Tak niewiele, a jednak dużo... Nie wiem co mam robić dalej ze swoim życiem, chciałam być taka samodzielna i niezależna i wpakowałam się w ogromne kłopoty. Dodatkowo choruję na depresję, jestem sama ze swoimi problemami, bo moja rodzina się mną nie interesuje a znajomi i ludzie którym w jakiś stopniu ufałam mnie oszukali... życ mi się nie chce. Nie widzę sensu, żadnych perspektyw i najchętniej bym ze sobą skończyła...
Dawaj tu, coś poradzimy
Co stoi na przeszkodzie od chcenia do zrobienia?
Jak już jest tak źle, że gorzej być nie może - może być tylko lepiej.
Opowiadaj dziołcha
Chciałabym coś zrobić, ale to "chcę" kończy się w momencie analizowania sytuacji.... pojawia sie wtedy "czy to ma sens" a na końcu juz jest tylko "mam to w dupie"... tym oto sposobem zostanę niebawem bez dachu nad głową z długami i totalnie sama. Jestem bez chęci do życia, potrafię całe dnie spędzać w łóżku, płakać albo kłócić się z tymi którzy przy mnie pozostali... a właściwie już ich nie ma bo facet który jeszcze jako tako funkcjonował obok mnie, wczoraj został odtrącony... na moje własne życzenie... kazałam mu się wynosić a teraz jestem sama...
Ooooo... kurczę! Znam kogoś o podobnych skłonnościach... Ta osoba tłumaczy to 'honorem', że pomocy od innych nie przyjmie. Dobrze, że ma jeszcze jedną osobę. Nie wchodzę w szczegóły tej sytuacji, co opisuję. Zrozumieć bym Ciebie tutaj próbował. Ale pewnie trudno będzie.
To jest 'dziwna' depresja. Nie chce się nic a siły na odtrącanie innych są... Nie znam się na tym zbyt dobrze. Mi powiedzieli, że to osobowość 'borderline'. Ja Ci napiszę jedno i w to chyba sam wierzę... Potrzebujesz może trochę samotności ale w innych warunkach - takich, żeby być pewniejszym przyszłości.
Za dobrze nie wróżą moje słowa z tym co opisujesz. Dla Ciebie miałbym jednak propozycję pójścia do psychiatry, nie psychologa, bo potrzebujesz pomocy 'na już'. Aby dostać środki lekko uspakające, co dziwne... Jak możesz to też psycholog i sporo 'gadania'... Wśród ludzi idź, choćby do jakiegoś centrum handlowego. Wiem, że głupio brzmi ale przebywanie wśród ludzi może pomóc w takich przypadkach... Tylko, zastrzegam się, nie jestem psycholog i porada moja nieprofesjonalna...
Trudno jest przyjmowac pomoc od kogoś kto oszukuje i sam ma problemy z nerwami, gdzie czujesz, że ta druga osoba, która teoretycznie mogłaby Ci pomóc sama ma problem z głową i ciągnie Cie w dół... nie chce oddać się komuś, powierzać sekretów, okazywać słabości wiedząc, że ktoś to wykorzysta przeciwko mnie, zrobi z Ciebie wariatkę i zwyzywa od najgorszych...bo sam sobie ze sobą nie radzi...
Chodzę do psychiatry,dostaje leki na uspokojenie i co z tego... ja potrzebuje kogoś bliskiego z kim można porozmawiać ale jak dotąd wszyscy okazywali się fałszywi... w głowie mam obraz tego, że nie można ufac ludziom, nikomu... i to poczucie sprawia, że czuję się bardziej samotna na tym świecie... sytuacje z którymi poradziłabym sobie jakiś czas temu są dla mnie niewyobrażalnie trudne...
Dobrze... Nie mam jakoś lepszej rady... Jedyne, co widzę bez głębszego zrozumienia, to może pójdź i porozmawiaj z księdzem. Wybierz tylko osobę, która wydaje się być sympatyczna i otwarta - np po tym jak się zachowuje na kazaniach i co mówi, niekoniecznie Twoja parafia. Może lepiej starszego wiekiem. To nie jest prosta rada, gdyż dużo jest nadużyć. Nie wiem co można bardziej aby byc uczciwym w stosunku do Ciebie. I aby ktoś jednak nie wykorzystał Ciebie i Twojej sytuacji. Z pierwszej wypowiedzi nie wynikało mi, że Twój partner Ciebie tak zawiódł... Może? Jeszcze może coś pomyślę, Twój temat mam na subskrypcji...
W jaki sposób ci ludzie okazali się fałszywi? Słyszałem już takie rzeczy od dziewczyny, którą naprawdę trudno było pocieszyć. Z reguły ci rzekomo fałszywi ludzie po prostu nie mieli niczego konkretnego do powiedzenia, a chcieli jakoś pomóc. Żeby nie było - nie porównuję Was, w tamtym wypadku nie było czegoś tak poważnego jak brak zainteresowania rodziny. O co dokładnie chodzi w Twoim wypadku? Sam całkiem niedawno byłem w sytuacji, w której mocno zdradzono moje zaufanie, a nagłe zadłużenie związane z kilkuletnim nieporozumieniem ze spółdzielnią mieszkaniową nie pomagało. Jedyne, co człowiekowi zostało, to się wyżyć, wysiłek fizyczny pomaga na wiele zmartwień. Pracujesz? Masz jak spłacić zadłużenie, czy sytuacja jest naprawdę beznadziejna?
Inka odezwij się jak masz ochotę, obawiam się, że jestem w dosyć podobnej sytuacji, jak masz ochotę pogadać napisz meila liwusia7 małpa wp.pl
Wiesz, kiedyś też przeżywałam"coś" podobnego, lecz troszkę w szerszym zakresie. Potrzebowałam zrozumienia i zaufania. Miałam to szczęście, że na mojej drodze życiowej znalazła się wspaniała osoba, starsza pani-dość sporo, lecz zastąpiła mi matkę, chociaż moja żyła i nie miała dla mnie czasu aby ze mną porozmawiać. Chociaż dość długo jej już nie ma w moim sersu zawsze żyje jako "wiecznie żywa Wandzia". I tak też było i jest. Chociaż jej fizycznie nie ma lecz zawsze o niej mówię jak by dopiero przed chwilka opuściła moje mieszkanie, jakby przed chwilą wyszła. Była i jest niesamowitym błogosławieństwem dla mnie i zawsze będzie żywa w moim sercu, była moja prawdziwą Przyjaciółką. Tak, tak to możliwe. Sporo osób ją zna z moich opowiadań i kiedy razem z bliskimi opowiadamy różne relacje oni wiedzą o kim mówię i potwierdzają moje spostrzeżenia. To jest dar nad dary i Tobie życzę takiej Przyjaciółki. Nie musisz się z wszystkimi zgadzać, nic nie musisz i często się zdarzy, że inni Cię rozczarują, lub nie zrozumieją, lecz to nie koniec świata. Pomyśl, że Ty też nie spełniasz oczekiwań innych i byłoby to wręcz nie zdrowe. Zatem pokłoń się przed sobą nisko i powiedz szczerze: kiedy chcesz porozmawiać? Jestem gotowa.
hej jestem w podobnej sytuacji jeżeli macie ochotę pogadać to zapraszam na maila
Jeśli potrzebujesz takiego zwykłego wsparcia - napisz do mnie - chętnie poznam Twoją historię...