Krejzolka82 napisał/a:Brainless napisał/a:Nie podoba Ci się to, ale będziesz to polecać. Nie no ok, a mnie się to nie podoba i nie będę polecał. Nasze stanowiska są równoważne.
Ogólnie nie podoba mi się, jak świat wirtualny zastąpił świat realny.
Nie podoba mi się, że ludzie żyją Facebook'iem.
Nie podoba mi się, że ludzie potrafią sobie "słodzić, lajkować na fejsie a nie potrafią się spotkać i pogadać.
Nie podoba i się, że nawet jak się ludzie spotkają to pierwsze co to cykają zdjęcie i "wrzucają" na fejsa i zamiast rozmawiać to gapią się w komórkę i komentują siebie nawzajem na portalu.
Nie jestem przeciwna portalom randkowym, jeżeli potrafią ludzie szybko internetową znajomość zamienić na realną znajomość.
Nadal nasze stanowiska są równoważne.
Krejzolka82 napisał/a:Brainless napisał/a:Facebook ma tę przewagę, że tam się gada o wszystkim. Portale randkowe to miejsce dla desperatów, którzy nie dali sobie rady w świecie realnym. Najlepiej zaproponować od razu bota komputerowego, który będzie dziewczynę udawać. Bo do tego to prowadzi.
Jeżeli ktoś ciągle tylko rozmawia pisemnie na takich portalach i nie chce znajomości przenieść do realu, to jest to podejrzane i lepiej zerwać taką znajomość.
A możesz sobie uważać mnie za byłą desperatkę, mam to gdzieś 
Postawa bojowa. Hab-acht :d Po co zaraz stroszyć piórka? Lubmy się, przecież fajnie się rozmawia
Nie no spoko, sam byłem pół-desperatem, a dlaczego pół, to o tym poniżej.
Krejzolka82 napisał/a:Brainless napisał/a:Tu się zgadzam w 200%. Dlatego, jeśli chcemy już zaprzęgnąć do budowania towarzyskich relacji internet, od portali randkowych lepsze będzie np. wejście na forum dyskusyjne dot. swojego hobby i spotkanie w realu z ludźmi dzielącymi podobne zainteresowania np. na zlocie. Lepiej się na tym wyjdzie.
Aha, czyli portal randkowy be, ale już forum cacy.
Dziwne, ale spoko.
No tak, bo na forum spotykasz ludzi w celu pogadania o zainteresowaniach, a związek może narodzić się przy okazji. Jest tam większa szansa, że się złapie kogoś kto nadaje na podobnych falach. Poza tym nie "cacy". "Cacy" jest, kiedy się jedzie na zlot albo spotkanie z ludźmi z forum i tam się dopiero coś rodzi. Internet odgrywa tu rolę minimalistyczną polegająca na pobraniu informacji o evencie i ewentualnym skrzyknięciu się.
Krejzolka82 napisał/a:Brainless napisał/a:Jako facet, który przerobił dwa "związki internetowe", zgadzam się z Tobą.
Co to znaczy "związki internetowe"?
Skoro został użyty cudzysłów, to oznacza, że żadne to były związki. Było pisanie na forum, gg, telefony, listy klasyczne (pocztowe). Tylko do spotkania nie doszło, więc panie znalazły sobie innych facetów (postąpiły zgodnie z Twoją radą powyżej, czyli legitymowały się mądrością).
Krejzolka82 napisał/a:Brainless napisał/a:Owszem, ale ranga takich sposobów jest różna, ich skuteczność także.
Chciałem dać jeszcze jedno idiotyczne porównanie, ale nie będę marnował Twojego cennego czasu, więc na tym zakończę 
Spoko, nie gryzę, jedynie mogę skrytykować, więc nie obawiaj się mnie 
Nie obawiam się Ciebie, tylko o Ciebie, a raczej o Twój czas. Z tym gryzieniem akurat szkoda, bo lubię jak kobieta czasem ukąsi 
Krejzolka82 napisał/a:Brainless napisał/a:Przecież jak będzie chciał, to i tak to zrobi. Nie zabronię mu. Tak jak nikt nie może mi zabronić odradzić mu takiego rozwiązania.
Ale czemu jesteś tak przeciwny?
Sam korzystałeś.
Ja swoje dziewczęta łowiłem na forum dyskusyjnym o skokach narciarskich. Tak jakoś wyszło, że dwa razy poznałem tam kogoś więcej niż koleżanki do pisania
Z portali randkowych nie korzystałem. Czytałem o doświadczeniach innych i obserwowałem doświadczenia pewnej osoby z mojego otoczenia.
Poza tym część wniosków można wyciągnąć od razu.
Jestem przeciwny z wielu powodów, część już podałem.
A poza tym:
- bo nadal można poznawać dziewczyny klasycznie, internetem się jedynie w ostateczności lekko wspomagając,
- bo w moim otoczeniu jest multum osób, które do poznania drugich połówek nie potrzebowały netu, one po prostu wychodziły z domu i rozwijały swoje pasje, albo miały prace, które stykały ich z różnymi ludźmi,
- bo internet to pójście na łatwiznę,
- bo trzeba często płacić (dostęp do portali, czyli de facto płaci się za szansę poznania) za coś, co człowiek powinien mieć za darmo (i wcześniej miał),
- bo internet to przyznanie się, że w realu nie daje się rady,
- bo zupa była za słona (a nie, to nie to)...
i tak mogę wymieniać.
Swoją drogą z tematu wynika, że jak nie korzystałem z portali, to nie mogę krytykować. Potem się dowiaduję, że po co krytykuję, skoro korzystałem (ale nie korzystałem) 
Na koniec, celem zreasumowania, dam jednak to idiotyczne porównanie, żeby nie było, że straciłem formę. W końcu ktoś musi grać tutaj rolę idioty:
Mamy ucznia, który napisał bardzo słabo test.
Ja mu proponuję, żeby przysiadł do książek, popytał starszych kolegów, żeby mu wytłumaczyli, wziął korepetycje i generalnie próbował jakoś zmienić swój stan wiedzy i zrozumienia tematu.
Wy stoicie na stanowisku, że odkąd wymyślono szkoły specjalne, wystarczy, że się tam przepisze, trafi do klasy pełnej leni i matołów, gdzie dadzą mu do rozwiązania łatwiejsze testy. 