Nie, nie zakładam ciężkich przewinień. Chodzi o pewne prawidło. Sam zobacz - jak facet chodził na dziwki to jest problem. Kiedy kobieta miała sponsora to następuje zaciemnienie sprawy pytaniami 'a co znaczy, ze sie puszcza?', 'dla mnie to nie ma znaczenia przeszłość' itp.
Yoghurt, jako zwolenniczka "grubej kreski" spieszę poinformować, że jestem w stanie zaakceptować WSZELKĄ przeszłość seksualną partnera. Dziwka czy nawet stado dziwek nie stanowią dla mnie żadnej przeszkody. Zdrady nie nazwałabym "przeszłością seksualną". Przynajmniej nie w kontekście tego związku. Zdrada to zaprzeczenie moich podstawowych priorytetów: wierności, zaufania, szczerości. Zdrada ma wymiar znacznie szerszy niż tylko erotyczny. I ten fakt w przeszłości partnera by mi przeszkadzał, chyba, że w sposób dla mnie satysfakcjonujący umiałby wyjaśnić motywy swojego postępowania.
Chciałam też zauważyć, że w tym wątku rozmawiamy o przeszłości seksualnej w domyśle "normalnej". To nie jest wątek o dziwkach i sponsorach. Mówimy o "zwykłych" partnerach i trudnościach w zaakceptowaniu ich istnienia przez obecnych partnerów.
Czyli co - facet chodzi na dziwki to problem...
Kobieta ma sponsora, puszcza się i jest ok?
nie. Napisałam, że jeśli facet nie chce dziewczyny galerianki byłej czy takiej, która miała sponsora to rozumiem go. Rozumiem. Bo tu naprawdę ciężko z taką osobą się związać i jest to dla mnie naprawdę zgoła inne niż zwykłe związki.
A skad wiesz czy mówimy o "zwykłych"? Co w ogóle znaczy "zwykłych"?? Bo jak widzę, to dla was tutaj "zwykły" oznacza, na jedną noc i sponsor, i kochanek... ale to i tak "przeszłość".
Jeśli dla faceta seks jest czynnością nie związaną z uczuciami i będąc w związku chodził poruchać inne, to naprawdę nie ma to znaczenia?
Im dalej w las, tym więcej drzew. Coraz więcej przykładów - i to nie specyficznych, czy naciąganych - jednak ma ogromne znaczenie i rzutuje na charakter, więc przeszłość seksualna jednak nie jest taka całkiem bez znaczenia.
Pytanie 'ilu' jest jedynie ogólnikiem spłycającym zagadnienie jedynie do ilości.
71 2012-03-18 22:46:30 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2012-03-18 22:49:34)
Zwykłe to było dla mnie to , że np facet miał partnerkę albo ma za soba jakąś przygodę, ale to i tak nie ma już znaczenia. Jeżeli jednak dziwki czy sam by mówił, że zdradzał swoje dziewczyny, to nie wiem, takiej osobie ciężej byłoby zaufać. Tak samo jak Wam facetom ciężej byłovy zaufać byłej galeriance albo takiej , która zdradzała partnerów. I nie mam tu podwójnych standardów, bo sama nigdy za pieniądze na układy nie szłam i bym nie poszła i nigdy partnera nie zdradziłam, a związek traktuje bardzo poważnie.
Jeżeli był w związku, a chodził do seks do innych, to się nazywa zdrada i tak jak mówię, to już ma znaczenie..I ja nigdy nie napisałam, że ta przeszłość nie ma znaczenia. Raczej od początku pisałam, że to, że kiedyś facet kogoś miał ( w sensie partnerkę albo przygodę, gdy był WOLNY) to nie ma większego znaczenia.. i lepiej sobie tym głowy nie zatruwać. a tak samo jak spotka się fajną kobietę..moim zdaniem.. ale nie mówiłam o przykładach typu dziwki, zdrady.., tym bardziej, że autorka pytała ogólnie o partnerów seksualnych czy to ma znaczenia.. i nie pisała by kogokolwiek zdradzała, więc nie spekulujmy
A czym na dobrą sprawę różnią się jednorazowe przygody od chodzenia na dziwki, czy bycia dziwką (niezależnie od płci) ?
To już zależy od postrzegania. Ja bym na takie coś się nie zdecydowała, nie jara mnie to, ale jeżeli ktoś jest wolny i ktoś się tej osobie spodoba, zrobią to, to cóz.. ich sprawa przecież. A chodzenie na dziwki to jednak płacenie za seks, może niepotrzebnie, ale to akurat odbieram niezbyt pozytywnie.. nie mówię, żeby taką osobę od razu skreślać.. ale pewnie jak wiele kobiet nie spojrzałabym na taka osobę na pewno od razu z pozytywnym nastawieniem. I to by mnie zastanawiało czemu nie potrafi sobie znaleźć normalnej kobiety, tylko idzie na dziwki. Bo z tego co wnioskowałam czytając wiele artykułów i myśląc nad tym, to jednak zazwyczaj idą na to osoby strasznie zakompleksione, które chcą się tak dowartościować. I to mnie odstrasza.
Yoghurt:
pytanie "ilu?" sugeruje podanie liczby. Liczba działa na wyobraźnię. Powiedzmy - jesteś numerem 13. I zaczynasz czuć się jak numer. Twój mózg nie rozważa złożoności relacji między całą trzynastką - za to oczy Twojej wyobraźni widzą ten cały orszak. A Ty na końcu ogonka... Marny widok.
Przeszłość seksualna ma znaczenie. Ale jako całokształt poglądów, postaw, zachowań. A przede wszystkim w kontekście wpływu na TERAŹNIEJSZĄ osobowość danej osoby. Żeby poznać osobowość nie trzeba zagłębiać się w szczegóły ilościowe. Wystarczy poznać obecne przekonania, wartości i zasady osoby, która nas interesuje. Jeśli ja wyznaję zasadę, że jeśli się jest wolnym to można bzykać wszystko co na drzewo nie ucieka za to w związku obowiązuje 100% wierność - jak moja przeszłość seksualna może wpływać na obecny związek???
Przeszłość seksualna ma znaczenie. Ale jako całokształt poglądów, postaw, zachowań.
Czy zatem pytanie 'ilu' nie jest częścią tej przeszłości, która rzutuje na całokształt poglądów, postaw i zachowań?
truskaweczka19 a jak ty chcesz się dowiedziec o tym czy był na dziwkach czy nie skoro panuje przekonanie, że "przeszłość to przeszłość" i "o niej się nie mówi, o nią się nie pyta"??
?Taka sytuacja - niczym się nie różni. No może kosztem finansowym
I mnie naprawdę nie przyszłoby do głowy pytać "Czy byłeś kiedyś u prostytutki?"
Myślę, że większości osób pójście do prostytutki kojarzy się z "inaczej nie potrafię zaciągnąć kobiety do łózka" - co prawdą nie musi koniecznie być.
Ale to juz zostało wielostronnie omówione w innym wątku.?To odsyłam chociażby do mojego tematu w którym co drugi post dziewczyna mówiła, że nie zaakceptuje takiej przeszłości i będzie skreślony facet u niej od razu. Gdzie wy wtedy byłyście, żeby im powiedzieć, że są niedojrzae??
Po pierwsze - to ich opinia i maja ja prawo wyrazić, podobnie jak Ty.
Po drugie- moze byłam wtedy w pracy? A może uprawiałam radosny seks? Nie wiem, nie mam obowiązku skanować forum
"Czyli co - facet chodzi na dziwki to problem...
Kobieta ma sponsora, puszcza się i jest ok?"
Cóz, takie myślenie kobiet...
To akurat napisał mężczyzna
Nie bardzo rozumiem nadal to "puszczanie się". Poproszę o jakąś definicję.
Jeśli ja wyznaję zasadę, że jeśli się jest wolnym to można bzykać wszystko co na drzewo nie ucieka
To jest na ten przykład typowe puszczanie się w rozumieniu faceta. Podobnie jak sponsoring, seks za prezenty i/lub pieniądze.
Nie, nie zakładam ciężkich przewinień. Chodzi o pewne prawidło. Sam zobacz - jak facet chodził na dziwki to jest problem. Kiedy kobieta miała sponsora to następuje zaciemnienie sprawy pytaniami 'a co znaczy, ze sie puszcza?', 'dla mnie to nie ma znaczenia przeszłość' itp.
A tutaj się nie rozumiemy, chyba.
Taki on za puszczanie się uważał seks bez miłości. DEFINICJĘ poproszę, bo chaos się nam wdarł pod kołdrę
Jeśli dla faceta seks jest czynnością nie związaną z uczuciami i będąc w związku chodził poruchać inne, to naprawdę nie ma to znaczenia?
Po co to wulgarne słownictwo? Seks jest przyjemnością i tyle jest fajniejszych słów.
Znaczenia dla Ciebie i dla mnie - nie powinno mieć. Znaczenie dla jego partnerki - jeśli jej to nie odpowiada, to tak.
Wtedy jest to zdrada.
81 2012-03-18 23:20:48 Ostatnio edytowany przez yoghurt007 (2012-03-18 23:22:09)
Zerknij na mój poprzedni post....
Słowo zostało użyte takie, a nie inne celowo i w ściśle określonym celu.
Pod prysznicem znalazłem rozwiązanie problemu.;)
Wystarczy na początku znajomości zapytać o przeszłość.
Jeżeli partnerka, lub partner nie uciekną i udzielą odpowiedzi, założyć nowy wątek na forum.
Jacy byli poprzednicy i czy podana liczba odpowiada prawdzie?
Wtedy droga do psychozy stoi otworem!!!;)
NEVERENDING STORY.
Teraz odpadam i zajmę się ...
A czym na dobrą sprawę różnią się jednorazowe przygody od chodzenia na dziwki, czy bycia dziwką (niezależnie od płci) ?
Prostytutka - tak się nazywa ta Pani - oferuje seks za pieniądze. To jej zawód. Nie musi czerpać z niego przyjemności. Nie ma oczekiwań, wszystko jej pasuje - za to się jej płaci.
Seks uprawia się dla przyjemności - czy jednorazowa przygoda, czy w związku.
84 2012-03-18 23:31:54 Ostatnio edytowany przez yoghurt007 (2012-03-18 23:32:36)
Według twojej definicji wiele partnerek w wieloletnich związkach jest...prostytutkami. Wszak nie zawsze czerpią przyjemność z seksu, czerpią z tego natomiast profit w postaci bycia utrzymywaną/zadowolenia partnera i braku pretensji itp...
Po prostu to się tak łatwo pisze, że "przeszłość dla mnie to nie ma znaczenia", chociaż przy zagłębieniu się w temat okazuje się, że jednak ma bardzo istatne znaczenie dla obu stron. Boicie się jedynie o nią zapytać, jak i o niej mówić. Z resztą strach podajecie od początku jako główny motywator unikania odpowiedzi na pytanie "ilu?", bo przecież "po co psuć udany związek". Jak jednak można zbudować "udany związek" w oparciu o niedopowiedzenia czy ukrywanie swojej przeszłości lub kłamstwa?
Zerknij na mój poprzedni post....
Słowo zostało użyte takie, a nie inne celowo i w ściśle określonym celu.
Nie bardzo rozumiem - słownictwo uzalezniasz od poziomu zaangażowania emocjonalnego.
No to tu bardzo się różnimy. Bo widzisz - ja zawsze się kocham. Bez względu na to, czy jestem zaangażowana emocjonalnie, czy nie. To zależy tylko ode mnie.
truskaweczka19 a jak ty chcesz się dowiedziec o tym czy był na dziwkach czy nie skoro panuje przekonanie, że "przeszłość to przeszłość" i "o niej się nie mówi, o nią się nie pyta"??
Przeszłość to przeszłość, ale spokojnie powiedziałam swojemu partnerowi o swoim byłym, a on mi o tym co było u niego w przeszłości. Dlatego jasne, że warto szczerze powiedzieć co i jak. Po prostu, by nie było tak, że nic o partnerze się nie wie. Ale nie ma to decydującego znaczenia. Gdyby powiedział mi o dziwkach na pewno byłby to cios i sprawa ciężka do przeskoczenia. Ale na pewno lepiej, gdyby powiedział szczerze niż bym dowiedziała się po latach.
Według twojej definicji wiele partnerek w wieloletnich związkach jest...prostytutkami. Wszak nie zawsze czerpią przyjemność z seksu, czerpią z tego natomiast profit w postaci bycia utrzymywaną/zadowolenia partnera i braku pretensji itp...
Prostytutkami są, jeśli mąż im płaci za seks. Oczywiście, że tak.
A jeśli myślą tylko o zadowoleniu partnera, a same nie czerpią przyjemności - to są męczennicami. Zupełnie niepotrzebnie, zresztą.
yoghurt007 napisał/a:A czym na dobrą sprawę różnią się jednorazowe przygody od chodzenia na dziwki, czy bycia dziwką (niezależnie od płci) ?
Prostytutka - tak się nazywa ta Pani - oferuje seks za pieniądze. To jej zawód. Nie musi czerpać z niego przyjemności. Nie ma oczekiwań, wszystko jej pasuje - za to się jej płaci.
Seks uprawia się dla przyjemności - czy jednorazowa przygoda, czy w związku.
Aha czyli to ma być powodem dla którego wy kobiety nie będziecie akceptować u facetów tego, że chodził do prostytuki ale wy już mozecie sobię skakać z kwiatka na kwaitek i jak facet nie akceptuje to jest niedojrzały??
Zwłaszcza kobieta czerpie przyjemność jak idzie pijana do łóżka z leszczem którego na trzeźwo by nawet nie spojrzała... a może to się nie liczy bo po pijaku?? A jeżeli by tu się pojawiła była prostytutka która chciałaby rozpocząć "normalne" życie i wejść w związek. Zakłada temat i pyta się co ma zrobić?? To jakie odpwiedzi by padały?? Podobne... "przeszłość to przeszłość", "A co faceta obchodzi co robiłaś kiedyś, to twoja sprawa", "facet jest niedojrzały jeżeli patrzy na twoją przeszłosć", "było minęło, liczy się teraźniejszość".
Truskaweczko akurat ty się jak widzę nie do końca solidaryzujesz z pannami tutaj które radzą milczeć, więc ?piątka?
Ja myślę ?niekochana72? że po prostu zignorowałaś ten temat i nie chciałaś wdawać się w kłótnie, albo po prostu wolałaś przemilczeć. Mój temat jest nawet na pierwszej stronie, ktoś odświeżył ?23 lata prawiczek, nienawidzę siebie? jak chcesz to sobie przejrzyj i zobacz jak jadą po mnie i jak piszą, że dziwek by nie zaakceptowały. Tym czasem tutaj ja się dowiaduje, że gdybym czegoś nie zaakceptował to jestem xxx.
Boicie się jedynie o nią zapytać, jak i o niej mówić. Z resztą strach podajecie od początku jako główny motywator unikania odpowiedzi na pytanie "ilu?", bo przecież "po co psuć udany związek". Jak jednak można zbudować "udany związek" w oparciu o niedopowiedzenia czy ukrywanie swojej przeszłości lub kłamstwa?
Nie mówimy tu o strachu, tylko o przewidywaniu konsekwencji i nie przywiązywaniu wagi do rzeczy, które uważamy za nieistotne.
Nie ma niedomówień - ja jasno mówię, ze nie będę na ten temat rozmawiać. Gdzie tu niedopowiedzenie? Jak partnerowi takie podejście nie odpowiada - nikt go siłą do mnie nie przywiązał, prawda?
Ja nie uważam za istotne. Ty możesz uważać. Nikt Ci nie zabrania.
Problem jest jeszcze taki, że takich określacie mianem niedojrzałych...
Ja myślę ?niekochana72? że po prostu zignorowałaś ten temat i nie chciałaś wdawać się w kłótnie, albo po prostu wolałaś przemilczeć. Mój temat jest nawet na pierwszej stronie, ktoś odświeżył ?23 lata prawiczek, nienawidzę siebie? jak chcesz to sobie przejrzyj i zobacz jak jadą po mnie i jak piszą, że dziwek by nie zaakceptowały. Tym czasem tutaj ja się dowiaduje, że gdybym czegoś nie zaakceptował to jestem xxx.
Całkiem możliwe, że zignorowałam, gdyż po prostu problem dziewictwa mnie specjalnie nie interesuje.
Pozwolisz, że nadal nie będzie?
A ja tu się zgadzam z facetami - nie da się oddzielić linią przeszłości, ona zawsze wpływa na to jakimi teraz jesteśmy ludźmi, jeśli ktoś był zdradzany w poprzednim związku to teraz będzie bardziej ostrożny, jeśli był bity to będzie bał się kłótni i to nie jest tak że przeszłość to przeszłość.. Są takie zadry w przeszłości, których nie da się znieść u partnera i nie można ich od tak po prostu nie brać pod uwagę..
Tak samo człowieka, który ma inne poglądy na seks nie można nazywać niedojrzałym ze względu na to, że dla niego 12 partnerów to bariera nie do przeskoczenia.. Niedojrzały jest czlowiek, który sam mając 20 partnerów seksualnych nie może przeboleć, że jego wybranka/wybranek miał 1. Jednak jeśli oboje mają podobne poglądy na moralność i podobną ilość partnerów to mogą mieć względem innych jakieś "wymagania"
Co do tematu, jak dla mnie normy to:
do 6 partnerów - jest ok
6 - 10 dużo
10 - 15 bardzo dużo
ponad 15 to chyba ponad moje siły, zastanowiłabym się nad związkiem..
Ciężko byłoby mi się przełamać w stosunku do osoby która miała 20 partnerów, tak samo jak do galerianki, faceta, który chodzi na prostytutki, zdradzał partnerkę lub ją bił, osobę z kryminalną przeszłością itp Tak zostałam wychowana, taką mam moralność i tego nie zmienię (chyba nawet nie chcę) i możecie pisać, że jestem niedojrzała, nie znam życia czy jakbym kochała to bym wybaczyła, zapomniała bo przecież "przeszłość to przeszłość" nie wszystko można wybaczyć i nie wszystko da się zapomnieć...
Tyle ode mnie
Nie no, pewnie, że tak, każdy ma jakieś granice, ale jeżeli już ktoś dowie się, że to jest dla niego granica nie do przekroczenia, to np głupie jest wiązać się, a potem narzekać. Nie pasuje taka osoba? To nie wiązać się. Po co być masochistą?
94 2012-03-19 00:10:18 Ostatnio edytowany przez yoghurt007 (2012-03-19 00:17:20)
Nie bardzo rozumiem - słownictwo uzalezniasz od poziomu zaangażowania emocjonalnego.
Słów nie odnoś do mnie, ale do sytuacji, którą opisują. Język polski jest pod tym względem bardzo bogaty - dużo bogatszy od innych. Niestety jest również skomplikowany i trudny, a regres pod względem jego opanowania jest powszechnie zauważalny. Odebrałaś moje słowa, jako coś niewłaściwego, wulgarnego. I słusznie, bo takie zachowanie one opisywały. Niesłusznie jednak odniosłaś te słowa bezpośrednio do mnie.
Prostytutkami są, jeśli mąż im płaci za seks.
Wszystkie niepracujące kobiety będące w związkach można tak interpretować na dobrą sprawę - jako utrzymanki. A bycie utrzymanką jest odmianą prostytucji.
Ja naprawdę mogę tak cały dzień (noc) się przekomarzać. Za każdym jednym razem wychodzi na to samo. W rozmowie ogólnikowej przeszłość jest przeszłością i nie ma co do niej wracać, bo liczy się teraźniejszość. No, ale owa teraźniejszość, to kim jesteśmy i gdzie jesteśmy jest efektem naszej przeszłości. W omawianym przypadku - seksualnej. Pytanie 'ilu' jest najprostszym pytaniem i niebywałym spłyceniem* (do tego powrócę w następnym akapicie) zagadnienia przeszłości seksualnej. Na dobrą sprawę nie obchodzi nas ilu ich było. Obchodzi nas podejście partnera do swojej przeszłości oraz jego system wartości. Odpowiedzenie liczbą daje do myślenia. I nie chodzi o to, jaka to jest liczba. Chodzi o to, że w ogóle ta liczba pada. Skoro to nie licytacja, to po co liczyć? Trofea? Licznik jakiś, że im więcej tym lepiej? I można tak ciągnąć to dalej, zestawiając wiek z wynikiem, wyciągać wnioski (nie zawsze mylne) i tak dalej....
* Choć samo pytanie 'ilu' jest banalnym spłyceniem zagadnienia, to jednocześnie w tych trzech literach zamyka się wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć o historii związków partnera. Nie tylko ile było partnerek, ale również jakie jest jego nastawienie do seksu, do związków, czy seks traktuje jak rozrywkę czy tez sposób okazania uczuć, czy jest stały, czy rozwiązły, czy jest doświadczony, czy może zielony jak szczypiorek na wiosnę, czy może złapał jakie choróbsko, albo ma jakieś problemy emocjonalne/psychiczne na podłożu seksualnym i tak dalej....
Odpowiedź na pytanie zawarte w wątku nie jest łatwa. Jest trudna i złożona. Pisanie w stylu "przeszłość to przeszłość i nie ma znaczenia, bo jak się odpowie na pytanie, to można stracić udany związek" jest odpowiedzią podszytą strachem i obawami. Obawami o brak akceptacji drugiej strony, strachem przed odrzuceniem, czy kamuflowanymi wyrzutami sumienia lub też chęcią ukrycia/odcięcia się od bolesnej/wstydliwej przeszłości. To taka odkładana na 'wieczne później' rozmowa, którą mamy nadzieję nigdy nie odbyć....
taki_on napisał/a:Ja myślę ?niekochana72? że po prostu zignorowałaś ten temat i nie chciałaś wdawać się w kłótnie, albo po prostu wolałaś przemilczeć. Mój temat jest nawet na pierwszej stronie, ktoś odświeżył ?23 lata prawiczek, nienawidzę siebie? jak chcesz to sobie przejrzyj i zobacz jak jadą po mnie i jak piszą, że dziwek by nie zaakceptowały. Tym czasem tutaj ja się dowiaduje, że gdybym czegoś nie zaakceptował to jestem xxx.
Całkiem możliwe, że zignorowałam, gdyż po prostu problem dziewictwa mnie specjalnie nie interesuje.
Pozwolisz, że nadal nie będzie?
Tak pozwolę. Aczkolwiek tu nie chodzi teraz o moje dziewicywo czy kompleks, tylko jak kobiety opisywały tam, że przeszłośc jest ważna.
Yoghurt, to co napisałeś w ostatnim poście ma sens, ale...życie szybko zweryfikuje Twoje poglądy. Jesteś świeżo po długoletnim związku. Twoje podejście ostatnio sprawdzałeś w praktyce kilka lat temu. W Twojej obecnej kategorii wiekowej przeważa inne postrzeganie świata, ludzi i związków niż w kategorii wiekowej sprzed kilku lat.
Zaczniesz poznawać nowe dziewczyny. Powiedzmy, że spotkasz taką fajną pod każdym względem. I zapytasz "ILU?". Ona odpowie "pięciu". Usatysfakcjonuje Cię ta odpowiedź? Czy może zaczniesz rozgrzebywać tę piątkę pod każdym możliwym kątem, żeby zadośćuczynić ideologii pełnej szczerości? Uwierz - jeśli rozgrzebiesz to schrzanisz wszystko, co się dobrze zapowiadało. Bo to "ilu" jest właśnie spłyceniem. Spłyceniem, które potrafi zbyt wiele zepsuć. Osoby, które się w temacie "ile/ilu" nie chcą wypowiadać nie wstydzą się swojej przeszłości. One są tylko świadome, że rozgrzebywanie tego tematu w niczym nie pomaga, a zaszkodzić może.
Wszystkie niepracujące kobiety będące w związkach można tak interpretować na dobrą sprawę - jako utrzymanki. A bycie utrzymanką jest odmianą prostytucji.
A cóż to za herezja????
Nie uważasz, że sprzątanie, pranie, gotowanie, zajmowanie się dziećmi i domem, to jest praca?
No wybacz, ale opadło mi wszystko, co mogło opaść na takie dictum.
Ja naprawdę mogę tak cały dzień (noc) się przekomarzać. Za każdym jednym razem wychodzi na to samo. W rozmowie ogólnikowej przeszłość jest przeszłością i nie ma co do niej wracać, bo liczy się teraźniejszość. No, ale owa teraźniejszość, to kim jesteśmy i gdzie jesteśmy jest efektem naszej przeszłości.
No właśnie - spotykasz z kimś i widzisz jaki jest To jest najważniejsze.
Odpowiedź na pytanie zawarte w wątku nie jest łatwa. Jest trudna i złożona. Pisanie w stylu "przeszłość to przeszłość i nie ma znaczenia, bo jak się odpowie na pytanie, to można stracić udany związek" jest odpowiedzią podszytą strachem i obawami. Obawami o brak akceptacji drugiej strony, strachem przed odrzuceniem, czy kamuflowanymi wyrzutami sumienia lub też chęcią ukrycia/odcięcia się od bolesnej/wstydliwej przeszłości. To taka odkładana na 'wieczne później' rozmowa, którą mamy nadzieję nigdy nie odbyć....
Nieprawda, odpowiedź jest bardzo prosta. Zależy TYLKO od naszych przekonań.
A jak ktoś nie ma odwagi mieć swojego zdania - no cóż...
Czy właśnie owo mityczne już w tym wątku 'rozgrzebywanie' nie jest właśnie bolesną rozmową, którą próbujemy uniknąć? czy owe dziwne nadinterpretacje drugiej strony nie są spowodowane półprawdami, którymi się posługujemy w nadziei na jak najszybsze zamknięcie tematu? Na dobrą sprawę unikanie odpowiedzi może w takim samym stopniu przyczynić się do rozpadu związku, co jej udzielenie.
Pisałem to już raz, ale napiszę drugi. Tutaj istotne jest nie tylko co mówimy, ale również jak. Jaki przekaz da kobieta, która na pytanie "ilu" odpowie:
1) Z uśmiechem na ustach i błyskiem w oku: Jesteś szósty!
2) Z lekkim zawstydzeniem, aczkolwiek bez zażenowania, czy skrępowania: 5....
3) Wtulając się w partnera, ściszonym, spokojnym, acz pewnym siebie głosem: nigdy nie liczyłam daj mi chwilę....było ich 5, ale to co było, to minęło i mam ten rozdział za sobą. Teraz jestem z tobą, jesteś pod każdym względem najlepszy i kocham cię.
Jak może czuć się partner w poszczególnych przypadkach?
A cóż to za herezja????
Czy ty czytasz to co piszę, czy tylko wybiórczo? Chyba wyraźnie napisałem, że mogę się tak przekomarzać całą noc.
Pisałem to już raz, ale napiszę drugi. Tutaj istotne jest nie tylko co mówimy, ale również jak. Jaki przekaz da kobieta, która na pytanie "ilu" odpowie:
1) Z uśmiechem na ustach i błyskiem w oku: Jesteś szósty!
2) Z lekkim zawstydzeniem, aczkolwiek bez zażenowania, czy skrępowania: 5....
3) Wtulając się w partnera, ściszonym, spokojnym, acz pewnym siebie głosem: nigdy nie liczyłam daj mi chwilę....było ich 5, ale to co było, to minęło i mam ten rozdział za sobą. Teraz jestem z tobą, jesteś pod każdym względem najlepszy i kocham cię.Jak może czuć się partner w poszczególnych przypadkach?
To zależy, jak u niego z pewnością siebie
Moim zdaniem pytają raczej Ci niepewni.
A pkt 3 - to dopiero jest BAJKA I oszukiwanie.
yoghurt007 napisał/a:Pisałem to już raz, ale napiszę drugi. Tutaj istotne jest nie tylko co mówimy, ale również jak. Jaki przekaz da kobieta, która na pytanie "ilu" odpowie:
1) Z uśmiechem na ustach i błyskiem w oku: Jesteś szósty!
2) Z lekkim zawstydzeniem, aczkolwiek bez zażenowania, czy skrępowania: 5....
3) Wtulając się w partnera, ściszonym, spokojnym, acz pewnym siebie głosem: nigdy nie liczyłam daj mi chwilę....było ich 5, ale to co było, to minęło i mam ten rozdział za sobą. Teraz jestem z tobą, jesteś pod każdym względem najlepszy i kocham cię.Jak może czuć się partner w poszczególnych przypadkach?
To zależy, jak u niego z pewnością siebie
Moim zdaniem pytają raczej Ci niepewni.A pkt 3 - to dopiero jest BAJKA I oszukiwanie.
Dlaczego bajka? Ja tak mówiąc partnerowi np nie kłamię, bo były nie może się do niego równać. Po prostu były to przeszłość i tak, obecny facet jest najlepszy, jestem z nim szczęśliwa. I wyszło też tak, że z nim bez porównania lepiej mi w łóżku . Także bez przesady.
102 2012-03-19 00:57:26 Ostatnio edytowany przez yoghurt007 (2012-03-19 00:58:43)
Skoro przeszłość jest bez znaczenia, bo to zamknięty rozdział, to czemu jest to bajka i oszukiwanie?
Pytają niepewni? A może zapobiegliwi? Ja tam wolałbym wiedzieć, że dziewczyna brała do buzi w zamian za nowe jeansy, czy też puszczała się z kim popadnie, bo naszła ją akurat ochota (i wolałbym wiedzieć, czy to epizod w życiu, czy też stała cecha charakteru).
Skoro przeszłość jest bez znaczenia, bo to zamknięty rozdział, to czemu jest to bajka i oszukiwanie?
Pytają niepewni? A może zapobiegliwi? Ja tam wolałbym wiedzieć, że dziewczyna brała do buzi w zamian za nowe jeansy, czy też puszczała się z kim popadnie, bo naszła ją akurat ochota (i wolałbym wiedzieć, czy to epizod w życiu, czy też stała cecha charakteru).
Bajka, bo cały gotowy scenariusz na okoliczność jest wymyślony. Ściszony głoś, nagła amnezja, jeszcze podkład muzyczny w tle.
Ta muza z Titanica - byłaby OK.
Yoghurt - Ty lepiej wiesz, co ona ma powiedzieć. Nie dziwię się, że żadna inna odpowiedź Cię nie zadowoli.
Pytaj więc. Przecież Ci nie bronię.
104 2012-03-19 01:21:40 Ostatnio edytowany przez yoghurt007 (2012-03-19 01:22:35)
Ciekaw jestem ile czasu zajmie ci zrozumienie, że trudne informacje przekazuje się w zgodzie z własną historią/przekonaniem/doświadczeniem (generalnie prawdą), ale na sposób, w jaki partner jest to w stanie przetrawić i zaakceptować?
Walnij tekstem w stylu 'ruchałam się z 15, ale nic ci do tego - nie pytaj kto, co jak i dlaczego. To moja sprawa, a nie twoja."
Wzbudza zaufanie, nieprawdaż?
Czemu uważasz, że to wymyślony scenariusz? Czy lepiej jest klepać bez przemyślenia co tylko ślina na język przyniesie, czy też lepiej przemyśleć swoje słowa?
Czy jeśli nabijasz licznik między nogami, to znaczy, że wszyscy tak robią?
Ciekaw jestem ile czasu zajmie ci zrozumienie, że trudne informacje przekazuje się w zgodzie z własną historią/przekonaniem/doświadczeniem (generalnie prawdą), ale na sposób, w jaki partner jest to w stanie przetrawić i zaakceptować?
Ja wolę prawdę, a Ty dogadzanie Tobie. To nie Ty będziesz przekazywał tę wiedzę, więc to Twoje pobozne życzenie.
A jak kobieta będzie równie "wrażliwa" jak Ty, to skłamie, by Cię nie zranić. Tzn Twojej męskiej dumy, oczywiście.
Walnij tekstem w stylu 'ruchałam się z 15, ale nic ci do tego - nie pytaj kto, co jak i dlaczego. To moja sprawa, a nie twoja."
Już pisałam, ja się kocham. Nigdy w zyciu nie ruchałam i z pewnością nie będę.
Czemu uważasz, że to wymyślony scenariusz? Czy lepiej jest klepać bez przemyślenia co tylko ślina na język przyniesie, czy też lepiej przemyśleć swoje słowa?
Bo jest wymyślony. Ty go wymyśliłeś. I nagle przemyślenia są OK?
Czy jeśli nabijasz licznik między nogami, to znaczy, że wszyscy tak robią?
Po pierwsze - to już jest chamska odzywka, poniżej mojego poziomu.
Po drugie - nie masz bladego pojęcia o ilości moich partnerów, a już fantazjujesz. A nawet się nie znamy, gdzie tam do bycia parą.
Kończę rozmowę, przyznaję rozczarowana poziomem Twojej wypowiedzi.
106 2012-03-19 02:04:00 Ostatnio edytowany przez yoghurt007 (2012-03-19 02:15:45)
Ja wolę prawdę, a Ty dogadzanie Tobie. To nie Ty będziesz przekazywał tę wiedzę, więc to Twoje pobozne życzenie.
Ale to nie ty musisz się uporać z ciężarem tej informacji. Gdzie w tym szacunek do drugiego człowieka? Rzucając łaskawie ochłapy nie oczekuj akceptacji czy zrozumienia.
Już pisałam, ja się kocham. Nigdy w zyciu nie ruchałam i z pewnością nie będę.
Boli prawda? No ale cóż - to ja przekazuję informację, więc to twoje pobożne życzenie jak to zrobię....czyż nie brzmi znajomo?
Bo jest wymyślony. Ty go wymyśliłeś.
Oczywiście, że to wymyśliłem. To jedynie przykład pewnego zachowania jak można przekazać informację. I jak widać po przykładzie truskaweczki nie jest to przykład ściągnięty z Księżyca.
Po pierwsze - to już jest chamska odzywka, poniżej mojego poziomu.
Po drugie - nie masz bladego pojęcia o ilości moich partnerów, a już fantazjujesz. A nawet się nie znamy, gdzie tam do bycia parą.
Ależ nie - bawiąc się słowami tylko się z tobą droczę. Podpuszczam cię i prowokuję. Po co? Ano właśnie po to, żeby ci otworzyć oczy i uświadomić, że nie jest na dobrą sprawę istotne jaką informację przekazuję, ale w jaki sposób. Zwykłe i nieznaczące policzenie partnerów seksualnych określiłem barwnie jako nabijanie licznika między nogami, a mogłem napisać o doświadczeniu seksualnym, korzystaniu z życia.... tylko, że gdybym ubrał to w przyzwoite słowa poukładane w ładne zdania, to nie wywołałbym w tobie reakcji emocjonalnej. A tymczasem z czym mamy do czynienia? Z oburzeniem - wszak nie znamy się nawet i na dobra sprawę niewiele o tobie wiem. Skoro nie mamy względem siebie żadnego bagażu emocjonalnego, a tak zareagowałaś (choć zawzięcie twierdzisz, że przeszłość masz za sobą i koniec), to jak może zareagować ktoś inny, ktoś dla kogo ten temat nie będzie obojętny, a słowa będą przez to wielokrotnie silniejsze oraz cięższe i trudniejsze do odebrania?
Rozumiesz już jak ważną rolę odgrywa forma przekazu?
niekochana72 i yoghurt007 (jak to mówią w USA) Znajdźcie sobie pokój!
"Słabi Ci, którzy lękają się przeszłości swoich ukochanych" - Oscar Wilde (no dobra, sam to wymyśliłem przed chwilą na potrzeby tego tematu )
Może być też "Ignorance is bliss" - Niewiedza jest błogosławieństwem - może i jest, ale dla tchórzy. Gdyby ludzkość trzymała się tego, to pewnie nadal bylibyśmy w erze kamienia łupanego.
Dla mnie w związku ważne jest wszystko, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Nie rozumiem uciekania przed przeszłością, to jest zwykłe tchórzostwo: "Mam cudownego męża, fajną córeczkę, ale o jego przeszłość to go nie zapytam i lepiej, żeby on nie pytał o moją, bo jeszcze cała ta nasza obecna sielana wyleci w powietrze" - o fuj, jakie to słabe jest. Cały związek oparty o teraźniejszość i przyszłość, a może go zniszczyć przeszłość - LOOOL - "Miałam cudownego męża, fajną córeczkę, ale już nie mam, bo mąż zadał niewłaściwe pytanie, na które odpowiedziałam szczerze, mianowicie zapytał o ilość moich partnerów seksualnych przed związaniem się z nim." - no co za niefart!
Po co więc historia w szkołach? Niemieckie dzieci to dopiero mają tragedię, gdy na historii dowiadują się, że ich dziadkowie palili żydów podczas II wojny światowej - czyż nie lepiej byłoby dla nich, gdyby o tym się nigdy nie dowiedziały? Przecież "Niewiedza jest błogosławieństwem".
Otóż nie jest (tzn. jest pozornym), bo właśnie to wiedza jest błogosławieństwem. Historia daję nam jednak świetne lekcje, pokazuje błędy jakie ludzkość popełniła i jakie też podjęła dobre decyzje, pokazuje nam świat jaki był kiedyś. Tak samo ja byłbym ciekaw przeszłości swojej partnerki, bo po prostu chciałbym wiedzieć jak najwięcej o osobie, którą darzę tak wielkim uczuciem i z którą wiąże plany na przyszłość. Także chciałbym, aby i ją interesowała moja przeszłość.
Jeśli poznanie przeszłości nie zniszczyłoby naszego związku to już mielibyśmy solidny fundament, na którym moglibyśmy spokojnie budować sobie w teraźniejszości to co nazywamy przyszłością.
Jeśli poznanie przeszłości zniszczyłoby nasz związek to po prostu oznaczałoby, że zwyczajnie nie pasowaliśmy do siebie. Dla mnie przeszłość to jest też kryterium spasowania się, bo jest to zwyczajnie materia interesująca i ciekawa, tak samo jak przyszłość. Jeśli miałbym wehikuł czasu, to z takim samym zainteresowaniem cofałbym się w czasie jak i przenosił w przyszłość, bo np. początek świata chciałbym zobaczyć tak samo jak i jego koniec.
Owszem jestem ciekawa, chetnie bym meza wypytala o jego przeszlosc ale...moge stracic wiecej niz zyskac.
no i proszę - świetny przykład, związku opartego o teraźniejszość i tego co będzie. Opartego na strachu przed NISZCZYCIELSKĄ SIŁĄ przeszłości Śmieję się, ale w życiu nie chciałbym będąc już w związku małżeńskim wypowiedzieć takich słów jak Sadie i nikomu tego nie życzę. Przeszłość jako jeden z istotnych budulców fundamentu związku, nigdy jako niszczycielski znak zapytania, bo ludzka ciekawość zawsze go takim nam przedstawi.
Odpowiem jeszcze na pytania całkowicie subiektywnie:
Ilu partnerów to dużo, bądź za dużo, żeby się do tego przyznać w wieku 26-ciu lat?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem Ile dla mnie to by było dużo? hmm ze 100, to się wydaje sporo, chociaż pewnie wolałbym już, żeby to było 99, bo fajnie było by wtedy zamknąć stówkę jako ten ostatni, jedyny i właściwy
Za dużo to dla mnie = seksoholizm. Wiadomo, że nie chciałbym się związać z osobą chorą.
I druga sprawa: czy warto się do tego przyznać?
Warto, jeśli osoba, której masz o tym powiedzieć jest tego warta
108 2012-03-19 11:29:36 Ostatnio edytowany przez zwykły facet (2012-03-19 11:30:08)
Ciekaw jestem ile czasu zajmie ci zrozumienie, że trudne informacje przekazuje się w zgodzie z własną historią/przekonaniem/doświadczeniem (generalnie prawdą), ale na sposób, w jaki partner jest to w stanie przetrawić i zaakceptować?
Walnij tekstem w stylu 'ruchałam się z 15, ale nic ci do tego - nie pytaj kto, co jak i dlaczego. To moja sprawa, a nie twoja."
Forma przekazu jest bardzo istotna. Żadna normalna kobieta nie rzuci takim tekstem.
Tak samo jak normalny lekarz nie powie rodzinie pacjenta, że: wasz ojciec dzisiaj rano zdechł.
Tak samo normalny pracodawca nie powie zwalnianemu pracownikowi: spadaj frajerze.
Lekarz powie , że bardzo mu przykro ale...a pracodawca powie, że niestety redukcja etatu...
Lekarzowi nie będzie przykro bo przez kilkanaście lat się przyzwyczaił, że pacjenci umierają a pracodawca zwalnia ludzi od dwudziestu lat. Po prostu trudne rzeczy należy przekazywać w odpowiedniej formie.
Jeśli poznanie przeszłości zniszczyłoby nasz związek to po prostu oznaczałoby, że zwyczajnie nie pasowaliśmy do siebie.
Ot i wszystko w tym temacie doskonałe podsumowanie całej dyskusji. Nie jestem w stanie zaakceptować przeszłości partnera to znaczy, ze nie powinniśmy być razem. A czy chodzi o przeszłość seksualną,kryminalną czy jakąkolwiek inną to już nie ma znaczenia.
Nie rozumiem tego całego halo o przeszłość partnera. Moim zdaniem każdy ma prawo robić co mu sie podoba a obecny partner nie ma prawa żadać spowiedzi. Jeśli miałabym się wypytywać o poprzednie związki to nie intersowała by mnie ilość partnerów ale np jaki był powód rozstania to może mi powiedzieć więcej o tym jakim partner jest człowiekiem niż to z kim i jak sypiał, albo jakie negatywne wydarzenia wpłyneły na to kim sie jest dzisiaj.
Ja nie pytam swojego partnera o to z iloma sie ruchał ani nie opowiadam o swojej przeszłosci seksualnej bo moim zdanier lepiej jest jak sie takich rzeczy nie wie.
Jeśli miałabym się wypytywać o poprzednie związki to nie intersowała by mnie ilość partnerów ale np jaki był powód rozstania to może mi powiedzieć więcej o tym jakim partner jest człowiekiem niż to z kim i jak sypiał, albo jakie negatywne wydarzenia wpłyneły na to kim sie jest dzisiaj.
Przykład pierwszy z brzegu. Facet chodził sobie na dziwki, zdradzał na lewo i prawo. Ot przecież to jest facet, on nie łączy seksu i uczuć, a poza tym to przecież ma prawo do romansu, o ile są to nic nie znaczące przygody, po których wraca do domu.. Związek mu się posypał, bo.....kobieta zostawiła go dla innego.
Jedyne co wiesz, to to, że poprzednia zostawiła go dla innego. Ale jego przeszłość odrobinę zmienia punkt widzenia, nie uważasz?
Ja jako kobieta też nie zawsze łączę sex z uczuciami a nie znaczy to ze jestem nie zdolna do zbudowania związku. Miałam okres w życiu kiedy nie chciałam być związku tylko się wyszaleć i uważam że każdy ma do tego prawo. Mam koleżanki które są w szczęsliwych związkach z facetami którzy skakali z kwiatka na kwiatek zanim je poznali i jakoś dorośli i się ustatkowali. Tego jak dany człowiek postąpi w nowym związku nie da się przewidzieć. Facet mógł nie mieć histori seksualnej albo mieć ją ubogą i moze sobie nagle postanowić że szkoda mu życia na wierność.
Nigdy bym nie pytała faceta czy się spotkakał z prostytutkami w przeszłości. Jeśli miał takie potrzeby to jego sprawa dopuki nie robi tego będąc ze mną. Jeśli to robił będąc z była no coż moze wina leżała po obu stronach.
112 2012-03-19 17:06:50 Ostatnio edytowany przez yoghurt007 (2012-03-19 17:09:35)
No, ale fakt, że wiesz o tym, iż faceci twoich koleżanek skakali z kwiatka na kwiatek, a teraz tworzą udane związki świadczy ewidentnie o tym, że rozmawiali na te tematy ze swoimi partnerkami, a nie że odcinali się od swojej przeszłości, prawda?
Jeśli miał takie potrzeby to jego sprawa dopuki nie robi tego będąc ze mną. Jeśli to robił będąc z była no coż moze wina leżała po obu stronach.
I oczywiście taka informacja - że partner zdradzał - nie rzutowałaby w żaden sposób na twoje zaufanie do niego - czy tak?
Przykład pierwszy z brzegu. Facet chodził sobie na dziwki, zdradzał na lewo i prawo. Ot przecież to jest facet, on nie łączy seksu i uczuć, a poza tym to przecież ma prawo do romansu, o ile są to nic nie znaczące przygody, po których wraca do domu.. Związek mu się posypał, bo.....kobieta zostawiła go dla innego.
Jedyne co wiesz, to to, że poprzednia zostawiła go dla innego. Ale jego przeszłość odrobinę zmienia punkt widzenia, nie uważasz?
I z całą pewnością on mi się przyzna do takiej przeszłości... Więcej niż pewne, że będzie milczał. Więc nawet gdybym to chciała wiedzieć - nie dowiem się. A na pewno nie od niego. Więc nijak się to ma do rozmawiania o przeszłości partnera.
No, ale fakt, że wiesz o tym, iż faceci twoich koleżanek skakali z kwiatka na kwiatek, a teraz tworzą udane związki świadczy ewidentnie o tym, że rozmawiali na te tematy ze swoimi partnerkami, a nie że odcinali się od swojej przeszłości, prawda?
Dla mnie ten fakt świadczy ewidentnie o tym, że się odcięli od przeszłości. Jak widać punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
I z całą pewnością on mi się przyzna do takiej przeszłości... Więcej niż pewne, że będzie milczał. Więc nawet gdybym to chciała wiedzieć - nie dowiem się. A na pewno nie od niego. Więc nijak się to ma do rozmawiania o przeszłości partnera.
A jeśli go zapytasz o to on odpowie, że był święty a później prawda okaże się inna?Dowiesz się o tym od kogoś innego. Jaka by była Twoja reakcja?Też wszystko byłoby w porządku?
Dla mnie ten fakt świadczy ewidentnie o tym, że się odcięli od przeszłości. Jak widać punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Ale zapewne o tej przeszłości rozmawiali szczerze bo skoro koleżanka wie o bujnej przeszłości facetów swoich przyjaciółek no to chyba główne zainteresowane też o tym wiedzą .
vinnga napisał/a:I z całą pewnością on mi się przyzna do takiej przeszłości... Więcej niż pewne, że będzie milczał. Więc nawet gdybym to chciała wiedzieć - nie dowiem się. A na pewno nie od niego. Więc nijak się to ma do rozmawiania o przeszłości partnera.
A jeśli go zapytasz o to on odpowie, że był święty a później prawda okaże się inna?Dowiesz się o tym od kogoś innego. Jaka by była Twoja reakcja?Też wszystko byłoby w porządku?
Jeśli w tej chwili nie zdradza, jest wiernym cud-miód chłopakiem, to jakie to ma znaczenie dla teraźniejszości?
Jeśli w tej chwili nie zdradza, jest wiernym cud-miód chłopakiem, to jakie to ma znaczenie dla teraźniejszości?
Takie, że kłamał. Tak jak napisał yoghurt007 czy taka informacja nie rzutowałaby na zaufanie do niego?
117 2012-03-19 18:00:02 Ostatnio edytowany przez yoghurt007 (2012-03-19 18:02:23)
I z całą pewnością on mi się przyzna do takiej przeszłości...
Dziwaczne rozumowanie. Skoro się nie przyzna, to najwidoczniej 'przeszłość się nie liczy'. Przynajmniej wedle strony w tym sporze, która uważa przeszłość za nieistotną. Tyle, że dochodzimy do kolejnej zagwozdki: jeśli ktoś nie chce rozmawiać o swojej przeszłości, to znaczy, że ma coś do ukrycia, czy może zamknął ją za sobą? Ty już na wstępie założyłaś, że jednak chodzi o to pierwsze....
Poza tym, nie chodzi o wyciąganie informacji siłą od kogoś, ale jak odpowiedzieć szczerze i nie raniąc przy tym partnera, kiedy on zapyta nas.
Dla mnie ten fakt świadczy ewidentnie o tym, że się odcięli od przeszłości.
Tak, uporali się ze swoją przeszłością i mają ją za sobą. Ale czy o niej milczeli? Skoro wiedzą to ich partnerki oraz ich koleżanki (ciekawy głuchy telefon), znaczy, że jednak przyznali się do tego, co robili wcześniej. A to zupełnie zmienia postać rzeczy. Bo co innego jest uporać się ze swoją przeszłością, a co innego o niej nie mówić.
zwykły facet - to napisała vinnga, a nie ja.
Jeśli w tej chwili nie zdradza, jest wiernym cud-miód chłopakiem, to jakie to ma znaczenie dla teraźniejszości?
A skąd wiesz, czy nie zdradza? hę?
I oczywiście taka informacja - że partner zdradzał - nie rzutowałaby w żaden sposób na twoje zaufanie do niego - czy tak?
A ja widzę, że Ty .
Ja nie zadaję takich pytań, więc pewnie nie miałby szansy mnie okłamać.
Rety, jak Ty (Yoghurt) wszystko gmatwasz.
A więc po prostu to wygląda tak:
kiedy poznaję faceta to nie wypytuję go z iloma dziewczynami spał, czy zdradzał swoje byłe, czy chodził na dziwki. Po prostu go poznaję. W normalnych rozmowach i tak wychodzą pewne rzeczy. Gdybym od razu na starcie pytała, czy zdradzał - to w przypadku odpowiedzi przeczącej musiałby zaliczyć kłamstwo, gdyby się przyznał - automatycznie patrzyłabym na niego inaczej. Zupełnie niepotrzebnie. Bo jeśli już go poznam i wszystko jest w porządku - nawet jeśli takie informacje wyjdą na jaw - i tak oceniać go będę przez pryzmat tego jaki jest teraz a nie jaki był dawniej. Ponieważ wcześniej o zdrady nie pytałam - nie ma na sumieniu kłamstwa, więc zaufanie nie zostaje nadszarpnięte. Proste.
Dlatego uważam, że przeszłości się nie rozgrzebuje. Co nie znaczy, ze zupełnie nic się o niej nie mówi. W związku i tak jakieś wzmianki o przeszłości są - to nie jest tak, że wcześniejsze lata partnera są dla mnie białą plamą. Grzebanie w przeszłości powoduje, że oceniamy kogoś na podstawie tej przeszłości, która może nie mieć nic wspólnego ze stanem obecnym.
Zwracasz uwagę na formę przekazu. Ja też. Dlatego się upieram, że pytanie "ilu" (a o takim pytanie jest wątek) nie powinno padać z żadnej strony.
o przeszłości chłopaków kolezanek wiem bo bo jak się wszyscy wywodzą z jednego środowiska to poprostu wszyscy o tym wiedzą, nie potrzeba się nikogo o to pytać. One też wiedziały od poczatku ale żadna się nie wypytywała o opinie. Poza tym czasem jest tak że to widać po facecie z jego zachowania na pierwszej randce.
Gdybym się dowiedziała teraz ze mój partner zdradzał wszytkie swoje poprzednie partnerki to pewnie by to zarzutowało na moje zaufanie ale pytanie jak by się miała tego dowiedzieć, od byłych? a skąd ja moge wiedzieć że one nie kłamią.
Podobnie jeśli mój facet się dowie ze np do tej pory to ja zrywałam wszystkie moje związki kóre nie były ekstremalnie długie to też może moze mieć obawy co do wspólnej przyszłości.
Ja patrzę na to tak że mój związek jest udany i wiedza o przeszłości seksualnej nie jest mi potrzebna i nawet jak by padła liczba to by to nic nie zmieniło we wzajemnych relacjach.
Jeśli facet z którym się spotykam zaczął naciskać że on musi wiedzieć to nie widziałabym sensu kontynuowania takiego związku. Nie chodzi tutaj o że mam jakieś tajemnice albo wstydze się przeszłości tylko o to ze dla takiego faceta ważniejsze jest który jest na liście a nie to kim ja jestem. Ponadto patrząc na opinie facetów jasną sprawą jest że lepiej im nie mówić. W społeczeństwie są pwewne normy, które są przestarzałe i nie dają równouprawnienia ale nadal obowiązują i zdecydowana większość facetów nie zniesie faktu że przed nimi było wielu.
Ja nie zadaję takich pytań, więc pewnie nie miałby szansy mnie okłamać.
Podobnie jeśli mój facet się dowie ze np do tej pory to ja zrywałam wszystkie moje związki kóre nie były ekstremalnie długie to też może moze mieć obawy co do wspólnej przyszłości.
Ponieważ wcześniej o zdrady nie pytałam - nie ma na sumieniu kłamstwa, więc zaufanie nie zostaje nadszarpnięte. Proste.
Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że brak zainteresowania przeszłymi związkami jest wynikiem mieszanki obawy, strachu i zwykłej wygody, a nie 'było, minęło, nieważne' ?
Nie chodzi tutaj o że mam jakieś tajemnice albo wstydze się przeszłości tylko o to ze dla takiego faceta ważniejsze jest który jest na liście a nie to kim ja jestem.
Czemu zakładasz płytkość i miałkość faceta, z którym jesteś i tworzysz szczęśliwy związek? Jesteś np w związku z facetem, jest fajnie - bajkowo wręcz. Miesiące lecą...stuknęły....dajmy na to 3 lata. Zainspirowani sytuacją/wydarzeniami u bliskich/znajomych zaczyna się rozmowa. Od słowa do słowa i w końcu pada pytanie 'ilu', bo wcześniej nie poruszaliście tego tematu. I co - ważniejsze dla niego jest który jest na liście?
vinnga - ja nie gmatwam. Po prostu łatwo jest teoretyzować i wymigiwać się (również przed samym sobą) przed rozmową z partnerem na temat poprzednich związków. A jak przychodzi co do czego, to wszystko takie zagmatwane....a przecież teoria taka piękna była, nie?
Yoghurt, dla Ciebie kwestia przeszłości seksualnej partnerki jest istotna. Nie umiem tego zrozumieć, ale skoro uważasz, że to warunek udanego związku - ok.
Dla mnie kwestia przeszłości seksualnej nie jest istotna. Poznanie jej nie uważam za warunek udanego związku. Ty tego nie możesz zrozumieć - też ok. Do porozumienia nie dojdziemy i trudno. Ale nie wmawiaj mi, że to jakieś zasłanianie się przed samą sobą. Nie lubię grzebać w czyiś intymnych sprawach i nie lubię jak ktoś grzebie w moich. To z kim spałam to moja bardzo intymna sprawa i nie widzę sensu, dla którego miałabym komukolwiek o tym opowiadać, bo to nie ma znaczenia dla aktualnego związku. Dla mnie pytanie o ilość partnerów stoi na tej samej półce co pytanie o ulubioną pozycję mojego ex. Obleśne i tyle.
I druga sprawa: czy warto się do tego przyznać? Czy lepiej unikać odpowiedzi na tego typu pytanie za wszelką cenę, nawet jeżeli partner naciska?
też swego czasu się nad tym zastanawiałam, moja przyjaciółka twierdzi że pewnych rzeczy się nie mówi mężczyznom i dla swojego męża bądź jego reakcji unika konfrontacji ,moja mama nauczona doświadczeniem również ma takie zdanie...ja jakoś nie mogę się na to zgodzić,jeśli mężczyzna chce wiedzieć to bym powiedziała, chce znać szczegóły tez bym powiedziała, nie chce wiedzieć to nie mówię. Ja też wypytuje o takie rzeczy bo ciekawa jestem.
Prawda jest najważniejsza moim zdaniem.
125 2012-03-19 20:18:17 Ostatnio edytowany przez amarek (2012-03-19 20:39:51)
Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że brak zainteresowania przeszłymi związkami jest wynikiem mieszanki obawy, strachu i zwykłej wygody, a nie 'było, minęło, nieważne' ?
Ja mam pewność a nie wątpliwości, dlatego postanowiłem uświadomić Twój problem.
Nie możesz pogodzić się z odejściem kobiety. Jesteś sfrustrowany i zazdrosny.
To cytaty z Twojego wątku:
"Najgorsze dla mnie jest to, że mam naturę zazdrośnika ..."
Natura zazdrośnika wiele wyjaśnia.
"Mam 25 lat, a przy niej czuje się jakbym miał 55."
Skąd wiesz jak czuje się 55 letni mężczyzna? Mogę Cię zapewnić, że zdecydowanie lepiej niż taki 25 latek jak Ty.
Każda porażka powinna czegoś uczyć, a Ty tego nie chcesz przyjąć do wiadomości.
Ubliżasz kobietom, bo nie potrafisz sobie poradzić ze swoją "porażką".
To wszystko mógłbym zwalić na brak dojrzałości- Twojej, ale chamskie ataki, wulgaryzmy i zwroty używane w stosunku do kobiet
jakiekolwiek by one nie były świadczą o wielu poważnych deficytach. Zwróć uwagę na jakim forum piszesz.
Myślę, że warto abyś popracował nad sobą, a nie oskarżał i obwiniał cały świat o swoje niepowodzenia.
P.S. Poczytaj swój wątek i napisz tam, czy masz pracę i jak sobie radzisz. Jesteś młody i nie jest za późno na zmiany.
Mam nadzieję, że jak to mężczyzna nie obrazisz się za parę słów na to jak jesteś odbierany przez innych.
Może tu leży też problem innych niepowodzeń?
Pozdrawiam i życzę powodzenia w pracy nad sobą.
126 2012-03-19 20:18:24 Ostatnio edytowany przez busiu (2012-03-19 20:21:46)
Nadinterpretujesz yoghurt. Niczego się nie boję, niczego się nie wstydzę. Po prostu nie będę zadawała takich pytań, ani nie będę na nie odpowiadała. I nieważne będzie dla mnie, ile czasu minęło- miesiąc, rok, dziesięć lat. Ta wiedza nie jest mi do niczego potrzebna, i mojemu chłopakowi również nigdy się nie przyda. Jak vinnga powiedziała- obleśne to i tyle.
Ale ciekawi mnie, do czego jest ona Tobie potrzebna? Żeby poczuć się lepiej, bo może wybranka ma mało na "liczniku"? A może żeby gryźć się z zazdrością i wzbudzać w niej poczucie winy, bo jak ona śmiała się "puszczać"? (LOL) Dla mnie to nie wynika z żadnych "zasad", ale po prostu z kompleksów. Bo jest porównanie- im większa liczba pada przy pytaniu "ile?", tym więcej konkurentów, z którymi trzeba się "zmierzyć". I pojawia się strach- a ten strach to wynik myślenia, że jest się potencjalnie gorszym od któregoś z poprzednich. Im mniejsza liczba, tym mniejsze porównanie, więc nawet ktoś słaby w łóżku może zabłyszczeć. Ktoś słaby, czyli w domyśle Ty.
Słodkie jest jeszcze to, kiedy faceci po usłyszeniu "niezadowalającej liczby" wymuszają na dziewczynie poczucie winy. Czekają na to stwierdzenie, że dziewczyna żałuje swojej przeszłości. Albo liczą na słodkie kłamstwa typu "Ty pierwszy misiu dałeś mi orgazm", "Ty masz większego" czy inne takie. Tylko żeby zadowolić to chore męskie ego... paraaanoooja!
Mam także wrażenie, że po trochu nie wiecie o czym mówicie. Już widzę jak się zakochujecie, czujecie że to jest właśnie TO, ale okazuje się, że dziewczyna (w waszym mniemaniu) "puszczała się" i koniec, pozamiatane.
Dla mnie istotna jest przeszłość. To prawda. Ale cała przeszłość, a nie z pominięciem kwestii niewygodnych na zasadzie 'jak o to nie spytam, to nie będzie musiała kłamać'. Jak można w ogóle mówić o poważnym związku, zaufaniu i uczuciu mając takie nastawienie, że o trudnych sprawach partner będzie kłamał?
Nikt tu nie mówi o rozgrzebywaniu, czy o spowiadaniu się, ale o prostym i szczerym uświadomieniu na czym się stoi. Jeśli uważasz, że twoje poprzednie związki nie rzutują na twój obecny to jesteś w błędzie. To właśnie one cię ukształtowały i sprawiły, że dla swojego obecnego partnera jesteś taka, a nie inna. To one sprawiły, że od swojego faceta oczekujesz takiego, a nie innego zachowania. To nim leczysz urazy wyniesione z poprzednich związków. To na nim testujesz/praktykujesz miłosne triki, których nauczyłaś się z poprzednimi facetami. To na podstawie swoich byłych oceniasz jego seksualne umiejętności, czy prosisz go o określone zachowanie/czynność/pozycję, która sprawia ci niesamowitą przyjemność, a którą dał ci jeden z byłych...
128 2012-03-19 20:39:20 Ostatnio edytowany przez Kriss (2012-03-19 20:42:14)
Bardzo ciekawy temat, przeczytałam z wypiekami na twarzy
Dla mnie wszystko ma znaczenie - ale podejście mam inne. Miała dla mnie znaczenie przeszłość mojego męża, w tym seksualno-związkowa, ale w aspekcie tego - jakiego z niego ta przeszłość zrobiła faceta. No bo - nie czarujmy się - inny jest facet o tym samym peselu jak ma lat 20, inny jak ma lat 30, a jeszcze inny jak jest po 40tce. I szczerze powiem, że co najmniej by dla mnie było dziwne, gdyby po 40tce okazał się prawiczkiem z zasadami. Na 100% wiałabym tylko siwy dym po mnie by został.
Jego związkowa przeszłość miała dla mnie znaczenie stricte poznawcze, natomiast ex-partnerki rozumuję w kategorii bliższej do National Geografic niż do konkurencji względem mojej osoby.
Owszem, złamałam świętą zasadę i spytałam - jeszcze przy początkach naszej znajomości, żeby wiedzieć z jakim gościem mam do czynienia. Nie liczyła się ilość a sposób w jaki mówi się o byłych. I był to sposób, który mnie w pełni usatysfakcjonował - bo ten sposób był: Z SZACUNKIEM. Nawet o jednorazowych bzykankach. Dla mnie bomba. O prostytutki też spytałam - z czystej ciekawości. Wiadomo, facet zabiegany, długo posucha, no co by się stało? Dla mnie NIC by się nie stało - czysta informacja poznawcza. Otóż nie chodził na dziwki, bo się brzydzi. Tak po innym facecie, nie wiadomo skąd, może jakiś chory, szalet i w ogóle.
Pewnie się ktoś spyta dlaczego mi nie przeszkadzało i nadal nie przeszkadza. Ano dlatego, że ja mam identyczne podejście. I myślę, że to jest clou problemu rozkminianego na czterech stronach. Żeby mieć takie samo podejście.
Ja o moich byłych też się z szacunkiem wyrażam - do mojego męża. Nie chwalę nie pieję peanów, ale szacunek jest. Bo skoro kiedyś zadecydowałam że ten lub inny zasługuje na tak wiekopomną nobilitację jak moje wyrko - to gość był cośtam wart. Jednorazowe bzykanka się zdarzały - ja nie mam z tym problemu, jak mi się za singielskich czasów delikwent spodobał - czemu miałam sobie przyjemności odmówić? Nie widzę powodu. Na prostytutki męskie nie chodziłam z tych samych przyczyn, co mój mąż na damskie - brzydzę się.
Uważam że do seksu trzeba mieć zdrowe podejście. Jest to element związku - jak związek juz jakiś jest - który tak jakoś "cementuje". To jest takie uwieńczenie czegośtam. ALE. Nie należy (moim zdaniem) seksu też przewartościowywać. W tym temacie luz się należy. Nie olewka - ale duuuża dawka luzu. Wtedy jest miejsce i na wygłupy i na chichoty i na żarty. I nikt nie będzie urażony, dotknięty czy bez szacunku potraktowany. Wtedy sobie można bez napinki poświntuszyć, zwierzyć się z fantazji - i ten seks cały czas będzie ewoluował razem ze związkiem. A nie nuda i liczenie baranów po kilku latach związku - bo to taka poważna i znamienna chwila jest i z pietyzmem trzeba do roli podchodzić. Bo nie będzie to temat ani wrażliwy ani tabu w sensie rozmów. Dlatego podejście się liczy. Wtedy to jest przyjemność, zabawa i generalnie duży fun.
A jak jeden z drugim będzie do tego podchodził w sensie zawodów z poprzednikami - to potem już tylko nerwica i impotencja.
Dla mnie istotna jest przeszłość. To prawda. Ale cała przeszłość, a nie z pominięciem kwestii niewygodnych na zasadzie 'jak o to nie spytam, to nie będzie musiała kłamać'. Jak można w ogóle mówić o poważnym związku, zaufaniu i uczuciu mając takie nastawienie, że o trudnych sprawach partner będzie kłamał?
Dlaczego uważasz przeszłość za "trudną sprawę? Czytając Twoje posty odnosi się wrażenie, że przeszłość powinna boleć, wywoływać poczucie winy. Tylko dlaczego niby? Przeszłość to przeszłość, każdy robił to, co w danym momencie swojego życia uważał za stosowne. Nie widzę powodu, żeby się tego wstydzić. Moja przeszłość nie jest dla mnie "trudną sprawą", więc pewnie dlatego nie uważam za niezbędne informowanie partnera o jej detalach.
Nikt tu nie mówi o rozgrzebywaniu, czy o spowiadaniu się, ale o prostym i szczerym uświadomieniu na czym się stoi. Jeśli uważasz, że twoje poprzednie związki nie rzutują na twój obecny to jesteś w błędzie. To właśnie one cię ukształtowały i sprawiły, że dla swojego obecnego partnera jesteś taka, a nie inna. To one sprawiły, że od swojego faceta oczekujesz takiego, a nie innego zachowania. To nim leczysz urazy wyniesione z poprzednich związków. To na nim testujesz/praktykujesz miłosne triki, których nauczyłaś się z poprzednimi facetami. To na podstawie swoich byłych oceniasz jego seksualne umiejętności, czy prosisz go o określone zachowanie/czynność/pozycję, która sprawia ci niesamowitą przyjemność, a którą dał ci jeden z byłych...
A tu już mi wszystko opadło...
Po pierwsze - nie oceniam seksualnych umiejętności partnera na podstawie byłych! Litości... KAŻDY facet jest inny i nie da się go porównać do innych.
Na swoim facecie nie leczę urazów z poprzednich związków, Poprzednie związki co najwyżej pokazały mi, jakich błędów nie popełniać. Tym bardziej nie widzę potrzeby informowania "a teraz zrobię tak, bo w moim poprzednim związku robiłam inaczej i to nie skutkowało". Toż to byłaby jakaś parodia nie związek!
Nie da się uzyskać niesamowitej przyjemności, którą dał były od obecnego faceta Jak już wspomniałam - każdy facet jest inny i żaden nie powtórzy sztuczek poprzednika. Podobnie jak żaden poprzednik nie umiał zrobić tego, co umie obecny. Itp. itd. I tu mała pułapka Twojego myślenia: chciałbyś, żeby Twoja kobieta poprosiła Cię, żebyś zrobił to i to, bo jej poprzedni facet sprawiał jej tym niesamowitą przyjemność? Ciekawe, czy ucieszyłbyś się z tej jej szczerości...
Wybacz, ale Twoje przykłady są potwierdzeniem tego, że o przeszłości seksualnej partnerki lepiej za dużo nie wiedzieć. Szczerość szczerością, ale są granice intymności w związku. Nie rozkładam przed partnerem zużytych podpasek i nie zamierzam mu opowiadać z kim, kiedy i jak "to" robiłam"...
Nie możesz pogodzić się z odejściem kobiety. Jesteś sfrustrowany i zazdrosny.
Po pierwsze to ja odszedłem. Po drugie uświadom mnie proszę, bo nie rozumiem: o co mam być zazdrosny?
To wszystko mógłbym zwalić na brak dojrzałości- Twojej, ale chamskie ataki, wulgaryzmy i zwroty używane w stosunku do kobiet
jakiekolwiek by one nie były świadczą o wielu poważnych deficytach. Zwróć uwagę na jakim forum piszesz.
Następnym razem będę używał jedynie zdań prostych, aby mieć pewność, że zostanę zrozumiany, bo widzę, że jednak są z tym problemy. Aczkolwiek jest to dla mnie cokolwiek dziwne, gdyż chyba aż nadto wyraźnie wyjaśniłem czemu napisałem dokładnie tak, a nie inaczej. Wróć do tego postu, bo najwyraźniej go pominąłeś.
Ale ciekawi mnie, do czego jest ona Tobie potrzebna?
Jeśli nie znam tej osoby długie lata, to nic o niej nie wiem. Kilka tygodni czy miesięcy to krótko, aby móc człowieka poznać. Wstępując w związek otwieram się na tą drugą osobę. Kobiecie, która zdradzała na pewno tak szybko bym nie zaufał. Podobnie jak wolałbym, aby partnerka się przebadała jeśli korzystała wcześniej z życia. Nie dałbym kluczy od domu, osobie, która ma poważne długi finansowe, bo nie znam na dobrą sprawę jej intencji.
Dla mnie związek i zaufanie to nie są rzeczy, które traktuję wybiórczo lub włączam/wyłączam jak za pstryknięciem palcami w zależności od tego co jest dla mnie wygodniejsze. Zaufanie nie jest jak cukierki, które się rozdaje na prawo i lewo. To coś bardzo cennego, dlatego ostrożnie i powściągliwie obdarowuję nim innych ludzi. Jeśli partnerka ma opory przed opowiadaniem o sobie, o swoim doświadczeniu (i proszę nie mylić tego ze spowiadaniem się gdzie i z kim i ile razy) no to albo nie jest pewna siebie i ma coś do ukrycia, albo nie jest pewna mnie. Jaki jest sens bycia w związku z kimś, o kim sie wie, że może kłamać w rozmowie na poważne tematy lub nie ufa/nie wierzy w partnera?