Excop napisał/a:Proszę Państwa!
Spens obecnie jest w defensywie z widomych względów, ale podobnie jak my, nie zna wszystkich powodów, które stały za twardym postawieniem sprawy przez jego jeszcze żonę.
Według mnie, jeszcze przed "Oną", zdała sobie sprawę, że jest substytutem od zawsze.
Wątpię, żeby żona od początku miała świadomość tego, że jest tylko "zamiast", w przeciwnym razie, prawdopodobnie zrezygnowałaby z tego małżeństwa.
Żona okazała się kobietą konkretną i stanowczą. Gdy od jakiejś znajomej dowiedziała się o romansie męża (być może została jej podana mocno ubarwiona wersja, być może za sprawą onej), dopiero wtedy zaczęła kojarzyć fakty i zrozumiała, że od początku była właśnie substytutem, że została oszukana.
Excop napisał/a:Owa zdrada emocjonalna Spensa, to tylko ostatni kamyczek na szalce, przez który podjęła decyzję o odejściu.
Może i Spensowi zależy na niej, ale widocznie przez lata ona tego nie czuła. Teraz nabrała być może pewności, w jej rozumieniu rzecz jasna, złudnej jakości dotychczasowego pożycia?
Wielokrotnie osobom w podobnej sytuacji udzielane są tutaj rady; "zdystansuj się, ogranicz kontakt, zadbaj o siebie, potrzeba ci czasu".
I tak właśnie zachowuje się żona Spensa. Dlatego nie posądzam jej o manipulację, zemstę, czy brak miłości do męża. Myślę, że ona odkochuje się w nim i do tego potrzebny jest jej czas. To pewne, że jest jej ciężko, że niejednokrotnie płacze w poduszkę, ale gdy wreszcie odbuduje się psychicznie, wyleczy z miłości do męża, wtedy dojrzeje do złożenia wniosku o rozwód.
Osoby zdradzone, dające szansę swoim zdrajcom, albo kierują się desperacją, albo wiarą w miłość jak ich łączyła. Spens nie dostał szansy, bo widocznie żona uznała, że z jego strony nigdy nie było prawdziwej miłości i nie ma do czego wracać.
Widocznie zdecydowała się na niełatwe, samotne (tymczasem) macierzyństwo zamiast "złudnej jakości dotychczasowego pożycia".
Spens, wszystkie w/w okoliczności sprawiły, że trafiasz na mur. Znasz swoją żonę, kierując się rozumem i sercem usiłujesz przebić się przez ten mur, jednak tak jak Twoje serce nigdy nie biło zbyt mocno dla żony, tak nieskuteczne są Twoje zabiegi.
Nie poddawaj się łatwo, jednak oczywiste jest, że ta sytuacja nie może trwać wiecznie. Myślę, że prędzej, czy później dojdziesz/dojdziecie do finału i usłyszysz "wyrok" o którym zadecyduje żona.
Odradzam, żebyś to Ty sam zdecydował i powiedział "koniec" (no chyba, że Wasze "zawieszenie" będzie przedłużać się w nieskończoność, a Tobie faktycznie przestanie zależeć).
Nie jest także dobrym pomysłem, żebyś zaczął układać sobie życie, zanim formalnie nie rozwiedziecie się.