Cześć netkobietki, miło u Was gościć, przyszedłem tu z prośbą o pomoc i poradę(-y). Pomoc od netfacetów również mile widziana
Jest wśród moich znajomych pewna kobieta, którą znam z widzenia ponad dwa lata. Zawsze wydawała się dla mnie atrakcyjna wizualnie, ale nie miałem sytuacji i potrzeby, by ją poznawać. Mieliśmy swoje sprawy. Natomiast trochę o niej wiedziałem od znajomych, właściwie tylko podstawy, żebym wiedział, kto to jest i ewentualnie wiedział o czym z początku rozmawiać.
Kilka tygodni temu jednak przez przypadek do niej zagadałem, jednocześnie rozpoczynając naszą znajomość. Pierwsze wrażenie - kobieta w porządku, miła, sympatyczna, ma olej w głowie, interesująca. Dzień później również się widzieliśmy, jadąc wspólnie w stronę uczelni. Rozmowa ponownie udana, trudno było o to, żeby komukolwiek tematy się skończyły. Ma poczucie humoru, nie jest sztywna, jest pogodna.
U nas w mieścinie jest lokalna siłownia, akurat taki (nie)pech, że trenujemy na niej oboje, już zanim się poznaliśmy słownie, czasem się tam widywaliśmy. Po poznaniu się ze sobą trochę częściej zaczęliśmy się tam widywać, głównie dlatego, że zmieniłem godziny przychodzenia, nie będę ukrywał, że zmiana ta była lekko zasugerowana tym, że mogę ją tam spotkać i bliżej poznać. I owszem, rzeczywiście mogłem z nią tam w międzyczasie porozmawiać.
Ale jedno, co bardzo rzucało mi się w oczy, to to, że jest (nie wiem czy tylko dla mnie) bardzo oschła. Nie powiedziałbym, że mnie zlewa, czy ignoruje, czy unika. Po prostu jest bardzo bierna, otoczenie na nią nie wpływa, ona po prostu robi swoje, robi tyle, ile ma zrobić. Dlatego też z początku rozmów z nią czułem, jakbym z nikim tak naprawdę nie rozmawiał, choć przecież mówiła do mnie, wymienialiśmy się zdaniami i słyszałem, co do mnie mówi i jak się wypowiada. Nie da jej się zarzucić, że mnie zlewa, ale jednak jakieś zmieszanie we mnie pozostało. Z początku też tylko ja podchodziłem do niej i zaczynałem rozmawiać, ona nie miała problemu z tym, żeby ze mną porozmawiać, ale miała problem z tym, żeby zacząć rozmowę jako pierwsza. Po pierwszym tygodniu znajomości wracałem z nią wspólnie wieczorem, wspomniałem o tym w rozmowie z nią, odpowiedziała mi, że trochę ona taka jest, że jej znajomi dobrze wiedzą, że np. ona nie pisze pierwsza w social mediach. Ale to dla mnie było żadne wytłumaczenie, bo przez Internet postanowiłem z nią rozmawiać jak najmniej. Czyli jak to możliwe - w ogóle (niepisanie utrzymuje się do dziś).
Chciałem w ten sposób podejść do znajomości jak najbardziej poważnie. Poznać się na żywo, Internetu używać w ostateczności.
Powiedziała, że postara się trochę bardziej o te rozmowy.
I rzeczywiście, po jakimś czasie śmielej do mnie podchodziła, nawet zdarzało jej się pierwszej zacząć rozmowę. Lecz ciągle gdzieś z tyłu głowy ciążyła ta myśl, że to wciąż takie oschłe z jej strony. Niewerbalnie oschłe. Wiecie, są ludzie, z którymi spędzacie czas i nawet nie musicie nic mówić, by wiedzieć, że ta druga osoba również was lubi. Tu, żeby wiedzieć, czy mnie lubi, musiałem spytać (oczywiście nie wprost, odpowiedź wynikała z odpowiedzi na inną sprawę). Ciągle z nią jest taka niepewność, ale zbyt mała, by podjąć jakieś poważniejsze kroki.
Za to za co zyskała w moich oczach, to szczerość. Może i jakieś tam zaufanie. Opowiedziała mi trochę spraw związanych z jej treningiem, problemami zdrowotnymi, trochę jej poradziłem. Naprawdę spoko rozmowa. Czasem zdarzało mi się trochę z niej podśmiewać, oczywiście zgryźliwie i ze smakiem, to był humor, a nie dokuczanie. Oboje mieliśmy z tego radochę.
W rozmowach poruszaliśmy różne tematy, bardzo ogólne i codzienne. W którymś momencie dowiedziałem się, że nie ma chłopaka. Nie pytałem wprost, nie jestem taki. Pomyślałem, że skoro nie jest zajęta, to być może za jakiś czas będę chciał ją bliżej poznać. Na razie badam teren.
Kuje mnie w oczy trochę teraz, że dosyć często mówiłem, że na nią poczekam, aż dokończy swój trening. Trochę wyglądałem na osobę, która ma za dużo wolnego czasu i chce za dobrze. Raz poprosiłem ją, by to ona poczekała na mnie. Poczekała, nie miała z tym żadnego problemu, nie szukała wymówek. Natomiast nigdy sama o to nie poprosiła. Za którymś wspólnym powrotem wspominałem jej, że kiedyś za bardzo poświęcałem się dla ludzi, nie mając pewności, że dostanę coś w zamian. Przyznała mi rację i powiedziała, że wie, co czuję, że ona również się na tym przejechała i nawet dostała kiedyś kosza. Przez jakiś czas myślałem, że to dlatego być może jest taka oziębła, bo się po prostu boi.
Kolejne tygodnie mijały podobnie. Widywaliśmy się na treningach, czasem też w stronę uczelni, ale mniej, bo nie chciałem wychodzić na natręta i nawet mi czasem nie pasowało to, że tak często się widujemy. Wyglądało to zbyt sztucznie.
Któregoś razu postanowiłem, że zdobędę od niej numer, ale nie zapytam wprost. Wymyśliłem historyjkę z telefonem, poprosiłem o zadzwonienie, po czym przy niej (bo z nią szedłem) wysłałem jej smsa z propozycją wyjścia na kawę w pomysłowej formie (w temacie, który ona lubi i jest na swój sposób zabawny). Strzał w dziesiątkę. Zgodziła się, nie było zmiany daty, pasowała nam ustalona przeze mnie, nie szukała wymówek, nie miała nic przeciwko. Tak jak kiedyś z poczekaniem na mnie.
Spotkanie się delikatnie opóźniło z pewnych powodów, ale spotkaliśmy się. Prawie się spóźniłem, co mogło poskutkować tym, że wróciłaby do domu (miała taki zamiar, tak jak wspomniałem, jest ciekawą osobą, ale jakąś taką oschłą). Pojechaliśmy na kawę. Przegadaliśmy bite 4 godziny nie zwracając uwagi na zegarki. Rozmawiało się świetnie, podobne zainteresowania, podobne poglądy, ciekawa wymiana zdań, o akcji z numerem telefonu powiedziała "Myślałam potem przez resztę dnia 'Ale on mnie wrobił' " i to był dla mnie w sumie komplement, miło, że zajmowałem jej tyle czasu głowę Pochlebiła mi także, mówiąc " Całkiem ciekawa z Ciebie osoba ". Poza tym, nie słyszałem od niej żadnego więcej komplementu. Może tylko jeszcze jeden, że zauważyła, że nie jestem "taki" (w domyśle nie taki pospolity jak inni faceci). Ja także za szczodrze jej jeszcze nie komplementuję, raz dosadnie mi się zdarzyło, reszta to półsłowa, na komplementy przyjdzie przecież jeszcze czas. Mówiłem jej też o tym w jaki sposób poznaję ludzi, wspomniałem o tym, że nie jestem bezpośredni, tylko mam szeroki wachlarz i lubię być 'magiczny', lubię sprawdzać zachowania ludzkie i że nie lubię prostoliniowości. Kontakt wzrokowy był przez większość spotkania utrzymywany, myślałem, że to ociepli relację. Trochę mi się zwierzała, co sama zauważyła, mówiąc, że nie powinna mi tyle mówić. Ale widocznie ma zaufanie. Ma trochę awersję do innych kobiet, głównie z takiego powodu, że te które zna, bardzo się nie szanują. Ma z tego powodu w gronie dobrych znajomych głównie chłopaków. Trochę też pośmialiśmy się ze stereotypów, pogadaliśmy o dzieciństwie, o teraźniejszości, trochę też o bzdurach. Na tym spotkaniu nie czułem, żeby była oschła i oziębła. Mogłaby być taka ciągle. Wracając po spotkaniu przytuliliśmy się.
Następnego dnia wysłałem jej esa równo z godziną, w której się spotkaliśmy. To było " ". Nie odpisała. Po weekendzie dowiedziałem się, że nie wiedziała, co na to odpisać. Trochę brzmiało jak tanie tłumaczenie się, ale może i miała rację. Nie zwróciła uwagi na godzinę wysłania. Dopiero po moim wskazaniu jej zrozumiała. Powiedziała, że nie zwraca uwagi na takie szczegóły. Znów poczułem trochę tę oschłość. Powiedziała, bym mówił do niej bardziej wprost. Powiedziałem więc wprost, że w następny weekend również się spotkamy. Nie miała nic przeciwko, nawet wynikła z tego śmieszna rozmowa. Chwila później przyjechał mój bus, na pożegnanie przytuliliśmy się i to ona wyszła z inicjatywą, byłem przekonany, że skończy się na hej, znając jej oziębłość
Kolejnego dnia zobaczyliśmy się po południu. Z początku znów poczułem oschłość. Pierwszy do niej podszedłem, nie była skora do rozmowy jakoś. Trochę potem się rozchmurzyła, spytałem, czy wszystko okej, bo wygląda na zmartwioną. Powiedziała, że nic się nie stało. Trochę sobie pogadaliśmy, ale tym razem na większym luzie, bez starania się o temat rozmowy, pogadanka, byłem trochę zmęczony tego dnia, ona widać było że trochę też. Miałem wrażenie, że dziś nie powinniśmy się widzieć, bo się sobą przejjemy. Skończyła trening przede mną. Trochę męczyło mnie już to, że jest taka oschła, że jakby chciała, to przecież i mogła by niewerbalnie coś sobą pokazać i werbalnie także. Pomyślałem, że przechodząc zostawię jej kartkę z tą samą minką co w esie i z dopiskiem po drugiej stronie. Po drugiej stronie było napisane coś mniej więcej " ryzykowne jest angażowanie się w znajomość z tobą ". Żadnej reakcji na to, czy to esem, czy przez Internet, czy następnego dnia na żywo. Teraz żałuję, że zostawiłem jej tą karteczkę, nie wiem po co to zrobiłem. Chciałem jej zasugerować, żeby bardziej się starała w naszej znajomości. Ale z jakiej paki miałaby się starać, skoro do niczego teoretycznie jeszcze nie doszło? Dlatego tak trudno mi ocenić racjonalnie, na czym polega jej pasywność i jak to zmienić. Dziś w ciągu dnia spotkałem ją na chwilę, zapytałem jedynie o jakąś pierdołę i poszedłem. Również zachowywała się jak nigdy nic. Jakby rozmowa była formalnością. Jakby po niej spływało.
Lubię kreatywnie poznawać ludzi, przede wszystkim kobiety, ale ona na takie sztuczki nie reaguje. Tylko ta z telefonem zapadła jej na moment w pamięci. Chciałem jej podświadomie dać do myślenia, że trochę ją polubiłem po weekendowym spotkaniu, ale bez słów wprost ona chyba tego nie zauważy. Tylko czy nie chce, czy tak jak mówi, nie zwraca na to uwagi? Nie jest raczej głupia, widzę po niej, że jest całkiem błyskotliwa. Dałbym jej jeszcze szansę, bo być może jest taka skryta z jakichś powodów, czy to przez byłego (no już jakiś czas z nim nie jest, ale to może głębsza rana, wspominała że lubi dać mu do zrozumienia, że dużo stracił rozstając się z nią), czy jakiś swój powód ma (wspominała że kiedyś była bardzo niepewna siebie i wpływała na nią opinia innych ludzi, ale się nad sobą stara i za to ją cenię), czy to może jakiś mój powód. Mam jakieś wrażenie, że jeszcze nie do końca odkryliśmy, że nadajemy na tych samych falach, bo przeszkadzają jeszcze te wszelkie nieśmiałości. Ale gdyby się bardziej otworzyła na mnie, jeśli nie skończyłoby się to czymś więcej, to na pewno dostarczyłoby nam dużo dobrych chwil. I również doświadczenie.
Teoretycznie widzimy się w weekend na drugim już spotkaniu, ale nie wiem, czy ustaliliśmy to na poważnie, czy tylko sobie żartowaliśmy na początku tygodnia. Nie wiem, czy pamięta, a ja nie chciałbym jej dopytywać, nie chciałbym latać za nią jak piesek, bo to przecież nie o to chodzi. Owszem, polubiłem ją, co nie oznacza przecież, że będę nią zaślepiony. Chciałbym natomiast wiedzieć, na czym obecnie ta relacja stoi. Jeśli bym chciał, na mój pstryk palca mogę się z nią widzieć jutro i pojutrze, rozmawiać o czymkolwiek, a w dobrym momencie zejść na ten temat. Warto się z nią zetknąć przed spotkaniem w weekend, czy pozwolić trochę temu się oziębić i spotkać się dopiero w weekend? Podejrzewałem, że być może nie jest mną kompletnie zainteresowana, ale nie zgadzałaby się przecież na poczekanie na mnie, na jedno spotkanie i na drugie spotkanie, nie zgadzałaby się na dotyk, gdyby tak było. Tu musi być problem w czym innym.
Wiem na pewno, że jedno spotkanie to za mało, by wydać jakiś głębszy osąd, dlatego daję jej jeszcze szansę na to, że się przede mną "otworzy". Może to ja muszę jej więcej o sobie powiedzieć? Nie wiem. Gdyby popatrzeć na to z innej perspektywy, w takim zachowaniu również jesteśmy podobni, tylko doskonale wiem, że gdybym był tak samo pasywny, prawdopodobnie byśmy się nie poznali A tak facet wychodzi pierwszy z inicjatywą i jakoś ta znajomość może powstać.
Pytanie tylko -
Czy to gra warta świeczki ?
Kłaniam się nisko osobom, które dotrwały do końca historyjki Dziękuję również tym, którzy podzielą się swoim zdaniem. Pozdrawiam