Witam Was,
jestem/ byłam w związku z chłopakiem 6 lat (mamy po 25 lat), który bardzo o mnie dbał, opiekował się mną, troszczył się. Było cudownie, a przynajmniej przez ostatnie miesiące.
Około 4 lat temu rozstaliśmy się na jakiś czas, bo okłamał mnie. Dzwonił do mnie, że jest na domówce, ale to spotkanie typowo męskie.
Nie ma problemu, baw się Kochanie!:) Dzwonił do mnie wielokrotnie wtedy na tym spotkaniu jak wariat jakiś.
Przyznał się później po 2 dniach, że to była domówka z kolegami i koleżankami (kilka osób nie znał).
Ponoć chciał wyjść na domówkę beze mnie i się pobawić.
Wybaczyłam, zrozumiałam.
Mamy swoje życie, on wychodzi na spotkania z kolegami na wódeczkę/ piwko, ja z koleżankami na drinka również.
Nie ma problemu, jak któreś z nas wróci późną nocą. Ufamy sobie w końcu. Jesteśmy za porządni i zbyt się kochamy, by odwalać sobie jakieś numery.
Jakieś 3 tygodnie temu był tak jak 4 lata temu na domówce u tego samego kolegi. Spotkanie męskie.
Ja zmęczona po pracy usnęłam około 23. Oczywiście obudził mnie około 2-3, że wraca i że przykro mu, że usnęłam nie martwiąc się o niego (zapewne chciał, bym chodziła po ścianach zamartwiając się, będąc zazdrosna).
Na drugi dzień się zobaczyliśmy i opowiadał mi jak to jedna laska naszego znajomego dzwoniła ciągle do niego i wypytywała JAKIE DZIEWCZYNY MAJĄ WPAŚĆ.
Po czym powiedział, że w końcu żadne dziewczyny nie przyszły, a ponoć i tak jakieś brzydkie miały przyjść.
Wczoraj byliśmy z naszą paczką na domówce i jedna z koleżanek powiedziała mi, że wkurzyła się jak ostatnio na spotkaniu naszych facetów przyszły 4 dziewczyny i grały z nimi w karty, piły itd.
Wypiłam wczoraj i po prostu spojrzałam na niego i powiedziałam: "jestem z Tobą tyle lat, że nie będę się wkurzać o to, po prostu Kochanie teraz moja kolej będzie na piękne kłamstwo". Powiedział mi wtedy: "to z Tobą zerwę. Ja nie mam za co Cię przepraszać, nie chciałem Cię po prostu martwić".
Troszkę dziwne, bo po tej domówce na drugi dzień kity mi wciskał, choć ja go o imprezę nie pytałam w ogóle.
W międzyczasie tańczyłam z koleżankami/ kolegami i impreza trwała dalej.
Później do niego podeszłam i powiedziałam "Chodź Wiktor", a on "ja z Tobą gadać nie będę, idź sobie potańcz z innymi".
Obraził się na mnie, czaicie?
Zamówił taksówkę i zawiózł mnie pod dom, choć mieliśmy tej nocy nocować razem.
Później w nocy do mnie wydzwaniał - nie odbierałam.
Pisał jaka to ja zła jestem, bo wywijałam ponoć dupą tańcząc z innymi.
Wkurzyłam się, że znowu to na mnie chce zrzucić swoją winę, że chce za wszelką cenę odwrócić kota ogonem.
I zaczęłam pisać mu teksty, typu: " Ostatni raz mnie okłamałeś", że oddałam mu całe swoje serce, a mnie okłamuje.
Napisał na koniec, że nie zasłużył na takie zakończenie związku i że ostatni raz jest z dziewczyną, która zapomina, że ma chłopaka na imprezie.
Dziś? cisza... Przeraża mnie to mega i mam łzy w oczach, gdy przypomnę sobie jego minę, gdy wyszło na jaw wszystko.
Coś w stylu - o ku... wydało się, ja pierd...
Zero skruchy.. jakby zapomniał, że mnie kocha.
Rozumiem alkohol, głośna muzyka robią swoje, ale czuję się źle z tym, że nie okazał skruchy, że chciał zrobić wszystko, bym to ja za coś czuła się winna, że nie odzywa się do mnie...
Co o tym sądzicie?