Witam,
temat może i banalny ale większość osób zmagało się/zmaga z prawem jazdy i stresem z tym związanym.
Mój problem tkwi w tym, że teraz kończę jazdy - miałam 27 godzinę a nadal popełniam błędy. Staram się naprawdę obserwować drogę, analizować sytuację ale mimo tych starań nadal mi nie wychodzi w takim stopniu jakim bym tego chciała. Przyznam szczerze, że zapisałam się na egzamin i mam wykupione jeszcze 13 godzin dodatkowych <łącznie 39 godzin>. Niby w teorii wiem jak się zachować i w momencie popełniania błędu nawet od razu łapię się za głowę i wiem co źle zrobiłam ale w danej sytuacji na drodze nie umiem hmmm tak szybko zareagować, pomyśleć. Staram się myśleć przy następnych jazdach o poprzednich uwagach ale za każdym razem wychodzi jakiś drobiazg o którym zapomniałam. Już zaczynam myśleć, że jestem głupia... instruktor mówi, że trochę mi brak pewności siebie ale ja nie jestem jej w stanie z siebie wykrzesać więcej
Co jakiś czas jeżdżę innym autem z ośrodka aby poćwiczyć wyczucie sprzęgła i gazu. Dziś pierwszy raz jeździłam autem 6cio biegowym z innym biegiem wstecznym i pierwszy raz w dużym ruchu i ciężko mi się wrzucało biegi a sama jazda była męcząca w takim ruchu. Na dodatek jechał rowerzysta i tak się skupiłam aby go wyprzedzić, że za późno zauważyłam pasy i ponoć byłam od niego mniej niż metr... a tam nie można wyprzedzać i instruktor mówi, że egzamin byłby już niezdany. Dobiło mnie to dzisiaj i z płaczem wróciłam do domu.
Niby manewry wychodzą mi lepiej ale ostatnio ćwiczyłam łuk 5 dni temu i dziś dwa pierwsze przejazdy na łuku mi nie wyszły ale już następne wszystkie tak. Dlaczego nie mogę po parodniowej przerwie od razu wpaść na drogę i zrobić łuku super za pierwszym razem...?
Narzuciłam sobie duże tempo, jazdy mam codziennie, a egzamin muszę zdać ze względu na możliwość lepszej pracy. Bardzo zależy mi aby go zdać do końca marca bo jestem bez pracy i to mnie dodatkowo stresuje. Teoria jest już zdana... Moje życie jest poza granicami kraju i chce tam szybko wrócić bo tutaj mieszkam u rodziny. Tam mam chłopaka, za którym tęsknie i swoje życie. Ale wiem też, że to inwestycja w siebie na całe życie. Bardzo boję się, że to się będzie ciągnęło i psychicznie będę się męczyć tutaj. Nie mam planu b i nie chce myśleć pesymistycznie ale to jakoś przeraża mnie.
Co zrobić żeby wyluzować i podejść do tego bez takiego napięcia? Nie mam pomysłu.