu, że ma takie dobre serce i zatrudnia osoby niepełnosprawne intelektualnie, które za nic mają uczucia innych i niszczą im życie. Oczywiście dopiszę, żeby zwracała baczną uwagę na swojego męża, który z nią prowadzi tę firmę. W końcu skoro gwiazda raz sięgnęła po coś, co do niej nie należy, to czemu nie miałaby powtórzyć numeru, tym bardziej, że w przeciwieństwie do mojego jeszcze męża, mąż szefowej jest bogaty. Co myślicie ?
Wciąż czekam na pismo z sądu z terminem rozprawy.
Czekam spokojnie, ale w tym czasie przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Ponieważ człowiek, który za chwile przestanie być moim mężem oraz ta gwiazda, z którą chciał układać życie wciąż pracują razem, to bardzo się boją, że mogłabym przyjechać do pracy i zrobić awanturę. Szczególnie ona się tego boi . Oczywiście tego nie zrobię, bo nie są tego warci. Ale wymyśliłam coś innego.
Myślę, żeby zakupić kwiaty i wysłać jej jako podziękowanie,że otworzyła mi oczy, co warty jest mój mąż oraz z życzeniami szczęśliwego wspólnego pożycia.
Oprócz tego wyślę piękny bukiet ich szefowej. W podziękowaniu, że ma takie dobre serce i zatrudnia osoby niepełnosprawne intelektualnie, które za nic mają uczucia innych i niszczą im życie. Oczywiście dopiszę, żeby zwracała baczną uwagę na swojego męża, który z nią prowadzi tę firmę. W końcu skoro gwiazda raz sięgnęła po coś, co do niej nie należy, to czemu nie miałaby powtórzyć numeru, tym bardziej, że w przeciwieństwie do mojego jeszcze męża, mąż szefowej jest bogaty. Co myślicie ?
Ja bym sobie takie cos odpuscila. To tylko swiadczy jak bardzo Cie ubodla mimo wszystko ta zdrada. Satysfakcje z takiego zachowania moze i miec bedziesz ale raczej chwilowa. Potem moze pojawic sie jednak niesmak bo to troche jarmarczne i slabe wciagac w sprawy swojego prywatnego zycia pracodawce exmeza. Poczujesz sie lepiej jesli oprocznie niechcianego przez meza rozwodu uderzy w niego np strata dodatkowego zrodla utrzymania ? Pomijam fakt ze chcesz dosrac bogu ducha winnej kobiecie ktora zatrudniajac ludzi nie ma obowaizku badac czy maja sklonnosc do zdrad.
Ja wychodze z zalozenia ze samo uwolneinie sie od zdradzajacego i niekochanego meza juz byloby sukcesem a zle emocje i chec zemsty wolalabym obrocic w czysta obojetnosc bo te zle emocje wiaza z czlowiekiem rownie mocno co milosc a przeciez chyba o to chodzi zeby juz nic was nie wiazalo.
Doszło do tego,że zaczęłam się zastanawiać , co ze mną jest nie tak, że nie umiem go zmotywować do pracy nad sobą.
To jest z Tobą nie tak, że uważasz, że zmienianie jego to jest TWOJE zadanie. Nie, to jest JEGO zadanie! Skąd w Tobie takie poczucie, że jesteś odpowiedzialna za to, co on mówi, co robi, co myśli, co czuje? Nie wystarczy, że musisz być odpowiedzialna za siebie? Cudownie by było, żebyś chociaż dzieci nauczyła, że to nie ich zadanie ZMIENIAĆ partnera/partnerkę.
Ot, cudowny przykład polskiej martyrologii żon. Taki jest przykaz - kochać bezwarunkowo i mieć nadzieję, że to wystarczy.
Ja myślę, że najlepsze co można zrobić w tego typu sytuacjach, to jednak zachować klasę i powstrzymać się od złośliwości, scen czy awantur.
Nic tak nie daje do myślenia i z równowagi nie wyprowadza jak kompletne ignorowanie i spokojne zajmowanie się swoimi sprawami.
Nie ma nic bardziej wykańczającego psychicznie jak rozmyślanie o tym i zastanawianie się co ona tam robi, dlaczego nie walczy, o co tu chodzi
A jak zaczniesz jakieś cyrki odstawiać, to tylko utwierdzisz oboje zakochanych w przekonaniu o ich wzajemnej zajebistości,
a z siebie zrobisz tylko pośmiewisko i długo sobie tego nie wybaczysz, że zamiast tego trzeba było ich olać i nie się walą na ryj.
Żeby decydować o zostaniu musiałabyś widzieć długotrwałą zmianę. Wydaje mi się, że nic na silę, jeżeli sama nie chcesz do niego wrócić, to nie ma po co. Wszystko zależy od tego, czego Ty pragniesz.
25 2018-02-02 14:12:48 Ostatnio edytowany przez serce i rozum (2018-02-02 14:14:02)
Nie lituj się nad nim, poradzi sobie na stówę:))
Mój mąż tez po rozstaniu płakał, wydzwaniał, prosił. Mówił, że Jego życie skończyło się w momencie kiedy powiedziałam o rozstaniu, że nie ma po co żyć. Było to w lipcu, w sierpniu weekendy spędzał z nową znajomą, cały czas utrzymując o swojej wielkiej miłości do mnie:)) Przewinęło się wiele kobiet, nawet nasza wspólna znajoma:))
Piszę Ci to dlatego, żebyś nie wierzyła, że jego życie się skończy wraz z twoim odejściem, skończy się wygoda i nic nierobienie ale nie życie:))
Ja też wiele nocy nie przespałam po Jego płaczliwych telefonach, bo było mi Go bardzo żal, że skrzywdziłam tak bardzo kogoś, kogo tak mocno kiedyś kochałam, że jestem zła, nie w porządku, On w tym samym czasie bawił się w najlepsze:))
Myśl przede wszystkim o sobie! O swoim szczęściu!
Żadnych kwiatów bym nie wysyłała, nie ruszałabym tego.
Życzę powodzenia, pozdrawiam
Doszło do tego,że zaczęłam się zastanawiać , co ze mną jest nie tak, że nie umiem go zmotywować do pracy nad sobą.
To jest z Tobą nie tak, że uważasz, że zmienianie jego to jest TWOJE zadanie. Nie, to jest JEGO zadanie! Skąd w Tobie takie poczucie, że jesteś odpowiedzialna za to, co on mówi, co robi, co myśli, co czuje?
Ot, cudowny przykład polskiej martyrologii żon. Taki jest przykaz - kochać bezwarunkowo i mieć nadzieję, że to wystarczy.
Nie wiem, czy się dobrze zrozumieliśmy. Chodziło mi o to, że poczułam się nic nie warta jako partnerka, skoro on nie zamierzał zrezygnować ze swoich durnych pomysłów typu jazda po pijaku , choć go o to prosiłam. Prosiłam, tłumaczyłam, po 5 razie nakrzyczałam na niego, a i tak nie zmienił się. W tym momencie kobieta ma prawo się zastanawiać, czy rzeczywiście to, co on mówi o swojej miłości do niej jest prawdą, skoro jednocześnie igra z jej uczuciami i czy ona jest wartościową kobietą,skoro on ma ją w d...ie.
Ale uwierzcie mi, to było chwilowe zastanawianie się. Już od dłuższego czasu uważam, że to nie jest mój problem.
Tylko potrzebowałam czasu, żeby to zrozumieć i ułożyć w głowie.
Dziękuję wszystkim za wypowiedzi, są bardzo cenne i dające do myślenia.
A teraz opowiem Wam krótką historyjkę. W trakcie jednej z kłótni jakiś rok temu powiedziałam mężowi, że nie mam w nim partnera, na którego mogłabym liczyć.
Maż zaczął się wydzierać : co ty mi pier......sz, tobie się marzy życie na kocią łapę? Chyba jesteś nienormalna...
Ja mówię : człowieku, co ty mówisz do mnie? Ty rozumiesz co to jest partnerstwo w związku? ?????
Widzicie tę różnicę w pojmowaniu świata? Dla mnie partner to ktoś kto wspólnie ze mną tworzy związek i mnie wspiera, a ja jego. Dla mojego męża to po prostu konkubent, z którym się żyje bez ślubu.
Jak tu się porozumieć z człowiekiem, który nie rozumie takich spraw? )))))))
Na szczęście to również przestał być mój problem.
Sama widzę, ile we mnie siły i spokoju. To znaczy, że podjęłam słuszną decyzję.
Wiem,że on sobie poradzi. Mnie nikt nie pytał przez tyle lat, jak godzę wszystkie obowiązki , mimo, że on pracował w delegacjach i w domu był gościem, więc wszystko właściwie robiłam sama.
Poza tym, to,że nie będzie moim mężem, nie oznacza, że go skreślam i nie pomogę. Wręcz przeciwnie, jeśli pojawi się kwestia pobytu w szpitalu czy coś, to zajmę się tym, bo choroba jest naprawdę poważna. Ale nie chcę być jego żoną. Wstydzę się tego.
Rozprawa w przyszłym tygodniu.
Maż wciąż powtarza, że mnie kocha. Wołałabym, żeby zamilkł, ale pokazywał to czynem i zachowaniem.
Czyli zgodnie z podejrzeniem nie zmieniło się nic.
Przed 8 marca zamówiłam sobie buty przez internet. Ponieważ jestem w delegacji buty miał odebrać mąż u siebie w pracy. Okazało się, że gdy przyjechały, wyciągnął je z paczki i oznajmił : patrzcie jakie ładne buty żonie sprezentowałem.
Potem pochwalił mi się tym przez telefon. Na zwróconą uwagę, że kłamie, odrzekł : no i co robisz problem z takiej głupotki?
Nie ma to jak pokazywać się z jak najlepszej strony przed innymi.
Prezentu nie dostałam żadnego na dzień kobiet, przez całe 25 lat uważał, że to głupie.
Jak wróciłam z tej tygodniowej delegacji, to nie było nawet nic na ciepło do jedzenia, bo jemu nie chciało się nic gotować.
Trzymajcie kciuki, żebym w sądzie dała radę.
Rozprawa w przyszłym tygodniu.
Maż wciąż powtarza, że mnie kocha. Wołałabym, żeby zamilkł, ale pokazywał to czynem i zachowaniem.
Czyli zgodnie z podejrzeniem nie zmieniło się nic.Przed 8 marca zamówiłam sobie buty przez internet. Ponieważ jestem w delegacji buty miał odebrać mąż u siebie w pracy. Okazało się, że gdy przyjechały, wyciągnął je z paczki i oznajmił : patrzcie jakie ładne buty żonie sprezentowałem.
Potem pochwalił mi się tym przez telefon. Na zwróconą uwagę, że kłamie, odrzekł : no i co robisz problem z takiej głupotki?
Nie ma to jak pokazywać się z jak najlepszej strony przed innymi.
Prezentu nie dostałam żadnego na dzień kobiet, przez całe 25 lat uważał, że to głupie.
Jak wróciłam z tej tygodniowej delegacji, to nie było nawet nic na ciepło do jedzenia, bo jemu nie chciało się nic gotować.Trzymajcie kciuki, żebym w sądzie dała radę.
Julianka,
Jakbym mojego słyszała (ostatnimi czasy) ...
Witajcie ponownie.
Sąd orzekł separację bez orzekania o winie. Gdybym walczyła o rozwód , jest duża szansa, że z uwagi na jego chorobę i pogorszenie sytuacji materialnej, chciałby na siebie alimentów.
Jestem konsekwentna w swoich postanowieniach. Powiedziałam dość i twardo się tego trzymam. Jestem głucha na wszelkie zagrywki typu : spróbujmy jeszcze raz. Oczywiście nie poszedł na terapię. Nadal lekceważy fakt, że nawet z nudów mógłby zrobić coś w domu czy wokół niego. Synowie ewidentnie mu przeszkadzają, chciałby, żeby się wyprowadzili. Ostatnio powiedzieli mi : mamo, ojciec włazi ci w d...ę, a nas olewa, bo to ty wniosłaś o separację, czyli ciebie się wystraszył, a nas w ogóle nie zauważa. Długo potem rozmawiałam z synami.....
Dlaczego się tak zawzięłaś ? pyta mnie małż , kiedy nie daję się sprowokować.
Nie wyprowadziłam się, podjęłam decyzję, że nie opuszczę mieszkania, gdyż on je zmarnuje i jeśli kiedyś wrócę do tego lokalu, będę musiała robić remont od podstaw. Poza tym jego stan zdrowia podlega mocnym wahaniom i nie jest to dobry czas na dzielenie majątku.
Zresztą nie potrzebuję tego. Nie układam sobie życia z jakimś nowym panem, wręcz przeciwnie, choć psychicznie jestem mocna, nie potrafię zaufać mężczyźnie. Nie chcę wylewać już w życiu tylu łez.Potrzebuję czasu.
A ostatnio w delegacji, gdy wchodziliśmy grupą do hotelu, pewien pan powiedział : bardzo panią przepraszam, ale muszę to powiedzieć : ma pani przepiękny uśmiech. Podziękowałam za uprzejmość i choć nie zamierzałam kontynuować rozmowy, to jednak humor od razu był inny Czyli wszystko przede mną
30 2018-06-22 21:13:38 Ostatnio edytowany przez justa_pl (2018-06-22 21:16:13)
No cóż, tylko pozazdrościć determinacji i odważnych decyzji. A że tak nie miało być? Nie da się żyć według wymyslonego scenariusza.
31 2018-09-11 21:27:49 Ostatnio edytowany przez Julianka1 (2018-09-11 21:28:31)
Witajcie po przerwie
No cóż, na pewno się domyślacie. Separacja trwa, a mąż jest głuchy na to. "Chciałaś tego papierka, to masz, ale nadal mieszkamy razem, więc jesteś moją żoną" - oznajmił ostatnio błyskotliwie.
Kilka dni temu popił alkoholu i uruchomił w sobie pełną gamę aktorską. Najpierw płakał, że ma beznadziejne kontakty z dziećmi ( i nie dziwota, skoro nigdy sam z nimi nigdzie nie poszedł), potem zaczął mi wyliczać kochanków ( oczywiście urojonych), zapewne ,gdybym chciała , wyliczyłby ich alfabetycznie lub według wzrostu, ewentualnie po innych walorach W którymś momencie tak się rozpędził, że zarzucił mi puszczalstwo, bo uwaga.....w łazience leży krem Clotrimazol, co oznacza moje łajdactwo i otarcia w miejscach intymnych
Powiem Wam, że zastanawiam się nad psychiatrą dla niego. Niedługo jedzie na kontrole do lekarza prowadzącego, pojadę z nim i opowiem , co się dzieje. Na ten moment uzyskałam od innego lekarza informacje, że leki, jakie on przyjmuje, niestety robią bajzel w głowie i trzeba sporo zrozumienia ze strony rodziny. Niestety jego zachowanie jest nieprzewidywalne i prawdę mówiąc, zaczynam się bać, czy nie odbierze sobie życia. Ta myśl mnie rozwala.
Czy ktoś miał do czynienia z podobnym przypadkiem? Leki, jakie przyjmuje ,to zestaw kardiologiczny, krążeniowy i na niewydolność tarczycy, te ostatnie odstawił na kilka miesięcy bez konsultacji z lekarzem.
Wychodziłam za mąż z wielkiej miłości, nadal tak uważam. W moim małżeństwie były też dobre chwile, niestety te złe były na tyle bolesne, że przysłoniły te radosne.
Mój mąż .....patrząc na niego dziś, wiem jedno. Zakochałam się w chłopaku , jakim był, bo wydawało mi się, że jest dobrym człowiekiem. Dużo później okazało się,że wyszedł z domu, gdzie nie było szacunku dla kobiet. Jego mama wylała wiele łeż przez swojego męża.
Problem, że w czasie trwania małżeństwa on nie rozwinął się w żadnym kierunku. Ja poszłam do przodu, rozwijałam się intelektualnie i zdobywałam doświadczenia. Ta przepaść między nami jest horendalna. On zachowuje się, jakby miał ciągle 17 lat i w sobie bunt przeciwko wszystkiemu, co go w jego poczuciu ogranicza. Nie pozwoli sobie zwrócić uwagi, na każde takowe reaguje nerwowo, czasem nawet agresywnie. A lat ma prawie 50.
On nie chce nad sobą pracować, dziś powtórzył, że skoro się rozstajemy, to on nie zamierza układać sobie z nikim życia, skoro ja odchodzę, to dla niego jest koniec wszystkiego.
Twoj 'jeszcze maz' stosuje szantaz emocjonalny. Jest slabym czlowiekiem.
I nie, nie zdradza sie dla ratowania malzenstwa.
Witajcie po przerwie
No cóż, na pewno się domyślacie. Separacja trwa, a mąż jest głuchy na to. "Chciałaś tego papierka, to masz, ale nadal mieszkamy razem, więc jesteś moją żoną" - oznajmił ostatnio błyskotliwie.
Kilka dni temu popił alkoholu i uruchomił w sobie pełną gamę aktorską. Najpierw płakał, że ma beznadziejne kontakty z dziećmi ( i nie dziwota, skoro nigdy sam z nimi nigdzie nie poszedł), potem zaczął mi wyliczać kochanków ( oczywiście urojonych), zapewne ,gdybym chciała , wyliczyłby ich alfabetycznie lub według wzrostu, ewentualnie po innych walorach W którymś momencie tak się rozpędził, że zarzucił mi puszczalstwo, bo uwaga.....w łazience leży krem Clotrimazol, co oznacza moje łajdactwo i otarcia w miejscach intymnych
Powiem Wam, że zastanawiam się nad psychiatrą dla niego. Niedługo jedzie na kontrole do lekarza prowadzącego, pojadę z nim i opowiem , co się dzieje. Na ten moment uzyskałam od innego lekarza informacje, że leki, jakie on przyjmuje, niestety robią bajzel w głowie i trzeba sporo zrozumienia ze strony rodziny. Niestety jego zachowanie jest nieprzewidywalne i prawdę mówiąc, zaczynam się bać, czy nie odbierze sobie życia. Ta myśl mnie rozwala.
Czy ktoś miał do czynienia z podobnym przypadkiem? Leki, jakie przyjmuje ,to zestaw kardiologiczny, krążeniowy i na niewydolność tarczycy, te ostatnie odstawił na kilka miesięcy bez konsultacji z lekarzem.
Julianka1, a Ty sie nie zameczysz z nim przez ta separacje I mieszkanie razem? I jeszcze chodzisz z nim do lekarza? Czy dzieci sa duze? Ich uczestnictwo w takiej toksycznej relacji moze wplynac na ich zwiazki w przyszlosci. Nie wolalabys sie wyprowadzic lub jesli sie uda - wyprowadzic jego? Nie oznacza to chyba utraty mieszkania jesli jest Waszym wspolnym...
Julianka od stycznia minelo troche czasu. Wtedy pisalas pierwszy post. Dlaczego od niego nie odeszlas? Niby jestescie w separacji, ale przeciez nic sie miedzy Wami nie zmienilo i zgadzam sie z Twoim mezem - wciaz zyjecie jak malzenstwo. Tak jakbys dala mu kolejna szanse i nazwala ja separacja, tylko by zagluszyc wyrzuty sumienia. Do tego w styczniu pisalas, ze chodzil jak w zegarku, gdy zdecydowalas o rozwodzie, a teraz, gdy mu sie upieklo spowrotem pokazuje rogi i gra Ci na nosie.
Tak, wiem, jak to wygląda. Ale sytuacja nie jest prosta. Pisałam we wcześniejszych postach, że to niestety jeszcze potrwa. Mieszkanie jest majątkiem wspólnym. Nie stać mnie na wynajęcie osobnego mieszkania, dotychczasowe jest zbyt małe, żeby po jego sprzedaży kupić np. 2 kawalerki. Nie zarabiam na ten moment wystarczających pieniędzy, które by mi to umożliwiły,a wciąż spłacam zobowiązania powstałe na skutek choroby i nieaktywności zawodowej,a długi są wspólne ,bo powstały przed separacją. On ma tylko możliwość dorobić dosłownie parę groszy , starcza na leki i lekarza. Zatrudnienia swojego on nie chce zmienić. Jego nie jestem w stanie wyprosić z mieszkania, ma prawo tu przebywać , jego matka zapowiedziała wyraźnie, że go nie chce, poza tym, ani on mnie nie spłaci, ani ja jego.
Nie jeżdżę z nim do lekarzy, tylko prawdopodobnie wybiorę się z nim ten jeden raz, żeby zobaczyć, jakie jest zdanie lekarza prowadzącego na temat jego zachowania. Nie interesuje mnie ,czy bierze leki zgodnie z rozpiską, nie kupuję mu leków. Jedynie, jeśli jestem w domu , a nie w delegacji, to gotuję obiad dla wszystkich, czyli w niedzielę. Nie jeżdżę z nim na zakupy, nie chodzę do kina, nie opowiadam, co w pracy. Staram się, by jak najmniej miał wglądu w moje życie . Więc słyszę, że on pije przez mnie, bo ma stresa, przecież on mnie tak kocha, a ja wciąż odpycham od siebie.
Więc słyszę, że on pije przez mnie, bo ma stresa, przecież on mnie tak kocha, a ja wciąż odpycham od siebie.
Pije, bo jest alkoholikiem.
37 2018-09-12 17:33:41 Ostatnio edytowany przez josz (2018-09-12 17:34:14)
On ma tylko możliwość dorobić dosłownie parę groszy , starcza na leki i lekarza.
Jakby nie było ponosisz dodatkowe koszty żyjąc z nim razem, a mogłabyś zaoszczędzone pieniądze zainwestować w swoją przyszłość.
Jeśli jemu starcza tylko na leki i lekarza, to za co żyje (pomijając niedzielny obiad, którym go częstujesz), kto opłaca rachunki?
" wciąż spłacam zobowiązania powstałe na skutek choroby i nieaktywności zawodowej,a długi są wspólne"
...czyli wspólne długi spłacasz tylko Ty.
Uważam, że na tej separacji wyszłaś jak Zabłocki na mydle.
Sąd orzekł separację bez orzekania o winie.
Nie wiedziałam, że separację sąd może orzec z orzekaniem winy, lub bez, ale jeśli tak, to dlaczego nie zawalczyłaś o jego winę mając dowody jego zdrady.
Zabezpieczyłabyś się przed jego ewentualnymi roszczeniami wobec Ciebie.
Dziękuję za wypowiedzi, każda jest cenna.
Imiesłów - to trochę sprawa dyskusyjna. Alkoholik postrzegany jest jako ten, co pije notorycznie, czyli często. W przypadku ojca moich dzieci przez kilka lat było tak, że pił raz na kilka miesięcy, ale zawsze doprowadził się do stanu całkowitego upojenia. Jak niektórzy twierdzą, to nie jest problem, bo pił rzadko i okazjonalnie , a ze mnie jest marudna żona, że chłopu tego odmawiam. To w ostatnim czasie pozwala sobie na więcej, 2-3 piwa dziennie. Moim zdaniem ,w pewnym sensie jest alkoholikiem, skoro nie potrafi wyznaczyć sobie granicy i panować na ilością wypitego alkoholu. Od 2 tygodni nie pije wcale, mówiąc : przecież nie piję, o co ci chodzi.
Josz - to co dorabia, przeznacza na leki i lekarza, rachunki płacimy po połowie, on pozostałe kwestie płaci ze swojej niewysokiej renty.
Tak, można mieć separację bez orzekania o winie. Gdy pojechaliśmy do sądu, przed nami rozprawę miało małżeństwo, które również ubiegało się separację, ale z orzekaniem o winie. Patrzyłam na nich i zastanawiałam się, dlaczego wybrali separację a nie rozwód. Siedzieli plecami do siebie, wszelkie ustalenia robili mecenasi. Oni nawet na siebie nie patrzyli. Nic ich nie łączyło.
Nie ubiegałam się o wskazanie winnego, bo jak pisałam w pierwszym poście , sama mam poczucie, że część winy jest po mojej stronie. Poza tym poza jego przyznaniem się do zdrady nie miałam namacalnych dowodów, które mogłyby pomóc w sądzie. I ponownie podkreślam , on jest naprawdę ciężko chory i nikt nie wie, ile mu zostało.
Wszyscy naokoło mieli nas za dobry związek. Ja wiem, że to dlatego, że poszłam na zbyt wiele kompromisów i dużo działo się kosztem mnie.
I powiem Wam, że zastanawiam się nad terapią indywidualną dla siebie. Chyba jestem współuzależniona. Nie wiem, nie korzystałam, nie znam się,ale to chyba dobry kierunek.......
W moim życiu pojawił się ktoś, kto okazuje mi swoje zainteresowanie . Jest nienachalny, nie narzuca się, nie przekracza żadnej granicy, szanuje moje zdanie. Ale ja wiem, że nic z tego nie będzie. Nie umiem zaufać.
Julianka wybralaś separację, bo jesteś emocjonalnie związana z męzem, a to ani dobrze, ani źle po prostu fakt.
On jest trochę jak małe dziecko, ale czy dorośnie czy nie to jego sprawa. Ty nie mozesz zawieszać swojego życia na kołku, skupiając się zbytnio na nim..terapia to może niegłupi pomysł..Ze ktoś się pojawił nie dziwne, bo życie nie znosi próżni..ale zastanów się najpierw dobrze, czego oczekujesz, by nie zrobić sobie i komuś zamieszania w zyciu..
Nie mam zamiaru tworzyć żadnego związku na razie. Jestem świadoma, że popełniłam sporo błędów w aktualnym związku : nie byłam konsekwentna, nie wyznaczałam granic, albo jeśli je wyznaczyłam, to nie umiałam potem się tego trzymać, pozwalając, by testował moją cierpliwość, a gdy zrobiło się naprawdę nieciekawie, nie zakończyłam tego toksycznego związku.
Tak, na pewno terapia byłaby wskazana.
Moi synowie są dorośli, mają swoje zdanie, zastanawiałam się, czy przypadkiem nie wpoiłam im obrazu ojca, który średnio wywiązuje się z tej roli. Okazało się jednak, że sami doskonale widzieli jego zachowania i jedynym podsumowaniem ich stosunku do niego jest stwierdzenie,że nie chce im się z nim gadać. Co to za ojciec, który nie chce pożyczyć auta synowi, gdy ten swoje wstawił do mechanika i nie miał czym dojechać do pracy, a ojciec jako argument podawał fakt, że jest schorowany i musi autem dojeżdżać do pracy, a tymczasem tydzień później zostawił auto w garażu i poszedł na autobus , bo w pracy szykowała się impreza.
A ostatnio mówi mi, że przecież on nad sobą pracuje. Pytam, w jaki sposób, bo coś nie widzę. Odpowiedź : no przecież staram się nie kłócić z Tobą .Wzięłam wtedy nową książkę i poszłam do kuchni czytać.
Wiem, sama jestem sobie winna. Chciałam być po prostu szczęśliwa i nie wiedzieć dlaczego, przez tyle lat upierałam się być szczęśliwa z nim właśnie.
Muszę się leczyć.
Gdybyś pisała swoją historię jako facet to odpowiedzi byłyby zgoła inne.
Coż jest to domena kobiecego forum.
Myślę, że nie idziesz na całość bo masz poczucie winy. Kiedyś ten nieudany mąż jednak był pomocny, teraz dzieci są dorosłe i stał się kulą u nogi. Tutaj możesz opowiadać o alkoholu itp., w sądzie trzeba przedstawić konkrety, dowody. A on jest schorowany i to też jest dla ciebie na minus przy rozwodzie.
Dorosłe dzieci nie mają szacunku do ojca i masz w tym swój współudział. Generalnie to wszystko jest smutne i żałosne. Ale....masz prawo żyć jak chcesz, zawsze.
Sorry ale przypomniała mi się historia mojego ex partnera, przy poznaniu opowiadał jak to ma fantastyczną mamę i ojca nieudacznika i lenia.
Przy bliższym poznaniu rodziców zauważyłam, że jego mama robi sobie stale dobry PR kosztem męża, który był bardzo oddanym i spolegliwym człowiekiem. Nie zawsze złoto co się świeci.
42 2018-09-14 17:56:52 Ostatnio edytowany przez Julianka1 (2018-09-14 18:22:30)
Nigdzie nie napisałam, że mąż był nieudany. Pisałam, że kilka pierwszych lat było dobre. Potem się zaczęło rozjeżdżać. Trudno wspólnie podejmować decyzje, kiedy tylko jedna strona patrzy w przyszłość a druga w telewizor.
Nie napisałam również ,że stał się kulą u nogi. Przewlekła choroba uderza w całą rodzinę, nie tylko w chorego.
W sądzie, mimo, że separacja została orzeczona bez orzekania o winie, sędzina i tak pytała o przyczyny, opowiedziałam kilka spraw , on potwierdził , cała rozprawa trwała 14 minut.
Sędzina nie miała wątpliwości, że to dobra decyzja.
Oczywiście, że dzieci nie mają do niego szacunku. Zapewne wbrew temu, co wyprawiał, powinnam mówić, jaki to jest wspaniały i troskliwy
Szczególnie wtedy, gdy wolał towarzystwo kolegów i alkoholu zamiast odebrać dziecko, które wracało z 3-tygodniowego obozu lub gdy poddawał w wątpliwość swoje ojcostwo w ich obecności.
I tak, jest leniem. Piwnicę malował 12 lat, na moje pytania ,kiedy można liczyć na efekt końcowy, wrzeszczał ,że jest prześladowany w tym domu i że mam wobec niego tylko oczekiwania i żądania. Garaż malował 9 lat, aż farba w puszce stwardniała i poszła do wyrzucenia.
Od 5 lat pracuję w delegacjach i możesz mi wierzyć albo nie , nigdy, powtarzam nigdy nie dostałam od niego talerza z kanapkami po powrocie. Na 25 rocznicę ślubu jakimś cudem dostałam kwiaty, trzeci raz w ciągu całego małżeństwa. To były 3 różyczki. Jakby nie kupił nic, efekt byłby ten sam.
W jednym masz rację, mam poczucie winy. Pisałam o tym w pierwszym poście. Gdybym 10 lat temu po jego pijackich wyczynach na weselu brata zakończyła związek , dałabym sobie, ale też jemu szansę na ułożenie sobie życia z kimś ,komu odpowiadałaby taka sytuacja. Wszak są kobiety, którym wystarcza, że mąż nie podnosi ręki i przynosi do domu jakieś pieniądze. Innych wymagań nie mają lub o nich nie mówią.
A tak, zapomniałam, ojciec,którego proszę o sprawdzenie dzieciom zeszytów z pracą domową , bo ja akurat pracuję na drugą zmianę ( kilka lat temu,gdy chodzili do podstawówki). Jego odpowiedź : ja się nie uczyłem i żyję. Nie sprawdzę zeszytów. No świetny tatuś po prostu.Ale przecież nie bił, jak popił, cieszmy się i śpiewajmy "chwalmy Pana, alleluja".
Witam po krótkiej przerwie. Nadal w separacji, bo jak powiedziałam, nie ma siły na tym świecie, która odwiodłaby mnie o tej decyzji.
Mąż wyraźnie przysiadł na tyłku. Jakby z całą mocą uderzyło go to, co zrobił , lub raczej czego nie zrobił, by ten związek był szczęśliwy. To nadal nie zmieni jego sytuacji w moich oczach.
Jeśli któraś dziewczyna się waha i zastanawia, czy jej partner zmieni swoje zachowanie, to chyba mogę powiedzieć jedno : dziewczyno, jeśli dałaś szansę, a nie widzisz zmiany, nie miej złudzeń, on się nie zmieni.
Bardzo chciałabym się mylić, w końcu każda dziewczyna chce być szczęśliwa . A czy jest głupia, bo pokochała i chciała być szczęśliwa ? Nie, to nic złego kochać i pragnąć być szczęśliwym.Miłość jest przecudownym uczuciem, dzięki któremu rosną nam skrzydła u ramion i jesteśmy gotowe unieść wszystko . Nie zawsze jednak ten, którego pokochamy ,okazuje się wartym naszych uczuć.
Pamiętajmy o tym ,zanim zwiążemy swój los z typem, który to lekceważy
Człowiek, który pojawił się w moich życiu, jest wyjątkowo cierpliwy i spokojny. Mam w nim najlepszego przyjaciela, mogę z nim porozmawiać na każdy temat. Jakże to inne uczucie od tego, gdy nie mówisz mężowi o swoich małych marzeniach w obawie ,że nazwie Cię debilką.
A mimo tego wciąż jestem ostrożna, bo nie umiem zaufać. Czy kiedyś mi się to uda?