Miałam wczoraj wpaść i właściwie byłam na moment, ale ostatnie dni tak mnie wypompowały, że ciężko było mi zebrać myśli, a napisanie czegoś sensownego graniczyło z cudem. W związku z tym tylko obserwowałam z ukrycia. Dzisiaj jest nieco lepiej, choć nie na tyle, by odpowiedzieć na wszystko, co zostało tu poruszone. Pozwólcie zatem, że ograniczę się do paru kwestii, na które mój odmawiający posłuszeństwa mózg zdołał sklecić jakąś odpowiedź. Resztą zajmę się innym razem, jak naładuje mi się pasek życia.
Shinigami napisał/a:Dla mnie Obcy to w pewnym sensie nieodłączny element dotychczasowego życia. To był jeden z pierwszych horrorów jakie w życiu oglądałem i pamiętam, że oglądając pierwszy raz jeszcze jako mały dzieciak na prawdę nieźle się go bałem. Potem wciągnąłem się w całe uniwersum i do dziś je lubię. Pierwsza część ma prawie 50 lat, a pod niemal każdym względem jest lepsza niż 3/4 współczesnych horrorów, choć najnowsza część mająca niecały rok też okazała się całkiem niezła.
Gdybym obejrzała go w dzieciństwie, być może też czułabym do niego jakiś sentyment, jednak po raz pierwszy widziałam go dopiero w zeszłym roku. Pochłonęłam dwie części w odstępie kilku dni, bo chciałam dać mu szansę, ale żadna mnie nie porwała. Jak dla mnie, to dialogi były w większości jałowe, dużo przewidywalnych scen i praktycznie zerowe napięcie, nawet gdy pasażerowie ginęli jeden za drugim z rąk obcego. Zdaję sobie sprawę, że stare filmy rządziły się innymi prawami, w wielu z nich bohaterowie rozmawiali ze sobą w podobnie drętwy sposób, a fabuła jak na tamte czasy mogła być nietuzinkowa, lecz nie potrafię ocenić go inaczej, niż poprzez pryzmat mojego filmowego doświadczenia. Uważam, że generalnie bardzo mało jest dobrych horrorów. Twórcom rzadko udaje się zbudować atmosferę grozy, a przy okazji zadbać o interesującą oraz spójną fabułę. Widziałam już mnóstwo produkcji z tego gatunku i na palcach jednej ręki mogłabym wymienić te, które mi się szczerze podobały.
Jedną z nich byłby zdecydowanie serial The Hunting of Hill House.
Założę się, że niewielu widzów po obejrzeniu horroru zastanawia się, jak mogły wyglądać dalsze losy bohaterów, którzy przeżyli bliskie spotkanie ze złem. Czy udało im się podnieść po czymś tak potwornym i wrócić do normalności, wiedząc, że gdzieś tam czyhają mroczne siły. Ten serial w ciekawy sposób odpowiada na te pytania, ukazując między innymi życie rodziny po doznanej przed laty traumie. Wyparcie, poluzowanie więzi, sekrety, problemy psychiczne. Dawno nic z tego gatunku mnie tak nie ujęło. Właściwie chyba nigdy. Nawet tajemnica mrocznego domu, mimo że wątek jest dość oklepany, została przedstawiona w taki sposób, że chciało się odkrywać kolejne elementy układanki i czerpało z tego przyjemność. Kilka postaci zaskarbiło sobie moją sympatię i kibicowałam im do samego końca. Niektóre sceny oglądałam z zapartym tchem i nie mogłam się doczekać, aż odpalę następny odcinek. Świetnie połączyli w nim elementy horroru oraz dramatu. Nawet gdyby wszystkie wątki nadnaturalne uznać za wytwór wyobraźni bohaterów, to nadal byłby bardzo dobry serial.
Podsumowując mój wywód. POLECAM.
A jak już się tak rozgadałam na temat świata filmu, to dlaczego nie przepadasz za kryminałami?
bagienni_k napisał/a:Mnie nigdy jakoś specjalnie upływ lat nie dotykał, już nawet urodzin nie obchodzę. Cieszę się życiem a nie patrzę na metrykę 
Dlaczego nie obchodzisz urodzin?
Pytam, bo rzadko spotyka się osoby, które odpuszczają sobie świętowanie tego dnia.
bagienni_k napisał/a:Tak, jak piszesz: czasy się zmieniły a co za tym idzie, również priorytety. Osobiście nie ma prawie w ogóle w gronie znajomych ludzi, którzy nie studiowali lub przynajmniej przez pewien okres, po odbyciu edukacji szkolnej, nie zajmowały się pracą, karierą lub samorozwojem lub nawet rozrywką. Jeśli kobiety decydują się na dzieci czy nawet na małżeństwo, to zazwyczaj jest to bliżej 30stki, najwcześniej koło 26 roku życia. Obecnie kobieta ma dostęp do edukacji, może robić karierę, jeśli chce, więc takie podejścia wścibskich ciotek, które patrzą jedynie na to, czy ta lub tamta młoda dziewczyna ma już "kawalera" czy też "kiedy w końcu pojawią się dzieci?" brzmią, jak żałosne archaizmy, upchnięte gdzieś w starych archiwach, jako źródło historyczne. Sam nigdy sobie nie wyobrażałem sytuacji, gdzie to kobieta nie pracuje i jedynie "zajmuje się domem". Jeśli zatem miałbym oceniać, to już prędzej mogę stwierdzić, że człowiek dzięki swojej pracy, pasji czy rozwiniętego życia osobistego okazuje się dużo bardziej mi bliższy niż ktoś, kto swoje życie sprowadza jedynie do czuwania jedynie nad tzw. "ogniskiem domowym". Jednak oceniać nie będę, świadom tego, jak bardzo ludzie są różni oraz jak różnorodne miewają oczekiwania od życia.
Osobiście znam całkiem sporo kobiet, które wolą zajmować się dziećmi w domu, niż pracować. Część z nich zaszło w ciążę jeszcze na etapie szkoły ponadgimnazjalnej, albo niedługo po jej zakończeniu. Nie miały żadnych większych ambicji, by robić karierę, czy kontynuować edukację, więc taki styl życia im pasuje. Zwłaszcza, że alternatywą byłby najpewniej zapiernicz do emerytury w jakichś marketach, albo innej fizycznej robocie. Moim zdaniem więcej par decydowałoby się na taki klasyczny model rodziny, gdyby sytuacja finansowa im na to pozwalała. Jednak nie jest łatwo wyżyć z jednej pensji, jeśli partner zarabia najniższą krajową lub niewiele ponad. Nawet z tymi plusami, czy innymi benefitami, to wciąż za mało, by zapewnić godny byt kilku osobom.
Jack Sparrow napisał/a:Paradoks czasów co?
Było biednie, ale dało się wyżywić kilkoro dzieci (a czasem i więcej).
Dziś jest bogato, a mało kogo stać na utrzymanie dwójki dzieci.
Na wielodzietność duży wpływ mogły mieć także nauki kościoła, który uważa antykoncepcję za grzech, twierdząc, że przeczy ona głównemu celowi małżeństwa, jakim jest spłodzenie potomstwa. Jeśli człowiek jest głęboko wierzący, to dla niego może być wystarczającym argumentem przeciwko korzystaniu z gumek, tabletek, czy innych metod zapobiegania ciąży. Kolejna sprawa, że gdy ktoś mimo wszystko decydował się na antykoncepcję, musiał się w nią zaopatrzyć, a przecież seks dopiero od niedawna przestaje być tematem tabu w naszym społeczeństwie. Niejeden pewnie wstydził się pójść do apteki czy kiosku po prezerwatywy, wiedząc, że sprzeda mu je sąsiadka, kuzynka, albo inna znajoma osoba i wieść o tym, że żyje nie po bożemu, może roznieść się na całą okolicę z prędkością światła. W naszych czasach, jak ktoś ma przed tym opory, to pójdzie sobie do biedry, czy innego marketu i skorzysta z kasy samoobsługowej. Albo złoży zamówienie przez internet. Pełna anonimowość.
Moim zdaniem to, że teraz młodzi rodzice chcą zapewnić dzieciom coś więcej niż pełną michę i dach nad głową, jest zmianą na lepsze. Oczywiście są wśród nich również tacy, którzy traktują to jako jedną z wielu wymówek, by nie rezygnować z wygodnego życia bez zobowiązań, ale takie mają prawo, przynajmniej dopóki nikt nie wprowadzi przymusu posiadania potomstwa, albo wysokich opłat za jego brak. Choć od ładnych paru lat przewija się w polityce temat wprowadzenia bykowego, więc kto wie, co przyniesie nam przyszłość. Nie byłabym szczególnie zaskoczona, gdyby jakiś wariat przepchnął ten podatek, wszak w naszym pięknym kraju bezdzietni ludzie z klasy średniej zawsze muszą mieć pod górkę.