Wróciłam
Po urlopie w pięknych okolicznościach przyrody, gdzie wena mnie dopadła 
Jej portret
miewa czasem muchy w nosie
raz w harmonii, raz w chaosie
dziś ze szczęścia w górę skacze
jutro bez powodu płacze
raz urocza, ciepła, słodka
jak bezbronna, mała kotka
innym razem jak ta żmija
że strach do niej iść bez kija
jak coś nieraz w złości powie
to włos jeży się na głowie
raz odważna, czasem - cóż
budzi się w niej duży tchórz
dzisiaj coś ustala w planie
jutro nagle zmienia zdanie
u niej często, nie wiesz jak,
"tak" to nie a "nie" to tak
raz szalona i liryczna
raz rozważna, prozaiczna
dziś niewinna niczym dziecko
jutro knuje coś zdradziecko
raz łyżkami chcesz ją jeść
raz nie możesz jej już znieść
gdy do wyjścia się szykuje
to klasycznie pojękuje
"nie mam się w co ubrać, ach!"
choć jej szafa pęka w szwach
każde lustro to jej zguba
widzi się w nim nazbyt gruba
więc adios ty kotlecie!
jutro będzie już na diecie
wcinać kiełki i rukolę
ćwiczyć słabą silną wolę
lecz zaledwie po trzech dniach
będzie nagły wielki krach
jęknie z bólem, o mój losie!
i zamarzy o bigosie
lub bez zbędnej maskarady
zje tabliczkę czekolady
kończąc luźne obserwacje
bez znaczenia czy mam rację
w tym co tutaj wyżej głoszę
oficjalną prośbę wnoszę:
czytelniku bądź łaskawy
portret ten jest dla zabawy
p.s mówcie co tam sobie chcecie
ale bez niej źle na świecie

Głód
myślisz o niej czule - słodka anielica
a ona już gotowa, jak ta dzika lwica
żłobić pazurami chciwymi w twym ciele
upojne korytarze i krwawe tunele
i czując pierwotny natury zew
chce łapczywie lizać twoją słodką krew
by ugasić w sobie pragnienie
lecz przekleństwem jej - nienasycenie
myślisz, że jest płocha jak pliszka
a ona chce cię zjeść niczym modliszka
każdy kęs ciebie przeżuwać, smakować
i nawet jeśliby miała żałować
chce zatracić się do końca w tobie
a potem może chodzić w żałobie
jeśli tylko ugasi w sobie pragnienie
lecz przekleństwem jej - nienasycenie
chce ciebie wciąż bardziej i więcej
jak pirania, gryźć plecy, nogi, ręce
w ekstazie obgryźć twe ciało aż do kości
i w szale tym nie mieć dla ciebie litości
w lubieżnym zamęcie, bez żadnej przymiarki
pragnie cię rozbić na atomy i kwarki
by ugasić w sobie pragnienie
lecz przekleństwem jej - nienasycenie
kiedy więc w nagłym miłosnym zatraceniu
mięknie ci serce w czułym zapatrzeniu
niech jej niewinna mina cię nie zwiedzie
ona myśli o tobie jak o obiedzie
W codzienności
Nie tęskni za nią,
bo jest przy nim
na odległość spojrzenia
w przelocie muskającego
i na wyciągnięcie ręki.
Nie pisze dla niej wierszy
o ich zwykłej codzienności
w odświętny strój czasem ubraną,
bo nie jest poetą.
Nie śni o niej,
bo gdy budzi się rankiem,
widzi ją leżącą przy swoim boku
z włosami w nieładzie na poduszce,
która odcisnęła ślad na jej policzku.
I kiedy uśmiecha się do niego,
i całuje na dzień dobry zaspane oczy
strącając mu z powiek resztki snu,
jego ręce same układają się na jej ciele
w czułe 'kocham'