Witam wszystkich,
Męczę się ze sobą. Nigdy nie byłem w pełni szczęśliwy. Ciągle porównuje się z innymi, mam bardzo niskie poczucie własnej wartości. W domu materialnie niczego nie brakowało - wręcz przeciwnie: rodzice są dość bogaci, kochają się, jednak ojciec był zawsze mega wymagający, surowy w stosunku do mnie. Zawsze musiałem mieć super oceny, gdy coś mi nie wychodziło byłem mega ,,karcony" głównie słownie. Nigdy nie byłem specjalnie chwalony, od zawsze czułem się gorszy. Do dnia dzisiejszego czuje w pewnym sensie chęć pokazania swojej wartości ojcu, tego że potrafię - w pewnym sensie jakbym dalej być był dzieckiem, zależnym od rodziców. Mam 28 lat, a mam wrażenie jakby w życiu nic mnie nie czekało, jakbym je przegrał. Skończyłem studia, chciałem mieć własny biznes jak ojciec i zarabiać dużo pieniędzy. Tymczasem pracuje za niewielkie pieniądze na etacie... W pracy mam tak, że jak zaczynam robić coś nowego to mam chwilowego powera, jestem jak robot. Bardzo się nakręcam, mam super wyniki, jednak po 2-3 miesiącach jestem już totalnie wypalony, zamiast pracować to bardziej ściemniam, traktuje moje pierwsze sukcesy na zasadzie: miałem farta, teraz i tak to nie ma sensu. Są momenty, że czuje się jak Bóg, mogę zagadać do każdego, uśmiecham się, jednak bardzo szybko to przechodzi w moje rozczarowanie i brak chęci do rozmów z ludźmi - kilka gorszych dni to powoduje. Generalnie mam słomiany zapał. Jak coś robię to na 100%, jednak bardzo szybko się zniechęcam, stwierdzam że to nie ma sensu. Do tego mam nerwicę serca ( nie byłem z tym z diagnozą u psychologa, ale od czasu do czasu mam ataki paniki związane z sercem. Walczę z tym i jest ich zdecydowanie mniej niż kiedyś - serce jest zdrowe, robiłem wszystkie możliwe badania i nic nie wyszło) Wydaje mi się, że jestem neurotykiem. Wszystkie cechy związane z byciem neurotykiem to wypisz wymaluj ja. Moje myśli są prawie cały czas negatywne - myśli o sobie i o swojej przyszłości. Do tego żyje życiem byłej dziewczyny. Miałem związek z dziewczyną z syndromem DDD z mocno dysfunkcyjnej rodziny, z ojcem przemocowcem. Ona była kochająca za bardzo, taka która chciała mnie zmienić, strasznie zazdrosna i im ona chciała być bliżej mnie tym bardziej ja się odsuwałem. Związek był toksyczny i skończył się w bardzo niemiłych dla mnie okolicznościach. Ona od razu potem weszła w związek z gościem, który miał dzieci z poprzedniego małżeństwa i domyślam się że chciała go też ,,ratować". Po roku się z nim rozstała, miałem z nią po tym krótki kontakt gdzie też dowiedziałem się że jej przyjaciółka jest psychologiem i one miały rozmowy przez 2 miesiące - i że to bardzo ją zmieniło, że jest zupełnie innym człowiekiem. Nie wiem czy w to wierzyć, ale ostatnio widziałem że ma jakiegoś chłopaka ( ona ciągle coś wrzuca na portale społecznościowe itp, a ten chłopak o dziwo jest w jej wieku i wydaje się ze zdjęc normalny) i ja jakoś czuje złość, jakąś chorą zazdrość, że mimo że ona fatalnie mnie pod koniec związku potraktowała to teraz wyleczyła się z tego syndromu i ona jest mega szczęśliwa a ja nie - wiem, chore to i powinienem drugiej osobie życzyć jak najlepiej. Aktualnie mam dziewczynę. Bardzo mi się spodobała koleżanka z pracy, umówiłem się z nią i wszystko się tak potoczyło, że jesteśmy razem. O dziwo ta dziwczyna jest normalna, z normalnego, kochającego domu, zdrowa egoistka, a nie jak moja poprzednia - ratowniczka. Niby jest wszystko ok, ale ciągle mi czegoś brakuje. Mam poczucie, że wokoło są jeszcze lepsze dziewczyny, że mogłem za więcej kobiet ,,przetestować" , żeby wybrać tą najlepszą. Mam chore poczucie, że coś mnie mija, dążę to jakiegoś ideału. A wiem że ideałów nie ma. Czuje, że marnuje swoje życie będąc po prostu nieszczęśliwym człowiekiem. Zastanawiam się nad jakąs terapią ... Tylko, nie iwem czy te moje problemy nie są błahe, czy nie zostane wyśmiany + taka terapia jest po prostu droga. Gdybym powiedział o moim pomyśle rodzicom to by mnie wyśmiali i powiedzieli, że chyba mam coś z głową - w sumie to chyba mieliby rację, bo chyba serio coś ze mną nie tak. Co robić, jak pracować nad sobą i czy te moje problemy nie są po prostu idiotyczne...