Hej,
mam do Was pytanie.
Od jakiegoś roku, może pół roku trochę się zmieniłam. Bardzo cenię swój czas( wolny i nie tylko) i aby nie być wykorzystywaną przez ludzi zrobiłam sobie pewne priorytety. Przez ostatnie pół roku stałam się bardziej asertywna, wiem czego chcę i mam wrażenie, że poukładałam sobie w głowie pewne sprawy plus zrobiłam hierarchię wartości.
Obecnie wróciłam z zagranicy gdzie pracowałam i uczyłam się ostatnie 7 miesięcy- był to wyjazd do pracy i uczelni jakby z mojego miasta. Nie mam już 20 lat aby działać bez celu.
Nie chodzi mi o to, że jestem jakaś bardzo zasadnicza i niewyluzowana ale np dzisiaj od młodszej siostry usłyszałam, że nie można ze mną wyjść na luzie nawet na spacer od tak po prostu bo ja zawsze muszę mieć we wszystkim cel.
I się oczywiście pokłóciłyśmy. Przez wiele miesięcy pracowałam nad sobą i nad tym, aby być bardziej efektywną w pracy, przechodziłam sama jakieś kursy itp. Wiem, że nie należy aplikować sposobu pracy w życie prywatne ale jakoś nie chce mi się wychodzić z domu ' na osiedle na kilka godzin bez celu' aby się tylko przejść po starym osiedlu i porozmawiać o pierdołach.
I nie mówię tutaj o tym, że mam z moją siostrą czy z innymi ludźmi problem. Ale mam wrażenie, że dorosłam i jakby troszkę bardziej skupiam się na sobie. Nie podoba się to moim rodzicom i siostrze, bo uważają że nie przykłądam takiej uwagi jak kiedyś do rodziny, do mieszkania itp.
A włąśnie kiedyś nie wiedziałam czego chce od życia jako 'jednostka' i miałam wrażenie, ze w pewnym sensie jestem podległa innym, że mimo 26 lat byłam jakby takim mentalnym dzieckiem jeszcze- które nie jest asertywne i nie powie nigdy 'nie' rodzicom ani nikomu z bliskich, bo wstyd.
I w momencie kiedy stałam się bardzoej samodielna itp dochodzą mnie słuchy, że zmieniłam się, że skupiam się bardzo na sobie. Tak jak dzis usłyszałam- że nie można ze mną wyjść bez celu ale zawsze musi być coś.
Proponowałam długi spacer parkiem do centrum handlowego aby zobaczyć jesienne buty- siostra stwierdziła, że nie chce. Że woli od tak chodzić po osiedlu.
I teraz nie wiem czy ja jestem zołzą czy złą siostrą - czy muszę kurczowo trzymać się tych samych schematów życiowych jakie miałam wczesniej przed tym wyjazdem?
Ten wyjazd bardzo mi pomogł w pewnym sensie odnaleźć siebie- wczesniej byłam zdesperowana, szukałam akceptacji swoich działan u innych osób- nie byłam spokojna. Teraz wyciszyłam się, wiem lepiej czego chcę. Ale aby to osiągnąć muszę dużo pracować- a mam czasem wrażenie, że rodzicom jest coraz smutniej że ja nie spędzam z nimi tyle czasu ile by oni chcieli.
I to też jest dla mnie problem.
Chciałabym w tym roku czy w przeciągu następnego roku znaleźć sobie chłopaka, zmieniłam się też z wyglądu- wiem, ze jestem bardziej atrakcyjna. To jest wielka praca nad sobą, swoim ciałem, umysłem- tym jak widzą mnie ludzi, czy chcą ze mną przebywać itp. Teraz już nikogo nie pytam się o zdanie ani o akceptację- jestem silniejsza.
Tylko co zrobić aby nie ranić bliskich? Aby nie stać się jakby zadufaną osobą, która 'wychodzi z domu tylko z celem'?
Pozdrawiam,
M