Temat chyba przygasł, ale podnoszę, bo ciekawy i dla mnie aktualny i wiem, że mogłabym co poniektórym pomóc, odpowiedzieć na kilka pytań i uściślić parę rzeczy.
Parę dni temu drugi raz w życiu doświadczyłam takiego orgazmu pochwowego... zwanego też macicznym, albo ze strefy A / AFE (choć osobiście miałam wrażenie, że stymulacja płynie z całej pochwy, nie tylko z jej najdalszych zakątków). Dlatego mogę się podzielić wrażeniami "na gorąco".
No ale do rzeczy. Jeśli chodzi o samo przeżycie, to jest ono niesamowite, chyba nie do opisania. Uczucie gorącej, elektryzującej "energii" rozchodzącej się promieniście z brzucha na całe ciało, rozsadzającej je od środka. Uczucie, jakby się zaraz miało odpłynąć, eksplodować, zwariować, stracić kontrolę nad sobą... to uczucie, kiedy nie można powstrzymać krzyku, jęku, wbijania palców w jego plecy, kiedy ma się wrażenie przeżywania czegoś dogłębnie wstrząsającego, przyjemności graniczącej z bólem, czegoś nawet "niebezpiecznego"... takie przeżycie "na granicy", jedyne w swoim rodzaju, nie mające absolutnie nic wspólnego z przeżyciami z łechtaczki (rozkosznymi skurczami pochwy i dynamiką orgazmu podobnego do męskiego). Tutaj nie skurcze dają rozkosz, tylko te niesamowite, wewnętrzne elektryzujące "prądy" rozchodzące się po ciele.
Ten orgazm przyszedł sam z siebie, nie staraliśmy się o niego jakoś specjalnie, zwłaszcza że był poprzedzony orgazmem łechtaczkowym - później mój partner miał po prostu dokończyć we mnie, a tu taka miła niespodzianka
I drobne podsumowanko. Żeby przeżyć orgazm głęboki, pochwowy (a w zasadzie maciczny) - z moich obserwacji post factum - trzeba:
- być kobietą dość doświadczoną, lubiącą swoje ciało i otwartą na radosne przeżywanie seksu, kobietą najlepiej już po trzydziestce - chociaż kto wie, może niektórym jest to dane wcześniej ,
- kobieta musi czuć, że partner ją "wypełnia", "rozpiera" od środka - odpowiednio silne pobudzanie pochwy,
- bardzo duże podniecenie i wilgoć, bo pchnięcia muszą być naprawdę mocne i głębokie,
- położyć się na pleckach, nogi dość luźno (czyli "misjonarz"), koniecznie unieść lekko biodra (miednicę) do góry dla lepszej wewnętrznej stymulacji - nie próbowaliśmy jeszcze w innych pozycjach, ale następnym razem może się uda powiedzmy z nogami na jego szyi choć w takiej pozycji trochę jednak mnie boli, więc nie wiem.
Także proszę nie opowiadajcie takich rzeczy, że "orgazm to tylko z łechtaczki". Na ciele kobiety jest mnóstwo punktów, które mogą dać orgazm (poszukajcie w necie pod hasłem "rodzaje orgazmów"), a do tego każda z nas jest trochę inaczej ukształtowana, ma inny próg wrażliwości itp. Z facetami jest podobnie - też niektórzy mają tylko jedną jedyną strefę erogenną między nogami, a inni lubią pieszczoty na całym ciele czy w różnych "wybranych" punktach. Generalizacje ogólnie są do bani
Pozdrawiam i życzę Wam wszystkim przeżycia tego niesamowitego uniesienia Zastanawiam się tylko, na ile to jest bezpieczne dla zdrowia (gdzieś w necie wyczytałam, że dochodzi tu do stymulacji nie tylko macicy, ale i otrzewnej, a to już "brzmi groźnie" - w końcu to delikatna, wewnętrzna błona, bardzo ważna). Może to jest taka "bomba", którą powinno się sobie fundować nie za często
chyba muszę poszukać więcej info na ten temat.
Któraś z Was też przeżyła coś takiego? widziałam tu kilka wpisów, ale nie mam pewności, czy pisałyście o TYM orgaźmie, czy o "zwykłym" przedsionkowym czy z punktu G.
Jest jeszcze inny sposób. Kobieta pieści swoją łechtaczkę kiedy jest w niej partner. Na początku robimy na zmianę: chwilę kobieta pieści się sama, przestaje i potem partner chwilkę się w niej porusza. i tak kilka razy aż w końcu obydwoje nie wytrzymują, kobieta osiąga orgazm pochwowy a partner wiadomo. Trzeba trochę treningu, bo nie od razu może się udać, kobiety które nie pieszczą się przy partnerze mogą mieć problem, ale naprawdę warto się przełamać. Mnie się udało za drugim razem, mojemu mężczyźnie bardzo się podobało i niesamowicie podnieca go taka zabawa.
Żadna technika nie podziała jeżeli partner i partnerka wzajemnie sobie nie ufają. Orgazm zaczyna się w głowie a nie między nogami.
xyz2! Super opis... naprawdę mi się podobał. Kobiety mają coś takiego, że przeżywają orgazm bardzo głęboko, jakby duchowo. Pisała o tym Wisłocka -- jak taki duży facet ją pieścił, a potem odpłynęła, jakby się pod ziemię zapadała... ona też nie wierzyła w takie opisy.
Moja żona też miała kilka takich orgazmów, ale skąd one się biorą? Nie mam pojęcia... Co ciekawe kiedyś mi mówiła, że miała super orgazm, też mówiła o takich falach, o zapadaniu się, że to było zupełnie co innego niż zwykły orgazm... ale to zignorowałem. Dopiero jak przeczytałem u Wisłockiej, to sie jej pytałem i potwierdziła.
W zasadzie nie staramy się o takie przeżycia... Czy w ogóle da sie starać? Wg mnie problem leży w głowie, może jakimś rozluźnieniu, relaksie...? To jest chyba nieosiągalne... A może tylko kilka razy w życiu?
Nigdy nie mialam i zyje. Nic na sile.
hej;)
ja mam podobny problem.. nigdy nie mialam orgazmu pochwowego, ale za to łechtaczkowe- 'od ręki' z tymi nigdy nie mialam problemu. Z reguły przy każdym stosunku wydaje mi się, że jestem o krok od orgazmu ale nie wiem co wtedy robić, napiąc się? Jeśli tak to w jaki sposób? Dodam że przy orgazmach łechtaczkowych ZAWSZE muszę być napięta, inaczej nie da rady..
Mam ten sam problem, dlatego sie tu zalogowałam. Uprawiamy seks z chłopakiem we wszystkich możliwych pozycjach, czuje sie naprawde podniecona, ale jeszcze nigdy w życiu nie dostałam orgazmu, tylko łechtaczkowy, ale muszę mieć spięte mięśnie pośladków i z reszta nie zawsze jest osiągany ten orgazm.
Podobno kobieta musi się nauczyć doświadczać orgazmu pochwowego (o ile istnieje). Dla jednych przychodzi on łatwiej dla drugich jest rzadkością.
Sama mam z tym problem
Może pomóc libi gel. Jest to żel intymny, który zwiększa doznania Więcej się czuje i jest przyjemniej. Sama czuję jak mój facet jest w środku ale jak użyję tego żelu to czuję to podwójnie i jest o wiele lepiej Może warto byłoby czegoś takiego wypróbować?
Jeśli to nie pomoże to widzę tutaj dwie przyczyny:
facet ma małego penisa
są jakieś wady fizjologiczne i wypadaoby wybrać się do seksuologa
niekoniecznie to facet musi mieć małego, kobiety też mają różną budowę i przykładowo u mojego znajomego okazało się, że była to kwestia partnerki. sama długo uważałam historie o facecie, który "nie wie czy jest w środku" za mity, ale chyba by tego nie wymyślił, w dodatku widziałam wpisy, w których rzeczywiście kobiety skarżyły się na taki problem
Dokładnie. Każda kobieta odczuwa to inaczej.Dodam również od siebie,ze warto jest wypróbować pozycji, które mogą sprawić,że kobieta będzie w sobie bardziej go odczuwała.
Co do szerokości pochwy. Nie jest tak,że pochwa jest bardzo elastyczna? I tak samo seks wygląda z dziewicą a tak samo z kobietą która ma kilkoro dzieci? Moim zdaniem te całe gadanie o szerokości pochwy to jeden wielki mit.
Orgazm pochwowy to nic innego jak orgazm lechtaczkowy podczas penetracji. Prostymi slowy, jednoczenie pobudzana jest lechtaczka i penis w srodku. Mnie najbardziej sie podoba w naprostrzej pozycji - po Bozemu, niekiedy w tej pozycji zaplatuje nogi na nogi partnera, po prostu owijam na jego nogi. Kobiety moze nawet nie wiedza, ze go przezyly.
mi czasami ułatwiają osiągnięcie orgazmu 3-4 tabletki feminam libido. Biorę około godzinę przed seksem.
bardzo dobre są
A czy Wy też macie wrażenie, że jak nie ma tego elementu fizycznego, to reszta związku też się sypie? U mnie to się przekłada na wszystko – nawet rozmowy są bardziej oschłe.
Ja od zawsze mam tylko jeden orgazm, pochwowy. Nie znam innych. Nie lubię gry wstępnej, wolę od razu penetracje, nie lubie minetki, palców itp Orgazm mam tylko od penetracji.
Zazdroszczę dziewczyną które mają orgazmy łechtaczkowe. To wydaje się lepsze, łatwiej dojść z tego co czytam.
Ja od zawsze mam tylko jeden orgazm, pochwowy. Nie znam innych. Nie lubię gry wstępnej, wolę od razu penetracje, nie lubie minetki, palców itp Orgazm mam tylko od penetracji.
Zazdroszczę dziewczyną które mają orgazmy łechtaczkowe. To wydaje się lepsze, łatwiej dojść z tego co czytam.
Dotychczas uznawano, że długość życia wielorybów biskajskich wynosi między 70 a 80 lat. Opublikowane w czasopiśmie Science Advances badania wykazują jednak, że znacznie bliżej jest im do 100 lat, 10 proc. wielorybów żyje ponad 130 lat, a niektóre są w stanie dożywać nawet 150 lat.