czy można samemu wyjść z alkoholizmu? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Strony Poprzednia 1 2 3 4

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 196 do 214 z 214 ]

196 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-03-12 12:54:28)

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Tym razem nie rozumiemy się chyba Magda smile

Wcześniej napisałem o terapii ,która ogranicza picie i minimalizuje jego skutki smile jej celem jest jednak abstynencja i dalsza terapia .
Trochę mam wrażenie coś mi imputujesz smile Nie jasne dla mnie jest to co niby ja twierdzę o abstynencji smile

Nie za bardzo identyfikuje się z tym co napisałaś, nie twierdzę tak jak piszesz - kontekst jest ważny i indywidualny przypadek dla mnie na ogół.
Chodzi o to że wcale nie propaguje i nie proponuje  jednego jedynego słusznego wzorca dochodzenia do abstynencji
różnie to z tym jest "od jutra nie piję" i różnie ludzie dochodzą do abstynencji, niektórzy walą o dno mocniej inni nie, wychodzą etapami.
Abstynencja jednak w chemicznych uzależnieniach jest konieczna ponieważ zatrzymuje część chorych zachowań i percepcji
samo życie z substancjami w takim świecie powoduje mnóstwo powikłań zaburzeń wtórnych do  przyczyn do tych  "chorych emocji i ",dlatego na początku dobrze jest na pierwszym miejscu zająć się jednak skutkami a dopiero potem przyczynami,ludzie maja różne skutki i konsekwencje nałogowej regulacji uczuć z udziałem ulubionych substancji.
Jednych życie boli bardziej i cierpią innych mniej ,a samo ćpanie i picie też powoduje dodatkowe problemy i cierpienia, czyli skutek głębszych przyczyn też staje się przyczyną jakichś zaburzeń .
Są przyczyny i są skutki z tym że skutki generują też pewne samonapędzające się zjawiska i stają się jakby wtórnie przyczynami nakładają się i w pierwszych fazach trzeźwienia powodują większe pierwszoplanowe bardziej zajmujące bolące problemy,
Jak ktoś wyleciał z roboty przez picie na przykład- nie będzie się zajmować na początku chorymi emocjami niskim poczuciem wartości deficytami i dysfunkcjami z dzieciństwa walnął o swoje dno i na początku potrzebuje interwencji wsparcia w emocjach związanych z poszukiwaniem pracy jak ją znajdzie to się wyciszy nieco i jak dalej będzie mieć motywację będzie kontynuował terapię po to żeby nie wracać do picia.Zapobieganie nawrotom to ważna sprawa w leczeniu ponieważ z radości z nowej pracy wielu już się nagrodziło - piciem podobnie za karę za nie znalezienie szybko nowej pracy.Tak praktyka pokazuje że to na początku jest ważniejsze to pierwszy próg dla całej masy ludzi rozwód rozstanie wypadek i jego skutki konflikt  z prawem czyi mnóstwo emocji .Egzystencjalne rozterki i "ból istnienia" idą za tym też są bardzo ważne ,ale miejsce w którym się zaczyna również.
Punkt wyjścia z początkowej sytuacji jest istotnym a abstynencja jest pomocnym narzędziem jak dla mnie nigdy celem samym w sobie.

Zobacz podobne tematy :

197

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Ok. Może coś namieszałam albo źle zrozumiałam.
Zrozumiałam, że uważasz, że proces „zdrowienia” zaczyna się w momencie zaprzestania picia, a przecież może mieć on swój początek dużo wcześniej nim ktoś zdecyduje o zakończeniu picia.
Cel zostaje jeden, czyli zaprzestanie picia, tylko droga jest inna.

198 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-03-12 13:18:13)

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?
MagdaLena1111 napisał/a:

Ok. Może coś namieszałam albo źle zrozumiałam.
Zrozumiałam, że uważasz, że proces „zdrowienia” zaczyna się w momencie zaprzestania picia, a przecież może mieć on swój początek dużo wcześniej nim ktoś zdecyduje o zakończeniu picia.
Cel zostaje jeden, czyli zaprzestanie picia, tylko droga jest inna.

No coś Ty już w samym AA jedynym warunkiem uczestnictwa jest tylko chęć zaprzestania picia a nie wymóg przysięga czy podpisanie jakiegoś cyrografu o abstynencji,nikt niczego nie obiecuje i nie podpisuje żadnej lojalki ,nikt nie kontroluje i nie lata za innymi i nie sprawdza czy ktoś pije czy nie .Na mityng można przyjść pod wpływem nie można wtedy co prawda gadać, tak że surowość nakazów i zakazów jest mi obca i słabo działa w praktyce takie srogie sztywne podejście do abstynencji.
Na zamkniętych terapiach takich sześciotygodniowych jest inaczej podpisuje się kontrakt  i można wylecieć z jej toku za picie ćpanie, ale to zupełnie różne sprawy.Na terapiach takich stacjonarnych już za nawrót zakończony picie się nie wylatuje jak ktos nie chodzi to po prostu sam się wypisuje,ale łatwo można wrócić.
W różnych stowarzyszeniach, bractwach,klubach abstynenckich jest różnie z tym wymogiem abstynencji i czystością rygorem jej zachowania.

199

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Najciężej to chyba na początku przyznać się samemu przed sobą, że ma się problem..

200

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?
bagienni_k napisał/a:

Najciężej to chyba na początku przyznać się samemu przed sobą, że ma się problem..

Niekoniecznie z tym naprawdę różnie jest.
To dla wielu moich przyjaciół było wzruszające przeżycie także nie jest tak strasznie smile
Nie ma co tak strasznie demonizować tych początków że to takie ciężkie i trudne .

201

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Z tym samoleczeniem i samowyleczenim jest związane dużo kontrowersji i niedomówień. Obecnie w systemie odwykowym dokonują się zmiany, wolno, ale to się dzieje. Ponadto cały czas w świadomości społecznej króluje dogmat AA.

Podstawowe pytanie: kto trafia do systemu opieki zdrowotnej w związku z uzależnieniem? Ponad 90 % klientów to osoby, które wg klasyfikacji DSM V opisywane są jako osoby z ciężkim zaburzeniem związanym z używaniem alkoholu. Poza ciężkim DSM V rozróżnia jeszcze stopień lekki i umiarkowany. Problem niestety w tym, że oferta terapeutyczna oferowana w większości placówek przeznaczona jest dla ciężkich zaburzeń.
Osoby z zaburzeniami przyjmowania substancji w stopniu lekkim i umiarkowanym często nie odnajdują się w takim leczeniu.
Utrwalone zostało przekonanie, że wszystkich pijących nadmiernie trzeba wrzucać do jednego wora. I co? I okazuje się to nieskuteczne - ci co teraz nie mają oferty, znajdą ją, ale niestety za parę lat - jako ciężkie "przypadki". Taki paradoks.

Temat samowyleczeń jest kłopotliwy, bo jak stwierdzić, czy ktoś wyszedł z tego bez pomocy AA czy leczenia, skoro przestał pić i "system" tego nie odnotował. To tak samo trochę jak teraz z covidem - znamy liczby zachorowań, ale tylko tych, które zostały wykryte przez system opieki zdrowotnej. A co z tymi, którzy przechorowali lub chorują, a nie robili testu? Ich po prostu nie ma:) Ewentualnie "szacunki". Ale szacunków się nie podaje jako potwierdzonych informacji:)

Więc samowyleczenia są, czy nie?
W latach 2001-2002 w stanach przeprowadzono badania NESARC. Badano m.in. ilość samowyleczeń. Samowylecznie określono tu jako utrzymująca się w czasie zmiana konsumpcji alkoholu. Czyli czy ktoś przestał pić lub zmniejszył picie. Nie brano tu pod uwagę zmian w pojęciu terapeutyczny. Sam objaw.

I okazało się, że u 53,5% badanych (nadużywających alkohol) stwierdzono samowylecznie! Z tym, że w tej grupie większość zdecydowała się na ograniczenie picia, a nie na abstynencję.

Dlaczego ludzie próbują samodzielnie? Powstrzymuje je poczucie wstydu i lęk przed stygmatyzacją, etykietowaniem oraz negatywna ocena profesjonalnego  leczenia uzależnień. A także niechęć do dzielenia się swoimi problemami z innym(zapewne dlatego, że nie mieli w swoim życiu osób, którym mogły zaufać, być może zostały przez takie osoby skrzywdzone).

202

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Jeżeli pokochasz sam/sama siebie to z każdego nałogu wyjdziesz. Kochać siebie to mieć szacunek dla siebie ,dla swojego ciała ,dla swojej duszy,dla stwórcy. Stwórca na s tworzył pięknych ,niewinnych i żeby takimi pozostać bez nałogów pokochaj siebie.

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Samemu trzeba mieć wiele samozaparcia w sobie, aby wytrzymać w trzeźwości. Należy pamiętać, że nawet niewielka dawka alkoholu może być początkiem ciągu alkoholowego, stąd też zachęca się osoby uzależnione do tego, by wzięły udział w terapii indywidualnie dopasowanej do potrzeb pacjenta. Ze swojej strony chcielibyśmy tylko wspomnieć, że terapia to nie powód do wstydu. Wstydem jest nie rozpocząć leczenia i trwać w uzależnieniu.

204

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Mój znajomy wyszedł sam. Da się, ale trzeba mieć dużo samodyscypliny i motywacji, żeby to się udało. Postawić sobie jakiś cel, plan i nie poddawać się. Bardzo trudne, ale możliwe.

205

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Jasne, że można wyjść z alkoholizmu. Wszystko zależy czy chce się tego dokonać. Wszystko dzieje się w głowie.
Postanowiłem opisać o tym jak łatwo jest upaść a jak ciężko odbić się od dna.  Może trochę ku przestrodze młodym jak łatwo można się zgubić w tym świecie.
Kiedy wyjechałem do Grecji miałem niecałe dwadzieścia jeden lat. W Jugosławii przez którą przejeżdżaliśmy na ulicach stały czołgi, była wojna. Był luty 1992 roku. Żołnierze wchodzili do autokaru i prosili o konserwy i papierosy. Pieniędzy nie chcieli.
Szybko zachłysnąłem się tym światem. Z młodego wysportowanego chłopaka, który nie palił i pił alkohol sporadycznie, po dwóch latach wpadłem w alkoholizm a i narkotyki się zdarzały. Nieodpowiednie towarzystwo zawsze pojawia się w odpowiedniej chwili, jakby czuło, że potrzebujesz się napić albo zapalić skręta.
Miałem w Atenach starszego brata, który starał się mnie jakoś kontrolować, ale kiedy wyjechał poza miasto hulaj dusza. Paliłem po dwie, trzy paczki papierosów dzienni, każdego dnia budziłem się na kacu, albo jeszcze pijany i albo szedłem do pracy, albo też nie. Pracowałem ciężko na budowie. Pięć lat później wyjechałem na wyspę Mykonos i oczywiście szybko poznałem odpowiednie towarzystwo. Historia zaczęła się powtarzać i trwało to do 2001 roku. Miałem już trzydzieści lat i kilka lat wcześniej pojawił się jakiś wyłom w mojej psychice. Kiedy tak leżałem pijany w łóżku zaczynałem się albo modlić albo prosiłem o pomoc moją zmarłą babcię. Byłem z nią bardzo zżyty. Kiedy zmarł dziadek, miałem czternaście lat i zamieszkałem z nią i mieszkaliśmy razem, aż do mojego wyjazdu. W 1997 roku dzień przed Wigilią siedzieliśmy w moim mieszkaniu z kolegami. Takie spotkanie przed świętami. Piliśmy wino, rozmawialiśmy, paliliśmy papierosy. Ogólnie było wesoło. W pewnym momencie rozległ się huk. Dźwięk jakby rozbitej szyby. Okna całe. Wychodzimy przed budynek, nie ma nic, wszystko w porządku. Wchodzę do łazienki i od razu wiem o co chodzi, chociaż nie do końca. Na podłodze leży kulisty klosz z grubego szkła. Najdziwniejsze jest to, że ten klosz wisiał nad umywalką i powinien w niej leżeć, ale on leżał na podłodze i był cały. Jeden z kolegów powiedział –  Nomen omen i zaczęło się opowiadanie historii o znakach od umarłych. Byłem babci ulubieńcem i wiedziałem, że jest z nią źle. Miałem dwadzieścia sześć lat i nie mogłem jechać do kraju ponieważ uciekłem przed wojskiem. Takie były nieciekawe czasy. Do domu dzwoniło się raz na miesiąc, czasem i rzadziej, rozmowy wtedy były drogie.
W nocy obudził mnie hałas. Zaświeciłem światło i zobaczyłem, że połowa kaset została zrzucona z półki, jakby ktoś zrobił to specjalnie. Nigdy nie należałem do strachliwych, nie takie rzeczy widziałem, pozbierałem więc kasety, poukładałem je na półki i położyłem się na półki. Obudziłem się nad ranem a sen, który mi się przyśnił pamiętam do dziś. Śniło mi się, że przyjechałem na ślub siostry, ale nie miałem garnituru. Babcia się ucieszyła i powiedziała – Cieszę się synu, że przyjechałeś. Zawsze mówiła do mnie synu. Podszedł do mnie dziadek, babci mąż i mówi – Nic się nie martw synu, założysz mój garnitur. Rzeczywiście garnitur pasował. W snach wszystko jest możliwe. Szliśmy przez miasto, trzymając babcię pod rękę, gdy nagle jakby straciła przytomność i położyliśmy ją na chodniku. Ja rozglądałem się za pomocą a dziadek wziął ją na ręce i powiedział – Znam lekarza, który ją uleczy. Idź się baw, spotkamy się później.
Rano pojechałem do brata, który również mieszkał na wyspie. Opowiedziałem mu co i jak i powiedziałem, że musimy zadzwonić do domu. Pojechaliśmy do marketu, kupiliśmy kartę i poszliśmy do budki telefonicznej, która stała niedaleko. Brat szuka karty, nie ma. Ja też jej nie mam. Wracamy do marketu. Pani twierdzi, że nie zostawiliśmy tu karty. Kupujemy drugą idziemy do budki i... nie ma słuchawki a przecież była. Po co ktoś wyrywa słuchawkę z budki telefonicznej? Takie rzeczy na wyspie się nie zdarzały. No nic, jedziemy do drugiej budki. Mówię do brata dzwoń ty, bo ja już wiem, co się stało. Okazało się, że babcia zmarła poprzedniego wieczora. Uwzględniając godzinę różnicy między Grecją a Polską godzina w której odeszła babcia i zdarzenie z kloszem pokrywało się. Jednak dała mi znak i tak jakby nie chciała, abyśmy dzwonili. Nie chciała nam psuć świąt tak to sobie tłumaczyliśmy.
A więc przed snem prosiłem moją babcię, aby pomogła mi w walce z alkoholizmem. Nie miałem już zdrowa na picie, potem musiałem to odchorować. W sumie trwało to do 2001 roku. Przez ten czas spotykałem się z kobietami, ale to ja je odtrącałem po jakimś czasie, odsuwałem od siebie. Wolałem być sam niż kogoś krzywdzić, tym bardziej, że miałem ojca alkoholika i obiecałem sobie, że jeśli spotkam kiedyś kobietę i będziemy już razem nie będę jak ojciec. Nie będzie awantur, wracania do domu po nocy, krzyków. Kiedy koledzy pytali się, kiedy znajdę sobie dziewczynę a pytali często, zawsze im odpowiadałem – Jak będzie chciała to mnie znajdzie. No i znalazła. W maju 2001 wracałem z miasta do domu. Czekałem na autobus i zauważyłem dwie ładne kobiety, Polki. Jedna miała czarne włosy, druga rude. Nigdy nie byłem mistrzem podrywu więc, kiedy wysiedliśmy w mojej miejscowości zapytałem do kogo przyjechały. Okazało się, że do żony mojego kolegi Piotrka. Nie rozmawialiśmy, widziałem, że chcą już iść więc powiedziałem – Pozdrówcie go ode mnie i poszedłem do domu.
Kilka dni później Piotrek przyjechał do mnie, zabrał mnie na przejażdżkę i powiedział, że wpadłem w oko jednej z nich i chciała się ze mną umówił. Nie powiem, żeby mnie to nie zaskoczyło, ale oczywiście zgodziłem się. Umówiliśmy się na sobotę. Problem polegał na tym, że Piotrek też lubił wypić i coś mu się pokręciło. Ona przyszła do niego do pracy, pracował w wypożyczalni i tam na mnie czekała a ja na nią czekałem u niego w domu. Na szczęście następna randka doszła do skutku bez problemu. Joanna oczywiście nasłuchała się jaki to ja jestem zły człowiek, pijak i tak dalej od żony Piotrka, ale postanowiła zaryzykować. Nikt nam nie dawał szans. Wszyscy sądzili, że po wakacjach Joanna wróci do kraju a ja dalej będę się bawił. Jesteśmy razem dwadzieścia jeden lat. Nikt by wtedy na mnie nie postawił złamanego grosza a ja naprawdę chciałem się zmienić no i zmieniłem się. Palenie rzuciłem z dnia na dzień w Sylwestra 2000 roku, nie palę do dziś i nie lubię, kiedy ktoś mówi, że nie da się rzucić palenia bez plastrów itd. Koledzy nie dawali za wygraną sądząc, że to taki mój kaprys, że tak naprawdę marzę by się napić. Kiedyś Joanna wyjechała do Polski, ja musiałem zostać. Przyjechali do mnie dwaj koledzy z którymi kiedyś spędzałem dużo czasu. Przywieźli ze sobą butelkę whisky. Ugościłem, pozwoliłem im się napić, wysłuchałem a kiedy byli już zbyt pijani by wracać do domu, pozwoliłem im się przespać. Gdyby była w domu Joanna nie pozwoliła by na to, ale gdyby była w domu oni by nie przyjechali. Nie złamałem się. Mogliby mnie namawiać całą noc, nic by to nie dało.
Zapewne zapytacie dlaczego pozwoliłem im pić? Ano dlatego, że moje słowa do nich i tak by nie dotarły. Nie byli na tym etapie. Namawianie ich, żeby przestali pić było bezsensowne. Gdybym im odmówił, pojechaliby pić gdzie indziej a wracając do domu po pijaku mogliby spowodować jakieś nieszczęście.
Jeśli nie poukładasz sobie w głowie, niczego nie osiągniesz. Kiedy przestałem pić posypało się moje zdrowie. Organizm potrzebował prawie dwóch lat, by dojść do siebie. Teraz akohol pijam okazyjnie, nie mam z tym problemu, nie muszę się kontrolować.  Nie byłem na żadnej terapii, nie chodziłem do psychologów. Joanna kiedy ją poznałem była bardzo poważną, młodą kobietą. Często się obrażała kiedy z czegoś żartowałem. Nauczyła się przy mnie śmiać ja stałem się przy niej nieco poważniejszy. Byliśmy jak dwa różne światy.
Każdy czasem potrzebuje pomocnej dłoni i ona stała się dla mnie taka pomocną dłonią. Byłem na dnie i nie potrafiłem się od niego odbić, ale dostałem od losu koło ratunkowe. Mimo tego, iż widzisz jak ludzie wytykają cię palcami i mówią, że z ciebie nic nie będzie nie wolno ci się poddawać. Widziałem zbyt wielu młodych ludzi, którzy przegrali swoje życie. Umierali w ciemnych zaułkach bram w samotności albo od picia alkoholu, widzieli rzeczy których oprócz nich nie widział nikt.
Wychodzenie z alkoholizmu to ciężka walka z samym sobą, ale jest do wygrania. Nie można tylko stawiać siebie na przegranej pozycji - nie dam rady, nie uda mi się za słaby jestem. Wszystko siedzi w głowie.

206

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Istnieje magiczne słowo wśród alkoholików - jutro. Od jutra nie piję, powtarzane bardzo często, ale dające jakąś nadzieje. Jeszcze tylko dziś się napiję, ale od jutra koniec. Ten tekst napisałem po dwudziestu latach nie picia.
Ludzie sądzą, że ktoś, kto był na dnie, jeśli nawet odbije się od niego zawsze bedzie się bał, że może tam w każdej chwili wrócić. Jeśli tak się myśli, to jest to duże obciążenie dla psychiki. Miałem kolegę, który gdy poczęstowaliśmy plackiem, prosił żonę, żeby sprawdziła czy nie ma w nim alkoholu. Ja sobie poradziłem. Nie mam lęku ani problemu, żeby wypić drinka, piwo czy napić się wina. W domu jest barek w którym stoi około dwudziestu butelek alkoholu, łącznie z nalewkami, które robię co roku i oczywiście piję. Wiem, że są ludzie, którzy panicznie się boją sięgnąć po alkohol i ja to rozumiem, mam wielu takich kolegów. Mnie się udało i mam to szczęście, że poznałem kobietę na której mi bardzo zależało i która w dużej mierze przyczyniła się do tego, że dałem radę. Uwierzyła we mnie a to znaczy więcej niż rady psychologów. Myślę, że takich ludzi jak ja jest więcej, chociaż zbyt mało.

Jeszcze tylko dziś

Po kilku kieliszkach, po kilku drinkach całe to napięcie opada ze mnie i staję się rozmowny, pewny siebie a czasem nawet zadziorny, szukający sposobności do sprawdzenia siły swoich pięści, choć czasem kończy się to tym, że to ktoś inny – lepszy, szybszy, silniejszy lub tylko nieco trzeźwiejszy, sprawdza wytrzymałość mojej głowy, zębów, rąk.
Czasem wygrywam i cieszę się, ale jest mi też żal tego gościa, z którego gęby starłem uśmiech, bo wiem co się teraz dzieje w jego głowie.
Różnie z tym bywa. Plusem jest to, że kiedy ten boski napój krąży w moich żyłach, nie czuję strachu.
Minusem natomiast, że nie potrafię ocenić swoich szans. Staję pijany, zbyt pewny siebie, z pełną wiarą w to, że za chwilę będzie po wszystkim, że zetrę z gęby tego kolesia, ten głupkowaty uśmieszek.
Potem obmywam twarz pod uliczną studnią, chłodzę rozgrzaną głowę, kark, ramiona. Kolejne wino sprawia, że rozgrywam przegraną walkę po raz kolejny i jeszcze i jeszcze i jeszcze raz, aż zasypiam gdzieś na miejskim chodniku z ręką, zamiast poduszki pod głową i śnię, że latam nad miastem, nad dachami domów, lśniącymi od blasku księżyca. Zbieram co ciekawsze sny, te kolorowe, radosne i zamykam w szkatułce, by wypuścić je gdzieś na szpitalnym korytarzu, w nadziei, że trafią do dzieci – tych biednych dzieci, omotanych szarością twarzy współtowarzyszy, wenflonami, zastrzykami.
Alkohol jest dla mnie jak modlitwa. Sięgam po niego w chwilach zwątpienia, a chwile te niestety zbyt często mnie dopadają.
Nie, żebym był alkoholikiem, co to to nie!
Po prostu lubię trzymać szklankę w dłoni z tym złocistym lub bezbarwnym napojem, wąchać go i doszukiwać się w nim Bóg wie czego – może nawet i samego Boga.
Krąży we mnie ten płyn złocisty lub bezbarwny, rozszerza żyły, źrenice, rozluźnia napięte mięśnie i sprawia, że zaczynam, wbrew pozorom, myśleć trzeźwo, racjonalnie, oczywiście do pewnego momentu, do tej cienkiej, czerwonej linii, której czasem za wszelką cenę, staram się nie przekroczyć i jeśli mi się to uda, jestem tak po ludzku, dumny z siebie.
Wyciągam wówczas zeszyt i długopis ze starej płóciennej torby, z którą nigdy się nie rozstaję i piszę.
Piszę wszystko to, co przychodzi mi do głowy. Wypełniam tę pustkę, to wewnętrzne rozdarcie, to zagubienie w tym wielkim mieście. Samotność wśród ludzi bardziej boli niż bicie. Kurewsko boli. Nie, żebym się użalał, po prostu tak to odczuwam.
To poczucie pustki jak nierówny puls wypełnia mnie po końcówki włosów. Czuję, jak moje ciało rozpada się na miliony drobnych kawałków, jak wszystko drga, pulsuje, wiruje.
Podnoszę głowę znad poduszki, wyciągam rękę w poszukiwaniu butelki w której – mam nadzieję, jest jeszcze nieco tego boskiego nektaru i znów zdaję sobie sprawę, że przegrałem z samym sobą.
Znów wszystko na nic. Psu na budę te wszystkie nocne, żarliwe modlitwy, te rozmowy z Bogiem, ze zmarłymi i cholera jeszcze wie z kim.
To miasto po zmierzchu żyje jakimś innym, tajemnym życiem. Ja tylko pływałem po jego wierzchu, nigdy nie mając odwagi zanurzyć się w ciemnych czeluściach burdeli, podejrzanych lokali przed którymi rośli faceci, zaczepiają nocnych marków i szepcząc im do ucha, obiecują nieziemskie rozkosze.
Wydaje mi się, że tu nie pasuję – do tych kamienic i bloków, przytulonych do siebie, zrośniętych ze sobą niczym żebrami, klatkami schodowymi, do tego potoku aut, ryku pędzących od świateł do świateł motocykli, nocnych neonów i nachalnych alfonsów.
Szukam nocnego sklepu, by ukoić swój żal za tym co było kiedyś, za tym co mogłem mieć a uleciało jak ptak.
Jeszcze tylko dziś wypełnię organizm tym płynem, który zmusza serce do szybkiego biegu i sprawia, że ręce przestają drżeć a od jutra, znów podejmę walkę o normalne życie.

207

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Mnie z kolei fascynuje to quasi-mesjanistyczne zamiłowanie do nachalnego opowiadania całemu światu swoich łzawych historii w wykonaniu byłych alkoholików.

Te tyrady zdecydowanie przekraczają ramy zwykłego przynudzania i same w sobie powinny być traktowane jako objaw jakiejś osobnej jednostki chorobowej; wcale nie mniej uciążliwej (zwłaszcza dla otoczenia) niż sam alkoholizm.

208

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Zależnie od ośrodka - NFZ czy prywatny - terapia odwykowa ma jakieś 10-20% szans powodzenia. Ile % szans zatem ma osoba bez takiej terapii? 1%?

209 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-04-15 15:01:26)

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?
noben napisał/a:

Mnie z kolei fascynuje to quasi-mesjanistyczne zamiłowanie do nachalnego opowiadania całemu światu swoich łzawych historii w wykonaniu byłych alkoholików.

Te tyrady zdecydowanie przekraczają ramy zwykłego przynudzania i same w sobie powinny być traktowane jako objaw jakiejś osobnej jednostki chorobowej; wcale nie mniej uciążliwej (zwłaszcza dla otoczenia) niż sam alkoholizm.

Ile Ty takich opowieści musisz słuchać i czytać,biedactwo smile , jak nie możesz to nie czytaj smile Jeżeli robisz w tym biznesie odwykowym to kiepsko z Tobą - zmień zawód  nie wyrabiasz - krzywdę sobie robisz ,nie każdy się nadaje do tego   
Przesadzasz i się egzaltujesz niepotrzebnie smile
takie bohatersko heroiczne opowieści to moim zdaniem jeden z etapów odparowywania i nie u każdego to jest ,owszem można w tym utknąć  , ,a jeszcze jak bez terapii ktoś przestał pić to w ogóle czad i siwy dym patos, etos etc Ja bym mu dał Autorowi tych ostatnich postów cukierka w nagrodę smile
Twierdziłaś zawzięcie, że alkoholizm nie jest chorobą, a określanie go tym mianem jest szkodliwe bo zdejmuje odium społecznej niechęci smile
Za to stygmatyzowanie jest super pożyteczne i pomocne ,można się nakręcać do woli ,bić pinę, pławić w urazach, awersjach i czepiać wszystkiego co związane z alkoholizmem jak leci .
Jak k****a piją źle ,jak nie piją też k****a jego mać niedobrze big_smile.
Jakieś uprzedzenia ,nienawiść ,urazy ? Nie ma przymusu lubić alkoholików .Takie masz Noben konsekwencje braku tolerancji i akceptacji ,nie rozumiesz dalej tego problemu takie mam wrażenie i się czepiasz chłopaka .
Mam nadzieję że w życiu jesteś mądrzejsza ,a doświadczeń nie lekceważysz.

210

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Dzięki za obrazową demonstrację mojej myśli.

'Albo mnie podziwiasz i poklepujesz po ramieniu albo spierd@laj.'

Fajne motto na nowej drodze życia w trzeźwości.

211

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?
noben napisał/a:

Dzięki za obrazową demonstrację mojej myśli.

'Albo mnie podziwiasz i poklepujesz po ramieniu albo spierd@laj.'

Fajne motto na nowej drodze życia w trzeźwości.

Proszę bardzo
Daj spokój smile
Z Ciebie to czasem jest niezły numer Noben .

212

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Ja kiedyś byłam alkoholiczką, ale już nie piję odkąd muszę brać leki a tych leków nie wolno mieszać z alkoholem. Przerzuciłam się na piwa bezalkoholowe i tak jest najlepiej.

213

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Czyli tykająca bomba.

214

Odp: czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Alkoholikiem jest się do końca życia. To tak nie działa, że kiedyś się było, ale już nie jest.
Tak jak napisał Be. - tykająca bomba, która w każdej chwili może odpalić.

Posty [ 196 do 214 z 214 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » czy można samemu wyjść z alkoholizmu?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024