Witajcie długo śledzę to forum ale w końcu stwierdziłam że i ja potrzebuję pomocy, bo sama już nie wiem co się ze mną dzieje.
W sumie od 3 lat zauważam u siebie te zmiany i widzę że postępują.
Po 1 bardzo ale to bardzo boję się wszystkiego. Studiuję trudny kierunek i coraz więcej się ode mnie wymaga, boję się nowych sytuacji, boję się parugodzinnych podróży z uczelni do domu, że coś się wydarzy, że będę musiała gdzieś czekać i będzie ciemno i ktoś się napatoczy. Niedawno dowiedziałam się że znajomi organizują wyjazd na narty- pierwsza reakcja to paraliżujący strach, bo nie jeździłam z 10 lat i że nie będę umiała, że ktoś się zirytuje jak długo zjeżdżam. Wiem że to głupio brzmi, ale takie mam myśli i się nimi nakręcam. Czasem przyjdzie mi do głowy, że nie ma takiego konkretnego powodu moich lęków, ale szybko to mija i ten lęk cały czas mi towarzyszy, od kiedy się dowiedziałam o nartach jestem cała napięta ze ściśniętym żołądkiem.
Niby wiem że te lęki są nieuzasadnione ale nie umiem się przestawić z myśleniem i tak coraz więcej sytuacji, niekoniecznie nowych zaczyna wzbudzać we mnie strach.
Kolejna rzecz, stałam się bardzo wrażliwa i codziennie płaczę. Najczęściej przy chłopaku, gdy choćby delikatnie podniesie głos albo gdy mamy różne zdanie,ja od razu tworzę obrazy przyszłości i tego że się nie będziemy dogadywać. Dużo problemów tworzę i robię z tego wielkie kłótnie a gdy ochłonę z emocji okazuje się że miał racje. Bardzo się stara mi pomóc, słucha, wybacza po kłótniach, robi dla mnie naprawdę dużo ale widzę że go to męczy gdy kolejny dzień płaczę z jakiegoś powodu. I to znów nakręca strach, że kiedyś go stracę.
Spadła mi pewność siebie, czuję że z niczym sobie nie poradzę w życiu. Nie umiem wzbudzić w sobie zainteresowania tym czego się uczę, w ogóle niczym nie jestem zainteresowana. Jeśli tylko przebywam z kimś kto ma dużo zainteresowań i jest aktywny czuję się nikim, bo nie jestem taka sama. Zwłaszcza z chłopakiem się porównuję, staram się przy nim udawać że nie, a potem gdy jestem sama płaczę że nie umiem być tak samo dobra w wielu rzeczach. Wszystko zaczynam z myślą "i tak nnie będę tak dobra, nie dam rady", ciągle się krytykuję i obwiniam.
Zastanawiam się nad kupnem jakichś leków bez recepty na ten ciągły lęk i nad książkami które mogłyby mi pomóc, ale nie wiem czy to ma sens próbować czy już raczej wymagam specjalisty?
Proszę Was o porady
Prawdopodobnie masz początki depresji i zaburzeń na tle lękowym - specjalista na pewno bardziej Ci pomoże niż bzdurne suplementy diety bez recepty (to nie jest leczenie tylko zagłuszanie problemu i on prędzej czy później nawróci). Nie ma co się wstydzić ani przerażać, lekarz jak każdy inny. Dostaniesz leki, żeby wrócić do pionu, ale zachęcam też do podjęcia psychoterapii, bo leki to w tym wypadku tylko usuwanie skutków choroby, a nie jej źródła. I do lekarza i na psychoterapię można pójść na NFZ (z czekaniem bywa różnie, czasem poniżej miesiąca, ale bywa i że pół roku), także przy dłuższym oczekiwaniu polecam jednak do psychiatry wybrać się prywatnie, a na terapię państwowo.
Potrzebujesz pomocy psychiatry, który przeprowadzi wywiad z Tobą i spróbuje dobrać leki.
Można podejrzewać depresję endogenną, nerwicę...diagnostą nie jestem.
I tak jak przedmówczyni piszę, terapia niezbędna
Spróbowałabym psychologa najpierw. On zdecyduje czy potrzebujesz psychiatry.
Możesz sobie pić melisę na uspokojenie
To nie jest tak, że psycholog jest "bardziej lajtowym" psychiatrą, jak się niektórym wydaje. On się zajmuje pewnym wycinkiem pomagania osobom z problemami psychicznymi - psychiatra zajmuje się tym całościowo. Nie bez przyczyny do psychiatry skierowanie nie jest potrzebne, a do psychologa już tak - i to właśnie psychiatra kieruje do psychologa nie na odwrót. Przestańmy wreszcie traktować psychiatrów jako lekarzy od "ciężkich przypadków", oni są od wszystkich przypadków, od diagnostyki i od doboru leczenia.
To tak, jakby kogoś bolała noga i zamiast do ortopedy ludzie kierowali go od razu do rehabilitanta. A przecież to ortopeda bada i diagnozuje, a rehabilitant na podstawie tej diagnozy układa terapię.
Ruda oczywiście ma rację. To psychiatra decyduje, czy potrzebna będzie pomoc psychologa, nie odwrotnie.
I to psychiatra stawia diagnozę.