rece i cycki opadaja. dzisiaj rano dzwonil do mnie czy chce z nim jechac na uczelnie (nigdy wczesniej nie dzwonil zeby zapytac), pojechalam bo balam sie ze autobusem sie spoznie, bo dosc pozno sobie wyszlam. nie zagadywalam, staralam sie odpowiadac na jego pytania z dystansem, ale nie tak, zeby poczul ze jestem obrazona czy zla. nie prowadzilam rozmowy, on caly czas wychodzil z tematami. na zajeciach dalej bylam "obojetna". na jednych zajeciach na miejscu na ktorym siedzi pan bezjajeczny (kolo mnie) siadl sobie inny kolega. zaraz dostalam smsa, ze o co chodzi i ze myslal, ze siedzimy razem. jadac autem powiedzial cos, ze ma jakies problemy, ze cos sie dzieje od jakiegos czasu, bla, bla, a gdy kolezanka zaczela wypytywac to nie chcial powiedziec. stwierdzil tylko, ze to nic zwiazanego z nami (mna i ta kolezanka). pozniej pojechalismy na kawe (we trojke), ale rozmowa jakos sie nie kleila, ogolnie to bylo troche dretwo. raz tylko gdy wyciagnelam telefon on sie zapytal "krecisz mnie?", a ja na to z usmiechem, ze "na to pytanie musisz sobie sam odpowiedziec czy cie krece
". zrobil jakas dziwna mine i nic nie powiedzial. jadac juz do domu, gdy kolezanka wysiadla pytal sie mnie co jestem dzisiaj jakas taka nieobecna. powiedzialam, ze jestem obecna, przeciez tutaj jestem. a on zaczal cos, ze "przeciez widac jak ktos jest nieswoj i ze o czym tak mysle, moze o tym ze jade do domu?" wtedy sobie pomyslalam "japierdoleczlowieku". ciagnal dalej, ze on jak ma jakies problemy to stara sie o tym nie myslec. powiedzialam, ze o tym w ogole nie mysle i staram sie nie myslec o niczym, ale to nie jest takie latwe. zaraz po tym temat sie skonczyl. przez droge przechodzilo dwoch kolesi i dwie laski, chlopaki sobie przeszli na druga strone drogi, a dziewczyny zostaly bo jechalo auto (my). bezjajeczny stwierdzil cos w stylu "te chlopaki to nie za bardzo sie przejeli dziewczynami", na co ja wypalilam, ze "jak zawsze". spojrzal na mnie dziwionym wzrokiem i tyle. pozniej on cos jeszcze zagadywal, chcialam zeby wysadzil mnie na przystanku, ale uparl sie, ze podwiezie mnie pod dom. jak wysiadalam to rzucil tylko, ze ugadamy sie jeszcze odnosnie niedzieli (wyjscia gdzies, o ktorym wspominalam kolezance, a ona powiedziala jemu, chociaz nie taki byl moj plan. chcialam wyjsc tylko z nia, no ale...)
podlego nastroju dzien drugi, ale wiem, ze dam rade. to prawie jak rzucanie palenia