katiek napisał/a:Cześć,
nie mogę znaleźć na forum podobnego tematu, więc zdecydowałam się założyć swój.
Otóż od ok roku mieszkam ze swoim facetem (w jego mieszkaniu). Dopiero od niedawna zaczyna mijać całe zakochanie, motylki itp, w związku z czym zaczynają mnie drażnić pewne zachowania.
Mój facet jest strasznym bałaganiarzem. Dla niego sprzątanie nie istnieje, nie przeszkadza mu brudna podłoga, śmierdzący koc, śmierdzący pies, brudne naczynia, brudna łazienka, nie zmieniona pościel, w ogóle nie zwraca na to uwagi. Ja oczywiście mam bardziej "normalne" podejście do bałaganu, mianowicie nie mam obsesji na punkcie porządku, zdarza mi się np. rozrzucić swoje ubrania, kiedy wracam zmęczona i nie chce mi się ich odkładać na miejsce, ale zazwyczaj już następnego dnia sprzątam je.
Doprowadza mnie do szału kiedy rozrzuca swoje ciuchy np. w okolicy łóżka i dopóki ja ich nie sprzątnę (bo już nie wytrzymam) to będą tak leżały miesiącami - nie, nie dniami, a miesiącami. Wydmucha nos w chusteczkę - położy obok siebie na kanapie i nie sprzątnie jej dopóki nie poproszę go o to lub nie zrobię tego sama. W ciągu roku może ze 3 razy wyjął naczynia ze zmywarki. Nigdy nie myje patelni, bo nienawidzi tego robić - przeciera ją tylko papierem, co wg mnie jest dość niehigieniczne. Brudna toaleta, brudna kabina prysznicowa, brudne okna, przez które ledwo co widać - nie ma to dla niego żadnego znaczenia, jest niesitotne w jego egzystencji;) Jednocześnie nie "wymaga" ode mnie sprzątania, wręcz mówi abym przykładowo nie myła dziś okien, ponieważ np. woli obejrzeć ze mną film i w ogóle "zostaw to, po co to robisz".
Próbowałam porozmawiać z nim na ten temat, ale on nie widzi potrzeby np. zmiany pościeli dopóki nie będzie brudna gołym okiem (a zanim tak będzie ja ją zmienię). Po co myć kabinę prysznicową, skoro tam cały czas leci woda i sama się myje? Nie denerwuje go przyczepiający się do stóp piasek, który naniesie pies. Myślałam również o bardziej drastycznych metodach, przykładowo nie myciu i nie wkładaniu naczyń do zmywarki, dopóki nie będzie miał czym i na czym zjeść, ale niestety po 2-3 dniach wymiękam, bo sama nie mam czym zjeść a stosy brudów doprowadzają mnie do szału. Rozmowę zbywa argumentami, że w życiu są ważniejsze sprawy niż sprzątanie i żebym sobie usiadła i skończyła szorować tą podłogę.
Co zrobić z takim mężczyzną? Jak żyć?;) Nie chcę brać wszystkiego na siebie, bo oboje brudzimy i oboje powinniśmy sprzątać, co wydaje mi się oczywiste.
Nie chcę żyć w związku, w którym pan leży do góry brzuchem, a ja latam z odkurzaczem. Pracujemy w tej samej firmie, wracamy o tej samej godzinie do domu i jesteśmy tak samo zmęczeni.
Do napisania posta skłoniła mnie niedawna sytuacja: był chory, miał katar i leżał w łóżku zużywając TONY chusteczek, które wyrzucał obok łóżka, na podłogę. Na moją prośbę o posprzątanie tego, chociażby postawienie worka i wrzucanie do niego, odpowiedział, że zrobi to jak wyzdrowieje, bo teraz nie ma siły, bo i tak dalej ma katar i nie ma sensu na razie tego sprzątać. Uprzątnał to po ok. tygodniu, kiedy wymownie podłożyłam mu worek na śmieci na stertę chusteczek - był z siebie baaardzo dumy i oczekiwał pochwały i oklasków. A ja naprawdę nie chcę traktować go jak dziecko i wychwalać gdy sprzątnie po sobie butelkę po napoju, bo to nie jest żaden wyczyn tylko oczywistość.
Pogniecione ubrania są standardem, chyba nigdy nic nie uprasował (uważa, że nie ma takiej potrzeby, ubrania wisząc na wieszakach się nie gniotą). Czasem wstyd jest mi gdzieś z nim iść, kiedy zakłada wymemłaną koszulę, moimi uwagami na ten temat niezbyt się przejmuje, poza tym i tak poprosiłby, abym mu uprasowała, bo on nie umie - a ja tego przekornie robić nie będę. Niekiedy jest mi głupio, kiedy nawet mężczyźni, koledzy zwracają mu uwagę, że koszulkę ma "jak psu z gardła", ale zazwyczaj patrzą wtedy dziwnie na mnie - że o niego nie dbam.
Podejrzewam, że sposób "bytowania" został przez niego wyniesiony z domu rodzinnego - ojciec wiecznie nic nie robiący, plus on i brat, którym zapewne matka nie zlecała żadnych prac domowych.
Czy sytuacja jest bez wyjścia i albo zajmę się pracami domowymi albo się nie dogadamy? Miałyście może do czynienia z podobnym typem człowieka?;) Dodam, że lubi gotować, więc teoretycznie można tak podzielić obowiązki, ale to trochę dla mnie niesprawiedliwe, tym bardziej, że w kuchni zostaje pobojowisko.
Ja miałam taki przypadek. Zaczęłam się spotykać z chłopakiem, który był jednocześnie moim współlokatorem w wynajmowanym mieszkaniu studenckim. Syf zostawiał tragiczny. Jak się wprowadzałam, rodzice mi pomagali wnieść walizki i zobaczyli, jak to mieszkanie wygląda to byli załamani (ale było tanio i blisko uczelni). Gość do mnie zarywał, bo mu się spodobałam. Nie byłam zakochana, ale umawiałam się z nim, bo stwierdziłam, że dawno nikogo nie miałam i nie ma co wybrzydzać. A on błędnie myślał, że jestem w nim szaleńczo zakochana i można mi wejść na głowę. Wysprzątałam gruntowanie całe mieszkanie, ale powiedziałam, że ma być grafik, bo ja sprzątaczką nie jestem. Grafiku nie było, powiedział, że dla niego jest czysto, że tylko ja mam z tym problem, a jak sprzątałam łazienkę i prosiłam o pomoc to mnie wyśmiał i wyszedł do znajomych. Zaproponował wspólne gotowanie, po czym potrafił wyjść z kolegami na miasto i nie powiedzieć, że nic nie ugotuje i musiałam sama coś robić. Była sytuacja, po około 2 tygodniach, może 3, że przygotowałam duży, na prawdę dobry obiad, starczyło na 2 dni. W 3 on nic nie zrobił, więc zrobiłam zapiekanki, a on przy okazji jedną wziął. Na następny dzień znowu nic nie zrobił, więc zrobiłam już bezmięsny makaron z sosem. Wkurzyłam się i powiedziałam, że teraz jego kolej, to zaczął kręcić noskiem, że on nie lubi takiego wypominania, że on już zrobił wcześniej jajecznicę(której nie zjadłam, bo była dla mnie niedobra, bo była z kiełbasą, której nie jadam. Na następny dzień obiad niby zrobił, ale nie zrobił zakupów, tylko wziął moje mięso z lodówki, mój makaron i sam tylko dołożył jakąś mrożoną surówkę. Wkurzyłam się strasznie, bo mi masę kasy na niego szło, bo to typ człowieka, co co chwilę na siłkę chodził, więc dużo jadł i kurczak, który mi starczał na 3 dni przy nim poszedł na raz. Mam dość twardy charakter i zakończyłam to po jakiś 3 tygodniach "wspólnego" gotowania (gdzie umowa była gotowania na zmianę)
Sprzątać nie sprzątał i potraktowałam to jako brak szacunku do mnie. Niby pranie robił sam, ale latały teksty "Powiesisz mi pranie, bo muszę iść do pracy", powiesiłam raz, ale potem mówiłam, że mam już swoją robotę.
Brał moje naczynia, więc zaczęłam je chować do najniższej szafki zamiast kłaść w suszarce- był tak leniwy, że tam już nie dosięgał, haha
Bo tak to musiałam myć jeszcze swoje naczynia po nim (on nie miał żadnych swoich, tylko tyle, co było w mieszkaniu po poprzednich lokatorach)
Ale mam dość twardy charakter i stwierdziłam, że nie ma szans, żebym robiła za niego sprzątanie. Doszło nawet do tego, że w lodówce na dnie zbierała się woda i wyrosła pleśń (nie było mnie wtedy w tym mieszkaniu 2 tygodnie i nikt tego nie sprzątnął). Drugiego współlokatora nie było prawie 2 miesiące w swoim pokoju, a jak przyjechał i to zobaczył, to się nieźle wkurzył. Zadzwonił do właściciela poskarżyć na niego, ale właściciel miał to gdzieś. Razem ogarnęliśmy to mieszkanie, ale ten drugi jak nie sprzątał wcześniej tak jego to nie ruszyło
Gdy zobaczył, że zaczęłam się od niego odsuwać, to zaczął mi gadać, jak to laski na niego lecą (żeby wzbudzić we mnie zazdrość), a jak mu życzyłam z nimi powodzenia i ogarnął, że nie dam się tak łatwo to 2 tygodnie później już był z inną- taką szarą myszą od niego z pracy, która za nim latała. Szkoda mi jej było, bo mi gadał, że ona jest brzydka, że jej nie lubi, chce, żeby się odczepiła, ale no gotowała mu tak, że nawet się nie zająknęła, sprzątała. Potem szukali razem mieszkania to jej powiedział, że on nie chce kawalerki tylko oddzielny pokój, bo z nią tyle nie wytrzyma, a jej to nic nie zrobiło i dalej była w niego zapatrzona...
Sądzę, że jeśli chłopak z domu jest tak nauczony, ale wykazuje chęć zmiany sam z siebie i tylko trzeba mu pokazać to jest szansa i cień nadziei, ale jeśli on nie widzi problemu, to niestety sądzę, że będziesz się przy nim męczyć i albo zrobisz za sprzątaczkę albo będzie syf.
Ja nie jestem pedantem, ooo nieeee, jestem bałaganiarą, ale jednak nie można mieć syfu cały czas, żeby nawet nie zachorować (np. od grzyba w lodówce). Ale ten człowiek to był symbol brudu. W pewnym momencie zaczął mi przeszkadzać jego zapach, bo mimo że się mył codziennie, coś w jego własnym zapachu mi bardzo przeszkadzało. Fuj
Sądzę, je jak ktoś problemu nie widzi to nie przemówisz. Ja osobiście czyjąś sprzątaczką być nie chciałam (szczególnie, że gdybym się z nim związała to ja miałam cięższe studia i ja bym zarabiała więcej), zdesperowana też nie jestem. Dlatego kopnęłam w tyłek, ale może dla Twojego będzie nadzieja, jak mu pogrozisz odejsciem albo coś- jeśli kocha, to się ogarnie, jak nie- to masz odpowiedź