Witam. Będzie to pewnie kolejny post niefaceta, który narzeka na swoje życie. Otóż od pewnego czasu budzę się tylko z myślą, że życie jest nudne, bez celu, a ja jestem nic nie warty. Dzięki takiemu zachowaniu wiem, że nie jestem wcale facetem. Nie jestem typem odludka, miałem swoją pasje, podkreślam to, że miałem, chodziłem z wielką radością na siłownie, cieszyłem się ze wszystkiego co tam osiągnąłem, wygląd swój poprawiłem, ale nagle coś się zmieniło. Od czasu gdy uświadomiłem sobie, że nie umiem poznawać nowych ludzi żyje w jakiejś depresji. Chodzę tylko do pracy i na siłownie i tylko oczekuje kiedy to będę mógł przyjść do domu. Jedyny cel w życiu obecny to przestać być prawiczkiem, ale nic w tym celu nie robie i nie zrobie. Nic mnie nie potrafi ucieszyć, a ja doskonale wiem, że to między innymi problem przekonań. Nieśmiały jestem w większym stopniu, ale nie tak wielkim, że strasznie się boje ludzi, bo coś tam z siebie wydusze. Do kobiet podobnie, ale odkąd rozstałem się z byłą uświadomiło mi to, że jestem kiepski w relacjach towarzyskich z nieznajomymi ludźmi. To także wynika z jakiejś fobii społecznej, bo w niektórych sytuacjach np. przechodzę przez galerie, czuje się bardzo niekomfortowo, w głowie ucisk, a na twarzy widać strach mimo, że nic mi się nie dzieje.
Wiem, że kobiety jesteście mistrzynami w przeprogramowaniu swojej podświadomości bądź zmianie przekonań. Może doradzicie mi jak być wytrwałym, jak sobie WMÓWIĆ, że jednak się jest wartościowym facetem? Jak być wytrwałym w myśleniu o sobie jako o kimś wartościowym, mimo, że otoczenie widzi nas jako zero?