ChuopskiChłop napisał/a:Muqin napisał/a:Może kiedyś nadejdzie dzień, gdy do neurotypowej większości dotrze jakoś bardziej powszechnie niezbyt wygodna prawda, że człowiek neuroatypowy ma znikome możliwości rzeczywistego dostosowania. Może się nauczyć na jakichś kursach, ale nauczyć pewnych zachowań, odgrywania roli, to się nazywa "maskowaniem" i oczywiście w jakimś zakresie jest konieczne. Ale - co widać w dłuższej perspektywie czasowej - maskowanie męczy. W pewnym momencie u wielu tych, co je dobrze opanowali, pojawia się w efekcie meltdown, burnout... (nie ma polskich odpowiedników tych słów) czyli człek neuroatypowy zwyczajnie się rozsypuje. No bo ileż można grac? Retoryczne pytanie, jedni ciągną dłużej, inni krócej.
Te kursy umiejętności społecznych to kursy wyżej wspomnianego "maskowania", grania roli. A o profesjonalną pomoc indywidualną dla neuroatypowych dorosłych jest bardzo trudno, zwykli psychoterapeuci zwyczajnie w większości tego nie umieją.
Oj święte słowa, ale większość twardo broni swojego wygodnego grajdoła, ale to widać w wielu przypadkach nie tylko ludzi neuroatypowych, ogólnie dopuszczenie jakiejkolwiek mniejszości do głosu i szacunek dla niej jest nie do pomyślenia dla większości twardogłowego polactwa mentalnie tkwiącego w ciemnogrodzie.
Ja mam o tyle dobrze że jeszcze dość sprawnie się maskuję, ale ogólnie ludzie mnie męczą, a jak słyszę jak dla większości wygląda "zawieranie" relacji to pusty śmiech mnie ogarnia, prymitywne rytuały godowe jak u kotów czy psów, albo taniec którego nienawidzę jako ważna umiejętność społeczna, dajcie spokój. Dlatego świadomy jestem, że nawet jakbym kogoś kiedyś próbował ogarnąć, to może być bardzo ciężko bo to musiałby być ktoś bardzo podobny do mnie.
Mam szacunek dla osób neuroatypowych, staram się ich rozumieć i wspierać, natomiast nie wiem czy zdecydowałabym się na związek z taką osobą. To są dość różne rzeczy jednak.
Piszesz o prymitywnych rytuałach godowych, no dobrze, ale skoro te rytuały występują w przyrodzie, to znaczy, że odgrywają ważną rolę. W przypadku kotów czy psów jest to na zasadzie instynktu, a przecież człowiek też w sprawach ważnych postępuje instynktownie. W jakimś celu człowiek został wyposażony w swoje instynkty, które przez tysiące lat chroniły go i pozwalały na przetrwanie. Instynkt to bardzo ważna rzecz. Taniec nie jest jakąś ważną umiejętnością społeczną. Taniec jest po to, by ludziom ułatwić kontakt, służy do zabawy, sprawiania sobie przyjemności. Nikt nie musi umieć tańczyć, nie ma przymusu tańczenia z płcią przeciwną. Jak ktoś nie ma ochoty nie musi korzystać z tego typu kontaktów i ułatwienia w zawierania znajomości.
Związek ma zaspokajać potrzeby każdego partnera. Jeśli nie dobierze się odpowiedniego to wiele potrzeb będzie niezaspokojonych. To może budzić frustrację, moze byc powodem do rozstań itp. Żaden związek nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb, natomiast powinien zaspokoić te najbardziej istotne dla danej osoby, a pozostałe powinna mieć możliwość zaspokoić w inny sposób lub z kimś innym. Nie każdy facet chce iść z żoną do opery, ale jeśli ona bardzo to lubi i ma ochotę chodzić, to powinien jej pozwolić iść z koleżanką. Obawiam się, że osoby neuroatypowe mogą nie być na tyle wyrozumiałe/dostosowane, że zgodzą się aby partnerka realizowała swoje potrzeby bez nich. Tu może się pojawić oczekiwanie, że ma rekompensować ich braki, a dla dobra związku rezygnować ze swoich potrzeb. Człowiek może wiele zrobić dla dobra związku, nie jest jednak gotowy zrezygnować ze zbyt wielu swoich potrzeb czy korzyści.
Każdy człowiek neuroatypowy ma inny problem oraz każdy ma inne potrzeby i oczekiwania. To na tym tle powstaje dysonans, nie na tym, że ktoś jest gorszy czy lepszy.