Proszę mi wybaczyć, że wtrącam się do tej zażartej dyskusji.
Z zainteresowaniem śledzę ten temat od samego początku, choć sam tytuł „aborcja na życzenie” uważam za dość niefortunny i płytki. Tu już o nie chodzi o sytuację „wyskrobię się w przerwie na lunch, bo dziecko przeszkodzi mi w awansie”. Sytuacja stała się tak kuriozalna, że każda kobieta w wieku rozrodczym staje się potencjalną morderczynią, a lekarze ginekolodzy zostają sprowadzeni do roli wiejskiego położnika, którego celem jest tylko i wyłącznie odebranie porodu. Badania prenatalne stają się równie szkodliwe jak hitlerowskie eksperymenty, a lekarze dokonujący operacji w łonie matki traktuje się jak spadkobierców dr Mengele. Zamiast iść naprzód, uwsteczniamy się i pokazujemy fucka osiągnięciom współczesnej medycyny. Jeszcze trochę i penalizacja antykoncepcji stanie się faktem, a kobiety kupią tabletki tylko u znajomego dilera, a prezerwatywy będą sprzedawane na kartki i tylko wówczas, gdy przedstawimy odpis aktu małżeńskiego (oczywiście kościelny!) albo zaświadczenie o chorobie wenerycznej.
W całym tym zamieszaniu najdziwniejsze jest to, że:
- księża każą nam rodzić, mimo że sami skrzętnie ukrywają swoje (nieślubne!) dzieci przed światem
- księża każą nam rodzić, mimo że sami niejednokrotnie krzywdzą dzieci w zaciszu zakrystii i sami powodują u nich traumę na całe życie [argument pro life: aborcja= wieloletnia trauma]
- księża każą nam rodzić dzieci z wadami letalnymi i wymagające stałej opieki, mimo że sami nie wyłożą ani złotówki na ich rehabilitację i godne życie [podczas gdy sami poruszają się bentley’ami i budują świątynie z marmuru) a po cichu uważają je za gorsze [swego czasu głośna sprawa z niedopuszczeniem chorego dziecka do komunii św.]
- dzieci z gwałtów są niczemu nie winne [zgadzam się], ale już dzieci z in vitro czy dzieci z nieślubnych związków muszą płacić za błędy rodziców [niezgoda na chrzest, stosunek kościoła do in vitro ]
Argumenty prolajferów :
- „matka, która porzuca dziecko jest podludziem” [autentyczny cytat]
- dziecko zawsze można oddać do okna życia albo domu dziecka [to akurat kłóci się z pierwszym argumentem, poza tym jakoś nie widzę, by prolajferzy tłumnie szturmowali domy dziecka i hurtem adoptowali dzieci]
- chore dziecko zawsze można oddać [i skazać je na łaskę i niełaskę polskiej służby zdrowia]
- „dała dupy to niech teraz poniesie konsekwencje” [niech powiedzą to w oczy zgwałconej kobiecie czy dziewczynce molestowanej przez ojca]
- człowiek staje się człowiekiem od momentu połączenia komórki męskiej i żeńskiej, a nawet wcześniej [ale dla jasności – przestaje nim być w momencie, kiedy staje się kobietą, która w dodatku chce sama decydować o swoim życiu]
- płód to odrębna jednostka i kobiecie wara od niego [skoro tak, to niech 2 tygodniowy płód spróbuje przeżyć poza ciałem kobiety]
Tak dla jasności, zawsze byłam przeciwko aborcji, a kiedy moja przyjaciółka stwierdziła, że nie dałaby rady urodzić chorego dziecka, byłam ciężko oburzona. Ale to właśnie fanatyzm, nienawiść i agresja prolajferów skutecznie sprowadziły mnie na „ciemną” stronę mocy. Mam dobrego męża, który będzie wspaniałym ojcem i nie powodzi nam się źle, ale do głowy by mi nie przyszło, by decydować za inne kobiety i zmuszać je do rodzenia wbrew ich woli. Jest tyle różnych, piekielnie złożonych i trudnych sytuacji, że nigdy nie wzięłabym odpowiedzialności za czyjąś krzywdę i rodzinną tragedię. Sama chylę czoła przed rodzicami, którzy podejmują codzienny trud i opiekują się swoim chorym dzieckiem. Chylę czoła przez kobietami, które zdecydowały się urodzić dziecko z gwałtu. Chylę czoła przed kobietami, które poświęciły własne życie, by mogło powstać nowe [vide śp. Agata Mróz]. Ale sama nie wiem, czy zdobyłabym się na taki heroizm w myśl zasady „tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”.
Zainteresowanym polecam relacje dwóch kobiet: P. Joanny Ławickiej współpracującej z osobami niepełnosprawnymi oraz P. Magdaleny Tarasiuk pt. „Wokanda”. Poruszające, bardzo życiowe wpisy opisujące prawdziwe doświadczenia, które nijak mają się do demagogii i obłudnej moralności prolajferów.
I mam nieodparte wrażenie, że ustawa zamiast chronić życie, przyniesie zupełnie odwrotny skutek. Kobiety można zmusić do urodzenia dziecka, ale nie do macierzyństwa, patrz – Katarzyna Waśniewska i dzieci w beczkach. Kobiety, które będą zdeterminowane, tuż po wykonaniu testu albo zamówią bilet do Czech, Niemiec [te zamożniejsze] albo będą szukały „domowych” przepisów na aborcję [osławiony wieszak, tabletki]. To kuriozum, że w dzisiejszych czasach powstaje ustawa, która kobiety traktuje jak potencjalne zbrodniarki, a jednocześnie sama popycha je do popełnienia czynów zagrażających zdrowiu i życiu. Wbrew pozorom, kobiety to nie marchewka do surówki – nie chcą się skrobać. Ale chcą żyć.
Co ciekawe, wszyscy boimy się fanatyzmu islamskiego i brzydzimy się tym, jak muzułmanie traktują swoje kobiety, choć jak na razie – to bezpośrednio nas nie dotyczy. Ale jednocześnie popieramy fanatyzm katolicki, który dzieje się na naszym własnym podwórku i ma na celu właśnie zgnębienie polskich kobiet i sprowadzenie ich do roli inkubatora. Jestem katoliczką, ale nie toleruję fanatyzmu pod żadną postacią. Tymczasem wystarczy przeczytać kilka komentarzy prolajferów by przekonać się, że zioną nienawiścią i najchętniej paliliby kobiety na stosie [oczywiście tuż po wyłuskaniu z nich dziecka].
[Pomijam fakt, że wywołanie tej gównoburzy mogło mieć na celu odwrócenie uwagi od innych planów rządu. Może to i podła manipulacja, ale projekt ustawy jest realny i są szanse, że w przyszłości Polska stanie się europejskim Salwadorem]