Jestem rodowitą ślązaczką i od 2 lat jestem w związku z chłopakiem który nie jest ślązakiem. Kto mieszka na śląsku ten wie, jakie tutejsze rodziny są zawzięte na punkcie swojej "narodowości" i tak zwanych goroli nie lubią.
Otóż ja jestem szczęśliwa z tym chłopakiem, ale ciągle czuję, że rodzina nie akcpetuje mojego wyboru. Teraz zbliża się duża impreza rodzinna na która zostałam z nim zaproszona i wszyscy będą pytać skąd on jest, a ja mam ochotę na tą impreze nie iść, bo przez moją rodzinę czuję jakby mój facet był trędowaty.. Czuję duży ból w sercu, że taka jest postawa rodziców i rodziny wobec mojego faceta i nie wiem, czy kiedykolwiek się to zmieni.
Czy któraś z was też jest w takim mieszanym związku i nie ma aprobaty rodziny?
Mieszkam już parę dobrych lat na Śląsku i niczego takiego nie zauważyłam. Szok!
A ja studiowałam na śląsku i zauważyłam wrogie nastawienie. Ślązacy nie cierpią nie-ślązaków, potrafią być bardzo nieprzyjemni.
Żal mi chłopaka.
Ja mieszkam na śląsku opolskim,tu na wsiach też spotyka sie takie sytuacje. Mam przyjaciółkę która pochodzi z śląskiej rodziny,wszyscy mówią po śląsku,i rzeczywiście zauważyłam niechęć do nie-ślązaków. Jednak nie do tego stopnia jak opisała autorka.
Moim zdaniem nie powinnaś się przejmować za bardzo opinią rodziny,w końcu to Ty chcesz z nim wiązać życie,planowac przyszłość,nie oni. Spróbuj porozmawiać z rodziną i przedstawić swoje racje
Kto mieszka na śląsku ten wie, jakie tutejsze rodziny są zawzięte na punkcie swojej "narodowości" i tak zwanych goroli nie lubią.
Generalizujesz. Urodziłam się, wychowałam i mieszkam na Śląsku, ale z czymś takim bezpośrednio nigdy się nie zetknęłam - ani osobiście, ani wśród znajomych, ani nawet nie słyszałam, żeby ktoś opowiadał podobne historie, jednym słowem w moim otoczeniu ten sztuczny podział nie funkcjonuje. I gdyby nie informacje z zewnątrz, to nawet nie miałabym świadomości o istnieniu tego, notabene prymitywnego, zjawiska. Po prostu są takie rejony, gdzie jedni drugich nie tolerują z zasady, zupełnie nie patrząc na to jakim kto jest człowiekiem i jakie reprezentuje wartości. Współczuję, że w Waszej rodzinie funkcjonuje coś na zasadzie pochodzeniowego mezaliansu i jeśli ktoś jest nie-Ślązakiem, to bez żadnej refleksji uznawany jest za kogoś gorszej kategorii.
fretka.fretka napisał/a:Kto mieszka na śląsku ten wie, jakie tutejsze rodziny są zawzięte na punkcie swojej "narodowości" i tak zwanych goroli nie lubią.
Generalizujesz. Urodziłam się, wychowałam i mieszkam na Śląsku, ale z czymś takim bezpośrednio nigdy się nie zetknęłam - ani osobiście, ani wśród znajomych, ani nawet nie słyszałam, żeby ktoś opowiadał podobne historie, jednym słowem w moim otoczeniu ten sztuczny podział nie funkcjonuje. I gdyby nie informacje z zewnątrz, to nawet nie miałabym świadomości o istnieniu tego, notabene prymitywnego, zjawiska. Po prostu są takie rejony, gdzie jedni drugich nie tolerują z zasady, zupełnie nie patrząc na to jakim jest człowiekiem i jakie kto reprezentuje wartości. Współczuję, że w Waszej rodzinie funkcjonuje coś na zasadzie pochodzeniowego mezaliansu i jeśli ktoś jest nie-Ślązakiem, to bez żadnej refleksji uznawany jest za kogoś gorszej kategorii.
A z jakiego rejonu dokładnie pochodzisz? Ja jestem z tych okolic gdzie wszyscy nie cierpią goroli. Jak ktoś coś źle zrobi, jest inny, dziwny to oczywiście wychdzi na to że jest gorolem. A ja z każdym takim określeniem czuję co raz to większą niechęć i ból, a przecież nie zakończę tego związku z tego powodu
Zjeździłem Śląsk jak długi i szeroki i nigdy nie spotkałem się z czymś innym niż sympatią i gościnnością. Bardziej gościnni ludzie są chyba jednie na Lubelszczyźnie Oczywiście mówię o tych typowych, klasycznych śląskich okolicach, jak Racibórz, Rybnik, Wodzisław, a nie miksów ludnościowych jak K-ce, Zabrze, Gliwice itd.
Mieszkałam na Śląsku 18 lat i niczego takiego nie zauważyłam. Ślązacy to bardzo ciepli, rodzinni ludzie z ogromnym poszanowaniem dla ciężkiej pracy. Mówię tak z pewnego dystansu, ponieważ rodzina mojej Mamy nie jest ze Śląska, więc nie mogę powiedzieć że jestem 100% "rdzenną" Ślązaczką. Nie nauczyłam się też nigdy porządnie mówić po śląsku. Nigdy z tego powodu nie miałam przykrości w szkole czy gdziekolwiek indziej. Mój narzeczony jest typowym "gorolem", ze Śląskiem nie ma nic wspólnego, a bardzo lubi spędzać czas z moją rodziną i nie zauważyłam żeby ktokolwiek go z tego powodu szykanował
Jeśli gdziekolwiek w Polsce spotkałam się z nieprzyjemnym traktowaniem obcych to tylko w Warszawie (chodzi o te sławetne słoiki), ale i tego przecież nie można traktować poważnie.
A z jakiego rejonu dokładnie pochodzisz?
No właśnie z tego :
Oczywiście mówię o tych typowych, klasycznych śląskich okolicach, jak Racibórz, Rybnik, Wodzisław, a nie miksów ludnościowych jak K-ce, Zabrze, Gliwice itd.
Choć tam gdzie się urodziłam, to był jednak dosyć specyficzny miks ludnościowy (wspomniany rejon, ale żadne z wymienionych miast), niemniej już od ponad 20 lat mieszkam w mieście zamieszkiwanym przez ludność reprezentującą typowo śląską mentalność i... naprawdę kocham to miejsce.
Mam rodzinę na Sląsku,która jest przyjezdna.Mieszkają w Katowicach i Gliwicach.Nigdy nie mówili,że są gorzej traktowani.Ich dzieci pożeniły się tutaj z rodowitymi ślązakami i też nie mają z tym problemu.
Może to problem w mentalności?
Ja w moim miejscu też jestem przyjezdna.Przez wiele lat mieliśmy sąsiadkę,która niby kumplowała sie z moimi rodzicami-wspólnie imprezowali,zapraszali się do domów ale czasami jej się wyrywało,że my to takie przybłędy,niewiadomo skąd jesteśmy a ona-rodowita mieszkanka tego szacownego miasta-wychowała się na starym mieście-gdzie nota bene nie było toalet i łazienek.Ale ona-miastowa:)
Może to problem w mentalności?
Sądzę, że tak. Niektórzy ludzie za wszelką cenę muszą poczuć się lepsi i jeśli niespecjalnie mają ku temu powód, to go sobie po prostu wymyślą .
Jeżeli go kochasz, to nawet się tym nie przejmuj. Rodzina się do niego przyzwyczai, zobaczysz.