Witam, temat tego postu brzmi depresyjnie i zdaję sobie z tego sprawę, no ale jak szczerze, to szczerze.
Mam 22 lata i czuję się bardzo samotna. Nie mam zamiaru zwalać winy na cały świat, bo wiem, że najczęściej większość problemów tkwi w nas samych.
Studiuję, mogę dodać, że bardzo dobrze się uczę, zresztą to zawsze było dla mnie bardzo ważne. Niestety mieszkam na wsi, gdzie w zasadzie wszyscy młodzi się porozjeżdżali, a moje miasto studenckie również jest bardzo małe.
Odkąd pamiętam towarzyszy mi przekonanie, że jestem jakby ... gorsza. Nie potrafię za bardzo nawiązywać kontaktu z ludźmi, choć bardzo bym chciała. Mam dwójkę najserdeczniejszych przyjaciół, z którymi stworzyłam bardzo głęboką relację, znamy się na wylot, ale to wszystko. Jestem introwertykiem, bardzo dużo kosztuje mnie to, bym chociaż rozpoczęła z kimś rozmowę, bo nigdy nie wiem, od czego zacząć, za to jak już odnajdę z kimś wspólny język, to nie mogę się nagadać.
Kiedyś, jak dziecko, miałam ogromne kompleksy ze względu na swój wygląd, byłam bardzo pulchna i zaniedbana. Teraz wszystko zmieniło się o 180 stopni, bardzo dbam o to, jak wyglądam i przyznam nieskromnie, że uważam się za atrakcyjną. Faceci często mnie zaczepiają na ulicach, zagadują. Nie jest to dla mnie żaden wyznacznik zważywszy na to, że jeszcze żadnej znaczącej znajomości w ten sposób nie zawarłam, ale myślę, że każda kobieta wie, o co chodzi, jest to po prostu coś, co ... dowartościowuje?
Kluby i wszelkiego rodzaju imprezy nie są dla mnie. Oczywiście kiedyś tam chodziłam, ale zawsze jako pierwsza stamtąd wracałam, w dodatku najczęściej to wyglądało tak, że znajdywałam sobie jednego towarzysza do rozmowy ; ) i z tą też osobą się trzymałam do końca imprezy.
Pewnie mi powiecie, bym znalazła sobie zajęcie inne, niż imprezowanie, ale takie, które również wymaga interakcji z ludźmi - i ja się z tym zgadzam. Co więcej, z chęcią bym gdzieś wyszła, ale ani trochę nie przesadzam mówiąc, że naprawdę nie mam gdzie.
Moim marzeniem jest wyprowadzenie się do większego miasta, gdzie horyzonty są znacznie szersze, ale prawda jest taka, że siebie wszędzie zabieramy ze sobą. Więc jeżeli to ze mną coś jest nie tak, to ucieczka gdzieś dalej niczego nie zmieni.
Chciałam jeszcze wspomnieć coś o facetach, bo mam wrażenie, że czasami wręcz dobry wygląd przyciąga i prowokuje nieodpowiednie osoby. Wielokrotnie byłam zaczepiana albo zagadywana, jak już wspomniałam, i o ile niektórzy słysząc, że nie jestem zainteresowana po prostu dziękowali i odchodzili (co jest jak najbardziej ok, kulturalne i ludzkie), tak inni słysząc "nie" nagle z pozornie normalnych ludzi przeistaczali się w furiatów i chamów, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że ktoś najwidoczniej nie ma ochoty na rozmowę z nimi (myślę, że większość kobiet doskonale zna ten typ faceta, niestety).
Jest dla mnie jeszcze jakaś szansa? Jak się zmienić, co zrobić w swoim życiu? Jak przyciągnąć do siebie odpowiednich ludzi?