Witam Was serdecznie... bardzo często wchodzę tutaj i postanowiłam założyć tu konto... bardzo potrzebuję pomocy...
Z M. poznałam się na.. instagramie, wiem, brzmi śmiesznie, ale do rzeczy. Wszystko było jak w bajce, ale... on w Niemczech, ja tutaj. 600km. Rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się całe życie... wspominałam, że nie mam żadnych planów na urlop, więc zaproponował, żebym przyjechała, tak też zrobiłam... i przeżyłam najpiękniejszy weekend w swoim życiu. Tak więc zaczęła się nasza bajka. Do której wkradły się kłótnie, sprzeczki, w których czasem przeginałam, przyznaję się, ale on również nie był bez winy. Spotykaliśmy się pół roku, średnio raz-dwa w miesiącu. On miał rozterki nad kapłaństwem, ponadto byłam jego pierwszą.. (mamy po 23 lata). Poznaliśmy swoje rodziny, byliśmy jak z obrazka... A podobni i wewnętrznie i zewnętrznie. Bzdurne kłótnie zaczęły to psuć, tęsknota, żal... w końcu wszystko wróciło do normy, a dzień przed moim kolejnym wyjazdem oznajmił mi, że to koniec... że on jest zmęczony, że nie umie mnie pokochać, choć wcześniej dużo mi to mówił,że kocha. Fakt, powiedział to może za szybko, ale do meritum. Mówił mi, że się zmusza, że nie chce "akcji", choć wiele było spowodowanych jego niezdecydowaniem i czasem dziwnymi zachowaniami... i te kłótnie były naprawdę bzdurne i było ich naprawdę kilka... miałam wrażenie, że angażował się mniej, niż ja, choć byliśmy w siebie zapatrzeni... nie było dnia, bez ciągłej rozmowy, zawsze mnie wspierał i interesował się mną na maxa,a porzucił mnie z dnia na dzień, choć i tak wyczuwałam, że nie był z tym do końca szczęśliwy.. co mam zrobić? nie błagałam go, by nie odchodził, ani nic z tych rzeczy... planowaliśmy, że za pół roku do niego przyjadę na stałe, a tu jeb... odszedł na dobre... dodam, że będąc razem było nam naprawdę wspaniale... proszę o pomoc, bo nie wiem już absolutnie, co myśleć... czy warto jest czekać, aż może wróci... jest to o tyle trudne, że jesteśmy tak daleko...