Facet to nie wszystko.Spróbuj zapisać się na jakieś zajęcia i tam na pewno poznasz nowych znajomych.Może Nordic Waking,Tai che itp.
Jestem tu pierwszy raz i ciekawa jestem waszej opini
Rozwiodlam sie juz baaaaaardzo dawno temu,
zylam w konkubinacie przez kilka lat.
niestety on odszedl i moge odwiedzac go na cmentarzu
,pozostaly wspomnienia ,zdjecia.
potem po wielu latach samotnosci poznalam innego
ale wystawilam go za drzwi bo pije i hazardzista.
Teraz jestem sama ciezko jest samotnej kobiecie,finansowo rowniez.
Nie mam sensu zycia,chociaz moze,,,,
mam syna opuznionego w rozwoju,
ja sie nim opiekuje od 30 lat
a teraz nadszedl czas ze on bedzie musial mna sie zajac
Mam borelioze,zaatakowala moje stawy
i mam ograniczone mozliwosci w poruszaniu sie i samodzielnej obsludze.
Jestem otwarta na rozmowy z wami kobietami po 50tce i nie tylko moze macie jakies jeszcze przemyslenia
Wiele z was radzi sobie swietnie z samotnoscia
ja nie umialam,bolalo mnie odejscie tamtego,boli teraz rowniez rozstanie z tym drugim
wobec ktorego chcialam byc cierpliwa i myslalam ze jak wytrzymam ta wekendy z nim
to jakos dam rade sobie zeby jakos zyc.
Tylko ze on nie traktowal mnie jak kobiete tylko kumpla.
Moze nie od poczatku ,dopiero po kilku latach zrozumialam ze on nie chce mnie
bo nie moze patrzec na mnie bo przytylam bo jestem smutna bo placze bez powodu bo mam urojona depresje
bo chodze do psychiatry ,bo wyladowalam w szpitalu.
Wszystko bylo zle.Sama zaczelam widziec jego dziwne zachowanie,
najpierw szukal zwady potem pytal o co mi chodzi.
A moze ja nie rozumiem czemu on po calym tygodniu pracy
przyjezdzal i pierwsz dwa dni poswiecal sie piciu piwa
czy ja mialam sie cieszyc z tego?Nie, nie cieszylam sie.
Tylko nie mialam odwagi mu tego powiedziec bo niechcialam go zrazic do siebie
Tyle mnie to kosztowalo ze depresja sie poglebial i dalej juz pisalam
Dopiero rozmowa z kims z zewnatrz pozwolila mi nabrac odwagi i powiedzialam dosc.
Jestem sama i samotna i nie jestem z tego tytulu szczesliwa
Syn nie zastapi drugiego ramienia do oparcia.
Mam borelioze,
Możesz pozbyć się jej przez oczyszczanie organizmu ...długa droga , ale..
Ja już bym wolała być sama i skupić się na sobie ..niż dźwigać na barach drugiego... niedojdę , co wcale nie znaczy , że wszyscy są tacy....dobrze że nie jesteś w związku małżeńskim z takim...
Może jeszcze nie powinnam tu się wypowiadać bo jeszcze nie skończyłam 50 ale jeszcze trochę i skończę.
Ostatnie wydarzenia w moim życiu uświadomiły mi jak wiele mnie w życiu ominęło, nie mam dzieci, rozpadł się mój związek który chyba nigdy nim nie był tylko ja go tak postrzegałam.Mam przyjaciół którzy mają swoje rodziny,fakt odwiedzam ich i jestem tam mile widziana ,ale nie mogę za często ich odwiedzać.Mam rodzeństwo ,które teraz w miarę często przyjeżdza ale sądzę,że to ze względu na mamę z którą mieszkam bo od jakiegoś czasu nasze relacje są trochę mniej serdeczne.
Coraz częściej czuję się samotna, nie potrzebna nikomu i nachodzą mnie myśli co mnie jeszcze w życiu czeka i nie chodzi mi
o mężczyznę w moim życiu.
DO aniolka22 -jestes fantastycznym,dobrym,madrym czlowiekiem.Przeczytalam Twoje posty i jakos tak mi lzej na duszy.Zawsze znajdzie sie podobna historia do naszej.Mam 50+2lata-czuje sie baaardzo stara.Mieszkam w Anglii,pracuje w miejscu gdzie moge obserwowac ludzi w moim wieku i starszych ktorzy za wszelka cene chca zatrzymac "mlodosc".Placa ogromne pieniadze,wylewaja poty,uzywaja drogich kosmetykow i co? Nic! sa coraz starsi,pomarszczeni i tego sie boje.....starosc jest okropna....pomarszczone dlonie,zwisajaca szyja o piersiach nie wspomne:) wiec niech nikt sie nie ludzi-ludzie 50+? sa starzy i to widac...... nienawide siebie-tak jak Pani opisujaca swoja milosc do przyjaciela z internetu tak i ja sie na stare lata zakochalam...dwa lata do siebie pisalismy....zostawil mnie bo nie chcialam tz unikalam spotkan,on jest duzo mlodszy a ja wstydzilam sie siebie.....to tyle ide plakac do poduszki....
Witam wszystkie Panie.
Teosiu, nieładnie, oj nieładnie...byłaś dzisiaj na forum, a zapomniałaś zajrzeć do swojego wątku i pozdrowić nas (przepraszam, że wypowiadam się za wszystkie Panie).
Jeśli możesz to dopowiedz, jak potoczyły się Twoje losy, a przede wszystkim jak radzisz sobie finansowo, czy znalazłaś pracę.
Pozdrawiam.
Przepraszam myślałam,że już nikt nie śledzi mojego wątku.Cieszę się że jeszcze kogoś obchodzę.Niestety nie mam w dalszym ciągu pracy prawdę mówiąc straciłam wszelką nadzieję na jej znalezienie.No cóz nie jest mi łatwo,a co do moich spraw pan się odezwał,rozwiódł się ale powiedział,że chce być sam więc wszystko jasne,i na tym polu klapa.Brak mi pewności siebie i jakichkolwiek perspektyw na lepsze jutro.Mam wrażenie,że czego się nie dotknę rozpada się.Tak bardzo chciałabym być jeszcze w zyciu szczęśliwa,dlaczego mi to nie jest dane.Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za zainteresowanie.
Dopiero teraz tu trafiłam
Temat jakby dla mnie stworzony, ciekawe czy jeszcze ktoś tu zagląda ?
ja tez dopiero trafilam na ten watek,temat jest bardzo ciekawy,dla kobiet w naszym wieku,tylko dlaczego tyle smutku w tych wypowiedziach,jakby zycie istnialo tylko przy boku faceta,utrata pracy przez teosie to jest naprawde problem,ale dleczego uparlas sie szukac pracy w polsce,w tym wieku latwo ja znajdziesz za granica,jako opiekunka,trzeba tylko poduczyc sie jezyka,wcale nie perfekt,i nie mow ze po 50 to nie ta glowa i do nauki sie nie nadaje,sprobuj,moze ci sie powiedzie,ale trzeba wykazac chec i zaangazowanie,i nie mazac sie,zawsze jest jakies wyjscie ,trzeba tylko mocno chciec,na facetach swiat sie nie konczy,jeszcze mamy troche zycia przed soba,a starosc to zaczyna sie gdzies tak od 90,czyz nie,drogie panie
:)50 + 5, samotna od dawna, sama od 1,5 roku, za dwa miesiące rozwód.
Czytałam Kobietki Wasze posty, ponieważ zastanawiałam się czy i mnie może dopaść samotność w "pojedynkę"? Dzisiaj wiem, że nie, ponieważ samotność w związku jest gorsza od bycia samemu w pojedynkę. Tam ogranicza cię druga osoba, tu stanowisz o sobie. Odważyłam się po TRWANIU w 27-letnim małżeństwie (porzucona dla innej), zacząć żyć dla siebie. I pomimo, że moje dochody są raczej skromne oraz na utrzymaniu studiująca 20-letnia córka, uwierzyłam całą sobą, że powinnam i mogę , naprawdę mogę mieć i spełniać swoje marzenia. Świadomość tego jest siłą napędową do działania. Kiedy myślisz o sobie, swoich potrzebach oraz o tym, co tak naprawdę ominęło Cię w życiu nie czujesz samotności.
Inny mężczyzna? Nie myślę o nim w kategorii: jest mi potrzebny by żyć" , jeżeli już, to raczej: jest mi potrzebny aby czasami było jeszcze przyjemniej:)))).I nie mam wianuszka znajomych i znajomych znajomych. Mam jedną, ale solidną koleżankę. Mam dwie córki z którymi mogę przegadać i noc całą. Mam mądrych i kochających mnie dwóch "prawie zięciów". Mam psa który uwielbia dalekie spacery, mam swoje robótki manualne, swoje książki i działkę. Jest teatr i koncerty.Wystawy. Rok przeżywam zgodnie z jego porami:). W każdej znajduję mnóstwo zajęć i przyjemności.
Emerytura? za 6 lat. Już dzisiaj przymierzam się do myśli o uniwersytecie 3-go wieku. Chętnie nauczę się się jeszcze lepiej tańczyć, wrócę do młodzieńczych marzeń o rysowaniu i malowaniu. Chętnie pozwiedzam i jeszcze się pouczę.
Najważniejszy to mieć marzenia i cele - swoje własne i dla siebie, które nawet maleńkimi kroczkami dadzą się realizować.
Pozdrawiam serdecznie Wszystkie Panie.
PS. I nie mieszkam w wielkim mieście, gdzie dostęp do wszystkich przyjemności zycia jest na wyciągnięcie dłoni.. Mieszkam w małej miejscowości, takiej ok. 1000 osób i mam "daleko od szosy":). Bo nie o miejsce i łatwy dostęp do wszystkiego tu chodzi. Trzeba poprostu chcieć, by nasze życie było pełne i prawdziwe.
ubi lex, przeczytalam twoj post z przyjemnoscia,jest tak pelen optymizmu i i samoswiadomosci,ty wiesz czego oczekujesz od zycia,realizujesz swoje pragnienia,masz plany na przyszlosc,nie rozpaczasz ze nie ma przy tobie mezczyzny,bo z twoim podejsciem do zycia tak naprawde nigdy nie bedziesz samotna,zgadzam sie z toba w calosci,pisz dalej bo naprawde podnosisz na duchu,milo wiedziec ze i po 50 mozna zyc pelnia zycia.
Dziękuję Mila. Myślę, że samotność to nie choroba a stan ducha- czy jak kto woli- świadomości i naszego wyboru. Wynika ona z potrzeby obcowania z innymi ludźmi (wszak jesteśmy zwierzętami stadnymi) oraz całego mnóstwa uwarunkowań którym się poddajemy. Dzisiaj posiadanie mężczyzny u swego boku postrzegam jako miły dodatek do SWOJEGO życia, ale nie za wszelką cenę. Dlatego w poprzednim poście napisałam, że TRWAŁAM w małżeństwie.
Moja samotność w małżeństwie wynikała z braku możliwości "porozumienia się" na skutek braku kompromisów i jedynie słusznych argumentów mojego męża.Uzalezniona od tradycji(?), wychowania(?) standartowego modelu rodziny(?), nie potrafiłam zawalczyć o siebie samą, o własne, niezależne zdanie, o swoje potrzeby w imię "dobra" rodziny, świętego spokoju i dla dzieci. Nie traktowałam siebie jako człowieka, a spychane w najgłębsze zkamarki świadomości moje potrzeby, rodziły frustrację wywołującą samotność. Zabrakło mi tego, co u mojego męża stwierdzałam w nadmiarze : odrobiny egoizmu.
Bardzo boleśnie przeżyłam rozstanie ale jednocześnie zaczęłam odczuwać ulgę, że to już koniec. Tak naprawdę dopiero wtedy zaczęłam dostrzegać błędy które popełniałam. Pozwoliła mi na to od dawna budząca i dopominająca się o swoje prawa samoświadomość.
Jak jest dzisiaj, wiesz z poprzedniego postu. Nareszcie mocno, obiema nogami stoję na ziemi:), , W pełni odpowiedzialna za siebie i swoje decyzje ale świadoma również zagrożeń jakie niesie życie. Czuję poprostu, że nareszcie jestem dorosłym człowiekiem i wolno mi oddychać pełną piersią:). Każdej Kobiecie będącej na rozdrożu życiowym, życzę, aby potrafiła odnaleźć siebie, tak zwyczajnie: dla siebie samej.
Pozdrawiam
witam
Co prawda do 50 mam jeszcze trochę czasu ale od prawie 8 lat jestem sama mam cudowne dzieciaki ,dwa psiaczki z którymi chadzam na spacerki ,czasem brakuje mi tej drugiej połówki ale jak słyszę co mogą zafundować i co mój były małżonek zafundował mi za koszmar to raczej optymizmem nie powiewa .
Nie zgorzkniałam przez to raczej zaczęłam żyć tak jak mi to odpowiada ,praca ,dom i dzieci dają mi dużo satysfakcji mam czas dla siebie i przyjaciół .
Uważam że dobrze wykorzystuje czas który mi dano a który czasem nie sprawiedliwie ktoś nazywa samotnością- stoję mocno na nogach zwanych życiem i ciesze się ze teraz nikt mnie nie znokautuje
mam grono wypróbowanych przyjaciół a co dalej no cóż wiem co było a co przyniesie życie jest wielką niewiadomą czasem mamy na to wpływ a czasem nie i to jest jedna wielką zagadką .
Samotność dobrze wykorzystana nie jest czasem zmarnowanym
Kazda z nas bolesnie przezywa rozstanie,i chociaz potem odczuwa sie ulge ze to juz koniec to jednoczesnie jest obawa o to co bedzie dalej,jak sie nam los potoczy. Czy wygramy siebie czy odwrotnie ,zatopimy sie w samotnosci i wspomnieniach tego co bylo a juz nie jest.Jezeli tak jak piszesz Ubi lex dostrzezemy bledy,jakie popelnialysmy i wyciagniemy z nich wnioski,zaczniemy budowac nasze nowe zycie juz swiadomie stojac ,,obiema nogami mocno na ziemi,, .Choc przyznam ,ze nie jest latwo,jest to ciezka praca nad soba,nad zmiana tego co nas ukrztaltowalo w ciagu tych lat malzenstwa a co napewno nie bylo dobre ,bo inaczej bysmy sie nie rozwiodly.Ale uwazam ze warto,z kazdym dniem jest coraz lepiej,bo mialam tak glebokie doly jak krater wulkanu,na szczescie w pore zrozumialam ze jezeli ja sama nie zadbam o siebie i sama sobie nie pomoge, to kto to zrobi? Anula 70, masz racje,czas jaki mamy nie jest samotnoscia,ktorej zreszta sie nie boje,jest czasem ktory wykorzystujemy tak jak chcemy i tylko od nas samych zalezy ile dobrego,,ugramy,, dla siebie i w jakim stanie psychicznym bedziemy witac kazdy nowy dzien,jaka samoswiadomosc w sobie odnajdziemy.I choc troche mi jeszcze daleko do radosci zycia Ubi Lex to wierze ,ze pewnego dnia ja uzyskam,bo wasze pozytywne posty ,Anula 70 i Ubi Lex,daja taka nadzieje,i oby jak najwiecej ich bylo.
Witajcie dziewczyny:) Mówisz Mila radość życia? Tak, to jest radość z odnalezienia siebie i świata, który mnie otacza. Radość z każdego nowego dnia, który choć jak u każdego, przynosi problemy (czasami całe mnóstwo !!), to jednak jest kolejnym dniem mojego lepszego, życia. Kiedy codziennie rano wychodzę z psem na spacer - nieważne czy w pogodę czy też niepogodę - nabieram głębokimi wdechami powietrze w płuca z poczuciem, jakbym codziennie rano rodziła się na nowo. Z każdym nowym wdechem myślę o drobnych przyjemnościach które moga mnie spotkać lub które mogę sama sobie sprawić. Myślę o otaczającej mnie przyrodzie, otaczającej mnie ciszy lub (teraz) rześkości poranka. To dobry zastrzyk pozytywnej energii na rozpoczęcie dnia:). Myślę, a przynajmniej bardzo się staram, myśleć pozytywnie. W każdym aspekie życia odnajdować pozytywne strony tego co się działo, dzieje i dziać będzie. To trudne, ale nie niemozliwe do wykonania. To trochę jak nauka czytania czy pisania. Najpierw powoli, literki, sylaby, aż do płynności:). Nie osiagnęłam jeszcze owej płynności i pewnie mi jeszcze do tego daleko, ale dzięki tym moim zabiegom, huśtawki emocjonalne związane z rozstaniem i rozwodem są już za mną. Spokojnie i rzeczowo podchodzę do tematu. I nawet j.m. jest zaskoczony (co widzę i czuję), zmianami jakie we mnie zaszły i zachodzą nadal. Pozbyłam się balstu w postaci złudzeń i nadziei, że może coś się zmieni w naszych stosunkach. NAS już po prostu nie mam. Jestem ja , on i jeszcze sprawy związane z nami(majatek wspólny, etc.), które mają być załatwione przed dniem 23 października (rozwód).
Później każde z nas będzie miało już tylko swoje własne, niczym nie powiązane, odrębne życie.
Dzieci mam dorosłe - 26 i 20 lat i to im zostawiłam decyzję, czy będa kontaktowały się z ojcem.
Myslę, że to najlepszy sposób: sprawy trzeba załatwiać kompleksowo, raz a dobrze, aby nie wracać i nie "rozdrapywać ran". Po co? Skończył się pewien etap w życiu i trzeba w nowy wejść z maksymalnie małym obciązenie z etapu poprzedniego.
Serdecznie Was pozdrawiam, życząc uśmiechu na codzień.
Witam, zostal mi juz tylko podzial majatku,wszelkie inne sprawy mam pozamykane,odcielam sie od przeszlosci calkowicie,nie ma do niej powrotu. Dla mnie w tej chwili liczy sie tylko dzien dzisiejszy i odnalezienie w nim siebie.Musze nauczyc sie byc tu i teraz,a to ,przyznam, jest trudne.Nie potrafie jeszcze w spokoju cieszyc sie z udanego dnia,pieknej pogody czy zwyklego spaceru.To trudna lekcja do przerobienia ale nie niewykonalna. Kazdego dnia,malymi kroczkami buduje swoj swiat i zycie na nowo w czym pozytywne myslenie bardzo pomaga.Jestem sama ale nie samotna,mam kochajace dzieci ,przyjaciol i znajomych,nie sa to moze tlumy ale na ich wsparcie zawsze moge liczyc.Ukladam te swoje rozsypane jak puzzle zycie ,w mam nadzieje, piekny obrazek i jestem sama ciekawa jaki on bedzie ,bo z kazdym dniem widze postepy.Wierze ze bedzie dobrze,czego sobie i wszystkim poszacym na tym forum zycze.
Mila, napewno się poukłada to nasze rozsypane życie. Ważne, że w tym całym zamieszaniu nie pogubiłyśmy siebie. Więcej, my siebie odnalazłyśmy:). Nie ma znaczenia że mamy lat 50+. Tak naprawdę życie nam się dopiero zaczyna, a nie kończy. Popatrz: dzieci odchowane, ekonomicznie jakoś już zabezpieczone, mamy dach nad głową i nareszcie czas aby zając się sobą. Gdy byłam w małżeństwie nigdy nie miałam tak naprawdę czasu dla siebie: praca zawodowa, popołudniami obiady, pranie, sprzatanie, prasowanie, działka, przetwory, dzieci itp... Wieczorami padałam na przysłowiowy pysk ze zmęczenia i znosiłam niezadowolenie męża, że nie mam juz siły na bycie świeżutką i chętną kochanką. A gdzie czas dla siebie, na rozwój własnych zainteresowań? Gdy prosiłam o pomoc męża w domowych pracach odfukiwał, że to przecież babskie zajęcia i on tego nie potrafi. Stąd brały się moje frustracje, zwłaszcza, że żyłam ze świadomością, że może być inaczej, mając za przykład małżeństwo mojego brata. Dziewczyny gdy zaczęły dorastać pomagały mi jak mogły i umiały, ale nie on. Tak powoli umierało uczucie, zagonione do garów i utrzymywania domu. Przysłowiowym gwoździem do trumny została kochanka. Poczatkowo wpadłam w szał rozpaczy. Nie trwało to długo. Po nim przyszedł żal za 27 latami poświęconymi dla "dobra" rodziny. Ale to właśnie ten żal kazał mi rozgrzebać całe moje małżeństwo, spojrzeć obiektywnie i OCENIĆ SIEBIE. Przeraziłam się tym co zobaczyłam: kiedyś młoda , nieco utalentowana plastycznie, rozkochana w literaturze kobietka zamieniła się w "matkę polkę", dopuściła, by jej wartości rozmieniały się na drobne, a mężczyzna jej życia, żył pełnią życia w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku... dopiero wtedy po raz pierwszy i ostatni rozpłakałam się. Z żalu za zmarnowanie SWOICH 27 lat życia.
I to był Milu, ten przełomowy dzień w którym do końca prysły moje złudzenia:). Grubą krechą oddzieliłam tamto zycie od tego w które wkroczyłam i jestem. I nie mam zamiaru wracać do tamtego wierząc całą sobą, że wszystko co najlepszego może mnie jszeszcze spotkać już się dokonuje i ciagle jeszcze przede mną:). Stąd moja radość z codziennego odkrywania tych dobrych stron zycia.
Tobie i koleżankom też życzę aby odnalazły radość, spokój ,cierpliwość i miłość, bo naprawdę na to zasługujemy.
Witam ciepłym popołudniem .
Mila na wszystko przyjdzie czas nie narzucaj sobie dużego tempa bo to bez sensu .
mnie cieszyły małe rzeczy więc zaczęłam małymi kroczkami wchodzić i inny etap życia powolutku pozbywać się zbędnego balastu żali i pretensji i nie stało się to tak od razu o nie ale dałam sobie czas i szanse .
Mam malutkie grono przyjaciół za to sprawdzonych czasem boleje nad tym że nie dane jest mi iść na pewne imprezy bo chodzą tam same pary a ja nie jestem polującą harpią na cudzych partnerów bo tak niestety widza nas inne kobiety będące w związkach przykre ale prawdziwe .
Czasem i w urzędach samotne kobiety traktowane są jak trędowate i trzeba nieźle się nachodzić za pewnymi sprawami po pucować dużą ilość klamek i do jasnej anielki czasem udowadniać swoją wartość że jak sama to nie gorsza ot takie tam niedogodności a jednak potrafią uwierać jak diabli .
Tak bywa ale są też inne strony te jaśniejsze moje dzieci są bardzo wyrozumiałe dla mnie choć czasem martwią się że rzadko wychodzę z domu i że jak oni poukładają sobie życie to ja zostanę sama i zaharuje się na śmierć
Kochane dzieciaki .
No trochę się rozpisałam lecę na spotkanie z przyjaciółmi dziś wolne od pracy więc mam czas bla siebie dzieci w rozjazdach .
Miłego popołudnia i dużo powodów do uśmiechu
Dziewczyny,jak ja lubie czytac te wasze posty,daja sile i nadzieje ze wszystko jest mozliwe a swiat jest jednak piekny.Nie martwi mnie to ile mam lat,bo na to nie mamy wplywu,wazne ze jest zdrowie i praca.Dzieci mam juz dorosle i samodzielne,same troszcza sie o siebie i nieraz az za bardzo o mnie,ale to akurat jest mile.Niestety, o swoj kawalek podlogi musze jeszcze zawalczyc i to jest w tej chwili sprawa dla mnie najwazniejsza.Masz racje Ubi Lex,zycie zaczynamy teraz od nowa i dlatego w te nowe zycie chce wejsc juz pogodzona z soba i z poukladanymi puzzlami.Kazdego dnia ucze sie siebie na nowo,odkrywam cechy,ktore stlamszone przez poprzednie zycie,nagle zaczynaja sie ujawniac.Podoba mi sie takie zmienianie siebie,chociaz jak juz pisalam,jest to ciezka praca ,ale jak radzi Anula,daje sobie czas i szanse,a jezeli idzie o tempo to jest takie bardziej slimacze,przynajmniej narazie.Ale nawet slimak w koncu dochodzi do swojego celu wiec i nam sie uda.I przyjdzie spokojny czas na to wszystko co do tej pory w stresie i pospiechu sie pogubilo.Ciekawi mnie to moje nowe zycie coraz bardziej,zycie w ktorym bede juz sama o wszystkim decydowac,lacznie z wystrojem mieszkania.I o dziwo,zaczyna mnie to cieszyc.Zycze Wam udanego weekendu i cudownej ,slonecznej pogody.
Dziewczyny,jak ja lubie czytac te wasze posty,daja sile i nadzieje ze wszystko jest mozliwe a swiat jest jednak piekny.Nie martwi mnie to ile mam lat,bo na to nie mamy wplywu,wazne ze jest zdrowie i praca.Dzieci mam juz dorosle i samodzielne,same troszcza sie o siebie i nieraz az za bardzo o mnie,ale to akurat jest mile.Niestety, o swoj kawalek podlogi musze jeszcze zawalczyc i to jest w tej chwili sprawa dla mnie najwazniejsza.Masz racje Ubi Lex,zycie zaczynamy teraz od nowa i dlatego w te nowe zycie chce wejsc juz pogodzona z soba i z poukladanymi puzzlami.Kazdego dnia ucze sie siebie na nowo,odkrywam cechy,ktore stlamszone przez poprzednie zycie,nagle zaczynaja sie ujawniac.Podoba mi sie takie zmienianie siebie,chociaz jak juz pisalam,jest to ciezka praca ,ale jak radzi Anula,daje sobie czas i szanse,a jezeli idzie o tempo to jest takie bardziej slimacze,przynajmniej narazie.Ale nawet slimak w koncu dochodzi do swojego celu wiec i nam sie uda.I przyjdzie spokojny czas na to wszystko co do tej pory w stresie i pospiechu sie pogubilo.Ciekawi mnie to moje nowe zycie coraz bardziej,zycie w ktorym bede juz sama o wszystkim decydowac,lacznie z wystrojem mieszkania.I o dziwo,zaczyna mnie to cieszyc.Zycze Wam udanego weekendu i cudownej ,slonecznej pogody.
:)Ech Mila, jak ja dobrze znam to o czym piszesz. I myślę, że zarówno Ty jak i ja jesteśmy na najlepszej drodze do wyzdrowienia:))). Mnie też bardzo podoba się życie które rozpoczęłam i i też uczę się ciągle i od nowa siebie.
Kiedy już pogodziłam się z sobą samą, kiedy sobie wybaczyłam, zaczęłam robić "domowe" porządki. Pisałam już o małych marzeniach i celach do zrealizowania ?... Otóż pomimo szczupłości mojego portfela, udało mi się zrealizować teraz w sierpniu, już jedno ze swoich małych marzeń dotyczących mieszkania. Przeniosłam się do innego pokoju, wyremontowałam go gruntownie i... urządziłam zgodnie z tym co planowałam od przynajmniej 2 lat. Kiedy teraz do niego wchodzę, to tak jakbym wchodziła do innej bajki. A ja przecież wchodząc do niego, wchodzę do swojego nowego życia.:)))I to mi się bardzo podoba. Teraz planuję inną "bajkę" dla pokoju córki, która jeszcze ze mną mieszka. Naturalnie według jej pomysłu i gustu ale że tak powiem, "grosiki same zaczynają się odkładać na ten cel":))). A innych planów mam cale mnóstwo. Mam nadzieję, że czasu mi wystarczy na ich zrealizowanie.
I znowu w mojej głowie śpiewa Marek Grechuta :" bo ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy, ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy"....
Pozdrawiam wszystkie koleżanki.
Pewnie ze wyzdrowiejemy Ubi Lex,i to chyba szybciej niz nam sie wydaje,popatrz Ty juz urzadzasz pokoje jak sobie to wymarzylas,juz zaczyna sie dla Ciebie inna ,piekniejsza bajka,wiem ile radosci daje takie planowanie a potem ich wykonanie,zreszta masz jeszcze tyle innych planow dotyczacych Twojego zycia ze na rozmyslania i doly zabraknie czasu,ja narazie urzadzam wszystko w myslach,wiem jak bedzie wygladalo to moje przyszle ,,siedlisko,, , ale z wykonaniem musze jeszcze niestety poczekac,najgorsze jest to,ze nie wiem jak dlugo potrwa ta walka o podzial majatku,bo przeciez ,,jak smie sie czegokolwiek domagac jezeli nic nie jest moje,, ale na szczescie decyzje podejmnie sad a nie ten ktorego juz nie ma w moim zyciu,i w koncu jest ono tylko moje.A wiesz ,ze ja tez przymierzam sie do mysli o uniwersytecie 3-go wieku,ale to dopiero na emeryturze,wiec jeszcze troche.I mam nadzieje ze chwile na ktore czekamy i dni ktorych nie znamy bede dla nas naprawde dobre,a moze nawet szczesliwe,bo jestesmy tego warte,my i inne dziewczyny piszace te posty.
Ubi Lex w tym roku czeka mnie wymiana okien i drzwi do mojego wyczekanego gniazdka a w przyszłym roku komunia najmłodszej masakra a młoda już doczekać się nie umie . Pierwsze święta Bożego narodzenia na swoim bajka ciasne ale własne długo czekałam ale warto było się pomęczyć fakt więcej pracuje co trochę niepokoi pociechy ale gdyby nie te chuchro zwane ich matką nie mieli by tego co mają i cenią sobie to dwójnasób
Sama ale nie samotna ciesze się każdą chwilą i tym co mam a to więcej niż byłam mężatką a majątek męża dla mnie w buty może to sobie wsadzić niech podzieli między dzieci ja nic nie chce dla siebie nawet nie zakładałam sprawy o podział majątku to co mam najcenniejsze i tak mam przy sobie
Dziewczyny malutkimi kroczkami dalej się zajdzie bo ma się czas na przemyślenia ja mam już to dawno za sobą i tempo było iście ślimacze ale dopełzłam i jestem dumna
Bo tu gdzie jestem teraz w końcu jestem szczęśliwa i zadowolona a może z czasem pojawi się ktoś kto podzieli moje zainteresowania no ale na to mam jeszcze dużo czasu
Miłego popołudnia i dużo słońca w mozole ślimaka byle do przodu
Bardzo mnie cieszy Anulu, że" dopełznęłas" do swojego gniazdka. I masz prawo być dumna. To ważne, ten kawałek swojej podłogi.
Ja też, jeszcze męzowi, proponowałam abyśmy podzielili wszystko co mielismy miedzy nasze córki. Odpowiedział, że później. Tylko, że ja w to" później" nie wierzę. Z rzeczy nieruchomych dorobiliśmy się mieszkania i siedliska na wsi. Przy ustaleniach co komu, ja wzięłam mieszkanie a on wyszarpnął mi siedlisko, w którego odrestaurowanie włozyłam mnóstwo energii i pracy własnej, o kasie nie wspomnę. Oddałam temu miejscu serce:). Wkrótce notariusz to podzieli. Ja dostanę jeszcze parę innych rzeczy, ale nie o tym chciałam. Po dniu, kiedy zapadła decyzja o takim podziale, pojechałam na wies zabrac kilka swoich,, szczególnie mi bliskich rzeczy i wiesz co się okazało? Piękne, stare , 70-letnie, ukochane jabłonie, porozdzierane na pół leżą na ziemii. Serce mi zaskowytało z rozpaczy ale jednocześnie jest we mnie przekonanie, że za moją miłość do tego miejsca, za jego ratowanie i odrestaurowywanie nie dostanie on go takim jakie było. Wierzę niezłomnie, że" miejsca i rzeczy "odczuwają naszą miłość i to, że musimy je opuścić. A mój j.m. widział w nim tylko lokatę kapitału.... Mam tylko nadzieję, że to miejsce trafi w godne ręce, bo j.m. napewno będzie chciał je sprzedać. Zresztą na wsi nie ma się już po co pokazywać.....:). Ochłap uzyskany ze sprzedaży zaniesie pewnie w zębach kochance, tylko, wydaje mi się, że nie będą to szczęsliwe pieniądze, bo uzyskane krzywdą moich córek, zwłaszcza młodszej, która wiązała z nim dalekosiężne plany...
Ja nie rozpaczam, bo zaczynam dostrzegać jak rosnę w siłę szczęścia i spokoju każdego dnia, podczas gdy j.m. (z tego co wiem od starszej córki), wiedzie się średnio. Napisałam już to kiedyś : nie buduje się szczęscia na krzywdzie innych. A ponieważ wierzę w to, nie walczyłam z nim i nie wydzierałam nic na siłę. Tak było trzeba. Może los się do mnie uśmiechnie, wygram w totka i odkupię od niego moje miejsce?:))). Tego bym sobie życzyła, bardzo:))). Zresztą Bóg jeden wie co będzie. I dobry Bóg wie co robi, że musimy przez to wszystko przechodzić.
Serdeczne pozdrowienia.
Miłego, spokojnego dnia koleżanki:),
Tak,dziewczyny,byle do przodu,Wy juz macie co urzadzac i co remontowac,ja jeszcze nie,mam nadzieje ze do konca tego roku bede wiedziala na czym stoje,ja tez za duzo energii i pieniedzy wlozylam w miejsce ktore mialo byc na cale zycie,ktore wydawalo mi sie tym wymarzonym i jedynym.Piekny ogrod ktory zaplanowalam i w ktorym sadzilam kazda rosline to juz niestety przeszlosc.Ale jeszcze stworze sobie i dzieciom takie gniazdo ,tylko nasze ,do ktorego bedzie sie chcialo wracac,nasze miejsce na ziemi.Takie miejsce z ktorego nikt ,nigdy juz nie bedzie nas wyganial,w ktorym nie bedziemy obrazani i wyzywani.Tego jestem pewna jak niczego innego.I to jest moja sila do walki o siebie i kazdy dzien na nowo.Zycze sobie i Wam sily i radosci z kazdego dnia.
Tak,dziewczyny,byle do przodu,Wy juz macie co urzadzac i co remontowac,ja jeszcze nie,mam nadzieje ze do konca tego roku bede wiedziala na czym stoje,ja tez za duzo energii i pieniedzy wlozylam w miejsce ktore mialo byc na cale zycie,ktore wydawalo mi sie tym wymarzonym i jedynym.Piekny ogrod ktory zaplanowalam i w ktorym sadzilam kazda rosline to juz niestety przeszlosc.Ale jeszcze stworze sobie i dzieciom takie gniazdo ,tylko nasze ,do ktorego bedzie sie chcialo wracac,nasze miejsce na ziemi.Takie miejsce z ktorego nikt ,nigdy juz nie bedzie nas wyganial,w ktorym nie bedziemy obrazani i wyzywani.Tego jestem pewna jak niczego innego.I to jest moja sila do walki o siebie i kazdy dzien na nowo.Zycze sobie i Wam sily i radosci z kazdego dnia.
Wierzę w to i mam nadzieję Milu, że poukładasz to wszystko, że będziesz miała swoje miejsce, którego nikt Ci już nie odbierze. To nic, że zaczynamy od nowa. Jesteśmy silne, siłą wiary, nadziei i pracowitości. Odnalazłwszy siebie w nowej bądź co bądź sytuacji wiemy doskonale czego i jak chcemy. A do przeszłości nie warto wracać. Ja przynajmniej odcinam się od niej na tyle na ile jest to możliwe. Nawet własnym córkom zapowiedziałam, że po 23 października zabraniam im informowania mnie o tym co u ojca i informowania go o tym co u mnie. Koniec, szlus.
))) Lubię wspomóc się czasami wizualizacją tego co się dzieje : wyobrażam sobie swoje małżenśkie życie jako wieeeelkie ślubne zdjęcie. Ja idę powoli z ogromnymi nożycami i tnę na równiutką połowę.:) Juz jestem blisko końca, a 23.X. po raz ostatni docisnę ostrza i w końcu zajmę się tylko sobą.
Wiem jak ważna jest wizualizacja tego o czym marzymy i do czego dążymy. Gdy zaczynam mieć jakiekolwiek watpliwości sięgam po książkę Josepha Murphyego "Potęga podświadomości". Jak chcesz to spróbuj ją przeczytać. Napisana bardzo przystępnym językiem pomaga (przynajmniej mnie), systematyzować i wyznaczać jasne cele. Zmusza mnie - niejako przy okazji- do zastanawiania się nad hierarchią tychże celów, bo wiadomo, że nie da się mieć wszystkiego od razu. Zabieram się do pracy. Miłego i spokojnego dnia. A przede wszystkim powodów do uśmiechu.
Czytalam te ksiazke,jest dobra,a ja od paru dni mam dola,dopadl mnie tak niespodziewanie i nie chce opuscic.Wydaje mi sie ze juz nic dobrego mnie nie czeka,ze dalej juz nie rusze i zostane juz na zawsze w miejscu w ktorym jestem.A wydawaloby sie ze jest dobrze ,ze daje sobie rade i ide do przodu,a tu prosze ,czarna dziura i mysli ktore mnie dobijaja.Czy przechodzilyscie cos takiego?Taki nawrot depresji,czy wogole ja mialyscie,napiszcie cos optymistycznego,bo nie chce sie cofac i poddawac,chce isc do przodu i wierzyc ze wszystko bedzie dobrze.Bo bedzie,napewno,ale kiedy?Pozdrowienia.
Witam.
żyworódka napisał/a:Witam wszystkie Panie.
Teosiu, nieładnie, oj nieładnie...byłaś dzisiaj na forum, a zapomniałaś zajrzeć do swojego wątku i pozdrowić nas (przepraszam, że wypowiadam się za wszystkie Panie).
Jeśli możesz to dopowiedz, jak potoczyły się Twoje losy, a przede wszystkim jak radzisz sobie finansowo, czy znalazłaś pracę.Pozdrawiam.
Przepraszam myślałam,że już nikt nie śledzi mojego wątku.Cieszę się że jeszcze kogoś obchodzę.Niestety nie mam w dalszym ciągu pracy prawdę mówiąc straciłam wszelką nadzieję na jej znalezienie.No cóz nie jest mi łatwo,a co do moich spraw pan się odezwał,rozwiódł się ale powiedział,że chce być sam więc wszystko jasne,i na tym polu klapa.Brak mi pewności siebie i jakichkolwiek perspektyw na lepsze jutro.Mam wrażenie,że czego się nie dotknę rozpada się.Tak bardzo chciałabym być jeszcze w zyciu szczęśliwa,dlaczego mi to nie jest dane.Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za zainteresowanie.
Jak widzisz, byłaś w błędzie...a, po ostatnim Twoim wpisie wątek ożył i przyciągnął sporą grupę kobiet samotnych - Anula, Ubi Lex, Mila - ale takich, które nie odczuwają z tego powodu, tego ciągłego, dołującego poczucia samotności. Starają się żyć po swojemu, co dotychczas nie było im dane, kiedy były w związkach.
To przykre, że nadal pozostajesz bez pracy. Pieniądze są podstawą bytu, a sama praca daje satysfakcję i poczucie, że jest się jeszcze zawodowo przydatnym i potrzebnym.
Na pewno, to w głównej mierze jest powodem Twojego pesymizmu i braku pewności siebie.
Czy próbowałaś już wszelkich sposobów zatrudnienia, jakaś chociażby dorywcza praca? Pewnie tak, bo przecież, jakieś środki na życie musisz posiadać.
Na słupach widzę często ogłoszenia, że potrzebują opiekunki do dziecka, czy też starszej osoby, albo do posprzątania mieszkania, czy też jakieś chałupnictwo.
Inną kwestią jest to, że ciągle wiążesz swoje szczęście z byciem z partnerem.
Fakt, że zostałaś zraniona dwukrotnie, dwukrotnie porzucona, powinien być dla Ciebie przestrogą, że nie tędy Twoja droga.
Nic nie piszesz, że cokolwiek sprawia ci w życiu radość, zadowolenie, natomiast masz duży potencjał do dołowania się.
Może zmień swoje nastawienie i tak jak napisała :
Wiem jak ważna jest wizualizacja tego o czym marzymy i do czego dążymy. Gdy zaczynam mieć jakiekolwiek watpliwości sięgam po książkę Josepha Murphyego "Potęga podświadomości". Jak chcesz to spróbuj ją przeczytać. Napisana bardzo przystępnym językiem pomaga (przynajmniej mnie), systematyzować i wyznaczać jasne cele. Zmusza mnie - niejako przy okazji- do zastanawiania się nad hierarchią tychże celów, bo wiadomo, że nie da się mieć wszystkiego od razu.
Mam tę książkę i każdemu polecam.
Mila, doły każdego dopadają. Niezależnie w jakiej sytuacji się znajduje, to zawsze są chwile zwątpienia, czy daleka jeszcze droga do celu i czy zdołam ją pokonać.
Myślę, że jesteś na obecną chwilę bardzo zmęczona, tym parciem do przodu, mnogością spraw, które musisz załatwić.
Potrzebny Ci odpoczynek, chwila relaksu, bez natłoku myśli "pilne", termin wykonania na już.
Będzie dobrze, na pewno nie cofniesz się, jeśli zrobisz sobie chociaż krótki przystanek.
Myśli mają to do siebie, że tkwią w nas i przewijają się często, bez chęci z naszej strony.
Nie obejdzie się bez projekcji zdarzeń, które przeżyłaś, ale potraktuj to jako coś, co minęło i już nie wróci, bo scenariusz na swoje życie "tu i teraz', masz już nowy.
Głowa do góry. Będzie dobrze. Musi.
Pozdrawiam wszystkie Panie.
Czytalam te ksiazke,jest dobra,a ja od paru dni mam dola,dopadl mnie tak niespodziewanie i nie chce opuscic.Wydaje mi sie ze juz nic dobrego mnie nie czeka,ze dalej juz nie rusze i zostane juz na zawsze w miejscu w ktorym jestem.A wydawaloby sie ze jest dobrze ,ze daje sobie rade i ide do przodu,a tu prosze ,czarna dziura i mysli ktore mnie dobijaja.Czy przechodzilyscie cos takiego?Taki nawrot depresji,czy wogole ja mialyscie,napiszcie cos optymistycznego,bo nie chce sie cofac i poddawac,chce isc do przodu i wierzyc ze wszystko bedzie dobrze.Bo bedzie,napewno,ale kiedy?Pozdrowienia.
Witaj Mila. Mówisz dół?:) Wyobraź sobie, że stoisz w tym dole na samym dnie... a teraż pomyśl jak po ścianie wdrapujesz się do góry. Jest trudno, jest ciężko, i jest niewygodnie, bo nachylenie ściany nie jest aż tak bardzo łagodne i musisz robić to na :"czworaka".... ale przecież idziesz do przodu, do góry. Tam za krawędzią widać słoneczny ciepły dzień. Przecież chcesz się dostać na powierzchnię więc nie cofniesz się z połowy drogi. To byłoby zupełnie nieracjonalne.
Milu, ja wcześniej też miałam "doły", nawet mówiłam, że moje życie wygląda jak amplituda...ale od pewnego czasu mam gneralnie spokój. Mam czasami lekko gorsze dni ale nie mam dołów. Zwyczajnie uwierzyłam, że poradzę wszystkiemu. Na moim biurku stoi kalendarz. Do niego przyklejona jest kartka z napisem: " Jeśli nie wiesz czego chcesz, dostaniesz to czego się boisz". Codziennie rano, siłą rzeczy muszę spojrzeć na to jedno zdanie i
) odchodzi mi ochota dołowania się z różnych powodów. Nie chcę otrzymać swoich wcześniejszych obaw, swoich lęków, że nie dam rady. Dam radę i Ty też dasz radę i wszystkie Kobiety, które chcą i uwierzą, że to jest możliwe. Bo jest. Głowa do góry koleżanko. Nad krawędzią "dołu" świeci piękne słońce, więc ruszaj do góry. Ja trzymam za Ciebie kciuki:).
Dziekuje Ubi Lex ,zawsze potrafisz zmotywowac i pocieszyc.Na czarne dziury nie ma mocnych,przychodza kiedy chca .Jeszcze widocznie nie jest ze mna tak dobrze jak myslalam,jeszcze jakas niewyjasniona do konca sprawa z przeszlosci potrafi zdolowac.Nieraz to,, wszystko,, nie zalezy od nas ,nieraz musimy zdac sie na urzedowe zalatwienie spraw i czekac.I to czekanie jest najgorsze,wyobraznia zaczyna dzialac i klops,widzimy tylko czarny scenariusz. Ale zdanie jest genialne,bede musiala je sobie przepisac i powiesic na widocznym miejscu.Wiem czego chce i wierze gleboko ze to dostane,a z dolu,no coz,masz racje,musze sie wygrzebac ku sloncu i pogodnemu dniu.Nie cofne sie juz ,co najwyzej,na moment przystane,w pewnym momencie przeczolgam,ale tylko do przodu.Jestes madra kobieta Ubi Lex,potrafisz ubrac odczucia w odpowiednie slowa i dodac otuchy,ech,glupi ten facet ktory pozwolil odejsc takiej kobiecie.Ale to jego i jemu podobnych strata.Pozdrawiam .
Witaj zyworodka,tak ,jestem zmeczona,jeszcze przedemna najwazniejsza sprawa do zalatwienia,sprawa mojego kawalka podlogi,i to nieraz spedza mi sen z powiek,jest to niestety juz nie odemnie zalezne,bo gdybym mogla decydowac to dawno by bylo po wszystkim.Sa osoby z ktorymi nie da sie dogadac i trzeba zalatwic to urzedowo .A to trwa nieraz za dlugo .Narazie nie moge sobie pozwolic na odpoczynek,musze pracowac,ale przyznam ze marze o takim ,leniwym,spokojnym tygodniu nad moim ukochanym morzem,moze w przyszlym roku sie uda.Nie,nie moze,tylko napewno sie uda.Tak ,jestesmy same ale nie samotne a ja mojego szczescia i dobrego zycia nie lacze z obecnoscia mezczyzny w nim.Co nie znaczy ze nie chcialabym zeby byl,ale nie za wszelka cene i nie jako wypelnienie ale dopelnienie zycia.Najpierw trzeba je uporzadkowac ,stanac pewnie na nogach,uwierzyc w swoja wartosc a potem zobaczyc co los przyniesie.Ja mimo okresowych dolow,zbierania siebie do kupy,mam wiare w ten dobry los pomimo wszystko.Pozdrawiam.
Mila życie to jedna zagadka potrafi nas zaskoczyć w najmniej odpowiednim momencie ,
NIe jesteśmy jak ten Syzyf z czasem ten nasz uwierający kamyczek przetoczymy przez tę górkę i wtedy z satysfakcja popatrzysz jak dawne życie spada w dół a Ty nadal stoisz na wieszchołku inna silniejsza i pewniejsza .Każdego dnia pokonujemy swoje smoki czasem są to małe zwycięstwa czasem porażka (dołek psychiczny) ale nadal z nimi walczymy mamy motywacje każda inną ale jednak jest
Mila dostaniesz ten swój kawałek podłogi ja też w sumie wymiatam latami pozmiatane sprawy pod dywan na początku było ciężko jak cholera teraz jak by mniej śmieci i miotła jakby mocniejsza może do końca tego roku przejdę się po czystym dywanie i nie będzie już pod nim śmieci
Któż to wie ?
Miłego wieczorka moje drogie panie
Witajcie psiątki! Stoję na rozstaju dróg.. Wszystko się wali! Długo by opisywać całą sytuację. Małżonek po wielu latach daje mi "popalić". Zresztą kiedyś, przed laty też dawał. Tylko człowiek miał mniej zszarpane nerwy. W dziale "trudna miłość.." mam swój wątek. Dziś już późno, jutro się odezwę. Dobrej nocy!
Witajcie Anula i Samanthab,te pozamiatane sprawy pod dywan zawsze wyjda i nijak nie da rady zeby o nich zapomniec.Musimy je wymiec chocby dla wlasnego spokoju.Anula ,jak mnie dopadl ten moj dol ostatnio to tez mialam takie mysli,ze to sie nigdy nie skonczy,ze bez sensu jest to wszystko,ze mimo moich wielkich checi i wysilkow,do poprawy zycia,i normalnego funkcjonowania,ciagle bedzie tylko powielal sie jak kalka ten zly scenariusz.Jak u Syzyfa.A Ty prosze,zadalas temu klam i odwaznie twierdzisz ze ten kamien nie spadnie na nas z powrotem tylko przeleci na druga strone gory.I wiesz co ? ja Ci wierze,wyprostuje te moje zycie i juz.Samanthab ,czekamy na Twoja historie.Dobrej nocy dla wszystkich dziewczyn.
Dnia ciepłego, usmiechniętego i pełnego dobrych myśli, życzę wszystkim koleżankom.
Witajcie w słoneczny poranek! W życiu też słonko nie raz jeszcze zaświeci! Bo tak sobie myślę, że nie ma co za bardzo narzekać. Jeszcze na początku ubiegłego wieku, kobieta po 50-tce, to szykowała się już pomału na "tamtą stronę".. A niektóre i 50-tki nie dożywały. Dziś babki w tym wieku, to niejednokrotnie kobiety zadbane, pełne energii i pomysłów na życie! Jasne że są i trudne chwile w życiu. Ale trzeba się zastanowić że jeszcze spory kawałek życia możemy przeżyć szczęśliwe i spełnione! Trzeba tylko ruszyć się z fotela! Ja planuję teraz zapisać się na jakieś ćwiczenia, żeby rozruszać swoje gnatki. Co prawda jestem szczupła, ale gimnastyka, a szczególnie w grupie, poprawia też nastrój! A jest on u mnie obecnie nie za ciekawy... Krytykowanie mnie na każdym kroku przez małżonka, doprowadziło mnie po latach do tego, że mam zszarpane nerwy. Nasza dorosła pociecha /1 syn/, też ma trochę problemów, co i mnie stresuje. Zresztą i on też jest krytykowany przez ojca. Jeden na drugiego patrzy wilkiem.. Nawet jak syn obetnie włosy, zdaniem męża za krótko, też jest kłótnia. Rozumiem , żeby zrobił sobie włosy na cukier i ufarbował na jakiś beznadziejny kolor! Ale że ma krótko, zwyczajnie obcięte? A ja, według małżonka głupia i na niczym /prawie/ się nie znająca, bez mała wszystko robię źle. Nawet ostatnio za dużo gadałam z kuzynką, a on przeze mnie { ! } nie mógł dojść do głosu.. Ale to my we dwie prowadziłyśmy rozmowę i to na "babskie" tematy. Natomiast jak tylko z nim rozmawiam, też czas mówienia mam ograniczony! Jak się na czas nie zamknę, mogę oberwać! Gotuję też źle, bo nie tak jak on sobie dokładnie życzy.. Więcej nie będę wyliczać. Wystarczy. I tego małżeństwa też! To na razie tyle o mnie dziewczyny. Miłego dnia! :-)
Dziekujemy Ubi Lex, dzien naprawde piekny ,w taki dzien chce sie zyc,i wszystko wydaje sie latwiejsze i do zalatwienia.A jakas aktywnosc fizyczna zeczywiscie by sie przydala,ja osobiscie preferuje rower i kiedy tylko moge wsiadam na niego i przed siebie.Lubie tez spacery.Rzeczywiscie jeszcze troche lat przed nami i szkoda je marnowac na uzalanie sie nad soba.Sa sytuacje,ktore wymagaja troche czasu i trzeba wykazac cierpliwosc.A doly maja to do siebie ze przychodza i odchodza,na szczescie takich dni jest coraz mniej.Dobrego,milego dnia zycze wszystkim.
Ubi Lex - dzięki! Mila, rower to moja pasja! Sporo jeżdżę, a mam gdzie! I są ścieżki leśne i rowerowe, więc kilometry się kręci! Taka jazda daje kopa i redukuje stres! :-)
O, to szkoda ze razem nie mozemy pojezdzic,Samanthab,u mnie tez sciezki rowerowe i las dookola,wiec jest gdzie te kilometry krecic,tak jak napisalas,dobre na stres no i zbedne kilogramy,zreszta basen tez lubie tylko nie zawsze jest mozliwosc skorzystania z niego bo odleglosc troche za duza.Pozdrawiam.
U mnie też blisko las, a ścieżek rowerowych sporo ostatnio powstało. A i jest blisko nowy basen! Faktycznie, szkoda że nie możemy razem popedałować! To znaczy możemy, ale każda u siebie, ha ha! Ja również cię pozdrawiam! :-)
No to sobie jutro popedalujemy,narazie jest ladna pogoda wiec trzeba ja wykorzystac,zanim nastana ,ciemne,deszczowe i depresyjne dni jesienno-zimowe,zawsze to i zdrowie i kondycja lepsza,a basen sobie zostawimy na zimowo-sniegowe dni,kiedy na rower nie pora.Sport i ruch pomagaja w oderwaniu sie od przytlaczajacych mysli wiec go uprawiajmy.Dobrej nocy zycze.
Dzień dobry panie psiątki! Ładna pogoda od rana, to i humor może też dopisze! Życzę wszystkim miłego dnia! :-)
witam
Moja pasją są konie ale mam tak mało czasu że rzadko udaje mi się na nie wyrwać
Niestety na rowerze nie mogę jeździć ,zieleni mam dużo na około gdyż mieszkam w zabytkowej części miast praktycznie w parku .
Humorek dobry w końcu się przespałam do porządku
Miłego dzionka
Witam mile panie, a u mnie pogoda pod psem,pewnie bedzie padac,wiec z przejazdzki rowerem a nawet spaceru nici,mam nadzieje ze humor mi sie nie pogorszy,bo nie chce znowu miec dola,wiec zycze sobie i innym na przekor wszystkiemu radosnego dnia !
110 2012-09-05 10:58:19 Ostatnio edytowany przez samanthab313 (2012-09-05 11:00:41)
Dzięki Mila, wzajemnie! Mam nadzieję że do mnie ten deszcz nie dojdzie! Jestem w pracy, to teraz mi wszystko jedno, ale potem.. już nie! A teraz, koniec ściemniania, biorę się za pracę! Na razie! :-)
A co tu tak pusto? Gdzie uciekłyście?
A co tu tak pusto? Gdzie uciekłyście?
:)Ja jestem. Witam w czwrartkowy ranek. Wczoraj córka zabrała mamusię na zakupy. Nałaziłam się niemożebnie. Uzupełnianie garderoby młodej kobiety to istnie katorżnicza praca:))). Ale trzeba było. Młodą kobietę - 26 lat obowiązują pewne zasady również. Nie może wiecznie biegać w dżinsach i trampkach:))). Cenię i ja sobie wygodę w ubiorze, ale do pracy i na wyjścia obowiązuje pewna etykieta. Zresztą, bardzo polubiłam sukienki, garsonki, szpilki itp. Podobam się sobie w takich strojach. Oprócz wiadomych życiowych korzyści zwiazanych z rozstaniem się z j.m. doszła jeszcze jedna: utrata zbędnych kilogramów:).Co prawda nigdy nie było mnie za" dużo", ale teraz spokojnie mieszczę się w rozmiarówce 38/40. Jestem poza tym dość wysoka (172). No i niewymierne korzyści zdrowotne. Kiedy spogladam w lustro kazdego poranka to jest to pierwszy pozytywny "kop energetyczny" do działania przez cały dzień:). Zwyczajnie podobam się sobie:). To też jest ważne, pokochać siebie samą nie tylko " wewnętrznie" ale i "zewnętrznie". A rower? Uwielbiam. Mogłabym z niego nie zsiadać.
Pora popracować i zarobic na chlebek:))). Miłego dnia , usmiechu i wiary w siebie:)
Witajcie miłe Kobietki,
Pozwolicie, że się wetnę w ten wątek, który przeczytałam "od deski do deski" i zazdroszczę Wam energii, optymizmu, radości, żywotności. Jestem po rozwodzie 5 lat i to nie brak faceta stanowi mój problem, bo nawet będąc żoną byłam samotna...Od 2006 roku leczę depresję z różnym skutkiem, ale od dwóch miesięcy jest totalna porażka. Wtedy to mój młodszy syn (21l) razem ze swoją dziewczyną wyjechał do Irlandii. Zanim to nastąpiło, myślałam, że jak wyjadą, to nareszcie będę miała mój wymarzony święty spokój...i guzik! Dom jest smutny i pusty, nie ma do kogo ust otworzyć, nie ma sensu gotowanie obiadów, a łóżko chyba wymienię na przeciwodleżynowe, bo spędzam w nim każdą wolną chwilę. Odczuwam wręcz fizyczny ból na samą myśl, że mam coś zrobić, wyjść z domu. Najlepiej się czuję w łóżku pod kocykiem, otulona moimi psami. I niech nikt niczego ode mnie nie chce...
Witajcie kobietki! Ale dziś chłodno! Czyżby pomału jesień się wkradała? Tak się człek przyzwyczaił do upałów, że teraz trzeba się na nowo zaaklimatyzować! Witaj Margolcia! To kiepsko że cię ten dołek już tak długo trzyma! Pamiętaj że depresję leczy się dłużej, przyjmując leki których brania nie można przerywać. Parę lat temu miałam podobnie /a może jeszcze gorzej/, bo odczuwałam jakiś wewnętrzny strach. Bałam się wykonać jakąkolwiek czynność. Uważam że nie powinnaś zaszywać się w domowych pieleszach, tylko idź do dobrego lekarza. Teraz są dobre leki na depresję /pracuję w tej branży/ i postawią cię na nogi! To na razie! Potem się odezwę :-)
Witajcie kobietki! Ale dziś chłodno! Czyżby pomału jesień się wkradała? Tak się człek przyzwyczaił do upałów, że teraz trzeba się na nowo zaaklimatyzować! Witaj Margolcia! To kiepsko że cię ten dołek już tak długo trzyma! Pamiętaj że depresję leczy się dłużej, przyjmując leki których brania nie można przerywać. Parę lat temu miałam podobnie /a może jeszcze gorzej/, bo odczuwałam jakiś wewnętrzny strach. Bałam się wykonać jakąkolwiek czynność. Uważam że nie powinnaś zaszywać się w domowych pieleszach, tylko idź do dobrego lekarza. Teraz są dobre leki na depresję /pracuję w tej branży/ i postawią cię na nogi! To na razie! Potem się odezwę :-)
Mam leki. Dzisiaj nawet byłam u mojej psychiatryczki i dała mi nowe...zobaczymy.
Witajcie,ja tez zewnetrznie polubilam siebie,schudlam wiec moge ubierac sie o niebo lepiej,tzn.modniej.Uwielbiam buty na obcasach i o dziwo moge w nich chodzic bez problemow,oczywiscie nie caly dzien,ale czy to nie jest piekne jak zaklada sie takie buty na nogi i odrazu zmienia sie nam chod.Szkoda tylko ze za przemiana zewnetrzna na lepsze nie nadazyla przemiana wewnetrzna.Ciagle wracaja te hustawki nastrojow,doly,fakt ,ze nie tak czeste jak dawniej ale zawsze.Margolcia,dlugo trzyma cie depresja,dlatego dobrze ze zostal Ci zmieniony lek,ja tez mialam leki zmieniane i ten ostatni ,widze ze zaczyna pomagac.Przyjdzie dzien ,ze nie bede musiala juz ich zazywac,i to bedzie naprawde rozpoczecie nowego zycia.Ale teraz narazie o siebie walcze i nie popuszcze.A doly,pewnie jeszcze beda wracac.Moj syn tez wyjechal tak jak Twoj ,identycznie.Plakalam,bolalo jak diabli,ale teraz stwierdzilam ze lepiej mu tam jak tu,odwiedzam go kiedy tylko moge,a minelo 2 lata i rozumiem ze on chyba juz nie wroci, zostanie tam na stale.Sa telefony,internet,czaty wiec kontakt jest bez problemu.A napisz,Ty masz tylko jedno dziecko bo ja mam dwoje i to drugie jest ze mna wiec mi latwiej.Ale tesknota za synem jest.To co przezywasz teraz to taki okres zaloby ktora trzeba przejsc,zazywaj tylko leki,a minie.Pewnie nie od razu,podly nastroj bedzie wracal,no i dlatego musimy walczyc,Aha ,doczytalam w Twoim poscie ze mlodszy syn wiec masz wiecej dzieci ale pewnie nie mieszkacie razem.A u mnie dzisiaj piekna pogoda,taka na rower albo spacer.I mam humor co ostatnio malo mi sie zdarzalo,moze juz zaczynam zdrowiec/Kto wie.Zycze wszystkim milego dnia.
Witaj Margolciu w naszym gronie Pań samych choć niesamotnych. Rozumiem co czujesz po wyjeździe syna. Wczoraj młodsza córka, która jeszcze ze mną mieszka wyjechała na wypoczynek. Zostałam zupełnie sama z psem. To nowe dla mnie doświadczenie. I też się zastanawiałam, jak wyglądać będzie moje życie gdy i ona się wyprowadzi (starsza córka nie mieszka ze mna od 2 lat). Mimo smutku -syndromu pustego gniazda, staram się ze wszystkich sił myśleć i działać pozytywnie. Codziennie powtarzam sobie po kilka razy: że i w dzień i w nocy wszystko mi sprzyja, że odnalałwszy siebie po nieudanym małżeństwie odnajdę i nadam sens mojemu życiu po rozwodzie. Ten sens nabiera powolutku kształtów, choć mam pod górkę, bo przeszkód na tej drodze całe mnóstwo. Ale staram się nie poddawać. Nie po to żyję by nie wierzyć, że jeszcze coś dobrego mnie spotka. Cieszą mnie małe, codzienne rzeczy: przejażdżka na rowerze, praca na działce, własnoręcznie robione galaretki i inne przetwory na zimę, praca zawodowa, remont w domu,itp. , czyli wszystko to co robiłam przed rozstaniem z męzem, ale jednak teraz zupełnie inaczej na te czynności patrzę. Do każdej wykonywanej czynności odnoszę się z innej perspektywy - kobiety samodzielnej i wartościowej. Nie wykonuję ich jak w okresie małżeństwa "z automatu". Wiem jak bardzo trudno jest "przestawić się" na taki tok myślenia, jednakże nie chciałam, nie mogłam, pozostać w starych schematach myślowych...Wiedziałam, że MUSZĘ i POWINNAM dokonać takich zmian sama. Nie oczekiwałam na samoistny CUD . To cięzka praca ale warto jest się pomęczyć.Dla swojego zdrowia psychicznego, dla otworzenia nowej drogi ku przyszłości: lepszej, pełniejszej i tylko mojej.
Moim zdaniem, samotność jest jedynie stanem naszego umysłu i od nas samych zależy kierunek w którym będzie podążać. Pisz tu jak najczęsciej, a zawsze któraś z nas wesprze Cię dobrym słowem. Pozdrawiam i życzę zmian pozytywnych:)
Witajcie,ja tez zewnetrznie polubilam siebie,schudlam wiec moge ubierac sie o niebo lepiej,tzn.modniej.Uwielbiam buty na obcasach i o dziwo moge w nich chodzic bez problemow,oczywiscie nie caly dzien,ale czy to nie jest piekne jak zaklada sie takie buty na nogi i odrazu zmienia sie nam chod.Szkoda tylko ze za przemiana zewnetrzna na lepsze nie nadazyla przemiana wewnetrzna.Ciagle wracaja te hustawki nastrojow,doly,fakt ,ze nie tak czeste jak dawniej ale zawsze.Margolcia,dlugo trzyma cie depresja,dlatego dobrze ze zostal Ci zmieniony lek,ja tez mialam leki zmieniane i ten ostatni ,widze ze zaczyna pomagac.Przyjdzie dzien ,ze nie bede musiala juz ich zazywac,i to bedzie naprawde rozpoczecie nowego zycia.Ale teraz narazie o siebie walcze i nie popuszcze.A doly,pewnie jeszcze beda wracac.Moj syn tez wyjechal tak jak Twoj ,identycznie.Plakalam,bolalo jak diabli,ale teraz stwierdzilam ze lepiej mu tam jak tu,odwiedzam go kiedy tylko moge,a minelo 2 lata i rozumiem ze on chyba juz nie wroci, zostanie tam na stale.Sa telefony,internet,czaty wiec kontakt jest bez problemu.A napisz,Ty masz tylko jedno dziecko bo ja mam dwoje i to drugie jest ze mna wiec mi latwiej.Ale tesknota za synem jest.To co przezywasz teraz to taki okres zaloby ktora trzeba przejsc,zazywaj tylko leki,a minie.Pewnie nie od razu,podly nastroj bedzie wracal,no i dlatego musimy walczyc,Aha ,doczytalam w Twoim poscie ze mlodszy syn wiec masz wiecej dzieci ale pewnie nie mieszkacie razem.A u mnie dzisiaj piekna pogoda,taka na rower albo spacer.I mam humor co ostatnio malo mi sie zdarzalo,moze juz zaczynam zdrowiec/Kto wie.Zycze wszystkim milego dnia.
Witaj Mila. Piękne jest to co napisałaś:
" mam humor co ostatnio malo mi sie zdarzalo,moze juz zaczynam zdrowiec/" To bardzo, bardzo dobrze. Tak trzymaj jak najczęściej i najdłużej. )Za "zakrętem" już widzę Twoje zdrowie. Pozdrawiam i miłejgo dnia.
Ubi Lex ,dziekuje,nawet nie wiesz jak bardzo juz chce normalnie zyc,normalnie sie smiac,ale daje slowo,wyzdrowieje,bo szkodaby bylo zeby wasze madre rady,wsparcie ,poszlo na marne.Sama masz problemy,ale potrafisz podtrzymac na duchu i zawsze wiesz co napisac.Ja juz widze ten zakret,jeszcze tylko uregulowanie spraw ktore sa dla mnie w tej chwili najwazniejsze,i do przodu ,za zakret.Nie dopuszczam a przynajmniej staram sie nie dopuszczac,ze cos pojdzie nie tak,zmuszam sie do pozytywnego myslenia,bardzo sie zmuszam.Gdy tylko zaczynam dolujaco myslec,odrazu zle mysli zastepuje dobrymi,alez to ciezki kawalek chleba.Ale dzisiaj jest u mnie taki piekny,cieply i sloneczny dzien ze po prostu nie mozna sie smucic,I ten zapach,taki specyficzny,juz lekko jesienny,uwielbiam go.Przeciez ja tez mam dzialke o ktorej tak naprawde nie pomyslalam od jakiegos czasu,ktora przez problemy zaniedbalam,no nie ,musze sie obudzic i zaczac porzadkowac ,a zaczne od dzialki.Az sie boje jak ona musiala zarosnac.Ciesze sie ze ja mam,w tym roku juz tylko lekko ja uporzadkuje ale w przyszlym to ho,ho.Cieszmy sie wszystkim co nas dobrego spotyka,nawet drobiazgiem,to truizm,wiem ,ale prawdziwy.Pozdrawiam
120 2012-09-06 16:47:56 Ostatnio edytowany przez samanthab313 (2012-09-06 17:04:32)
Jak miło że powstał taki wątek, dla nas - psiątek! Ha ha! Miło tu zajrzeć, zawsze nie czuje się człowiek taki wyizolowany.. A wiecie, tak nieraz patrzę sobie na ulicy, na ludzi i doszłam do wniosku, że choć podobno dużo osób /nawet młodych/ jest samotnych, to na mieście jakoś prawie tego nie widać. Wystarczy iść np. na jakiś festyn, to wszędzie pary, albo towarzystwo po 4 i jeszcze więcej osób. Dlatego nie lubię teraz takich imprez.. Całkiem sama nie jestem, ale pewnie to się zmieni.. Chyba znacie po części mój problem, bo napisałam o nim co nieco w pierwszym swoim poście. Ja już przechodziłam i syndrom opuszczonego gniazda i wiele innych "syndromów". Lepiej nie wspominać. A teraz - wreszcie powiedziałam : dosyć! Może trochę za późno, ale lepiej późno niż wcale! Jeszcze nie mam 80 lat! A też jestem szczupła, niewysoka i /podobno/ wyglądam na o 10 wiosenek mniej.. Aby zdrowie dalej dopisywało, to z resztą się poradzi!
mila27, ubi lex, cóż, leki mam już zmienione po raz enty. Wiem, że synowi tam będzie lepiej. Sama namawiałam go do wyjazdu...Starszy ma 30 lat, siedem lat po ślubie. Obydwoje z synową pracują, mieszkają na drugim końcu miasta i rzadko się widujemy, częściej rozmawiamy przez telefon. Poza tym nie należę do osób, które absorbują innych swoją osobą. Nie mam rodzeństwa (siostra zmarła 34 lata temu), Mama nie żyje, ojciec na drugim końcu Polski z nową damą..Mam znajomych, ale szczerze mówiąc nie chce mi się z nikim spotykać. Ale w ramach terapii zapisałam się na angielski. Byle nie był to słomiany zapał...
Jak miło że powstał taki wątek, dla nas - psiątek! Ha ha! Miło tu zajrzeć, zawsze nie czuje się człowiek taki wyizolowany.. A wiecie, tak nieraz patrzę sobie na ulicy, na ludzi i doszłam do wniosku, że choć podobno dużo osób /nawet młodych/ jest samotnych, to na mieście jakoś prawie tego nie widać. Wystarczy iść np. na jakiś festyn, to wszędzie pary, albo towarzystwo po 4 i jeszcze więcej osób. Dlatego nie lubię teraz takich imprez.. Całkiem sama nie jestem, ale pewnie to się zmieni.. Chyba znacie po części mój problem, bo napisałam o nim co nieco w pierwszym swoim poście. Ja już przechodziłam i syndrom opuszczonego gniazda i wiele innych "syndromów". Lepiej nie wspominać. A teraz - wreszcie powiedziałam : dosyć! Może trochę za późno, ale lepiej późno niż wcale! Jeszcze nie mam 80 lat! A też jestem szczupła, niewysoka i /podobno/ wyglądam na o 10 wiosenek mniej.. Aby zdrowie dalej dopisywało, to z resztą się poradzi!
Ja też myślę, że lepiej późno niż wcale. Nigdy nie jest za późno aby zacząć żyć w zgodzie z samym sobą, bo przecież o to w tym wszystkim chodzi. Podobnie jak Ty, doznawałam przez lata całe przemocy psychicznej. I dopóki zgadzałam się na to, trwałam w małżeństwie. Gdy ośmieliłam się dorosnąć i wiedzieć co mi się podoba a co nie i co najgorsze wyartykułować to werbalnie i trwać przy tym, pan się obraził, znalazł sobie inną zabawkę i poszedł do innej piaskownicy:). A ja zostałam z pewnością, że bez względu co przyniesie przyszłość dokonałam właściwego wyboru. Kurczę, nie można przeżyć swojego życia zaprzeczając sobie na każdym kroku, po to tylko być mieć w domu jakieś portki. Jak któraś z koleżanek mądrze zauważyła, mężczyzna powinien być dopełnieniem naszego życia a nie jego treścią. Niestety nasi mężowie ni w ząb tego nie rozumieli. Nie potrzebnie Samanto unikasz "tłumów". Fajnie jest poobserwować innych. Ci będący w grupach nawet Cię nie zauważają, a Ty będąc sobą, masz możliwość poobserwowania w której grupie panuje np. prawda w której fałsz. To też bardzo ciekawe doświadczenie. Ja nie lubię tłumów ponieważ mnie męczą. Wychowana i mieszkająca na wsi, pozostałam w duszy naiwną istotą, której przyjemność sprawia obcowanie z naturą, ciszą . Dlatego też napisałam kiedyś, że żyję zgodnie z porami roku w których zawsze jest coś do zrobienia i nawet nie mam czasu na odczuwanie samotności:).
Milu. Naprawdę za tym zakrętem czeka Twoje zdrowie. Pragnienie życia "normalnie" będzie narastało w Tobie, aż do zakrętu dojdziesz. Będzie Ci siłą napędową do każdego działania byle tam dojść:). Ja jestem już coraz bliżej. To 23.X. To tak jak powiedziałam dzisiaj -j. mężowi- gdy omawialiśmy jeszcze pewne kwestie majątkowe: "23.X. chcę wyjść z sądu jako wolny człowiek niczym z tobą nie powiązany. Chcę zapomnieć i zacząć normalnie żyć." I wiem, że siłą woli, determinacji na jaką chyba nigdy nie było mnie stać - dokonam tego. I Ty również i wiele innych podobnych nam kobiet, ponieważ my już wiemy czego chcemy:).
Pozdrawiam Was kobietki - "psiatki", jak ładnie nazwała nas Samanta. Życzę pięknych snów. Dobranoc.
mila27, ubi lex, cóż, leki mam już zmienione po raz enty. Wiem, że synowi tam będzie lepiej. Sama namawiałam go do wyjazdu...Starszy ma 30 lat, siedem lat po ślubie. Obydwoje z synową pracują, mieszkają na drugim końcu miasta i rzadko się widujemy, częściej rozmawiamy przez telefon. Poza tym nie należę do osób, które absorbują innych swoją osobą. Nie mam rodzeństwa (siostra zmarła 34 lata temu), Mama nie żyje, ojciec na drugim końcu Polski z nową damą..Mam znajomych, ale szczerze mówiąc nie chce mi się z nikim spotykać. Ale w ramach terapii zapisałam się na angielski. Byle nie był to słomiany zapał...
Margolciu. Bardzo dobrze Cię rozumiem. Ja też nigdy nie chciałam ,ani nie absorbuję swoimi sprawami innych. Prawdę powiedziawszy mam tylko jedną serdeczną koleżankę. Nikogo więcej oprócz garści znajomych z którymi utrzymuję dosyć luźne kontakty:). Ale ja po prostu lubię swoje towarzystwo i nigdy bycia samej nie odbierałam jako samotności. Jak pisalam wcześniej mam całe mnóstwo małych zainteresowań. Choć są naprawdę małe i niezbyt spektakularne, to jednak wypełniają mi życie dając poczucie satysfakcji. Swoje obecne życie wypełniłam po prostu sobą:) dla siebie. Córki są dorosłe, mają swoje sprawy, swoje życie. Cudownie się z nimi rozmawia, kocham je nad życie, interesuję się nimi, ale właśnie dlatego, że są dorosłe i mają swoje sprawy, nie wypełnią mi sobą mojego życia (jak kiedyś gdy były małe).
To dobrze, że zrobiłaś mały krok do przodu. Bez względu czy uda Ci się ukończyć kurs czy nie, ten krok uczyniłaś i jak pisze czasami Mila powolutku jak ślimak dojdziesz do celu. A on jest przed Tobą jasny: wyjść z depresji. Nie zbaczaj tylko z raz obranej drogi: chęci wyjścia z choróbska.
Będzie dobrze, ja w to wierzę:). Pozdrawiam serdecznie.
"Nie można przeżyć swojego życia, zaprzeczając sobie na każdym kroku po to tylko, by mieć w domu jakieś portki..." Brawo ubi lex! Podpisuję się pod tym! A teraz muszę kończyć, dobrej nocki wszystkim!
Jesiennie dzisiaj i chłodno, ale w sercu ciepło i jasno. Czekam na jesienne kolory by móc nimi "nakarmić oczy i umysł" na cały rok:). Życzę Wam kobietki dobrego dnia.
Witajcie! Bardzo dobrze ze jest ten watek i mam nadzieje ze jeszcze dlugo bedzie.Ale u mnie dzisiaj prawdziwie jesienna pogoda,i jak tu zachowac pogode ducha kiedy wczoraj bylo slonce a teraz za oknem ciemno i ponuro.Ale nie poddaje sie,chociaz nie powiem,gdzies tam we mnie ta moja ,,melancholia,, probuje dojsc do glosu i chetnie by mna zawladnela ,tak na calosc.Ale nic z tego,nie pozwole na to i juz.Margolcia,moja jedyna siostra tez zmarla,tak samo jak i rodzice.Syn wyjechal,corka ma swoje zycie i tak jak Ty,ja tez walcze z depresja.Czesto tez sprawy ktore zaczynalam jak np.kursy i inne konczyly sie slomianym zapalem.Wiec czas juz najwyzszy,zeby z tym skonczyc.Zacznijmy w koncu to nasze zycie i nas same traktowac z miloscia i szacunkiem a nie unicestwiac sie zlymi myslami.Ciezkie to jest,kiedy samoocena spadla do zera,ale nie wolno nam sie zalamywac i tyle.Ubi Lex ,masz racje,bez wzgledu na to co przyniesie przyszlosc,uwazam ze dokonalam wlasciwego wyboru.Jeszcze jakis czas bede sie szarpac ale potem bedzie juz tylko lepiej,zreszta mam juz tez w planach kursy,ktore rozwina moje zainteresowania,ale o tym narazie sza.Wszystko ,niestety zalezy od sytuacji finansowej,wiec zobaczymy.Samanthab,najwyzsza pora powiedziec, dosc!!!, jak napisalas i do przodu.MIlego dnia dla nas wszystkich.
Witajcie babeczki! Głowa do góry! I to w pełni tego słowa znaczeniu! Mam taką książkę, która dowodzi, że postawa ciała decyduje o tym jak się czujemy. I np. jak siedzimy na krześle, wyprostowane, nogi w lekkim rozkroku, głowa prosto, lekki uśmiech na buzi, to wtedy.. czujemy się wyluzowane i gotowe podjąć każde wyzwanie. Jednym słowem - dobrze. Natomiast, na tym samym krześle, usiądźmy lekko pochylone, głowa opuszczona, mina nie tęga.. I co? Kiepsko, prawda? Tak samo w pozycji stojącej, stańcie przed lustrem, wyprostowane, uśmiechnięte /wbrew wszystkiemu!/, w lekkim rozkroku, głowa lekko uniesiona i powiedzcie sobie głośno coś miłego, np. "dziś będzie dobry dzień!". Zobaczycie od razu różnicę! Mila, ja też nie mam już rodziców, jestem jedynaczką, a reszta rodziny też nie żyje.. Został mąż i syn. Koleżanki porozjeżdżały się, kontakt się urwał. Tylko w pracy mam kilka babek do pogadania. I to też nie o wszystkim. Wiadomo, że w pracy nie podejmuje się osobistych tematów.. A teraz praca mi się kończy, bo firma się likwiduje. Tylko szefowa obiecała mi coś załatwić. Więc trzymam ją za słowo! Nie ma co dziewczyny! Aby zdrowie było! Miłego popołudnia!
A ja wypozyczylam ksiazke ,,Jedz,modl sie i kochaj,, ,zobaczymy jaki przekaz w sobie kryje.Wiem ,ze nakrecono film na jej podstawie z Julia Roberts,po przeczytaniu ksiazki mam zmiar go ogladnac.Jakos do tej pory nie bylo sposobnosci jej przeczytac,chociaz od jakiegos czasu juz o tej ksiazce slyszalam.Samanthab,wychodzi na to ze wiele z nas nie ma juz najblizszych,takich jak rodzenstwo czy rodzicow,i to pewnie tez w jakims stopniu poteguje samotnosc czy zle nastroje.Ale nie mamy na to niestety wplywu.Przykro ze likwiduja Twoja firme,ale masz przynajmniej te nadzieje ze szefowa zalatwi inna prace.Tak naprawde to jak napisalas ,zdrowie najwazniejsze,i oby byc zdrowym jak najdluzej.Pozdrawiam
Witam wszystkie madre i wyzwolone kobiety.Bardzo się cieszę,że mój wątek znalazł u Was oddzwięk.Śledzę Wasze wpisy,dodają mi sił.Też mam doła od kilku lat a przerwami,najgorszy u mnie to brak pracy.Szukam intensywnia i niestety wiek i stan zdrowia eliminuja mnie z rynku a do emerytury 4 lata.Mam tyle marzeń chciałabym tyle rzeczy zrobić ale bez pieniędzy nie da się.Tak bym chciała żeby los zesłał mi przysłowiowy kufereczek stóweczek.Fajnie czyta się Wasze posty tyle w nich optymizmu i nadziei,piszcie chociaż tyle dobrego,że mogę poczytac.Pozdrawiam wszystkie samotne i same z wyboru.
Teosiu, rzeczywiście dobry miałaś pomysł z tym wątkiem. A z pracą się nie martw, napewno coś jeszcze znajdziesz! Ja też jestem blisko emerytury, ale jeszcze pracuję. Tylko że moja praca wisi na włosku... Co zrobić, takie czasy! Robi się późno, to dobrej nocki! :-)