Cześć.
Tak myślałem sobie ostatnio, skłoniła mnie do tego sytuacja mojego jednego koleżki, który jest bardzo miłym gościem o dużej kulturze, sympatycznym, mającym jakieś tam swoje zasady. Jest bardzo miły dla dziewczyn, trzyma zawsze fason. Myślałem, że jest to mile widziane u kobiet. Ja sam też tak robię. Tymczasem ostatnio byłem świadkiem rozmowy o nim (oczywiście w jego nieobecności) paru naszych wspólnych koleżanek, z którymi regularnie rozmawia, to jedna z nich wprost wypaliła, że ten kolega to taka ci***eczka trochę . Powiedziała to dziewczyna, z którą ciągle nawijał, wydawać się mogło nawet flirtował, pomagał. Nie można też powiedzieć że jest lizusem czy coś, po prostu wyluzowany koleś, mądry, co z każdym znajdzie wspólny język, nawet z kijem od szczotki. Jednak tymczasem u nas na uczelni dziewczyny bliżej trzymają się takich cwaniaczków, co wiecie, złoto, monety i bankiety, choć niektórzy z nich dość chamsko potrafią odnosić się w towarzystwie kobiet, w dodatku niektórzy z nich traktują je przedmiotowo. U mnie pod tym względem (stosunków damsko-męskich) jest w miarę ok, chociaż też czasem zauważam, że jestem chyba zbyt miły. Zresztą chyba przyznacie, to nie jest niecodzienne zjawisko. Dzisiaj klasy się nie docenia, klasa to kasa.
I tutaj mam pytanie - o co Wam dziewczyny chodzi? Czego wy tak naprawdę potrzebujecie? Bo jednak nie kumam, gdy koleś jest miły, wyluzowany, inteligentny, kulturalny, niebrzydki (urody nie oceniam ale ten koleś na pewno nie jest jakimś monstrum), a wy wolicie wulgarnych cwaniaczków. Czy bycie miłym w obecnych czasach jest jakąś oznaką słabości, czy co? Lepsze jest emanowanie swoją zajebistością i patrzenie na wszystkich wokół z góry? A może niektóre kobiety po prostu jara, jak są traktowane z góry, lekceważąco, chcą czuć się zdominowane itp.?