szakisz napisał/a:ruda102 napisał/a:Serio? Przymusowe rodzenie w sytuacji zagrożenia życia matki, ciężkiego uszkodzenia płodu lub ciąży z przestępstwa jako lek na problemy demograficzne? Śmiała teoria. Szkoda tylko, że ma się nijak do realiów - w takiej Francji aborcja na życzenie jest i wskaźnik dzietności prawie dwukrotnie wyższy niż w prorodzinnej Polsce. Dziwne te Francuzki.
Zaraz zaraz, w ustawie masz klarownie opisane kiedy aborcji można doknać więc takie gadanie że kobiecie nakazuje się urodzić dziecko z gwałtu czy "umrze nie umrze, ważne żeby urodziła" to pie*rzenie farmazonów. Jeżeli jest kilka osób w stanie krytycznym to lekarz ratuje tę, u której widzi większe szanse na przeżycie. Tak było zawsze, chociażby przy wypadkach. We Francji moja droga różnych rzeczy jest więcej, mają też zdecydowanie większy od Polski problem z imigrantami dokładnie z tych samych powodów, co znacznie wyższa liczba urodzeń 
To nie jest temat o imigrantach, więc zamknijmy ten offtop stwierdzeniem, że problem z imigrantami nie bierze się wyłącznie z socjalu - również z przyjmowania od lat (bo obecny kryzys to jest wybuch konsekwencji, na które Francja pracowała sobie latami) rzesz ludzi, których państwo nie umiało zagospodarować, z długiego tolerowania bytowania tych ludzi na absolutnym marginesie społeczeństwa i z fatalnej polityki deportacyjnej. Między innymi.
Natomiast socjal (i szeroko ujmowane udogodnienia od państwa związane z rodzicielstwem) + zupełnie inne podejście do "panien z brzuchem" + dostęp do antykoncepcji = mniej kobiet, dla których wiadomość o ciąży jest wyrokiem, czyli kobiet, które w naszym kraju są klientelą aborcyjnego podziemia. Nie bez powodu, w wielu krajach, w których aborcja jest w pełni legalna wskaźnik jej "użycia" jest niższy niż w krajach, gdzie teoretycznie dostęp do aborcji jest utrudniony lub niemożliwy. Chodzi o stworzenie jak najlepszych warunków do rodzenia z jednej strony i dostępu do metod ciąży zapobiegającym - bo wbrew temu, co czytam w tym wątku, większość kobiet nie ślini się z radości na myśl o usuwaniu ciąży.
Poza tym - co chyba dość oczywiste - moja wypowiedź nie dotyczy obecnej ustawy w stanie jej faktycznej realizacji. W rzeczywistości wciąż u nas przepisy sobie (czyli w dramatycznych sytuacjach dopuszczenie aborcji), a praktyka sobie (czyli z jednej strony wystawianie kobietom skierowania na aborcje bez tłumaczenia, jakie płód ma wady i traktowanie ich w sposób urągający człowieczeństwu - świetny artykuł o hospicjach perinatalnych w Newsweeku, jeden z niewielu sensownych w tej gazecie ostatnimi czasy - a z drugiej przeciąganie procedur tak długo, by zablokować drogę do aborcji osobom, którym prawo ją gwarantuje, jeśli taka jest ich decyzja).
Także gdyby obecna ustawa się utrzymała, jej realizacja była pełna i faktyczna, wiedza o płodności i odpowiedzialnym seksie upowszechniana, a dostęp do antykoncepcji prosty dla wszystkich, którzy jej chcą, to obecny stan prawny jest moim zdaniem znośnym kompromisem. Za to jakiekolwiek próby zaostrzania obecnych przepisów uważam za wprowadzenie rządu dusz.