Witam,
Rozpisałem się konkretnie, ale niestety jakimś cudem wylogowało mnie z forum, tak więc zmuszony jestem to napisania wszystkiego od nowa i w miarę możliwości w skrócie, gdyż zależy mi na szybkiej odpowiedzi.
Otóż, poznałem się z moją byłą zaraz na początku stycznia. Spotykaliśmy się kilka miesięcy, aż z końcem lipca niestety rozstaliśmy się. W zasadzie od początku znajomości podkreślała, że nie chce się z nikim wiązać. Miała kilka swoich dziwnych nawyków, m.in. witała się ze swoim przyjacielem buziakiem w usta, przyuważyłem to w zasadzie raz, ale kiedy chciałem sobie z nią to wyjaśnić nastały akurat cięższe dni, tak więc rozmowa stricte na ten temat była bezcelowa. Często wieczorami spotykała się również ze znajomymi, niby nic, ale ok. 23 wszyscy wracali do siebie, a ona najczęściej zostawała jeszcze z nazwijmy go, panem X. Kilka razy nawet urządzali sobie podróż samochodem z jej miasteczka do mojego dużego miasta i wracała do domu ok. godz. 1:00. Niecodziennie, ale często dzwoniła do mnie jeszcze wracając pod drodze do domu i przez te 5 min musiałem wyrzucić z siebie to, że nie podoba mi się to co robi, po czym ona oczywiście miała swoją "podkładkę", że nie jesteśmy w związku przecież... no i taka wychodziła z tego niedojrzała rozmowa. Jednocześnie podkreślała że wszystko jest w porządku i nic ją z nim nie łączy. Moja złość też musiała szybko ustawać, bo już pod wejściu do mieszkania musiała kończyć rozmowę, a ja nie chciałem byśmy oboje szli spać w złych humorach i jakichś sprzeczkach. W każdym razie raz przesadziłem w kwestii chęci kontaktu z nią, pojechała na wesele z jednym kumplem (taki z tzw. friendzone), on chciał się z nią kiedyś spotykać, ona z nim nie i po prostu są teraz w takiej normalnej relacji. Za dużo pisałem, dzwoniłem itd. mocno wtedy się na mnie zdenerwowała. Nie mniej jednak z tego co mówiła później nie był to powód dla którego zakończyliśmy nasz "związek". W ostatnim tygodniu lipca organizowaliśmy wspólny wyjazd na mazury (ja, ona, jej przyjaciółka z chłopakiem oraz pan X). Argumentowała to tym, że on zawsze przyjeżdżał samochodem do jej miasteczka i nigdy nie mieli okazji się tak naprawdę porządnie napić. 22 lipca, spotkaliśmy się, porozmawialiśmy na spokojnie i niestety (jak wnioskuję, "niestety" tylko dla mnie) zakończyliśmy naszą wspólną przygodę. Argumentowała to tym, że po pierwsze nic do mnie nie czuje. Gdyby tak było, nie robilibyśmy takich a nie innych rzeczy w odosobnionych miejscach publicznych, tak więc ten argument kuleje mocno, jedynie może o niej źle świadczyć, o czym nawet nie chcę myśleć. Drugi, że nie chciała bym się męczył... kolejny tydzień pokazał zupełnie co innego. Trzecia sprawa, że nie chce się z nikim wiązać... i tutaj podobnie jak wyżej.
Tydzień później, Ci co mięli pojechać (poza mną), pojechali na mazury. Jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem jej wspólne zdjęcia z panem X, do tego doszło mnóstwo mniejszych, ale bardzo dla mnie bolesnych pierdółek... dwuznaczne komentarze jej znajomych, dodanie do znajomych jej mamy czy brata przez pana X. W tym momencie, całe zaufanie, którym ją obdarzyłem runęło. Wypaliłem paczkę papierosów na uspokojenie. Zaraz po powrocie, chciałem się z nią spotkać i porozmawiać w 4 oczy. Wcale się nie zdziwiłem, że nie miała ochoty na spotkanie. Kilka dni później wysłałem do niej naprawdę sporą wiązankę z tym co mnie boli i jak te wszystkie dziwne zbiegi okoliczności pięknie się ze sobą łączą. W odpowiedzi dostałem m.in. to że przysięgła mi na własną matkę, że mnie nie zdradziła. Stwierdziłem, że skoro nie chciała się spotkać to nici z naszej przyjaźni. Zabolało mnie to, że nikt spośród jej znajomych nawet nie raczył napisać do mnie nic w stylu "trzymasz się?". Jeszcze rozumiem facetów, bo w większości przypadków są ślepi na takie coś, ale jej przyjaciółka doskonale wiedziała jak szaleję na punkcie mojej byłej, bardzo często sama mnie podpuszczała bym ją przytulił etc. No ale cóż, widocznie moja był naopowiadała jakichś dziwnych rzeczy na mój temat swoim znajomym, ale ich jakoś "zgasiła", że tak to ujmę. W każdym razie skoro każdy jej argument w kwestii naszego rozstania mogę bez problemu podważyć, to na pewno osobą, do której mogę mieć w 100% pretensje jest pan X. Jest taka niepisana zasada, że nie spotyka się z byłą kumpla, może i krótko się z nim znałem, ale to wystarczy bym miał nadzieję, że już nigdy w życiu go nie spotkam... dla jego własnego dobra. Druga sprawa, może ja jestem dziwny, ale nie zrobiłbym czegoś takiego facetowi, który wiem że w żaden sposób nie skrzywdził i był jak anioł, dla kobiety z którą miałbym się spotykać. A przynajmniej przez okres jakichś 3 miesięcy. W ostateczności, jeśli kobieta sama mocno naciskałaby na spotykanie się, wybiłbym jej z głowy rzeczy które mogłyby w jakiś sposób odbić się na takiej osobie (m.in. wspólne zdjęcia). Mam ogromy szacunek do osób szanujących swoją drugą połówkę, może to stąd.
W każdym razie w tym "eseju" umieściłem zdanie o tym, że mam nadzieję, że spotka kiedyś kogoś odpowiedniego. Zdaję sobie sprawę jakim typem faceta jest pan X. Więc nie chcę by zmarnowała sobie życie z kimś takim. Trochę ująłem to egoistycznie, ale akurat w kwestiach damsko-męskich znam swoją wartość i nie są to słowa przesadzone. Żeby było śmieszniej, jeszcze jak byliśmy razem sama hejtowała zachowanie pana X i tego jej przyjaciela, którzy zwozili sobie dziewczyny z klubów. No ale tutaj wyszedł tylko jej brak konsekwencji w słowach i czynach.
Teraz chciałbym wysłać jej życzenia w takiej formie by zachować klasę, ale jednocześnie podkreślić to że spotka w życiu jeszcze prawdziwe szczęście, ale w takiej formie by tylko ona wiedziała o co chodzi i nikt z jej znajomych. A przynajmniej nie tak oficjalnie.
Z góry bardzo dziękuję za pomoc i życzę miłego dnia!