Miałam rodzinę...męża, dzieci. Zwyczajna rodzina, dzieci cudowne.. moje relacje z mężem takie sobie, bo czego spodziewać się po 20 latach?. Zaczęłam pragnąć kogoś innego, kogoś, kto mnie olśni, obudzi. I spotkałam tego wymarzonego ... ja 40 letnia kobieta, on 35 letni mężczyzna. Podobnie jak ja żonaty, dzieciaty... Ja pod wpływem uczuć do niego...zostawiłam rodzinę, tak...syn mieszka ze swoim tatą a ja z drugim. Zakochana do nieprzytomności w nowym partnerze - świata poza nim nie widziałam. On obdarzał mnie czułością, na każdym kroku okazywał miłość, a sex... o jakim można tylko marzyć. I tak trwa to już 3 lata... Ja w trakcie rozwodu, mieszkająca sama, a on...nadal z żoną i rodziną. Widujemy się codziennie, znam jego córki, cała rodzina z jego strony wie o mnie, żona też, ale on... nic nie zmienia w swoim życiu. Nadal wraca do nich, a mnie, jak to nazywam, odwiedza. Coraz bardziej mi to przeszkadza, "widzę" jego kłamstwa, ale też czuję jego miłość. Ale ...co dalej.?.. już nawet nie słyszę o wspólnych planach. Najbardziej boję się, że bez niego...nie ma mnie..
Smutne to, bardzo
Nie nazywa mnie kochanką...tylko swoją Olą...
Nie wstydzi się trzymać mnie za rękę, całować przy innych, przyjeżdżać ze swoimi dziećmi, ale boi się moich humorów, nastrojów... boi się być ze mną
Piszcie co myślicie, bo ja już nie wiem co, ja....