Jak ratować małżeństwo? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Jak ratować małżeństwo?

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 158 ]

66

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Doom zirytowało go to, że ktoś stwierdził, że zachowuje się jak dziecko, bo każdy inaczej przeżywa, odczuwa. W inny sposób odreagowuje stres.

On na razie nawet nie chce podejmować decyzji.
Nie chce kierować się emocjami, bo są one najgorszym doradcą. Powiedział, że chce to wszystko przeanalizować, kiedy nerwy, emocje trochę opadną. Pomyśleć "na zimno"

Ale czy tak się da?

Zobacz podobne tematy :

67 Ostatnio edytowany przez bags (2013-08-02 22:18:46)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Doom zirytowało go to, że ktoś stwierdził, że zachowuje się jak dziecko, bo każdy inaczej przeżywa,

Zabolało go zapewne to

bags napisał/a:

On ucieka od Waszego związkowego i zdradzieckiego problemu w pracę, knując odwetowe "piękne za nadobne"; Ty od rozmowy w chodzenie na paluszkach i chowanie się pod miotłę, by nie drażnić urobionego po uszy lwa...
Z Twojego tematu w sposób ewidentny widać, że nadal żyjecie w więzieniu swojego związku. Z tego wszystkiego jawi się jedno - nie rozmawiacie ze sobą - owszem wymieniacie zdania - ale to puste zdania, bez nici porozumienia i jakiejkolwiek woli zrozumienia. W dodatku każde z Was nastawione jest na "szukanie" tego, do czego można się przyczepić, byle tylko nie było to Waszym dobrem wspólnym. Mętlik i brak perspektyw zdrowego układu w przyszłości. To trwa za długo. To wygląda na wir, który Was wciąga.
Wy nie rozmawiacie jeśli już tylko stojąc do siebie plecami obrzucacie się inwektywami po obwodzie kuli ziemskiej, tudzież jesteście jak dwie armie toczące zaciekły bój na froncie w okopach, które nic a nic o sobie nie wiedzą.

Stosujecie barbarzyńską zasadę oko za oko, która wedle jej "prekursora" - Mohameda Ghandiego - pozostawi Nas - WAS - wszystkich ślepymi.
Pomijając już fakt, że oboje na swój sposób jesteście głusi na to, co się wokół Was dzieje. Niby dorośli, a zachowują się jak dzieci wylane razem z kąpielą... do piaskowego -wciągającego - bagienka.

Ale nie zadał sobie na tyle trudu, by przeczytać ze zrozumieniem to, co napisałem powyżej lub we wcześniejszych postach!

Tak słowem usprawiedliwienia siebie dla Twojego Męża

Cash napisał/a:

Bags,
pozwolę sobie tak bezpośrednio...
Miewaliśmy różne poglądy, czasami zbieżne, czasami niekoniecznie. Swoją działalnością stałeś się istotną osobowością tego Forum, masz w sobie potencjał i to czuć. Wielu ludziom którzy "wykoleili" się na zakręcie życia, Twoje wypowiedzi pełne niuansów, niedomówień i możliwości własnej, subiektywnej interpretacji, były i są światełkiem w tunelu rozpaczy.

Kolega zapomniał o ironii słownej moich wypowiedzi wink ale to tak na marginesie

Z wyrazami należytego szacunku 4all.

68

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

On na razie nawet nie chce podejmować decyzji.
Nie chce kierować się emocjami, bo są one najgorszym doradcą. Powiedział, że chce to wszystko przeanalizować, kiedy nerwy, emocje trochę opadną. Pomyśleć "na zimno"

Ale czy tak się da?

Uważam, to za najodpowiedniejsze. Sama żyje z Mężem po zdradzie. Emocje jakie targają chwilę po "prawdzie" są wielkie, postępuje się irracjonalnie. Nie wie sie co jest dobre dla nas, co złe. Dlatego najlepiej poczekać, aż emocje miną. Ja - chwilę po odkryciu zdrady, wyrzuciłam z domu. Pozwoliłam wrócić - i nie żałuje podjętej decyzji.

69

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Bags być może, to go zabolało. Nie dopytywałam...
Zaglądać tu już pewnie nie będzie, bo on nie jest zwolennikiem przesiadywania na forach. Raczej wszedł z ciekawości zobaczyć o czym pisałam i jakie dostałam odpowiedzi.
Przyznał mi rację, że taki kopniak w tyłek jaki tu dostałam był potrzebny.

Smallangel też tak myślę, dlatego nie będę naciskać, dam mu czas którego potrzebuje. Co nie znaczy że nie będę się starała aby to wszystko poukładać.

Uznałam że najrozsądniejsze będzie po prostu żyć normalnie. Tym razem bez użalania się nad sobą, biczowania... Na wspieraniu go, zapewnianiu o tym jak bardzo go kocham i jak bardzo jest dla mnie ważny. Pokazywaniu na codzień jak wiele dla mnie znaczy. Cierpliwości, kiedy zacznie wypominać, kiedy będzie miał żal... Rozmowie o nas, o uczuciach, o wszystkim...
Kiedy zacznę być znów sobą...

Czeka nas długa droga, mam wrażenie że bardzo długa i mam ogromną nadzieję, że uda nam się. Boję się jednak, że on po kilku miesiącach stwierdzi, że nie, nie potrafi ze mną być po tym wszystkim. A to też jest możliwe...
Ale to już czas pokaże...

Trzeci dzień jest tak normalnie, tak inaczej niż ostatnio. Za wcześnie jeszcze aby mówić o tym jak będzie i czy to już jest poprawa, ale póki co nadzieje są coraz większe...

70 Ostatnio edytowany przez Doom (2013-08-03 01:11:16)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Bags być może, to go zabolało. Nie dopytywałam...
Zaglądać tu już pewnie nie będzie, bo on nie jest zwolennikiem przesiadywania na forach. Raczej wszedł z ciekawości zobaczyć o czym pisałam i jakie dostałam odpowiedzi.
Przyznał mi rację, że taki kopniak w tyłek jaki tu dostałam był potrzebny.

Smallangel też tak myślę, dlatego nie będę naciskać, dam mu czas którego potrzebuje. Co nie znaczy że nie będę się starała aby to wszystko poukładać.

Uznałam że najrozsądniejsze będzie po prostu żyć normalnie. Tym razem bez użalania się nad sobą, biczowania... Na wspieraniu go, zapewnianiu o tym jak bardzo go kocham i jak bardzo jest dla mnie ważny. Pokazywaniu na codzień jak wiele dla mnie znaczy. Cierpliwości, kiedy zacznie wypominać, kiedy będzie miał żal... Rozmowie o nas, o uczuciach, o wszystkim...
Kiedy zacznę być znów sobą...

Czeka nas długa droga, mam wrażenie że bardzo długa i mam ogromną nadzieję, że uda nam się. Boję się jednak, że on po kilku miesiącach stwierdzi, że nie, nie potrafi ze mną być po tym wszystkim. A to też jest możliwe...
Ale to już czas pokaże...

Trzeci dzień jest tak normalnie, tak inaczej niż ostatnio. Za wcześnie jeszcze aby mówić o tym jak będzie i czy to już jest poprawa, ale póki co nadzieje są coraz większe...

Moją opinię poznałaś. Parokrotnie dałem ci do zrozumienia, co tobie i o tym, co zrobiłaś, myślę. Czułbym się jednak, tak zwyczajnie, po ludzku ze sobą źle, gdybym źle ci życzył. Powtarzam, tu nie chodzi o ciebie, tylko o moje samopoczucie. My się nie znamy i generalnie jesteś mi obojętna.  Odczuwam za to sympatię do osoby, którą skrzywdziłaś. Sympatię niejako z "urzędu", ale też bez przesady. Emocje znacznie opadły.

Widzę jednak pewne, drobne odstępstwo od normy tj. czytając inne opowieści zdradzających, u ciebie widać większą, desperacką wręcz, wolę do zmiany siebie. Możesz też świetnie grać, jak wspomniałem, nie znam cię. Ok, ale do rzeczy. Zapewne wiesz, że bardzo często jest tak, że człowiek tuż przed śmiercią odczuwa poprawę, niekiedy znaczącą, a niekiedy jest mu tak normalnie, inaczej niż zwykle, ale jednak lepiej. Co to ma do twojej sytuacji? Już odpowiadam: Nie rozbudzaj swoich nadziei, nieznajoma. Myśl realnie. Twój mąż nawet za dziesięć lat, któregoś sobotniego, letniego i pięknego, jak obrazek poranka, może przy śniadaniu powiedzieć: "To mnie przerasta. To koniec". Tak funkcjonujemy. Zdarzają się jednostki, które wybaczają zdradę, ale nie spotkałem (za siebie też mówię) żadnego faceta, który by zapomniał. Tu jest potrzebna mądrość. Kto mądry niech zatem liczbę bestii przeliczy. Twoją "bestią" będzie strach, przed wspomnianymi powyżej słowami. Co się z tobą stanie? Nie wiem. Co będzie z waszym związkiem? Też, nie wiem. Natomiast wiem jedno. Wam obojgu będzie od tej pory towarzyszył bardziej lub mniej zakamuflowany lęk. On będzie się bał, że znów go zranisz, ty będziesz się bała samotności, życia bez niego. Strach to mała śmierć.

Taka, według mnie jest twoja kara. Czy sprawiedliwa? Czy zbyt okrutna? Sama sobie odpowiedz...

Dobranoc mimo wszystko.

71

Odp: Jak ratować małżeństwo?
Doom napisał/a:

(...) Już odpowiadam: Nie rozbudzaj swoich nadziei, nieznajoma. Myśl realnie. Twój mąż nawet za dziesięć lat, któregoś sobotniego, letniego i pięknego, jak obrazek poranka, może przy śniadaniu powiedzieć: "To mnie przerasta. To koniec". Tak funkcjonujemy. Zdarzają się jednostki, które wybaczają zdradę, ale nie spotkałem (za siebie też mówię) żadnego faceta, który by zapomniał.

Dopóki będzie obok Niej, zawsze będzie miała nadzieję i myślę, że dobrze, to może być napęd do działania.
Zapomnieć się nie da i tu wcale nie chodzi tylko o mężczyzne. Ja kobieta pomimo wybaczenia krzywdy (zdrady), dania szansy - nie zapomniałam, ale nie żyje tym na co dzień.

Doom napisał/a:

(...)Wam obojgu będzie od tej pory towarzyszył bardziej lub mniej zakamuflowany lęk. On będzie się bał, że znów go zranisz, ty będziesz się bała samotności, życia bez niego. Strach to mała śmierć.(...)

I to jest czas na pracę nad sobą i jedna i druga osoba. Da się to wszystko przezwyciężyć. I strach nie będzie odczuwalny.

72 Ostatnio edytowany przez nieznajoma85 (2013-08-04 01:26:27)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Doom przede wszystkim i pomimo wszystko odbieram Cię bardzo pozytywnie. Co jest najważniejsze właśnie tutaj - nie znamy się, dlatego mogłam pisać szczerze, od serca.
Grać, nie gram - co by mi to dało? Przyszłam tu po radę, nikt mnie nie zna, nie muszę się nikogo obawiać - jedynie krytyki. Ale mogę być sobą smile
Ale zaryzykowałam, napisałam. Chciałam pokazać jaka jestem, otrzymać radę.
Oczywiście rozumiem jeśli ktoś uważa, że to jakaś gra, że udaję i stwarzam pozory kogoś kim nie jestem. To jest tylko forum i pisać mogą różni ludzie. Z resztą nie na jednym forum byłam i przekonałam się jacy fałszowi potrafią być ludzie.
Dla sprostowania - fora były związane z kobietami które czekają na partnerów odbywających karę w Zakładach Karnych, bądź tymczasowo aresztowanych.
No i jakiś czas temu tu się pojawiłam...

Nie o forach miałam pisać.
Wracając do tematu, potrzebowałam jakiejś rady i czytając wiele wątków pomyślałam - gdzie mogę szukać informacji jak nie tutaj? Wśród osób, które same były zdradzone, które czują to co teraz mój mąż czuje, które będą w stanie wskazać mi drogę, powiedzieć jak mam postępować i co dalej robić.
Gdybym pisała nieszczerze oszukiwałabym sama siebie, a tego nie chcę. Chcę mieć przynajmniej wyobrażenie jak mam dalej postępować, a najlepiej wiedzieć co mam robić. Póki co wydaje mi się, że wiem.
Jak to jest, co z tego będzie - tylko czas pokaże...

Tak byłam egoistką, nie dostrzegałam wielu rzeczy. Nie dostrzegałam tego, że mąż teraz potrzebuje wsparcia, zainteresowania, silnej kobiety, która weźmie na barki konsekwencje tego co zrobiła. Użalałam się tylko nad sobą - jaka to ja jestem biedna i pokrzywdzona. A tak nie jest. Teraz wiem, że to ja powinnam mu pokazać jak bardzo żałuję swoich czynów i jak bardzo chce się zmienić, naprawić to. Oczekiwałam nie wiadomo czego, skupiając się tylko na sobie i swoim poczuciu winy...

Czy desperacko chcę się zmienić? Wątpię. Najzwyczajniej chcę tylko tego aby wrócić do normalności. Do tego jaka jeszcze byłam rok temu. Na nowo wzbudzić w sobie wartości, które kierowały moim życiem. Niestety zatraciłam samą siebie...
Byłam zupełnie inna i dziś już wiem, że taka powinnam być, taka chcę być.

Wcale też nie uważam, że to źle, że mąż czasem daje mi popalić. Ma do tego prawo i to będzie dla mnie nauczką...
Nawet jeśli zdecyduje się tak na 100% dać nam (mi) szansę, to lęk będzie mi zawsze towarzyszył... Zawsze będę się bała, że jednak on nie będzie w stanie ze mną być...


Smallangel strach może nie będzie odczuwalny na codzień, ale jednak będzie. Gdzieś chyba zawsze będzie ten lęk...

Mój mąż kiedyś, dawno temu nie był święty. Wie co to zdrada, bo sam zdradzał - nie mnie. Mi zawsze był wierny. Od samego jednak początku bałam się, a co się okazało, to ja zrobiłam to świństwo, nie on... Ale to napisałam odnośnie tego lęku. Może na codzień go nie było, ale przychodziły chwile, kiedy jednak myśli nie dawały spokoju...

Boję się tego co będzie. Boję się przyszłości, ale chce Walczyć i jak pisałaś - dopóki on będzie obok, będę miała nadzieję...



Dziękuje jeszcze raz, dziękuje za wszystkie dobre i złe komentarze. Te "złe" zmotywowały mnie do zmiany myślenia, te dobre dodają siły do działania.


Czy mogę tu czasem wyrzucić złość i żale? Żeby nie robić tego w domu, nie nakręcić się niepotrzebnie i wyrzucić złe emocje?
Może wypłakać się?

73 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2013-08-04 02:36:28)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Jesteście tyle lat razem, niby Ci zależy, a jak już postąpiłaś źle, to nie wyciągasz żadnych wniosków! Ja w ogóle nie wyobrażam sobie wybaczyć zdrady, choć oczywiście nie mam pewności, że bym nie wybaczyła, bo wiem, że w małżeństwie może być inaczej.. ale na litość... są granice... jak już go zdradziłaś, był alkohol, widziałaś, że źle zrobiłaś.. a on wybaczył.. to powinnaś już więcej tego alkoholu nie tknąć albo pić dużo mniej. A Ty poszłaś na panieński i znowu go zdradziłaś. Jak mąż może Ci zaufać? Jak tylko idziesz na imprezę bęz niego, pijesz alkohol i zdradzasz go, a za kilka tygodni dodatkowo znowu... Tak, alkohol nie jest usprawiedliwieniem, bo bez przesady, nawet jak dużo wypijesz, to wiesz, że masz męża, może pewne hamulce nie są takie, jesteśmy często weseli, ale jeśli mamy silną wolę, to wiemy co jest ważne i partnera nie zdradzamy! Jasne, są pokusy, ale jak się chce, to się z nimi daje radę. Weź się za siebie, nie mów o tym, że nie wiadomo co się stanie za rok czy dwa, bo jak będziesz w ten sposób myśleć, to żadnego związku nie utrzymasz. Ty sama powinnaś chcieć to zmienić i przedsięwziąć kroki ku temu..

Tak jak pisze Wielokropek, musisz wiele przemyśleć, warto też iść na terapię, to często wiele uświadamia. Bardzo źle zrobiłaś, co już pisałam, weź odpowiedzialność.. ech.. dobrze, że chociaż mężowi powiedziałaś.

A i co do chęci odwetu męża.. to tak, oczywiście nadal uważam, źe źle zrobiłaś, ale jeśli macie być razem, to to nic dobrego nie przyniesie.. Jak wybaczenie to wybaczenie, jak zbyt wiele, to rozstanie. Nie ma lepszych wyjść. Jeśli zemści się, to wcale nie będzie bolało mniej. Może wszystko to co tu piszesz powiedz jemu i razem podejmijcie decyzję, ale bez godzenia się na zemsty, które do niczego nie prowadzą.

Aaaa... i skoro mąż czyta wątek, to możesz mu powiedzieć, że fakt, każdy odreagowuje inaczej, ale jeśli zemści się, to tylko pogorszycie swoją sytuację, a i on na pewno nie będzie czuł się z tym dobrze. Zrobiłaś źle, ale jeśli on i Ty chcielibyście jakoś to naprawiać, to nie da się inaczej niz przez rozmowy i wybaczenie, czyli nie szukanie odwetu.. bo inaczej będzie zawsze patrzeć na siebie tylko ze wstrętem..

74 Ostatnio edytowany przez nieznajoma85 (2013-08-04 02:39:40)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Truskaweczko czy czytalaś wszystkie posty?

Nie chcę się powtarzać, ani absolutnie mieć Ci za złe co napisalaś, bo faktycznie masz rację... Ale mam wrażenie, że czytałaś tylko początek, albo wyrywkowo.
Ale chyba nie czytałaś tego co dalej pisałam- co myślę, czego się nauczyłam, czego oczekuję i co chcę zmienić w swoim życiu...

Czy oczekuję zaufania od męża? Nie, bo mam świadomość, że po tym wszystkim ostatnią rzeczą jest zaufanie z jego strony.
Czy mogę coś więcej powiedzieć? Nie, nie mogę bo i tak wiem, że jestem winna i nie chcę usprawiedliwiać siebie. Zrobiłam źle, po wszystkim postępowałam źle. Żałuję, chcę naprawić, zmienić się...
Czy to ważne dla czytających - też nie. Jesteście obcymi osobami, obiektywnie patrzącymi
Czy dla mnie ważne - tak, bardzo ważne. Każde słowo, każda opinia.


Edit: Pisałam w tym czasie kiedy edytowałaś. Doczytałam...

75

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Ok, tak najpierw czytałam pierwsze posty. Mimo wszystko warto byś widziała, że na początku nic nie przemyślałaś, skoro zdradziłaś. Jeśli teraz przemyślałaś, to wdrażaj to w życie.

76 Ostatnio edytowany przez smallangel (2013-08-04 10:11:13)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Wcale też nie uważam, że to źle, że mąż czasem daje mi popalić. Ma do tego prawo i to będzie dla mnie nauczką...
Nawet jeśli zdecyduje się tak na 100% dać nam (mi) szansę, to lęk będzie mi zawsze towarzyszył... Zawsze będę się bała, że jednak on nie będzie w stanie ze mną być...


Smallangel strach może nie będzie odczuwalny na codzień, ale jednak będzie. Gdzieś chyba zawsze będzie ten lęk...

Mój mąż kiedyś, dawno temu nie był święty. Wie co to zdrada, bo sam zdradzał - nie mnie. Mi zawsze był wierny. Od samego jednak początku bałam się, a co się okazało, to ja zrobiłam to świństwo, nie on... Ale to napisałam odnośnie tego lęku. Może na codzień go nie było, ale przychodziły chwile, kiedy jednak myśli nie dawały spokoju...

Boję się tego co będzie. Boję się przyszłości, ale chce Walczyć i jak pisałaś - dopóki on będzie obok, będę miała nadzieję...

Jeżeli dojdziecie do harmonii w związku - strach odejdzie na bok. Tylko na to potrzeba czasu i pracy dwóch stron. Teraz nie możesz pisać co będzie potem, bo o potem nie jesteś wstanie myśleć smile. Naprawdę da się żyć bez strachu, potrzeba zbudowania swojej pewności siebie, poczucia wartości (oboje, bo oboje ją w momencie zdrady tracicie), a wtedy ... cóż życie jest piękne smile.

Czy mogę tu czasem wyrzucić złość i żale? Żeby nie robić tego w domu, nie nakręcić się niepotrzebnie i wyrzucić złe emocje? Może wypłakać się?

Jasne, że tak. Lepiej tu niż w domu. Mężczyźni nie lubią zrzędzących, gadających (ciągle), wkurwiających bab wink.

truskaweczka19

Ja kiedyś też mówiłam, że zdrady nie wybaczę - wybaczyłam. Mówienie a życie - to dwie różne kwestie. Każdy ma własna granicę wytrzymałości - to co dla Ciebie jest niemożliwe, wcale niemożliwe nie musi być dla kogoś innego.

77

Odp: Jak ratować małżeństwo?
smallangel napisał/a:
nieznajoma85 napisał/a:

Wcale też nie uważam, że to źle, że mąż czasem daje mi popalić. Ma do tego prawo i to będzie dla mnie nauczką...
Nawet jeśli zdecyduje się tak na 100% dać nam (mi) szansę, to lęk będzie mi zawsze towarzyszył... Zawsze będę się bała, że jednak on nie będzie w stanie ze mną być...


Smallangel strach może nie będzie odczuwalny na codzień, ale jednak będzie. Gdzieś chyba zawsze będzie ten lęk...

Mój mąż kiedyś, dawno temu nie był święty. Wie co to zdrada, bo sam zdradzał - nie mnie. Mi zawsze był wierny. Od samego jednak początku bałam się, a co się okazało, to ja zrobiłam to świństwo, nie on... Ale to napisałam odnośnie tego lęku. Może na codzień go nie było, ale przychodziły chwile, kiedy jednak myśli nie dawały spokoju...

Boję się tego co będzie. Boję się przyszłości, ale chce Walczyć i jak pisałaś - dopóki on będzie obok, będę miała nadzieję...

Jeżeli dojdziecie do harmonii w związku - strach odejdzie na bok. Tylko na to potrzeba czasu i pracy dwóch stron. Teraz nie możesz pisać co będzie potem, bo o potem nie jesteś wstanie myśleć smile. Naprawdę da się żyć bez strachu, potrzeba zbudowania swojej pewności siebie, poczucia wartości (oboje, bo oboje ją w momencie zdrady tracicie), a wtedy ... cóż życie jest piękne smile.

Czy mogę tu czasem wyrzucić złość i żale? Żeby nie robić tego w domu, nie nakręcić się niepotrzebnie i wyrzucić złe emocje? Może wypłakać się?

Jasne, że tak. Lepiej tu niż w domu. Mężczyźni nie lubią zrzędzących, gadających (ciągle), wkurwiających bab wink.

truskaweczka19

Ja kiedyś też mówiłam, że zdrady nie wybaczę - wybaczyłam. Mówienie a życie - to dwie różne kwestie. Każdy ma własna granicę wytrzymałości - to co dla Ciebie jest niemożliwe, wcale niemożliwe nie musi być dla kogoś innego.

Wiem, wiem, dlatego piszę, że raczej bym nie wybaczyła, ale że pewności mieć nie mogę, bo małżeństwo to co innego niż kilkuletni związek.

78

Odp: Jak ratować małżeństwo?
smallangel napisał/a:
nieznajoma85 napisał/a:

Czy mogę tu czasem wyrzucić złość i żale? Żeby nie robić tego w domu, nie nakręcić się niepotrzebnie i wyrzucić złe emocje? Może wypłakać się?

Jasne, że tak. Lepiej tu niż w domu. Mężczyźni nie lubią zrzędzących, gadających (ciągle), wkurwiających bab wink.

A ktoś inny, to znów powiedział z przekąsem, że "chłop w chałupie, to jak wrzód na ..." wink
Potem powstaje lamentowe gadanie w stylu "dałam mu 5 zł na piwo i wystawiłam za drzwi. Nie było go u Pani?!?" hmm

smallangel napisał/a:
truskaweczka19 napisał/a:

truskaweczka19

Ja kiedyś też mówiłam, że zdrady nie wybaczę - wybaczyłam. Mówienie a życie - to dwie różne kwestie. Każdy ma własna granicę wytrzymałości - to co dla Ciebie jest niemożliwe, wcale niemożliwe nie musi być dla kogoś innego.

Wiem, wiem, dlatego piszę, że raczej bym nie wybaczyła, ale że pewności mieć nie mogę, bo małżeństwo to co innego niż kilkuletni związek.

Jak apetyt rośnie w miarę jedzenia, tak wraz z wiekiem - i stażem - zmienia się prawie wszystko. Pewne sprawy z czasem wywołują w człowieku "mdłości".

79

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Staram się żyć normalnie, być sobą. Z okazywaniem uczuć nie mam problemów, bo bardzo często mam potrzebę po prostu przytulić się do niego, powiedzieć coś miłego...

Jest mi smutno, bo on kolejny raz wpadł w wir pracy. Wpada do domu na godzinę aby zjeść, wypić kawę i dalej - pogoń za pieniądzem.
Potem tylko kąpiel i spać, bo rano znów trzeba wstać...

W niedzielę miałam chwilę zastanowienia... Z reguły jak wchodzę tu na forum, najpierw wchodzę w historię, bo nie zawsze pamiętam nazwę wątków, które mnie interesowały...
Widziałam, że siedział przed komputerem, "buszował" w internecie, ale kiedy weszłam w historię - z tego dnie była usunięta...
Zapytałam się dlaczego usunął historię, powiedział, że nie wie, że tak po prostu. Zapytałam czego szukał, powiedział, że oglądał filmy pornograficzne. Kolejny raz zapytałam dlaczego usunął historię, przecież wie, że mi to nie przeszkadza - powiedział, że nie wie...
Generalnie nie mam powodów aby mu nie wierzyć, ale jednak boję się; boję się, że chce mi się odwdzięczyć...
Czasem mam wrażenie, że wpadam w jakąś paranoję...

80

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Kobieta wyobraźnia bywa bardzo niebezpieczna. Mistrzosko potrafimy się nakręcać, a potem nie umiemy nad tym zapanować.
Dlatego spokojnie nieznajoma85.

81

Odp: Jak ratować małżeństwo?

smallangel dziękuję
Tak, nasza kobieca wyobraźnia czasem nie ma granic. Mąż czasem się śmiał ze mnie, że powinnam książkę science fiction napisać smile

Jest zdecydowanie lepiej, poukładałam sobie to w głowie, nie zadręczam się pytaniami "czy on to zrobi, czy nie", nie drążę tematu - prosił o czas, więc szanuję to.

Mamy normalne życie, codzienność, zwykła, szara, ale i piękna.

Ech... a tak wiele mogłam stracić przez własną głupotę, właściwie mogłam stracić wszystko, a przecież byłam szczęśliwa - i jestem.
Czasem mi go brakuje, to normalne. Ale rozumiem to, mamy ciężką sytuację, musimy pospłacać długi... Tylko on pracuje, nasze dziecię nie dostało się do żłobka, nie jestem w stanie zarabiać, a chciałabym choć trochę odciążyć go.
On "zarobi" się na śmierć...

82

Odp: Jak ratować małżeństwo?

smallangel co prawda to z innego wątku, ale dało do myślenia

smallangel napisał/a:

Szkoda tylko, że ludzie odpłacają ludziom tym samym- bólem, cierpieniem, krzywdą.

Widzisz - ja zdradziłam, skrzywdziłam tak bardzo kochaną mi osobą. Mój mąż chce mi się odpłacić, może nie teraz, nie za miesiąc - on to może zrobić i za rok...
Dużo rozmawialiśmy na ten temat.
Z jednej strony go rozumiem. On najzwyczajniej w świecie chce, żebym poczuła się tak jak on. Wie, że mnie skrzywdzi, zrani, ale z drugiej strony chce, żebym wiedziała co on czuł w tym momencie i żebym przez taki wstrząs już więcej nie chciała tego robić, że jak będę znała to uczucie, to nie posunę się więcej do tego kroku.
Chce mnie ukarać za to co sama zrobiłam.
Tyle, że jak sam powiedział - na razie nie podjął ostatecznej decyzji i nie chce tego robić pod wpływem emocji. Emocje to najgorszy doradca.
On jest bardzo mądrym facetem, myślę, że tego nie zrobi - tak przynajmniej mi się wydaje. Ja też już więcej nie chcę go ranić, nigdy więcej nie chcę go zdradzać. Potwornie żałuję tego co zrobiłam i zdaję sobie z tego sprawę, że teraz wszystko zależy przede wszystkim ode mnie. Że to głównie ja mam walczyć o nas, o naszą przyszłość.
Przygotowałam się na wiele, zdaję sobie z tego sprawę, że nie będzie łatwo - ale czy to ma być łatwe? Czy moje postępowanie może tak przejść bez echa?

83 Ostatnio edytowany przez wierny_tomasz (2013-08-18 01:08:59)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

nieznajoma85, to mój pierwszy post na tym forum. Założyłem konto, żeby coś napisać w Twoim wątku, który śledzę od wielu dni.
Poleciało w Twoją stronę dużo brzydkich słów, wiele z nich było sprawiedliwych, zrobiłaś straszne świństwo i Ci się należało. Ale bardzo mi się podoba Twoja obecna postawa. Jesteś pełna skruchy i masz pełną świadomość, że zdemolowałaś życie swojemu facetowi. On teraz ma w głowie ogromny chaos i burdel. Jego zaufanie, wiara, miłość, oddanie dostały potężne baty i leżą krwawiąc, bez ducha. To długo potrwa.
Chcesz wybaczenia, chcesz naprawy, jednocześnie dopuszczasz myśl, że on teraz może się odkuć i zrobić Ci to samo. I przyjmujesz to z pokorą - to dobrze. Myślę, że Twój facet tego nie zrobi, bo to byłoby prymitywne, a on taki chyba nie jest - taki się wyłania z Twoich postów. Mimo, że sam zostałem niedawno brutalnie i podle zdradzony to bardzo Ci kibicuję, bo takiej postawy jak Twoja brakuje mojej zdrajczyni. Niech Twój przypadek będzie pomocą dla kobiet, bo zdradzeni kochający faceci, mimo koszmaru jaki przeżywają, są w stanie wybaczać i dawać szanse. Warunkiem jest pokora i poczucie winy, które niestety nie zawsze się pojawiają.
Nie poddawaj się, pracuj dla tej miłości, bądź szczera, mów prosto o tym co myślisz i czujesz, bądź sobą.
Jeśli Wasz związek to przetrwa to będzie niezniszczalny. Oby tylko Twojemu ukochanemu wystarczyło siły i cierpliwości, ale wierzę, że tak będzie, bo w nas siła i cierpliwość nie jest rzadkim gościem.

pozdrawiam
Tomasz

84

Odp: Jak ratować małżeństwo?

wierny_tomasz bardzo Ci dziękuję za tego posta, takie "słowa" bardzo mnie motywują do działania i zaczynam mocniej wierzyć w "Nas".

Tak powiedziano mi wiele brzydkich słów, dostałam kopa jakich mało - ale wcale nie mam nikomu tego za złe.
Tego chyba potrzebowałam, bo to mnie zmotywowało

Jestem wdzięczna za dobre rady, za odzwierciedlenie uczuć osoby zdradzonej, bo oceniając mnie, w jakiś sposób pokazali mi co może czuć mój mąż.
Pokazali mi to jak wiele błędów popełniam, jak bardzo skupiłam się na sobie - nie na mężu, który został skrzywdzony.

Staram się szybko uczyć, nie zawsze mi to wychodzi, ale nad każdym "słowem" zastanawiam się kilka razy.

Próbowałam postawić się w sytuacji męża - nie umiem, nie potrafię. Na samą myśl robi mi się słabo.

Zabrzmi banalnie
Ale moje postanowienie od jakiegoś czasu to nigdy więcej. Nigdy więcej krzywdzenia w taki sposób najbliższych.
Nie obiecuję, że będę potulna i pozwalała sobie na wszystko co mąż postanowi, bo mam swoje zdanie, ale chcę być fair...Chcę abyśmy potrafili tak jak do niedawna dojść do kompromisu, nie raz przez sprzeczki, ale jednak kompromisu. Żebyśmy potrafili dogadywać się tak jak do tej pory, kochali się tak jak do tej pory...

Przypomina mi się znów moja babcia. Jest niesamowicie mądrą kobietą. Potrafi być zarówno wyluzowana, jak i cholernie poważna. To jest kobieta anioł...
Od zawsze babcia stawia mnie i mojego męża za wzór małżeństwa.
Było mi źle po mojej zdradzie słuchać słów babci
A w czym jest złoty środek - w tym, że wszelkie problemy rozwiązywaliśmy sami, bez osób trzecich. Cokolwiek by się nie działo, żadne z nas nie poszło do mamy, ani taty na skargę - nie oszukujmy się, ale wiele związków tak robi
My po prostu zawsze byliśmy sami sobie i pomimo, że mieszkaliśmy wcześniej u teściów, potem u mamy, a dopiero od ok 2 lat sami, to nikt nigdy nie wiedział o tym, że między nami było źle
Ceniłam sobie to, że nikt nie wie, że nie ma "doradców" - to chyba jednak było ważne. Bo zawsze rozmawialiśmy, wyjaśnialiśmy sobie nieporozumienia.

85 Ostatnio edytowany przez smallangel (2013-08-18 22:02:55)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

smallangel co prawda to z innego wątku, ale dało do myślenia

smallangel napisał/a:

Szkoda tylko, że ludzie odpłacają ludziom tym samym- bólem, cierpieniem, krzywdą.

Widzisz - ja zdradziłam, skrzywdziłam tak bardzo kochaną mi osobą. Mój mąż chce mi się odpłacić, może nie teraz, nie za miesiąc - on to może zrobić i za rok...
Dużo rozmawialiśmy na ten temat.
Z jednej strony go rozumiem. On najzwyczajniej w świecie chce, żebym poczuła się tak jak on. Wie, że mnie skrzywdzi, zrani, ale z drugiej strony chce, żebym wiedziała co on czuł w tym momencie i żebym przez taki wstrząs już więcej nie chciała tego robić, że jak będę znała to uczucie, to nie posunę się więcej do tego kroku.
Chce mnie ukarać za to co sama zrobiłam.
Tyle, że jak sam powiedział - na razie nie podjął ostatecznej decyzji i nie chce tego robić pod wpływem emocji. Emocje to najgorszy doradca.
On jest bardzo mądrym facetem, myślę, że tego nie zrobi - tak przynajmniej mi się wydaje. Ja też już więcej nie chcę go ranić, nigdy więcej nie chcę go zdradzać. Potwornie żałuję tego co zrobiłam i zdaję sobie z tego sprawę, że teraz wszystko zależy przede wszystkim ode mnie. Że to głównie ja mam walczyć o nas, o naszą przyszłość.
Przygotowałam się na wiele, zdaję sobie z tego sprawę, że nie będzie łatwo - ale czy to ma być łatwe? Czy moje postępowanie może tak przejść bez echa?

Nieznajoma - ja też po zdradzie wpładłam na "genialną" myśl - odpłacę się tym samym, a co! smile Mija 4 lata, a nieodpłaciłam sie. Z każdym mijającym dniem - myśli odchodziły dalej i dalej. I odeszły całkowicie smile. Jak kiedyś czynami, słowami - uderzałam w najczulszy punkt mając z tego satysfakcję, że boli (mnie też bolało- zdrada), tak dziś nie mam ochoty już tego robić. Nienawiść uderza w nas samych, dlatego zrezygnowałam czy to z nienawiści czy też zemsty. Kolejne atrakcje w życiu nie są mi potrzebne smile.

86

Odp: Jak ratować małżeństwo?

mnie ciekawi jedno, ciągle piszesz o poprawie i innych pierdołach a nie zrobiłaś najważniejszego czyli nie odstawiłaś alkoholu, to najlepiej pokazuje jak chcesz naprawić ten związek, ciągle tańczysz nad liną zawieszoną nad przepaścią i twierdzisz że tym razem nie spadniesz.
i tu trzeba zwalić również winę na alkohol bo obie zdrady były właśnie gdy byłaś pod wpływem! niewielkim, ale zawsze i wiedząc o tym Ty dalej pijesz? dziwię się że mąż jest idiotą i dalej jest z Tobą, bo ja bym od razu odszedł, ciągle mówisz o chęci zmian itd a nie zaczynasz od podstaw czyli od rzucenia alkoholu...

bo rozumiem jeden wybryk po alkoholu, ale że po wyjawieniu prawdy nie minęło nawet kilka miesięcy a Ty już jak gdyby nigdy nic idziesz na imprezę, pijesz a potem znowu zdradzasz.
jak chcesz się zmienić i przestać zdradzać to zacznij od odstawienia alkoholu!

87

Odp: Jak ratować małżeństwo?

mars225 skąd takie przypuszczenia?
Od kilku tygodni ostatnią rzeczą o której myślę, to alkohol.


Wczoraj mieliśmy sprzeczkę, były wyrzuty (wszystko inne prócz zdrady, na ten temat mąż milczy). Ugryzłam się w język, żeby nie zapytać się o to, czy przez to co zrobiłam szuka dziury w całym. Jednak uznałam, że takie pytanie było by największą głupotą i podsycaniem atmosfery.

Zabolało kilka rzeczy, które powiedział.
I teraz zastanawiam się, czy powiedział tak celowo żeby mnie zranić, czy faktycznie tak jest... A powiedział m. in. że nie wie czy wciąż mnie kocha...

Chyba coś w tym jest, bo od jakiegoś czasu jest inny. Z pozoru wszystko wydaje się w porządku, jednak po wczorajszej kłótni przeanalizowałam jego zachowanie i nie jest tak dobrze...
Co prawda dziś zrobił coś czego się nie spodziewałam, niby zwykły gest, ale dla mnie wiele znaczący. Po prostu, gdy wrócił z pracy podszedł cmoknął w policzek i przytulił - od dawna tak się nie zachowywał.
A wczoraj m. in. powiedziałam mu, że go potrzebuję...

Nie wiem już jak to interpretować, co myśleć. Czuję, że znów musi minąć trochę czasu zanim dojdzie do wspólnej rozmowy...

88

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

mars225 skąd takie przypuszczenia?
Od kilku tygodni ostatnią rzeczą o której myślę, to alkohol.


Wczoraj mieliśmy sprzeczkę, były wyrzuty (wszystko inne prócz zdrady, na ten temat mąż milczy). Ugryzłam się w język, żeby nie zapytać się o to, czy przez to co zrobiłam szuka dziury w całym. Jednak uznałam, że takie pytanie było by największą głupotą i podsycaniem atmosfery.

Zabolało kilka rzeczy, które powiedział.
I teraz zastanawiam się, czy powiedział tak celowo żeby mnie zranić, czy faktycznie tak jest... A powiedział m. in. że nie wie czy wciąż mnie kocha...

Chyba coś w tym jest, bo od jakiegoś czasu jest inny. Z pozoru wszystko wydaje się w porządku, jednak po wczorajszej kłótni przeanalizowałam jego zachowanie i nie jest tak dobrze...
Co prawda dziś zrobił coś czego się nie spodziewałam, niby zwykły gest, ale dla mnie wiele znaczący. Po prostu, gdy wrócił z pracy podszedł cmoknął w policzek i przytulił - od dawna tak się nie zachowywał.
A wczoraj m. in. powiedziałam mu, że go potrzebuję...

Nie wiem już jak to interpretować, co myśleć. Czuję, że znów musi minąć trochę czasu zanim dojdzie do wspólnej rozmowy...

Nie mam z tego żadnej satysfakcji, ale jak widzisz wychodzi na moje. Facet wciąż walczy, dokonuje przewartościowania i myślę, że przygotowuje siebie i ciebie do decyzji, stąd zdanie "nie wiem, czy cię jeszcze kocham..." Stąd szukanie dziury w całym, jak to ujęłaś. Powoli wszystko w nim dojrzewa, a teraz szuka usprawiedliwienia swojej decyzji. On ją musi czymś uzasadnić. Jeden poważny argument już ma.  Ja myślę, że on tego nie udźwignie.

Zacznij sobie powoli układać życie od nowa.

89

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Hmmm trafiłam na Twój watek nieznajoma i dopiero kończę pierwszą stronę... nóż w kieszeni mi sie otwiera i czuję się zażenowana tym jaki sąd tu nad Tobą był poczyniony... mam teraz niewiele czasu ale przeczytam do końca i wypowiem się.. jak na ten moment to strasznie duzo rzeczy tu widze, a Twoje dzieciństwo prawdopodobnie opowiedziałabym Ci przynajmniej z grubsza, choć Cie nie znam... rany jak mi Ciebie szkoda sad zaglądasz tu jeszcze?

90

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Doom póki jeszcze mogę, będę walczyć o nas.
Jeśli nam się nie uda, on tego nie udźwignie - nie mam prawa zmuszać go do związku...
Ale nadzieja umiera ostatnia...

Szika zaglądam. Ostatnio mało kiedy, bo czasu brakuje, ale staram się przynajmniej część wątków nadrobić. Przynajmniej te, które mnie zainteresowały, w które się zaangażowałam.

91 Ostatnio edytowany przez szika (2013-08-28 21:45:54)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
Iceni napisał/a:

Autorko, wbrew temu, co sobie tu większość pomyślała, ja nie usprawiedliwiam zdrady ot tak... Ale wszystko, co w życiu robimy ma swoją przyczynę. Ja podałam pierwszy powód, który mi przyszedł do głowy, ty siebie znasz llepiej - może znajddziesz ten właściwy. Ale NIC takiego nie dzieje się bez przyczyny i póki nie dowiiesz się co skllonilo cię do zdrady, póty będzie istniało niebezpieczeńssttwo, że beddziesz zdradzać dalej.

---
A da tych, co już gotowi sa na mnie psy wieszać - owszem, jestem gotowa zdrady usprawiedliwwiac i szukać powodów, bo tak, jak napisaałam, uważam, że wszystko ma swoją przyczynę - nawet zdrda.
Co więcej - czasem działamy z powoddów, które nie do końca sobie uświadamiamy - utajone zale, niezaagojone rany - to wszystko się zbiera przez lata i czasem wybucha.
I owszem, jak ktoś tam mi zarzucił - mnóstwo ludzi załatwia swoje "porachunki małżeńskie" przez zdradę - wystarczy się rozejrzeć dookoła.

Ja staram się znaleźć usprawiedliwienie dla autorki,  bo wiem, ze czasem czllowiek znajduje się w takim stanie psychicznym, że robi rzeczy zupellnie do niego niepodobne.
I teraz tylko rzecz w tym DLACZEGO autorka poczuła potrzebę upijania się i chęc na przypadkowy seks. Co sobie tym rekompensuje?

ktos tu już przede mną napisał częściowo to co chciałam Ci napisać... czytam dalej...

hmmm... mam Ci tak strasznie dużo do powiedzenia, że az nie wiem jak zacząć... poruszył mnie ten wątek do granic mojej wrazliwości, aż jestem spocona... musze sobie to poukładać w głowie....

92

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Przede wszystkim moja droga wykazałaś się odwagą jakiej wielu brakuje. Ale o tym może później.
Pozwolę sobie wypowiedziec swoje zdanie na temat zdrady, znam ją z autopsji, w moim małżeństwie doszło do zdrady podwójnej w jednym czasie. Oboje z mężem chcieliśmy ratować małżeństwo, pół roku jeździliśmy na terapię, potem kontynuowałam terapię już tylko ja. Zatem bardzo prosze osoby, które sprowadzają ten trudny problem do jednej płaszczyzny winy o niekomentowanie mojej sytuacji i mojego zdania, jest ono wyłącznie wynikiem moich doświadczeń i jest skierowane do Autorki watku.
Otóż ja się zgadzam z tym, że zdrada zawsze ma swoje przyczyny. W ocenie moralnej jest wielką krzywdą dla partnerów (obojga), to nie podlega dyskusji, jest krzywdą dla związku. Tu ja rozgraniczam zdradę (za przeproszeniem) małolatów od zdrady w wieloletnim małżeństwie. Młodym ludziom kregosłup moralny dopiero się kształtuje, dorośli, ze stażem w małżeństwie zdradzają z zupełnie innych powodów, inaczej i inaczej to przezywają.
ZAWSZE jest jakaś przyczyna, ZAWSZE zdrada oznacza, ze w związku jest coś nie halo i OBOJE są za nią odpowiedzialni.
Mam wrażenie, że Autorko bardzo mocno idealizujesz swojego męża, gro osób tutaj jak czytam wykazuje empatię dla Twojego męża, właściwie to nikt tutaj nie poruszył tematu jego odpowiedzialności. Ja gdy dowiedziałam się, że zostałam zdradzona, to przede wszystkim zadawałam sobie pytanie co JA zrobiłam nie tak, że mój mąż zdradził? Odpowiedź uzyskałam dopiero po długim czasie, w emocjach oczywiście nie byłam w stanie zbyt wiele zobaczyć. Oboje ponosiliśmy za zdrade odpowiedzialność, ale żeby to zobaczyć, trzeba było wielu godzin z terapeutą, potem wręcz lat, żeby to tak dobrze zrozumieć o poczuć.
Z tego co przeczytałam dla Twojego męża jest tu wiele współczucia, zrozumienia, szacunku, Ty się wręcz biczujesz swoim poczuciem winy i całą ODPOWIEDZIALNOŚĆ bierzesz na siebie. Otóż nic bardziej zgubnego... napisałas gdzieś że chcesz wrócić do tego co było wcześniej, chcesz być ZNÓW sobą. Otóż nie uwazam, aby był to cel, przed zdradą nie byłaś sobą, bo to nie Ty. Teraz dopiero powinnaś siebie odnaleźć, poznać. Dobrze Koleżanka napisała, dopóki nie dotrzesz do przyczyn zdrady dopóty będziesz na nią ponownie narażona. Baty, krytyka i kop tutaj nic nie da, albo niewiele i będzie pełnić rolę powierzchownego rozwiązania problemu a problem jest znacznie głębiej i trzeba do niego dotrzeć.
Pewnie pisze chaotycznie, ale tu się nie da w jednym poście na forum wszystkiego opisać.
Tak w skrócie to, że Ty się zastanawiasz co masz zrobić to świadczy o Twojej mądrości i miłości do męża. Ale sama tego nie rozwiążesz, możesz to pokazać swojemu mężowi, pisze to z pełną odpowiedzialnością, Twój mąż TEŻ musi się zastanowić co spieprzył w Waszym związku, że doszło do zdrady!
Inaczej nic z tego nie wyjdzie. On teraz bedzie ofiarą, a Ty bedziesz zyć w strachu, On bedzie miał argumenty, a Ty bedziesz się czuła winna i będziesz mu WYNAGRADZAĆ... sorry ale to jest sytuacja kiedy jedno z partnerów góruje nad drugim i ma przewagę, a w ten sposób  nic z tego związku nie będzie, nie da się tak na dłuższa metę zyć.
Intuicyjnie wyczuwam, że jestes osobą skłonną do nadodpowiedzialności. Bierze się to z dzieciństwa, z rodziny dysfunkcyjnej. Jak Cię czytam powyżej to forumowicze spełnili tutaj schemat, po który tutaj przyszłaś. Potrzebowałas krytyki, obwiniania i ogólnie lania, mająć poczucie odpowiedzialności za sytuację masz pozorne poczucie mocy, że od Ciebie zależy rzeczywistość. Chętnie bym z Tobą porozmawiała na temat Twojego dzieciństwa, Twoich rodziców, ale to nie na tutaj, nie w tym watku, nie na tym forum, ale jak Cię czytam to rysuje mi się obraz jak byłas wychowywana, w co wyposazyli Cię rodzice. Fakt, że wcześnie wyszłaś za mąż też nie jest bez znaczenia, może się mylę, ale wydaje mi się, że z domu uciekłaś. Ale to tak jak pisałam nie na tutaj...
Och strasznie mnie poruszyła Twoja historia, jestes bardzo inteligentną i wrażliwą osobą, bardzo Cie szanuję i jest mi wstyd za tych wszystkich, którzy podejrzewają Cie tu o aktorstwo i tak okrutnie Cie ocenili. Ja się z Tobą identyfikuję i Cie rozumiem, nie chcę aby to zabrzmiało pysznie, ale może nawet lepiej niż Ty sama siebie. Bardzo chciałabym Ci pomóc.

93

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Po zdradzie nie ma zaufania. Zacznie sie chec zaufania.Toksyk inaczej.

94

Odp: Jak ratować małżeństwo?

szika, to co piszesz o odpowiedzialności zdradzonego za zdradę to namolne próby przerzucenia odpowiedzialności za swoją decyzję na partnera.
Decyzje niekonsultowana, podjęta w samodzielnie, w ukryciu przed drugą osobą, oraz co najważniejsze,
jedna z kilkudziesięciu innych możliwych do podjęcia decyzji.
Dlaczego zdradzacz wybrał właśnie decyzje o zdradzie, zamiast kilkudziesięciu innych możliwych rozwiazań ??
Piszesz o przyczynach zdrady leżących po stronie ofiary, jego odpowiedzialności za zdradę ...
to brzmi wprost śmiesznie...
Przyczyny kryzysu, są zazwyczaj po obydwu stronach.
Ale decyzja o takim czy innych zachowaniu na kryzys, jest zależna tylko i wyłącznie od podejmującego decyzję.

Dlaczego podjąl właśnie decyzje o zdradzie, co znim jest nie tak, jak sie zachowuje po tym fakcie, zależy od danej osoby, jej psychiki tego na ile chce odrzucic oszuistwo i byc szczera.
Tylko zdradzacz jest odpowiedzialny za swoją decyzje o zdradzie zamiast innego zachowania.

95

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Drzazga, nie przeczytałeś ze zrozumieniem, to smutne, a tak się starałam wyjaśnić dokładnie o co mi chodzi. Dokonałeś nadinterpretacji, ale to jest tutaj na tym forum powszechne, proszę skup sie i przeczytaj jeszcze raz zanim kolejny raz będziesz przypisywał mi intencje jakich nie mam i słowa jakich nie napisałam.

96

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Drzazga,

ale psychologowie nawet mowia o tym, ze po zdradzie partner, ktory zostal zdradzony, wykorzystuje zdrade do manipulacji - zaczyna rzadzic w zwiazku i stawiac warunki. Jedzie na poczuciu winy zdrajcy i narzuca wszystko.
Tak to rowniez wyglada u Nieznajomej.
Ok, zdradzila. Ale moze przeczytaj o tym, co wyrabial maz przed zdrada.
Nie tlumacze zdrady. Nie o to chodzi. Zdrada oczywiscie jest zla.
Ale maz tez nie jest dobry i na pewno nie stanie sie dobry tylko dlatego, ze zostal zdradzony.
A tak sie zachowuje.
Poprzez zdrade jego winy nie zostaly wymazane.

97

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Nie napisałam tego wczoraj w nocy, dopisze teraz. Nalezy rozgraniczyć jeszcze inny aspekt zdrady. Zdrada fizyczna i zdrada emocjonalna. Moim zdaniem ta druga jest sto razy gorsza, Mój mąż się zakochał, to było straszne. Czułam się absolutnie bezradna wobec jego uczuć, które widać było na kazdym kroku. Tęsknił i myślał. Nie był w stanie zaangazowac się w nasze małżeństwo bo mentalnie był nieobecny. Starał się wiem o tym, ale niestety z uczuciami niewiele można zrobić.
Co do męża nieznajomej. Nie znam męzczyzny, ale sorry, ja bym takiego małżenstwa nie chciała. Mąż stale nieobecny, znam kilka małżenstw, które przez takie cos się rozleciały. Długi? Więzienie? Przecież na dobrą sprawę Autorka wątku właściwie była ciągle sama, ze wszystkim, godziła się na delegacje, wyjazdy, więzienie, bo ja sie pytam co miała zrobić? Dziś te wszystkie "zbrodnie" przeciwko związkowi, przeciwko rodzinie, jakby nie miały znaczenia, to także odruch obronny, aby nie czuć tego wszechogarniającego i destrukcyjnego poczucia krzywdy. Czy się myle nieznajoma?
jest taki mechanizm psychologiczny, który polega na tym, że osoba stale krzywdzona, zwłaszcza kiedy krzywdzi najbliższa ukochana osoba, tak bardzo cierpi i jest tak bardzo bezradna, że doprowadzą ją to do totalnej rozpaczy. Obroną przed tą rozpaczą i przed zburzeniem tego dobrego obrazu ukochanego jest wzięcie winy na siebie. Ktoś kto bierze wine na siebie ma poczucie mocy, że coś od niego zależy, że jak się postara, coś zrobi to będzie dobrze, że wystarczy odkupić swoje winy i nastanie dobrostan. To jest oczywiście pułapka. W taką pułapke moim zdaniem wpadła nieznajoma. Gdy się już jest w tej pułapce, wtedy jeśli win faktycznych nie ma, to aby doszło do równowagi trzeba COŚ zrobić, zawinić, aby schemat się wypełnił.
To jest moje zdanie, moja interpretacja tego co nieznajoma napisałaś. Nie usprawiedliwiam a tłumaczę Twoja zdradę, sa to dwie różne rzeczy nadmieniam. Czym innym jest usprawiedliwianie (zmywanie winy z winowajcy) a tłumaczenie (zrozumienie motywów działania).
Wyjasnienie skąd ta zdrada jest konieczne o czym pisałam wcześniej w poprzednim poście. Bez tego para będzie w tym samym miejscu gdzie jest, czyli w kryzysie. Itd itd.

98

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Szika dziękuję za wypowiedź.

Czy idealizuję męża? Nie, nie idealizuję.
Nie jest ideałem, ma swoje wady jak każdy, ale jest dobrym człowiekiem. Każdy kto nas zna tak uważa. Ja też.
Nie uważam, aby on był odpowiedzialny, winę ponoszę tylko ja. Za bardzo "rozkręciłam się", zbyt szybko chciałam nadrobić ostatnie lata spędzone w domu.To ja sama się w nim zamknęłam, mąż mi nigdy niczego nie zabraniał. Gdybym chciała, mogłabym wszędzie wyjść - nigdy nie był zazdrośnikiem.
Jedynie czego mi brakowało, to jego obecności. Ale i tu nie mam prawa doszukiwać się winy, bo mamy trudną sytuację finansową, a on robi wszystko aby nam niczego nie zabrakło...

Za wcześnie jeszcze na jakieś wielkie zmiany, ale już jakieś są wyczuwalne. Przestałam się "biczować", bo nie tędy droga. Z resztą i mężowi też nie odpowiadało, kiedy byłam taka krucha, użalająca się nad sobą i... upodlona. Dlatego nawet kiedy mam gorszy humor, po prostu staram się tego nie okazywać.

szika napisał/a:

Intuicyjnie wyczuwam, że jestes osobą skłonną do nadodpowiedzialności.

W tym coś jest i zdaję sobie z tego sprawę

Moja mama, babcia - najwspanialsze kobity na świecie. Szczególnie babcia, która jest silną, ale kochaną kobietą. Mało takich mądrych ludzi na świecie jak ona.
Mama... zagubiona, czasem bezradna, ale równie wspaniała. Jednak gdyby nie dziadkowie - zginęlibyśmy.
Dziadek - byłam jego ulubioną wnuczką, miał problemy z alkoholem, był uparty, zawzięty. Stawiał na swoim, ale ja u niego zawsze miałam fory. Kochał i mnie i męża - zmarł 2 lata temu.
No i ojciec... alkoholik, agresywny, cierpiący na depresję. Początkowo nerwica, potem depresja. Leczył się psychiatrycznie, ale silne leki psychotropowe popijał alkoholem. Znęcał się nad nami.
Pił i bił... Panicznie się go baliśmy...
Po 2 nieudanych próbach samobójczych za trzecim razem mu się udało... Zmarł gdy miałam 11 lat.
Mama pomimo wszystko go strasznie kochała, została sama z czwórką dzieci w wieku od 4 msc do 12 lat - bezradna i zagubiona... Babcia pomogła jej stanąć na nogi.
Nie płakałam za ojcem. Może to zabrzmi dziwnie, ale w jakiś sposób poczułam ulgę... Za to niesamowicie szkoda mi było mamy, nie mogła poradzić sobie z tą stratą i na okrągło starałam się być wsparciem dla niej.


Szika odpowiadając teraz na Twój drugi post. Trochę źle interpretujesz, ale nie jestem w stanie tutaj wszystkiego napisać, bo wyszła by mi z tego całkiem spora opowieść, a i tak nie wiem czy zdołałabym choć najważniejsze fakty uchwycić.

Na chwilę obecną moja przeszłość to jedno, a to co się dzieje to drugie. Oddzielam te dwie kwestie grubą krechą.

99 Ostatnio edytowany przez Drzazga (2013-08-29 13:31:07)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Szika,

Moja odpowiedź była na Twoje słowa,  :
" ZAWSZE jest jakaś przyczyna, ZAWSZE zdrada oznacza, ze w związku jest coś nie halo i OBOJE są za nią odpowiedzialni. "
co potwierdzałaś pisząc np :
"Z tego co przeczytałam dla Twojego męża jest tu wiele współczucia, zrozumienia, szacunku, Ty się wręcz biczujesz swoim poczuciem winy i całą ODPOWIEDZIALNOŚĆ bierzesz na siebie. Otóż nic bardziej zgubnego.."

o ile zgadzam się że należy posiać umiejętność przebaczenia sobie, po to żeby dalej funkcjonować,
to przerzucanie jakiejkolwiek odpowiedzialności za tą winę na drugą stronę.... zakłamanie.

Miriam,

Tak, zgadzam się. Manipulowanie drugą osobą, wpędzanie w poczucie winy i wykorzystywanie dla własnej korzyści może byc wykorzystywane przez ofiarę zdrady.
Ale tego co niby "wyrabiał" mąż nieznajomej nie doczytałem....
Raczej były problemy z porozumieniem, długo pracował, przychodził zmęczony. ale to chyba nie nadaje się do określenia "nawyrabiał" ?

Teraz miewa normalne dla zdradzonego huśtawki nastrojów, zwątpienia. To norma.
Nie wie jak się zachować, nachodzą go setki myśli, skrajnych emocji, musi sobie z tym poradzić.
Sam, ?
czy da radę ?

Dlaczego chcecie go za to zlinczować  ??
Ma powiedzieć : "KOCHAM i dlatego WYBACZAM i ZAPOMINAM" ?
i niby już po sprawie ?
to tak nie działa.

Za pierwszym razem tak zrobił i dostał w czoło powtórką.

Dlaczego chcecie obarczyć go winą za to,
że jego żona dwa razy po alkoholu poszła w tango z innymi facetami ???

próbuje uciekać w pracę, nie myśleć ale to nie jest dobre rozwiązanie.
Nie przegadane sprawy, nie wyrzucone żale powrócą,

100

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Drzazga,

mnie nie chodzi o to. Nie umiem ocenic kto jest winien i w jakiej czesci za zdrady Nieznajomej. Ale za to, co jej maz robi teraz jest odpowiedzialny w 100%.

Oczywiscie, sama wiem, jak to jest, jak sie dozna zdready ze strony najblizszej osoby. Ale dzieki temu wiem rowniez, ze gdyby moj maz zachowywal sie jak Nieznajoma - tzn. wzial swoja wine na siebie i chcial rozmawiac - ja tez zachowalabym sie inaczej i inaczej niz maz nieznajomej.
Trudno generalizowac w takich sprawach, bo kazda jest inna - tak jak inni sa za kazdym razem aktorzy.
kazdemu zdarza sie zbladzic. W przypadku recydywy to inna sprawa. Ale zdaje mi sie, ze Nieznajoma zasluguje na wybaczenie. Nie wiem tylko, czy jej meza na to stac.
Ocena forumowiczow nie ma znaczenia - moja rowniez. Nie o ocene chodzi.
Nieznajoma pisze, ze podda sie decyzji meza, ale poki deczji nie ma robi wszystko aby byc razem. I to mi sie podoba.
Piszmy  o tym, co teraz, a nie o bledach, ktore popelnila bo czasu nie cofnie!

101

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Miriam,

zgadzam się.
Do tablicy wywołała mnie szika sugerując przerzucenie odpowiedzialności na drugą stronę.

Nieznajoma, jest szczera wobec męża i nie próbuje ubarwiać swojej historii,
mąż powinien to docenić, ale nie musi...
To zależy od jego konstrukcji psychicznej.
Zostawienie go teraz samego sobie nic nie da.
Sugerowałbym im pomoc osoby fachowej.

102

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Drzazga co Ty z tym linczowaniem czy obarczaniem winą? gdzies Ty to wyczytał? Ubolewam nad brakiem rozumienia po raz kolejny.
Nieznajoma nic na siłę. Nie można komuś pomóc kto przed pomocą sie broni, kto woli trzymac się swojej "równowagi" bo tak komuś świat lepiej "leży".
Byłaś najstarsza z rodzeństwa? A czy nie było tak, że nadstawiałas własny tyłek aby ojciec nie bił rodzeństwa czy mamy? Nie musisz odpowiadać.
Ja przez to przeszłam. Ja byłam zdradzona. Mój mąż był winny, tak był winny. Ale ja za zdradę byłam RÓWNIEŻ odpowiedzialna. Niestety, przykre to ale prawdziwe. Nie wypowiadam tu swoich wydumanych teorii, ale to do czego doszłam w terapii i nie uwazam, że to błąd. Dzięki temu wybaczyłam męzowi, wybaczyłam sobie. Ot poprostu, nie poszłam schematem, a zawalczyłam o małżenstwo, ale i o swoją i męża godność. Dziś, choć nie jesteśmy razem, bardzo się szanujemy. Zawsze będe Go na swój sposób kochała, bo jest ojcem naszych wspaniałych dzieci. Jest i był dobrym człowiekiem, mogę na niego liczyć w potrzebie a on na mnie. Mogliśmy być razem i wiem, że by nam się udało, niestety ja podjęłam decyzję, że już nie chcę. Nie potrafiłam znieść tego, że obdarzył inną kobietę uczuciem, ja powiedziałam "koniec", w moim odczuciu uwolniłam go od siebie, bo miałam wobec niego nierealne oczekiwania, żeby przestał kochac tamtą. Cóż trudno się mówi. Sa i pozytywy tego rozstania, bo stanęłam na nogi jako samotna kobieta i finansowo i zawodowo, a i z wychowaniem dwojga nastolatków, którzy zostali ze mną sobie poradziłam. Dziś jestem znacznie silniejsza. Więcej rozumiem. Bardziej rozumiem siebie. Wiem też jakie "grzechy" w małżeństwie popełniłam, wielu z nich na wtedy nie byłam w stanie dojrzeć, dziś je widzę w pełnej okazałości. Mój mąż powiedział mi, że byłam wspaniałą żoną, wziął całą winę na siebie, a to nie tak, to nie było uczciwe obarczyć go winą za wszystko. Ja tak uważam.
Naszego dzieciństwa nie da się odkreślić grubą krechą. To tak jakby odciąć drzewu korzenie, nawet jeśli stoi to byle wiatr je przewróci. Nie da się. To w co wyposażyła nas rodzina idzie z nami przez życie choć bardzo tego nie chcemy i wydaje się nam, że to już za nami. Nie twierdzę, że kazdemu konieczna jest terapia, ale wielkim krokiem jest uświadomienie sobie tego i pogodzenie się z tym. Zaakceptowanie tej części siebie, która jeszcze jest małym dzieckiem i potrzebuje rodziców, miłości, uwagi, czasu. Zostaje głód. Nawet jesli próbujemy zjeść cukierka to i tak głód jest, głód, który może zaspokoić tylko prawdziwy chleb.
Ale sie rozpisałam. Nie chodzi mi o to abyś przestała się winić, to poczucie winy jest konstruktywne o ile prowadzi do zmian. Kwestia świadomości w jakim kierunku co masz zmieniać? Jak ma się zmienić Twoje zycie? No sorry ale nie dam sobie powiedzieć, że jestes bezduszną idiotką, co to dupy daje na lewo i prawo, bo to jest socjopatia. Socjopatką nie jesteś.
Chodzi mi o to, że zmiany musza być po OBU stronach, Twój mąż także musi spojrzeć na siebie w jakiś sposób krytycznie. Wiem, ze to trudne, mężczyźni bardzo się przed tym bronią, dlatego najlepsza byłaby terapia dla małżeństw. Jesli tylko Ty bedziesz się starała, odwdzięczała mu się że z Tobą został, wynagradzała mu krzywdę, to nie rokuję Waszemu małżenstwu. Zginiesz w nim...

103

Odp: Jak ratować małżeństwo?
szika napisał/a:

Byłaś najstarsza z rodzeństwa? A czy nie było tak, że nadstawiałas własny tyłek aby ojciec nie bił rodzeństwa czy mamy? Nie musisz odpowiadać.

Nie.
Najstarszy był brat i to on najwięcej obrywał, ja dostałam zdecydowanie mniej, ale też sporo mi się oberwało...


Wracając do mojego męża. Wczoraj nie pojechał do drugiej pracy, był tak zmęczony, że mało się nie przewrócił.
Przespał się, a późnym wieczorem obudziłam go, żeby się wykąpał.
Rozmawialiśmy chwilę, a właściwie, to zamieniliśmy kilka słów, bo był zmęczony.

Przeprosił mnie za to co powiedział w ostatniej kłótni. Mówi, że był zmęczony, miał wrażenie, że go nie rozumiem, że za dużo wymagam.
Ale doszliśmy do porozumienia - oby. Powiedział mi, że kocha mnie, a dlatego tak powiedział, bo chciał mnie zranić i żałuje teraz tego.

Powiedział też, że nie myśli nad tym co zrobiłam, że są inne ważniejsze rzeczy niż rozpamiętywanie, że jeśli będzie się zastanawiał nad nami, naszym małżeństwem, to powie mi o tym.

I teraz zastanawiam się, czy może to ja jestem przewrażliwiona i źle interpretuję jego zachowanie?
Nie mam powodu mu nie wierzyć, bo on jest wyjątkowo szczery, on potrafi powiedzieć mi o wszystkim wprost.

104

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:
szika napisał/a:

Byłaś najstarsza z rodzeństwa? A czy nie było tak, że nadstawiałas własny tyłek aby ojciec nie bił rodzeństwa czy mamy? Nie musisz odpowiadać.

Nie.
Najstarszy był brat i to on najwięcej obrywał, ja dostałam zdecydowanie mniej, ale też sporo mi się oberwało...


Wracając do mojego męża. Wczoraj nie pojechał do drugiej pracy, był tak zmęczony, że mało się nie przewrócił.
Przespał się, a późnym wieczorem obudziłam go, żeby się wykąpał.
Rozmawialiśmy chwilę, a właściwie, to zamieniliśmy kilka słów, bo był zmęczony.

Przeprosił mnie za to co powiedział w ostatniej kłótni. Mówi, że był zmęczony, miał wrażenie, że go nie rozumiem, że za dużo wymagam.
Ale doszliśmy do porozumienia - oby. Powiedział mi, że kocha mnie, a dlatego tak powiedział, bo chciał mnie zranić i żałuje teraz tego.

Powiedział też, że nie myśli nad tym co zrobiłam, że są inne ważniejsze rzeczy niż rozpamiętywanie, że jeśli będzie się zastanawiał nad nami, naszym małżeństwem, to powie mi o tym.

I teraz zastanawiam się, czy może to ja jestem przewrażliwiona i źle interpretuję jego zachowanie?
Nie mam powodu mu nie wierzyć, bo on jest wyjątkowo szczery, on potrafi powiedzieć mi o wszystkim wprost.

Mam wrażenie, że On już decyzje podjął - zostaje z Tobą, bo Cię kocha. Dlatego nie rozpamiętuje. Silny emocjonalnie jest. Nie wracaj do tematu chyba, że sam będzie tego potrzebował. Przywołuj teraz pozytywne obrazy.

Swoją drogą planujesz pójście do pracy, by pomóc finansowo? To byłoby dobre dla Was.

105

Odp: Jak ratować małżeństwo?

smallangel silny emocjonalnie jest, to prawda.
Zawsze był

Teraz jest trochę gorzej, ale może to faktycznie przemęczenie? Czasem wygląda jak chodzący trup, a ja biegam koło niego, bo widzę, że ma dosyć pracy i wszystkiego dookoła
Tylko jak to "baba", wkręcam sobie milion innych rzeczy...

Planuję pójść do pracy, już od dawna.
Nie mam z kim syna zostawić, a na opiekunkę mnie nie stać
Liczyłam na żłobek - mały się nie dostał...
córki w końcu do świetlicy też nie zapisywałam, żeby nie pchać się w koszty.

Liczę na to, że może w okresie jesienno-zimowym jakiś rodzic zrezygnuje ze żłobka, wtedy i ze świetlicą nie będzie większego problemu dla starszej córki.

Pracowałam w ostatnim czasie, ale bardzo krótko. Pracowałam w nocy, myjąc halę produkcyjną. Od czegoś trzeba zacząć... Ale po 2 miesiącach opiekunka zrezygnowała, a za takie pieniądze nikt nie chciał zająć się dziećmi do czasu aż mąż wróci z pracy.

106

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Witam.
Jestem nowa wiec z góry przpraszam ze jakies błędy. Zalogowałam sie bo mam spory kłopot z mężem. Jednym słowem potrzebuje dobrej rady. Moja historia jest moze nie tyle długa co skomplikowana. Najlepiej wiec bedzie zacząć od początku. Poznałam mojego męża przez przypadek gdyż jego brat był moim kolegom. Jakoś tak to wszystko szybko poszło i bardzo szybko zamieszkaliśmy razem. Rok póżniej urodził sie nasz syn. Ja byłam w domu a wtedy moj partner pracował. Dodam że jest już po jednym rozwodzie i też ma syna. Gdy nasz syn skończył 10 miesięcy poszłam do pracy. Dwa lata po zamieszkaniu razem wzieliśmy ślub. Jakoś to wszystko dało sie poukładać. Pracowaliśmy w jednym zakładzie wiec zmienialiśmy sie przy opiece nad synem pracując na przeciwnych zmianach. We wrześniu 2012r moj mąż uległ wypadkowi w pracy. Miał złamany kręgosłup, krwiaki w głowie ale na szczęście chodzi bo ma czucie. I w sumie nawet sprawnie sie porusze tylko nie może podnosić nic powyżej 2kg. I problem pojawił się gdy zaczeło brakowac pieniędzy bo leczenie kosztuje. Mieszkamy z moja mama wiec koszty utrzymania nie sa ogromne. Lecz zawsze brakuje a on nie widzi problemu. Obecnie jest na zasiłku rehabilitacyjnym. Siedzi w domu i jak ja jestem w pracy zajmuje sie synem. Cały problem w tym że wogole ze soba nie sypiamy, brakuje nam pieniędzy co powoduje wieczne kłótnie, a najgorsze w tym wszystkim jest to ze jakoś jak brak pieniezy to on na piwo i papierosy zawsze znajdzie kase. Ostatnio doszło do kłutni i w pewnym momencie mnie popchnoł i to juz było za wiele. Kazałam mu sie spakowac i wyjsc wkońcu ja jestem u siebie (u swojej mamy). A on na to że nie i wyszedł. Nie chce rozmawiac i jak tylko wracam do domu to mnie unika lub wogole wychodzi bez słowa i nawet nie wiem gdzie. Dodam jeszcze ze co do wierności z jego strony z czasów przed ślubem to nie jestem taka pewna. Pojawia sie jeszcze jeden problem. Syn ma ponad dwa lata i przyjąć moga go tylko do prywatnego przedszkola ktore kosztuje 500zł i mnie na niego nie stac. Wiec jesli mąż by sie wyprowadził nie mam opieki dla synka gdy jestm w pracy. Co mam robić chciałabym ratować małżeństwo chociażby dla syna ale nie wiem czy warto. Wychowywanie w niezdrowej atmosferze nie jest dobre. Prosze poradzcie mie coś...pozdrawiam

107

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Witajcie
Dawno mnie nie było...

Nasze życie powoli wraca do normy. Czasem wiadomo przeplata się temat zdrady, ale nie w formie wyrzutów, tylko zdrowej, spokojnej rozmowy.
Mężowi wciąż ciężko i jest to zrozumiałe. Ostatnio powiedział, że czasem myśli o tym w pracy...
Staram się, ale też nie siedzę cicho, kiedy coś mnie zaboli i mówię o tym głośno.


Mąż już w ubiegłym roku miał zamiar wyjechać za granicę, ale wtedy do wyjazdu nie doszło. Teraz jest okazja i może pojedzie... Jeszcze nic pewnego, ale oboje zdecydowaliśmy, że to najlepsze wyjście, żeby pospłacać długi i chociaż wyjść na prostą...
Trochę się boję, bo po tych wszystkich wydarzeniach będzie to dla nas ogromną próbą.
Zapytałam też go czy boi się jechać. Powiedział, że tak, że wie jak chciałabym usłyszeć coś innego, ale nie chce mnie kłamać. Spodziewałam się takiej odpowiedzi i w ogóle mu się nie dziwię... Stawiając się na jego miejscu, to pewnie miałabym milion czarnych scenariuszy...
Ja też się trochę boję, choć ten lęk nie jest jakiś ogromny. Boję się, bo do dziś nie powiedział mi że mi się nie odwdzięczy. Mówił jedynie, że nie myśli o tym.
Jakoś podświadomie czuję, że tego nie zrobi, że nie zniży się do poziomu, do jakiego ja się zniżyłam...
Takie dziwne uczucie. Z jednej strony lęk, a z drugiej pewność, że nie zdradzi...

Ja też od jutra zaczynam pracę. Jestem dobrej myśli...

108

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Nieznajoma85 - uważam (to moje zdanie), że wyjazd nie jest dobrym wyjściem - nie teraz. Teraz powinniście być Razem - a nie osobno. Za dużo jest jeszcze żalu - to może być zdradzieckie. Zaczynasz pracę - dacie sobie radę. To pensja więcej.

109

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Moja praca na razie jest dorywcza, a w chwili obecnej wyjazd jest dla nas jedynym ratunkiem...

Jeszcze tak potwornego roku jak ten nie mieliśmy...

Uważam, że będzie dobrze, że przetrwamy to... Najprawdopodobniej mąż wyjedzie niedługo po święcie zmarłych...

110

Odp: Jak ratować małżeństwo?

a niemozecie wyjechac razem w takim razie? skor oTy pracy nie masz, albo masz tylko dorywcza? ja uwazam ze ogolnei zwiazki na odleglosc to klapa niestety, a zwlaszcza w takiej sytuacji.

111 Ostatnio edytowany przez czlowiek_znikad (2013-10-15 13:18:44)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Znalazlem Twój watek dopiero dzis. Szika napisala juz wszystko co cisnelo mi sie na usta juz po pierwszych postach. Witaj w klubie DD. Druga sprawa. Zgadzam sie z przedmówca: jesli musicie, jedzcie razem. Zaufaj mi, mieszkam za granica, niestety w naszym przypadku wspólny wyjazd jest na razie niemozliwy.

No i najwazniejsza sprawa: samo sie nie naprawi. Nie sadze zebyscie usuneli przyczyny kryzysu, a one siedza gleboko w historii sprzed 20 lat.

P.S. Nie przeczytalem dokladnie wszystkich postów, ale sadze ze Twój maz tez ma swoja historie sprzed 20 lat. Macie nad czym pracowac.

112

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Razem nie możemy wyjechać, bo mamy dzieci. Jedno poszło do szkoły, drugie jest malutkie. Do tego języka w ogóle nie znam.

Czy związki na odległość to klapa? No niekoniecznie. Nasze małżeństwo w dużej mierze opierało się na rozstaniach. Jak już wcześniej pisałam był za granicą, jeździł w delegacje, siedział w Zakładzie Karnym.
Co prawda ten moment nie jest odpowiedni, ale mam nadzieję, że będzie tak jak było zawsze.
Mąż też nie jedzie na nie wiadomo jak długi czas. To ma być kilka miesięcy. Wyjdziemy z długów, wróci i będzie już w domu. Może i ja znajdę stałą pracę, wtedy wszystko będzie łatwiejsze dla nas.

Tak na prawdę pierwszy raz mąż jest tak długo w domu - aż 2,5 roku. Wcześniej bywało tak, że był tylko kilka miesięcy w domu i jechał w delegację. Wracał, potem znów wyjeżdżał i tak w kółko.
Teraz, kiedy pojedzie obojgu nam będzie wyjątkowo ciężko, bo raz - przyzwyczailiśmy się do tego, że mąż jest w domu, a dwa - po tych wszystkich wydarzeniach, no nazwijmy rzeczy po imieniu, po mojej zdradzie obojgu nam będzie towarzyszył strach. Mi, że mąż wyjdzie z założenia "oko za oko, ząb za ząb" i będzie chciał się zemścić. Jemu, bo będzie się obawiał, że znów go zdradzę.


Już nie będę wracać do poprzednich postów, ale ktoś kiedyś pytał o przyczynę zdrady, były też różne przypuszczenia dlaczego mogłam zdradzić. Dziś już wiem co było powodem, jednak nie chcę pisać tego tu, publicznie.
Wiadomo, przede wszystkim winę ponoszę ja sama, bo zdrady nic nie tłumaczy. Ale również mąż przyczynił się do tego, że stało się jak się stało. Minimalnie się przyczynił - ale jednak...
Generalnie wspólnie doszliśmy do takich wniosków...

czlowiek_znikad u nas nie było kryzysu przed zdradą. Właśnie najgorsze jest to, że to był jeden z najpiękniejszych okresów naszego życia. Po zdradzi jakieś 1,5 miesiąca było ciężko, na samym początku mieliśmy się rozstać, ale powoli, małymi kroczkami odbudowujemy to, co zawaliłam w ciągu jednaj chwili...

113 Ostatnio edytowany przez Katarzynka82 (2013-10-15 16:30:57)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Fakt coś wtym jest nawet niedawni doszłam iż prawie połowa zdardzaczy to DDA.

114

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Wiadomo, przede wszystkim winę ponoszę ja sama, bo zdrady nic nie tłumaczy. Ale również mąż przyczynił się do tego, że stało się jak się stało. Minimalnie się przyczynił - ale jednak...

Witaj nieznajoma smile
Fajnie, że się pojawiłas, ja dopiero dzis tu zajrzałam. Kochana to "minimalnie" to już coś smile Zaczynasz patrzeć i widzieć... trzymam wielkie wielkie kciuki za Was smile

człowiek_znikąd toś Ty też z tej bajki? smile witaj smile

115

Odp: Jak ratować małżeństwo?

szika cieszę się, że Cię "widzę"
Przepraszam, że tak długo milczałam, wysłałam Ci maila.

Pozdrawiam cieplutko

A ja już sama nie wiem, czy wierzyć w to całe DDA. Przecież tak na dobrą sprawę każdy jest kowalem swojego losu?
Może się mylę, ale uważam, że to przez własną głupotę zrobiłam co zrobiłam, a nie przez to, że jestem/lub nie DDA.

116

Odp: Jak ratować małżeństwo?

odpisałam Ci na Twój list smile
jeśli chodzi o DDA to własnie tu nie potwierdza się to co napisałaś... nie jesteśmy odpowiedzialni za to co nam w dzieciństwie zrobiono, nie mieliśmy na to wpływu... to nie nasza wina, że nie nauczono nas zdrowego życia, rozumienia siebie, kochania siebie... od nas zalezy czy zechcemy przerwać ten zaklęty krąg czy może nadal będziemy powielac błędy naszych rodziców... warto się temu przyjrzeć bliżej jesli już nie dal samej siebie to dla dzieci, nie chciałabys aby Twoje Dzieci w przyszłości przechodziły przez podobne przykre doświadczenia, prawda?

117

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Ja nie mówię o przeszłości, bo to co nas spotkało, na to nie mieliśmy wpływu. Rodziny się nie wybiera. Chodzi mi o dorosłe życie, o to że jako dorośli ludzie sami decydujemy jak przeżyjemy to życie. Na to właśnie mamy praktycznie tylko i wyłącznie my sami wpływ.

O ile na początku moje postępowanie starałam się usprawiedliwić przeżyciami z przeszłości, o tyle dzisiaj wiem, że to bezsensowne tłumaczenie.
Popełniłem błąd, pogubiłam się, zatraciłam, ale nie przez wydarzenia z dzieciństwa, a przez zupełnie inne rzeczy.

118

Odp: Jak ratować małżeństwo?
szika napisał/a:

człowiek_znikąd toś Ty też z tej bajki? smile witaj smile

Tak wyszlo smile Ale Ty jestes juz dalej, ja dopiero w powijakach...


nieznajoma85 napisał/a:

O ile na początku moje postępowanie starałam się usprawiedliwić przeżyciami z przeszłości

Mimo ze poczatkujacy, ale to juz wiem. Dobrze ze przestajesz sie tym usprawiedliwiac, ale czy przeszlas proces dojrzewania emocjonalnego? Bo samo postanowienie nie dziala. Duch wprawdzie ochoczy, ale cialo mdle, a wlasciwie w tym przypadku nie wyleczone emocje.

119

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Emocje jeszcze są, wiadomo, że to wszystko jeszcze zbyt świeże... Na wszystko potrzeba czasu.
Powoli, stopniowo... dojdziemy do równowagi. Zarówno mój małżonek, jak i ja. Jestem dobrej myśli, a z natury jestem optymistką smile

120

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Już nie będę wracać do poprzednich postów, ale ktoś kiedyś pytał o przyczynę zdrady, były też różne przypuszczenia dlaczego mogłam zdradzić. Dziś już wiem co było powodem, jednak nie chcę pisać tego tu, publicznie.
Wiadomo, przede wszystkim winę ponoszę ja sama, bo zdrady nic nie tłumaczy. Ale również mąż przyczynił się do tego, że stało się jak się stało. Minimalnie się przyczynił - ale jednak...
Generalnie wspólnie doszliśmy do takich wniosków...

Rozumiem że jest chociaż trochę lżej jak można chociaż ten 1 procent winy komuś przekazać...
Ale nie rób tego... jeżeli teraz pozwolisz sobie na osadzenie gdzieś w umyśle że jakieś zachowanie męża mogło być powodem (choćby w 1%) Twojej zdrady - to jaka masz pewność że kiedyś znowu się nie zapomnisz bo Twój umysł da Ci inne usprawiedliwienie?

Ty zdradziłaś dwukrotnie, drugi raz w momencie kiedy byliście w trakcie walki o związek zaraz po Twojej pierwszej zdradzi. Chyba sama rozumiesz że to nie był "jednorazowy" błąd i że masz do zdrady... predyspozycje(?)... Nie zostawiaj sobie żadnej furtki na przyszłość jeżeli nie chcesz tego powtarzać...

121

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Nie chcę zostawiać sobie furtki. Trzeciego razu nie może być, nie chcę...

Airuf - tu już nawet nie chodzi o mnie, ale tak ogólnie. Uważasz, że jak coś się psuje w związku to jest wina tylko jednej strony?

Zdrady nic nie tłumaczy, to jest jedno z największych świństwo jakie można zrobić kochanej osobie... Ale jednak stało się. Nie przerzucam w żaden sposób odpowiedzialności. Jestem winna tylko i wyłącznie ja sama. Jednak uważam że warto przedyskutować co jest źle w związku i co zmienić.
Uważam, że pewne sytuacje w naszym życiu w pewnym momencie doprowadziły do tego, że się pogubiłam. Teraz mam ogromną nauczkę i kolejne doświadczenie uczące jak postępować, żeby do takiej sytuacji nie dopuścić.

122

Odp: Jak ratować małżeństwo?

nieznajoma85- co u Was?

123 Ostatnio edytowany przez nieznajoma85 (2014-02-07 02:37:54)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Dawno nie zaglądałam smile

Co u nas?
Układamy sobie wszystko od nowa. Temat zdrady od wielu tygodni nie wraca. Czuję, że kocham i jestem kochana. Nie chcę zbytnio zachwalać, żeby nie zapeszyć, ale jak do tej pory jest cudownie.
Znalazłam pracę popołudniami. Co prawda za marne grosze, ale innej możliwości nie mam. Koleżanka która miała zajmować się synem wyrolowała mnie...
Tak więc często mijamy się z mężem. On przychodzi z pracy, ja właśnie wychodzę...

Ale kiedy mamy czas dla siebie, wykorzystujemy go maksymalnie.

Nie wiem czy wybaczył, czy wybaczy... Wiem, że kocha. Wiem że ja go kocham.
Jesteśmy szczęśliwi! smile

124

Odp: Jak ratować małżeństwo?

To dobrze nieznajoma.

A jak tam Twoja praca nad soba ? nad Twoimi "slabosciami" wink  ??

pozdrawiam Cie i zycze trwania w szczesciu

125

Odp: Jak ratować małżeństwo?

eine_gute_ehefrau dzięki smile

Słabości - no cóż, wolę zapobiegać, więc trochę się wyciszyłam smile
Mam zajęcie, pracę, dom, dzieci... więc przestałam myśleć o głupotach. Nie mam generalnie na to czasu smile

126

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Chyba za bardzo się wyciszyłam, wręcz nie mam ochoty na sex, co odczuwa mój małżonek...

Poza tym...
Potrząśnijcie mną, bo...
Bo nie wiem jak to określić. Wciąż jakieś poczucie winy, wciąż biczowanie się...
Nie, nie non stop, ale są chwile kiedy wyrzuty sumienia żyć nie dają...
Tak jak dzisiaj...
Do tego mam wrażenie, że oddalamy się od siebie z mężem. Może nie koniecznie przez ubiegłoroczne przeżycia, ale przez moją pracę, brak czasu dla siebie, zmęczenie i...
Nie mam ochoty na sex... Widzę jaki on chodzi poirytowany, znam ten jego stan.
Nigdy, przenigdy nie chciał abym robiła coś wbrew sobie, zawsze mówi że jest ok. Ale ja widzę że nie jest. Znam go, widzę to po nim.
Dzisiaj przeszliśmy (w końcu) poważną rozmowę. Od dawna nie mieliśmy na to czasu, ani chęci...

127

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Zdrada potrafi rozwalić każdy związek. Nawet jeśli jest podjęta próba ratowania z obu stron, rzadko to się udaje...
Agonia trwa nieraz dość długo - pół roku, rok , dwa lata - bo to nie jest tak ,że zdrada powoduje zawsze OD RAZU rozpad związku...
Ale jest to gangrena, która wraca i wraca, która niszczy, a finalnie przeważnie i tak zabija...

Rok temu zostałem "rogaczem", żona zakochała się w swoim szefie ...On oczywiście nie zostawił swojej żony, jak jej obiecał...Klasyka :-)
Chyba nie wiedziała co robić, wróciła do mnie...Po dwóch miesiącach jej wybaczyłem, i zdawało mi się, że będzie dobrze...
Niestety...okazało się ,że żona wróciła do mnie TYLKO i WYŁĄCZNIE z wyrachowania, przyzwyczajenia czy jeszcze tam z innych powodów (finansowych głównie) , ale nie z miłości, jak naiwnie sądziłem...Prawda jest prosta: KTO KOCHA, TEN NIE ZDRADZA !
U Ciebie były to jednorazowe akcje ,więc może nieco inna sytuacja, ale generalnie jeśli kobieta wikła się w romans, to wg mnie marne są szanse jej LEGALNEGO związku...

128

Odp: Jak ratować małżeństwo?
RedBull napisał/a:

Zdrada potrafi rozwalić każdy związek. Nawet jeśli jest podjęta próba ratowania z obu stron, rzadko to się udaje...
Agonia trwa nieraz dość długo - pół roku, rok , dwa lata - bo to nie jest tak ,że zdrada powoduje zawsze OD RAZU rozpad związku...
Ale jest to gangrena, która wraca i wraca, która niszczy, a finalnie przeważnie i tak zabija...

Obawiam sie ze masz racje. Ja po niemalze dwoch koszmarnie ciezkich latach chyba przegralam walke z wlasnymi emocjami. Pomimo nieustajacych staran mojego meza nie daje rady przeskoczyc wlasnej psychiki... wczoraj poprosilam zeby sie wyprowadzil.

129

Odp: Jak ratować małżeństwo?

eine gute - tez byłam tego blisko
był taki moment, że stanełam i żałowałam, że straciłam dwa lata
że wtedy było łatwiej powiedziec - wyjdź
a teraz? on się stara, robi dla mnie wszystko, a ja go nie chce

mineło u mnie,, prawie cztery.. nie, trzy i pół
teraz zyje normalnie śmieje się przy nim, ciesze, gdy jest, dobrze mi z nim
pozostaje jednak wiele sfer i miejsc, które już są tylko moje
pozostaje duża potrzeba BYCIA ze sobą
rozumiesz to, prawda?
nie będzie, jak było kiedyś
zdrada powoduje
że tworzymy zupełnie inne relacje na zupełnie innych zasadacvh...

130

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Enda, ja na te nowe relacje nie jestem gotowa, nie chce ich.
Dwa lata zycia wbrew sobie.
W ciaglej pamieci i bolu.
Po prostu nie potrafie.
Zal mi jego, zal mi siebie, zal mi nas,
ale
czas spojrzec prawdzie w oczy i przyjac rzeczywistosc.

Dzieki za odzew. Zawsze mozna na ciebie liczyc:)

Posty [ 66 do 130 z 158 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Jak ratować małżeństwo?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024