Ivy jak tak czytam twoje posty to mam wrażenie, że on dobrze wiedzial gdzie jest jego żona i w jakim celu wyjechała. Według mnie to nie była separacja on cię okłamywal od samego poczatku. Powinien wystąpić o rozwód wtedy gdy podbno pokochał ciebie, rozwód dostałby od razu przecież porzuciła go i przerwa była dłuższa niż wymagane pół roku. Jego zachowanie jest dziwne siedzi ż żona a ciebie trzyma na uwięzi takimi słówkami, które ci śle. dla mnie to psychol, człowiek bez empatii, wykorzystuje twoje przywiązanie. Kobieto broń się od takich. Poczytaj wątek kolejdoskopki "Starość z narcyzem" dużo podobieństwa.
Azbestowa, troszkę za dużo teorii sobie dorobiłaś w tej historii. Oczywiście że wiedział gdzie jego żona mieszkała bo to było jego mieszkanie. Narcyzem też nie jest, ani psycholem, tego to już mi nikt nie wmówi. I wiesz co, ja prosta baba jestem, nie mam już zamiaru rozkminiać dlaczego tak się wszystko stało, co powinien a co nie, dla mnie był najlepszym facetem z wszystkich których kiedykolwiek poznałam. Nie zamierzam go oczerniać, wyzywac czy ubliżać, chce być z żoną niech będzie, jego małżeństwo i tak pewnie nie przetrwa bo za dużo tam się wydarzyło. Jeśli kiedyś do mnie wróci a ja będę wciąż wolna to spróbujemy jeszcze raz. A jak już sobie ułożę życie z kimś innym to trudno, jego strata.
Każde spotkanie z nim wciąż jeszcze bardzo boli, ale jego boli również. Takie było ryzyko, wiedzieliśmy że nie da się nie widywać w ogóle, bo mamy wspólne grono znajomych. Czy mnie oszukał? Może, ale czy to już ma jakieś znaczenie?
Droga Ivy,
przeczytałam dyskusję w wątku, który założyłaś, przeczytałam też wątek macielewskiadam oraz kilka wątków typu "mój mąż zakochał się w innej", "jak żyć po zdradzie" itp., tak, aby spojrzeć na taką sytuację z drugiej strony.
Czy byłaś jego "odskocznią" od problemów w związku, "czasoumilaczem", jak określił wcześniej w tym wątku taką osobę jakiś Pan ? Może jest uzależniony od żony? Może boi się ryzyka? Może chciał mieć Was obydwie, gdyż to go dowartościowywało? Może nie chce podjąć decyzji? Może nie umie podjąć decyzji?
Czy on Ciebie okłamuje? Czy okłamuje swoją żonę? Czy okłamuje Was obie, a może siebie też okłamuje?
Czy jest słaby i bezradny, czy może wyrachowany?
Pytania można by mnożyć, tyle, że NIE WARTO.
Jeżeli Twój ukochany jest słaby i bezradny, uzależniony od swojej żony, to nigdy nie ułożysz sobie z nim życia, co więcej, tkwienie w tej relacji zniszczy Cię psychicznie - Ty już jesteś w relacji z jego żoną, spójrz choćby na tytuł, jaki dałaś wątkowi. Nawet ewentualny jego rozwód tego nie zmieni - patrz wątek "maciejewskiadam" oraz wątki typu "kocham byłą żonę".
Jeżeli jest wyrachowany, to jak wyżej "nigdy nie ułożysz sobie z nim życia, co więcej, tkwienie w tej relacji zniszczy Cię psychicznie".
Moja rada:
Zerwij z nim kontakty i bądź w tym konsekwentna. Nie "zostawajcie przyjaciółmi".
Sprawdzone na sobie
Zajrzałam dzisiaj tutaj bo dopiero teraz zauważyłam że ktoś coś napisał pod moimi wypocinami. Nawet sobie trochę przejrzałam wątek bo zapomniałam już co w nim było.
Dzisiaj z pełną stanowczością mogę stwierdzić, że poza nielicznymi wypowiedziami z dorobioną teorią, wszystkie/wszyscy mieliście rację. Powiem tak - ja bardzo nie lubię szufladkować ludzi i staram się ich nie oceniać, szczególnie tych którzy są mi bliscy. Dlatego motywy mojego M. pozostaną dla mnie w kwestii domysłów, a tymi nie mam sobie ochoty zawracać głowy. Liczą się fakty a te na dzień dzisiejszy są powalająco jasne, szkoda że dopiero teraz tak naprawdę dotarło do mojego łba.
Fakt 1 - on tak naprawdę nigdy nie rozszedł się z żoną. Mieszkali osobno bo ona tak chciała, ale ona nie miała pojęcia o rzekomym rozwodzie. Podejrzewam bajeczkę wymyśloną na potrzebę chwili.
Fakt 2 - on się we mnie naprawdę zadurzył. Nie dziwię się, każdy się we mnie potrafi zadurzyć, co ja poradzę że jestem ładna, fotogeniczna i taka zgrabna... Podejrzewam chęć podbudowania przez niego swego ego, pamiętam jak zamieścił na swoim facebooku coś w rodzaju: zawsze startuj do kobiety z wyższej ligi, nie bój się jej odrzucenia. W tym przypadku "wyższa liga" to wiek i niestety uroda. Mądrością również grzeszę, więc niektórych onieśmielam, he he he! A dla niego to było wyzwanie, po żonie blondynce (przepraszam blondynki, tu nie chodzi o kolor włosów tylko stan umysłu).
Fakt 3 - on nigdy nie potrafił tak naprawdę powiedzieć jasno i wyraźnie o co mu chodzi, konkretnie odpowiedzieć na pytanie. Na przykład na pytanie czy sypiają ze sobą z żoną odpowiedział: "Od jakiegoś czasu nie". Na pytanie czy zamierza zostać z żoną też nie potrafił konkretnie odpowiedzieć, tylko że on nie chce nikogo ranić i takie bzdury.
Fakt 4 - nadal okłamuje swoją żonę komunikując się ze mną, podczas gdy jej wmawia że jest "lojalny".
Fakt 5 - ja wykasowałam już wszystkie sms-y z telefonu, ale korespondencję emailową archiwizuję i przechowuję "na czarną godzinę". Po co zapyta ktoś? Sama nie wiem, pewnie dlatego że jeszcze mi całkowicie nie przeszło, a poza tym chcę mieć jakiś dowód gdybym została oskarżona o coś niesłusznie. NIgdy nie wiadomo. Wykasuję gdy całkowicie pozbędę się myśli o nim, czyli za jakiś czas.
Fakt 6 - umówiłam się już na drugą randkę z pewnym panem, nie chcę żeby czuł się dla mnie jako lekarstwo na zranione serce, ale jak ma mi to pomóc to trudno, niech będzie ofiarą. Dlatego zakładam 2-3 randki nie więcej, ale nigdy nic nie wiadomo, prawda?
Poza tym, zauważam że chyba zaczynam zmieniać tok myślenia. Z "on i tak rozejdzie się z żoną, to małżeństwo i tak jest skończone" przechodzę w "a co mnie to w ogóle obchodzi". Cóż, czas jednak robi swoje. Pozostała wielka wyrwa w sercu, którą niełatwo jest czymkolwiek zapełnić, czuję w tej chwili taki żal (sama nie wiem do czego, bo przecież nie do świata, więc chyba do niego!) że nie mam ochoty na żadne bliższe kontakty z mężczyznami. A ten pan? Pewnie czasoumilacz bo nie widzę siebie z nim. Nie nie nie. I to jest słowo które ostatnio powtarzam najczęściej. Trochę się chyba obawiam że on do mnie jeszcze kiedyś wróci, ale cóż, najwyżej będę go musiała spławić tak jak innych panów którzy wracali. Tak, czuję się oszukana. Czy mi przejdzie? Czas pokaże.
Dzisiaj jeszcze raz dziękuję Wam - mieliście absolutną rację, widzieliście coś czego ja nie widziałam, bo byłam zaślepiona swoimi własnymi pragnieniami.
Zajrzałam dzisiaj tutaj bo dopiero teraz zauważyłam że ktoś coś napisał pod moimi wypocinami. Nawet sobie trochę przejrzałam wątek bo zapomniałam już co w nim było.
Dzisiaj z pełną stanowczością mogę stwierdzić, że poza nielicznymi wypowiedziami z dorobioną teorią, wszystkie/wszyscy mieliście rację. Powiem tak - ja bardzo nie lubię szufladkować ludzi i staram się ich nie oceniać, szczególnie tych którzy są mi bliscy. Dlatego motywy mojego M. pozostaną dla mnie w kwestii domysłów, a tymi nie mam sobie ochoty zawracać głowy. Liczą się fakty a te na dzień dzisiejszy są powalająco jasne, szkoda że dopiero teraz tak naprawdę dotarło do mojego łba.
Fakt 1 - on tak naprawdę nigdy nie rozszedł się z żoną. Mieszkali osobno bo ona tak chciała, ale ona nie miała pojęcia o rzekomym rozwodzie. Podejrzewam bajeczkę wymyśloną na potrzebę chwili.
Fakt 2 - on się we mnie naprawdę zadurzył. Nie dziwię się, każdy się we mnie potrafi zadurzyć, co ja poradzę że jestem ładna, fotogeniczna i taka zgrabna...Podejrzewam chęć podbudowania przez niego swego ego, pamiętam jak zamieścił na swoim facebooku coś w rodzaju: zawsze startuj do kobiety z wyższej ligi, nie bój się jej odrzucenia. W tym przypadku "wyższa liga" to wiek i niestety uroda. Mądrością również grzeszę, więc niektórych onieśmielam, he he he! A dla niego to było wyzwanie, po żonie blondynce (przepraszam blondynki, tu nie chodzi o kolor włosów tylko stan umysłu).
Fakt 3 - on nigdy nie potrafił tak naprawdę powiedzieć jasno i wyraźnie o co mu chodzi, konkretnie odpowiedzieć na pytanie. Na przykład na pytanie czy sypiają ze sobą z żoną odpowiedział: "Od jakiegoś czasu nie". Na pytanie czy zamierza zostać z żoną też nie potrafił konkretnie odpowiedzieć, tylko że on nie chce nikogo ranić i takie bzdury.
Fakt 4 - nadal okłamuje swoją żonę komunikując się ze mną, podczas gdy jej wmawia że jest "lojalny".
Fakt 5 - ja wykasowałam już wszystkie sms-y z telefonu, ale korespondencję emailową archiwizuję i przechowuję "na czarną godzinę". Po co zapyta ktoś? Sama nie wiem, pewnie dlatego że jeszcze mi całkowicie nie przeszło, a poza tym chcę mieć jakiś dowód gdybym została oskarżona o coś niesłusznie. NIgdy nie wiadomo. Wykasuję gdy całkowicie pozbędę się myśli o nim, czyli za jakiś czas.
Fakt 6 - umówiłam się już na drugą randkę z pewnym panem, nie chcę żeby czuł się dla mnie jako lekarstwo na zranione serce, ale jak ma mi to pomóc to trudno, niech będzie ofiarą. Dlatego zakładam 2-3 randki nie więcej, ale nigdy nic nie wiadomo, prawda?Poza tym, zauważam że chyba zaczynam zmieniać tok myślenia. Z "on i tak rozejdzie się z żoną, to małżeństwo i tak jest skończone" przechodzę w "a co mnie to w ogóle obchodzi". Cóż, czas jednak robi swoje. Pozostała wielka wyrwa w sercu, którą niełatwo jest czymkolwiek zapełnić, czuję w tej chwili taki żal (sama nie wiem do czego, bo przecież nie do świata, więc chyba do niego!) że nie mam ochoty na żadne bliższe kontakty z mężczyznami. A ten pan? Pewnie czasoumilacz bo nie widzę siebie z nim. Nie nie nie. I to jest słowo które ostatnio powtarzam najczęściej. Trochę się chyba obawiam że on do mnie jeszcze kiedyś wróci, ale cóż, najwyżej będę go musiała spławić tak jak innych panów którzy wracali. Tak, czuję się oszukana. Czy mi przejdzie? Czas pokaże.
Dzisiaj jeszcze raz dziękuję Wam - mieliście absolutną rację, widzieliście coś czego ja nie widziałam, bo byłam zaślepiona swoimi własnymi pragnieniami.
Ivy,. facet kłamał na potrzebę realizacji swoich chuci... oszukał Cię ..manipulował ... dowartościował siebie , przy okazji zagrał na nosie żonie "zobacz jaki ze mnie okaz"... ale Ty dalej piszesz że się zakochał i miał dylematy.... jakby miał zasady.
Jak dla mnie wykorzystał Cię do swoich celów.
I dalej ma Cię na sznureczku..
Ivy,. facet kłamał na potrzebę realizacji swoich chuci... oszukał Cię ..manipulował ... dowartościował siebie , przy okazji zagrał na nosie żonie "zobacz jaki ze mnie okaz"... ale Ty dalej piszesz że się zakochał i miał dylematy.... jakby miał zasady.
Jak dla mnie wykorzystał Cię do swoich celów.
I dalej ma Cię na sznureczku..
Myślisz? No ja się zakochałam, to fakt, aż mi wstyd samej przed sobą. Może mnie i wykorzystał do jakichś celów, jeśłi tym sposobem chciał odzyskac małżonkę to tylko pozostaje mi cieszyć się że się na coś przydałam. Masz rację, dylematy to on miał na potrzeby tłumaczenia się przede mną, ale żeby aż tak mnie... na sznureczku wciąż, to nie sądzę.
Owszem, seks był naprawdę wspaniały, po prostu niebo, dla samego seksu warto było. To że nie sądzę że spotkam jeszcze kogoś takiego jak on nie oznacza wcale że ma mnie na sznureczku. Nauczyłam się po prostu nigdy nie mówić nigdy, życie pokaże swoje.
chceuciekacstad napisał/a:Ivy,. facet kłamał na potrzebę realizacji swoich chuci... oszukał Cię ..manipulował ... dowartościował siebie , przy okazji zagrał na nosie żonie "zobacz jaki ze mnie okaz"... ale Ty dalej piszesz że się zakochał i miał dylematy.... jakby miał zasady.
Jak dla mnie wykorzystał Cię do swoich celów.
I dalej ma Cię na sznureczku..Myślisz? No ja się zakochałam, to fakt, aż mi wstyd samej przed sobą. Może mnie i wykorzystał do jakichś celów, jeśłi tym sposobem chciał odzyskac małżonkę to tylko pozostaje mi cieszyć się że się na coś przydałam. Masz rację, dylematy to on miał na potrzeby tłumaczenia się przede mną, ale żeby aż tak mnie... na sznureczku wciąż, to nie sądzę.
Owszem, seks był naprawdę wspaniały, po prostu niebo, dla samego seksu warto było. To że nie sądzę że spotkam jeszcze kogoś takiego jak on nie oznacza wcale że ma mnie na sznureczku. Nauczyłam się po prostu nigdy nie mówić nigdy, życie pokaże swoje.
Ty unikaj takich facetów jak ognia i raczej staraj się nigdy więcej nie spotkać 'tego typu faceta'!!!
ivy71 napisał/a:Zajrzałam dzisiaj tutaj bo dopiero teraz zauważyłam że ktoś coś napisał pod moimi wypocinami. Nawet sobie trochę przejrzałam wątek bo zapomniałam już co w nim było.
Dzisiaj z pełną stanowczością mogę stwierdzić, że poza nielicznymi wypowiedziami z dorobioną teorią, wszystkie/wszyscy mieliście rację. Powiem tak - ja bardzo nie lubię szufladkować ludzi i staram się ich nie oceniać, szczególnie tych którzy są mi bliscy. Dlatego motywy mojego M. pozostaną dla mnie w kwestii domysłów, a tymi nie mam sobie ochoty zawracać głowy. Liczą się fakty a te na dzień dzisiejszy są powalająco jasne, szkoda że dopiero teraz tak naprawdę dotarło do mojego łba.
Fakt 1 - on tak naprawdę nigdy nie rozszedł się z żoną. Mieszkali osobno bo ona tak chciała, ale ona nie miała pojęcia o rzekomym rozwodzie. Podejrzewam bajeczkę wymyśloną na potrzebę chwili.
Fakt 2 - on się we mnie naprawdę zadurzył. Nie dziwię się, każdy się we mnie potrafi zadurzyć, co ja poradzę że jestem ładna, fotogeniczna i taka zgrabna...Podejrzewam chęć podbudowania przez niego swego ego, pamiętam jak zamieścił na swoim facebooku coś w rodzaju: zawsze startuj do kobiety z wyższej ligi, nie bój się jej odrzucenia. W tym przypadku "wyższa liga" to wiek i niestety uroda. Mądrością również grzeszę, więc niektórych onieśmielam, he he he! A dla niego to było wyzwanie, po żonie blondynce (przepraszam blondynki, tu nie chodzi o kolor włosów tylko stan umysłu).
Fakt 3 - on nigdy nie potrafił tak naprawdę powiedzieć jasno i wyraźnie o co mu chodzi, konkretnie odpowiedzieć na pytanie. Na przykład na pytanie czy sypiają ze sobą z żoną odpowiedział: "Od jakiegoś czasu nie". Na pytanie czy zamierza zostać z żoną też nie potrafił konkretnie odpowiedzieć, tylko że on nie chce nikogo ranić i takie bzdury.
Fakt 4 - nadal okłamuje swoją żonę komunikując się ze mną, podczas gdy jej wmawia że jest "lojalny".
Fakt 5 - ja wykasowałam już wszystkie sms-y z telefonu, ale korespondencję emailową archiwizuję i przechowuję "na czarną godzinę". Po co zapyta ktoś? Sama nie wiem, pewnie dlatego że jeszcze mi całkowicie nie przeszło, a poza tym chcę mieć jakiś dowód gdybym została oskarżona o coś niesłusznie. NIgdy nie wiadomo. Wykasuję gdy całkowicie pozbędę się myśli o nim, czyli za jakiś czas.
Fakt 6 - umówiłam się już na drugą randkę z pewnym panem, nie chcę żeby czuł się dla mnie jako lekarstwo na zranione serce, ale jak ma mi to pomóc to trudno, niech będzie ofiarą. Dlatego zakładam 2-3 randki nie więcej, ale nigdy nic nie wiadomo, prawda?Poza tym, zauważam że chyba zaczynam zmieniać tok myślenia. Z "on i tak rozejdzie się z żoną, to małżeństwo i tak jest skończone" przechodzę w "a co mnie to w ogóle obchodzi". Cóż, czas jednak robi swoje. Pozostała wielka wyrwa w sercu, którą niełatwo jest czymkolwiek zapełnić, czuję w tej chwili taki żal (sama nie wiem do czego, bo przecież nie do świata, więc chyba do niego!) że nie mam ochoty na żadne bliższe kontakty z mężczyznami. A ten pan? Pewnie czasoumilacz bo nie widzę siebie z nim. Nie nie nie. I to jest słowo które ostatnio powtarzam najczęściej. Trochę się chyba obawiam że on do mnie jeszcze kiedyś wróci, ale cóż, najwyżej będę go musiała spławić tak jak innych panów którzy wracali. Tak, czuję się oszukana. Czy mi przejdzie? Czas pokaże.
Dzisiaj jeszcze raz dziękuję Wam - mieliście absolutną rację, widzieliście coś czego ja nie widziałam, bo byłam zaślepiona swoimi własnymi pragnieniami.
Ivy,. facet kłamał na potrzebę realizacji swoich chuci... oszukał Cię ..manipulował ... dowartościował siebie , przy okazji zagrał na nosie żonie "zobacz jaki ze mnie okaz"... ale Ty dalej piszesz że się zakochał i miał dylematy.... jakby miał zasady.
Jak dla mnie wykorzystał Cię do swoich celów.
I dalej ma Cię na sznureczku..
Ivy piszesz o dorobionych teoriach, może masz rację przecież nie znam go osobiście, oceniam go tylko na podstawie tego co ty sama piszesz. Jeżeli twierdzisz że to dobry człowiek to nie pozostaje mi nic innego tylko przyjąć twoje słowa za fakt. Ja jednak (z interpretacji twoich wpisów) w dalszym ciągu widzę duże podobieństwo w zachowaniu twojego faceta do niektórych panów z wątku kolejdoskopki "Starość z Narcyzem" i nikomu nie życzyłabym aby taki "dobry" człowiek wcisnął się w ich życie.
Dokonując poprzedniego mojego wpisu miałam na celu bardziej twoje dobro niż dobro tego pana (manipulanta), jednak przyznaje ci rację, to ty go lepiej znasz i wiesz czy warto na niego czekać.
Chceuciekacstad popieram twoje zdanie to kłamca i oszust (zdradzał żonę) jednak nie wiem czy zagrał żonie na nosie, wydaje mi się, że ona nic nie wie o zdradach, on związek z Ivy ukrywał skutecznie przed swoją rodziną (bał się co dzieci powiedzą). Chodził do Ivy tylko podczas nieobecności żony, także po jej powrocie z tak zwanej "separacji", gdy wyjechała na wczasy. Rodzina i dzieci wiedzą o Ivy tylko tyle, że taka kobieta istnieje ale na czym polegał ich związek to ten pan raczej nie przyznał się. Siedzi grzecznie przy żonie, a Ivy mami obietnicami żeby cicho siedziała i nie robiła szumu, bo wydałoby sie co pan robił jak żonka była nieobecna. Ach i znowu ta teoria :), no cóż tak to już jest na publicznym forum.
Azbestowa, masz troche racji oczywiscie. Z tym ze ja na niego juz nie czekam. Jego żona wiedziała o mnie, on sie przyznał, ona była u mnie w domu. Oczywiscie poza tym wiedziała tylko to co on jej powiedział bo ja nie odpowiadałam na jej próby kontaktu, z wyjątkiem tego emaila którego jej wysłałam we wrześniu.
Bądźmy uczciwi, to naprawdę jest dobry człowiek, to co sie zdarzyło nie robi z niego potwora, naprawdę! A tez dla jego zony pewnie jestem dziwka, a czy naprawdę jestem? Dlatego nie oceniam.
270 2015-10-29 00:55:56 Ostatnio edytowany przez NiebieskaTruskawka (2015-10-29 00:59:47)
Jego żona wiedziała o mnie, on sie przyznał, ona była u mnie w domu. Oczywiscie poza tym wiedziała tylko to co on jej powiedział bo ja nie odpowiadałam na jej próby kontaktu, z wyjątkiem tego emaila którego jej wysłałam we wrześniu.
Bądźmy uczciwi, to naprawdę jest dobry człowiek, to co sie zdarzyło nie robi z niego potwora, naprawdę! A tez dla jego zony pewnie jestem dziwka, a czy naprawdę jestem? Dlatego nie oceniam.
A dlaczego ona wiedziała tylko to, co on jej powiedział? Jego żona była u Ciebie w domu a Ty nie przedstawiłaś jej, jak sytuacja wyglądała z Twojej strony? Że obiecywał Ci rozwód, że z żoną wszystko skończone, czy co tam jeszcze mówił?
Miałam podobną sytuację - partnerka (bo nie była to żona), z którą mój "ukochany" rzekomo się rozstał, "nic go już nie łączyło" itp. {jednak Pani ta wciąż do niego dzwoniła, po moich pytaniach "ukochany" zaczął na randkach wyłączać telefon , poza tym, zbyt często "nie mógł rozmawiać", gdy do niego dzwoniłam
} zadzwoniła do mnie z awanturą. Było to już po naszym rozstaniu z "ukochanym"- upłynął bowiem termin, jaki wyznaczyłam mojemu "ukochanemu" na zamknięcie relacji z tę Panią. Spokojnie przedstawiłam tej Pani, jak sytuacja wyglądała z mojej strony, co mówił i jakie miał wobec mnie plany.
I tak kontakt z moim "ukochanym" i jego Panią się urwał . Ja wypisałam się z tego trójkąta a oni muszą między sobą ustalić, kto był dziwką a kto dobrym człowiekiem
.
No widzisz, troche podobnie wyglądało tutaj. Nie rozmawiałam z nia bo nie było mnie w domu, byłam na wakacjach :-) Pisałam o tym. Ale w emailu napisałam ze mówił o rozwodzie. Ech, nie ma o czym gadać, tak jak kazda z nas myślałam ze to cos wspaniałego, ze jestem ta jedyna itp. A wyszło jak zwykle, po prostu standard, nic oryginalnego. Jeszcze jedna głupia. A on naprawdę jest dobrym człowiekiem, ale miał od początku jedna wielka wadę - był żonaty.
272 2015-10-29 10:13:36 Ostatnio edytowany przez Lexpar (2015-10-29 10:15:11)
Ivy czytam te Twoje posty i widzę jak się miotasz.
Ty byś chciała, Ty jeszcze liczysz, że on będzie z Tobą i odejdzie od żony.
Powiem Ci jak facet bo nim jestem.
Tak jak ktoś wcześniej się wypowiedział, że "facet jest prostej konstrukcji"
To prawda.
Bo jeżeli facet kocha to kocha ( musi tylko kochać a nie chcieć zaliczyć kolejnej pani) i to musisz zrozumieć.
Powiem Ci szczerze, że ja nie rozumiem tego pana.
Gdyby żona ode mnie odeszła to byłby koniec nas i zacząłbym nowe życie.
Nie wiem czy sam, czy z kimś, teraz to jest bez znaczenia.
Ale na pewno bez niej.
Dla niej nie byłoby już powrotu.
Dlatego on Ciebie oszukuje, on Ciebie mami.
A Ty niestety łudzisz się nadzieją.
Dlatego weź sobie do serca to co pisały moje przedmówczynie.
Zacznij żyć dla siebie, szanuj się.
A to, że seks był z nim boski to nie znzaczy, że najlepszy w życiu.
Swoje ciało poznaje się przez całe życie.
Dlatego ogarnij się, zajmij się sobą i przestań o nim myśleć.
Jesteś jeszcze młodą, piękną i atrakcyjną kobietą.
Dlatego głowa do góry i piersi do przodu.
273 2015-10-29 10:29:18 Ostatnio edytowany przez Ola_la (2015-10-29 10:38:39)
,,Fakt 2 - on się we mnie naprawdę zadurzył. Nie dziwię się, każdy się we mnie potrafi zadurzyć, co ja poradzę że jestem ładna, fotogeniczna i taka zgrabna... lol Podejrzewam chęć podbudowania przez niego swego ego, pamiętam jak zamieścił na swoim facebooku coś w rodzaju: zawsze startuj do kobiety z wyższej ligi, nie bój się jej odrzucenia. W tym przypadku "wyższa liga" to wiek i niestety uroda. Mądrością również grzeszę, więc niektórych onieśmielam, he he he! A dla niego to było wyzwanie, po żonie blondynce (przepraszam blondynki, tu nie chodzi o kolor włosów tylko stan umysłu).,,
wszystko już zostało napisane, ale ty nie znając kobiety piszesz o jego zonie ze jest głupią blondynka,
gratuluje poczucia wyższości
ja bym tak nie umiala
wiem ze walczycie o jednego chlopa i robisz wszystko żeby z nia wygrac
ale oni sa malzenstwem nadal wiec uszanuj to i wycofaj się
nieważne co on robi i mowi ważne sa czyny i fakty
ja mysle ze ty nie wiesz o polowie rzeczy jak było w ich malzenstwie
w sumie z jakiej racji wiec nie tobie to oceniac
on chce z nia być i konsekwetnie to realizuje
ty może jesteś po to aby wzbudzić w niej zazdrość milosc
i kto tu jest naiwna ,,blondynka,,?
... A on naprawdę jest dobrym człowiekiem, ale miał od początku jedna wielka wadę - był żonaty.
Dobry człowiek to ktoś, kto nie krzywdzi innych i ma świadomość konsekwencji własnych decyzji...
Dlatego weź sobie do serca to co pisały moje przedmówczynie.
Zacznij żyć dla siebie, szanuj się.
A to, że seks był z nim boski to nie znzaczy, że najlepszy w życiu.
Swoje ciało poznaje się przez całe życie.
Dlatego ogarnij się, zajmij się sobą i przestań o nim myśleć.
Jesteś jeszcze młodą, piękną i atrakcyjną kobietą.
Dlatego głowa do góry i piersi do przodu.
Oj Lexpar, coś nie dokładnie czytasz, ja zajmuję się sobą już od dłuższego czasu, a żeby przestać myśleć to wiesz że nie wystarczy pstryknąć palcami. Ja na niego już nie czekam. Tylko nie rozumiem dlaczego tak się wszyscy wściekają że mam fajne z nim wspomnienia. No mam i tego nikt mi nie zabierze. Lepiej wspominać fajne rzeczy niż złe, prawda?
wszystko już zostało napisane, ale ty nie znając kobiety piszesz o jego zonie ze jest głupią blondynka,
gratuluje poczucia wyższości
ja bym tak nie umiala
wiem ze walczycie o jednego chlopa i robisz wszystko żeby z nia wygrac
ale oni sa malzenstwem nadal wiec uszanuj to i wycofaj się
nieważne co on robi i mowi ważne sa czyny i fakty
ja mysle ze ty nie wiesz o polowie rzeczy jak było w ich malzenstwie
w sumie z jakiej racji wiec nie tobie to oceniac
on chce z nia być i konsekwetnie to realizuje
ty może jesteś po to aby wzbudzić w niej zazdrość milosc
i kto tu jest naiwna ,,blondynka,,?
Mariola, Ty też nie czytasz uważnie. Ja znam jego żonę i ta znajomość mi wystarczy żeby wiedzieć jaka jest. Poczucie wyższości? Chyba poczucie własnej wartości, a poza tym, Ty chyba nie rozumiesz sarkazmu. No i dlaczego niby nie mam byc pewna siebie, czy to złe że kobieta wie kim jest i wie czego chce? Weź się ogarnij kobieto zanim napiszesz takie słowa komuś innemu.
Walczymy o chłopa... dobre sobie. A niby jak? Ja się wycofałam już dawno temu, masz przestarzałe informacje, więc znowu - nie czytasz uważnie a z tekstu wybierasz to co się Tobie podoba. Poza tym - powtarzasz moje teksty tylko innymi słowami.
A w oóle co Wy mi tu wszyscy piszecie jakbyście się w czasie zatrzymali... Ja idę do przodu.
Gdybyś szła do przodu, to nie byłoby żadnych rozmyślań i poszukiwań sensu w tym, że podmiot liryczny pisze do Ciebie maile, a po co on pisze, a co on ma na myśli, a co nim powoduje, a dlaczego, a z jakiego powodu ...
A ciągle jest.
I do myślenia powinno dać Ci Ivy zdanie Moni ...
Nie jest dobrym człowiekiem ktoś kto kłamie, oszukuje, zdradza, wykorzystuje, manipuluje i długo by tak wymieniać.
Takie postępowanie i cechy pozostają w jawnej sprzeczności z byciem dobrym człowiekiem.
(...) Ja idę do przodu.
Trzymam kciuki.
Ivy czytam uważnie.
To wspominanie wspólnie spędzonych chwil, ten zajefajny seks to dla mnie nic innego jak rozdrapywanie ran.
Nie wierzę, że nie chcesz już aby z żony zrezygnował i był z Tobą.
Zresztą jak sobie dobrze kojarzę to w którymś poście napisałaś, że byś go przyjęła.
Ale OK, skoro zajmujesz się sobą to bardzo dobrze.
Ivy, spierasz się tu ze wszystkimi, a oni mają rację. Wciąż masz nadzieję i zaklinasz rzeczywistość, nawet samą siebie okłamujesz. W dodatku twój wpis o tym jak to jesteś od żony piękniejsza... No proszę cię, myślałam, że jest w tobie więcej klasy.
Ivy, widze, ze walczysz tu sama z tymi dobrami radami, jak niektorzy inni na ich wlasnych watkach
Ja osobiscie uwazam, ze idziesz do przodu, na przyklad na postawie takich zdan:
Ech, nie ma o czym gadać, tak jak kazda z nas myślałam ze to cos wspaniałego, ze jestem ta jedyna itp. A wyszło jak zwykle, po prostu standard, nic oryginalnego. Jeszcze jedna głupia.
Zrezygnowanie z wlasnej wspanialosci to spory krok do przodu.
A ze sie jeszcze mysli i wspomina i czasem znow gubi we wlasnych iluzjach? Zupelnie normalne w procesie zdrowienia.
Ja uwazam dokladnie jak Ty:
Tylko nie rozumiem dlaczego tak się wszyscy wściekają że mam fajne z nim wspomnienia. No mam i tego nikt mi nie zabierze. Lepiej wspominać fajne rzeczy niż złe, prawda?
Oczywiscie! Zawsze lepiej jest zostawiac dobre wspomnienia niz zle. Ma to zasadniczy wplyw na nasze samopoczucie.
Nie ma powodu wyrzucac dobrych wspomnien. A zwlaszcza wspomnienia o dobrym seksie, bo to bedzie Cie skutecznie chronic przed zlym seksem, masz szanse juz nigdy nie zadowalac sie kiepska jakoscia. To jest duzy przyrost wartosci dla wlasnego zycia.
Uwazam tez za dobra postawe, nie zwalac brudow na bylego….
Tylko moze jeszcze brakuje tego samego w stosunku do jego zony. Bo na razie piszesz o niej to, co zazwyczaj pisuja zdradzone zony o kochankach swoich mezow. Zamienilas sie tylko miejscami.
….. Ja znam jego żonę i ta znajomość mi wystarczy żeby wiedzieć jaka jest.
... No i dlaczego niby nie mam byc pewna siebie, czy to złe że kobieta wie kim jest i wie czego chce?
Nie, nie jest to zle, tylko wrecz przeciwnie, to jest dobre i tak powinno byc, tylko lepiej nie w ten sposob, ze definiuje sie innych /inne jako wybrakowanych, zeby samemu na ich tle blyszczec.
Lepiej, zeby to bylo niezalezne od jakichkolwiek porownan, bo wtedy jest trudniejsze do zachwiania.
Mysle jednak, ze to jest po prostu jedna z faz, przez ktore sie przechodzi.
Na razie on nie jest jeszcze calkiem odwartosciowany, wiec trzeba gdzies przeniesc ta do niego naleza czesc i do tego celu sluzy zona.
Tez nie mysle, ze trzeba widziec czarno-bialo i ze on nie musi byc zlym czlowiekiem. Kazdy czlowiek ma dobre i zle strony.
Tylko mysle, ze bedzie dobrze dopiero wtedy, gdy bedziesz to widziec juz w wyrownanej formie w stosunku do ich obojga. Jak zwykle, potrzeba na to czasu.
Jestem za wspieraniem pozytywnych elementow w takich procesach, w ktorych juz widac zaznaczajacy sie przelom, jak tutaj, a nie tak bardzo skupianie sie na tych negatywnych (podobnie jak na tym innym watku, gdzie walczylysmy ze swoimi zdaniami).
Dlatego trzymam Ci szczerze kciuki na to, zebys jak najszybciej odzyskala poczucie komfortu w zyciu i spotkala kogos, z kim bedziesz szczesliwa. A ten epizod niech bedzie po prostu lekcja zycia, ktora byc moze byla potrzebna, zeby wlasnie moc spotkac kiedys tego wlasciwego, moze szybciej, niz sie mysli.
Oj lifrinat, nie napisałam że jestem od żony piękniejsza. Jestem młodsza i to już mnie stawia na wyższej pozycji wśród starych pierdzieli, czyż nie? No bądź szczera, taka jest prawda. Czy się z tego powodu wywyższam? Wcale nie, ale to nie znaczy że mam od razu chowac się po kątach jak szara myszka. Czy ja też mam być zazdrosna o dwudziestolatki bo młodsze i piękniejsze? Ja już tam byłam, przeżyłam...
Lexpar, ja naprawdę nie spędzam czasu na wywąchiwaniu śladów jego zapachu na poduszcze, nie rozpamiętuję tego co się stało, nie analizuję, nie zaklinam. Tutaj na forum piszemy o tym bo to forum od tego jest, żeby sobie pogadać. Wspomne sobie od czasu do czasu i już, życie z byłym mężem też wspominam, tego też mi może nie wolno? Przecież to jest normalne, kolejny etap żałoby po stracie. Ja uważam że to jest akurat fajne, móc myśleć o rzeczach które kiedyś bolały bez żalu, bez rozpamiętywania co by było gdyby, akceptując rzeczywistość taką jaka jest a nie rozpaczać po tym co nigdy nie nastąpiło. Napisałam że bym go przyjęła, bo być może tak by było, nie mogę się zarzekać że czegoś nie zrobię albo przysięgać ze coś zrobię bo nigdy nic nie wiadomo. Wielu tak mówiło i poległo.
Tylko moze jeszcze brakuje tego samego w stosunku do jego zony. Bo na razie piszesz o niej to, co zazwyczaj pisuja zdradzone zony o kochankach swoich mezow. Zamienilas sie tylko miejscami.….. Ja znam jego żonę i ta znajomość mi wystarczy żeby wiedzieć jaka jest.
... No i dlaczego niby nie mam byc pewna siebie, czy to złe że kobieta wie kim jest i wie czego chce?
Nie, nie jest to zle, tylko wrecz przeciwnie, to jest dobre i tak powinno byc, tylko lepiej nie w ten sposob, ze definiuje sie innych /inne jako wybrakowanych, zeby samemu na ich tle blyszczec.
Lepiej, zeby to bylo niezalezne od jakichkolwiek porownan, bo wtedy jest trudniejsze do zachwiania.Mysle jednak, ze to jest po prostu jedna z faz, przez ktore sie przechodzi.
Na razie on nie jest jeszcze calkiem odwartosciowany, wiec trzeba gdzies przeniesc ta do niego naleza czesc i do tego celu sluzy zona.
Tez nie mysle, ze trzeba widziec czarno-bialo i ze on nie musi byc zlym czlowiekiem. Kazdy czlowiek ma dobre i zle strony.
Tylko mysle, ze bedzie dobrze dopiero wtedy, gdy bedziesz to widziec juz w wyrownanej formie w stosunku do ich obojga. Jak zwykle, potrzeba na to czasu.
Marajka, dzięki. Tak zaczęłam się zastanawiać co ja właściwie takiego złego napisałam o tej żonie. No nie lubię jej, to fakt, ale nigdy jej za bardzo nie lubiłam. Jest rozpuszczona, lubi rywalizować i uważa że należy jej się wszystko nawet kosztem innych. To moje zdanie osobiste, ale ona przecież nie może być takim złym człowiekiem, na pewno jest wspaniałą matką i dobrą żoną, przecież musiała trzymać czterech chłopów w ryzach przez tyle lat. Może jestem i trochę niesprawiedliwa w stosunku do niej, ale też poza tymi okazjami kiedy spotykałyśmy się w gronie znajomych w przeszłości to wiem o niej tylko tyle co on mi powiedział. A nie mówił źle, nawet to że go biła usprawiedliwiał jej emocjami. To jest tak naprawdę elegancka, zadbana kobieta i chciałabym tak wyglądać w jej wieku, a to co napisałam o swojej przewadze to już wyjaśniłam. Jak tam naprawdę jest między nimi to w to nie wnikam. Niech im się wiedzie. Ja jej lubić nie muszę.
283 2015-10-29 16:23:16 Ostatnio edytowany przez Marajka (2015-10-29 16:43:33)
Ivy, no pewnie, ze nie musisz jej lubic. Nie da sie lubic kazdego.
Tyle, ze to nielubienie w tym wypadku zostalo po prostu silnie wzmocnione poprzez rywalizacje Twoja z nia i odwrotnie. Jestescie/bylyscie konkurentkami.
Jak Ci calkiem przejdzie to, co w stosunku do niego jeszcze w Tobie siedzi, to i ona stanie sie obojetniejsza. Patrz na to po prostu swiadomie, zdawaj sobie sprawe z tego, ktora czesc z tych jej przez Ciebie nielubianych cech nalezy do niej, a co jest Twoja projekcja na nia w wyniku tej walki o tego samego faceta, wtedy z czasem samo sie to zalatwi.
Wskazowka do odroznienia moze byc to, ze wszystko, co wywoluje silne emocje, ma w jakis sposob zwiazek z Toba sama i jest rodzajem projekcji. To sa jakies jeszcze nie zalatwione emocje w Tobie.
Jak wiesz, pisze z wlasnego doswiadczenia....
Pozdrawiam
Marajka, w tej chwili mam włączony tryb "empatia" i jest mi tej kobiety straszliwie żal, bo wyobrażam sobie co ja bym czuła na jej miejscu. I też nie wiem co bym zrobiła, bo moge się zarzekać teraz że ja to bym na jej miejscu go z domu wywaliła, że u mnie nie ma wybaczenia zdrady i tak dalej, ale wiemy że to tylko teoria a jak by było w praktyce to ja nie wiem. I mam nadzieję nigdy nie znaleźć się na jej miejscu.
285 2015-10-29 16:46:53 Ostatnio edytowany przez Marajka (2015-10-29 16:48:25)
Nic lepszego niz ta empatia nie mozesz zrobic dla siebie samej. To jest oznaka otwierania serca i puszczania przeszlosci.
Na pewno zdarzy Ci sie jeszcze znow i inny stan, ale wazne, ze nie jest to juz tylko w jedna strone.
Gotowa na nastepna milosc ?
ps. zaraz ktos tu napisze, ze zrobilo sie tu za rozowo cukierkowo....
286 2015-10-29 16:48:41 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2015-10-29 16:49:09)
Nie
Znaczy nie gotowa, he he...
Nie szkodzi.
Wazne, ze wychodzisz na prosta, jak sama tu pisalas.
A wiec powodzenia.
Tylko nie rozumiem dlaczego tak się wszyscy wściekają że mam fajne z nim wspomnienia. No mam i tego nikt mi nie zabierze. Lepiej wspominać fajne rzeczy niż złe, prawda?
Tam się zaraz wściekają... ivy dobrze, że potrafisz w miarę racjonalnie podejść do oceny tego człowieka i poczucie doznanych "krzywd" nie przesłoniło Tobie jego zalet, które jak każdy człowiek, on niewątpliwe również posiada. Życzę Tobie tylko, aby z biegiem czasu, wystudzeniem emocji i nabraniem dystansu do tego "związku", ilość tych Twoich fajnych wspomnień drastycznie nie zmalała. Szkoda by było
U mnie niestety wraz z upływem czasu te kiedyś "fajne wspomnienia" jakby zdecydowanie straciły na fajności...
Wiesz Volver, z tymi fajnymi wspomnieniami jest tak że u mnie przede wszystkim kojarzą się one z poczuciem szczęścia w tamtym momencie. Ja nie rozumiem co Ty masz na myśli że Twoje wspomnienia straciły na fajności. Domyślam się że były to zwyczajne momenty którym Ty przypisywałaś jakąś magiczną ważność? Oczywiście czas zaciera pamięć, ale nie rozumiem jak miłe wspomnienie może zmienić się w niemiłe. Oczywiście że może znajdę kiedyś kogoś innego, może nawet seks będzie lepszy, może uczucie silniejsze, ale czy to zmieni jakoś moje wspomnienia?
Chodziło mi o to, że u mnie jak poluźniła więź emocjonalna, to powróciła również jasność widzenia, która pozwoliła mi na w tych "miłych wspomnieniach" dostrzec rysy. Po prostu niektóre wydarzenia, czy gesty nie do końca były tym za co je wcześniej uważałam. Na przykład pewne "porywy romantyczności" okazały się być zwykłą zasłoną dymną dla romansu, która miała uśpić choćby moją czujność. Długo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Takim właśnie sposobem z biegiem czasu nastąpiła u mnie znaczna redukcja miłych wspomnień.
Oczywiście u Ciebie tak być nie musi.
Aha, teraz rozumiem. Ale póki co, nie zamierzam analizować każdej sytuacji, po prostu co było minęło i trzeba iść do przodu.
Ale drugą randkę z pewnym panem odmówiłam. I nie chodzi o to że wizualnie mi nie za bardzo pasował, na to aż takiej uwagi nie zwracam. Po prostu zupełnie przypadkiem nadziałam się na jego konto na Facebooku. I to naprawdę przypadkiem, nie wiem skąd FB ma takie dane ale ukazał się on w propozycjach potencjalnych znajomych, ja nawet nie znałam jego nazwiska, gdybnym nawet chciała coś wyszukać. No ale stało się i zobaczyłam jego "dialogi" pod postami. I mi sie strasznie to skłóciło z zarysem postaci którą mi zaprezentował na pierwszym spotkaniu. Oto jak Facebook nie tylko łączy ale też dzieli ludzi :-) No i przykład na to jak szybko zapala mi się czerwona lampka.
292 2015-11-23 00:47:57 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2015-11-23 00:48:11)
Odgrzewam starego kotleta. Po prostu miałam weekend otwierania oczu.
Bardzo chciałam podziękowac wszystkim którzy się w moją historię zaangażowali i oficjalne przyznać że bylam głupia i naiwna a wszystko co pisałam przedtem tylko to potwierdza.
Wszyscy mieliście rację. Wszyscy. Zakochałam się w oszuście, który liczył pewnie na to że przygoda na boku pomoże mu odzyskać żonę. Nie będę opisywac szczegółów, powiem tylko że widziałam się z nim w piątek, rozmawialiśmy normalnie, po przyjacielsku, tak jak kiedyś, a wczoraj dowiedziałam się od znajomej osoby parę faktów, conieco skojarzyłam sama i porównałam z tym co mówił do mnie. Nie, nie liczyłam na nic z jego strony, dla mnie to już był temat zamknięty, mieliśmy zostać przyjaciółmi, ale po tym co się dowiedziałam żadnej przyjaźni już nie będzie. Cała moja wiara, całe szczątkowe zaufanie zostało ostatecznie zdruzgotane, zrównane z podłogą, rozpadło się w pył który nie wiem czy kiedyś opadnie. Nie płaczę choć oczy mam mokre.
Nie boli mnie to że wrócił do żony ani to że on nadal próbował się ze mną kontaktować ani to że było fajnie ale się skończyło. Boli mnie to że mnie okłamał w pewnej sprawie choć wiedział że jest to coś czego ja znieść nie mogę. Ja tej wiedzy nie chciałam, nie prosiłam o nią, nie szukałam, sama się nawinęła. Nawet nie potrafię wyrazić jak zraniona się czuję i jak bardzo zdradzona i nie chodzi tu wcale o zdradę fizyczną. Nie chcę go już widzieć, nie chcę z nim rozmawiać, nie chcę żadnej pamięci o nim.
Nie wiem czy sama sobie kiedykolwiek wybaczę, jest mi bardzo wstyd że byłam taka naiwna i że mu wierzyłam. Tak bardzo chciałam mu ufać.
No i co ja mam teraz zrobić? Znam te wszystkie etapy które się przechodzi po stracie, już byłam na drodze do wybaczenia a teraz wszystko zatoczyło koło i znowu... Ile jeszcze razy mam przez to przechodzić? Nie chcę z nikim kontaktu, nie chcę żadnych związków, żadnych mężczyzn wokół mnie, nie wierzę już nikomu.
Nie wiem, może wypłakanie się pomoże mi. Miało być pięknie a wyszło jak zwykle, czyli byłam kolejną durną ci*ą która dała d*py staremu gnojowi. Mieliście wszyscy cholerną rację, to wszystko schemat, kolejna naiwna głupia kochanka uwierzyła w różowe motylki. Nie ma miłości dla kobiet w moim wieku, są tylko układy i interesy a wszyscy faceci to świnie tylko niektórzy potrafią to dobrze ukrywać. Przepraszam z góry facetów który się nie czują świnią, ja ostatnio tylko z takimi mam do czynienia.
293 2015-11-23 00:55:20 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2015-11-23 00:56:45)
Jak dobrze, że wreszcie zobaczyłaś rzeczywistość.
Zastanawiasz się, czy dasz rade sobie wybaczyć. Dasz. Zacznij jednak od zrobienia porządku z uczuciami. Odpłacz, odsmutkuj, a później sprawdź, jakie uczucie ukrywasz pod smutkiem i przestań dolewać oliwy do ognia; wysuwanie pod swoim adresem niezbyt przyjemnych epitetów do niczego dobrego nie doprowadzi, spowoduje tylko dalsze pogorszenie samopoczucia. Nie bądź swym własnym wrogiem. Spróbuj, wierzę, że dasz radę, być łagodną dla siebie. (Nie, nie próbuj, BĄDŹ. Bądź łagodną dla siebie.)
Ivy, co masz zrobić ?
Potraktować poważnie to co teraz napisałaś,przestać liczyć na ro,że będzie inaczej,przestać żyć nadzieją.
Nie ma i nie było sensu utrzymywać z nim kontakt.
Właśnie dlatego.
I właśnie dlatego miałaś nie odbierać jak dzwoni.
Po to,żebyś nie czuła się nic nie warta,nie pisała głupot o życiu w samotności.
A sobie wybacz . Musisz sobie wybaczyć.
295 2015-11-23 01:10:43 Ostatnio edytowany przez Volver (2015-11-23 01:13:27)
ivy teraz przynajmniej masz już świadomość, że nie masz za kim tęsnić i rozpaczać Daj spokój i odpuść sobie. Przestań sie obwiniać, bo to kompletnie bez sensu. Nie rozumiem dlaczego osoba, która zufała ma mieć większe wyrzuty sumienia od oszusta i kłamcy ? Dziewczyno z Tobą jest wszystko w porządku, to on jest pospolitym gnojem.
Ivy- a ja swietnie rozumiem twoj stan...
Po odejsciu mojego exa, takimi epitetami sypalam, ze uszy wiedly....pod swoim adresem...
Troche mi zajelo " przyswojenie nauki", i zrozumienie, ze nie wszyscy faceci sa tacy sami...ale dalo sie.
Udalo mi sie facetow po prostu polubic...da sie.
Mam takie powiedzenie- patrz, obserwuj na spokojnie,
" bo goowno zawsze w koncu na wierzch wyplynie"
Tylko wazne, zeby go nie przegapic....
Pokrzycz sobie, poublizaj, zwymyslaj lustro, z czasem zlapiesz dystans....
( do swojej naiwnosci)
Tak, to prawda oldorando, goowno zawsze na wierzch wypłynie. Czuję teraz wściekłość na przemian z rozpaczą, z żalem, z jeszcze większą wściekłością. Mam ochotę na zemstę taką żeby mu w pięty poszło. I wiem co zaraz powiecie, więc uprzedzę, zostawię to goowno żeby już więcej nie śmierdziało. Niech sobie uschnie w spokoju.
Całą energię muszę teraz skupić na sobie, na dzieciach, tak jak planowałam. Myśli które mi chodzą po głowie to nie tylko "jaka ja głupia byłam", ale przede wszystkim "jak można być takim gnojem? Ja można tak kłamać?" Czy on myśli że ja jestem głupia jakaś? Czy on naprawdę myśli że moje słowa nic nie znaczą? Może tak, może on myśli że jestem niekonsekwentna tak jak jego żona, która ileś razy kazała mu spadać a potem przepraszała i błagała o powrót. Owszem broniłam się przed tym ostatecznym końcem rękami i nogami, jak wszyscy wiecie, nie zamierzam już dłużej, koniec to koniec. Nieważne czy facet żonaty czy nie, takich rzeczy mi się nie robi, kłamstwa nie toleruję.
Boję się że nigdy już nie zaufam, że zostanę na zawsze sama choć miną teraz nadrabiam, ale chyba ten strach jest normalny, prawda? Jeśli czas rzeczywiście leczy rany to nie mam nic innego do roboty jak czekać.
Ivy,
głowa do góry, na swiecie jest dużo fajnych mężczyzn.
Niestety są i kłamcy, wyspecjalizowani w robieniu dobrej atmosfery, która jest zasłoną dymną ich krętactw.
Przebolej, zapomnij i zacznij od nowa . I dobrze, że stosunkowo szybko to się rozwiązało.
Czas leczy rany tylko wtedy, gdy na to pozwalamy. Są osoby, dla których nadrzędną wartością jest taplanie się w cierpieniu, rozdrapywanie ran i 'bycie ofiarą'.
Boisz się, że nigdy już nie zaufasz. To również zależy od Ciebie, jeśli się uprzesz, to na każdą osobę (z mężczyznami na czele) będziesz patrzyła spode łba i każdego podejrzewać będziesz o nieuczciwość. Wówczas, faktycznie, staniesz się samotną, bo nikt (chyba) nie zdecyduje się na jakikolwiek związek (w tym również damsko-męski) z osobą, która nie ma zamiaru zaufać.
Faktycznie, teraz masz czas na zajęcie się sobą, swymi długo ukrywanymi uczuciami, poznaniem (przypomnieniem sobie) tego, co dla Ciebie jest ważne, przyjemne, dobre.
Dasz sobie szansę?
Horses, z tą ilością fajnych mężczyzn na świecie to mam jednak trochę inne zdanie. Wszyscy fajni niestety są już zajęci a i tak część z nich to dranie. No ale nic to, przeboleć trzeba.
Faktycznie, teraz masz czas na zajęcie się sobą, swymi długo ukrywanymi uczuciami, poznaniem (przypomnieniem sobie) tego, co dla Ciebie jest ważne, przyjemne, dobre.
Dasz sobie szansę?
Tu widzę problem niestety. Ja to już wszystko przerabiałam po rozstaniu z eks małżem, to poszukiwanie siebie, odkrywanie siebie na nowo, przypominanie tego co jest dla mnie ważne, przyjemne. Jakoś nie wyobrażam sobie żebym mogła to zrobić jeszcze raz bo wydaje mi się że wszystko już znalazłam. Jestem już chyba całkowicie ukształtowana jako świadoma osoba, więc takie "zrobienie czegoś dla siebie" nie ma tu zastosowania bo ja już wszystko robię to co lubię i co mi sprawia przyjemność. Ale szansę sobie dam jak najbardziej, przecież jak nie ja to kto? Potrzebuję chyba tylko wyciszenia i samotności przez jakiś czas więc dobrze że będą te święta, pobędę sobie chwilę sama ze sobą. Na razie wciąż przeszywa mnie ból i to dosłownie mnie przeszywa przez sam środek trzewi, na samą myśl jak zostałam zraniona.
Czy już nigdy nie zaufam? Nie wiem, może ja jestem z tych naiwnych co właśnie ufają za bardzo? Ale fakt boję się zaufać, boję się pokochać, boję się że zostanę zraniona ponownie. No ile razy można???
To trzy czwarte roboty za Tobą.
Nikt nigdy, od nikogo nie dostanie 100% gwarancji. Jej oczekiwanie to dobrowolna zgoda na frustrację. Mamy prosty wybór: albo zaryzykujemy, albo z obawy przed ewentualnym zranieniem będziemy odgradzać się od innych.
302 2015-11-24 18:37:13 Ostatnio edytowany przez renatta (2015-11-24 18:59:08)
Autorko, wczoraj weszlam na Twoj watek i przeczytalam calosc dzisiaj. Refleksja od poczatku ta sama: od kiedy maz wrocil do zony czy poprzez wspolne zamieszkanie (co tu mialo miejsce i nie wazene kto faktycznie sie do kogo sie wprowadil) czy przez odnowienie bliskich kontaktow, stalas sie kochanka i albo moglas przyjac te role i byc ta trzecia ( nie polecam, chociaz w szczegolnych okolicznosciach moze byc to jakis wybor, u Ciebie ich nie widzialam), albo natychmiast wycofac sie. To nie zona ta zla kobieta byla, ale kochanka, ktora przez dlugi czas pozostawala w zyciu malzenstwa, czyli... Ty. Pytasz, czy sobie wybaczysz soje postepowanie. Wybaczysz, jesli przynasz, jaka byla w tym Twoja rola, a nie jego. On niech sobie robi swoj wlasny rachunek sumienia. Ty zrob swoj, bo nie uleczysz sie z czegos, do czego sie nie przyznasz. A pozniej sobie wybacz i idz godnie przez zycie i nie krzywdz wiecej ani siebie ani innych.
To trzy czwarte roboty za Tobą.
Nikt nigdy, od nikogo nie dostanie 100% gwarancji. Jej oczekiwanie to dobrowolna zgoda na frustrację. Mamy prosty wybór: albo zaryzykujemy, albo z obawy przed ewentualnym zranieniem będziemy odgradzać się od innych.
Ivy, powtorze za Wielokropkiem, ktora jakze ma racje, piszac to powyzsze i zadajac Ci to pytanie:
Dasz sobie szanse?
Nikogo oprocz siebie samej nie ukarzesz , gdy sie odgrodzisz i zamkniesz.
Zranil Cie? No i co z tego! przezylas i bedziesz dalej zyc - silniejsza i madrzejsza.
Widocznie bylo i to ostatnie potrzebne, bo jeszcze nie wszystko bylo przerobione. To jest lekcja zyciowa. Przerobisz ja, gdy mimo tego zostaniesz otwarta na zycie. Po to one sa, zeby nauczyc sie, jak isc przez zycie z otwartym sercem.
Jeszcze nikt nigdy nie zabezpieczyl sie przez emocjonalnym zranieniem, zamykajac sie i opancerzajac. Przeciwnie - wtedy te nieuchronne nastepne lekcje zyciowe wypadaja tym silniej, bo musza skruszyc grubszy mur.
Nie ma milosci dla kobiet w Twoim wieku?
Dla zgorzknialych na pewno nie.
Dla kochajacych tak.
W wieku 42 lat bylam rozwodka, porzucona zona z dwojka malych dzieci dla mlodszej o 10 lat rywalki, ktora zreszta tez zostala wkrotce porzucona.
Ex maz po rozwodzie, gdy juz myslalam, ze bede prowadzic spokojniejsze zycie, zaczac robic mi straszne swinstwa, probowal mnie zniszczyc, trudno mi do dzis zrozumiec, dlaczego - byc moze z frustracji, ze sam sobie skopal dobre zycie, ale nie byl w stanie przyznac sie do tego sam przed soba i potrzebowal kogos do kopania za to.
Ja mu nic nie zawinilam, oprocz rozwodu, o ktory ja w tej sytuacji zlozylam, ale widac nie mial sie na kim wyzyc, a mnie mial pod reka, poniewaz byly jeszcze wspolne dzieci.
Tez przezylam wtedy drugie zalamanie, podobnie jak Ty teraz, bo nie miescilo mi sie w glowie, ze czlowiek, ktorego kiedys kochalam, ktoremu ufalam, ktorego uwazalam za czlowieka z jakimis zasadami, nawet przy sprawie rozwodowej zdajac sie na jego slowo, moze byc do tego stopnia podly. Tez nie moglam sobie wybaczyc, ze bylam taka glupia i latwowierna....
Coz, widocznie musialam sie troche nauczyc rozpoznawac pewne rzeczy w ludziach, musialam nauczyc sie stapac pewnie po ziemi i stawiac czola zyciu.
Wtedy postanowilam, ze najwieksza zemsta, jaka moge mu sprawic, bedzie to, ze bede jeszcze szczesliwa. Ze nie pozwole mu na to, zeby to on i jego zachowanie kierowaly moim dalszym zyciem, zeby to on sprawil, ze sie zamkne na wszystko i ze to on w ten sposob nadal bedzie mial kontrole nad moim zyciem. O nie, ta kontrole ja chcialam miec w swoich rekach.
Nie myslalam wtedy o zwiazkach, tylko o byciu szczesliwa, ale wiedzialam, ze nia nie bede, jesli bede w sobie kisic te wszystkie zle emocje, wiec sie za nie zabralam.
Wyszlam ponownie za maz w wieku 46 lat, choc nastepne malzenstwo bylo ostatnia rzecza, ktorej chcialam po rozwodzie. Obecnego meza poznalam 2 lata wczesniej. Byla to praktycznie milosc od pierwszego wejrzenia.
Jemu nie przeszkadzal ani moj wiek (jestesmy rownolatkami), ani wtedy jeszcze dosc male dzieci, ani to, ze ja na poczatku nie chcialam slyszec o stalym zwiazku.
Nie mowie, ze kazdy musi wchodzic w nowy zwiazek.
Ale twierdzenie, ze kobieta po 40-tce nie ma szans na milosc, to bzdura.
Wiec daj sobie szanse i mscij sie, bedac szczesliwa.
304 2015-11-25 17:19:26 Ostatnio edytowany przez ivy71 (2015-11-25 17:21:37)
Refleksja od poczatku ta sama: od kiedy maz wrocil do zony czy poprzez wspolne zamieszkanie (co tu mialo miejsce i nie wazene kto faktycznie sie do kogo sie wprowadil) czy przez odnowienie bliskich kontaktow, stalas sie kochanka i albo moglas przyjac te role i byc ta trzecia ( nie polecam, chociaz w szczegolnych okolicznosciach moze byc to jakis wybor, u Ciebie ich nie widzialam), albo natychmiast wycofac sie. To nie zona ta zla kobieta byla, ale kochanka, ktora przez dlugi czas pozostawala w zyciu malzenstwa, czyli... Ty.
Wiem. Tylko że on mi to tak przedstawiał że mogłam myśleć inaczej. A może mi się tylko tak wydawało. W czerwcu/lipcu prowadziłam dziennik emocji, w postaci listów do niego. Przeczytałam to wszystko wczoraj. To co myślę i czuję dziś nie różni się zbyt wiele od tego co tam wyczytałam. Powinnam była to zostawić od razu, nie powinnam była kontynuować tego romansu. On mi cały czas dawał nadzieję, mówił że jeszcze chwilę, że jeszcze tylko to, że jeszcze tylko tamto, że on jej nie kocha, że ona sama to zrozumie i go zostawi. Ja w to wierzyłam, wiesz dlaczego? Bo tak właśnie było w moim małżeństwie. Walczyłam o nie dopóki nie zrozumiałam że mąż mnie już nie kocha i nie chce ze mną być. Tylko że tam nie było innej osoby. Może teraz się usprawiedliwiam, ale wciąż nie uważam że zrobiłam coś złego, ja nie wkroczyłam w niczyje małżeństwo świadomie, a to co się działo naprawdę zaczęłam sobie dopiero uświadamiać bardzo niedawno. Chciałam się z nim rozstać wiele razy, za żadnym razem się nie udało z powodu obietnic. Wiem, jestem miękka pała, wciąż jestem. Myślę że sobie poradzę ale nie mogę go więcej widzieć. Zupełnie. Co będzie łatwe, zaraz przeczytasz dlaczego.
Nikogo oprocz siebie samej nie ukarzesz , gdy sie odgrodzisz i zamkniesz.
Zranil Cie? No i co z tego! przezylas i bedziesz dalej zyc - silniejsza i madrzejsza.
Widocznie bylo i to ostatnie potrzebne, bo jeszcze nie wszystko bylo przerobione. To jest lekcja zyciowa. Przerobisz ja, gdy mimo tego zostaniesz otwarta na zycie. Po to one sa, zeby nauczyc sie, jak isc przez zycie z otwartym sercem.
Jeszcze nikt nigdy nie zabezpieczyl sie przez emocjonalnym zranieniem, zamykajac sie i opancerzajac. Przeciwnie - wtedy te nieuchronne nastepne lekcje zyciowe wypadaja tym silniej, bo musza skruszyc grubszy mur.
Marajka, dzięki za te słowa, przeżyję i będę żyć, mam nadzieję szczęśliwa. Ja normalnie jestem optymistką, tylko czasami mam chwile zwątpienia. Nie chcę nawet myśleć o żadnym kolejnym związku, nie chcę się też zamykać na życie. Mam w perspektywie wiele nowych rzeczy do zrobienia, dziś rano zdałam sobie sprawę ile czasu ja zmarnowałam i wciąż marnuję na zamartwianie się i myślenie o nim, na tęsknocie za "miłością", a przecież taka "miłość" wcale nie jest mi do szczęścia potrzebna.
Sama jestem sobie winna że doprowadziłam do tego co jest teraz. Wiedziałam jak się sprawy mają, że on kończy pracę z końcem listopada, a że kontakt mieliśmy w zasadzie tylko przez jego służbowego emaila i jego służbową komórkę to wiedziałam że ten kontakt będzie musiał się urwać, bo on nie będzie ryzykował. Owszem, miałam iskierkę nadziei że może jednak... ale o tym już wiecie. W każdym razie dałam sobie sama czas do końca listopada i teraz właśnie ten koniec listopada nadchodzi. Spotkam się z nim jeszcze raz w piątek. On wie że to jest ostatnie spotkanie, ale chyba nie do końca zdaje sobie sprawę co to znaczy. Otóż on wyjeżdża za dwa tygodnie, z żoną na ponad dwa miesiące, daleko. Taka podróż życia. Uznałam to za doskonałą okazję do całkowitego wyleczenia bo nie dam rady już dalej, pomimo tego co się stało nadal go kocham ale miłość miłością a życie życiem, wiem że można się odkochać. Chcę się z nim spotkać żeby ostatecznie wyjaśnić sobie pewne nie zakończone sprawy, a przy okazji uświadomić mu że koniec to koniec, bo on nadal wypisuje jakie to jego uczucia są głębokie, że popełnił pomyłkę zostając z żoną ale musi teraz cierpieć i takie tam bzdury.
Pewnie nie uważacie że to dobry pomysł ale ja nie miałam żadnej ostatecznej rozmowy ze swoim eks mężem i do dzisiaj mu nie mogę wybaczyć pewnych rzeczy dlatego że nie zostały mi one wyjaśnione. Nie wiem, może i w tym przypadku tak będzie, ale jak nie spróbuję to się nie dowiem. Muszę się z nim spotkać, a i on powiedział że nie może wyjechać na tak długo bez otwartej rozmowy. Dla niego to pewnie będzie "do zobaczenia po powrocie", dla mnie niestety "żegnaj". Pierwszy punkt zemsty, Marajka...
305 2015-11-25 17:55:20 Ostatnio edytowany przez renatta (2015-11-25 17:56:34)
"Może teraz się usprawiedliwiam, ale wciąż nie uważam że zrobiłam coś złego, ja nie wkroczyłam w niczyje małżeństwo świadomie"
Tak, usprawiedliwiasz sie. Jestes swiadoma, ze pozostajesz w malzenstwie innych ludzi juz od dawna i... ciagle w nim jestes. To spotkanie, o ktorym piszesz, to kolejne spotkanie kochanki z zonatym mezczyzna. Wyjdz z tego ukladu teraz, zadne spotkania nie sa potrzebne. Powiedz sobie "nie chce dluzej byc kochanka, bo zasluguje na to, zeby byc partnerka czy zona, a jemu i jego zonie daje przestrzen, by naprawili swoj zwiazek", powiedz to nie jemu, tylko sobie. Pozostajac w tym ukladzie przysparzasz cierpienia sobie i zonie tego mezczyzny na pewno. Byc moze ze on w tym wszystkim czuje sie dobrze, ale Wy obie cierpicie. I tylko Ty mozesz to zakonczyc.
renatta napisał/a:Refleksja od poczatku ta sama: od kiedy maz wrocil do zony czy poprzez wspolne zamieszkanie (co tu mialo miejsce i nie wazene kto faktycznie sie do kogo sie wprowadil) czy przez odnowienie bliskich kontaktow, stalas sie kochanka i albo moglas przyjac te role i byc ta trzecia ( nie polecam, chociaz w szczegolnych okolicznosciach moze byc to jakis wybor, u Ciebie ich nie widzialam), albo natychmiast wycofac sie. To nie zona ta zla kobieta byla, ale kochanka, ktora przez dlugi czas pozostawala w zyciu malzenstwa, czyli... Ty.
Wiem. Tylko że on mi to tak przedstawiał że mogłam myśleć inaczej. A może mi się tylko tak wydawało. W czerwcu/lipcu prowadziłam dziennik emocji, w postaci listów do niego. Przeczytałam to wszystko wczoraj. To co myślę i czuję dziś nie różni się zbyt wiele od tego co tam wyczytałam. Powinnam była to zostawić od razu, nie powinnam była kontynuować tego romansu. On mi cały czas dawał nadzieję, mówił że jeszcze chwilę, że jeszcze tylko to, że jeszcze tylko tamto, że on jej nie kocha, że ona sama to zrozumie i go zostawi. Ja w to wierzyłam, wiesz dlaczego? Bo tak właśnie było w moim małżeństwie. Walczyłam o nie dopóki nie zrozumiałam że mąż mnie już nie kocha i nie chce ze mną być. Tylko że tam nie było innej osoby. Może teraz się usprawiedliwiam, ale wciąż nie uważam że zrobiłam coś złego, ja nie wkroczyłam w niczyje małżeństwo świadomie, a to co się działo naprawdę zaczęłam sobie dopiero uświadamiać bardzo niedawno. Chciałam się z nim rozstać wiele razy, za żadnym razem się nie udało z powodu obietnic. Wiem, jestem miękka pała, wciąż jestem. Myślę że sobie poradzę ale nie mogę go więcej widzieć. Zupełnie. Co będzie łatwe, zaraz przeczytasz dlaczego.
Marajka napisał/a:Nikogo oprocz siebie samej nie ukarzesz , gdy sie odgrodzisz i zamkniesz.
Zranil Cie? No i co z tego! przezylas i bedziesz dalej zyc - silniejsza i madrzejsza.
Widocznie bylo i to ostatnie potrzebne, bo jeszcze nie wszystko bylo przerobione. To jest lekcja zyciowa. Przerobisz ja, gdy mimo tego zostaniesz otwarta na zycie. Po to one sa, zeby nauczyc sie, jak isc przez zycie z otwartym sercem.
Jeszcze nikt nigdy nie zabezpieczyl sie przez emocjonalnym zranieniem, zamykajac sie i opancerzajac. Przeciwnie - wtedy te nieuchronne nastepne lekcje zyciowe wypadaja tym silniej, bo musza skruszyc grubszy mur.Marajka, dzięki za te słowa, przeżyję i będę żyć, mam nadzieję szczęśliwa. Ja normalnie jestem optymistką, tylko czasami mam chwile zwątpienia. Nie chcę nawet myśleć o żadnym kolejnym związku, nie chcę się też zamykać na życie. Mam w perspektywie wiele nowych rzeczy do zrobienia, dziś rano zdałam sobie sprawę ile czasu ja zmarnowałam i wciąż marnuję na zamartwianie się i myślenie o nim, na tęsknocie za "miłością", a przecież taka "miłość" wcale nie jest mi do szczęścia potrzebna.
Sama jestem sobie winna że doprowadziłam do tego co jest teraz. Wiedziałam jak się sprawy mają, że on kończy pracę z końcem listopada, a że kontakt mieliśmy w zasadzie tylko przez jego służbowego emaila i jego służbową komórkę to wiedziałam że ten kontakt będzie musiał się urwać, bo on nie będzie ryzykował. Owszem, miałam iskierkę nadziei że może jednak... ale o tym już wiecie. W każdym razie dałam sobie sama czas do końca listopada i teraz właśnie ten koniec listopada nadchodzi. Spotkam się z nim jeszcze raz w piątek. On wie że to jest ostatnie spotkanie, ale chyba nie do końca zdaje sobie sprawę co to znaczy. Otóż on wyjeżdża za dwa tygodnie, z żoną na ponad dwa miesiące, daleko. Taka podróż życia. Uznałam to za doskonałą okazję do całkowitego wyleczenia bo nie dam rady już dalej, pomimo tego co się stało nadal go kocham ale miłość miłością a życie życiem, wiem że można się odkochać. Chcę się z nim spotkać żeby ostatecznie wyjaśnić sobie pewne nie zakończone sprawy, a przy okazji uświadomić mu że koniec to koniec, bo on nadal wypisuje jakie to jego uczucia są głębokie, że popełnił pomyłkę zostając z żoną ale musi teraz cierpieć i takie tam bzdury.
Pewnie nie uważacie że to dobry pomysł ale ja nie miałam żadnej ostatecznej rozmowy ze swoim eks mężem i do dzisiaj mu nie mogę wybaczyć pewnych rzeczy dlatego że nie zostały mi one wyjaśnione. Nie wiem, może i w tym przypadku tak będzie, ale jak nie spróbuję to się nie dowiem. Muszę się z nim spotkać, a i on powiedział że nie może wyjechać na tak długo bez otwartej rozmowy. Dla niego to pewnie będzie "do zobaczenia po powrocie", dla mnie niestety "żegnaj". Pierwszy punkt zemsty, Marajka...
Ivy..kochana Ivy. oszukujesz siebie samą ... dopisujesz kolejne spotkania, kolejne argumenty...kolejne powody by wyjaśnić, wytłumaczyć..no melodramat z Twojej strony .. a z jego ? czyste skurwy... wyrachowanie i wykorzystywanie ..do tego kłamstwa
Największa zbrodnia jakiej człowiek może się dopuścić to próba zamachu na własny rozum... Naprawdę chcesz zamordować własną inteligencję ????
Ty po prostu zniknij... z jego życia . Wiesz , tak ładnie powiedziała to Zuza w Przyjaciółkach- ja dla Ciebie umarłam...
pozdrawiam
Renatta, ja się nie spotykam z nim jako kochanka od września. Jeżeli się spotykamy to tylko rozmawiamy, nigdy o nas, nigdy o uczuciach, tylko o tym po co się naprawdę spotkaliśmy, czyli sprawy techniczne, mówiłam kiedyś że robiliśmy razem pewien projekt który się właśnie zakończył. Nie będę opisywać szczegółow bo nie ma sensu, ale jak pisałam miłość miłością a życie życiem i po prostu nie można pewnych rzeczy zostawić. To znaczy można bo tak zrobił mój eks małż, ale to jest po prostu bardzo nie fair. Czasami coś o uczuciach znajdzie się w emailach, tak jak ostatnio. Nie jestem już jego kochanką. Chciałam być przyjaciółką ale zrozumiałam że się nie da. Ja naprawdę chcę to zamknąć, a że nie od razu tylko w piątek, tak wyszło i tak będzie. Ja chcę żeby on wiedział że znikam, nie zniknę bez słowa, tego się nikomu nie robi.
Ivy- bede brutalna...
" ja chce, zeby on wiedzial, ze znikam..."
A po jaka cholere?
Czemu ty sie martwisz, co on wie/mysli/czuje...?
Ty ciagle szarpiesz emocjonalnie tego trupa, jakim sa twoje zludzenia...ciagle probujesz cos mu " udowodnic", sobie " udowodnic" , cos " wyjasnic", o czyms sie " przekonac"
Zupelnie bez sensu.....
Zgadzam sie z renata- koniec, to koniec- stanowczo i radykalnie.
Nie dosc czasu poswiecilas na zludne nadzieje?
Opozniasz tylko swoje psychiczne wygrzebanie sie z tego ukladu.....
Jeśli jest Jej potrzebna rozmowa i takie zakończenie to niech tak zrobi.
Notabene facet jest niesamowity. Od czasu pokochania Ivy zdarzył wycofac się z pomysłu rozwodu,
zamieszkać na nowo z żoną, zaplanować podróż życia z małżonką.....
310 2015-11-25 19:16:11 Ostatnio edytowany przez zmierzch (2015-11-25 19:31:11)
Ivy
Nawet rozumiem to, że chcesz się pozbyć poczucia niedomknięcia.
Obawiam się jednak, że ono i tak pozostanie, nawet jakbyś odbyła jeszcze kolejnych dziecięć ostatecznych spotkań, bo to w tobie jest uczucie niedokończenia, niezapisania historii do końca, bo to w tobie nie wybrzmiało to, co sobie wymyślias i wymarzyłaś.
Postanowiłaś to, co postanowiłaś. Nie jestem tym zdziwiona, doskonale uzupełnia wcześniejsze zachowania.
Do spotkania, tego ostatniego, masz jeszcze trochę czasu, pora więc na chwilę zastanowienia. Na jaki temat? Na ten:
(...) ja nie miałam żadnej ostatecznej rozmowy ze swoim eks mężem i do dzisiaj mu nie mogę wybaczyć pewnych rzeczy dlatego że nie zostały mi one wyjaśnione. (...)
Rozumiałabym, gdybyś to Ty chciała powiedzieć mu jedno słowo: "żegnaj", ale oczekujesz, że on wyjaśni Ci powody swego zachowania. Załóżmy, że spełnią się Twe oczekiwania i wreszcie/nareszcie powie prawdę; usłyszysz wówczas, że grał na dwa fronty, że brał sobie z tej sytuacji to, co najlepsze, że kochał Cię używać. Naprawdę potrzebne jest Ci kolejne upokorzenie, twarzą w twarz? Nie dość Ci tego, co zafundował do tej pory i co do tej pory przeżyłaś?
Bardziej prawdopodobnym jest to, że zachowywać się będzie jak dotąd. Powie, że mu na Tobie zależy, że kocha Cię, że te dwa miesiące to podróż pożegnalna. To chcesz usłyszeć? Nie dość Ci jego dotychczasowych kłamstw?
Chcesz, zgodnie z tym co napisała Marajka, rozpocząć zemstę. Tyle tylko, że ona zaproponował coś innego niż planujesz zrobić. Ona zaproponowała, byś była szczęśliwą bez niego i to miałaby być ta 'zemsta'. Jesteś aktorką? Jesteś bardzo dobrą aktorką? Bo z Twych postów nie wynika, że jesteś ponownie szczęśliwą, pełną radości, kobietą; wyziera z nich smutek tropików, zawiedzione nadzieje, niespełnione marzenia. Dasz radę tak grać podczas spotkania, by on uwierzył, że jesteś szczęśliwą, szczęśliwą bez niego?
Nie, nie namawiam Cię na zrezygnowanie ze spotkania, bo i tak na nie pójdziesz. Życzę tylko, byś zrezygnowała z pisania tekstu, który z jego ust chcesz usłyszeć. On jest niezależnym aktorem.
Ivy
Nawet rozumiem to, że chcesz się pozbyć poczucia niedomknięcia.
Obawiam się jednak, że ono i tak pozostanie, nawet jakbyś odbyła jeszcze kolejnych dziecięć ostatecznych spotkań, bo to w tobie jest uczucie niedokończenia, niezapisania historii do końca, bo to w tobie nie wybrzmiało to, co sobie wymyślias i wymarzyłaś.
Ponadto on nie pozwala Jej zamknąć tego rozdziału.
Pytanie brzmi - dlaczego?
Bo liczy, że będą razem, czy też świetnie się czuje mając młodą adoratorkę.
Niestety jego poczynania wskazują na to drugie, a taka " zabawa" może trwać latami
i wcale nie musi być w niej seks, bo tu o poczucie wyjątkowości i adorację chodzi.
Ja rowniez uwazam ze to pozegnanie to zaslona dymna. Ivy czy wierzysz ze skoro tyle czasu nie mowil Ci prawdy to teraz nagle to uczyni? ...nie Ty w to nie wierzysz, Ty chcesz uslyszec z jego ust kolejne pseudowyjasniena i zapewnienia ktore pozwola Ci w Twojej glowie zracjonalizowac obecna sytuacje i uchwycic sie mentalnie jakiejs iskierki nadziei. Bo Ty tak naprawde nie chcesz powiedziec zegnaj, chcesz zeby na tym spotkaniu stal sie cud ktory kaze Ci nadal na niego czekac. Gdybys prawdziwie chciala zamknac ten rozdzial zrobilabys to tu i teraz bez wyjasnien poprostu uciela calkiem ten kontakt. Twoje zapewnienia ze idziesz na rozmowe z klamca by uslyszec "prawde" sa tak wiarygodne jak te alkoholika ze moze pic " w kontrolowany sposob".
Dziewczyny, to wszystko prawda, co piszecie. I wazne, zeby to bylo napisane, bo dzieki temu Ivy ma szanse widziec, jak to wyglada dla innych z zewnatrz, bo ona sama jeszcze na zewnatrz nie do konca jest.
Tylko....... ja sama wiem, jak to jest, gdy jeszcze tla sie jakies ostatnie iskierki. Mysle, ze czasem tak po prostu jest, ze nawet gdy glowa juz zrozumiala, to te iskierki czlowieka nadal pchaja w ta sama strone i czasem tak musi byc, ze trzeba dotrzec najpierw do samego dna, zeby moc sie od niego odbic i wyplynac znow na wierzch.
Takie wlasnie mam wrazenie w tym przypadku, dlatego rozumiem, co pisze Ivy, chcac probowac cos wyklarowac. Jesli nie sprobuje, to zostanie z ta mysla, ze to dlatego nadal tkwi jak zadra, bo nie wyjasnila pewnych rzeczy. Tak samo jak z exem.
To co prawda raczej nie jest prawda, czy przyczyna, ale tak sie czasem mysli i warto podjac dlatego chocby probe, zeby stwierdzic, ze bylo sie w bledzie, ze wyjasnienia nie przynosza tego wyzwolenia, ktorego sie spodziewalo (no ale mimo to nie mozna wykluczyc, ze moga byc choc troche pomocne).
Ivy, jesli tak jest, to popatrz na to mozliwie swiadomie i nie zwalczaj tej tendencji, tylko pozwol, zeby niespelnienie zabolalo jeszcze ciut mocniej, nie uciekaj przed tym w racjonalizowanie i proby wytlumaczen, tylko czuj! Rana jeszcze sie jatrzy i potzebuje czasu na wygojenie. Na to zwykle nie pomagaja zadne tlumaczenia, tych potrzebuje glowa, ale serca one nie uzdrawiaja.
Znasz to uczucie niespelnionej nadziei na milosc z innych sytuacji w swoim zyciu? Gdy czekalas i czepialas sie drobnych znakow, bylas o czyms zapewniana, co przeczylo rzeczywistej sytuacji, w ktorej zostalas zostawiona? Jesli to takie silne uczucie, to pogrzeb troche w swoim zyciu, wyglada to na stare emocje, splatajace sie z obecnymi. Moze ciagniesz w tym jeszcze niezalatwione resztki z rozwodu, albo jeszcze cos wczesniejszego.
Resztki wypalaja sie tym szybciej, im wiecej do siebie dopuscisz, nie usilujac niczego tlumaczyc. Wtedy czasem zdarzaja sie objawienia i wyzwalajace zrozumienie samo przychodzi. Czuj i nie uciekaj przed niczym ani nie probuj niczego robic, co mialoby na celu zlikwidowanie tego niechcianego uczucia. To jedyny skuteczny sposob na przerobienie tego, co boli - dac sie temu wypalic.
315 2015-11-26 09:46:53 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2015-11-26 09:47:11)
Marajko, to wszystko prawda z jednym małym wyjątkiem. By wyjaśnić jakąkolwiek sytuację, a taki jest cel piątkowego spotkania, potrzeba dobrej woli obu stron. Myślisz, że ów pan jest zainteresowany tym, czego w ogóle pragnie Ivy? Chce cokolwiek wyjaśnić i zrobi to? Na podstawie tego, co nam napisała - wątpię. Gdyby chciał, zrobiłby to dawno temu.
Rozumiem, że dotychczasowe upokorzenia nie były tak silne, by pozbyła się złudzeń, by mogła się od tego odbić. Jednakże to spotkanie przyniesie jej więcej złego niż dobrego. Obym się myliła!
316 2015-11-26 10:17:35 Ostatnio edytowany przez Marajka (2015-11-26 10:36:23)
Wielokropku, tu wcale nie chodzi o tego pana i jego checi, moze nie do konca zrozumialas, co chcialam przekazac.
Trudno mi powiedziec, co przyniesie spotkanie.
Ale jesli piszac o tym zlym, co ono moze przyniesc, masz na mysli dalsze rozczarowanie, to byloby w tym przypadku lekarstwem, a wiec niczym zlym. Czasem jest to potrzebne, nawet jesli lekarstwo jest gorzkie. I nie da sie tego przeskoczyc, jesli taka potrzeba istnieje.
Czasem jakies ukryte uczucia i emocje szukaja takich sytuacji, zeby w koncu moc wydostac sie na zewnatrz.
Upokorzenie? Moze to jest wlasnie takie stare ukryte uczucie, ktore dzieki takiej sytuacji nareszcie moze byc poczute i pozegnane. Nie powinno sie przed tym uciekac ani tego unikac.
Wiekszosc naszych emocji jest starymi wzorcami reakcji, nabytymi w dziecinstwie. Pozniejsze sytuacje zyciowe tylko je aktywuja i daja szanse skontrolowania, czy sa jeszcze adekwatne na dzien dzisiejszy. Czemu tego nie wykorzystac, zamiast dac sie nieswiadomie nimi miotac?
Unikac tylko dlatego, ze boimy sie wlasnych uczuc? Lepiej wykorzystac szanse zmierzenia sie z nimi i poznania ich, poznania siebie i zycia bez strachu.
Bo to otwiera droge do bycia szczesliwym samemu z soba.
Ivy widac chce sie konfrontowac ze soba sama.
Zle byloby, gdyby po takim spotkaniu nadal czepiala sie jakichs iluzji.
Ivy, trzymam kciuki na dobra droge.
317 2015-11-26 10:36:54 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2015-11-26 10:40:21)
Marajko, wszystko z Twego wcześniejszego posta zrozumiałam, znam te mechanizmy. Dlatego podtrzymuję swoje zdanie. Jak pewnie zauważyłaś, nie namawiałam Ivy do zrezygnowania ze spotkania, namawiałam jedynie do zrezygnowania z czegoś, na co nie ma wpływu. I też trzymam kciuki za Ivy, inaczej nie pisałabym w jej wątku.
Kocham Was!
Napiszę PO (jeśli w ogóle będzie).
No i koniec. Nie da sie byc twardzielem w tych sprawach. Przegadalam cały wieczor z kolezanka, teraz leżę i wyje. To było najtrudniejsze rozstanie mojego życia. Kiedys sie pozbieram, na razie folguje emocjom, musza wybrzmieć. Nie przestałam go kochać, teraz do mnie dociera ile kłamstwa jest w tym twierdzeniu ze lepiej byc szczęśliwym przez chwile niz nieszczęśliwym przez długi czas. Ten kto nie zaznał szczęścia nie wie co traci...
Trzymaj sie ivy...
Poplacz, pokrzycz, moze cos potlucz...
Im silniej przezywasz, tym ( jest szansa) ze szybciej ci przejdzie....
321 2015-11-28 08:42:13 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2015-11-28 08:47:30)
Nie, nie trzymaj się. Wreszcie się nie trzymaj.
Puść wszystkie uczucia. Płacz, szlochaj, rycz. Rób to, co przynosi ulgę.
Wirtualnie przytulam.
Dziękuję Wam. Nie wiem czy się trzymam czy nie, pewnie wiecie jak jest to co będę opisywać. Co chwilę ryczę jak głupia, na jakiś czas się uspokajam i tak w kółko. Wiem że zrobiłam dobrze, nie ma innej drogi.
On nie spodziewał się tego co mu powiedziałam. Myślał że wszystko pozostanie tak jak jest, robił jakieś plany z prezentem świątecznym i takie tam różne inne. Nie spodziewał się że to co usłyszał będzie takie ostateczne.
Trudno. Pozbieram się, wypocznę. Taka mi nawet myśl przyszła do głowy - niech żałuje tego co stracił, ale... czy mnie to powinno obchodzić? Muszę się skupić na sobie.
Brawo Ivy, I jak nie byc dumna, ze nalezy sie do naszego pieknego swiata Kobiet. Pisz, jestesmy z Toba.
Nie mam za wiele o czym pisać. Pustka straszna, staram się o tym nie myśleć. Skoki sobie oglądam.
325 2015-11-29 11:04:10 Ostatnio edytowany przez Marajka (2015-11-29 11:05:57)
Pustka, bo skoczylas w przepasc.....ogladasz skoki? Wiec pewnie wiesz, jak sie to odczuwa...
Pustka, bo zniknal objekt, na ktorym bylas skupiona, bo nie wiesz, czego sie trzymac w tym wolnym locie, bo cos w Tobie mysli, ze to koniec milosci w Twoim zyciu....
Ale jednoczesnie jest to wolnosc - tak czuje sie ktos, kto byl dlugo zwiazany i nagle przeciete sa jego wiezy, nigdzie nie napotyka na ograniczenie swojego ruchu i przez to pierwsze kroki sa chwiejne i przewraca sie.
Ivy, milosc jest w Tobie, a nie na zewnatrz. Przeciez to Ty kochalas i kochasz. Jak przestaniesz chciec "miec" i zostawisz tylko milosc, to i bol sie zmiejszy.
Teraz rana juz nie bedzie sie jatrzyc przez rozdrapywanie zludnymi iluzjami. Jej zaropiale brzegi sa powycinane, dlatego bol jest najpierw ostrzejszy, ale za to jest szansa na szybsze wygojenie.
To byl dobry i odwazny krok, dajacy szanse na cos nowego.