Witam,
Bardzo proszę o pomoc. Otóż mam 30 lat, byłem w kilku związkach i pierwszy raz mam taką sytuację. Otóż od jakiegoś czasu spotykam się (albo spotykałem...) z dziewczyną z pracy. Niestety nie było tak super jakbym chciał, bo jednego dnia było fajnie, a już kolejnego pisała mi, że to nie ma sensu, że jest zła itd. Bolało mnie to tym bardziej, że zaczęliśmy razem uprawiać seks, a dla mnie to już coś znaczy. Nie miłość oczywiście, ale jednak coś poważniejszego. Taka gra w ciepło-zimni trwałą jakiś czas, a ja zaczynałem mieć coraz większy mętlik w głowie. Zacząłem się tym zadręczać i pewnego dnia, gdy znowu zaczęła mi pisać, ze jest złą i ma dość i po co to wszystko, to ją zwyzywałem. Pierwszy raz w życiu dałem się tak ponieść emocjom. Pisałem, ze jest kretynką, że jest głupia skoro nie widzi tego co robi, ze nie wolno tak się bawić czyimś uczuciami i że sama nie wie czego chce. Oczywiście jej zachowanie w żaden sposób nie usprawiedliwia mojego zachowania i do tej pory nie mogę sobie tego wybaczyć.
Wkrótce po tym się rozstaliśmy, ale jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy się znowu spotykać. Pierwszy tydzień był dla mnie szokiem, bo dziewczyna zaczęła zachowywać się tak, jakby się we mnie zakochała. Niestety po tym tygodniu znów się zaczęło, z tym, ze teraz zaczęła pisać, ze się mnie boi, ze nie wie jak zareaguje, że nikt nigdy tak nie starał się jej skrzywdzić. Ok, jak najbardziej to rozumiem i ma do tego pełne prawo. Jednak przez te okresy ciepło-zimno i te zarzuty zacząłem się zastanawiać po co się ze mną w takim razie spotyka? Ja nie chciałem i nie chce jej skrzywdzić. Nie chce się tłumaczyć za to co zrobiłem, bo zachowałem się fatalnie, ale wtedy poczułem się strasznie zraniony.
Mieliśmy przez ten czas ze dwie takie niefajne sytuacje tzn. pokłóciliśmy się już na żywo, ale ja już zacząłem zwracać uwagę na to co mówię i w jaki sposób. I tu jest największy problem. Niestety, ale spotykałem się tylko z negatywnym odbiorem. Gdy zrezygnowany już mówiłem, ze naprawdę nie wiem jak mam z nią rozmawiać i nie mówię tego, aby ją skrzywdzić, tylko dlatego, że naprawdę nie wiem i proszę żeby mi pomogła zrozumieć, to tylko kiwała głową z dezaprobatą. I tak się kończyło na tym, że ja byłem zmieszany, bo nie wiedziałem już po prostu jak się zachować, bo ona była i jest w takich sytuacjach do mnie negatywnie nastawiona, że totalnie inaczej odbiera, to co mówię, lub sobie "dopowiada". Kiedy ona się mnie pyta jak mogę z nią tak rozmawiać, to odpowiadam "Rozmawiam z Tobą normalnie. Nie denerwuj się proszę, ja naprawdę nie mam niczego złego na myśli". To ona zaczyna nagle mówić, że no tak bo ona jest nienormalna. Przez cały czas takich rozmów, ja praktycznie wciąż tylko proszę i przepraszam. Proszę o zrozumienie i argument na to co mówi, ale dla niej to jest atak. A przecież jak ktoś na kim Ci zależy, mówi, że właśnie Ci nie zależy, to chce wiedzieć, czemu tak uważa, bo mnie to rani i może faktycznie ja o czymś nie wiem. Nie pytam po to, żeby jej "dowalić" tylko po to, żeby ją zrozumieć. Mówiłem jej to nie raz, ale jakoś nie chce tego przyjąć do wiadomości. Bywały momenty, gdy mówiłem, że chyba lepiej jak to skończymy, bo ja nie chce jej krzywdzić, żeby była nieszczęśliwa przeze mnie i jak się okazywało potem, dla niej m.in. to wskazywało na to, ze mi nie zależy.
W te środę pokłóciliśmy się dość solidnie i prawdopodobnie to koniec. Czuła się bardzo źle, więc zaproponowałem, że ją odwiozę do domu. Już gdy szliśmy na przystanek widziałem, że coś jest nie tak, ale skupiłem się na tym, aby ją po prostu odprowadzić, bo kurcze naprawdę się o nią martwiłem. Niestety nie dało się tego uniknąć. Zaczęły się pretensje, zarzuty. Że boi się ze mną rozmawiać, boi się otworzyć bo nie wie jak zareaguje. Ja cierpliwie, albo prosiłem, aby tak nie mówiła, albo milczałem, lub starałem się "obejść" tę kłótnie mówiąc, ze zaraz tramwaj przyjdzie. Za którymś razem, gdy usłyszałem, ze mi nie zależy i ona nie potrafi tak, to nie wytrzymałem i powiedziałem, że to koniec. Że mam dość jej gierek i humorków. Że jest najbardziej toksyczną osobą jaką w życiu poznałem, że nie potrafi rozmawiać i że jest niedojrzała emocjonalnie. I znów nie zachowałem się jak trzeba, bo powinienem wtedy odpuścić, ale nie mogłem raz, ze z emocji a dwa, bo wciąż miałem w głowie to, że się czuła. Więc postanowiłem ją "dostarczyć" do domu choćby nie wiem co, bo doskonale wiem, że gdybym tego nie zrobił, to byłby to kolejny argument dla mniej, że mi nie zależy. I wtedy zamiast się zamknąć, to gadałem swoje i starałem się na siłę ją przekonać do swoich racji, co było po prostu głupie, ale najzwyczajniej w świecie straciłem cierpliwość. Chciałem, aby wreszcie do niej dotarło, że się w niej zakochałem, że wszystkie jej zarzuty pod moim adresem to jakiś absurd i że nie rozmawiam z nią w taki sposób, żeby ją skrzywdzić, tylko żeby zrozumieć. Ale ona musi tego chcieć.
Dziś zaproponowałem spotkanie i rozmowę. Odpisała tylko, że obecnie jest zajęta i odezwie się później. Nie wiem czy w ogóle dojdzie do spotkania. Czy nawet rozmowy. Nie liczę już na nic. Choć nie ukrywam, że fajnie by było jakby mnie zrozumiała i chciała to kontynuować...
Stąd pytanie, jeśli jakimś cudem się to uda, to jak rozmawiać z taką osobą? Z kimś kto obudował się murem i już góry zakłada złe intencje?