Strajki, stan wojenny - to pamiętam doskonale, ja tego tylko po prostu nie rozumiałam. Pisząc, że dorośli przy nas nie rozmawiali o tym, co się działo, miałam na myśli to wszystko, czego na co dzień nie doświadczałam i nie stykałam się z tym bezpośrednio, czyli brak wolności jednostki, te wszystkie prześladowania, prowokacje, uciszanie, zamykanie w więzieniach tych, którzy byli dla władzy niewygodni, niesprawiedliwe wyroki sądowe i tak dalej. Pewne rzeczy obserwowałam oczami dziecka i na tym moja świadomość komunizmu się kończyła.
A skoro już o stanie wojennym i strajkach mowa, to na którejś z wcześniejszych stron (wątek jest już stary, więc jeśli coś jeszcze powtórzę, to przepraszam, ale nie chce mi się przez całość przedzierać) opisywałam, jak czołgi jechały ulicami miasta, a dzieci radośnie machając rękami krzyczały do żołnierzy "Niech żyje wojsko polskie!". Ze słowami, że kiedyś zrozumiem, tata zawiózł mnie, żeby mi z bezpiecznej odległości pokazać strajkujących na kopalniach "Moszczenica" i "Manifest Lipcowy" górników, potem polała się tam krew. Sam też strajkował. Pamiętam doskonale, kiedy ktoś przywiózł go do domu, żeby wziął jakieś jedzenie, kilka drobiazgów, był w ubraniu roboczym i górniczym kasku na głowie, a wychodząc z domu żegnał się w taki wyjątkowo przejmujący sposób, zszedł na dół, odwrócił się, a my wraz z bratem i mamą machaliśmy mu z okien naszego mieszkania na czwartym piętrze komunistycznego mrówkowca. Czułam, że dzieje się coś bardzo niedobrego, ale zupełnie tego nie rozumiałam. Potem już tylko za tatą bardzo tęskniłam. O północy w Sylwestra 1981/82 jakieś wojskowe pojazdy jeździły pod blokami i reflektorami świeciły po oknach sprawdzając czy ktoś przypadkiem nie łamie zakazu zgromadzeń. Jakiś czas później mieliśmy też w domu rewizję. Było już ciemno, kiedy dwóch milicjantów w mundurach przyszło z nakazem przeszukania mieszkania. Oficjalnie nie chcieli powiedzieć jaki był tego powód, ale kiedy skończyli czynności, a przetrzepali dokładnie wszystko, nieoficjalnie powiedzieli tacie, że był donos, że mamy w domu dolary (przypomnę, że było to wówczas zakazane), duże ilości alkoholu i coś tam jeszcze, czego nie pamiętam - wszystko było oczywiście totalną bzdurą. Przypuszczam zresztą, że chodziło o znalezienie jakiegoś dodatkowego pretekstu, bo w związku z tym, że tata pracował w dozorze górniczym, to za strajki odpowiedzialny był jakby z automatu.
W każdym razie, wracając do początku posta, pomimo tego, co się wokół mnie działo, ja czułam się bezpieczna, bo dla mnie mój ojciec był mężczyzną przez duże 'M' - wiedziałam, że cokolwiek się stanie, to nas ochroni. Dziecinna to naiwność, ale w tamtym czasie naprawdę głęboko w to wierzyłam.