Ciężko odnieść mi się do wszystkich postów. Padło wiele pytań, wiele zarzutów w moją stronę.
Chcę żeby było jasne jedno- nie miałabym do męża pretensji o ilość i formę pracy gdyby był obecny w życiu dziecka.
Nie siedzę na dupie i nie oczekuję, że przyniesie kasę i jeszcze będzie zasuwał w domu i przy dziecku. Chcę tylko by dziecko miało ojca.
Chcę wrócić do pracy by obciążyć męża, nawet jak przyniosę te 4500 do domu to w naszej okolicy na opiekunkę, miłą Ukrainkę wydam połowę tego. Ale przecież są dziadkowie chcący opiekować się dzieckiem, więc na pewno odciążyłabym budżet domowy i dzięki temu na mężu nie ciążyła by taka presja, że wszystko co materialne jest na jego głowie. Ale on ten powrót do pracy się nie zgadza, każe czekać aż dziecko pójdzie do przedszkola, bo tak ustaliliśmy. Ja chcę tylko by moje dziecko miało ojca.
Autorko, a jak wyglądała u Was sytuacja przed urodzeniem się dziecka? Potrafiliście ze sobą szczerze rozmawiać, mąż interesował się Tobą, Twoimi problemami, wysłuchiwał Cię, gdy go o to prosiłaś?
Czy on chciał zostać ojcem czy to było bardziej Twoje pragnienie, a on tylko się zgodził/zaliczyliście wpadkę?
Od dawna tyle pracuje? Kiedy objął to kierownicze stanowisko?
Przyznaję, że to nie był długi związek. Do wszystkiego mocno i szybko parł mąż, mówił, że ma swoje lata i chce założyć rodzinę. Jesteśmy razem około 5 lat. Dziecko było planowane. Kierownicze stanowisko objął na 3 miesiące przed moim zajściem w ciążę. Wiedzieliśmy, że sobie poradzimy materialnie, wykończyliśmy mieszkanie i zaczęliśmy starania, szczęśliwie wszystko poszło szybko i po naszej myśli. Mąż także chciał tego dziecka. Czy potrafiliśmy ze sobą szczerze rozmawiać? Myślę, że tak. Oboje żyliśmy szybko, często się mijaliśmy bo pracowałam na zmiany, ale myślę, że mąż się mną interesował.
Co do mojego czasu dla siebie to nie mam tego czasu. Mam go raz w tygodniu jak przyjeżdża moja mama, wtedy wychodzę na większe zakupy, czasem na kawę do koleżanki. To tyle. Zaraz ktoś zapyta co zatem narzekam. A no, mąż nie widzi, że potrzebuje odsapnąć od dziecka. Rozumiem, że nie ma siły w tygodniu na opiekowanie się dzieckiem, ale weekendy mógłby poświęcić rodzinie. To jest wiele? Naprawdę odpowiedzcie sami przed sobą, czy to jest wiele żeby weekend spędzić z rodziną?
Myślę, ze nie ma sensu prowadzić tego wątku dłużej. Macie swoje racje, ja mam swoje. Wiele rzeczy mi tu zarzucono. Ja za radą użytkowniczki wielokropek skorzystam z terapii bo zmienić mogę tylko siebie. Może dostanę wskazówki jak rozmawiać i jak postępować, by mąż zrozumiał że chcę wrócić do pracy, odciążyć go ale wyegzekwować opiekę nad dzieckiem. To nie jest duże wymaganie, by ojciec był obecny w życiu dziecka. Dziękuję wszystkim za komentarze.
Dracarys dziękuję za zrozumienie, że mimo własnej ciężkiej harówki rozumiesz pewne rzeczy.
Noben nie zgadzam się z Twoim postem ale odpowiem na pytania. Na ten moment dajemy sobie dobrze radę, mimo inflacji i podniesionych stóp procentowych. Nawet nam wystarcza. Gdybym poszła do pracy to nawet wydając połowę pensji na opiekunkę żyłoby nam się dobrze. Wiem, że to przede wszystkim zasługa męża i tego co robi dla rodziny. naprawdę to widzę. Wczuwam się w rolę męża dlatego nie oczekuje od niego, że kiwnie palcem w domu i nie mam pretensji, że wszystko jest na mojej głowie, ale dziecko to inna kwestia. Chcę by dziecko miało ojca.