Część, chciałbym się dowiedzieć gdzie postawić granicę w relacji.
mam dużo pasji i zainteresowań, uwielbiam mieć chwilę samotności, taką strefę dla samego siebie. Jeżeli zaangażuję się w związek, to na prośbę partnerki powinienem zrezygnować z dotychczasowego trybu życia, bo to ona jest teraz najważniejsza?
Podam przykład. W moim byłym związku dziewczyna nie akceptowała tego, że ma się przed sobą jakieś tajemnice( nic ważnego, po prostu nie lubię dzielić się błahymi i głupimi sprawami). Nie akceptowała także tego, że nie pozwalałem grzebać jej w moim telefonie, zaznaczam, że zapewniałem ją, że nic przed nią nie ukrywałem, oraz nie miała żadnych powodów, by mnie kontrolować.
Gdy rozpoczął się nasz związek podchodziłem do wszystkiego bardzo powoli. Spotykaliśmy się raz na tydzień, maksymalnie dwa. Stopniowo z każdą randką dawałem jej siebie odkrywać. Nie okazywałem zbytniego zainteresowania, chociaż to zawsze ja posuwałem naszą relację na przód( pocałowałem ją, spytałem jej się czy będzie moją dziewczyną, umawiałem randki), by nie stać się nudnym i mało pociągającym facetem ( co nieco czytałem książki o relacjach damsko-męskich, gdzie wszędzie doradzali, by właśnie tak postępować- stopniowo, bez zbytniego pośpiechu i zaangażowania podejmować kolejne kroki). Myślę, że ma to sens, lecz mojej byłej to nie pasowało i uznawała, że mi nie zależy i traktuje ją jako wyjście awaryjne z którego korzystam, gdy jestem zbyt znudzony.
Według mnie prawidłowy związek to taki , w którym istnieją pewne granice prywatności, w którym partnerzy także potrzebują czasu wyłącznie dla siebie, dla znajomych ( nie dużo, ale jednak), w którym oboje z partnerów dają przestrzeń drugiej osobie na realizację siebie, w którym panuje zaufanie do tego stopnia, że niema potrzeby bycia zazdrosnym o partnera..
A o to zasady które panowały w mojej dotychczasowej relacji: 1.Brak prywatności, cytuję: " nie wyobrażam sobie, żeby w związku któraś osoba mogła mieć jakieś tajemnice" 2.zero prywatności- należy zwierzać się ze wszystkich spraw partnerowi. 3. W związku partner jest najważniejszy( popieram) co oznacza, że na każde skinienie palcem powinniśmy rzucać wszystko dla partnera, bo on tak chce. Do tego dochodziło jeszcze meldowanie się co kilka godzin, gdy wyszliśmy gdzieś oddzielnie, np do znajomych, zakaz utrzymywania koleżeńskich kontaktów z płcią przeciwną(argumentowała to tym, że to ona powinna mi wystarczać jako kobieta i innych w ogóle nie powinienem potrzebować), informowanie o wszystkim co się ma w planach.
I tutaj nasuwa mi się pytanie:
Jak znaleźć złoty środek w tym wszystkim? Które przekonania w moim poglądzie na związek są błędne, a które u partnerki? Jak powinniśmy byli pogodzić to wszystko razem?