Wiesz Marajka, może to zabrzmi patetycznie co teraz powiem, ale czuję się tak jakby część mojej duszy odeszła. To była więź ciał owszem, ale przede wszystkim dusz. Wiesz jak to jest, kiedy myśli się to samo w tym samym momencie, ma się takie same pomysły w tym samym czasie, czasami wręcz telepatyczne porozumienie, dlatego pisałam że kogoś takiego w moim życiu już nie będzie, bo ja nie wierzę że takie coś może zdarzyć się więcej niż raz.
Czy to koniec miłości w moim życiu? Z pewnością nie, ale na razie potrzebuję przerwy od wszystkiego co nie jest normalnym codziennym życiem. Czy się z nim kiedyś jeszcze spotkam? Z pewnością. Na niektóre rzeczy przecież nie mam wpływu, ale mam wpływ na swoje akcje. To było bardzo bolesne a jednocześnie pouczające doświadczenie.
Ja go nadal kocham i nie chcę żeby pamięć o nim była negatywna. To że historia potoczyła się tak jak się potoczyła nie robi z niego złego człowieka, możecie sobie mówić co chcecie bo nie znacie szczegółów. To że ktoś nie może odejść od żony z pewnych względów nie robi z niego automatycznie potwora. Wiem na pewno że podjęłam dobrą decyzję i tego się trzymam, nie chcę być sekretem w czyimś życiu. Wiem że jak nie będę go widziała to miłość w końcu wygaśnie, pozostanie sentyment. Na razie nic nie planuję w swoim życiu, małymi kroczkami posuwam się do przodu, teraz ważny będzie każdy kolejny dzień.
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Nie uciekam z forum.
Ivy obawiam się, że ta "więź dusz" istnieje tylko w Twojej wyobraźni. Niepotrzebnie idealizujesz. Bardzo często w pewnych sytuacjach zdarza mi się myśleć, to samo co koleżankom będącym w moim towarzystwie...
Ivy, pewnie, ze nie ma co szukac niczego na sile, to nie o to chodzi.. Potrzebujesz teraz czasu i spokoju i kontaktu z soba sama, zanim bedziesz mogla znow aktywnie zwrocic sie w strone swiata. Z pewnoscia bylo to cos waznego w Twoim zyciu i caly Twoj system musi sie wewnetrznie na nowo posegregowac, przerobic to, co sie zdarzylo.
Jesli chodzi o "wiez dusz", mysle, ze rozumiem o co Ci chodzi.
Absolutnie nie chce tego negowac czy odejmowac temu wartosci, ale ja osobiscie tez jestem ostrozna z takimi okresleniami jak "wiez dusz" i mistyfikowaniem czy idealizowaniem ich. Zwlaszcza, ze to moze byc pozniej znaczna przeszkoda dla nowych mozliwosci i nowych partnerow, ktorzy beda ciagle porownywani do tego niedoscignionego idealu.
Co nie znaczy, ze nie bylo to czyms wyjatkowym.
Ale kazde doswiadczenie jest czyms wyjatkowym i unikalnym, nie bedzie go po raz drugi w naszym zyciu. Moze byc podobne, ale nie te same. I to tylko nasza wlasna ocena przypisuje temu wieksza lub mniejsza wartosc.
Jednak wiem z calkowita pewnoscia, ze sa ludzie, z ktorymi ma sie od razu wrazenie, ze jest jakies glebsze porozumienie niz z innymi. Nie widze w tym jednak ani nic dziwnego, ani nic wyjatkowego, co sie zdarza tylko raz w zyciu.
Pewnie, ze kazdy czlowiek jest inny i kazdy kontakt jest troche inny. I mimo to w tych glebszych kontaktach jest cos wspolnego, taka subtelna plaszczyzna porozumienia. Mozna na to swiadomie zwracac uwage, wtedy zaczyna sie to odrozniac.
Przynajmniej ja osobiscie mam takie znajomosci czy spotkania czesciej. Wynika to w sumie z dosc prostej przyczyny - mam wraz z doswiadczeniem zyciowym coraz mniej przypadkowych znajomosci, a coraz wiecej takich w kregach ludzi, ktorzy sa do mnie podobni, ktorzy maja podobne zainteresowania w kierunku rozwoju osobistego, a wiec tym samym podobna plaszczyzne zrozumienia i komunikacji, takze tej niewerbalnej. Szukam swiadomie takich kontaktow, wiec je czesciej znajduje.
W wielu rzeczach rozumiemy sie bez slow lub tylko po kilku slowach. Nie z kazdym, ale z dobra czescia tych ludzi. Takze i z takimi, z ktorymi utrzymuje tylko sporadyczne kontakty.
Wiem, ze gdybym szukala zwiazku, to bym go pewnie tez tam znalazla. Zreszta co ja pisze! Swoj obecny wlasnie tam znalazlam - nawet nie szukajac.
Kiedys, gdy mi sie taki glebszy kontakt zdarzyl, tez myslalam, ze to absolutny wyjatek. Dzis wiem, ze nie! Po prostu rozszerzylam swoja zdolnosc komunikacji i dopuszczania do siebie takiego kontaktu, ktory nie jest niczym innym, niz dopuszczeniem do siebie uczucia milosci bez koniecznosci wiazania sie z jakims czlowiekiem, i odtad zdarza mi sie to czesciej, z ludzmi, ktorzy tez to dopuszczaja.
Nie musisz w to wierzyc, ze bedziesz jeszcze mogla tak kochac innych ludzi, ale mozesz dopuscic taka mozliwosc. Kiedys, pozniej...teraz jest czas na zalobe.
Ivy,
masz rację, że nie wszystko wiemy i że w życiu rzadko jest czarne, albo białe.
Tylko, że nawet jeśli to jest szare, ale skutek jest taki, jakby było bardzo czarne,
to w sumie i tak nie ma, co się męczyć.
No dobra, złudzenia się skończyły, to teraz konkrety.
Co mam zrobić z rzeczami które mi podarował? Odesłać? Wyrzucić? Szkoda bo piękne. Może sprzedać na Allegro? Poczekać aż trochę się emocje uspokoją i wtedy zadecydować?
Proszę, poradźcie.
No dobra, złudzenia się skończyły, to teraz konkrety.
Co mam zrobić z rzeczami które mi podarował? Odesłać? Wyrzucić? Szkoda bo piękne. Może sprzedać na Allegro? Poczekać aż trochę się emocje uspokoją i wtedy zadecydować?
Proszę, poradźcie.
Ja bym zostawila.
Jak dostajesz upominek od przyjaciolki z ogolniaka, a potem wasze drogi sie rozchodza, to nie odsylasz prezentu- prawda?
Prezenty z zasady daje sie bezzwrotnie.( przynajmniej ja zawsze daje z mysla, ze do mnie nie wroca- niezaleznie od tego, jak potoczy sie relacja z obdarowanym)
Jesli ci doskwiera ich obecnosc( przywoluja wspomnienia) to zapakuj w karton w wcisnij na pawlacz- za rok, przed kolejnymi swietami zdecydujesz, czy chcesz z nimi mieszkac, czy nie.
Oddawanie prezentow, to afront.
Dzięki, to jest bardzo dobry pomysł :-)
Teraz sobie przypominam że moja własna córka tak zrobiła. Pudło do tej pory leży na strychu, już pięć lat.
Tak Ivy schowaj wszelkie prezenty, wspolne zdjecia i pamiatki. I napisz sobie scenariusz na nowe zycie. Moze podzielisz sie troche tez tym scenariuszem z nami? Na razie moze byc ciezko z realizacja, ale planowanie nowego szczesliwego zycia jest bardzo pomocne po rozstaniu. Napisz, w jakim miejscu (zawodowo, spolecznie, osobiscie itd.) chcesz byc za rok? Co chcesz zrez najblizszy rok przezyc, co osiagnac?
Tak Ivy schowaj wszelkie prezenty, wspolne zdjecia i pamiatki. I napisz sobie scenariusz na nowe zycie. Moze podzielisz sie troche tez tym scenariuszem z nami? Na razie moze byc ciezko z realizacja, ale planowanie nowego szczesliwego zycia jest bardzo pomocne po rozstaniu. Napisz, w jakim miejscu (zawodowo, spolecznie, osobiscie itd.) chcesz byc za rok? Co chcesz zrez najblizszy rok przezyc, co osiagnac?
Zanim odpowiem, muszę coś z siebie wyrzucić.
Byłam w potwornym błędzie. Siedem miesięcy karmiłam się czymś co okazało się nieprawdą. Okłamywałam sama siebie, nie wiem, być może rozumiałam jego słowa tak jak ja chciałam je słyszeć, nie tak jak on mi przekazywał. Ale jedno pamiętam wyraźnie - setki razy powtarzał mi że nie kocha żony, że nie okazuje jej uczuć których w nim nie ma. W piątek, kiedy zapytałam dlaczego w ogóle to zaczął, również powtórzył to jasno i wyraźnie - bo nie kochał żony, bo chciał to zakończyć, bo się chciał w końcu wyrwać.
Wczoraj (!) dostałam emaila. W skrócie - że on czuje że jesteśmy dla siebie stworzeni, ale nie może się wyrwać z małżeństwa i nie może wciąż krzywdzić dwóch osób które kocha (!) I że w tym momencie on widzi że jego pozostanie w małżeństwie jest mniej bolesne dla mnie i dla niej. Odpisałam tylko tyle że w końcu się przyznał że nigdy nie przestał jej kochać, a ja byłam tylko narzędziem do jej odzyskania. I co? seria krótkich emaili, że to nieprawda, że on bardzo mnie kocha, że nie ma wyboru, że wróci do mnie jak zakończy się jego małżeństwo, bla bla bla. W nocy wysłał mi smsa że kocha mnie najbardziej na świecie i że wysyła to wracając z pracy (!) po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu. Dzisiaj znowu email, z tym samym.
Uprzedzam, nie, nie odpisuję, nie odzywam się. Jak zobaczyłam ten email że on kocha żonę to mało się nie udusiłam, ścisnęło mi w gardle i nie mogłam oddychać, kilka szklanek zimnej wody pomogło. Kłamstwo, cały czas żyłam w kłamstwie. Kłamstwa nie jestem w stanie wybaczyć. W jednej chwili coś się we mnie kompletnie zamknęło. I tak skończyła się ta durna historia, z której morał jest jeden - nigdy nie zadawać się z kimś kto jest "tylko trochę rozwiedziony" albo w separacji. Szok jeszcze nie minął, to nie rozstanie było najgorsze jak się okazuje a poznanie prawdy.
No nic, musiałam to napisać. Teraz odpowiem renatce.
Na razie chcę odpocząć, bo mi już nawet koleżanki zaczęły mówić że źle wyglądam. A w przyszłym roku... chcę zrobić motorowe prawo jazdy i kupić sobie motor. Chcę dostać awans w pracy żeby mieć więcej pieniążków żeby w końcu pojechać na wymarzoną wyprawę do Indii. Chcę w końcu spotkać się z przyjaciółką którą znam tylko przez internet. Chcę pomalować i przemeblować dom. Chcę pomóc córce urządzić jej własne mieszkanie jak już je zdobędzie. Trochę tego jest, nie rozpędzam się więcej bo ani czasu ani pieniędzy nie wystarczy :-)
Małe sprostowanie.
Znałaś prawdę od dawna, wystarczy przeczytać posty w Twym wątku, tylko zdecydowałaś jej zaprzeczać. Chciałaś z nim spotkać się, by powiedzieć mu w oczy, że kończysz wasz romans i spotkałaś się. Dopuściłaś do siebie prawdę.
A on? Szkoda słów. Jaki był, taki i jest. Po co więc teraz dalej, bez znieczulenia, prowadzisz operację na otwartym sercu? Dlaczego nie wpisałaś jego adresu na czarną listę? Dlaczego czytasz jego mail'e? Tak bardzo chcesz się ukarać?
Wybacz sobie, warto.
Trafna uwaga Wielokropek. Zaprzeczałam tej prawdzie, nie chciałam w nią uwierzyć.
Dlaczego czytam jego emaile? A Ty byś naprawdę nie czytała? Nic co on pisze nie ma już dla mnie znaczenia. Poza tym, on dzisiaj kończy pracę i już nie będzie pisał bo z prywatnego konta się nie ośmieli, ona podgląda. Tak samo z telefonem. Wybaczę sobie, tylko musi minąć jakiś czas.
Nie. Gdybym zakończyła romans, gdybym uwierzyła w fakty, to nie czytałabym żadnych wiadomości od niego.
Twierdzisz (a ja nie mam podstaw, by nie wierzyć), że wiadomości od niego nie mają dla Ciebie żadnego znaczenia. Po co czytasz spam?
Żeby mieć satysfakcję. Bo chcę żeby skamlał i jęczał i chcę żeby go to bolało. I cieszę się że to robi. I chcę żeby ona się z nim rozwiodła i żeby został sam i żałował że mógł mieć złoty róg a ostał mu się jeno sznur.
A jak znam życie to będą żyli długo i szczęśliwie. Nic mi do tego, koniec to koniec. Oj, Wielokropek, daj mi chwilę na poradzenie sobie z tym :-)
Daję. A przynajmniej myślałam, że daję. Cóż... .
Niezmiennie trzymam kciuki.
Żeby mieć satysfakcję. Bo chcę żeby skamlał i jęczał i chcę żeby go to bolało. I cieszę się że to robi. I chcę żeby ona się z nim rozwiodła i żeby został sam i żałował że mógł mieć złoty róg a ostał mu się jeno sznur.
A jak znam życie to będą żyli długo i szczęśliwie. Nic mi do tego, koniec to koniec. Oj, Wielokropek, daj mi chwilę na poradzenie sobie z tym :-)
A ja jak znam życie to gdyby do tego doszło to poleciałabyś do niego w ciemno, bez hamulców.
Przykre.
Wydawało się, że trzeźwo oceniasz sytuację od początku, niestety..gość ustawił Cię w roli kochanki a Ty nadal masz nadzieję..
Niestety Edziak, nie masz racji. Ani z tym że mam nadzieję ani że oceniałam trzeźwo sytuację bo z tego co teraz widzę to nie. Wierzyłam w to co on mi mówił.
Poza tym, gdyby do "tego" doszło to ja już dawno będę ze swoim życiem gdzieś indziej. Wycięłam sobie tylko rok z życiorysu, to wszystko.
Oj...ivy.....
Chcesz jego ukarac, chcesz, zeby zalowal...
Chcesz siebie ukarac, za naiwnosc....
Pomysl sobie, jak on zostanie sam, to przygrucha sobie jakas inna pania...
( tymi samymi metodami, co ciebie)
A ty tym czasem wybaczysz sobie( madrze powiedziane)
Zachowasz w pamieci te wspomnienia, ktore warto...
A posmiejesz sie z tego co bylo naiwne i glupie..
Przestanie byc najwazniejsze uczucie ze jestes oszukana....
Im szybciej zaakceptujesz to, tym szybciej "ruszysz do przodu"
Pomysl tak:
On nie jest samotny, a jesli bedzie, to otrzasnie sie jak kaczka z wody, czasem wspomnie o tobie, ale nie " zatrzyma sie"
A ty bedziesz marnowac swoj czas na zlosc?
Pozwolisz sobie na to, zeby twoj blad zatrzymal cie na dlugo?
To tak, jak bys sie potknela, przewrocila, i lezala w pretensjach na kraweznik, na swoja niezdarnosc...i lezala i lezala i myslala, czy warto wstac?
Kraweznik nadal bedzie zdradliwy, a ty nic nie wymyslisz, bo nastepnym razem mozesz potknac sie na puszce po napoju....
Nie warto...
Moze sprobuj tak:
Napisz sobie wszystkiezale, wywal na pismie cala zlosc, daj sobieokreslony czas,
I odkresl to wszystko grubachna krecha, i nigdy do tego nie wracaj, nawet w myslach...
( jakis narod tak obchodzil zalobe, nie pamietam jaki, ale to do mnie przemawia)
Niestety Edziak, nie masz racji. Ani z tym że mam nadzieję ani że oceniałam trzeźwo sytuację bo z tego co teraz widzę to nie. Wierzyłam w to co on mi mówił.
Napisałam "Wydawało się, że trzeźwo oceniasz sytuację.."
Poza tym, gdyby do "tego" doszło to ja już dawno będę ze swoim życiem gdzieś indziej. Wycięłam sobie tylko rok z życiorysu, to wszystko.
Taki jest plan i dla własnego dobra się go trzymaj. Wcześniej też założenia miałaś inne a wyszło jak wyszło.
Powodzenia.
Oj...ivy.....
Chcesz jego ukarac, chcesz, zeby zalowal...
Chcesz siebie ukarac, za naiwnosc....Pomysl sobie, jak on zostanie sam, to przygrucha sobie jakas inna pania...
( tymi samymi metodami, co ciebie)A ty tym czasem wybaczysz sobie( madrze powiedziane)
Zachowasz w pamieci te wspomnienia, ktore warto...
A posmiejesz sie z tego co bylo naiwne i glupie..
Przestanie byc najwazniejsze uczucie ze jestes oszukana....Im szybciej zaakceptujesz to, tym szybciej "ruszysz do przodu"
Pomysl tak:
On nie jest samotny, a jesli bedzie, to otrzasnie sie jak kaczka z wody, czasem wspomnie o tobie, ale nie " zatrzyma sie"
A ty bedziesz marnowac swoj czas na zlosc?Pozwolisz sobie na to, zeby twoj blad zatrzymal cie na dlugo?
To tak, jak bys sie potknela, przewrocila, i lezala w pretensjach na kraweznik, na swoja niezdarnosc...i lezala i lezala i myslala, czy warto wstac?
Kraweznik nadal bedzie zdradliwy, a ty nic nie wymyslisz, bo nastepnym razem mozesz potknac sie na puszce po napoju....
Ależ Edziak, ja właśnie tak myślę. Nie chcę nikogo karać tak naprawdę. Chcę "zapomnieć". Nie obchodzi mnie tak naprawdę co on zrobi jak zostanie sam i czy zostanie sam czy z kimś. Jego już w moim życiu nie ma.
Wiesz, jest coś takiego jak "zranienie kobiety" i coś takiego jak "duma urażonej kobiety". Ta ostatnia jest straszna. Niektórzy panowie to potwierdzą. Stąd te moje słowa o tym że chcę żeby skamlał, chcę żeby poniósł karę, a tak naprawdę to ja chcę tylko jak najszybciej od tego wszystkiego uciec.
Ja nie zamierzam się nigdzie zatrzymywać. Potrzebuję chwilę czasu na ochłonięcie i to wszystko. Przemyśliwać nie mam co bo już wszystko nie raz przemyślałam.
Uczucie oszukania pewnie mi nie minie tak szybko, ale z tym już nic nie zrobię. Pewnie będę się bała zakochać przez jakiś czas ale to tez chyba normalne. Sama sobie zafundowałam tę traumę i sama przez to przejdę.
Ivy czytam to co on pisze do ciebie i włos mi się jeży na głowie. Bo zobacz: skoro postanowił wrócić do żony, ratować małżeństwo to powinien zachować choć odrobinę szczerości i zaprzestać kontaktu z tobą. Zawalczyć o dobre relacje z żoną, a nie meilować z kochanką i wyznawać jej miłość. Widzisz jaki to szmaciarz? Jak próbuje cię zatrzymać na wypadek gdyby z żoną nie wyszło?
Mogę to nazwać zwycięstwem. Bo ty już wiesz jaki to kłamca. Że to nie ty z tym oszustem będziesz próbować jakoś poskładać życie. Że u ciebie się te kłamstwa skończyły, a u jego żony są postawą w związku.
Ivy, on nie kocha nikogo oprócz siebie. Jego pseudo rozterki związane z krzywdzeniem, śmiało można między bajki włożyć. Kręci, lawiruje i sprzedaje Ci głodne kawałki, na wszelki wypadek, żebyś w ataku złości nie opowiedziała żonie, jak to on "ratuje" to ich małżeństwo. Dla niego nie liczy się nic i nikt oprócz własnej wygody. Męczennik od siedmiu boleści... Zdecydowanie powinien poszukać angażu w jakimś kabarecie. Nadaje się do tego jak mało kto.
Niech tylko znajdzie nową pracę... zaraz przygrucha sobie nową dupeczkę.Szczerze mówiąc, to po lekturze ostatnich Twoich wypowiedzi stwierdzam, że facet jest jeszcze gorszy, niż myślałam, że jest... Fuj.
Wybaczcie że wciąż to wałkuję.
Widzisz jaki to szmaciarz? Jak próbuje cię zatrzymać na wypadek gdyby z żoną nie wyszło?
Mogę to nazwać zwycięstwem. Bo ty już wiesz jaki to kłamca. Że to nie ty z tym oszustem będziesz próbować jakoś poskładać życie. Że u ciebie się te kłamstwa skończyły, a u jego żony są postawą w związku.
Wiesz co, pozwól że Ci zacytuję z pamięci fragment z ostatniego emaila.
"Bardzo Cię kocham ale sama powiedziałaś że nie mogę mieć Was obu, więc jaki właściwie miałem wybór?"
Widzisz, okazuje się że nie byłam nawet opcją. On przecież nie miał wyboru... To co to właściwie było??? Jezu, aż mi się rzygać chce jak sobie o tym pomyślę. Wczoraj wieczorem nic nie przełknęłam, myślałam że mi żołądek wywróci na drugą stronę.
Volver, Ty też masz rację. Fuj to bardzo łagodne określenie. Wciąż czuję się jak szmata, to "przejrzenie na oczy" mnie dobiło. Ale ja byłam głupia, to się w głowie nie mieści. Co ja tu wypisywałam wcześniej... Głupia, głupia, głupia!
Rzygaj, rzygaj - dosłownie. Nie zostawiaj tego w sobie.
Ivy, ale ja nie widzę podstaw do tego, żebyś to Ty czuła się jak szmata. Odpuść sobie. Inteligentni manipulanci uważnie obserwują i słuchają swoich "ofiar, aby pozyskaną w ten sposób wiedzę wykorzystać do zdobycia zaufania...
350 2015-12-03 14:06:23 Ostatnio edytowany przez horses (2015-12-03 14:24:13)
Ivy,
ale może sobie coś dopowiedziałaś, bo z tego, co on napisał to dał Ci jasną propozycję romansu.
Łącznie z tym, że od żony nie odejdzie, ewentualnie ona może odejść od niego i wtedy się zobaczy.
Nie zgodziłaś się na to, to drogi muszą się rozejść.
Dla jasności jesteś fajną kobietą, która nie chciała pełnić roli sekretnej kochanki i nie powinnaś siebie katować
złym samopoczuciem. Wiadomo, że swiadomośc, że to dupek, jest dla Ciebie przykra, ale na tym koniec.
Czytając jego słowa za zrozumieniem, to on nadal tą propozycję dla Ciebie podtrzymuje. Propozycję romansu.
Ivy,
ale może sobie coś dopowiedziałaś, bo z tego, co on napisał to dał Ci jasną propozycję romansu.
Łącznie z tym, że od żony nie odejdzie, ewentualnie ona może odejść od niego i wtedy się zobaczy.
Nie zgodziłaś się na to, to drogi muszą się rozejść.
...........
Czytając jego słowa za zrozumieniem, to on nadal tą propozycję dla Ciebie podtrzymuje. Propozycję romansu.
Ja sobie pewnie wiele rzeczy dopowiadywałam, on po prostu nigdy nie potrafił odpowiedzieć wprost. Jasne sygnały, które powinny mi dać do myślenia już dawniej, brałam za przejaw niezdecydowania spowodowany troską o było nie było osobę z którą spędził wiele lat. Nie rozumiałam tego bo mój eks też na początku się "troszczył" jak się załamałam po rozstaniu, do szpitala mnie woził i takie tam, myślałam że tak po prostu jest między osobami które się rozstają i pewnie gdzieś tam jest jakaś racja. No ale jak on mi mówił że oddała mu obrączkę i powiedziała że ma się do niej nie zbliżać, to jednak jej ją oddał "bo to jej". Jak mu się kazała wyprowadzać "do czwartku" to coś tam ważnego oczywiście wypadło i się nie wyprowadził. Mówiła mu że jak się ze mną jeszcze raz spotka to ma do niej już nigdy nie wracać, i co? Potajemne spotkania trwały jeszcze przez pięć miesięcy (a może nawet sześć), z tego cztery z seksem włącznie.
Cały czas twierdził że chce doprowadzić do tego żeby ona "zrozumiała że on jej już nie kocha i go zostawiła". No to co w związku z powyższym?
W każdym razie, nie mam już zamiaru tego rozkminiać, w dupie to mam wszystko. Co się stało to się nie odstanie i nie zmienię tego. Trochę mnie to zabiło ale nie do końca. Wiadomo, co nas nie zabije to nas wzmocni. Nie wiem w tej chwili czy to nie kolejna bzdura jakaś, bo jak posklejany wazon może być mocniejszy cały? Walczymy dalej. O siebie.
Mam nadzieję że może ktoś w podobnej sytuacji to przeczyta i da mu to do myślenia. Najgorsze jest że niestety, większość z nas nie słucha tylko uczy się na swoich błędach.
Na szczęście nie jesteś wazonem.
Teraz już wiesz, na co dałaś się nabrać, na jaki klawisz on nacisnął, że zareagowałaś tak, jak zareagowałaś. Wiesz też, dlaczego nie chciałaś zobaczyć rzeczywistości. To olbrzymia wiedza na swój temat.
Moja droga, jak ja Ciebie doskonale rozumiem byłam w podobnej sytuacji i wygrałam swoją cierpliwością, zrozumieniem i zdrowym rozsądkiem.
Po 23 latach odeszłam od męża (ze względu na jego zdradę). Zmieniłam miejsce zamieszkania, pracę, środowisko itd. Po roku w pracy poznałam mężczyznę młodszego o 15 lat! Spotykaliśmy najpierw w grupie znajomych podobnie jak Ty. Potem coraz więcej rozmawialiśmy ze sobą aż zaczęliśmy sami wychodzić na jakieś piwko, kolację itp. W końcu okazało się, że On też był z dziewczyną przez 8 lat, oświadczył się jej a Ona oznajmiła mu, że chyba wstąpi do zakonu i zostawiła go.
Był załamany i dlatego tak dobrze się rozumieliśmy. Nasza przyjaźń powoli przerodziła się w coś więcej. Minął ponad rok i nagle ktoś życzliwy powiedział jej o nas i Gwiazda się uaktywniła. Zaczęła nalegać na spotkanie. Początkowo byłam załamana, ale nie stawiałam żadnego ultimatum wręcz przeciwnie. Nigdy nie mówiłam o niej źle namawiałam go aby spotykał się z nią. Nawet doradzałam mu w kwestii prezentów dla niej. Latałam kupować bilety na koncert dla nich. Naturalnie nasza znajomość przeszła oczywiście na poziom przyjaźni i to ukrywanej przed nią bo była cholernie zazdrosna. Niemniej jednak On wiedział, że zawsze może na mnie liczyć. W końcu kiedy zażądała aby zmienił pracę aby mnie nie widywał postawiłam na jedną kartę. Obiecałam, że uruchomię swoje znajomości i pomogę znaleźć mu inną pracę ale On musi od niej zażądać, aby się do niego wprowadziła. I tu zaczął się problem bo Gwiazda nie była zainteresowana takim obrotem spraw i zaczęła się wycofywać. Trwało to ponad pół roku, wiele łez wylałam w samotności
W końcu On dostrzegł na kogo może zawsze liczyć i kto tak naprawdę jest dla niego ważny. Dlatego nie stawiaj ultimatum, tym bardziej że Ona ma na Niego duży wpływ. Bądź przy nim, wspieraj go. U Ciebie mam wrażenie, że o wiele szybciej wszystko się wyjaśni. Skoro możesz mu ufać to poczekaj na niego.Trzymam kciuki. Bądź cierpliwa to procentuje.
Pozdrawiam
Mir-lak, dziękuję Ci za wypowiedź ale sytuacja jest chyba inna. Nie można porównywać nawet ośmioletniego związku z osobami z trzydziestoletnim stażem małżeńskim, trójką dzieci i mnóstwem wspólnych spraw.
Poza tym chyba jednak nie doczytałaś wszystkiego. Nie będę przy nim, nie będę go wspierać, wszystko się już wyjaśniło i więcej do wyjaśniania nic nie ma. Cierpliwa to ja będę, owszem, w budowaniu sobie życia na nowo.
Pozdrawiam serdecznie.
Moja droga, jak ja Ciebie doskonale rozumiem byłam w podobnej sytuacji i wygrałam swoją cierpliwością, zrozumieniem i zdrowym rozsądkiem.
Po 23 latach odeszłam od męża (ze względu na jego zdradę). Zmieniłam miejsce zamieszkania, pracę, środowisko itd. Po roku w pracy poznałam mężczyznę młodszego o 15 lat! Spotykaliśmy najpierw w grupie znajomych podobnie jak Ty. Potem coraz więcej rozmawialiśmy ze sobą aż zaczęliśmy sami wychodzić na jakieś piwko, kolację itp. W końcu okazało się, że On też był z dziewczyną przez 8 lat, oświadczył się jej a Ona oznajmiła mu, że chyba wstąpi do zakonu i zostawiła go.
Był załamany i dlatego tak dobrze się rozumieliśmy. Nasza przyjaźń powoli przerodziła się w coś więcej. Minął ponad rok i nagle ktoś życzliwy powiedział jej o nas i Gwiazda się uaktywniła. Zaczęła nalegać na spotkanie. Początkowo byłam załamana, ale nie stawiałam żadnego ultimatum wręcz przeciwnie. Nigdy nie mówiłam o niej źle namawiałam go aby spotykał się z nią. Nawet doradzałam mu w kwestii prezentów dla niej. Latałam kupować bilety na koncert dla nich. Naturalnie nasza znajomość przeszła oczywiście na poziom przyjaźni i to ukrywanej przed nią bo była cholernie zazdrosna. Niemniej jednak On wiedział, że zawsze może na mnie liczyć. W końcu kiedy zażądała aby zmienił pracę aby mnie nie widywał postawiłam na jedną kartę. Obiecałam, że uruchomię swoje znajomości i pomogę znaleźć mu inną pracę ale On musi od niej zażądać, aby się do niego wprowadziła. I tu zaczął się problem bo Gwiazda nie była zainteresowana takim obrotem spraw i zaczęła się wycofywać. Trwało to ponad pół roku, wiele łez wylałam w samotności
W końcu On dostrzegł na kogo może zawsze liczyć i kto tak naprawdę jest dla niego ważny. Dlatego nie stawiaj ultimatum, tym bardziej że Ona ma na Niego duży wpływ. Bądź przy nim, wspieraj go. U Ciebie mam wrażenie, że o wiele szybciej wszystko się wyjaśni. Skoro możesz mu ufać to poczekaj na niego.Trzymam kciuki. Bądź cierpliwa to procentuje.
Pozdrawiam
Mir-lak, chyba wkleiłaś tego samego posta :-)
Przepraszam wszystkich za powielenie posta Sorki:) Wybaczcie proszę
Ale to straszne co zrobiłaś! Ja tu zaglądam, wpadam jak po ogień bo ktoś coś napisał a tu... dubel :-))
No dobra, wybaczamy ;-)
359 2015-12-05 00:45:49 Ostatnio edytowany przez Marajka (2015-12-05 00:49:01)
Ivy, ja uwazam, ze otwieranie oczu i utrata iluzji to cenna nauka.
Lepiej isc przez zycie, widzac rzeczywistosc, bo to zapobiega rozczarowaniom, ktore nie sa niczym innym, niz utrata iluzji.
Chyba musialas w swoim zyciu czesciej miec iluzje, tylko moze tego nawet nie zauwazalas. Tego uczymy sie na przyklad juz jako dzieci, gdy to, co widzimy i czujemy nie bardzo zgadza sie z tym, co jest nam opowiadane. Jako dzieci chcemy, musimy wierzyc tym, ktorych kochamy i od ktorych jestesmy zalezni.
Komu jeszcze w swoim zyciu wierzylas, choc bylo to oszustwo?
Jak juz sprzatac, to gruntownie.
Co do rozbitego wazonika...... a moze tak wziac po prostu cos innego jako porownanie? Taki diament na przyklad musi byc poddawany brutalnemu naciskowi, zeby zostal diamentem. Ale pozniej jest jednym z najtrwalszych materialow.
Poza tam mozna sile jeszcze inaczej rozumiec.
Kiedys uslyszalam madre zdanie, ktore sobie zapamietalam: tylko ten, kto jest silny, moze pozwolic sobie na slabosc.
Albo jeszcze cos innego - silna wichura lamie tez i potezne drzewa, ale zazwyczaj nie lamie zdzbla trawy, bo ta jest na tyle gietka, ze poddaje sie podmuchom wiatru, a potem sie znow prostuje...
Wszystko zalezy od tego, jak chcesz siebie widziec.
Marajka, wydaje mi się że połowa mojego małżeństwa to była iluzja. Ale to już przeszłość nad którą przeszłam do porządku dziennego. Diament powiadasz... Do diamentu to chyba jeszcze daleka droga, a ja sama nie wiem czy chcę być jeszcze "obrabiana". Chyba bliżej mi do tej trawy, ale trawą też być nie chcę, nie chcę by byle co mnie podłamywało.
Stan dzisiejszy jest taki że czuję olbrzymie rozczarowanie, ale wiem że do nikogo mieć pretensji nie mogę tylko sama do siebie. Sama sobie zbudowałam ten zamek na piasku. Na tę chwilę moje serce jest zamknięte, nie wyobrażam sobie że mogę do siebie kogoś dopuścić. Nie uważam że to jest źle, po prostu kolejne cenne doświadczenie, coś przez co trzeba przebrnąć. Nie zarzekam się że "nigdy", że "zawsze". Po prostu teraz żyję dla siebie i dla rodziny. W sumie to jeszcze jestem młoda, patrząc na statystyki życia to zostało mi co najmniej tyle samo ile już przeżyłam, czyli jeszcze długa droga. Będzie czas na to żeby coś się działo.
Witaj IVY 71 ,
Wybacz ,że dopiero teraz odpisuję. Niestety nie jestem wstanie przeczytac wszystkich wypowiedzi. Wiem jedno, ze pewnie podobnie jak ja czujesz wielki ból i zawód na kimś kto wydawał Ci się najlepszym przyjacielem,.
Doskonale wiem jak to boli...Jeszcze poboli. Ja próbowałam to zakończyc wiążąc się z innym. Nie wyszlo, bo tak płakał tak skomlał. Ale jak dałam my ultimatum od razu odpowiedział ze nie zostawi swej rodziny. Tak naprawdę nie czuję już żalu. Jedynie do siebie. Dałam się mamić słówkami, jego miłością do mnie i ufałam bezgranicznie.Skończyłam na lekach antydepresyjnych tak to bolało.:(
Teraz dopiero od miesiąca tak naprawdę nie mam z nim kontaktu( mimo ze dwa lata temu niby był koniec).
Ale wierze ze zmiana pracy, znajomych o wszystkiego powoli pozwoli mi zapomniec.
Rozumiem Twój ból.Jedyna rade.Odciąc się całkowicie i próbować zapomniec.Doskonale wiem jak innym łatwo się mówi , a my i tak swoje w głowie mamy.
Powoli jednak wstaje...powoli. Mimo ze nadal tęsknie za nim.POwoli zaczynam myśleć , ze to przeszłość. Mam tylko nadzieje, ze on da mi już spokój.
Trzymaj się i dbaj o siebie.Jesteś dla siebie najważniejsza i o tym nie zapominaj:)
pozdrawiam
K
362 2015-12-26 23:18:53 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2015-12-26 23:20:12)
Wybaczcie że wracam to tematu, po prostu święta się kończą, a ja dopiero dzisiaj zobaczyłam powyższy wpis ona81. Dlaczego piszę nie wiem, pewnie po to żeby się wygadać.
Minął miesiąc kiedy rozmawialiśmy ostatni raz. Dwa tygodnie temu wyjechał ze swoją żoną w odwiedziny do syna na drugi koniec świata, w swoją podróż życia. Zanim wyjechał był u mnie, ale zostawil tylko prezent na schodach przed domem, a ja patrzyłam przez okno z ukrycia jak odjeżdża. Potem, już z lotniska, wysłał mi smsa pisząc że to ostatni przez jakiś czas, złożył mi życzenia świąteczne i urodzinowe (oboje mamy urodziny w tym samym dniu) że czeka na to kiedy mnie zobaczy w nowym roku i że mnie kocha. Domyślam się że pisał to ukradkiem gdzieś w kiblu.
W dniu urodzin dostałam smsa z życzeniami urodzinowymi.
Wczoraj dostałam smsa z życzeniami świątecznymi.
Ona80 zrozumie o czym piszę. Mimo upływu czasu nie potrafię przestać o nim myśleć. Nie potrafię zapomnieć, ale sami wiecie że nie da się zapomnieć. Próbuję się odciąć, za każdym razem kiedy łapię się że myślę o nim staram się odsunąć te myśli i myśleć o czymś innym. Udaje się... na chwilę. Te pieprzone smsy nie ułatwiają sprawy.
Słuchajcie, ja naprawdę wiem że to koniec, ja nie chcę do tego wracać, ja nie potrafię wybaczyć odrzucenia. Co wcale nie sprawia że jest mi lepiej. Jest po prostu do dupy. Gorszych świąt nie mogłam sobie zamarzyć. Wiecie, pamiętam jak w poprzednią noc sylwestrową każdy myślał jakieś życzenia, a ja pomyślałam że chciałabym się zakochać. Ironią losu, oczywiście cholerne życzenie się spełniło! I co, mam przeklinać los? Sama siebie? Jego? Zakochałam się, tą cholerną niemożliwą do spełnienia miłością a teraz wszystkie czary chcę skierować w drugą stronę - chcę się odkochać i zająć tylko i wyłącznie sobą. Nie chcę się ponownie zakochać, nie chcę nikogo spotkać na swojej drodze, chcę być sama, chcę się nauczyć być szczęśliwa sama ze sobą, bo to co gadam teraz to tylko pobożne życzenia. Chcę przestać siebie okłamywać w końcu.
Czy chciałabym cofnąć czas? Nie wiem, pewnie wciąż chciałabym żeby wszystko potoczyło się inaczej...
Nie czytam już wcześniejszych wpisów w tym temacie, ale pamiętam jak przestrzegałyście mnie przed tym jak to się dla mnie skończy, a ja nie wierzyłam.
Cóż, człowiek uczy się na błędach, dlatego moja przestroga dla tych kolejnych naiwnych - proszę uczcie się na cudzych błędach bo na własnych boli o wiele bardziej.
363 2015-12-26 23:58:18 Ostatnio edytowany przez rojka (2015-12-27 00:03:45)
Na cudzych błędach niczego się człowiek nie nauczy. Może przyjąć do wiadomości lub nie.
Każy musi poczuć tą naukę na własnej skórze, dojść sam do momentu kiedy powie dość bólowi ,dopiero wtedy zaczyna żyć z własnymi doświadczeniami i albo z nich skorzysta i nie będzie powtarzał tego co go doprowadza do bólu albo uparcie będzie sam się katował.
Jeżeli teraz największym problemem są wiadomości od niego to zmień nr telefonu i nie podawaj jemu.
Niby takie proste ale można znaleźć tysiąc powodów żeby tego nie zrobić albo chwilę słabości,żeby jemu podać ten nowy.
Ivy 71
Witaj moja droga,
Wydaje mi się , ze rozumiem Cię lepiej niz myślisz.
Ciągle myślenie o nim aż mnie wkurza. Chce zacząc życ i zapomnieć, ale nie umiem. Święta i sylwestra przeżyłam. On nie złożył mi nawet życzeń.
Ale to była konsekwencja naszego ostatniego spotkania.Wtedy krzyczałam i płakałam całkowicie jak histeryczka, ze nie dam rady dłużej ciągnąc niby przyjaźni bo tak miało niby być.Nie da się przyjaźnić po tym co nas łączyło. Wiedziałam, ze ten kontakt telefoniczny nie pozwala mi zapomnieć i mnie niszczy całkowicie.
Dlatego poprosiłam by się nie odzywał. Strasznie bolało, ze nawet życzeń nie złożył. Ale sama chciałam.Bo złożenie życzeń przez niego by mnie bolało , a nie złożenie też bolało . I cóż powiedzieć. tak źle i tak nie dobrze.
Wiem jednak , ze odkad nie mam z nim kontaktu zaczynam powoli mówić sobie, ze tak musiało być i ze czas żyć dla siebie i i się w końcu poskładać do kupy.
Ze ten związek był zły dla mnie i mnei niszczył.Nie sądze bym się zakochała w najblizszym czasie. Rany które noszę w sercu są wielkie i potrzebny mi czas by zapomnieć. Najlepiej byłoby gdybym zmieniła miejsce zamieszkania i miejscowość. Wtedy nie bałabym sie ze gdzies go spotkam.
Wg mnie Ivy powinnas powiedziec mu stanowczo ze ma dac Tobie spokój. Inaczej nie zapomnisz .Ja musze jeszcze sobie wybaczyc...A to gorsza sprawa.
Życze Tobie siły ...I wiary , że się poukłąda wszystko...
Pozdrawiam
K
Rojka, nie mogę zmienić numeru telefonu bo mam firmowy. Wiem, mogę go zablokować. Pożyjemy zobaczymy.
Na razie to on ze swoją żonką się wczasują w tropikach. I pewnie jeszcze kilka tygodni tam pobędą. On z tych tropików mi te wszystkie smsy wysyłał. Nie wiem co będzie jak wrócą, staram się o tym nie myśleć choć mam kilka scenariuszy zaplanowanych w razie gdyby chciał się skontaktować. A raczej jeden scenariusz, na wypadek gdyby, mam zamiar mu powiedzieć żeby się więcej nie kontaktował a jak by próbował to zagrożę że jak nie przestanie to powiem jego żonie i ona już będzie wiedziała co z nim zrobić. Niestety, nic więcej chyba nie mogę zrobić, poza totalną wyprowadzką ale czy warto? Myślę że dam sobie radę, małymi kroczkami idę do przodu.
Ona80 - oczywiście nie ma dnia żebym o nim nie myślała. Ale z tym też nic nie zrobię, po prostu emocje muszą wybrzmieć. Myślę, a nawet jestem przekonana że spotkanie kogoś, wejście w nowy związek pomogłoby mi przejść przez to szybciej ale wtedy skrzywdziłabym tą drugą osobę bo nie jestem w stanie się teraz angażować. Mam bardzo dużo rzeczy zaplanowanych dla zapełnienia czasu, jednak nic na siłę, powoli, jedną rzecz na raz a jak się nie uda to poczeka. Poczucie krzywdy i bycia oszukaną jeszcze mnie boli ale teraz jakby z innej strony zaczynam na to wszystko patrzeć, widzę że więcej w tym wszystkim było mojego zaangażowania i moich oczekiwań niż jego obietnic. Jeszcze raz powtórzę i zdania nie zmienię, to byłby dla mnie partner idealny gdyby był wolny, kochałam go i nie zamierzam go teraz opluwać. Stało się co się stać miało, nie powinnam się angażować od samego początku, oboje byliśmy niedoświadczeni w podobnych sprawach. Przeżyłam z nim trochę wspaniałych chwil i będą one zawsze bliskie memu sercu, ale idę do przodu bo jestem jeszcze młoda i mam życie do przeżycia.
I dobrze ,że jest daleko.
Nie odpisuj,nie daj się wciągnąć w ponowny kontakt z nim.
Taka jest moja rada.
Nie musisz gościa opluwać, ani robić z niego najgorszego łajdaka.
Tobie to nic nie da. Jedyne wyjście, to zablokować go.na komunikatorach.
Wahasz się jeszcze, ale to nieuniknione, byś przestała myśleć o tak bliskiej niegdyś, a dziś zniweczonej wizji wspólnej przyszłości
Nie ma innego wytłumaczenia dla jego postępowania niż przyjęcie, że tamta kobieta jest dla niego ważniejsza od Ciebie. Podawane przez niego powody powrotu do żony to nic innego, jak to, czego się obawiasz Ty, gdybyś zastosowała "plaster" w postaci innego mężczyzny.
Mozliwe, że poczucie winy kaze mu wciąż zawracać Ci dupę. I nie zdaje sobie sprawy, że robi tym większą krzywdę, niż porzucenie Cię dla "skruszonej" żony.
Według mnie, powinnaś dać mu jasno do zrozumienia, że powrotu do Ciebie nie ma i nie życzysz sobie dalszych kontaktów.
Ivy, ja bym mu kazala przestac sie z Toba kontaktowac. Ty nadal ciagniesz opium z tych jego sms-ow i probujesz lagodzic tym swoj bol. Tylko narkotyk nie jest lekarstwem, a Ty musisz sie leczyc, zamiast znieczulac, bo chodzi o Twoja zdolnosc do kochania, o Twoje zycie. Jesli zamkniesz sie kompletnie, bo facet jeszcze latami bedzie Cie zwodzil, to zrobisz sobie samej tylko niedzwiedzia przysluge.
Powinnas chyba zrobic tak, jak napisalas - zagrozic mu, ze powiesz jego zonie, jesli nadal bedzie Ci przesylal zapewnienia o milosci.
Co to za facet? Postaw sie w sytuacji jego zony. Oboje sa w sumie siebie warci. Ona nie chce widziec prawdziwej sytuacji, a on ja oszukuje.
Przeciez on tak naprawde nie jest ani z nia ani z Toba zaangazowany.
I Ty nazywasz go idealnym dla siebie? Naprawde uwazasz za idealnego faceta, ktory sprawia bol kazdej z Was, bo nie potrafi sobie poradzic sam z soba?
Dobre chwile mozesz zachowac w pamieci, nie musisz go obrzucac blotem, ale przestan tworzyc ta bajke wokol jego osoby i spojrz na to realistycznie, bo inaczej sama sobie stwarzasz ta wieczna tesknote, kreujac go na nieosiagalnego krolewicza z bajki.
Jesli musisz o nim myslec, to mysl realnie, o tym, jak jest tu i teraz, w tej chwili, a nie jak Ci sie wydaje, ze mogloby byc.
Spojrz na swoje wlasne tendencje kreowania tesknoty za nieosiagalna miloscia. W ten sposob masz szanse spedzic nieszczesliwie reszte swojego zycia, goniac za utopia. Zaden nastepny kandydat nie bedzie mial szans, bo bedzie porownywany do tego "idealu", ktory nim bylby, gdyby nie jakies wredne babsko zwane jego zona, ktore stalo na drodze do zakonczenia bajki "i zyli dlugo i szczesliwie....".
I racja - milosc mozna znalezc tylko w sobie. A jak sie ja juz znajdzie, to wtedy przestaje sie tesknic, bo sie ja ma. Niezalezna od jakiegokolwiek innej osoby. Wtedy partner moze byc zewnetrznym wzbogaceniem i nie musi pelnic roli zapychacza wlasnych brakow.
Nie uciekaj przed bolem, to tylko przedluza sprawe. Czuj go, tylko nie wiaz tego z tesknymi wzdychaniami. Mozesz po prostu czuc bol, obserwowac przy tym swoj oddech i odczucia w ciele, zeby zostac w chwili obecnej, zajmujac tym umysl, zamiast pozwalac uciekac myslom do tych nierealnych tesknot. I popatrz wtedy, czym naprawde jest ten bol i co sie z nim dzieje, gdy to stosujesz. Prawdopodobnie nie da sie go wcale dokladnie obejrzec. Zazwyczaj, gdy chce sie dokladniej przyjrzec jakiej emocji, to dosc szybko zaczyna sie ona ulatniac. Bo emocje to glownie odczucia w ciele i mysli, ktore sa z nimi zwiazane, a to jest ulotne. Im czesciej i konsekwentniej sie to robi, tym szybciej sie to zmienia. To kwestia treningu. To dlatego tez emocje zanikaja z czasem - bo umysl z czasem zajmuje sie innymi rzeczami i nie przywoluje juz ciagle myslami tych cielesnych odczuc z nimi zwiazanych.
Jesli robi sie to swiadomie, to proces jest znacznie szybszy.
Tak jak mówicie, żadnego kontaktu nie będzie. Z komunikatorami nie ma problemu, już żonka dawno zadbała żeby mnie osobiście zablokował. Pozostał tylko telefon bo zapisał mnie pod imieniem jakiegoś faceta. Ale to już przeszłość, nie chcę do tego wracać. To że go teraz nie ma to jest bardzo bardzo dobrze, a ja widzę sama po sobie że powoli wracam do życia. Owszem, jeszcze myślę, obawiam się jeszcze trochę co będzie jak na przykład on wróci i powie że odszedł od żony, bo chce być ze mną. Ale prawie natychmiast sama sobie mówię "nie, tak nie będzie, on się z nią nie rozstanie a ty przestań sobie wymyślać".
W tej chwili, jak to napisałam, dotarło do mnie że ja ciągle jeszcze jestem ułomna pod tym względem, bo gdyby rzeczywiście tak się stało że on by od niej odszedł to ja nie byłabym chyba w stanie powiedzieć mu: nie chcę Cię już, nie chciałeś mnie, odrzuciłeś moją miłość to teraz spadaj. A tego od siebie samej oczekuję - tego że gdyby faktycznie doszło do takiej sytuacji to ja bez emocji i wyrzutów sumienia potrafiłabym powiedzieć: nie. Jeszcze jestem uzależniona emocjonalnie, dlatego staram się samą siebie przekonać że on od niej nie odejdzie, przecież taka jest prawda którą ja wciąż gdzieś w głębi serca nieświadomie odrzucam.
Minie jeszcze ponad miesiąc zanim on wróci, nie wiem nawet dokładnie kiedy wraca, ale wydaje mi się że im później tym lepiej dla mnie bo to daje mi czas na poukładanie tego wszystkiego i powrót do równowagi.
Wczoraj na przykład byłam w kinie z kolegą, było super, może dlatego że jako zadeklarowany singiel nie okazywał jakiegoś ponadprzeciętnego zainteresowania mną jako kobietą i dobrze bo gdyby tylko chciał się zbliżyć to czułabym się niekomfortowo. Nie wiem, może tego mi właśnie trzeba, męsko-damskiej przyjaźni bez przekraczania granic. Nie wiem czy to możliwe, wszystko jest jeszcze do odkrycia :-)
Tak jak mówicie, żadnego kontaktu nie będzie. Z komunikatorami nie ma problemu, już żonka dawno zadbała żeby mnie osobiście zablokował. Pozostał tylko telefon bo zapisał mnie pod imieniem jakiegoś faceta. Ale to już przeszłość, nie chcę do tego wracać. To że go teraz nie ma to jest bardzo bardzo dobrze, a ja widzę sama po sobie że powoli wracam do życia. Owszem, jeszcze myślę, obawiam się jeszcze trochę co będzie jak na przykład on wróci i powie że odszedł od żony, bo chce być ze mną. Ale prawie natychmiast sama sobie mówię "nie, tak nie będzie, on się z nią nie rozstanie a ty przestań sobie wymyślać".
W tej chwili, jak to napisałam, dotarło do mnie że ja ciągle jeszcze jestem ułomna pod tym względem, bo gdyby rzeczywiście tak się stało że on by od niej odszedł to ja nie byłabym chyba w stanie powiedzieć mu: nie chcę Cię już, nie chciałeś mnie, odrzuciłeś moją miłość to teraz spadaj. A tego od siebie samej oczekuję - tego że gdyby faktycznie doszło do takiej sytuacji to ja bez emocji i wyrzutów sumienia potrafiłabym powiedzieć: nie. Jeszcze jestem uzależniona emocjonalnie, dlatego staram się samą siebie przekonać że on od niej nie odejdzie, przecież taka jest prawda którą ja wciąż gdzieś w głębi serca nieświadomie odrzucam.
Minie jeszcze ponad miesiąc zanim on wróci, nie wiem nawet dokładnie kiedy wraca, ale wydaje mi się że im później tym lepiej dla mnie bo to daje mi czas na poukładanie tego wszystkiego i powrót do równowagi.
Wczoraj na przykład byłam w kinie z kolegą, było super, może dlatego że jako zadeklarowany singiel nie okazywał jakiegoś ponadprzeciętnego zainteresowania mną jako kobietą i dobrze bo gdyby tylko chciał się zbliżyć to czułabym się niekomfortowo. Nie wiem, może tego mi właśnie trzeba, męsko-damskiej przyjaźni bez przekraczania granic. Nie wiem czy to możliwe, wszystko jest jeszcze do odkrycia :-)
No tak. Chciałby mieć Was obie. I żonę i w sumie kochankę, która miała prawo oczekiwać z opisanych na początku okoliczności, że zostanie jedyną towarzyszką życia.
Pomyśl w tych kategoriach. Wówczas przeważy przeświadczenie, że gość jest chwiejny i nigdy nie miałabyś pewności, że znów może mu się odwidzić.
Nie wierzę, że kobieta, która dała się regularnie posuwać innemu i w okresie zakochania w następcy męża kładła lagę na uczucia i wyobraźnię ślubnego, mogła - nawet używając argumentów podanych Autorce przez jej ideał, skłonić go do powrotu.
On tego chciał. I dotąd, Ivy, póki tego nie zrozumiesz, będziesz się miotać między nadzieją i wolą zamknięcia tego etapu Twojego życia.
(...) obawiam się jeszcze trochę co będzie jak na przykład on wróci i powie że odszedł od żony, bo chce być ze mną. (...)
gdyby rzeczywiście tak się stało że on by od niej odszedł to ja nie byłabym chyba w stanie powiedzieć mu: nie chcę Cię już, nie chciałeś mnie, odrzuciłeś moją miłość to teraz spadaj. (...)
Te zdanie mówią wszystko.
372 2016-01-07 13:00:55 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2016-01-07 13:06:24)
Ależ oczywiście Excop, że on tego chciał. Być może, a nawet zupełnie prawdopodobnie jak już gdzieś wcześniej pisałam, miałam być narzędziem do odzyskania żony i zakończyło się sukcesem. Brakowało mu czegoś co ja mu może dałam, dowartościował się, może dzięki temu zaczęli nawet normalnie rozmawiać. Zrozum natomiast że to jest rozdział zamknięty mojego życia, a moje rozterki wynikają z tego że się zakochałam, bo jaka jest rzeczywistość to ja już teraz doskonale wiem. Jeśli piszę że się obawiam że on odejdzie od żony i wróci do mnie to nie dlatego że mam jakąś nadzieję na jego powrót tylko dlatego że ja nie chcę żeby on od niej odchodził. Nie chcę żeby się ze mną kontaktował, nie chcę go widywać, nie chcę o nim słyszeć. Ich problemy mnie już nie interesują, nie myślę co oni tam teraz ze sobą robią, nie rozważam co by było gdyby. Ale rzeczywistość jest jaka jest, mamy wspólnych znajomych i siłą rzeczy jeszcze o nim usłyszę i na to się muszę przygotować. Więc nie pisz mi proszę tego co już przewałkowano dokładnie na tych stronach, ja to wszystko rozumiem, wszystko do mnie już dotarło. To co tu piszę to moja osobista walka z samą sobą o samą siebie, bo ja, pomimo że tamten związek będę zawsze miło wspominać, nie chcę już do tego wracać, było i minęło.
Wielokropek, wiem jak to wygląda i na tym polega walka w mojej głowie. Jeszcze teraz bałabym się stanąć z nim oko w oko w takiej sytuacji, ale nie chcę jej dlatego też nie chcę dopuścić do żadnego kontaktu. Na szczęście jeszcze mam czas a jak wiadomo, on bardzo dużo robi.
373 2016-01-07 13:15:54 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-01-07 13:17:48)
Ivy71, zakończyłaś romans, walczysz sama z sobą o siebie (miło, że to powiedzenie zaczęło żyć swoim życiem ), twierdzisz, że chcesz unikać kontaktu a jednocześnie
(...) nie mogę zmienić numeru telefonu bo mam firmowy. Wiem, mogę go zablokować. Pożyjemy zobaczymy. (...)
Możesz go zablokować? "Pożyjemy, zobaczymy"?
To nie słowa są dowodem podjętej decyzji.
A może by tak mnie ktoś wreszcie pochwalił? Powiedział - tak trzymaj Ivy, przeszłaś już daleką drogę, jeszcze tylko trochę, dasz radę...
Wielokropek, blokowanie numeru telefonu jest skuteczne w przypadku kiedy zaczyna się nękanie. Jak będę musiała to go zablokuję, to nie o numer telefonu przecież chodzi, ani nawet o te esemesy z okazji jakiejś okazji. Chodzi o to żeby można było normalnie żyć, bez myślenia o tej osobie, bez kontynuacji marzeń, bez planów związanych z tą osobą. Z tym sobie trzeba poradzić samemu. Dałam radę w przypadku byłego męża to i tutaj też dam. A nawet będzie łatwiej, bo jest ten cerber pilnujący drugiej strony. Romans zakończyłam, nie bawię się powtórki, ani z byłymi chłopakami, ani z byłym mężem ani z nikim.
375 2016-01-07 13:38:22 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-01-07 13:40:13)
A może by tak mnie ktoś wreszcie pochwalił? Powiedział - tak trzymaj Ivy, przeszłaś już daleką drogę, jeszcze tylko trochę, dasz radę... (...)
Zajrzyj na poprzednią stronę.
Prosisz i masz.
Tak trzymaj Ivy, przeszłaś już daleką drogę, jeszcze tylko trochę, dasz radę.
Edycja:
Ponieważ przeszłaś daleką drogę, szkoda byłoby, byś z niej zrezygnowała, a cytowane przeze mnie w poprzednim wątku zdania są niepokojące.
Ivy71, zakończyłaś romans, walczysz sama z sobą o siebie (miło, że to powiedzenie zaczęło żyć swoim życiem
), twierdzisz, że chcesz unikać kontaktu a jednocześnie
ivy71 napisał/a:(...) nie mogę zmienić numeru telefonu bo mam firmowy. Wiem, mogę go zablokować. Pożyjemy zobaczymy. (...)
Możesz go zablokować? "Pożyjemy, zobaczymy"?
To nie słowa są dowodem podjętej decyzji.
I o to mi chodziło, gdy pisałem ostatni post.
To nie Ty, Ivy, zablokowałaś komunikatory, ale Twoja rywalka. Jedyną formę kontaktu na odległość, o której tamta zapewne jeszcze nie wie, pozostawiłaś bez zmian, choć już dawno mogłaś go zablokować.
Czas zrobi swoje, ale najpierw trzeba mu w tym pomóc.
377 2016-01-07 13:51:04 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2016-01-07 13:55:54)
To tylko myśli Wielokropek, tylko myśli...
Moje "obawiam się" ma znaczenie symboliczne, przerabiałam ten temat z psychologiem. Jako osoba nie umiejąca odmawiać. Teoretycznie wiem już o co w tym wszystkim chodzi ale praktycznie jeszcze daleko mi do ideału, stąd moje wątpliwości. Powiedzieć komuś "nie"bez wyrzutów sumienia, kiedy ktoś żąda rzeczy sprzecznej z tym co ja chcę to jeszcze czynność nad którą muszę popracować, ale udaje mi się czasami i wiele mam potem satysfakcji.
P.S. Popatrzyłam na poprzednią stronę :-) Jak zwykle, masz rację. I bardzo Ci za to dziękuję.
378 2016-01-07 13:58:42 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-01-07 13:59:17)
Ivy71, proszę, nie porównuj się do ideału, to gwarantuje frustrację.
Ułatwieniem byłoby stwierdzenie (i powtarzanie) przez Ciebie jednego: "Jestem odpowiedzialna za to, co robię i zrobię. Ode mnie zależy moje zachowanie."
Trzymam kciuki.
Edycja:
Zanim napisałam, sprawdziłam.
379 2016-01-07 14:17:36 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2016-01-07 14:22:36)
Wielokropek, ależ to jest właśnie moje motto życiowe. Jedno z. :-)
Właśnie to powtarzałam temu panu wielokrotnie kiedy wszystko próbował zwalać na los, na przeznaczenie i tak dalej. W stylu: los tak chciał że gumę złapałem, jeśli przeznaczenie zbliży nas ponownie do siebie to będziemy razem... Rzygam zwalaniem wszystkiego na przeznaczenie. Tak jakby człowiek był bezwolny. Przecież to ja zadecydowałam o pierwszym spotkaniu, to przez moje decyzje ciągnęło się to tak długo, nie przez jakiś głupi los.
Nie będę twierdziła że ideałów nie ma, bo istnieją w przyrodzie przecież, ale też określenie ideału tworzy sam człowiek, dla każdego będzie to coś innego. Nie dążę do ideału, dążę do samozadowolenia i do uwolnienia się z roli którą mi się narzuca. To tylko dla wyjaśnienia.
Bycie na tym forum naprawdę dużo daje...
Ivy,
wydaje mi się, że gdybyś pozwoliła mu zbliżyć się do Ciebie teraz bardziej, to
on stworzyłby piękną historię nieszczęśliwej, bo ...... miłości.
Chyba po to też Ci to wciąż pisze.
Złapałabyś haczyk ,to na drodze miłośći mogłaby stanąć np choroba żony, dziecka...
Być może on potrzebuje mieć dwie kobiety i być może to nie jest jego pierwsza taka sytuacja.
Są tacy faceci !
Ale być może się zaangażował i ciężko mu to definitywnie przerwać.
Bez względu na faktyczne powody to sprawa bez przyszłości dla Ciebie.
Ivy,
wydaje mi się, że gdybyś pozwoliła mu zbliżyć się do Ciebie teraz bardziej, to
on stworzyłby piękną historię nieszczęśliwej, bo ...... miłości.
Chyba po to też Ci to wciąż pisze.
Złapałabyś haczyk ,to na drodze miłośći mogłaby stanąć np choroba żony, dziecka...
Być może on potrzebuje mieć dwie kobiety i być może to nie jest jego pierwsza taka sytuacja.
Są tacy faceci !
Ale być może się zaangażował i ciężko mu to definitywnie przerwać.
Bez względu na faktyczne powody to sprawa bez przyszłości dla Ciebie.
Horses, to już wszystko było. Wszystko mu stawało na drodze "miłości" Ha ha, jak to zabrzmiało!
Ale faktycznie, była i depresja żony, i choroba jej brata (a potem śmierć, straszna sprawa wiadomo i tego się nie czepiam), wyjazd jednego syna, informacja o ślubie drugiego syna, zwolnienie z pracy i ciągle ciągle coś. A on ciągle mówił: jeszcze tylko to minie i już będzie dobrze, a potem znowu coś. A ja głupia czekałam.
Nie Horses, nie będzie już żadnego zbliżenia. Niech on sobie swoją miłość pielęgnuje w swojej głowie, mnie nie o taką miłość chodzi. Ja chcę być jedyna.
382 2016-01-07 15:09:54 Ostatnio edytowany przez horses (2016-01-07 15:19:11)
Czyli schemat, przykre.
Teraz wszystko zależy wyłącznie od Ciebie. Musisz przejąć nad tym kontrolę.
Albo powinien się bać zawracać Ci głowę, albo powinno być mu głupio z tego powodu.
Jeśli to taki typ faceta, jaki sobie wyobrażam, to żadne blokowanie nic nie da.
Znajdzie i tak furtkę.
No i Ty musisz się wyleczyć, a jak się wyleczysz , to nawet spotkanie w cztery oczy nie podziała na Ciebie.
Oczywiście jeśli to taki facet, krętacz, o jakim myslę.
Edit To Ty musisz zamknąć drzwi, nie on, ani ona. Wiesz, co on przecież teraz robi? Spełnia marzenia swojej żony- o podróży życia.
Horses, to co oni sobie zamykają to mnie nie obchodzi. Powtórzę jeszcze raz, tamten rozdział życia już mam zamknięty. Dogaszam tylko ostatnie niedopałki. I chcę to zrobić jak najlepiej dla mnie.
W tej chwili, jak to napisałam, dotarło do mnie że ja ciągle jeszcze jestem ułomna pod tym względem, bo gdyby rzeczywiście tak się stało że on by od niej odszedł to ja nie byłabym chyba w stanie powiedzieć mu: nie chcę Cię już, nie chciałeś mnie, odrzuciłeś moją miłość to teraz spadaj. A tego od siebie samej oczekuję - tego że gdyby faktycznie doszło do takiej sytuacji to ja bez emocji i wyrzutów sumienia potrafiłabym powiedzieć: nie. Jeszcze jestem uzależniona emocjonalnie, dlatego staram się samą siebie przekonać że on od niej nie odejdzie, przecież taka jest prawda którą ja wciąż gdzieś w głębi serca nieświadomie odrzucam.
Ivy, to jest Twoje odczucie i Twoja obawa teraz. Nie jest powiedziane, ze gdyby to sie naprawde zdarzylo, to naprawde tak bys zareagowala. Sa w Tobie obydwie sily, ta za i ta przeciw. Kieruj sie po prostu swiadomie w strone tej i dawaj wiecej uwagi tej, ktora wydaje Ci sie ta wazniejsza dla Twojego zycia - to jest chocby juz z rozumowego punktu widzenia ta "przeciw". Jesli bedziesz wzmacniac ta strone, to bedzie ona silniejsza.
Ja i tak mam wrazenie, ze to tylko Twoje obawy, a to, ze jestes ich swiadoma, juz ich sile oslabia.
Jak sama piszesz - to tylko mysli.... a mysli mozna wybierac, mozna im wierzyc lub nie, mozna im dawac znaczenie lub nie, mozna wedlug nich dzialac, lub nie.
Nie jestes wydana na pastwe wlasnych emocji i zaleznosci, nie jestes zadna ofiara samej siebie, masz wolna wole i mozesz decydowac.
A może by tak mnie ktoś wreszcie pochwalił? Powiedział - tak trzymaj Ivy, przeszłaś już daleką drogę, jeszcze tylko trochę, dasz radę...
Haha, juz to samo zdanie daje powody do pochwaly
Dasz rade i tak trzymaj znasz teraz siebie juz znacznie lepiej i potrafisz spojrzec na siebie sama z lekkim dystansem, masz umiejetnosc samoreflesji, to bardzo pomocne. I w sumie przeciez chyba sporo sie o sobie nauczylas w wyniku tej histori, tego nie da sie cofnac.
385 2016-01-08 15:54:25 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2016-01-08 15:54:41)
Marajka, tak właśnie robię jak radzisz. Rzeczywiście nauczyłam się wiele o sobie, ale też o innych ludziach. Pewnie mam łatwiej w tym wszystkim niż wiele innych osób, bo jestem już odpowiednio dojrzała, mam swój dom, dobrą pracę, hobby i wszystko co mi potrzeba. Nie mam małych dzieci żeby się trzeba było nimi opiekować, nie muszę się martwić o byt, jestem samodzielna i niezależna. Ta historia, choć tak emocjonalnie wykańczająca, wniosła mimo wszystko wiele do mojego życia. Rozwinęłam znacznie swoje hobby, poznałam wspaniałe osoby, umocniłam się psychicznie, nabrałam pewności siebie, zaczęłam patrzeć na świat trochę innymi oczami. Tak myślę że pomimo wylanych łez, pomimo tylu godzin spędzonych na roztrząsaniu tego wszystkiego, to był naprawdę bardzo cenny rok dla mnie. To co było, już nie wróci. Ale co z tego wyniosłam to moje
Nawiasem mówiąc, zobaczyłam też jak ciężko jest opisać emocje...
386 2016-01-22 18:23:34 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2016-01-22 18:45:56)
Już miałam nie pisać, nie zajmować się tym tematem, ale dosłownie przed chwilą dostałam smsa mniej więcej: "Jestem na górnym łóżku w wagonie sypialnym z X do Y, dzielonym z dwoma Rosjanami A i B. Ciągle Cię kocham".
Wybaczcie, piszę żeby wyładować gdzieś emocje.
Gdy zobaczyłam tego smsa, serce mi zamarło. Znowu. Wszystko wróciło. Nie wiem, może jakoś podświadomie wywołałam tego smsa, bo myślałam o nim przez całe rano, właściwie przez cały dzień z przerwami. Nie było to myślenie "co by było gdyby", bardziej porównywanie tego co z nim przeżyłam do tego co będę mogła przeżyć z innym. No niestety, porównań nie da się uniknąć. Prawdopodobnie wzięło się to wszystko z tego że jestem na jutro umówiona z kolegą, sytuacja się powoli rozwija a ja nie chcę niczego zepsuć ani skreślić na samym początku. Ale dziś rano zauważyłam że się boję tego jutrzejszego spotkania. Nie jest to randka a raczej spacer, powinnam do tego podejść na luzie a jednak się boję. Boję się pierwszego dotyku, boję się "tego" spojrzenia, boję się ciepłych słów, boję się bo nie wiem jak zareaguję. I to wszystko spowodowało że zaczęłam myśleć o tamtym, przypominać sobie tamte początki, moje zakłopotanie, moje niezdecydowanie, a potem to co się z tego rozwinęło. Ale nie o to chodzi w tym moim wpisie, mój strach opisałam w innym temacie. Tutaj tylko starałam się odszukać jego genezę.
I właśnie po tym jak w toalecie patrząc w lustro myślałam z obrzydzeniem że on tam, na drugim końcu świata ogląda sobie cycki swojej żony i spacerują sobie po plaży za rączkę, o innych rzeczach nawet nie chcę myśleć bo mi niedobrze, właśnie po tym dostaję takiego smsa...
Emocje, emocje, emocje, serce w gardle, mam ochotę płakać ale nie mogę bo jestem w pracy, wypłaczę się w samochodzie jak będę wracać do domu. W pierwszym odruchu chciałam odpisać, coś sarkastycznie, minimalistycznie, jakkolwiek, ale na szczęście ochłonęłam i nie odpisałam. Nie piszcie proszę żebym go zablokowała bo się nie da z przyczyn technicznych. Muszę sobie z tym wszystkim sama poradzić. Ja ciągle qurwa tęsknię...
EDIT: Napiszcie coś proszę, cokolwiek, żebym poczuła się lepiej. Co ja mam robić jak on wróci i dalej będzie chciał trzymać kontakt? W ostateczności powiem w pracy że mam prześladowcę i niech mi zmienią numer, ale to będzie tyle kłopotu... tak że to ostateczna ostateczność. Mam powiedzieć żonie czy co? Jezu, ja tego nie chcę. No nic, trzeba żyć dalej, zobaczymy jak się sprawy z kolega potoczą. Na razie przynajmniej zapewnia mi jakąś rozrywkę i nie muszę sama w domu siedzieć. Czyli wychodzi że jest plastrem. A tego tez nie chcę. Ja chyba powinnam postawić sprawę jasno i nie spotykać się z nikim aż mi nie przejdzie. Ale czy to coś da?
I właśnie po tym jak w toalecie patrząc w lustro myślałam z obrzydzeniem że on tam, na drugim końcu świata ogląda sobie cycki swojej żony i spacerują sobie po plaży za rączkę
Widocznie słabo się jeszcze cenisz, że pozwalasz na otwarte furtki: niezablokowany numer, adres e-mail w przychodzących. To znaczy, że pozwalasz "wpuszczać" w swoje życie toksyny takiego padalca . No ale cóż, widocznie jest ci to do czegoś potrzebne. Miej dziewczyno szacunek do siebie.
388 2016-01-22 18:49:29 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2016-01-22 19:00:36)
Widocznie słabo się jeszcze cenisz, że pozwalasz na otwarte furtki: niezablokowany numer, adres e-mail w przychodzących. To znaczy, że pozwalasz "wpuszczać" w swoje życie toksyny takiego padalca
. No ale cóż, widocznie jest ci to do czegoś potrzebne. Miej dziewczyno szacunek do siebie.
Adres email zablokowałam. Chyba masz rację, chyba się słabo cenię. Kurcze, naprawdę myślałam że będzie łatwiej. Jak u Mickiewicza - gdy Cię nie widzę nie wzdycham nie płaczę. No ale tylko to jak się okazuje.
EDIT: Dobrze że napisałam. Czuję że się uspokajam. Nie warto zakochać się w kimś nieodpowiednim dla siebie.
Ivy... Ty faktycznie chcesz się katować na własne życzenie tymi kontaktami z ex. Gdybys chciała urwać kontakt zrobiłabys to zgodnie z zasadą ze jak się naprawdę chce to sposób się znajdzie a gdy się nie chce to wymówka rownież. Pewnie gdzieś w środku czujesz to niezdrowe podniecenie ze on będąc tam daleko tyle czasu wciąż myśli i pamięta...wciąż kocha!!..... No to pomysl sobie, ze może te cudne dni z żonka gdy idą za rączke i spijają sobie z dziobków przeplatane są rownież takimi gdy sie pokłócą, nie odzywają i wtedy on przypomina sobie o Tobie dlatego pisze do Ciebie. Może być rownież tak ze robi to celowo byś czasem nie zerwała się z tej emocjonalnej smyczy na ktorej Cię trzyma, przypadkiem nie zaczęła układać sobie z kimś życia. Robi to nie dlatego ze kocha ale jest wygodny.....kiedyś wróci przecież z tych wojaży i chce mieć do czego i do kogo...do spragnionej stęsknionej kochanki, którą na czas rozłąki karmił oszczędnie swoim zainteresowaniem (ale jednak karmił). Facet nie jest głupi, wie ze gdyby zupełnie ucichł to nie byłoby do czego wracać a tak powie "słońce przecież ja cały czas pamiętałem,masz dowody smsy maile itp. A ze w miedzy czasie z żona w podróży i tenteges.....cóż, wiesz przecież ze musiałem ale nie chciałem ;(". Ivy chcesz tak żyć ?
Ivy po pierwsze - teraz większość telefonów ma opcję blokowania połączeń i wiadomości od konkretnego numeru.
Myślę, że ta techniczna przyczyna, to po prostu Twoja wola.
Nie chcesz go zablokować, bo ciągle i świadomie i podświadomie czekasz na kontakt od niego.
Według mnie on nie jest jeszcze do końca pewien swojej żony, dlatego wybiera opcję rozsądnego minimalizmu dla Ciebie.
Jak Ci tak napisze smska raz na 3 tygodnie, to może być praktycznie pewien, że ciągle zapewni sobie w Tobie emocjonalną furtkę.
Twoje emocje i uczucia nie wygasną dzięki temu i pozostaniesz dla niego przychylna i emocjonalnie dostępna.
W razie gdyby mu się z żoną jednak nie udało.
No albo gdyby miał kiedyś chęć na małą odmianę.
Nie będzie musiał Cię wtedy nic a nic urabiać, wystarczy jedynie zwiększyć częstotliwość tych banalnych wiadomości i reszta sama wyjdzie ...
Przepraszam, że tak dobitnie, ale z tego co piszesz ten facio to tak obrzydliwa kreatura, że nawet by mi było szkoda butów w niego wytrzeć.
Albo to wyrachowany do urzygu człeczyna, albo niebezpieczny wariat, socjopata ...
Jakby nie było - żadna z tych opcji nie jest dobrym materiałem do budowania związku.
Nie wiem tylko dlaczego sobie na to pozwalasz, wszak mądra, zaradna i doświadczona z Ciebie dziewczyna.