Plaża nudystów - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1 2 3 7 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 407 ]

Temat: Plaża nudystów

¡Atención! Niektóre treści mogą być przeznaczone tylko dla widzów o mocnych nerwach!

Właśnie odpisywałam na post w innym temacie i dotarło do mnie, że oto znów wchodzę w znienawidzony przez niektórych tryb ekshibicjonizmu, a to przecież nie przystoi, tak sobą zaśmiecać poważne wątki na tymże ekskluzywnym forum, więc uznałam, że może stworzę własne miejsce, gdzie zarówno ja, jak i każdy, kogo najdzie na to ochota, będzie mógł opisywać swoje przemyślenia, emocje oraz traumy. A także pożartować i porozrabiać, czy co tam jeszcze przyjdzie mu do głowy.
Oczywiście z poszanowaniem dla pozostałych użytkowników, uprzejmie proszę. 
Zacznę egoistycznie, od samej siebie, choć dalszą część wrzucę już jako osobny wpis, bo chciałabym przy okazji zacytować komentarz, na który odpowiadam.
Tak, żeby było wiadomo, co autor tego przybytku rozpusty ma na myśli.
Shinigami, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, byśmy kontynuowali dyskusję tutaj.
Resztę zainteresowanych zapraszam, rozsiądźcie się wygodnie. Mi casa es su casa.

2 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2024-12-30 02:59:00)

Odp: Plaża nudystów
Shinigami napisał/a:

Ja patrzę na to od drugiej strony. Przyjaciółka i partner umożliwili wprowadzenie tych zmian, bez nich nie byłoby o czym decydować i nad czym pracować.

Sądzisz, że moja praca nad sobą zaczęła się dopiero w chwili, gdy przyjaciółka zaproponowała, bym na weekendy była u niej? Gdybym do tego konkretnego momentu tkwiła w miejscu, to się mogę założyć, że bym jej tamtego dnia podziękowała i grzecznie odmówiła. Nawet powiem więcej, jakbym zupełnie nic nie zrobiła przez wcześniejsze dziewiętnaście lat mojego życia, to by mnie tu najpewniej nie było.
A jednak, nie tylko wciąż jestem między żywymi, ale również moja sytuacja się znacząco poprawiła.
Czy ktoś mi w tym pomógł? Owszem. Nigdy tego nie ukrywałam. 
W tej historii jest jednak drugie dno. Ja musiałam z tej pomocy BYĆ GOTOWA skorzystać.
Z drugiej strony, tyle lat, a mety nadal nie widać na horyzoncie. Tak naprawdę wciąż opatruję niektóre rany, te najbardziej głębokie i paskudne. No ale za jednym zamachem nie ogarnę wszystkiego. Pewnie minie jeszcze wiele lat, zanim uznam, że nie odstaję już tak mocno od tak zwanych normalnych ludzi. Choć wyznam szczerze, że nie jestem pewna, czy mi nadal zależy, by znacząco zminimalizować tę różnicę.

Shinigami napisał/a:

Tak samo dla mnie to "Na każdym etapie mogłam się poddać" nie ma racji bytu. Ja jak już coś zacznę to zawsze dokańczam, nawet jeśli to jest coś czego nie lubię i nie chcę robić to i tak jak zacznę to skończę.

Sam chyba doskonale wiesz, że ludzie miewają ograniczenia, które mogą nie mieścić się w głowie komuś innemu. Bo jak to możliwe, żeby dorosła osoba bała się pójść na rozmowę o pracę, albo załatwić jakąś urzędową sprawę. Jak ktoś nie przeżył czegoś podobnego, to takie dylematy wykraczają poza jego możliwości pojmowania. Nie mają w jego świecie racji bytu. A prawda jest taka, że mnóstwo osób boryka się z takim problem, że coś zaczynają, ale nigdy nie kończą. Zwłaszcza, gdy nie widzą natychmiastowych efektów.

Shinigami napisał/a:

Ja też dość szybko się nauczyłem by nie podejmować ryzyka choć powody tego były inne niż twoje. Zawsze byłem i wciąż jestem nadmiernie ostrożny. Pamiętam, że jeszcze w latach szkolnych kiedy zdarzał się jakiś wypadek czy było choćby ryzyko jego wystąpienia o wiele bardziej się bałem, że ktoś się dowie i konfrontacji z tą osobą niż fizycznych obrażeń. Do dziś pamiętam scenę jak byłem z kilkoma osobami na szkolnej siłowni, oczywiście nie mogliśmy tam nawet wchodzić bo to było coś koło 4 klasy szkoły podstawowej. Ze sztangi spadł ciężar, a ja podstawiłem pod niego nogę bo się bałem, że nauczyciel usłyszy i nawet nie pomyślałem, że to mogło uszkodzić nogę.

To ja mam podobnie. Kiedyś, jak pracowałam jeszcze w sklepie, to zarwała się półka.
Na BHP niby wałkowaliśmy, żeby w takiej sytuacji się energicznie odsunąć, nie ratować towaru, tylko siebie.
Oczywiście ja z automatu wystawiłam ręce i ją złapałam. Taki odruch bezwarunkowy. Wiele mówiący o jego posiadaczu.

Shinigami napisał/a:

Mam na myśli, że moja babcia mieszka sama w mieście ale to też niewiele by pomogło. Tak na prawdę to by się niewiele różniło od mieszkania z rodzicami.  Wciąż nie byłoby ani prywatności ani samodzielności.

Dlaczego tak uważasz? Sądzisz, że babcia też by Cię we wszystkim wyręczała?
A może łatwiej byłoby Ci się wtedy przełamać, by znaleźć jakąś pracę w stolicy?
Zostałbyś tylko na kilka miesięcy, zobaczył, jak się potoczą sprawy, a potem poszedł na swoje?
Nie żebym namawiała, tak tylko pytam, z wrodzonej ciekawości.

Shinigami napisał/a:

Nawet nie chodzi o to, że porażka jest gorzka bo gdyby chodziło tylko o poradzenie sobie z nią samemu, o własne przepracowanie tej porażki to nie byłby aż taki problem. Prawdziwy problem jest wtedy gdy ktoś nigdy nawet nie miał prawa do porażki. Gdy każda nawet najmniejsza porażka od razu była karana i utożsamiana wyłącznie jako coś złego co nie ma prawa się wydarzyć. Z takiego czegoś nie da się wyciągnąć żadnej nauki czy nawet wniosków bo po kilku takich sytuacjach zaczynasz się bać nawet spróbować.

Oczywiście, że warto to sobie uświadomić, niestety sama świadomość to za mało, szczególnie jeśli ktoś już dawno tkwi w tych "okropnych rzeczach". Ten ostatni fragment niemal idealnie mnie opisuje z tą różnicą, że zamieniłbym słowo "bezbronny" na "bezradny". Nigdy nie miałem realnego wpływu na swoje życie i wciąż go nie mam, a przynajmniej nie mogę tego dostrzec.

Zależy. Jeśli to Ty jesteś swoim głównym krytykiem, to wcale nie musi być takie proste. Wręcz powiedziałabym, że może być znacznie trudniejsze, bo od głosów z zewnątrz możesz się odciąć, wyjść z domu, wyjechać choćby na drugi koniec świata, ale co zrobić z tymi wewnątrz? To jest prawdziwe wyzwanie. Zresztą, jeśli się nie mylę, to chyba na ten moment właśnie z tego powodu masz problem z próbowaniem różnych rzeczy? Bo sam patrzysz na siebie w sposób krytyczny, oceniasz, stawiasz się na pozycji kogoś gorszego. Oczywiście problem leży głębiej, wpuszczono Ci do organizmu tego wirusa, gdy byłeś zbyt młody, by z nim walczyć. A on sukcesywnie, przez lata, replikował, finalnie zakłócając działanie całego organizmu. Tyle, że teraz zdajesz sobie sprawę z jego istnienia i możesz się z nim zmierzyć.

Albo i nie. Posiadasz prawo, by zostawić sprawy takie, jakimi są. Jak wolisz.
A teraz uwaga, prosty dowód na to, że MASZ wpływ na swoje życie.
Jutro rano wstaniesz z łóżka, albo nie. Zjesz śniadanie, albo nie. Pójdziesz do pracy, albo nie.
Odpiszesz mi na ten post, albo go zignorujesz.
Czy to, tak zupełnie szczerze, brzmi jak ZEROWA sprawczość?
Bo moim skromnym zdaniem od ładnych paru lat trzymasz w dłoniach sznurki, tylko nie masz odwagi za nie bardziej stanowczo pociągnąć.

Shinigami napisał/a:

Co do kwestii tego co się robiło będąc w szkole podstawowej to nawet ja jakoś bardzo nie odstawałem. Nawet mi się zdarzało kilka razy nocować u kolegów ale to zawsze było duże przedsięwzięcie wymagające zaplanowania z kilkudniowym wyprzedzeniem. To co Jack opisał było możliwe tylko mieszkając w jakiejś wspólnocie mieszkaniowej, w typowym blokowisku czy chociaż na jednej ulicy. Mieszkając na wsi do najbliższego kolegi były ponad 2km co dla dziecka z podstawówki było odległością nie do przebycia bez samochodu rodziców. Pierwsze samotne wyjazdy rowerowe dalej niż 1km od domu były dopiero jak miałem jakieś 13-14 lat. Jeśli rodzice nie mogli wozić to można było zapomnieć o jakichkolwiek aktywnościach poza szkolnych. Praktycznie wszyscy moi koledzy i koleżanki z podstawówki mieli relacje koleżeńskie ograniczone do jednej ulicy, na której mieszkali albo do miejsc gdzie mogli ich zawieść rodzice. Zabawy od rana do wieczora zdarzały się tylko wtedy gdy rodzice mogli gdzieś zawieść i przywieść bo na samotną wyprawę kilka kilometrów od domu nikogo by nie puścili. Tym bardziej, że komórki dopiero zaczynały wchodzić do powszechnego użytku. Zdecydowana większość rodziców mojego pokolenia dostawała zawału na samą myśl o puszczeniu dziecka gdzieś samego na cały dzień bez kontaktu. Ja i tak nie miałem najgorzej, pamiętam kilka osób, których rodzice bali się puścić nawet na wycieczkę szkolną i nauczyciele nieźle się męczyli by tych rodziców przekonać bo dzieci chciały jechać.

Nie no, tutaj to wiadomo, inna sytuacja. W mieście jest pod tym względem znacznie łatwiej. Sama mieszkałam w centrum, także nie miałam nigdy podobnych dylematów. Inna sprawa, że mnie nikt za bardzo nie kontrolował. Jak chciałam wyjść z domu, to po prostu to robiłam i mogłam nocować u koleżanek ile chciałam. Nie pamiętam, by choć raz ktoś zadzwonił zapytać, gdzie ja jestem, czy o której wrócę do domu. Co ciekawe, sama sobie w głowie wytworzyłam substytut takiego opiekuna. Z tego powodu na przykład nie paliłam, nie szalałam na imprezach, nawet nigdy nie byłam pijana. Tu oczywiście można z łatwością wyciągnąć wątek mojej matki, w przypadku DDA często porusza się kwestię lęku przed utratą kontroli.
Jestem tego idealnym przykładem, choć staram się trochę luzować majtki w pewnych sytuacjach.

3

Odp: Plaża nudystów

W pierwszej chwili, patrząc po tytule wątku, byłem przekonany, że dotyczy on bezpośrednio i dosłownie tegoż miejsca:D
Cóż, najwyraźniej ponosi mnie wyobraźnia : ) Bywały na NK podobne miejsca, gdzie można było się poczuć niejako w pełni wolnym, oddając się swoim przyjemnościom czy zwyczajnie się relaksując.
Pewnie się zaglądnie od czasu do czasu.

4

Odp: Plaża nudystów

Przyznam, że tytuł jest dwuznaczny. Oczywiście nie bez powodu. Że ja jestem ekshibicjonistką, zostało już ustalone przez elity tego forum, ale dostrzegłam, że inni użytkownicy również przejawiają takie cechy, więc dlaczego by sobie razem nie pogadać w przyjaznym nam środowisku? Co nie znaczy, że osoby bardziej powściągliwe są tu niemile widziane. Zapraszam każdego, kto ma ochotę podyskutować. Nieważne na jaki temat.
Swoją drogą, cieszę się, że mój clickbait spełnia swoją rolę. 
Poczułam się właśnie jak wschodząca gwiazda dziennikarstwa na pudelku.

5

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Przyznam, że tytuł jest dwuznaczny. Oczywiście nie bez powodu. Że ja jestem ekshibicjonistką, zostało już ustalone przez elity tego forum, ale dostrzegłam, że inni użytkownicy również przejawiają takie cechy, więc dlaczego by sobie razem nie pogadać w przyjaznym nam środowisku? Co nie znaczy, że osoby bardziej powściągliwe są tu niemile widziane. Zapraszam każdego, kto ma ochotę podyskutować. Nieważne na jaki temat.
Swoją drogą, cieszę się, że mój clickbait spełnia swoją rolę. 
Poczułam się właśnie jak wschodząca gwiazda dziennikarstwa na pudelku.

A po co taki clickbait?

6

Odp: Plaża nudystów

Ciekaw jestem, co takiego kwalifikuje do bycia uznanym za ekshibicjonistę/tle. Coś czuję, że widzę u siebie pewien potencjał big_smile
O pewnych sprawach jakoś wyjątkowo łatwo przychodzi mi mówić, o innych trochę mniej, ale generalnie uważam siebie za otwartego człowieka.

Kiedyś tam, dawno temu, rzeczony wątek wylądowałby gdzieś w pobocznym dziale, jako kafejka.

Tematów się trochę znajdzie, pomyślę nad tym. Może po Nowym Roku coś się zrodzi:)

7

Odp: Plaża nudystów

Uważam, że Twój clickbait, Happiness, może okazać się świetną i interesującą koncepcją. Dowolna tematyka, różni adwersarze. Jestem otwarty na tego rodzaju inicjatywy. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ten wątek nie zamieni się z czasem w pole brutalnej i prymitywnej wojny.
Ale pomimo wszystko jestem optymistą. Jestem za, oboma rękami i nogami.

8

Odp: Plaża nudystów
Alessandro napisał/a:

Uważam, że Twój clickbait, Happiness, może okazać się świetną i interesującą koncepcją. Dowolna tematyka, różni adwersarze. Jestem otwarty na tego rodzaju inicjatywy. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ten wątek nie zamieni się z czasem w pole brutalnej i prymitywnej wojny.
Ale pomimo wszystko jestem optymistą. Jestem za, oboma rękami i nogami.

A ja wogole nie rozumiem tego tematu big_smile

9

Odp: Plaża nudystów

Julka, tu możesz rozmawiać o czym chcesz, o tym co Ci w duszy gra. O sprawach poważnych i tych niepoważnych.

10

Odp: Plaża nudystów
New Me napisał/a:

A po co taki clickbait?

Żeby się klikało, Julcia. Jak na pomponiku, czy innym kozaczku.
Nagłówek krzyczy: NIE UWIERZYCIE! LEWANDOWSKA ZNÓW TO ZROBIŁA!
A gdy wejdziesz w link, okazuje się, że kupiła chleb pszenny zamiast gryczanego.

bagienni_k napisał/a:

Ciekaw jestem, co takiego kwalifikuje do bycia uznanym za ekshibicjonistę/tle. Coś czuję, że widzę u siebie pewien potencjał big_smile
O pewnych sprawach jakoś wyjątkowo łatwo przychodzi mi mówić, o innych trochę mniej, ale generalnie uważam siebie za otwartego człowieka.

Więc jesteś w odpowiednim miejscu.
Jedni lubią pokazywać siusiaki, inni swoją duszę.
My też mamy prawo żyć!

bagienni_k napisał/a:

Kiedyś tam, dawno temu, rzeczony wątek wylądowałby gdzieś w pobocznym dziale, jako kafejka.

Właściwie myślałam nad tym, czy nie założyć kafejki, ale uznałam, że to forum jest tak zdezorganizowane, że nie ma sensu się specjalnie gimnastykować.
Poza tym tematyka miłosna pewnie wiele razy zostanie tu poruszona, więc nie jest tak całkiem od czapy.

bagienni_k napisał/a:

Tematów się trochę znajdzie, pomyślę nad tym. Może po Nowym Roku coś się zrodzi:)

Chętnie poczytam, także śmiało. Pisz kiedy zechcesz.

Alessandro napisał/a:

Uważam, że Twój clickbait, Happiness, może okazać się świetną i interesującą koncepcją. Dowolna tematyka, różni adwersarze. Jestem otwarty na tego rodzaju inicjatywy. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ten wątek nie zamieni się z czasem w pole brutalnej i prymitywnej wojny.
Ale pomimo wszystko jestem optymistą. Jestem za, oboma rękami i nogami.

Dzięki wielkie. Czasem miewam przebłyski geniuszu.
Zwykle nie idą one w parze ze skromnością, dziwna sprawa.
Również mam taką nadzieję, ale póki co udało się założone przeze mnie tematy utrzymać w całkiem niezłej atmosferze, więc podzielam optymizm. A w razie co zawsze można kogoś takiego zignorować. Fora mają ten plus, że nie trzeba nawet nigdzie iść, by zaprzestać kontaktu z drugą osobą. Wystarczy wcisnąć magiczny przycisk na górze przeglądarki, albo przewinąć stronę. Po co się niepotrzebnie denerwować jakimś frustratem.

11

Odp: Plaża nudystów

Powiem Wam, że dzisiaj mam tak mieszany nastrój, że cały wieczór słucham na przemian radosnych i energicznych oraz smutnych i nostalgicznych piosenek. Być może zakończenie roku ma z tym coś wspólnego. Choć staram się nie szaleć z żadnymi postanowieniami, ani wielkimi analizami. Z upływem lat zaczynam się coraz mocniej utwierdzać w przekonaniu, że dużo lepiej jest na bieżąco się ogarniać, krok po kroku, zamiast narzucać na siebie dużą presję.
No ale wiadomo, lubimy tak sobie mówić. Zacznę od poniedziałku. Od przyszłego miesiąca. Pierwszego stycznia.
Samo myślenie o tym potrafi nieźle naładować pasek endorfin.
Tyle, że gdybyśmy byli naprawdę zdeterminowani, to zaczęlibyśmy DZIŚ.
A te górnolotne teksty, to zwykła iluzja, żeby poczuć się przez chwilę lepiej.
Bo masz jakiś plan, tylko musisz trochę poczekać aż go wdrożysz.
Okoliczności są za mało sprzyjające, ale za tydzień na bank już się uda.
A jak nie, to będzie kolejny i następny.
I tak do końca świata.

Taka mała noworoczna dygresja.
A Wy jak się zapatrujecie na te sprawy?
Robicie sobie jakieś postanowienia?

12 Ostatnio edytowany przez New Me (2024-12-30 23:04:49)

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:
New Me napisał/a:

A po co taki clickbait?

Żeby się klikało, Julcia. Jak na pomponiku, czy innym kozaczku.
Nagłówek krzyczy: NIE UWIERZYCIE! LEWANDOWSKA ZNÓW TO ZROBIŁA!
A gdy wejdziesz w link, okazuje się, że kupiła chleb pszenny zamiast gryczanego.

bagienni_k napisał/a:

Ciekaw jestem, co takiego kwalifikuje do bycia uznanym za ekshibicjonistę/tle. Coś czuję, że widzę u siebie pewien potencjał big_smile
O pewnych sprawach jakoś wyjątkowo łatwo przychodzi mi mówić, o innych trochę mniej, ale generalnie uważam siebie za otwartego człowieka.

Więc jesteś w odpowiednim miejscu.
Jedni lubią pokazywać siusiaki, inni swoją duszę.
My też mamy prawo żyć!

bagienni_k napisał/a:

Kiedyś tam, dawno temu, rzeczony wątek wylądowałby gdzieś w pobocznym dziale, jako kafejka.

Właściwie myślałam nad tym, czy nie założyć kafejki, ale uznałam, że to forum jest tak zdezorganizowane, że nie ma sensu się specjalnie gimnastykować.
Poza tym tematyka miłosna pewnie wiele razy zostanie tu poruszona, więc nie jest tak całkiem od czapy.

bagienni_k napisał/a:

Tematów się trochę znajdzie, pomyślę nad tym. Może po Nowym Roku coś się zrodzi:)

Chętnie poczytam, także śmiało. Pisz kiedy zechcesz.

Alessandro napisał/a:

Uważam, że Twój clickbait, Happiness, może okazać się świetną i interesującą koncepcją. Dowolna tematyka, różni adwersarze. Jestem otwarty na tego rodzaju inicjatywy. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ten wątek nie zamieni się z czasem w pole brutalnej i prymitywnej wojny.
Ale pomimo wszystko jestem optymistą. Jestem za, oboma rękami i nogami.

Dzięki wielkie. Czasem miewam przebłyski geniuszu.
Zwykle nie idą one w parze ze skromnością, dziwna sprawa.
Również mam taką nadzieję, ale póki co udało się założone przeze mnie tematy utrzymać w całkiem niezłej atmosferze, więc podzielam optymizm. A w razie co zawsze można kogoś takiego zignorować. Fora mają ten plus, że nie trzeba nawet nigdzie iść, by zaprzestać kontaktu z drugą osobą. Wystarczy wcisnąć magiczny przycisk na górze przeglądarki, albo przewinąć stronę. Po co się niepotrzebnie denerwować jakimś frustratem.

No tak robia big_smile duzo razy sie dalam nabrac, ale to na you tube, bo na plotkarskie pomponiki nie wlaze

13

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Sądzisz, że moja praca nad sobą zaczęła się dopiero w chwili, gdy przyjaciółka zaproponowała, bym na weekendy była u niej? Gdybym do tego konkretnego momentu tkwiła w miejscu, to się mogę założyć, że bym jej tamtego dnia podziękowała i grzecznie odmówiła. Nawet powiem więcej, jakbym zupełnie nic nie zrobiła przez wcześniejsze dziewiętnaście lat mojego życia, to by mnie tu najpewniej nie było.
A jednak, nie tylko wciąż jestem między żywymi, ale również moja sytuacja się znacząco poprawiła.
Czy ktoś mi w tym pomógł? Owszem. Nigdy tego nie ukrywałam. 
W tej historii jest jednak drugie dno. Ja musiałam z tej pomocy BYĆ GOTOWA skorzystać.
Z drugiej strony, tyle lat, a mety nadal nie widać na horyzoncie. Tak naprawdę wciąż opatruję niektóre rany, te najbardziej głębokie i paskudne. No ale za jednym zamachem nie ogarnę wszystkiego. Pewnie minie jeszcze wiele lat, zanim uznam, że nie odstaję już tak mocno od tak zwanych normalnych ludzi. Choć wyznam szczerze, że nie jestem pewna, czy mi nadal zależy, by znacząco zminimalizować tę różnicę.

Sam chyba doskonale wiesz, że ludzie miewają ograniczenia, które mogą nie mieścić się w głowie komuś innemu. Bo jak to możliwe, żeby dorosła osoba bała się pójść na rozmowę o pracę, albo załatwić jakąś urzędową sprawę. Jak ktoś nie przeżył czegoś podobnego, to takie dylematy wykraczają poza jego możliwości pojmowania. Nie mają w jego świecie racji bytu. A prawda jest taka, że mnóstwo osób boryka się z takim problem, że coś zaczynają, ale nigdy nie kończą. Zwłaszcza, gdy nie widzą natychmiastowych efektów.

To ja mam podobnie. Kiedyś, jak pracowałam jeszcze w sklepie, to zarwała się półka.
Na BHP niby wałkowaliśmy, żeby w takiej sytuacji się energicznie odsunąć, nie ratować towaru, tylko siebie.
Oczywiście ja z automatu wystawiłam ręce i ją złapałam. Taki odruch bezwarunkowy. Wiele mówiący o jego posiadaczu.

Dlaczego tak uważasz? Sądzisz, że babcia też by Cię we wszystkim wyręczała?
A może łatwiej byłoby Ci się wtedy przełamać, by znaleźć jakąś pracę w stolicy?
Zostałbyś tylko na kilka miesięcy, zobaczył, jak się potoczą sprawy, a potem poszedł na swoje?
Nie żebym namawiała, tak tylko pytam, z wrodzonej ciekawości.

Zależy. Jeśli to Ty jesteś swoim głównym krytykiem, to wcale nie musi być takie proste. Wręcz powiedziałabym, że może być znacznie trudniejsze, bo od głosów z zewnątrz możesz się odciąć, wyjść z domu, wyjechać choćby na drugi koniec świata, ale co zrobić z tymi wewnątrz? To jest prawdziwe wyzwanie. Zresztą, jeśli się nie mylę, to chyba na ten moment właśnie z tego powodu masz problem z próbowaniem różnych rzeczy? Bo sam patrzysz na siebie w sposób krytyczny, oceniasz, stawiasz się na pozycji kogoś gorszego. Oczywiście problem leży głębiej, wpuszczono Ci do organizmu tego wirusa, gdy byłeś zbyt młody, by z nim walczyć. A on sukcesywnie, przez lata, replikował, finalnie zakłócając działanie całego organizmu. Tyle, że teraz zdajesz sobie sprawę z jego istnienia i możesz się z nim zmierzyć.

Albo i nie. Posiadasz prawo, by zostawić sprawy takie, jakimi są. Jak wolisz.
A teraz uwaga, prosty dowód na to, że MASZ wpływ na swoje życie.
Jutro rano wstaniesz z łóżka, albo nie. Zjesz śniadanie, albo nie. Pójdziesz do pracy, albo nie.
Odpiszesz mi na ten post, albo go zignorujesz.
Czy to, tak zupełnie szczerze, brzmi jak ZEROWA sprawczość?
Bo moim skromnym zdaniem od ładnych paru lat trzymasz w dłoniach sznurki, tylko nie masz odwagi za nie bardziej stanowczo pociągnąć.

Nie no, tutaj to wiadomo, inna sytuacja. W mieście jest pod tym względem znacznie łatwiej. Sama mieszkałam w centrum, także nie miałam nigdy podobnych dylematów. Inna sprawa, że mnie nikt za bardzo nie kontrolował. Jak chciałam wyjść z domu, to po prostu to robiłam i mogłam nocować u koleżanek ile chciałam. Nie pamiętam, by choć raz ktoś zadzwonił zapytać, gdzie ja jestem, czy o której wrócę do domu. Co ciekawe, sama sobie w głowie wytworzyłam substytut takiego opiekuna. Z tego powodu na przykład nie paliłam, nie szalałam na imprezach, nawet nigdy nie byłam pijana. Tu oczywiście można z łatwością wyciągnąć wątek mojej matki, w przypadku DDA często porusza się kwestię lęku przed utratą kontroli.
Jestem tego idealnym przykładem, choć staram się trochę luzować majtki w pewnych sytuacjach.

Powstał ciekawy wątek więc idziemy dalej z tematem.

Nie jestem w stanie spojrzeć od tej strony, dla mnie ta kolejność jest odwrotna. Nie patrzę na takie coś jak na pomoc tylko jak na umożliwienie w ogóle ruszenia się z miejsca. Z tym robieniem czegoś przez 19 lat też nie mogę się zgodzić porównując to do mojego przypadku. Ja przez całe dotychczasowe życie czyli 28 lat nie osiągnąłem nic, nic co w jakikolwiek sposób mógłbym po sobie pozostawić czy co choćby mogłoby być dowodem mojego istnienia. Ja cały czas mam wrażenie, że mocno odstaje od tych "normalnych" ludzi, zaczynam się do tego przyzwyczajać i sam nie wiem czy to dobrze czy źle. W kwestii tej normalności tak na prawdę chciałbym doświadczyć jedynie miłości, chciałbym wiedzieć jak to jest kochać i być kochanym. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że jednocześnie bardzo bym chciał tego doświadczyć i równie mocno się tego boję. To największa nieznana w moim życiu. Nie czuję potrzeby praktykowania innych rzeczy, które robią "normalni" ludzie. Oczywiście przed niektórymi nie da się uciec, na przykład praca. 

Ja akurat w pełni rozumiem jak dorosła osoba może się bać pójść na rozmowę o pracę, rozumiem też jak ktoś może się bać nawet wysłać zgłoszenie. A z drugiej strony załatwianie spraw urzędowych nie jest dla mnie żadnym problemem. Nie przeczę, że mnóstwo ludzi ma tak jak piszesz ale ja akurat do tego niezbyt pasuję. Wydaje mi się, że mam na odwrót i właśnie zacząć jest najtrudniej ale jeśli to jakimś cudem się uda to dalej już jakoś dam radę. Tak miałem na przykład ze studiami, przed ich rozpoczęciem i w pierwszych tygodniach nie mogłem sobie nawet wyobrazić, że je ukończę. Jednak jakoś to szło, na początku średnio, z czasem coraz lepiej, a ostatecznie ukończyłem je z całkiem znośnym wynikiem. Z większością rzeczy mam podobnie, jak już zacznę to raczej się udaje skończyć, a nawet bym powiedział, że trudniej mi jest coś przerwać niż to dokończyć.

W tego typu sytuacjach myśli zawsze były mniej więcej takie "Nie ważne co mi się stanie byle tylko nikt się nie dowiedział". Zawsze bardziej bałem się konfrontacji i kary niż fizycznych obrażeń, do dziś to się nie zmieniło. Nawet na treningach mam z tym spory problem. Od najmłodszych lat trenuję różne sztuki walki, teraz kickboxing, ogólnie mam w tym parę ładnych lat doświadczenia, co prawda ze sporymi przerwami ale jednak. Mimo to dosłownie boje się kogoś uderzyć. Na sparingach z moim doświadczeniem i osobiście uważam, że niemałymi umiejętnościami powinienem wygrywać praktycznie z każdym kto ze mną trenuję, a przegrywam z ludźmi trenującymi od miesiąca.

Sądzę tak bo już raz tego próbowałem i niezbyt się udało. Po pierwsze od razu stałbym się kimś w rodzaju służącego będącego na każde zawołanie. Po drugie o prywatności nie ma nawet mowy. Nadal byłbym kontrolowany i musiałbym się ze wszystkiego spowiadać, dokąd idę, na jak długo itd. Na każdym kroku to ja musiałbym się dostosowywać. Jedynie tylko z samodzielnością nie wiem jakby było.

Tu ponownie ja to widzę na odwrót. Dla mnie łatwiej poradzić sobie z wewnętrzną krytyką choć bardziej powinienem napisać zaakceptować ją i jakoś z nią żyć. Ucieczka czy ten wyjazd na drugi koniec świata wydają się całkowicie nierealne. Faktycznie teraz wiem, że wirus był od bardzo dawna ale ta wiedza ani trochę mi nie pomaga dojrzeć możliwości zwalczenia go, czuję się totalnie bezsilny w tej kwestii.

A to z kolei jest rzecz, której nie rozumiem. Nie rozumiem jak przedstawione przez ciebie przykłady można rozpatrywać w kategoriach wyboru. Nie mogę nie jeść bo umrę, nie mogę nie iść do pracy bo nie będę miał pieniędzy w efekcie czego w dalszej perspektywie też umrę. Jedynie ten przykład z napisaniem posta faktycznie jest wyborem i to robię bo chcę. Mimo iż to tylko jeden przykład to faktycznie nie jest to ZERO ale 0.1% to niewielka różnica. Sam fakt życia też nie uważam za wybór, natura nas do tego zmusza, a kiedy życie jako stan staje się zagrożone automatycznie uruchamiają się pierwotne instynkty mające zapobiec temu zagrożeniu. Dlatego też uważam, że samobójcy to bardzo silni ludzie bo przetrwanie jest najsilniejszym instynktem chyba każdego żywego organizmu, a wygrać z nim może tylko ktoś jeszcze silniejszy. Co nie znaczy, że osobiście pochwalam takie rozwiązania, rozumiem bo sam kiedyś byłem blisko ale ostatecznie nie dałem rady. Sznurki niezbyt pasują do ostatniego fragmentu ale dodam, że nawet jeśli na prawdę są to ja ich nie dostrzegam.

U mnie było całkowite przeciwieństwo, wieś i pełna kontrola. Przekonać matkę do jakiegokolwiek wyjścia to było spore wyzwanie nie raz wymagające interwencji reszty rodziny, a nawet jeśli już się udało to zawsze było po kilka telefonów. W kwestii alkoholu mam podobnie co ty. Może nie aż tak, że w ogóle go nie tykam ale najmocniejszy i jedyny o jakim mogę powiedzieć, że lubię się napić to wino. Raz mi się zdarzyło mocniej upić i widząc całkowity brak jakichkolwiek pozytywnych skutków doszedłem do wniosku, że to głupota. Innych używek nigdy nawet nie próbowałem no chyba, że treści +18 w internecie też zaliczają się do używek. Jeszcze co do imprezowania to zawsze myślałem, że to nie mój klimat, że tego nie lubię, że to atrakcje dla patologii, a teraz coraz częściej mam myśli, że to była po prostu zazdrość bo ja też chciałem tego spróbować ale nie mogłem. Jednocześnie mam świadomość, że nawet gdybym zaznał tego całego "wyszalenia się" to sporej jego części pewnie bym pożałował.

14 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-12-31 01:38:02)

Odp: Plaża nudystów

.

15

Odp: Plaża nudystów
Shinigami napisał/a:

.

Shinigami a Ty próbowałeś jakiejś terapii czy coś takiego? Mam na myśli pomoc z zewnątrz?

16

Odp: Plaża nudystów
Bert44 napisał/a:
Shinigami napisał/a:

.

Shinigami a Ty próbowałeś jakiejś terapii czy coś takiego? Mam na myśli pomoc z zewnątrz?

Odpowiem za Shiniego - tak, próbował, ale miał w sobie taki tumiwisizm, że nawet terapeutka podziękowała mu za współpracę. Po prostu poddała się.

17

Odp: Plaża nudystów
Priscilla napisał/a:
Bert44 napisał/a:
Shinigami napisał/a:

.

Shinigami a Ty próbowałeś jakiejś terapii czy coś takiego? Mam na myśli pomoc z zewnątrz?

Odpowiem za Shiniego - tak, próbował, ale miał w sobie taki tumiwisizm, że nawet terapeutka podziękowała mu za współpracę. Po prostu poddała się.

Wszystko takie głęboko zakorzenione że wrecz mysli ze jego własne?

18

Odp: Plaża nudystów

Jak można pisać o czym się chce to ja napisze o czymś fajnym. W tym roku , pierwszy raz od lat, na Sylwestra nigdzie nie idę ani nie zwala sie do nas 20 osob tylko witamy nowy rok na pidżama party. Ale luzik. Tego mi było trzeba

19

Odp: Plaża nudystów
Bert44 napisał/a:

Shinigami a Ty próbowałeś jakiejś terapii czy coś takiego? Mam na myśli pomoc z zewnątrz?

Jedną próbowałem i niezbyt się udała. Za miesiąc zaczynam kolejną i zobaczymy co z tego wyjdzie.

Bert44 napisał/a:

Wszystko takie głęboko zakorzenione że wrecz mysli ze jego własne?

Bardzo głęboko, znacznie głębiej niż sam myślałem.

20 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-02 00:00:07)

Odp: Plaża nudystów
Shinigami napisał/a:

Nie jestem w stanie spojrzeć od tej strony, dla mnie ta kolejność jest odwrotna. Nie patrzę na takie coś jak na pomoc tylko jak na umożliwienie w ogóle ruszenia się z miejsca.

Widzisz, czyli różnimy się w tej kwestii postrzeganiem. Moim zdaniem jest mnóstwo osób, które by z tych okoliczności sprzyjających w ogóle nie skorzystały. Wymyśliłyby sobie tysiąc pięćset powodów, by jednak taplać się dalej w swoim bagienku. Bo może i źle się w nim czują, odbiera chęci do życia, ale z drugiej strony jest ZNANE. Nowe może okazać się o wiele lepsze, tylko ma ten szkopuł, że jest NIEZNANE, a więc ciężko przewidzieć jego następstwa. Jak człowiek ma silną tendencję do wymyślania czarnych scenariuszy, to choćby mu wciśnięto w dłoń wygrany los na loterii, to on go wyrzuci do kosza. Bo zamiast myśleć o pozytywach, zacznie sobie wkręcać, że zaraz padnie ofiarą jakiejś mafii, porwą mu kogoś z rodziny dla okupu, albo że wszyscy będą przy nim tylko dla kasy. Takie reakcje często są nasilone w sytuacjach stresowych, a duża zmiana potrafi wygenerować ogromne jego ilości. Wiem to, bo bywa, że sama nadal walczę ze sobą. Jeśli nie chcę czegoś zrobić, to argumenty świadczące za tym, że to zły pomysł, wyskakują z mojej głowy, jak króliki z kapelusza. Można mnie wtedy przekonywać w nieskończoność. Jak się uprę, to każdego przegadam.

Shinigami napisał/a:

Z tym robieniem czegoś przez 19 lat też nie mogę się zgodzić porównując to do mojego przypadku. Ja przez całe dotychczasowe życie czyli 28 lat nie osiągnąłem nic, nic co w jakikolwiek sposób mógłbym po sobie pozostawić czy co choćby mogłoby być dowodem mojego istnienia.

Uważasz, że aby można było uznać, że coś się zrobiło ze swoim życiem, wykorzystało otrzymany czas, to musi koniecznie być taka rzecz, która wzbudzi zachwyt otoczenia? Wpłynie na innych ludzi? Zapisze się jakoś na kartach historii? Daj spokój, na co komu taka presja. Super jest mierzyć wysoko, ale warto zachować w tym pewien realizm. Większość z nas żyje sobie tych kilkadziesiąt lat, a potem umiera i koniec. Kurtyna opada. Przez jakiś czas jeszcze ktoś przyjdzie zapalić znicza, pomodlić się, ale jak minie kilka następnych pokoleń, to cud, jeśli raz do roku krewni powyrywają chwasty wokół nagrobka. Czy to znaczy, że istnienie takich ludzi jest z automatu nic niewarte? Bo nikt nigdy nie powiedział o nich słowa w telewizji, ani nie napisał ich biografii? Póki żyli, mogli wieść wspaniałe życie, o wiele lepsze i pełniejsze od wielu celebrytów, czy innych postaci ze świecznika.

Co do mnie, to za osobisty sukces uważam choćby to, że mimo mojej sytuacji rodzinnej kontynuowałam edukację. Nierzadko uczyłam się w totalnym chaosie. Matka pijana, krzyki, wrzaski, a ja uparcie ślęczałam nad książkami, nierzadko po nocach, bo wtedy było najciszej. Sama nauczyłam się gotować i ponoć jestem w tym dobra. Już jako dzieciak załatwiałam różne sprawy, czy to urzędowe, czy wizyty u lekarzy. Znam dwa języki obce. Jeden bardzo dobrze, drugi trochę mniej, ale wciąż się uczę. W dużej mierze zrozumiałam, skąd biorą się moje dysfunkcje i niektóre z nich udało mi się całkiem nieźle okiełznać. Nie poddałam się, choć miałam ku temu wiele okazji.

Dla świata ma to właściwie zerową wartość, owszem.
Ale dlaczego sama miałabym sobie umniejszać?
Czemu to ma służyć? Bo na pewno nie mi.

Wiem, ile mnie to wszystko kosztowało, więc sądzę, że zasługuję przynajmniej na własną pochwałę. Nie widzę sensu, by traktować siebie tak, jak traktowała mnie moja rodzina, która nigdy nie widziała moich osiągnięć. Jak przynosiłam latami świadectwa z paskiem, to nie robiło na nikim wrażenia, a jak w gimnazjum miałam pierwszy epizod depresyjny i zaczęły się u mnie też te problemy z żołądkiem, przez co dużo opuszczałam i przestałam być taką prymuską, to bez przerwy powtarzali, jak ciężko uwierzyć, że tak nisko upadłam. Nie widzieli w tym ani grama swojej winy. No ale podniosłam się z klęczek, wygrzebałam z dna i oto jestem.
Tylko tyle i aż tyle. 

Shinigami napisał/a:

Ja cały czas mam wrażenie, że mocno odstaje od tych "normalnych" ludzi, zaczynam się do tego przyzwyczajać i sam nie wiem czy to dobrze czy źle. W kwestii tej normalności tak na prawdę chciałbym doświadczyć jedynie miłości, chciałbym wiedzieć jak to jest kochać i być kochanym. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że jednocześnie bardzo bym chciał tego doświadczyć i równie mocno się tego boję. To największa nieznana w moim życiu. Nie czuję potrzeby praktykowania innych rzeczy, które robią "normalni" ludzie. Oczywiście przed niektórymi nie da się uciec, na przykład praca.

Pewnie już wiele razy to słyszałeś, ale im więcej naprawisz w środku, im silniejszą osobą się staniesz, tym większa będzie szansa, że poznasz jakąś sensowną kobietę i przede wszystkim, że ją utrzymasz przy sobie. Przy czym nie musisz wynaleźć leku na raka, czy być jakimś wielkim wizjonerem, żeby wzbudzić zainteresowanie płci przeciwnej. Brak doświadczenia dla niektórych jest problemem, ale zdecydowanie nie dla każdej z nas. Mój drugi poważny partner też nikogo przede mną nie miał, nawet się nigdy przedtem nie całował, a dla mnie to było nieistotne. Może nie każdy się z tym zgodzi, ale według mnie zwykle to mężczyźni mają większego fioła na tym punkcie.

Shinigami napisał/a:

Wydaje mi się, że mam na odwrót i właśnie zacząć jest najtrudniej ale jeśli to jakimś cudem się uda to dalej już jakoś dam radę. Tak miałem na przykład ze studiami, przed ich rozpoczęciem i w pierwszych tygodniach nie mogłem sobie nawet wyobrazić, że je ukończę. Jednak jakoś to szło, na początku średnio, z czasem coraz lepiej, a ostatecznie ukończyłem je z całkiem znośnym wynikiem. Z większością rzeczy mam podobnie, jak już zacznę to raczej się udaje skończyć, a nawet bym powiedział, że trudniej mi jest coś przerwać niż to dokończyć.

No widzisz, a dla wielu osób jest to nieosiągalne. Oni odpuszczają. Czasem z byle powodu.
Czyli tym razem to Ty masz coś, o czym inni mogą pomarzyć.
Pytanie, czy potrafisz to docenić?

Shinigami napisał/a:

W tego typu sytuacjach myśli zawsze były mniej więcej takie "Nie ważne co mi się stanie byle tylko nikt się nie dowiedział". Zawsze bardziej bałem się konfrontacji i kary niż fizycznych obrażeń, do dziś to się nie zmieniło. Nawet na treningach mam z tym spory problem. Od najmłodszych lat trenuję różne sztuki walki, teraz kickboxing, ogólnie mam w tym parę ładnych lat doświadczenia, co prawda ze sporymi przerwami ale jednak. Mimo to dosłownie boje się kogoś uderzyć. Na sparingach z moim doświadczeniem i osobiście uważam, że niemałymi umiejętnościami powinienem wygrywać praktycznie z każdym kto ze mną trenuję, a przegrywam z ludźmi trenującymi od miesiąca.

Rozumiem. Pewnie często dostawałeś opieprz, jak coś źle zrobiłeś, albo popsułeś?
Co do sparingów, to ciekawi mnie, czy finalnie podejmujesz walkę?
Czy odpuszczasz i tylko się cały czas bronisz?
Swoją drogą, biłeś się kiedyś z kimś, tak poza treningami?

Shinigami napisał/a:

Tu ponownie ja to widzę na odwrót. Dla mnie łatwiej poradzić sobie z wewnętrzną krytyką choć bardziej powinienem napisać zaakceptować ją i jakoś z nią żyć. Ucieczka czy ten wyjazd na drugi koniec świata wydają się całkowicie nierealne. Faktycznie teraz wiem, że wirus był od bardzo dawna ale ta wiedza ani trochę mi nie pomaga dojrzeć możliwości zwalczenia go, czuję się totalnie bezsilny w tej kwestii.

Ciężko mi się zgodzić z tym, co teraz napisałeś. Po wpisach, które zamieszczasz na forum uważam, że to właśnie ta wewnętrzna krytyka przy akompaniamencie czarnowidzenia jest największym problemem. Przez nią boisz się tych wszystkich rzeczy. Nie podejdziesz do dziewczyny, bo masz setki myśli o tym, jaki powinieneś być, żeby w ogóle zainteresować kobietę. Nie poszukasz innej pracy, bo jesteś nieśmiały i masz problemy zdrowotne, więc na pewno staniesz się obiektem żartów. Gdybyś nie stawiał siebie w każdej sytuacji na pozycji kogoś gorszego, nie był dla siebie tak surowym jurorem i dla odmiany ZAUFAŁ sobie, to takie dylematy przestałyby istnieć.

Shinigami napisał/a:

A to z kolei jest rzecz, której nie rozumiem. Nie rozumiem jak przedstawione przez ciebie przykłady można rozpatrywać w kategoriach wyboru. Nie mogę nie jeść bo umrę, nie mogę nie iść do pracy bo nie będę miał pieniędzy w efekcie czego w dalszej perspektywie też umrę. Jedynie ten przykład z napisaniem posta faktycznie jest wyborem i to robię bo chcę. Mimo iż to tylko jeden przykład to faktycznie nie jest to ZERO ale 0.1% to niewielka różnica. Sam fakt życia też nie uważam za wybór, natura nas do tego zmusza, a kiedy życie jako stan staje się zagrożone automatycznie uruchamiają się pierwotne instynkty mające zapobiec temu zagrożeniu.

Ale tego konkretnego dnia, jeśli nie zjesz, to nie umrzesz.
Mimo to decydujesz się zjeść, albo robisz sobie głodówkę.
Jak masz gorszy dzień, to możesz nie chcieć iść do pracy.
Wtedy stajesz przed wyborem, czy wziąć wolne, czy jednak się zmusić.

To wszystko są pierdoły, ale każdego dnia podejmujemy mnóstwo decyzji. Po prostu robimy to odruchowo, więc nie zwracamy na nie uwagi. Od wybierania napoju, czy zawartości kanapek do pracy, po oglądanie anime, filmów, czytanie książek, granie w gry i tym podobnych czynności. Osoby z niskim poczuciem sprawczości powinny według mnie starać się zwiększyć świadomość w tym zakresie, żeby zauważyć, że nie są wcale tak bardzo pozbawione kontroli nad swoim życiem, jak im się wydaje. A ograniczenia ma każdy. Ja też jutro nie popływam jachtem, bo go nie posiadam. Ba, nie zjem wątróbki z cebulą, bo nie mogę jeść cebuli. Ale w lodówce leży jakaś szynka, awokado, dżem, jajka, ser i wiele innych rzeczy. Każda z nich może być równie dobra, albo i lepsza, nawet jeśli ta jedna jest nieosiągalna.

Shinigami napisał/a:

Dlatego też uważam, że samobójcy to bardzo silni ludzie bo przetrwanie jest najsilniejszym instynktem chyba każdego żywego organizmu, a wygrać z nim może tylko ktoś jeszcze silniejszy. Co nie znaczy, że osobiście pochwalam takie rozwiązania, rozumiem bo sam kiedyś byłem blisko ale ostatecznie nie dałem rady.

Bardzo silni, albo bardzo słabi. Z jednej strony całkowita racja, nie jest łatwo pokonać najsilniejszy instynkt, w jaki wyposażyła nas natura. Z drugiej, nie powiedziałabym, że jakoś prościej jest stawić czoła swoim problemom. Generalnie tak drastyczne decyzje podejmują raczej osoby chore, u których postrzeganie rzeczywistości jest mocno zdeformowane przez depresję, czy inne zaburzenia psychiczne. Nierzadko są oni przekonani o tym, że nie da się już nic zrobić i śmierć jest jedynym wyjściem, by sobie ulżyć, choć ktoś zdrowy potrafiłby w podobnej sytuacji znaleźć rozwiązanie. Dlatego uważam, że jest to bardzo skomplikowane i nie mam jednoznacznej opinii na ten temat. Widzę zarówno argumenty przemawiające za opcją numer jeden, jak i opcją numer dwa. Ale przede wszystkim bardzo współczuję każdemu, kto tak mocno cierpi oraz rodzinom samobójców, bo to oni muszą potem żyć ze świadomością, że ojciec, siostra, czy przyjaciel odszedł w taki okropny sposób.

Shinigami napisał/a:

U mnie było całkowite przeciwieństwo, wieś i pełna kontrola. Przekonać matkę do jakiegokolwiek wyjścia to było spore wyzwanie nie raz wymagające interwencji reszty rodziny, a nawet jeśli już się udało to zawsze było po kilka telefonów. W kwestii alkoholu mam podobnie co ty. Może nie aż tak, że w ogóle go nie tykam ale najmocniejszy i jedyny o jakim mogę powiedzieć, że lubię się napić to wino. Raz mi się zdarzyło mocniej upić i widząc całkowity brak jakichkolwiek pozytywnych skutków doszedłem do wniosku, że to głupota. Innych używek nigdy nawet nie próbowałem no chyba, że treści +18 w internecie też zaliczają się do używek. Jeszcze co do imprezowania to zawsze myślałem, że to nie mój klimat, że tego nie lubię, że to atrakcje dla patologii, a teraz coraz częściej mam myśli, że to była po prostu zazdrość bo ja też chciałem tego spróbować ale nie mogłem. Jednocześnie mam świadomość, że nawet gdybym zaznał tego całego "wyszalenia się" to sporej jego części pewnie bym pożałował.

Rozumiem. Zawsze ceniłam sobie moją wolność, choć jednocześnie zazdrościłam takim dzieciakom. Bo o ile rodzice nie przesadzają, to fajnie jest wiedzieć, że ktoś się nami przejmuje. Co do alkoholu zaś, to nie jest tak, że w ogóle go nie piję. Czasem lubię wypić jakieś smakowe piwo, lampkę wina, albo drinka. Po prostu piję niewiele i nigdy w życiu się nie upiłam, bo nie chcę wejść w taki stan. Palenia spróbowałam raz, jako dzieciak, ponieważ mnie ciekawiło, co mojej mamie podoba się tak bardzo w papierosach. Zwinęłam jej jeden z paczki, schowałam się na klatce schodowej, odpaliłam, zaciągnęłam z całych sił i o mało ducha nie wyzionęłam. Więcej razy nie próbowałam.

Porno jest spoko, o ile się nie przesadza z ilością. Zresztą to jak ze wszystkim.

Zależy co rozumiesz przez imprezowanie. Bo można z powodzeniem imprezować bez upijania się do nieprzytomności, przygodnego seksu w klubowej toalecie, czy wciągania kreski. Najbardziej lubię takie domówki, gdzie ludzie cały wieczór normalnie ogarniają, można pogadać, pograć w gry planszowe, posłuchać razem muzyki, potańczyć. Pijani ludzie rzadko są tak zabawni, jak im się wydaje. Za to często pierniczą jakieś kocopoły, albo odwalają dziwne akcje.

21

Odp: Plaża nudystów
Bert44 napisał/a:

Jak można pisać o czym się chce to ja napisze o czymś fajnym. W tym roku , pierwszy raz od lat, na Sylwestra nigdzie nie idę ani nie zwala sie do nas 20 osob tylko witamy nowy rok na pidżama party. Ale luzik. Tego mi było trzeba

Super. Fajnie, że z żoną postawiliście na to, na co mieliście ochotę. U mnie w tym roku odwrotnie. Zwykle spędzam go w bardzo małym gronie, tym razem było dziesięć osób. Z czego dwie, których wcześniej nie znałam. Początkowo niezbyt mi się chciało iść, ale cieszę się, że finalnie podjęłam taką decyzję, bo było naprawdę fajnie. A skoro już poruszyliśmy ten temat, to przy okazji napiszę, że w tym nowym roku życzę wszystkim przede wszystkim dużo szczęścia.
Mam nadzieję, że 2025 będzie dla nas łaskawy.

22 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2025-01-02 00:33:45)

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:
Bert44 napisał/a:

Jak można pisać o czym się chce to ja napisze o czymś fajnym. W tym roku , pierwszy raz od lat, na Sylwestra nigdzie nie idę ani nie zwala sie do nas 20 osob tylko witamy nowy rok na pidżama party. Ale luzik. Tego mi było trzeba

Super. Fajnie, że z żoną postawiliście na to, na co mieliście ochotę. U mnie w tym roku odwrotnie. Zwykle spędzam go w bardzo małym gronie, tym razem było dziesięć osób. Z czego dwie, których wcześniej nie znałam. Początkowo niezbyt mi się chciało iść, ale cieszę się, że finalnie podjęłam taką decyzję, bo było naprawdę fajnie. A skoro już poruszyliśmy ten temat, to przy okazji napiszę, że w tym nowym roku życzę wszystkim przede wszystkim dużo szczęścia.
Mam nadzieję, że 2025 będzie dla nas łaskawy.

I nawzajem smile

23

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Widzisz, czyli różnimy się w tej kwestii postrzeganiem. Moim zdaniem jest mnóstwo osób, które by z tych okoliczności sprzyjających w ogóle nie skorzystały. Wymyśliłyby sobie tysiąc pięćset powodów, by jednak taplać się dalej w swoim bagienku. Bo może i źle się w nim czują, odbiera chęci do życia, ale z drugiej strony jest ZNANE. Nowe może okazać się o wiele lepsze, tylko ma ten szkopuł, że jest NIEZNANE, a więc ciężko przewidzieć jego następstwa. Jak człowiek ma silną tendencję do wymyślania czarnych scenariuszy, to choćby mu wciśnięto w dłoń wygrany los na loterii, to on go wyrzuci do kosza. Bo zamiast myśleć o pozytywach, zacznie sobie wkręcać, że zaraz padnie ofiarą jakiejś mafii, porwą mu kogoś z rodziny dla okupu, albo że wszyscy będą przy nim tylko dla kasy. Takie reakcje często są nasilone w sytuacjach stresowych, a duża zmiana potrafi wygenerować ogromne jego ilości. Wiem to, bo bywa, że sama nadal walczę ze sobą. Jeśli nie chcę czegoś zrobić, to argumenty świadczące za tym, że to zły pomysł, wyskakują z mojej głowy, jak króliki z kapelusza. Można mnie wtedy przekonywać w nieskończoność. Jak się uprę, to każdego przegadam.

Uważasz, że aby można było uznać, że coś się zrobiło ze swoim życiem, wykorzystało otrzymany czas, to musi koniecznie być taka rzecz, która wzbudzi zachwyt otoczenia? Wpłynie na innych ludzi? Zapisze się jakoś na kartach historii? Daj spokój, na co komu taka presja. Super jest mierzyć wysoko, ale warto zachować w tym pewien realizm. Większość z nas żyje sobie tych kilkadziesiąt lat, a potem umiera i koniec. Kurtyna opada. Przez jakiś czas jeszcze ktoś przyjdzie zapalić znicza, pomodlić się, ale jak minie kilka następnych pokoleń, to cud, jeśli raz do roku krewni powyrywają chwasty wokół nagrobka. Czy to znaczy, że istnienie takich ludzi jest z automatu nic niewarte? Bo nikt nigdy nie powiedział o nich słowa w telewizji, ani nie napisał ich biografii? Póki żyli, mogli wieść wspaniałe życie, o wiele lepsze i pełniejsze od wielu celebrytów, czy innych postaci ze świecznika.

Co do mnie, to za osobisty sukces uważam choćby to, że mimo mojej sytuacji rodzinnej kontynuowałam edukację. Nierzadko uczyłam się w totalnym chaosie. Matka pijana, krzyki, wrzaski, a ja uparcie ślęczałam nad książkami, nierzadko po nocach, bo wtedy było najciszej. Sama nauczyłam się gotować i ponoć jestem w tym dobra. Już jako dzieciak załatwiałam różne sprawy, czy to urzędowe, czy wizyty u lekarzy. Znam dwa języki obce. Jeden bardzo dobrze, drugi trochę mniej, ale wciąż się uczę. W dużej mierze zrozumiałam, skąd biorą się moje dysfunkcje i niektóre z nich udało mi się całkiem nieźle okiełznać. Nie poddałam się, choć miałam ku temu wiele okazji.

Dla świata ma to właściwie zerową wartość, owszem.
Ale dlaczego sama miałabym sobie umniejszać?
Czemu to ma służyć? Bo na pewno nie mi.

Wiem, ile mnie to wszystko kosztowało, więc sądzę, że zasługuję przynajmniej na własną pochwałę. Nie widzę sensu, by traktować siebie tak, jak traktowała mnie moja rodzina, która nigdy nie widziała moich osiągnięć. Jak przynosiłam latami świadectwa z paskiem, to nie robiło na nikim wrażenia, a jak w gimnazjum miałam pierwszy epizod depresyjny i zaczęły się u mnie też te problemy z żołądkiem, przez co dużo opuszczałam i przestałam być taką prymuską, to bez przerwy powtarzali, jak ciężko uwierzyć, że tak nisko upadłam. Nie widzieli w tym ani grama swojej winy. No ale podniosłam się z klęczek, wygrzebałam z dna i oto jestem.
Tylko tyle i aż tyle. 

Pewnie już wiele razy to słyszałeś, ale im więcej naprawisz w środku, im silniejszą osobą się staniesz, tym większa będzie szansa, że poznasz jakąś sensowną kobietę i przede wszystkim, że ją utrzymasz przy sobie. Przy czym nie musisz wynaleźć leku na raka, czy być jakimś wielkim wizjonerem, żeby wzbudzić zainteresowanie płci przeciwnej. Brak doświadczenia dla niektórych jest problemem, ale zdecydowanie nie dla każdej z nas. Mój drugi poważny partner też nikogo przede mną nie miał, nawet się nigdy przedtem nie całował, a dla mnie to było nieistotne. Może nie każdy się z tym zgodzi, ale według mnie zwykle to mężczyźni mają większego fioła na tym punkcie.

No widzisz, a dla wielu osób jest to nieosiągalne. Oni odpuszczają. Czasem z byle powodu.
Czyli tym razem to Ty masz coś, o czym inni mogą pomarzyć.
Pytanie, czy potrafisz to docenić?

Rozumiem. Pewnie często dostawałeś opieprz, jak coś źle zrobiłeś, albo popsułeś?
Co do sparingów, to ciekawi mnie, czy finalnie podejmujesz walkę?
Czy odpuszczasz i tylko się cały czas bronisz?
Swoją drogą, biłeś się kiedyś z kimś, tak poza treningami?

Ciężko mi się zgodzić z tym, co teraz napisałeś. Po wpisach, które zamieszczasz na forum uważam, że to właśnie ta wewnętrzna krytyka przy akompaniamencie czarnowidzenia jest największym problemem. Przez nią boisz się tych wszystkich rzeczy. Nie podejdziesz do dziewczyny, bo masz setki myśli o tym, jaki powinieneś być, żeby w ogóle zainteresować kobietę. Nie poszukasz innej pracy, bo jesteś nieśmiały i masz problemy zdrowotne, więc na pewno staniesz się obiektem żartów. Gdybyś nie stawiał siebie w każdej sytuacji na pozycji kogoś gorszego, nie był dla siebie tak surowym jurorem i dla odmiany ZAUFAŁ sobie, to takie dylematy przestałyby istnieć.

Ale tego konkretnego dnia, jeśli nie zjesz, to nie umrzesz.
Mimo to decydujesz się zjeść, albo robisz sobie głodówkę.
Jak masz gorszy dzień, to możesz nie chcieć iść do pracy.
Wtedy stajesz przed wyborem, czy wziąć wolne, czy jednak się zmusić.

To wszystko są pierdoły, ale każdego dnia podejmujemy mnóstwo decyzji. Po prostu robimy to odruchowo, więc nie zwracamy na nie uwagi. Od wybierania napoju, czy zawartości kanapek do pracy, po oglądanie anime, filmów, czytanie książek, granie w gry i tym podobnych czynności. Osoby z niskim poczuciem sprawczości powinny według mnie starać się zwiększyć świadomość w tym zakresie, żeby zauważyć, że nie są wcale tak bardzo pozbawione kontroli nad swoim życiem, jak im się wydaje. A ograniczenia ma każdy. Ja też jutro nie popływam jachtem, bo go nie posiadam. Ba, nie zjem wątróbki z cebulą, bo nie mogę jeść cebuli. Ale w lodówce leży jakaś szynka, awokado, dżem, jajka, ser i wiele innych rzeczy. Każda z nich może być równie dobra, albo i lepsza, nawet jeśli ta jedna jest nieosiągalna.

Bardzo silni, albo bardzo słabi. Z jednej strony całkowita racja, nie jest łatwo pokonać najsilniejszy instynkt, w jaki wyposażyła nas natura. Z drugiej, nie powiedziałabym, że jakoś prościej jest stawić czoła swoim problemom. Generalnie tak drastyczne decyzje podejmują raczej osoby chore, u których postrzeganie rzeczywistości jest mocno zdeformowane przez depresję, czy inne zaburzenia psychiczne. Nierzadko są oni przekonani o tym, że nie da się już nic zrobić i śmierć jest jedynym wyjściem, by sobie ulżyć, choć ktoś zdrowy potrafiłby w podobnej sytuacji znaleźć rozwiązanie. Dlatego uważam, że jest to bardzo skomplikowane i nie mam jednoznacznej opinii na ten temat. Widzę zarówno argumenty przemawiające za opcją numer jeden, jak i opcją numer dwa. Ale przede wszystkim bardzo współczuję każdemu, kto tak mocno cierpi oraz rodzinom samobójców, bo to oni muszą potem żyć ze świadomością, że ojciec, siostra, czy przyjaciel odszedł w taki okropny sposób.

Rozumiem. Zawsze ceniłam sobie moją wolność, choć jednocześnie zazdrościłam takim dzieciakom. Bo o ile rodzice nie przesadzają, to fajnie jest wiedzieć, że ktoś się nami przejmuje. Co do alkoholu zaś, to nie jest tak, że w ogóle go nie piję. Czasem lubię wypić jakieś smakowe piwo, lampkę wina, albo drinka. Po prostu piję niewiele i nigdy w życiu się nie upiłam, bo nie chcę wejść w taki stan. Palenia spróbowałam raz, jako dzieciak, ponieważ mnie ciekawiło, co mojej mamie podoba się tak bardzo w papierosach. Zwinęłam jej jeden z paczki, schowałam się na klatce schodowej, odpaliłam, zaciągnęłam z całych sił i o mało ducha nie wyzionęłam. Więcej razy nie próbowałam.

Porno jest spoko, o ile się nie przesadza z ilością. Zresztą to jak ze wszystkim.

Zależy co rozumiesz przez imprezowanie. Bo można z powodzeniem imprezować bez upijania się do nieprzytomności, przygodnego seksu w klubowej toalecie, czy wciągania kreski. Najbardziej lubię takie domówki, gdzie ludzie cały wieczór normalnie ogarniają, można pogadać, pograć w gry planszowe, posłuchać razem muzyki, potańczyć. Pijani ludzie rzadko są tak zabawni, jak im się wydaje. Za to często pierniczą jakieś kocopoły, albo odwalają dziwne akcje.

Żeby skorzystać z takich okoliczności trzeba wiedzieć, że są sprzyjające. Akurat przykład z loterią niezbyt pasuje. Nie znam nikogo kto nie wiedziałby co zrobić z pieniędzmi wygranymi na loterii. Ja mam kilka pomysłów od ręki co bym z tym zrobił, a pierwsze i najważniejsze to kupiłbym mieszkanie żeby móc zacząć się uczyć samodzielności itd. Wolałbym zginąć z rąk tej mafii ale spróbować zmienić swoje życie dzięki tym pieniądzom niż wciąż nie móc się ruszyć z miejsca. Kasa umożliwiająca taką zmianę swojego życia byłaby warta więcej niż obecnie to życie.

Tak, ja tak uważam. Są tylko dwa sposoby by ktokolwiek cię zapamiętał. Albo stworzyć swoją rodzinę i następne pokolenia albo dokonać czegoś wielkiego tak by znacznie więcej ludzi cię pamiętało. To jest jedyny dowód, że w ogóle się istniało. Nie wiem jak myślą o sobie inni ludzie ale ja osobiście myślę, że moje życie na chwilę obecną jest nic nie warte. Jeszcze nic nie osiągnąłem, nikogo nie uratowałem, nikomu nie pomogłem, nikomu nie sprawiłem choć malutkiej cząstki szczęścia, na odwrót też nie, nigdy nie zrobiłem nic złego. Nie jestem ani bohaterem ani złoczyńcą, ani nawet sługą jednego z nich. Nie jestem nawet poboczną postacią w żadnej historii, jestem całkowicie nikim, nawet mnie nie ma w żadnym scenariuszu. Gdybym był postacią ze świecznika na pewno miałbym nieporównywalnie większe możliwości by uczynić to życie lepszym i pełniejszym. Niestety nie jestem i na chwilę obecną nie wiedzę żadnych możliwości do tego. Jeszcze nigdy nie czułem się jakbym żył.

Ponownie moja sytuacja jest tu wręcz odwrotna. Ja ucząc się miałem spokój, ciszę i nigdy nie brakowało na te książki czy jakiekolwiek inne formy do nauki. Rodzice wydali tysiące na dodatkowe lekcje z wielu różnych przedmiotów szkolnych, a ja oprócz tego też nieraz godzinami siedziałem nad książkami czy przerabiając to czego się uczyłem na tych dodatkowych lekcjach. I wszystko było na marne, wszystkie te pieniądze, cały poświęcony czas był całkowicie bezwartościowy bo i tak ledwo mogłem się czegokolwiek nauczyć. Nie ważne jak długo i jak bardzo się starałem max co udawało mi się osiągnąć to przeciętność czyli ocena 3. A gość, który miał pamięć fotograficzną potrafił nie chodzić do szkoły przez miesiąc albo dzień w dzień jarać zioło, ogólnie na wszystko miał wywalone a i tak miał same piątki ze wszystkiego, dodatkowo ojciec profesor załatwił mu bardzo dobrą pracę. Zawsze wszyscy mnie cisnęli do nauki ile tylko mogli, a to i tak nic nie dało. Ostatecznie poszedłem na studia i je skończyłem z jednym z lepszych wyników tylko po to by też okazały się bezużyteczne. Dla mnie chyba dosłownie jedyny sukces jaki przychodzi mi do głowy to, że po wielu próbach i ogromnej ilości stresu jaki przez to doświadczyłem udało mi się zdać prawo jazdy. Ale przecież to ma prawie każdy z czego większość ludzi je zdaje za pierwszym razem więc mały sukces to może i jest ale osiągnięcie żadne.

Dla nikogo to nie ma wartości więc w jaki sposób miałoby mnie dla mnie samego?

Ja też uważam, że to wszystko mnie sporo kosztowało, a i tak nic nie dało więc za co miałbym siebie pochwalić? Za to, że poświęciłem mnóstwo czasu i pieniędzy rodziców na coś co ostatecznie okazało się bezużyteczne? Nie miałem ani krzty talentu do niczego więc jakiekolwiek inwestowanie we mnie okazywało się wyrzucaniem w błoto czy to pieniędzy czy czasu.

Używanie słowa "silny" w tej kwestii jest mocno nie na miejscu, przynajmniej w moim przypadku. Zawsze ze wszystkich sił starałem się stać silny i za każdym razem zadziałało odwrotnie. Wciąż pamiętam jedno zdanie, którym kiedyś się kierowałem. "Najsilniejsi są najbardziej samotni" przez co myślałem, że im bardziej samotny i odizolowany będę tym silniejszy się stanę dzięki czemu jakaś dziewczyna to zauważy i albo będzie ze mną mimo tego albo mnie z tego wyciągnie, jak wiesz to nigdy się nie zdarzyło. Zamiast stać się silny stawałem się coraz słabszy, a psychiczne skutki samotności widać do dziś. Pod względem fizycznym byłem silny, dosłownie podnosząc ciężary na siłowni, trenowałem sztuki walki, biegałem po 20km i to też kompletnie nic nie dało no może poza tym, że miałem 5 z WF. Nawet będąc jednym z większych jak to się mówiło "koksów" w szkole i tak żadna dziewczyna nawet nie chciała na mnie spojrzeć. Teraz zresztą też mam formę nienajgorszą, tak na prawdę teraz chyba mam lepszą niż kiedykolwiek choć 20km teraz bym nie przebiegł, z pewnością mam też pewną wiedzę w zakresie treningu ale to też nie ma żadnego znaczenia.

Doprowadzanie do końca tego co się zaczęło jest czymś godnym docenienia czy wręcz pozazdroszczenia? Nawet bym tak o tym nie pomyślał. Z drugiej strony wiem, że to obecnie mam i co zawsze uważałem za oczywiste dla wielu ludzi na tej planecie jest czymś nieosiągalnym. Mam dach nad głową, obie ręce i nogi, żadnej ciężkiej choroby, do kogo się odezwać, nie siedziałem w obozie pracy ani nawet w więzieniu, mam jakąkolwiek pracę, mam laptopa, telefon i internet by móc napisać tego posta i jeszcze wiele innych. Mnóstwo ludzi nie ma nawet co jeść, suchego miejsca do spania czy dostępu do toalety. Choćbym nie jak się starał to nie potrafię docenić tego tak bardzo jak doceniliby to ci, którym tego wszystkiego brakuje. Wielokrotnie się zastanawiałem nad pójściem na wolontariat do jakiegoś hospicjum czy tym podobnego miejsca by zobaczyć ludzi w o wiele gorszej sytuacji niż ja i dzięki temu może chociaż myśli samobójczych bym się pozbył ale nawet tego nie jestem w stanie zrobić z powodów tych samych co przy zmianie pracy czy wyprowadzeniu się.

Nie często tylko zawsze dostawałem opieprz. W ogólne nie istniało coś takiego jak możliwość porażki i wyciągnięcia z tego nauki. Do dziś mam przez niemal paniczny strach przed podjęciem odpowiedzialności. Jak tylko pomyślę o wzięciu na siebie jakiejś większej odpowiedzialności od razu mam flashbacki z tych wszystkich kar. Na przykład z jazdą samochodem. Zaraz po zdaniu prawa jazdy jeździłem jeszcze samochodem rodziców i miałem wypadek. Nikomu nic się nie stało, samochód też nie był jakoś bardzo rozwalony ale tyle krzyku i pretensji ile się wtedy nasłuchałem spowodowało, że teraz nie wsiądę za kierownicę nie swojego samochodu. Moim mogę się rozbijać ile wlezie ale jest mój i nikt nie może mieć do mnie pretensji. W pracy nie wsiądę za kierownicę busa choć gdybym nim jeździł to mógłbym trochę więcej zarobić ale nie zrobię tego bo za bardzo się boję, że go rozwalę. Sparingi są na zasadzie rund z prawdziwej walki, trwają najczęściej 2-3min, a potem zmiana na inną osobę. Nigdy nie odpuszczam jak już zacznę i zawsze wytrzymuję do końca rundy ale dość często wygląda to tak, że się tylko bronię i od czasu do czasu spróbuję coś zaatakować ale to prawie zawsze jest lekko by przeciwnik ledwo poczuł. Nigdy z nikim się nie biłem poza treningiem, było kilka sytuacji ale zawsze się wycofywałem właśnie ze strachu, że ktoś się dowie i znów będzie kara.

Bardzo możliwe, że masz rację z tym czarnowidzeniem i wewnętrzną krytyką. Nawet nie zainteresować kobietę tylko żeby w ogóle zauważyła, że istnieję. Już na początku liceum doszedłem do wniosku, że nie ma sensu nawet próbować zagadywać do dziewczyn bo nie ma żadnej możliwości by to się udało, w końcu jestem introwertykiem, samotnikiem, tym cichym gościem z klasy więc muszę stać się taki super by to dziewczyna zagadała pierwsza, to jest to co pisałem wyżej o stawaniu się silnym poprzez samotność. Co do pracy to teraz problem leży już na samym początku, już na etapie szukania tej pracy i wizji rozmowy, przedzierania się przez etapy rekrutacji i tego całego "sprzedawania siebie". Ale te problemy zdrowotne też mają tu znaczenie. Kompletnie nie rozumiem dlaczego częste korzystanie z toalety powoduje drwiny, to jest totalny absurd ale tak jest i już nie raz tego doświadczyłem. Z zaufaniem też jest słabo, przed wiele lat żyłem w przekonaniu, że nikomu nie można ufać. Trwało to tak długo i weszło do głowy tak mocno, że sobie też nie ufałem.   

Z tym jedzeniem to całkiem ciekawy przykład. Niby prawda, że nawet kilka dni mógłbym nie jeść i jeszcze nie umrę ale to też wymagałoby wyprowadzenia się. Matka nie pozwoliłaby mi nie jeść, oczywiście mógłbym postawić na swoim bo jestem silniejszy fizycznie ale wtedy pewnie by wzywała policję albo karetkę, że chcę się zabić czy coś. W pracy podobnie, nie mogę po prostu powiedzieć, że nie chcę mi się dziś pracować i wziąć wolne albo wciąć to wolne bez podania przyczyny bo wszystko jest w obrębie rodziny więc i tak wszyscy by się dowiedzieli.

Niby racja z tymi wyborami, z których nie zdajemy sobie sprawy ale nawet wiedząc to ciężko traktować te wybory jako coś znaczącego. Czym jest wybór co zjeść na śniadanie czy jakie anime akurat oglądać? Jakie to ma znaczenie? Znaczący byłby wybór, który mógłby coś zmienić, czy to sytuację życiową jednej osoby czy losy całego świata. To prawda, że każdy ma ograniczenia ale są one bardzo nierówne, tak samo jak możliwości.

Co do samobójstw to mógłbym długo pisać bo pisałem na temat pracę dyplomową, sam kiedyś byłem blisko i znałem człowieka, który popełnił samobójstwo. Mniej więcej wiem jak to jest nie widzieć żadnego rozwiązania poza śmiercią i rozumiem to, pamiętam nawet co o sobie pomyślałem wtedy kiedy było blisko, że jestem tak wielkim przegrywem, że nawet zabić się nie potrafię. Spora część ludzi ze środowiska inceli miało przynajmniej jedną taką sytuację. Post już jest długi więc darujmy sobie wykład i ograniczę się do dwóch kwestii. Po pierwsze osobiście nie uważam, że dla rodzin samobójców to jest aż tak ciężkie bo gdyby otrzymali od tych rodzin wsparcie, pomoc, a czasem zwykłą obecność mogliby tego uniknąć. Z drugiej strony czyli po drugie ten człowiek, którego znałem na co dzień nie przejawiał nic co mogłoby na to wskazywać. Nikt się nie spodziewał, a na dodatek był w chyba najszczęśliwszym czasie bo niedługo po ślubie, miał w miarę dobrą pracę, kończył budowę domu, a żona była w ciąży. I to jest najbardziej zastanawiające, jakim sposobem on zdołał to ukryć przed rodziną. To jest ciężki temat i w każdym przypadku wygląda to inaczej. 

No właśnie z tym przesadzaniem jest problem, który może mieć katastrofalne skutki. Co do picia to pewnie zabrzmi żałośnie od kogoś w moim wieku ale mam takie małe marzenie by kiedyś z dziewczyną wypić sobie we dwoje butelkę jakiegoś dobrego wina, nie w jakieś drogiej restauracji tylko w domu na przykład oglądając film.

Rzadko się widuje kogoś kto nie widzi porno jako czegoś jednoznacznie złego.

Dla mnie najlepszą imprezą byłby taki wieczór we dwoje jak opisałem wyżej albo jakiś wyjazd też we dwoje. Wszelkie grupowe atrakcje nie kojarzą mi się zbyt optymistycznie bo od razu pojawiają się myśli, że zostałbym z tej grupy wykluczony lub w najlepszym wypadku byłbym na jej uboczu. Coś w stylu tego jednego gościa, który siedzi sam i pije kiedy inni tańczą, całują się itd. Niestety bez tego upijania się czy seksu w klubowej toalecie teraz nie mam doświadczenia ani w kontaktach międzyludzkich ani seksualnego i coraz częściej mam wątpliwości czy nie powinienem w przeszłości się do tego nawet zmuszać byleby mieć to doświadczenie. Nigdy nie byłem na takiej domówce jak opisujesz więc ciężko mi się do tego odnieść.

24 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-02 16:51:52)

Odp: Plaża nudystów
Shinigami napisał/a:

Żeby skorzystać z takich okoliczności trzeba wiedzieć, że są sprzyjające. Akurat przykład z loterią niezbyt pasuje. Nie znam nikogo kto nie wiedziałby co zrobić z pieniędzmi wygranymi na loterii. Ja mam kilka pomysłów od ręki co bym z tym zrobił, a pierwsze i najważniejsze to kupiłbym mieszkanie żeby móc zacząć się uczyć samodzielności itd. Wolałbym zginąć z rąk tej mafii ale spróbować zmienić swoje życie dzięki tym pieniądzom niż wciąż nie móc się ruszyć z miejsca. Kasa umożliwiająca taką zmianę swojego życia byłaby warta więcej niż obecnie to życie.

Nie zawsze jesteś w stanie to jednoznacznie ocenić. Wielu rzeczy nigdy nie przewidzisz, choćbyś latami rozważał potencjalne scenariusze. Bywa, że coś na pierwszy rzut oka wydaje się super, a finalnie okazuje się być kompletnym rozczarowaniem. Z kolei to, co jawi się jako ryzykowne i niepewne, może być strzałem w dziesiątkę. Czasem trzeba po prostu spróbować. Zaufać sobie, albo drugiemu człowiekowi i zobaczyć, co z tego dalej wyniknie.

Swoją drogą, jak już o tym piszemy, to przypomniało mi się, że w swoim wątku pisałeś o jakimś koledze, który bodajże ciśnie się w klitce z połową rodziny.
Nie brałeś nigdy pod uwagę, by zaproponować jemu, żebyście we dwoje coś wynajęli w stolicy?

Przykład z loterią miał posłużyć za metaforę. Los na loterii to taka pomocna dłoń, którą ktoś wyciągnął w stronę tej osoby. Jeśli nie jest szczerze gotowa na zmianę, to nawet jakby podać jej idealne rozwiązanie na srebrnej tacy, nic się nie zmieni. Niektórzy niby mocno nienawidzą swojej sytuacji, ale jednocześnie lubią postrzegać siebie jako ofiarę. Tak im prościej. Nic od nich nie zależy, nie ponoszą też winy za swoje niepowodzenia. Mam w rodzinie idealny przykład takiej osoby. Jest nią mój starszy brat. Jak miał pracę, w której trzeba było dużo robić, to marudził, że ciężko. Jak znalazł taką, w której trzeba było tylko siedzieć przy taśmie produkcyjnej i od czasu do czasu zerknąć, czy wszystko działa poprawnie, to zrezygnował, bo uznał, że nie zarobiłby na te wszystkie smsy, które pisał w trakcie zmiany. Największym hitem było, gdy pewnego dnia nie poszedł do pracy, bo ojciec nie kupił mu składników na kanapki. Sklep mieliśmy dosłownie pod domem, ale dwudziestokilkuletni chłop nie mógł ruszyć dupy i sam po nie pójść. To ten typ człowieka, który uparcie powtarza, że aby się dorobić, trzeba się najpierw nakraść. Podczas gdy sam siedzi z żoną i dziećmi na garnuszku u rodziców. Nie ma pojęcia, jak wygląda choćby rachunek za prąd, bo nigdy żadnego nie opłacił. Nic sam nie załatwi, boi się gdzieś zadzwonić, ma problem z pójściem do lekarza. We wszystkim zobaczy przeszkodę. Miał się zmienić, jak się urodzi pierwsze dziecko. Potem jak drugie. Słomiany zapał to jego drugie imię. A jak go ktoś za mocno naciska, to postraszy samobójstwem i wszyscy odpuszczają.

Shinigami napisał/a:

Tak, ja tak uważam. Są tylko dwa sposoby by ktokolwiek cię zapamiętał. Albo stworzyć swoją rodzinę i następne pokolenia albo dokonać czegoś wielkiego tak by znacznie więcej ludzi cię pamiętało. To jest jedyny dowód, że w ogóle się istniało. Nie wiem jak myślą o sobie inni ludzie ale ja osobiście myślę, że moje życie na chwilę obecną jest nic nie warte.

Ale jaką wartość ma to, że ktoś Cię zapamięta? Tak szczerze. Zwłaszcza, że po paru pokoleniach tak czy siak zostaniesz zapomniany. Sam się zastanów, ile razy w życiu pomyślałeś o jakimś swoim prapradziadku? Wiele osób nawet nie zna imion takich krewnych. Co zaś się tyczy ludzi, którzy dokonali czegoś wielkiego, to spora część z nich nie miała pojęcia, że ich dzieła osiągną taki sukces, bo stało się to już po ich śmierci. Niektórzy z nich umarli w biedzie i przeświadczeniu, że ponieśli porażkę, bo w ich czasach na nikim nie robiło to wrażenia. To taka czarna strona bycia wizjonerem.

Shinigami napisał/a:

Nie jestem ani bohaterem ani złoczyńcą, ani nawet sługą jednego z nich. Nie jestem nawet poboczną postacią w żadnej historii, jestem całkowicie nikim, nawet mnie nie ma w żadnym scenariuszu.

Jak to nie? A tu na forum?
Mnóstwo ludzi zainteresowało się przypadkiem użytkownika Shinigami i część z nich, zdaje się, szczerze starała się pomóc. Nie wszystkie metody były trafione, ale nie można im odmówić zaangażowania. Poświęcili sporo wolnego czasu, by rozmawiać, tłumaczyć, przekonywać, a mogli robić wtedy sto różnych rzeczy. Po powrocie nie miałam zielonego pojęcia kim jesteś, nie zamieniliśmy ani słowa, a w krótkim czasie otrzymałam całkiem sporo informacji na Twój temat.
Naprawdę tego nie widzisz?

Shinigami napisał/a:

Ponownie moja sytuacja jest tu wręcz odwrotna. Ja ucząc się miałem spokój, ciszę i nigdy nie brakowało na te książki czy jakiekolwiek inne formy do nauki. Rodzice wydali tysiące na dodatkowe lekcje z wielu różnych przedmiotów szkolnych, a ja oprócz tego też nieraz godzinami siedziałem nad książkami czy przerabiając to czego się uczyłem na tych dodatkowych lekcjach. I wszystko było na marne, wszystkie te pieniądze, cały poświęcony czas był całkowicie bezwartościowy bo i tak ledwo mogłem się czegokolwiek nauczyć. Nie ważne jak długo i jak bardzo się starałem max co udawało mi się osiągnąć to przeciętność czyli ocena 3.

Shini, myślę, że najwyższa pora, byś przestał się winić za to, że nie sprostałeś czyimś oczekiwaniom. Świat się od tego nie zawalił. Nikt nie umarł. Rodzice przeznaczyli te pieniądze z własnej woli, nie prosiłeś ich o to. Ty podjąłeś to karkołomne wyzwanie i dałeś z siebie wszystko, by spróbować ich zadowolić. Może gdyby nie narzucili tak dużej presji, to osiągnąłbyś większe efekty, może nie. Tego już nie sprawdzisz. Oni też się nie popisali jako opiekunowie, skoro przez tyle lat nie zauważyli, jak się z tym męczysz. A przeciętnych uczniów tak naprawdę są tysiące. Oni są w większości, nie prymusi, czy dzieci nepotyzmu. Dlatego coraz mocniej nie rozumiem ludzi, którzy nie potrafią zaakceptować, że ich dziecko jest całkowicie normalne. Ani specjalnie uzdolnione, ani bezdennie głupie. Wstydzą się, bo na świstku papieru nikt nie wydrukował paska. Przez takie myślenie społeczeństwa zaczyna brakować specjalistów, bo mało kto chce iść do zawodówki. Za mały prestiż. Później płacz, że trzeba czekać pół roku, żeby ktoś wykończył dom, albo ogarnął porządnie hydraulikę, bo terminy jak do lekarza na NFZ.

Shinigami napisał/a:

Dla mnie chyba dosłownie jedyny sukces jaki przychodzi mi do głowy to, że po wielu próbach i ogromnej ilości stresu jaki przez to doświadczyłem udało mi się zdać prawo jazdy. Ale przecież to ma prawie każdy z czego większość ludzi je zdaje za pierwszym razem więc mały sukces to może i jest ale osiągnięcie żadne.

Ale dlaczego prawo jazdy jest jedynym sukcesem? Studiów tak nie postrzegasz?
Jak w pracy wykonasz coś dobrze, to dlaczego miałbyś siebie za to nie pochwalić?

Shinigami napisał/a:

Używanie słowa "silny" w tej kwestii jest mocno nie na miejscu, przynajmniej w moim przypadku. Zawsze ze wszystkich sił starałem się stać silny i za każdym razem zadziałało odwrotnie.

Dlaczego nie na miejscu? Nie chodzi mi o tężyznę fizyczną, tylko siłę, jakby to nazwać, duchową, psychiczną. Żeby się nie rozsypywać jak domek z kart, gdy trochę mocniej dmuchnie w nas wiatr. Nie po to, by inni nas zauważyli, czy podziwiali. To wartość zdecydowane podrzędna, a coraz częściej odnoszę wrażenie, że postrzegasz to odwrotnie. Powiem szczerze, że jeśli nie zmienisz tego podejścia, to nawet jeśli wejdziesz w związek, to będziesz z góry na przegranej pozycji. Dziewczyna od razu znajdzie się na piedestale, bo jakże ten cud natury mógł zwrócić swe oczy w stronę takiego bezwartościowego człowieka. To tylko krok od stania się czyimś popychadłem. Normalna ucieknie, zaburzona wykorzysta i zdewastuje.

Shinigami napisał/a:

Doprowadzanie do końca tego co się zaczęło jest czymś godnym docenienia czy wręcz pozazdroszczenia? Nawet bym tak o tym nie pomyślał. Z drugiej strony wiem, że to obecnie mam i co zawsze uważałem za oczywiste dla wielu ludzi na tej planecie jest czymś nieosiągalnym.

Owszem, jest to godne doceniania. Widzisz jak łatwo znaleźć zaletę, jeśli się jej szuka?
Nie chodzi o to, by skakać z radości, bo masz komputer i gdzie się kimnąć, tylko by temu na siłę nie umniejszać. Sam przyznajesz, że nie jesteś w beznadziejnej sytuacji, po co więc we własnej głowie czynić ją gorszą niż jest w rzeczywistości?
Swoją drogą, w naszym pięknym kraju nad Wisłą aż 2,5 miliona osób żyje w skrajnym ubóstwie.
Nie lubię się do nikogo porównywać, niezależnie czy ma on lepiej, czy gorzej ode mnie, bo łatwo można sobie tym zaszkodzić, ale są takie rzeczy, które przypominają mi, że pokora to coś więcej niż kolejna pozycja w słowniku. To jest jedna z nich.

Shinigami napisał/a:

Nie często tylko zawsze dostawałem opieprz. W ogólne nie istniało coś takiego jak możliwość porażki i wyciągnięcia z tego nauki. Do dziś mam przez niemal paniczny strach przed podjęciem odpowiedzialności. Jak tylko pomyślę o wzięciu na siebie jakiejś większej odpowiedzialności od razu mam flashbacki z tych wszystkich kar.

Rozumiem. U mnie w domu też zawsze był od razu krzyk i wyzwiska, więc doskonale znam te klimaty. Młodsza siostra kroiła kiedyś kanapkę, omsknął jej się nóż i niemal odcięła sobie cały opuszek palca. Matka na ten widok zaczęła się na nią drzeć i panikować, zamiast normalnie zająć się przestraszonym dzieckiem. Gdybym nie interweniowała, to by jej nie zawieźli nawet na szycie. Podobnie było, jak na rowerze złamała rękę. Ja z kolei, gdy zaczęłam chorować na żołądek, czy bezsenność, to słyszałam, że sama jestem sobie winna i że to od ciągłego siedzenia przy komputerze. Nawet do lekarza nikt ze mną nie poszedł, musiałam sama. Dobrze, że wtedy nieletni mogli być na wizycie bez opiekuna. Zepsucie czegoś wywoływało podobne reakcje. Bezpieczniej było się nie przyznawać i taki wzorzec sobie niestety utrwaliliśmy. Tyle lat, a czasem wciąż mam zawał i udar jednocześnie, jak niechcący komuś coś zepsuję. Z tym, że nauczyłam się już do tego przyznawać. Okazuje się, że o dziwo nie każdy przeżywa rozbicie szklanki, talerza, czy innej pierdoły tak intensywnie, jak nasi rodzice. Normalni ludzie wzruszają ramionami, mówią, że nic się nie stało i po sprawie. Nie trzeba wzywać zespołu reanimacyjnego. Szok, nie?

Shinigami napisał/a:

Już na początku liceum doszedłem do wniosku, że nie ma sensu nawet próbować zagadywać do dziewczyn bo nie ma żadnej możliwości by to się udało, w końcu jestem introwertykiem, samotnikiem, tym cichym gościem z klasy więc muszę stać się taki super by to dziewczyna zagadała pierwsza, to jest to co pisałem wyżej o stawaniu się silnym poprzez samotność.

Jakby tylko ekstrawertycy wchodzili w związki, to mielibyśmy jeszcze większy problem ze współczynnikiem dzietności.
Spokojniejsi, nieśmiali ludzie też mogą znaleźć drugą połówkę i mieć równie wartościowe relacje, jak ci bardziej charyzmatyczni.
Co więcej, są kobiety, które świadomie wybierają tych cichych gości, bo nie lubią jak się za dużo dzieje. Ilu ludzi, tyle preferencji.

Shinigami napisał/a:

Co do pracy to teraz problem leży już na samym początku, już na etapie szukania tej pracy i wizji rozmowy, przedzierania się przez etapy rekrutacji i tego całego "sprzedawania siebie". Ale te problemy zdrowotne też mają tu znaczenie. Kompletnie nie rozumiem dlaczego częste korzystanie z toalety powoduje drwiny, to jest totalny absurd ale tak jest i już nie raz tego doświadczyłem.

Właściwie zamierzałam wrócić któregoś razu do tych problemów żołądkowych. Mówiłeś, że się badałeś i wszystko było w porządku, ale poszedłeś z tym kiedykolwiek do gastrologa? Takiego porządnego, nie jakiegoś konowała? A jak z dietą, udało się cokolwiek zmienić w tej kwestii? Nie jestem co prawda lekarzem, ani żadnym specjalistą w tej dziedzinie, jednak wiem doskonale, jak dużo szkód potrafi narobić JEDEN składnik w diecie, który nam nie służy. Czasem to może być przykładowo nietolerancja laktozy, czy ogólnie problem z trawieniem nabiału.

Shinigami napisał/a:

Z tym jedzeniem to całkiem ciekawy przykład. Niby prawda, że nawet kilka dni mógłbym nie jeść i jeszcze nie umrę ale to też wymagałoby wyprowadzenia się. Matka nie pozwoliłaby mi nie jeść, oczywiście mógłbym postawić na swoim bo jestem silniejszy fizycznie ale wtedy pewnie by wzywała policję albo karetkę, że chcę się zabić czy coś. W pracy podobnie, nie mogę po prostu powiedzieć, że nie chcę mi się dziś pracować i wziąć wolne albo wciąć to wolne bez podania przyczyny bo wszystko jest w obrębie rodziny więc i tak wszyscy by się dowiedzieli.

Shini, a myślałeś kiedykolwiek, żeby SKŁAMAĆ?
Zjadłem w pracy. Zatrzymałem się po drodze na stacji, bo miałem ochotę na hot doga.
Tak, jestem teraz kontrowersyjna, ale kurczę, jak tak czytam, że się martwisz cały czas o reakcję matki, albo że nawet jakbyś chciał sobie sam gotować, to ona by tego nie respektowała, to nie rozumiem, dlaczego nie spróbować w ten sposób. Powiedz, że byłeś u lekarza i po zapoznaniu się z objawami uznał, że powinieneś jak najszybciej zmienić sposób odżywiania, bo najpewniej to on jest przyczyną częstych wizyt w toalecie. Nikt tego przecież nie zweryfikuje. A wątpię, że ktoś będzie z tym dyskutował, skoro chodzi o poprawę zdrowia.

Shinigami napisał/a:

Niby racja z tymi wyborami, z których nie zdajemy sobie sprawy ale nawet wiedząc to ciężko traktować te wybory jako coś znaczącego. Czym jest wybór co zjeść na śniadanie czy jakie anime akurat oglądać? Jakie to ma znaczenie?

Ma takie znaczenie, że samodzielnie wybierasz co trafia do żołądka oraz w jaki sposób wykorzystujesz wolny czas. Te czynności zdecydowanie mają wpływ na nasze życie, choćby z uwagi na to, że powtarzamy je każdego dnia. Można jeść byle co, byle zapchać kichę, a potem w młodym wieku zachorować, bo przeciążyliśmy własny układ pokarmowy, albo doprowadziliśmy do jakichś poważnych niedoborów. Gdy nie jesteśmy w pracy, mamy do wyboru leżeć bez ruchu, aż przyjdzie sen, wiecznie się nad sobą użalać, albo porobić coś, co sprawia nam przyjemność. Poczytać książkę, obejrzeć anime, pouczyć się, iść na trening, czy spacer.

Shinigami napisał/a:

Co do samobójstw...

Tak, to ciężki temat i bardzo skomplikowany. Niestety nie zawsze da się komuś pomóc.
Oczywiście czasem rodzina jest taka, że ani trochę nie przejmuje się losem tej osoby, ale niektórzy zrobiliby wszystko, by odwieść bliskiego im człowieka od ostateczności.
Tylko jak okazać komuś wsparcie, jeśli nawet nie przyznaje się do problemu?

Shinigami napisał/a:

Co do picia to pewnie zabrzmi żałośnie od kogoś w moim wieku ale mam takie małe marzenie by kiedyś z dziewczyną wypić sobie we dwoje butelkę jakiegoś dobrego wina, nie w jakieś drogiej restauracji tylko w domu na przykład oglądając film.

Nie brzmi to żałośnie. Niepotrzebnie postrzegasz to w takich kategoriach.
Małe marzenia są równie ważne, jak te duże. A może nawet bardziej. 
Życzę Ci, żeby się spełniło.

Shinigami napisał/a:

Rzadko się widuje kogoś kto nie widzi porno jako czegoś jednoznacznie złego.

Nie wypowiem się za resztę świata, ale według mnie jest w porządku, o ile ktoś się za mocno w to nie wkręci. Czasem można sobie obejrzeć, zwłaszcza, jak się nie ma żadnej alternatywy. A wszyscy mamy przecież jakieś potrzeby. Tylko na dłuższą metę takie filmiki mogą zryć banię, bo normalny seks ma niewiele wspólnego z tym, co tam prezentują. Warto o tym pamiętać, żeby w przyszłości nie mieć problemu z osiągnięciem satysfakcji, gdy zamiast ręki i wyuzdanych scen obok nas będzie żywy człowiek.

25

Odp: Plaża nudystów

Dzisiaj nadeszła pora, by ponownie dać sobie mentalnego kopa w cztery litery, bo ostatnio trochę za dużo sobie folgowałam. Odpuściłam na kilka dni naukę i przez to jestem ciut w plecy z materiałem. Niby nikt nie wyznacza mi żadnych terminów, bo uczę się sama, ale chciałabym wypracować sobie większą samodyscyplinę. Zwykle nadrabiam tym, że jak już zepnę pośladki, to potrafię dłuższy czas poświęcać temu nawet po kilka godzin dziennie, ale nie do końca mi się podoba dotychczasowa metoda, bo te okresy, kiedy jestem mniej produktywna, wywołują u mnie poczucie winy i straconego czasu. Poza tym znów zaczęłam jeść więcej słodyczy. Cukier to naprawdę jakiś diabelski wynalazek. Od jutra zaczynam kolejny detoks. Poprzednio wytrwałam cztery tygodnie, może tym razem uda się dłużej.

Tak z innej beczki, to ostatnio nie mogę pozbyć się wrażenia, że nadchodzi jakiś przełom w moim życiu.
Choć na podstawie posiadanych danych nie potrafię jeszcze ocenić, dokąd mnie on zaprowadzi.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie to żaden kryzys. W końcu niedługo trzydziestka.

26

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Dzisiaj nadeszła pora, by ponownie dać sobie mentalnego kopa w cztery litery, bo ostatnio trochę za dużo sobie folgowałam. Odpuściłam na kilka dni naukę i przez to jestem ciut w plecy z materiałem. Niby nikt nie wyznacza mi żadnych terminów, bo uczę się sama, ale chciałabym wypracować sobie większą samodyscyplinę. Zwykle nadrabiam tym, że jak już zepnę pośladki, to potrafię dłuższy czas poświęcać temu nawet po kilka godzin dziennie, ale nie do końca mi się podoba dotychczasowa metoda, bo te okresy, kiedy jestem mniej produktywna, wywołują u mnie poczucie winy i straconego czasu. Poza tym znów zaczęłam jeść więcej słodyczy. Cukier to naprawdę jakiś diabelski wynalazek. Od jutra zaczynam kolejny detoks. Poprzednio wytrwałam cztery tygodnie, może tym razem uda się dłużej.

Tak z innej beczki, to ostatnio nie mogę pozbyć się wrażenia, że nadchodzi jakiś przełom w moim życiu.
Choć na podstawie posiadanych danych nie potrafię jeszcze ocenić, dokąd mnie on zaprowadzi.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie to żaden kryzys. W końcu niedługo trzydziestka.

Ja ze slodyczy nie zrezygnuje w 100% ,ale wiem,ze wazny jest umiar dlatego ograniczylam do jednego slodycza dziennie w malym rozmiarze

27

Odp: Plaża nudystów
New Me napisał/a:

Ja ze slodyczy nie zrezygnuje w 100% ,ale wiem,ze wazny jest umiar dlatego ograniczylam do jednego slodycza dziennie w malym rozmiarze

Właśnie ja bym wolała nie jeść codziennie, bo regularność buduje nawyk.
Nie chcę czuć, że mi ich brakuje, gdy któregoś dnia po nie nie sięgnę.
A tak z ciekawości. Masz jeszcze jakieś nałogi, poza słodyczami?

28

Odp: Plaża nudystów

Ja tylko mogę zasugerować jedno.
Czekoladki zastąpić owocami. Fruktoza może być dobrym zamiennikiem dla mózgu, co będzie łagodzić 'głód' cukrowy.

29

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Nie zawsze jesteś w stanie to jednoznacznie ocenić. Wielu rzeczy nigdy nie przewidzisz, choćbyś latami rozważał potencjalne scenariusze. Bywa, że coś na pierwszy rzut oka wydaje się super, a finalnie okazuje się być kompletnym rozczarowaniem. Z kolei to, co jawi się jako ryzykowne i niepewne, może być strzałem w dziesiątkę. Czasem trzeba po prostu spróbować. Zaufać sobie, albo drugiemu człowiekowi i zobaczyć, co z tego dalej wyniknie.

Swoją drogą, jak już o tym piszemy, to przypomniało mi się, że w swoim wątku pisałeś o jakimś koledze, który bodajże ciśnie się w klitce z połową rodziny.
Nie brałeś nigdy pod uwagę, by zaproponować jemu, żebyście we dwoje coś wynajęli w stolicy?

Przykład z loterią miał posłużyć za metaforę. Los na loterii to taka pomocna dłoń, którą ktoś wyciągnął w stronę tej osoby. Jeśli nie jest szczerze gotowa na zmianę, to nawet jakby podać jej idealne rozwiązanie na srebrnej tacy, nic się nie zmieni. Niektórzy niby mocno nienawidzą swojej sytuacji, ale jednocześnie lubią postrzegać siebie jako ofiarę. Tak im prościej. Nic od nich nie zależy, nie ponoszą też winy za swoje niepowodzenia. Mam w rodzinie idealny przykład takiej osoby. Jest nią mój starszy brat. Jak miał pracę, w której trzeba było dużo robić, to marudził, że ciężko. Jak znalazł taką, w której trzeba było tylko siedzieć przy taśmie produkcyjnej i od czasu do czasu zerknąć, czy wszystko działa poprawnie, to zrezygnował, bo uznał, że nie zarobiłby na te wszystkie smsy, które pisał w trakcie zmiany. Największym hitem było, gdy pewnego dnia nie poszedł do pracy, bo ojciec nie kupił mu składników na kanapki. Sklep mieliśmy dosłownie pod domem, ale dwudziestokilkuletni chłop nie mógł ruszyć dupy i sam po nie pójść. To ten typ człowieka, który uparcie powtarza, że aby się dorobić, trzeba się najpierw nakraść. Podczas gdy sam siedzi z żoną i dziećmi na garnuszku u rodziców. Nie ma pojęcia, jak wygląda choćby rachunek za prąd, bo nigdy żadnego nie opłacił. Nic sam nie załatwi, boi się gdzieś zadzwonić, ma problem z pójściem do lekarza. We wszystkim zobaczy przeszkodę. Miał się zmienić, jak się urodzi pierwsze dziecko. Potem jak drugie. Słomiany zapał to jego drugie imię. A jak go ktoś za mocno naciska, to postraszy samobójstwem i wszyscy odpuszczają.

Ale jaką wartość ma to, że ktoś Cię zapamięta? Tak szczerze. Zwłaszcza, że po paru pokoleniach tak czy siak zostaniesz zapomniany. Sam się zastanów, ile razy w życiu pomyślałeś o jakimś swoim prapradziadku? Wiele osób nawet nie zna imion takich krewnych. Co zaś się tyczy ludzi, którzy dokonali czegoś wielkiego, to spora część z nich nie miała pojęcia, że ich dzieła osiągną taki sukces, bo stało się to już po ich śmierci. Niektórzy z nich umarli w biedzie i przeświadczeniu, że ponieśli porażkę, bo w ich czasach na nikim nie robiło to wrażenia. To taka czarna strona bycia wizjonerem.

Jak to nie? A tu na forum?
Mnóstwo ludzi zainteresowało się przypadkiem użytkownika Shinigami i część z nich, zdaje się, szczerze starała się pomóc. Nie wszystkie metody były trafione, ale nie można im odmówić zaangażowania. Poświęcili sporo wolnego czasu, by rozmawiać, tłumaczyć, przekonywać, a mogli robić wtedy sto różnych rzeczy. Po powrocie nie miałam zielonego pojęcia kim jesteś, nie zamieniliśmy ani słowa, a w krótkim czasie otrzymałam całkiem sporo informacji na Twój temat.
Naprawdę tego nie widzisz?

Shini, myślę, że najwyższa pora, byś przestał się winić za to, że nie sprostałeś czyimś oczekiwaniom. Świat się od tego nie zawalił. Nikt nie umarł. Rodzice przeznaczyli te pieniądze z własnej woli, nie prosiłeś ich o to. Ty podjąłeś to karkołomne wyzwanie i dałeś z siebie wszystko, by spróbować ich zadowolić. Może gdyby nie narzucili tak dużej presji, to osiągnąłbyś większe efekty, może nie. Tego już nie sprawdzisz. Oni też się nie popisali jako opiekunowie, skoro przez tyle lat nie zauważyli, jak się z tym męczysz. A przeciętnych uczniów tak naprawdę są tysiące. Oni są w większości, nie prymusi, czy dzieci nepotyzmu. Dlatego coraz mocniej nie rozumiem ludzi, którzy nie potrafią zaakceptować, że ich dziecko jest całkowicie normalne. Ani specjalnie uzdolnione, ani bezdennie głupie. Wstydzą się, bo na świstku papieru nikt nie wydrukował paska. Przez takie myślenie społeczeństwa zaczyna brakować specjalistów, bo mało kto chce iść do zawodówki. Za mały prestiż. Później płacz, że trzeba czekać pół roku, żeby ktoś wykończył dom, albo ogarnął porządnie hydraulikę, bo terminy jak do lekarza na NFZ.

Ale dlaczego prawo jazdy jest jedynym sukcesem? Studiów tak nie postrzegasz?
Jak w pracy wykonasz coś dobrze, to dlaczego miałbyś siebie za to nie pochwalić?

Dlaczego nie na miejscu? Nie chodzi mi o tężyznę fizyczną, tylko siłę, jakby to nazwać, duchową, psychiczną. Żeby się nie rozsypywać jak domek z kart, gdy trochę mocniej dmuchnie w nas wiatr. Nie po to, by inni nas zauważyli, czy podziwiali. To wartość zdecydowane podrzędna, a coraz częściej odnoszę wrażenie, że postrzegasz to odwrotnie. Powiem szczerze, że jeśli nie zmienisz tego podejścia, to nawet jeśli wejdziesz w związek, to będziesz z góry na przegranej pozycji. Dziewczyna od razu znajdzie się na piedestale, bo jakże ten cud natury mógł zwrócić swe oczy w stronę takiego bezwartościowego człowieka. To tylko krok od stania się czyimś popychadłem. Normalna ucieknie, zaburzona wykorzysta i zdewastuje.

Owszem, jest to godne doceniania. Widzisz jak łatwo znaleźć zaletę, jeśli się jej szuka?
Nie chodzi o to, by skakać z radości, bo masz komputer i gdzie się kimnąć, tylko by temu na siłę nie umniejszać. Sam przyznajesz, że nie jesteś w beznadziejnej sytuacji, po co więc we własnej głowie czynić ją gorszą niż jest w rzeczywistości?
Swoją drogą, w naszym pięknym kraju nad Wisłą aż 2,5 miliona osób żyje w skrajnym ubóstwie.
Nie lubię się do nikogo porównywać, niezależnie czy ma on lepiej, czy gorzej ode mnie, bo łatwo można sobie tym zaszkodzić, ale są takie rzeczy, które przypominają mi, że pokora to coś więcej niż kolejna pozycja w słowniku. To jest jedna z nich.

Rozumiem. U mnie w domu też zawsze był od razu krzyk i wyzwiska, więc doskonale znam te klimaty. Młodsza siostra kroiła kiedyś kanapkę, omsknął jej się nóż i niemal odcięła sobie cały opuszek palca. Matka na ten widok zaczęła się na nią drzeć i panikować, zamiast normalnie zająć się przestraszonym dzieckiem. Gdybym nie interweniowała, to by jej nie zawieźli nawet na szycie. Podobnie było, jak na rowerze złamała rękę. Ja z kolei, gdy zaczęłam chorować na żołądek, czy bezsenność, to słyszałam, że sama jestem sobie winna i że to od ciągłego siedzenia przy komputerze. Nawet do lekarza nikt ze mną nie poszedł, musiałam sama. Dobrze, że wtedy nieletni mogli być na wizycie bez opiekuna. Zepsucie czegoś wywoływało podobne reakcje. Bezpieczniej było się nie przyznawać i taki wzorzec sobie niestety utrwaliliśmy. Tyle lat, a czasem wciąż mam zawał i udar jednocześnie, jak niechcący komuś coś zepsuję. Z tym, że nauczyłam się już do tego przyznawać. Okazuje się, że o dziwo nie każdy przeżywa rozbicie szklanki, talerza, czy innej pierdoły tak intensywnie, jak nasi rodzice. Normalni ludzie wzruszają ramionami, mówią, że nic się nie stało i po sprawie. Nie trzeba wzywać zespołu reanimacyjnego. Szok, nie?

Jakby tylko ekstrawertycy wchodzili w związki, to mielibyśmy jeszcze większy problem ze współczynnikiem dzietności.
Spokojniejsi, nieśmiali ludzie też mogą znaleźć drugą połówkę i mieć równie wartościowe relacje, jak ci bardziej charyzmatyczni.
Co więcej, są kobiety, które świadomie wybierają tych cichych gości, bo nie lubią jak się za dużo dzieje. Ilu ludzi, tyle preferencji.

Właściwie zamierzałam wrócić któregoś razu do tych problemów żołądkowych. Mówiłeś, że się badałeś i wszystko było w porządku, ale poszedłeś z tym kiedykolwiek do gastrologa? Takiego porządnego, nie jakiegoś konowała? A jak z dietą, udało się cokolwiek zmienić w tej kwestii? Nie jestem co prawda lekarzem, ani żadnym specjalistą w tej dziedzinie, jednak wiem doskonale, jak dużo szkód potrafi narobić JEDEN składnik w diecie, który nam nie służy. Czasem to może być przykładowo nietolerancja laktozy, czy ogólnie problem z trawieniem nabiału.

Shini, a myślałeś kiedykolwiek, żeby SKŁAMAĆ?
Zjadłem w pracy. Zatrzymałem się po drodze na stacji, bo miałem ochotę na hot doga.
Tak, jestem teraz kontrowersyjna, ale kurczę, jak tak czytam, że się martwisz cały czas o reakcję matki, albo że nawet jakbyś chciał sobie sam gotować, to ona by tego nie respektowała, to nie rozumiem, dlaczego nie spróbować w ten sposób. Powiedz, że byłeś u lekarza i po zapoznaniu się z objawami uznał, że powinieneś jak najszybciej zmienić sposób odżywiania, bo najpewniej to on jest przyczyną częstych wizyt w toalecie. Nikt tego przecież nie zweryfikuje. A wątpię, że ktoś będzie z tym dyskutował, skoro chodzi o poprawę zdrowia.

Ma takie znaczenie, że samodzielnie wybierasz co trafia do żołądka oraz w jaki sposób wykorzystujesz wolny czas. Te czynności zdecydowanie mają wpływ na nasze życie, choćby z uwagi na to, że powtarzamy je każdego dnia. Można jeść byle co, byle zapchać kichę, a potem w młodym wieku zachorować, bo przeciążyliśmy własny układ pokarmowy, albo doprowadziliśmy do jakichś poważnych niedoborów. Gdy nie jesteśmy w pracy, mamy do wyboru leżeć bez ruchu, aż przyjdzie sen, wiecznie się nad sobą użalać, albo porobić coś, co sprawia nam przyjemność. Poczytać książkę, obejrzeć anime, pouczyć się, iść na trening, czy spacer.

Tak, to ciężki temat i bardzo skomplikowany. Niestety nie zawsze da się komuś pomóc.
Oczywiście czasem rodzina jest taka, że ani trochę nie przejmuje się losem tej osoby, ale niektórzy zrobiliby wszystko, by odwieść bliskiego im człowieka od ostateczności.
Tylko jak okazać komuś wsparcie, jeśli nawet nie przyznaje się do problemu?

Nie brzmi to żałośnie. Niepotrzebnie postrzegasz to w takich kategoriach.
Małe marzenia są równie ważne, jak te duże. A może nawet bardziej. 
Życzę Ci, żeby się spełniło.

Nie wypowiem się za resztę świata, ale według mnie jest w porządku, o ile ktoś się za mocno w to nie wkręci. Czasem można sobie obejrzeć, zwłaszcza, jak się nie ma żadnej alternatywy. A wszyscy mamy przecież jakieś potrzeby. Tylko na dłuższą metę takie filmiki mogą zryć banię, bo normalny seks ma niewiele wspólnego z tym, co tam prezentują. Warto o tym pamiętać, żeby w przyszłości nie mieć problemu z osiągnięciem satysfakcji, gdy zamiast ręki i wyuzdanych scen obok nas będzie żywy człowiek.

Oczywiście, że tego się nie przewidzi i tu pojawia się problem, o którym ciągle piszemy, paraliżujący lęk przed podjęciem działania. Wszystko co nieznane staje się niemal niemożliwe do zrobienia.

Proponowałem mu to nie raz ale nie jest tym zainteresowany. Pracę i inne aktywności typu siłownia ma 5min drogi na piechotę od mieszkania więc nie opłaca mu się nigdzie przeprowadzać.

Wiem co przez to rozumiesz i po części się zgadzam, że tak może być. Po części dlatego, że ja widzę to inaczej, jak dla mnie to w opisie historii brata nie było żadnej pomocnej dłoni od losu. W pracy to była po prostu zmiana jednej opcji na drugą, dla niego to było z deszczu pod rynnę. Ja to rozumiem i gdybym miał wybierać to wybrałbym pierwszą opcję. Nie ma nic gorszego niż w pracy nie mieć nic do roboty, czas wtedy niewiarygodnie się dłuży. To z kanapką to już faktycznie przesada, ja nie raz szedłem bez kanapek bo też nie było z czego zrobić ale wtedy zwykle po prostu kupowałem coś gotowego na miejscu albo po drodze. Tak szczerze to dla mnie największym absurdem i jednocześnie rzeczą, która daje mi po mordzie jest fakt, że on mimo tego wszystkiego ma żonę i dzieci. Ja wiem jak wygląda rachunek za prąd, załatwiam wszystkie swoje sprawy w urzędach, dzwonie i umawiam lekarza i nie straszę nikogo samobójstwem, a nie jestem nawet blisko jakiejkolwiek relacji z dziewczyną.

Nie chodzi o to jaką wartość ma fakt, że ktoś mnie zapamięta tylko, że to jedyne co ma jakąkolwiek wartość w dłuższej perspektywie. Teraz mogę mieć jakieś małe przyjemności typu pograć w grę czy obejrzeć anime ale to nie ma żadnej wartości, żadnego znaczenia i w żaden sposób nie zmieni niczego. To nic więcej niż zużywanie i tak mocno ograniczonego czasu z czego nie ma żadnych efektów czy korzyści. Dopiero całkiem niedawno zauważyłem, że ja robię to wszystko nie dlatego, że lubię tylko dlatego, że jestem przyzwyczajony i nie wiem co innego mógłbym robić albo wiem ale jest za duży lęk. O ile z anime jeszcze nie mam tego problemu i potrafię czerpać z tego przyjemność to z wieloma innymi rzeczami już nie jest tak dobrze. Nawet z treningiem zaczynam tak mieć. Przez ostatnie tygodnie w większości byłem chory więc z treningami było słabo, teraz już jest w miarę dobrze ale wcale nie czuję motywacji czy chęci do treningu, a jedynie jakieś poczucie obowiązku.

Widzę tylko powiedz mi czy to cokolwiek zmieniło w twoim życiu? W moim jeszcze może coś zmienić ale tylko w moim. Na nikogo innego to nie ma żadnego wpływu, dla każdego użytkownika tego forum jestem tylko jednym z wielu nieznajomych, o którym zapomną zaraz po przeczytaniu albo napisaniu posta. Nie ma nikogo dla kogo całe moje istnienie miałoby jakieś większe znaczenie, a ja na chwilę obecną nie jestem w stanie zrobić nic by to się zmieniło.

Tu już nie chodzi o oczekiwania innych tylko o moje własne, których nie jestem w stanie spełnić. Gdybym miał lepsze oceny, poszedłbym na lepsze studia i teraz miałbym lepszą pracę, może nawet umożliwiającą samotne wynajęcie mieszkania. Ja nie mam zastrzeżeń co do mojej pracy w tamtym czasie tylko do mojego braku jakiegokolwiek talentu. Nie chodzi o brak paska na świadectwie tylko o obecne efekty jego braku. Ci, którzy mieli ten pasek nawet jeśli nie osiągnęli niczego wielkiego i tak są na lepszej pozycji niż ja. Jednak wolałbym być tym lekarzem na NFZ i zarabiać powyżej minimalnej niż tym pomocnikiem stolarza na właśnie minimalnej. Niby jestem jednym z tych przeciętnych, a jednak nie jestem w stanie żyć tak jak oni.

Jak miałbym tak postrzegać studia skoro do niczego mi się nie przydały? Nawet jeśli momentami było fajnie i ciekawie to w dłuższej perspektywie to była jedna wielka strata czasu. Studia były zaoczne więc łącznie kosztowały niemałą sumę, a zupełnie nic nie dały. Odkąd je skończyłem dyplom leży na półce i do niczego się jeszcze nie przydał. Podobnie z pracą, co to za znaczenie czy mi się coś udało czy nie skoro nie mam z tego zupełnie nic. W tej pracy nie będzie ani awansu, ani premii, ani większej podwyżki na tą chwilę ani nawet uścisku prezesa. Niestety ale powiedzenie "nie ma po co się starać" pasuje aż za dobrze mimo iż ja mam jakiś dziwny odruch by właśnie się starać co powoduje tylko frustrację bo się staram, a nic z tego nie ma. Jest jakaś satysfakcja ale nie utrzymuje się zbyt długo.   

Wiem o jaką siłę chodzi i też właśnie taką miałem na myśli. Wiem też, że byłbym z góry na przegranej pozycji, to zawsze było dla mnie całkowicie oczywiste. Żeby być na wygranej pozycji musiałbym stać się swoim całkowitym przeciwieństwem. Człowiekiem skrajnie pewnym siebie, przebojowym, głośnym, nie zważającym na zdanie innych, tym "bad boyem". Musiałbym stać kimś kogo zawsze unikałem i uważałem za coś złego. Wiem, że to najprawdopodobniej bardzo błędne myślenie ale nie mam jak pomyśleć inaczej z powodu bardzo niewielkiego doświadczenia w relacjach międzyludzkich. Dla mnie na obecną chwilę to właśnie tak wygląda.

Tu ponownie mamy to samo czyli, że to nie ma żadnego znaczenia. Nie jestem w beznadziejnej sytuacji ale to wciąż niczego nie zmienia. Z pewnością mam możliwości, o których te 2,5 miliona ludzi może tylko pomarzyć ale jakie to ma znaczenie skoro nie jestem w stanie tego ani docenić ani nawet zauważyć choćbym bardzo się starał. Właśnie o to chodzi, ja to wszystko wiem i nie mogę skorzystać z tej wiedzy.

Tu nie trzeba wiele dodawać, mieliśmy podobne sytuacje z tym, że u mnie na odwrót było na przykład chodzenie do lekarza. Cokolwiek się stało to od razu panika jakbym był umierający. Z tym zepsuciem czegoś było tak samo przez co do dziś mam spory lęk przed użyciem siły. Podświadomie wolę by coś się nie udało, nie zadziałało niż ryzykować uszkodzenie tego bo od razu mam flashbacki jak z wojny właśnie z tym ciągłym krzykiem. Co najciekawsze teraz nikt się nie przejmuje takim rozbiciem szklanki więc dlaczego kiedyś to był tak wielki problem?

Oczywiście, że są takie kobiety i osobiście znam związki gdzie oboje są introwertykami. Znałem ludzi, którzy mieszkając razem potrafili cały dzień spędzić w osobnych pokojach, przez cały dzień nawet ze sobą nie rozmawiać i nie był to dla nich żaden problem. Tak samo jak widziałem pary, które razem grały w gry czy oglądały anime i uważałem to za coś absolutnie cudownego. Szkoda tylko, że nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny, która by mi się podobała i byłaby wolna. Chodzę na różne eventy typu konwenty czy targi ale to kolejna rzecz, która nie ma znaczenia bo nie jestem w stanie nawet zagadać do żadnej dziewczyny. Wszyscy tam się wydają ultra ekstrawertykami mimo iż na pewno jest tam wielu introwertyków. Jedyna osoba, którą poznałem na takich wydarzeniach to dziewczyna w moim wieku, podoba mi się ale oczywiście od dawna jest zajęta. Nie mam pojęcia jak ci ludzie, których widziałem w związkach się odnaleźli i jak wyglądały początki ich relacji ale patrząc z boku to się wydaję totalnie nieprawdopodobne.

Byłem u nie jednego gastrologa i robiłem wiele badań, z tego co wiem to jeden był prawdziwym specjalistą i zarówno on jak i każdy inny stwierdzili tak samo, że tu nic się nie dzieje. Także albo problem leży w głowie albo tak jak piszesz jest jakiś składnik, na który mogę być uczulony. Pytałem o wizytę do alergologa to albo za pół roku albo prywatnie za niemałą cenę, jutro będę szukał dalej.

Wiele razy mówiłem, że trzeba zmienić dietę i wiele razy podawałem przykłady różnych nowych dań, nawet po wprowadzeniu części z nich nic się nie zmieniło. Najprawdopodobniej trzeba by było całkowicie zmienić wszystkie nawyki żywieniowe już na etapie zakupów spożywczych, a to mógłbym zrobić tylko sam, dosłownie sam. Musiałbym zacząć całkowicie od zera, robić zakupy tylko dla siebie i eksperymentować danie po daniu, wizyta u dietetyka pewnie też byłaby niezbędna bo kompletnie się na tym nie znam. Skłamać i powiedzieć, że w pracy coś zjadłem to chyba jedyne co mogłoby się udać.

Jak już wcześniej wspominałem można porobić coś przyjemnego ale to właśnie nie ma znaczenia i daje coraz mniej przyjemności. Żeby móc w pełni wykorzystywać wolny czas po pierwsze samemu trzeba być wolnym od wpływu czy nawet wzroku innych ludzi, po drugie nie można mieć takich lęków. Nawet teraz kiedy gram albo oglądam anime często mam poczucie winy bo kiedyś to była tylko i wyłącznie nagroda za naukę czy zrobienie czegoś dobrze czyli rzadko się zdarzała. Nie zliczę ile razy w latach szkolnych mówiłem, że kiedy tylko będę dorosły i będę mieć swoje pieniądze to będę mógł grać czy oglądać ile tylko będę chciał. Teraz tak mogę i nie czuję nawet połowy tej przyjemności, którą czułem wtedy. To wciąż się kojarzy z krzykiem i z pretensjami. Kupując nową grę jestem pod presją, że muszę ją jak najszybciej skończyć mimo iż teraz nikt nie będzie za to na mnie krzyczał. Często mam myśli, że robię coś złego, niewłaściwego, coś czego nie powinienem robić.

W kwestii samobójstw właśnie to, że nie widać po kimś jego sytuacji jest największym problemem w kwestii pomocy tej osobie. Szczególnie, że wciąż przyznawanie się do tego typu problemów jest negatywnie postrzegane przez znaczną część społeczeństwa, zwłaszcza jeśli chodzi o mężczyzn. Jeśli facet się przyzna do problemów psychicznych i myśli samobójczych to od innych facetów usłyszy, że jest przegrywem i nieudacznikiem, a dla kobiet już całkowicie przestanie istnieć jako mężczyzna, może właśnie tego obawiał się ten mój znajomy.

Użyłem słowa "żałośnie" bo to są tak małe i tak proste rzeczy, że większość nastolatków ma to dawno za sobą, a ja nie. Poza tym jednym mam jeszcze kilka takich drobiazgów ale mam też świadomość, że powinienem tego wszystkiego doświadczyć 10-15 lat temu jeszcze w latach szkolnych, a teraz powinienem mieć dużo większe marzenia. Takie też mam ale o nich myślę w kategoriach czegoś całkowicie nierealnego o czym właśnie można tylko pomarzyć.

Tu pojawia się problem kiedy określić, że za mocno się wkręciło. Sam już miałem przykład sytuacji gdzie ta rozbieżność między tym co widać na ekranie, a tym co widać w realu jest bardzo duża. Oglądając utrwala się pewne obrazy, które "działają", a które są fizycznie niemożliwe do osiągnięcia w realu. Czytając moje posty z pewnością trafiłaś na te opisujące moją wizytę w salonie masażu erotycznego. I tam właśnie był tego dobry przykład, nie byłem w stanie "skończyć" i najprawdopodobniej było tak dlatego, że patrzyłem się w sufit, a nie na to co dawało mi satysfakcję. Po prostu pozycja była taka, że nawet jeśli masażystka była całkowicie naga i bardzo ładna to nawet nie było jak na nią patrzeć nie mówiąc już o jakichś konkretniejszych pozycjach. A to i tak najbardziej optymistyczny scenariusz bo mogą też być inne powody przez, które nie mogłem skończyć i nawet o nich nie wiem. Powiem szczerze, że tego też nieźle się obawiam jak już kiedyś się uda wejść w ten związek, że nie ze swojej świadomej winy nie będę w stanie zadowolić dziewczyny i przez to związek od razu się rozpadnie.

30

Odp: Plaża nudystów
Lucyfer666 napisał/a:

Ja tylko mogę zasugerować jedno.
Czekoladki zastąpić owocami. Fruktoza może być dobrym zamiennikiem dla mózgu, co będzie łagodzić 'głód' cukrowy.

Dzięki, niestety taka metoda, jak na filmikach, gdzie podstawiają psu pod nos mięso, a do gęby wciskają brokuł, czy inną zieleninę, nie działa na mój mózg. Za sprytny na to skubaniec. Przy okazji po raz kolejny okazało się, że okres świąteczny nie sprzyja realizacji postanowień, więc skubnęłam co nieco, ale jutro też jest dzień. Spróbujemy od nowa. Najgorzej w sumie wytrwać pierwszy tydzień. Potem jest z górki.

31 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-07 00:29:27)

Odp: Plaża nudystów
Shinigami napisał/a:

Oczywiście, że tego się nie przewidzi i tu pojawia się problem, o którym ciągle piszemy, paraliżujący lęk przed podjęciem działania. Wszystko co nieznane staje się niemal niemożliwe do zrobienia.

Nie wiem, co mogłabym doradzić, Shini. Każdy z nas czasem staje przed trudnym wyborem. Nie znałam w życiu ani jednego człowieka, który by nigdy nie odczuwał strachu. Nie jesteś więc pod tym względem odosobniony, nawet jeśli posiadasz w sobie większe jego pokłady, niż przeciętna osoba. Po prostu w pewnym momencie jedyne, co pozostaje, to albo wziąć byka za rogi, albo poddać się bez walki. Zakładając, że zdecydujesz się kiedyś na to pierwsze, warto mieć świadomość, że nie znajdziesz nigdzie złotej metody, w jaki sposób miałbyś okiełznać tego rozwścieczonego buhaja. Niektórzy wolą rzucić się z impetem na przeciwnika, inny zajść go od tyłu, unikając bezpośredniej konfrontacji. Każdy musi sam wyczuć, co sprawdza się w jego przypadku. Wiem, znów wleciała metafora, ale chyba w miarę zrozumiała. Mam nadzieję.

Shinigami napisał/a:

Proponowałem mu to nie raz ale nie jest tym zainteresowany. Pracę i inne aktywności typu siłownia ma 5min drogi na piechotę od mieszkania więc nie opłaca mu się nigdzie przeprowadzać.

Rozumiem. Widać tak mu wygodniej. 

Shinigami napisał/a:

Wiem co przez to rozumiesz i po części się zgadzam, że tak może być. Po części dlatego, że ja widzę to inaczej, jak dla mnie to w opisie historii brata nie było żadnej pomocnej dłoni od losu. W pracy to była po prostu zmiana jednej opcji na drugą, dla niego to było z deszczu pod rynnę. Ja to rozumiem i gdybym miał wybierać to wybrałbym pierwszą opcję. Nie ma nic gorszego niż w pracy nie mieć nic do roboty, czas wtedy niewiarygodnie się dłuży. To z kanapką to już faktycznie przesada, ja nie raz szedłem bez kanapek bo też nie było z czego zrobić ale wtedy zwykle po prostu kupowałem coś gotowego na miejscu albo po drodze. Tak szczerze to dla mnie największym absurdem i jednocześnie rzeczą, która daje mi po mordzie jest fakt, że on mimo tego wszystkiego ma żonę i dzieci. Ja wiem jak wygląda rachunek za prąd, załatwiam wszystkie swoje sprawy w urzędach, dzwonie i umawiam lekarza i nie straszę nikogo samobójstwem, a nie jestem nawet blisko jakiejkolwiek relacji z dziewczyną.

Akurat przykłady z pracą padły bardziej w kontekście tego, że on dosłownie ze wszystkiego potrafi zrobić problem. Był w wielu innych i w żadnej nie wytrzymał dłużej, niż kilka miesięcy. Nie twierdzę, że któraś z nich była super, ale w pewnym momencie życia trzeba brać co jest, zamiast żerować na innych. Zwłaszcza, jak się ma na utrzymaniu trzy osoby. Od paru lat dorabia sobie u naszego szwagra i starszej siostry, to chodzi kiedy mu się zachce, ale nie trzeba być specjalnie inteligentnym, by zauważyć, do jakiej przyszłości zmierza, funkcjonując w tak beztroski sposób. Rodzice nie będą żyć wiecznie. W porządku, w zapisie najpewniej dostanie mieszkanie, oszczędności ojca i działki, bo trzeba się zlitować nad nieporadnym synkiem, ale na ile to wystarczy komuś z taką mentalnością? Znając jego, to zaraz sobie nakupuje różnych pierdół i pół roku później będzie płakał, że przewalił całą kasę, a teraz nie ma co do gara włożyć. Gość ma ponad trzydzieści lat, a cieszy się jak dziecko, gdy tatuś kupi konsolę, nowy telefon, hulajnogę elektryczną. Koleguje się głównie z jakimiś dzieciakami, chodzi sobie z nimi na siłkę. Przy czym co parę lat aktualizuje towarzystwo, bo tacy, co żwawym krokiem wchodzą w dorosłość, są dla niego już zbyt dojrzali. Jak ostatnio się z nim widziałam, to ponad godzinę nawijał o jakiejś grze na telefon i chwalił się, jakie kupił do niej skiny. Moim zdaniem masakra. Nie wierzę, że ktoś normalny chciałby się z nim zamienić. Nawet jeśli w pakiecie dostałby jego żonę oraz dwójkę dzieci. On rzecz jasna też narzeka wiele razy na swoje życie. Tylko chciałby, żeby jakiś czarodziej rzucił zaklęcie i magicznie odmienił jego los. Pod tym względem macie wiele wspólnego, choć coś mi mówi, że gdybyś miał taką możliwość, to spotkanie z nim mogłoby podziałać jak terapia szokowa. Dlatego zresztą poruszyłam jego temat, by zobaczyć jak zareagujesz na historię kogoś tak skrajnego.

Shinigami napisał/a:

Nie chodzi o to jaką wartość ma fakt, że ktoś mnie zapamięta tylko, że to jedyne co ma jakąkolwiek wartość w dłuższej perspektywie. Teraz mogę mieć jakieś małe przyjemności typu pograć w grę czy obejrzeć anime ale to nie ma żadnej wartości, żadnego znaczenia i w żaden sposób nie zmieni niczego. To nic więcej niż zużywanie i tak mocno ograniczonego czasu z czego nie ma żadnych efektów czy korzyści. Dopiero całkiem niedawno zauważyłem, że ja robię to wszystko nie dlatego, że lubię tylko dlatego, że jestem przyzwyczajony i nie wiem co innego mógłbym robić albo wiem ale jest za duży lęk. O ile z anime jeszcze nie mam tego problemu i potrafię czerpać z tego przyjemność to z wieloma innymi rzeczami już nie jest tak dobrze. Nawet z treningiem zaczynam tak mieć. Przez ostatnie tygodnie w większości byłem chory więc z treningami było słabo, teraz już jest w miarę dobrze ale wcale nie czuję motywacji czy chęci do treningu, a jedynie jakieś poczucie obowiązku.

Jeśli nie masz ochoty na trening, to odpuść. Myślę, że dobrze by zrobiło, gdybyś w takich sytuacjach, kiedy jest to możliwe, przestał sam siebie zmuszać do jakichś czynności. Praca to co innego, bo za coś trzeba żyć, ale tu jak najbardziej można zluzować majtki. Może przejrzyj listę jakichś kursów w podobnej cenie i wybierz ten, który wydaje się najciekawszy? Super, jakby był stacjonarny, żebyś nadal wychodził do ludzi. Nie musi być od razu strzałem w dziesiątkę, po prostu spróbujesz czegoś innego, niż dotychczas. Jakbyś zaczął tęsknić za poprzednim miejscem, to przecież zawsze możesz wrócić. Płacisz, więc masz kontrolę.

To się łączy także z potrzebą robienia czegoś, co ma znaczenie. Rozwijanie umiejętności zawsze nas w jakimś stopniu zmienia. Poszerza horyzonty. Choćby taka nauka języka. Przy okazji dowiaduję się wielu rzeczy na temat kraju, w którym ten język jest używany, a nawet faktów z historii, o których nie miałam zielonego pojęcia. Wiedziałeś, że kiedyś rok kalendarzowy zaczynał się w marcu? Albo że Japończycy mówią na chleb "pan", ponieważ w szesnastym wieku przybyli do nich portugalscy kupcy? Bo ja dowiedziałam się tego dopiero, gdy zaczęłam naukę hiszpańskiego. Lubię też tworzyć rękodzieło. Siadam czasem na kilka godzin przy biurku, puszczam muzykę i wykonuję własną biżuterię. Nawet zbieram za nią komplementy, co jest mega fajnym uczuciem, że ludzie doceniają coś, co wyszło spod moich rąk. Albo książki. Ileż one potrafią dać człowiekowi do myślenia. Do tego fantastycznie rozwijają wyobraźnię. Muzyka potrafi pełnić zarówno funkcję rozrywkową, jak i leczniczą. Świat jest pełen naprawdę wspaniałych rzeczy, tylko trzeba otworzyć oczy.
Swoją drogą, zaczęłam też niedawno czytać tę książkę, którą polecała Muqin.
Choć nie wiem, kiedy skończę, bo w grudniu zrobiłam niemałe zapasy lektury.
No ale nikt nie goni, powoli do przodu.

Shinigami napisał/a:

Widzę tylko powiedz mi czy to cokolwiek zmieniło w twoim życiu? W moim jeszcze może coś zmienić ale tylko w moim. Na nikogo innego to nie ma żadnego wpływu, dla każdego użytkownika tego forum jestem tylko jednym z wielu nieznajomych, o którym zapomną zaraz po przeczytaniu albo napisaniu posta. Nie ma nikogo dla kogo całe moje istnienie miałoby jakieś większe znaczenie, a ja na chwilę obecną nie jestem w stanie zrobić nic by to się zmieniło.

Wiesz, to całkiem zabawne, bo nie dalej jak wczoraj widziałam, że w jednym temacie znów zostałeś przywołany jako przykład. Tym razem przez nikogo innego, jak Jack Sparrow. To chyba wystarczający dowód na to, że jednak siedzisz ludziom w głowie nie tylko wtedy, gdy macie bezpośredni kontakt. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, nie pisaliby kolejny rok w tym temacie o życiu, gdybyś był im całkowicie obojętny. Tyle jest przecież innych form spędzania czasu. Nieprzypadkowo wybierają wałkowanie w kółko tego samego w nadziei, że wreszcie wyrwiesz się z marazmu. Spójrzmy choćby na mnie. Przed chwilą pisałam o stosie nowych książek do przeczytania. Z regału uśmiechają się do mnie Tancerze Burzy, Księżycowe Miasto i wiele innych tytułów, a jednak siedzę na forum i piszę kolejnego posta. Przypadek? Nie sądzę. Oczywiście możesz to również zbagatelizować, nie ma żadnego przymusu, by doceniać, że randomy z neta zainteresowały się Twoim losem. Ty decydujesz, jak przyjmiesz tę informację.

Shinigami napisał/a:

Niby jestem jednym z tych przeciętnych, a jednak nie jestem w stanie żyć tak jak oni.

JESTEŚ w stanie żyć tak, jak oni. Tylko nigdy na serio nie spróbowałeś, Shini.

Shinigami napisał/a:

Jak miałbym tak postrzegać studia skoro do niczego mi się nie przydały? Nawet jeśli momentami było fajnie i ciekawie to w dłuższej perspektywie to była jedna wielka strata czasu. Studia były zaoczne więc łącznie kosztowały niemałą sumę, a zupełnie nic nie dały. Odkąd je skończyłem dyplom leży na półce i do niczego się jeszcze nie przydał. Podobnie z pracą, co to za znaczenie czy mi się coś udało czy nie skoro nie mam z tego zupełnie nic. W tej pracy nie będzie ani awansu, ani premii, ani większej podwyżki na tą chwilę ani nawet uścisku prezesa. Niestety ale powiedzenie "nie ma po co się starać" pasuje aż za dobrze mimo iż ja mam jakiś dziwny odruch by właśnie się starać co powoduje tylko frustrację bo się staram, a nic z tego nie ma. Jest jakaś satysfakcja ale nie utrzymuje się zbyt długo.

Nigdy nie wiesz, kiedy się przyda ten dyplom. Może się latami kurzyć na półce, a któregoś dnia okaże się, że jest jedynym kluczem, który może otworzyć jakieś drzwi. Życie jest naprawdę przewrotne. Poza tym przyłożyłeś się do nich, poświęciłeś czas. Nie wierzę, że w żaden sposób się nie rozwinąłeś, nawet jeśli nie zrobiłeś dzięki nim kariery.

Shinigami napisał/a:

Wiem o jaką siłę chodzi i też właśnie taką miałem na myśli. Wiem też, że byłbym z góry na przegranej pozycji, to zawsze było dla mnie całkowicie oczywiste. Żeby być na wygranej pozycji musiałbym stać się swoim całkowitym przeciwieństwem. Człowiekiem skrajnie pewnym siebie, przebojowym, głośnym, nie zważającym na zdanie innych, tym "bad boyem". Musiałbym stać kimś kogo zawsze unikałem i uważałem za coś złego. Wiem, że to najprawdopodobniej bardzo błędne myślenie ale nie mam jak pomyśleć inaczej z powodu bardzo niewielkiego doświadczenia w relacjach międzyludzkich. Dla mnie na obecną chwilę to właśnie tak wygląda.

NIE. Nie musiałbyś stać się swoim przeciwieństwem.
Tylko przestać czuć się, jak ktoś gorszy. Bo ludzie to mocno wyczuwają.
Myślisz, że ja jestem skrajnie pewna siebie, przebojowa, głośna? Daj spokój.
Okej, może mam zwykle w dupie zdanie innych, ale trochę mnie do tego zmusiło życie.
Poza tym naprawdę daleko mi do tego opisu. Jak wielu ludziom, których znam.
Jakbym miała podać na szybko swoje trzy cechy, to prędzej byłyby to: miła, kreatywna i mocno specyficzna.

Shinigami napisał/a:

Co najciekawsze teraz nikt się nie przejmuje takim rozbiciem szklanki więc dlaczego kiedyś to był tak wielki problem?

Musiałbyś zapytać rodziców, ale pewnie nie powiedzą prawdy, bo sami jej nie znają.
Najpewniej uważali, że takie metody wychowawcze się sprawdzają i za bardzo ich nie analizowali.

Shinigami napisał/a:

Chodzę na różne eventy typu konwenty czy targi ale to kolejna rzecz, która nie ma znaczenia bo nie jestem w stanie nawet zagadać do żadnej dziewczyny. Wszyscy tam się wydają ultra ekstrawertykami mimo iż na pewno jest tam wielu introwertyków. Jedyna osoba, którą poznałem na takich wydarzeniach to dziewczyna w moim wieku, podoba mi się ale oczywiście od dawna jest zajęta. Nie mam pojęcia jak ci ludzie, których widziałem w związkach się odnaleźli i jak wyglądały początki ich relacji ale patrząc z boku to się wydaję totalnie nieprawdopodobne.

Ilu ludzi, tyle historii. Na początek możesz spróbować komentować stroje dziewczyn. One tam przychodzą w dużej mierze po to, by inni zachwycali się ich outfitem, wierz mi. Niektóre pewnie szykują się wiele godzin, a każda z nas jest choć odrobinę próżna. Zwróć uwagę na mowę ciała. Jak się uśmiechnie i nie odwróci od razu wzroku, to kontynuujesz rozmowę. Jeśli za pierwszym razem spanikujesz, to trudno. Odwzajemnij uśmiech, odejdź na bok, ochłoń i próbuj z następną. Później możesz dodać pytanie, dlaczego akurat ta postać, co w niej lubi. Zwrócić uwagę na jakieś detale. Daj jej odczuć, że jesteś szczerze zainteresowany. Już tym przebijesz spore grono facetów, którzy tak naprawdę mają kobietę w tyle, bo chcą jej się jedynie dobrać do majtek. Znasz wiele anime, więc sądzę, że bez problemu podtrzymasz konwersację, jak się już wreszcie przełamiesz. My naprawdę nie gryziemy. Nie dostaniesz od żadnej w pysk, bo się do niej kulturalnie odezwałeś. Najgorsze, co się może stać, to że zostaniesz zignorowany. Nie jest to miłe, owszem, ale świat się od tego nie zawali.

Shinigami napisał/a:

Byłem u nie jednego gastrologa i robiłem wiele badań, z tego co wiem to jeden był prawdziwym specjalistą i zarówno on jak i każdy inny stwierdzili tak samo, że tu nic się nie dzieje. Także albo problem leży w głowie albo tak jak piszesz jest jakiś składnik, na który mogę być uczulony. Pytałem o wizytę do alergologa to albo za pół roku albo prywatnie za niemałą cenę, jutro będę szukał dalej.

Warto sprawdzić ten trop, aczkolwiek nawet niekoniecznie musi być to kwestia uczulenia. Niektóre rzeczy powodują u bardziej wrażliwych ludzi niestrawność, choć reszta społeczeństwa zajada się nimi ze smakiem. Moim zdaniem możesz w międzyczasie próbować eliminować pojedynczo kolejne rzeczy. Tak najłatwiej będzie monitorować, czy pozbycie się z diety któregoś składnika przyniosło jakikolwiek efekt. Na przykład najpierw spróbować jeść inne pieczywo. Jeśli nic się nie zmieni po pełnym tygodniu, to notujesz i próbujesz z nabiałem. Z takich rzeczy, które mogą podrażniać żołądek, mogłabym wymienić jeszcze cebulę, szczypiorek, czosnek, pomidory, gruszki i cytrusy. Rośliny strączkowe, jak fasola, czy groch. Mocne przyprawy. Dużo smażonego, albo tłustego jedzenia w diecie. Przetworzone żarcie, typu puszki oraz wszelkiego rodzaju słoiczki z gotowymi daniami. Majonez, musztarda. Napoje gazowane. Przekąski, zarówno słone, jak i słodkie. Za dużo błonnika w diecie może wywołać biegunkę. Za mało z kolei zaparcia. Przyjmowanie witamin albo leków niezgodnie z zaleceniami, na przykład branie magnezu na pusty żołądek może mieć efekt przeczyszczający. Podobnie jakieś słodziki stosowane w większych ilościach. Sam widzisz, lista długa, a dopiero zaczynałam się rozkręcać.

Shinigami napisał/a:

Tu pojawia się problem kiedy określić, że za mocno się wkręciło. Sam już miałem przykład sytuacji gdzie ta rozbieżność między tym co widać na ekranie, a tym co widać w realu jest bardzo duża. Oglądając utrwala się pewne obrazy, które "działają", a które są fizycznie niemożliwe do osiągnięcia w realu. Czytając moje posty z pewnością trafiłaś na te opisujące moją wizytę w salonie masażu erotycznego. I tam właśnie był tego dobry przykład, nie byłem w stanie "skończyć" i najprawdopodobniej było tak dlatego, że patrzyłem się w sufit, a nie na to co dawało mi satysfakcję. Po prostu pozycja była taka, że nawet jeśli masażystka była całkowicie naga i bardzo ładna to nawet nie było jak na nią patrzeć nie mówiąc już o jakichś konkretniejszych pozycjach. A to i tak najbardziej optymistyczny scenariusz bo mogą też być inne powody przez, które nie mogłem skończyć i nawet o nich nie wiem. Powiem szczerze, że tego też nieźle się obawiam jak już kiedyś się uda wejść w ten związek, że nie ze swojej świadomej winy nie będę w stanie zadowolić dziewczyny i przez to związek od razu się rozpadnie.

Już i tak mam wrażenie, że piszę tu esej na dziesięć stron, więc odniosę się jeszcze do ostatniej kwestii. Najwyżej wrócimy do czegoś później, jak będziemy mieli ochotę. Tak, czytałam o wizytach u masażystek erotycznych. Obstawiałabym, że stres był winowajcą w tamtym momencie. Wielu chłopaków, gdy zaczyna swoją przygodę z seksem, ma problem nawet z utrzymaniem wzwodu, co dopiero mówić o orgazmie. Wiek nie ma znaczenia. Może koledzy tego nie powiedzą, bo dla facetów sprawność jest tematem tabu, ale takie są fakty. Zresztą nic dziwnego, pierwszy raz widzisz nagą kobietę, hormony buzują, odczuwasz jednocześnie wiele skrajnych emocji i organizm nie wie, na czym się skupić. Tak naprawdę, dopóki nie sprawdzisz tego w praktyce, to nie ma co się zadręczać myślami. O ile nie masz jakichś totalnie odklejonych fantazji, czy fetyszów, to ciało powinno się w miarę szybko przyzwyczaić do nowych bodźców. Normalna dziewczyna nie będzie wywierać żadnej presji, trust me.

32 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-07 01:22:52)

Odp: Plaża nudystów

Shini, jeszcze z tym zagadywaniem do dziewczyn. Dotarło do mnie właśnie, że przyjęłam z góry, że wiele z nich praktykuje cosplay, a właściwie nie wiem, jak te eventy wyglądają. Nie mogę już edytować, więc prostuję. Przy okazji dodam, że jeśli każda z wymienionych przeze mnie czynności mocno przeraża, to możesz śmiało zacząć od wybrania kilku dziewczyn, do których się tylko uśmiechniesz, albo spróbujesz nawiązać z nimi kontakt wzrokowy. Albo w kolejce po jakieś przekąski zagadać i zapytać, czy coś z tego już próbowała i co poleca. Nie muszą to być od razu te najładniejsze dziewczyny, potencjalny materiał na partnerkę, ani nic z tych rzeczy. Chodzi o nabranie wprawy oraz obycia w rozmowach z totalnie obcymi ludźmi. Po kilkunastu próbach sam zobaczysz, że odbierasz to już zupełnie inaczej. W galeriach handlowych też warto się czasem do kogoś uśmiechnąć, zamiast w myślach konkurować z każdym napotkanym człowiekiem.

Właściwie jeszcze jedna rzecz przyszła mi dzisiaj do głowy.
Zauważyłam, że bardzo rzadko odzywasz się na forum w cudzych tematach, a jeśli już, to raczej nie po to, aby komuś doradzić.
Prawdę mówiąc, zastanawiałam się, czy jesteś tak mocno skupiony na sobie, czy po prostu uważasz, że Twoje rady nie byłyby zbyt cenne.
Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz, ale tak mi się pomyślało, więc piszę.

33 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2025-01-07 02:41:29)

Odp: Plaża nudystów

Shini jak jeszcze raz napiszesz ze jestes wszystkim na forum obojętny to w imieniu Mrs Happiness osobiście dam Ci z płaskiej.

Ale oczywiscie tez się przyczepie. Ona staje na głowie zeby Ci doradzic, dowartościować, pomóc. A Ty ciagle swoje: tak ale...

34 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2025-01-07 03:16:48)

Odp: Plaża nudystów
Bert44 napisał/a:

Shini jak jeszcze raz napiszesz ze jestes wszystkim na forum obojętny to w imieniu Mrs Happiness osobiście dam Ci z płaskiej.

Ale oczywiscie tez się przyczepie. Ona staje na głowie zeby Ci doradzic, dowartościować, pomóc. A Ty ciagle swoje: tak ale...

To ja ponownie pozwolę sobie wyjaśnić, że gra w "tak, ale..." jest ulubioną grą Shiniego.
Wciąga w nią kolejnych, do pewnego momentu szczerze zaangażowanych w rozmowę z nim, tym samym w próbę zrozumienia jego sytuacji i pomocy, użytkowników. Teraz padło na Mrs.Happiness, która jeszcze nie wie, że celem jego rozmowy z nią jest ona sama, a konkretnie wykorzystanie jej uwagi. Znaczy to tyle, że rzekoma chęć zmiany swojej sytuacji jest tylko pretekstem do wciągania w rzeczoną grę coraz to nowych osób. Zauważmy przy tym, jak wiele wątków zagarnął po drodze na swoje potrzeby. Ten, jak widać, jest kolejnym.

To tak tylko w kwestii formalno-informacyjnej wink
Oczywiście to jest każdego wolny wybór, na co poświęca swój czas, ale jednak wydaje mi się to co najmniej nie fair, jeśli nie mówi się wprost "chcę tylko pogadać", bo już naprawdę wiele osób miało czyste i szczere intencje, po czym w końcu orientowały się, że zostały w ten sposób wykorzystane.

35

Odp: Plaża nudystów

Happiness jeszcze nie wie, w jakie sidła się pakuje big_smile
Można przejawiać całkiem sporo wyrozumiałości czy nawet współczucia dla czyjejś ciężkiej sytuacji, lecz z czasem tego typu dyskusja staje się całkiem bezowocna. Kiedy rozmówca potrafi niemal na wszystko znaleźć kontrargument, druga strona zacznie mieć zwyczajnie dość takiej zabawy. Sam to tutaj kiedyś przerabiałem z pewnym użytkownikiem, zdaje sobie sprawę jak bardzo frustrujące się to potem stało.
A tymczasem nowy rok, czyli nowe wyzwania, nowe zmagania, tylko bez postanowień :⁠-⁠)

36

Odp: Plaża nudystów
Bert44 napisał/a:

Jak można pisać o czym się chce to ja napisze o czymś fajnym. W tym roku , pierwszy raz od lat, na Sylwestra nigdzie nie idę ani nie zwala sie do nas 20 osob tylko witamy nowy rok na pidżama party. Ale luzik. Tego mi było trzeba


My tez mielismy pizama Party big_smile

37

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Właściwie jeszcze jedna rzecz przyszła mi dzisiaj do głowy.
Zauważyłam, że bardzo rzadko odzywasz się na forum w cudzych tematach, a jeśli już, to raczej nie po to, aby komuś doradzić.
Prawdę mówiąc, zastanawiałam się, czy jesteś tak mocno skupiony na sobie, czy po prostu uważasz, że Twoje rady nie byłyby zbyt cenne.
Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz, ale tak mi się pomyślało, więc piszę.

Trafne spostrzeżenie. Gawędzicie tu sobie z Shinim, widzę, że dajesz mu rady, pocieszasz, itd. A teraz zastanów się, czy jest w tym jakaś wzajemność? Czy Shini choć raz zapytał Cię co u Ciebie, jak spędziłaś sylwestra, czy potrzebujesz pomocy, pocieszenia? Czy odniósł się w jakikolwiek sposób do postu nr 25, choćby ze zwykłym "trzymam kciuki, że wytrwasz!", "dasz radę!". No właśnie.

38 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-07 22:02:41)

Odp: Plaża nudystów

Dzięki, Bert. Ty to jednak swój chłop jesteś. Choć rękoczyny raczej nie będą konieczne, ponieważ nie biorę sobie takich rzeczy do serca. W sensie, że czego by tu nie napisał, nie sprawi mi tym przykrości. Zwłaszcza, że ani przez moment nie wydawało mi się, by było to jego celem. Powiedziałabym raczej, że posiada on patologiczną wręcz tendencję do umniejszania dobrym rzeczom i wyolbrzymiania tych złych. No i nie zapominajmy o wyzierającym z jego postów poczuciu niesprawiedliwości, że inni mieli coś w pakiecie startowym, bez wysiłku, podczas gdy jemu los poskąpił dóbr wszelakich. Swoją drogą, to tylko moja subiektywna ocena, ale odnoszę wrażenie, że nie kieruje nim już wyłącznie strach przed nowym, jak to miało miejsce na początku. Mi takie zachowanie przypomina coś na kształt efektu utopionych kosztów, co tłumaczyłoby to kurczowe trzymanie się przekonania, że jakakolwiek zmiana jest w jego przypadku niemożliwa, mimo że pewnie sam dostrzega, jak absurdalne są niektóre z jego argumentów.

Załóżmy, że nagle postanowił przyznać nam rację i spróbować wcielić w życie otrzymane rady. Po jakimś czasie wrócił, żeby potwierdzić, że zrobienie tych wszystkich rzeczy wcale nie było tak skomplikowane, a część z nich okazała się wręcz banalnie łatwa. To oznaczałoby, że już lata temu mógł w prosty sposób poprawić swoją sytuację, podczas gdy wiele z nich zmarnował na wymyślanie kolejnych wymówek. Ręka w górę, kto uważa, że przyjąłby tę jakże gorzką świadomość ze spokojem oraz pokorą. Skłonił się w pas, podziękował użytkownikom za zaangażowanie i pomoc, po czym ze łzami radości w oczach otworzył butelkę szampana. Skoro nawet luźna rozmowa ze znajomym fryzjerem, który w ramach dość nieudolnej próby pocieszenia rzucił, że jakby znali się dekadę temu, to wkręcałby go na różne imprezy i pomógł znaleźć dziewczynę, podziałała na niego jak kop z półobrotu.

Na resztę pozwólcie, że odpowiem niejako hurtem, skoro tyczy się jednej kwestii.

Przeczytałam całe szesnaście stron rozmowy forumowiczów z Shinim w utworzonym przez niego temacie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak trudny jest to zawodnik. Jeśli komuś zależy na wygranej z nim, to ma przerąbane. Dużo straconej energii, frustracja. Osobiście postanowiłam z nim porozmawiać, ponieważ miałam czas, ochotę i nie ukrywam, byłam ciekawa, w jaki sposób będzie reagował na moje wpisy. Czy zawsze znajdzie swoje ALE, czy jednak czasem odpuści. Zwłaszcza, że sama całkiem nieźle odnajduję się w takich zabawach. Kiedyś korzystałam z tej umiejętności w podobny sposób do niego. Teraz przydaje się w kryzysowych sytuacjach, żeby widzieć światełko w mroku, nawet jeśli to tylko naklejka fluorescencyjna.
Ciężko się patrzy, jak młody człowiek okopuje się coraz głębiej w swoim strachu, bólu, zazdrości, a także wielu innych destrukcyjnych emocjach, które uniemożliwiają mu czerpanie radości z życia. Nie znaczy to, że postawiłam sobie za punkt honoru, by go stamtąd wygrzebać. Doświadczenie by mi na to nie pozwoliło. Żadne z nas tak naprawdę niczego nie wskóra, dopóki on sam nie zechce podjąć rękawicy.

Jeszcze tak na koniec.
Anewe, stąd moje pytanie do Shiniego. Chętnie dowiedziałabym się, jak on to postrzega.
Dlaczego tak mocno koncentruje się na swoich sprawach. Z czego to wynika.
Póki co przyznam, że widzę u niego trochę cech osobowości narcystycznej.
Ale raz, że nie jestem specjalistą, a dwa, że pozory mogą mylić.

39

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Jeśli nie masz ochoty na trening, to odpuść. Myślę, że dobrze by zrobiło, gdybyś w takich sytuacjach, kiedy jest to możliwe, przestał sam siebie zmuszać do jakichś czynności. Praca to co innego, bo za coś trzeba żyć, ale tu jak najbardziej można zluzować majtki. Może przejrzyj listę jakichś kursów w podobnej cenie i wybierz ten, który wydaje się najciekawszy? Super, jakby był stacjonarny, żebyś nadal wychodził do ludzi. Nie musi być od razu strzałem w dziesiątkę, po prostu spróbujesz czegoś innego, niż dotychczas. Jakbyś zaczął tęsknić za poprzednim miejscem, to przecież zawsze możesz wrócić. Płacisz, więc masz kontrolę.

To się łączy także z potrzebą robienia czegoś, co ma znaczenie. Rozwijanie umiejętności zawsze nas w jakimś stopniu zmienia. Poszerza horyzonty. Choćby taka nauka języka. Przy okazji dowiaduję się wielu rzeczy na temat kraju, w którym ten język jest używany, a nawet faktów z historii, o których nie miałam zielonego pojęcia. Wiedziałeś, że kiedyś rok kalendarzowy zaczynał się w marcu? Albo że Japończycy mówią na chleb "pan", ponieważ w szesnastym wieku przybyli do nich portugalscy kupcy? Bo ja dowiedziałam się tego dopiero, gdy zaczęłam naukę hiszpańskiego. Lubię też tworzyć rękodzieło. Siadam czasem na kilka godzin przy biurku, puszczam muzykę i wykonuję własną biżuterię. Nawet zbieram za nią komplementy, co jest mega fajnym uczuciem, że ludzie doceniają coś, co wyszło spod moich rąk. Albo książki. Ileż one potrafią dać człowiekowi do myślenia. Do tego fantastycznie rozwijają wyobraźnię. Muzyka potrafi pełnić zarówno funkcję rozrywkową, jak i leczniczą. Świat jest pełen naprawdę wspaniałych rzeczy, tylko trzeba otworzyć oczy.
Swoją drogą, zaczęłam też niedawno czytać tę książkę, którą polecała Muqin.
Choć nie wiem, kiedy skończę, bo w grudniu zrobiłam niemałe zapasy lektury.
No ale nikt nie goni, powoli do przodu.

Wiesz, to całkiem zabawne, bo nie dalej jak wczoraj widziałam, że w jednym temacie znów zostałeś przywołany jako przykład. Tym razem przez nikogo innego, jak Jack Sparrow. To chyba wystarczający dowód na to, że jednak siedzisz ludziom w głowie nie tylko wtedy, gdy macie bezpośredni kontakt. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, nie pisaliby kolejny rok w tym temacie o życiu, gdybyś był im całkowicie obojętny. Tyle jest przecież innych form spędzania czasu. Nieprzypadkowo wybierają wałkowanie w kółko tego samego w nadziei, że wreszcie wyrwiesz się z marazmu. Spójrzmy choćby na mnie. Przed chwilą pisałam o stosie nowych książek do przeczytania. Z regału uśmiechają się do mnie Tancerze Burzy, Księżycowe Miasto i wiele innych tytułów, a jednak siedzę na forum i piszę kolejnego posta. Przypadek? Nie sądzę. Oczywiście możesz to również zbagatelizować, nie ma żadnego przymusu, by doceniać, że randomy z neta zainteresowały się Twoim losem. Ty decydujesz, jak przyjmiesz tę informację.

Nigdy nie wiesz, kiedy się przyda ten dyplom. Może się latami kurzyć na półce, a któregoś dnia okaże się, że jest jedynym kluczem, który może otworzyć jakieś drzwi. Życie jest naprawdę przewrotne. Poza tym przyłożyłeś się do nich, poświęciłeś czas. Nie wierzę, że w żaden sposób się nie rozwinąłeś, nawet jeśli nie zrobiłeś dzięki nim kariery.

NIE. Nie musiałbyś stać się swoim przeciwieństwem.
Tylko przestać czuć się, jak ktoś gorszy. Bo ludzie to mocno wyczuwają.
Myślisz, że ja jestem skrajnie pewna siebie, przebojowa, głośna? Daj spokój.
Okej, może mam zwykle w dupie zdanie innych, ale trochę mnie do tego zmusiło życie.
Poza tym naprawdę daleko mi do tego opisu. Jak wielu ludziom, których znam.
Jakbym miała podać na szybko swoje trzy cechy, to prędzej byłyby to: miła, kreatywna i mocno specyficzna.

Ilu ludzi, tyle historii. Na początek możesz spróbować komentować stroje dziewczyn. One tam przychodzą w dużej mierze po to, by inni zachwycali się ich outfitem, wierz mi. Niektóre pewnie szykują się wiele godzin, a każda z nas jest choć odrobinę próżna. Zwróć uwagę na mowę ciała. Jak się uśmiechnie i nie odwróci od razu wzroku, to kontynuujesz rozmowę. Jeśli za pierwszym razem spanikujesz, to trudno. Odwzajemnij uśmiech, odejdź na bok, ochłoń i próbuj z następną. Później możesz dodać pytanie, dlaczego akurat ta postać, co w niej lubi. Zwrócić uwagę na jakieś detale. Daj jej odczuć, że jesteś szczerze zainteresowany. Już tym przebijesz spore grono facetów, którzy tak naprawdę mają kobietę w tyle, bo chcą jej się jedynie dobrać do majtek. Znasz wiele anime, więc sądzę, że bez problemu podtrzymasz konwersację, jak się już wreszcie przełamiesz. My naprawdę nie gryziemy. Nie dostaniesz od żadnej w pysk, bo się do niej kulturalnie odezwałeś. Najgorsze, co się może stać, to że zostaniesz zignorowany. Nie jest to miłe, owszem, ale świat się od tego nie zawali.

Warto sprawdzić ten trop, aczkolwiek nawet niekoniecznie musi być to kwestia uczulenia. Niektóre rzeczy powodują u bardziej wrażliwych ludzi niestrawność, choć reszta społeczeństwa zajada się nimi ze smakiem. Moim zdaniem możesz w międzyczasie próbować eliminować pojedynczo kolejne rzeczy. Tak najłatwiej będzie monitorować, czy pozbycie się z diety któregoś składnika przyniosło jakikolwiek efekt. Na przykład najpierw spróbować jeść inne pieczywo. Jeśli nic się nie zmieni po pełnym tygodniu, to notujesz i próbujesz z nabiałem. Z takich rzeczy, które mogą podrażniać żołądek, mogłabym wymienić jeszcze cebulę, szczypiorek, czosnek, pomidory, gruszki i cytrusy. Rośliny strączkowe, jak fasola, czy groch. Mocne przyprawy. Dużo smażonego, albo tłustego jedzenia w diecie. Przetworzone żarcie, typu puszki oraz wszelkiego rodzaju słoiczki z gotowymi daniami. Majonez, musztarda. Napoje gazowane. Przekąski, zarówno słone, jak i słodkie. Za dużo błonnika w diecie może wywołać biegunkę. Za mało z kolei zaparcia. Przyjmowanie witamin albo leków niezgodnie z zaleceniami, na przykład branie magnezu na pusty żołądek może mieć efekt przeczyszczający. Podobnie jakieś słodziki stosowane w większych ilościach. Sam widzisz, lista długa, a dopiero zaczynałam się rozkręcać.

Już i tak mam wrażenie, że piszę tu esej na dziesięć stron, więc odniosę się jeszcze do ostatniej kwestii. Najwyżej wrócimy do czegoś później, jak będziemy mieli ochotę. Tak, czytałam o wizytach u masażystek erotycznych. Obstawiałabym, że stres był winowajcą w tamtym momencie. Wielu chłopaków, gdy zaczyna swoją przygodę z seksem, ma problem nawet z utrzymaniem wzwodu, co dopiero mówić o orgazmie. Wiek nie ma znaczenia. Może koledzy tego nie powiedzą, bo dla facetów sprawność jest tematem tabu, ale takie są fakty. Zresztą nic dziwnego, pierwszy raz widzisz nagą kobietę, hormony buzują, odczuwasz jednocześnie wiele skrajnych emocji i organizm nie wie, na czym się skupić. Tak naprawdę, dopóki nie sprawdzisz tego w praktyce, to nie ma co się zadręczać myślami. O ile nie masz jakichś totalnie odklejonych fantazji, czy fetyszów, to ciało powinno się w miarę szybko przyzwyczaić do nowych bodźców. Normalna dziewczyna nie będzie wywierać żadnej presji, trust me.

Z treningiem historia jest jeszcze taka, że ja wręcz muszę coś trenować z powodu zdrowia. Mój tryb życia wygląda tak, że w pracy jest dużo dźwigania, noszenia, trzymania itd, a poza pracą w większości siedzę, wiele godzin z rzędu. Bez treningu ledwo mógłbym się ruszyć, plecy i nogi wysiadają więc muszę mieć dużo intensywnego ruchu i rozciągania. Tu nie chodzi o to czy chcę czy nie tylko muszę by jakoś funkcjonować.

O chlebie po japońsku wiedziałem od dawna i ogólnie o Japonii wiem dużo więcej. Książki mam zaczęte 4 i nigdy nie mam czasu by poczytać dalej ale z tym też się zmuszam bo przecież każdy powinien czytać książki. One też zostały mi strasznie obrzydzone jeszcze w latach szkolnych bo ciągle wszyscy zmuszali do czytania nie mówiąc nawet po co ani co daje czytanie. Teraz staram się do tego przekonać ale idzie to opornie.

Dopóki nie napisałaś tego posta i dopóki Bert44 nie wspomniał o tym ponownie ja nawet nie zauważyłem, że dla ciebie nie jestem obojętny. Serio nie sądziłem, że pisanie na forum też może być formą zainteresowania kimś. Co do Jacka to aż dziwne, że jeszcze się tu nie pojawił ale to pewnie kwestia czasu.

Jak miałbym nie czuć się gorszy skoro nie mam nawet tych najprostszych rzeczy, które ma zdecydowana większość? Gdybym miał chociaż coś innego w zamian co by równoważyło to jeszcze ale nie mam. Nie mam celu, talentu, dziewczyny, doświadczenia związkowo-seksualnego, dobrej pracy ani perspektyw na nią, niczym się nie wyróżniam, niczego nie osiągnąłem, nie mam swojego mieszkania ani pieniędzy na nie i jeszcze na dodatek już czuję, że zdrowie powoli zaczyna się sypać, a i jeszcze nie mam nawet włosów. Ciężko przy czymś takim nie czuć się gorszym.

Jeszcze gorsze może być oskarżenie o molestowanie zwłaszcza, że znaczna część dziewczyn robiących cosplay nie ma nawet 18 lat, a niektóre stroje są łagodnie mówiąc skąpe. To po pierwsze, a po drugie znaleźć tam choć jedną dziewczynę, która nie jest cały czas z kimś to niezłe wyzwanie. Samotnych facetów widywałem wielu na takich wydarzeniach ale samotnej dziewczyny jeszcze nie widziałem. Chociaż nie, raz widziałem i nawet przez chwilę patrzyliśmy się na siebie ale nie udało się zagadać, nie mogłem się ruszyć z miejsca. Dosłownie jedna taka osoba na tysiące bywających na takich wydarzeniach. I jeszcze jedno, lęk nie jest przed odrzuceniem tylko przed byciem wyśmianym za nieumiejętność wyduszenia z siebie słowa, do momentu odrzucenia nawet nie dochodzi.

Właśnie o to chodzi, że takie sprawdzanie czy eksperymentowanie z różnymi już nawet nie daniami tylko z elementami składowymi różnych produktów byłoby możliwe tylko mieszkając samemu. Musiałbym to robić całkowicie sam i całkowicie od zera zaczynając już od etapu zakupów. W sumie to nawet jeszcze wcześniej zaczynając bo tych zakupów też nie wiedziałbym jak zrobić by sprawdzać te różne składniki. Kompletnie się nie znam na kwestii żywieniowej więc jak już pisałem bez wizyty u dietetyka raczej nie da rady. Po prostu nie wiem nawet od czego zacząć, jaki zrobić pierwszy krok.

Wiem, że wielu chłopaków ma tego typu sytuacje ale to raczej jest akceptowalne tylko młodych chłopaków. Ja już taki młody nie jestem i raczej są małe szanse na to, że dziewczyna w podobnym wieku nie wymagałaby pełnej sprawności w tym zakresie. A to nie jest tak, że to my sami wywieramy na sobie tą presję by zadowolić tą drugą osobę? Myślisz, że znalazłaby się dziewczyna, której nie przeszkadzałoby, że facet w moim wieku nie tylko nie ma doświadczenia ale jeszcze ma problem ze sprawnością?

Mrs.Happiness napisał/a:

Shini, jeszcze z tym zagadywaniem do dziewczyn. Dotarło do mnie właśnie, że przyjęłam z góry, że wiele z nich praktykuje cosplay, a właściwie nie wiem, jak te eventy wyglądają. Nie mogę już edytować, więc prostuję. Przy okazji dodam, że jeśli każda z wymienionych przeze mnie czynności mocno przeraża, to możesz śmiało zacząć od wybrania kilku dziewczyn, do których się tylko uśmiechniesz, albo spróbujesz nawiązać z nimi kontakt wzrokowy. Albo w kolejce po jakieś przekąski zagadać i zapytać, czy coś z tego już próbowała i co poleca. Nie muszą to być od razu te najładniejsze dziewczyny, potencjalny materiał na partnerkę, ani nic z tych rzeczy. Chodzi o nabranie wprawy oraz obycia w rozmowach z totalnie obcymi ludźmi. Po kilkunastu próbach sam zobaczysz, że odbierasz to już zupełnie inaczej. W galeriach handlowych też warto się czasem do kogoś uśmiechnąć, zamiast w myślach konkurować z każdym napotkanym człowiekiem.

Właściwie jeszcze jedna rzecz przyszła mi dzisiaj do głowy.
Zauważyłam, że bardzo rzadko odzywasz się na forum w cudzych tematach, a jeśli już, to raczej nie po to, aby komuś doradzić.
Prawdę mówiąc, zastanawiałam się, czy jesteś tak mocno skupiony na sobie, czy po prostu uważasz, że Twoje rady nie byłyby zbyt cenne.
Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz, ale tak mi się pomyślało, więc piszę.

Eventy wyglądają mniej więcej tak, że jest ogromny tłok, różne stoiska do kupowania i z jedzeniem, jakaś strefa relaksu i inne atrakcje w zależności od danego wydarzenia. Na jednym konwencie były nawet koncerty, w tym prawdziwej japońskiej piosenkarki, a poza tym są głównie pokazy na przykład sztuk walki, cosplay czy jakieś skecze o tematyce danego anime. Targi to trochę inna sytuacja bo tu jak sama nazwa wskazuje ma to charakter typowo zakupowy. Jest mnóstwo stoisk z różnymi dziwnymi rzeczami takimi jak twoja ręcznie robiona biżuteria, ostatnio kupiłem nawet miecz. Właśnie takie sytuacje jak stanie w kolejce też są bardzo trudne. Na takie wydarzenie zwykle do samych biletów jest mega kolejka, raz stałem ponad 2h i nigdy nie udało mi się do nikogo zagadać, po prostu za duży paraliż i nikogo samotnego. W galeriach jest to samo, kilka razy widywałem ładne dziewczyny, które mi się podobały ale jeszcze nigdy nie udało mi się zagadać. Kilka razy pochodziłem dosyć blisko ale jeszcze tak by mnie nie widziała i zawsze w pewnym momencie się zatrzymywałem i nie mogłem zrobić kolejnego kroku.

Odpowiedzi na to dlaczego rzadko odzywam się w innych tematach pojawiły się same, Priscilla i bagienni_k na ich udzielili. W każdym temacie prędzej czy później daję się złapać na jakąś prowokację czy jakieś pytanie i zaczynam pisać o sobie mimo iż na początku nie miałem takiego zamiaru. Nawet jeśli odpiszę komuś na jego temat, udzielę rady czy odniosę się do jakiejś kwestii to zaraz pojawia się ktoś kto pisze coś bezpośrednio do mnie, a ja się na to łapie. Potem to ja wychodzę na tego złego, który rozwala wszystkie tematy. W tym wątku piszę o sobie bo taki był pierwotny cel rozmowy, którą zaczęliśmy jeszcze w poprzednim wątku. Jeśli stało się to męczące to daj znać i zmienimy temat. Niestety mam problem z tym, że zaczynam pisać o sobie nawet nie zauważając kiedy, a kilka osób z forum to wykorzystuje. To się dzieje automatycznie, a kiedy już zauważę to zwykle jest za późno i stąd te historie, że rozwalam tematy dlatego wolę jak najbardziej ograniczyć pisanie w wielu tematach. Ja na prawdę nie zamierzam nikogo wykorzystywać ani kraść energii jak wiele osób mi tu zarzuca. Na prawdę chciałbym jakoś zmienić tą sytuację i szukam każdej możliwej informacji, która mogłaby mieć na to wpływ. To prawda, że forum jest moim głównym źródłem interakcji z innymi ludźmi i bez niego nie miałbym z kim nawet pogadać na co dzień. A dlaczego nie spytałem "co u ciebie" itd? Przyczyna jest prosta, bo nawet o tym nie pomyślałem. A nie pomyślałem bo mnie nikt nigdy nie zapytał o coś takiego. Nigdy w życiu nie usłyszałem od nikogo czy wszystko w porządku, czy potrzebuję pomocy, a już zwłaszcza pocieszenia. Gdzie, skąd miałem się tego nauczyć i tym bardziej wykształcić nawyk interesowania się takimi rzeczami? Z wyjątkiem sytuacji gdy byłem chory nikt nigdy się nie interesował tym co czuję, czy jest dobrze, czy coś mi doskwiera. Nie robię tego specjalnie czy z narcyzmu tylko bo tak zawsze wyglądało moje otoczenie, tylko to znam.

40 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2025-01-08 02:04:22)

Odp: Plaża nudystów

Teraz bedzie moj monolog.

Shini. Ja Ci wspolczuje. Nie sytuacji w której jestes bo jest jaka jest ale Twojego podejscia. Tego niestety zabetonowania sie w opcji "jestem ofiara".  Nie twierdzę że to lubisz ale w tym się zabetonowales. Nie docierają do Ciebie zadne argumenty. A jedyną osobą która może coś zmienić jestes Ty. Nie da Ci nic działanie jesli nie zmienisz swojego podejscia. Uważasz że masz najgorzej na świecie i ludzie mają Ci współczuć. Zauważyć.  Ale szambo w którym ludzie siedzą jest obiektywnie stopniowalne. Ostatnio byłem na pogrzebie mojej ciotki. Starsza kobieta całe życie z oprawca alkoholikiem. Stałem nad grobem i dotarło do mnie ze ona nigdy nie pocałowała faceta z miłości, że nigdy nie była na sushi z facetem, że nie wie jak to jest gdy facet chce jaj dać orgazm. Wiecznie bez kasy.  Życie do dupy jak cholera. Co powiedziałaby gdybys zgłosił się że swoimi żalami ? Pewnie parsknelaby śmiechem. Z litością w oczach. Byłem na pogrzebie przyjaciela którego rozjechał pijany kierowca. Została zona z dziecmi. Stojąc nad grobem złapałem się na tym jakim jestem strasznym dupkiem użalając się nad moimi z dupy problemami. Zawsze ktoś ma gorzej. Mnostwo ludzi wychodzi z "trudnych domow". A Ty uwazasz ze Ty masz najgorzej. A przynajmniej masz prawo do siedzenia w tym schemacie i oczekiwania współczucia. A ch..ja! Inni mają gorzej niz Ty. Masz dwie rece i dwie nogi, nie jestes upośledzony. Ale zawsze bedziesz uważał że masz gorzej niż inni. Nawet to Twoje "nic w zyciu nie osiagnalem". A studia? A oceny na studiach to biora się z kosmosu? Świadczy o tym ze cos wartosciowego w tej czaszce siedzi. Ja wiem że odpiszesz mi że gowno Ci to dalo itd. Ale nie jestes obiektywny. Chcesz być ofiara- słabszym. Nawet te sparingi które odpuszczasz zeby przegrać...Sam dążysz do porażki. A nie mozes po prostu podjac decyzji ze nie odpuscisz i wygrasz kazdy sparing jaki dasz rade wygrac? Dlatego nie uda Ci się zbudować zwiazku, nie uda Ci się poukladac życia bo jestes zabetonowany w złym schemacie. I nie chcesz nic zmienic (czy nie masz sily ale to mam w dupie bo to Twoja robota cos z tym zrobic). Jeśli mali chłopcy (a czasem duzi smile) mają fantazje to jeden pomysli - będę jak Tyson, wpierd...le każdemu i zdobędę tytuł. Drugi pomysli będę jak Bond - rozwalę ich a na deser przelecę ta piękna laseczkę. Twoja fantazja będzie jestem Tyson, przed walka moja rodzina zginęła w wypadku ale się nie poddaje i walczę. Przegrywam ale jestem moralnym zwycięzca- i można mi współczuć. Ale nikt mnie nie rozumie. Sprobuj lapac sie na tych myslach i zmieniac. Zawsze. Proponuje Ci eksperyment (choć nie nastawiam się że to zrobisz). Wydrukuj sobie cały watek. Potem pomysl że dostajesz na studiach wydruk rozmowy i masz u obcego gościa zwanego Shini na niebiesko podkreslic wypowiedzi gdzie robi z siebie ofiarę i użala się. A na czerowno zdania gdzie podejmuje walkę i SŁYSZY tych którzy do niego pisza. Zapewniam Cię za wszystko będzie niebieskie. Ale postaraj się zeby za miesiąc bylo troche czerwonego, potem więcej i więcej. Moze uda Ci się spojrzeć za rozmowę z Toba naszymi oczami.
Możesz raz na ruski rok odpisać ludziom którzy naprawdę z serca Ci radza dla odmiany inaczej niz: tak, ale.... Tylko odpisać ok rozwaze spróbuję moze to nie jest zły pomysł. Nic nie zmienisz w tydzien ale malymi krokami staraj się wychodzić z roli ofiary. Łap się na tym gdy to robisz i zmieniaj myślenie. Obcinaj te mysli. Z czasem się w tym wyrobisz. A potem inna reakcja organizmu, inne emocje i nagle zaczniesz się z ludźmi dogadywać.
Powodzenia (któryś raz Ci to pisze). Zrob do cholery cos. To wymaga wysilku

41 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-08 04:30:54)

Odp: Plaża nudystów
Shinigami napisał/a:

Z treningiem historia jest jeszcze taka, że ja wręcz muszę coś trenować z powodu zdrowia. Mój tryb życia wygląda tak, że w pracy jest dużo dźwigania, noszenia, trzymania itd, a poza pracą w większości siedzę, wiele godzin z rzędu. Bez treningu ledwo mógłbym się ruszyć, plecy i nogi wysiadają więc muszę mieć dużo intensywnego ruchu i rozciągania. Tu nie chodzi o to czy chcę czy nie tylko muszę by jakoś funkcjonować.

Rozumiem, że jest to ważne dla Twojego zdrowia. Przy czym wiesz, takich zajęć związanych z aktywnością fizyczną również jest bardzo dużo. Rower, basen, siłownia, bieganie, ścianki wspinaczkowe, sztuki walki. Nie trzeba się ograniczać do jednej, jeśli przestała sprawiać przyjemność. Tak naprawdę mógłbyś je zmieniać co kilka tygodni, cenowo powinno wyjść podobnie, a spróbowałbyś czegoś nowego.

Shinigami napisał/a:

O chlebie po japońsku wiedziałem od dawna i ogólnie o Japonii wiem dużo więcej. Książki mam zaczęte 4 i nigdy nie mam czasu by poczytać dalej ale z tym też się zmuszam bo przecież każdy powinien czytać książki. One też zostały mi strasznie obrzydzone jeszcze w latach szkolnych bo ciągle wszyscy zmuszali do czytania nie mówiąc nawet po co ani co daje czytanie. Teraz staram się do tego przekonać ale idzie to opornie.

Zdaję sobie sprawę, że możesz mieć dużą wiedzę o Japonii. Także sam widzisz, że nawet oglądanie anime rozwija. Cały czas dowiadujesz się nowych rzeczy.
Może w pracy się nie przydadzą, ale towarzysko owszem, bo zawsze masz o czym opowiedzieć. Fajnie się słucha kogoś, kto mówi o czymś z pasją.
Jakie książki aktualnie czytasz? I co z tą poleconą przez Muqin? Jakieś wnioski z lektury?

Shinigami napisał/a:

Dopóki nie napisałaś tego posta i dopóki Bert44 nie wspomniał o tym ponownie ja nawet nie zauważyłem, że dla ciebie nie jestem obojętny. Serio nie sądziłem, że pisanie na forum też może być formą zainteresowania kimś. Co do Jacka to aż dziwne, że jeszcze się tu nie pojawił ale to pewnie kwestia czasu.

Widzisz, a przecież nie jestem jedyna. Przejrzyj swój wątek, zobacz ile tam postów tych samych osób, które pomimo narzekań wciąż wracały.
Nie jesteś taki niewidzialny i osamotniony. To tylko substytut prawdziwych relacji międzyludzkich, wiadomo, ale chyba nie jest on taki najgorszy.
Jack też na swój sposób okazywał zainteresowanie. Tyle razy się zirytował, mimo to nadal nie rezygnuje z prób rozbicia betonu.

WEŹ SOBIE DO SERCA SŁOWA BERTA, Shini. Dużo w nich racji.
Swoją drogą, to kolejny człowiek, który ewidentnie się przejmuje.
Muqin też mówiła wprost, że nie jesteś jej obojętny.
Warto dla odmiany docenić, zamiast negować ich istnienie.

Shinigami napisał/a:

Jak miałbym nie czuć się gorszy skoro nie mam nawet tych najprostszych rzeczy, które ma zdecydowana większość? Gdybym miał chociaż coś innego w zamian co by równoważyło to jeszcze ale nie mam. Nie mam celu, talentu, dziewczyny, doświadczenia związkowo-seksualnego, dobrej pracy ani perspektyw na nią, niczym się nie wyróżniam, niczego nie osiągnąłem, nie mam swojego mieszkania ani pieniędzy na nie i jeszcze na dodatek już czuję, że zdrowie powoli zaczyna się sypać, a i jeszcze nie mam nawet włosów. Ciężko przy czymś takim nie czuć się gorszym.

A jak nazwałbyś poprawienie jakości swojego życia, wyprowadzenie się, zmianę nawyków żywieniowych, pójście na terapię, znalezienie nowej pracy, jeśli nie celami? Serio pytam.

Wiele osób nie ma żadnego talentu, nigdy go nie odkrywa, albo jest on mało użyteczny. Choć oczywiście warto próbować różnych rzeczy, by się przekonać, co jeszcze w nas drzemie. Może nie będziemy nigdy mistrzami w żadnej dziedzinie, ale możemy być bardzo dobrzy, jeśli włożymy w to wystarczająco wysiłku. Czasem na grupach językowych widzę, jak ktoś chwali się, że zna ich już pięć, albo więcej. Gdybym miała podobne podejście, to bym się zdołowała i dawno temu odpuściła, bo przecież znam tylko dwa, mimo że poświęcam temu sporo czasu. Dla mnie marzeniem jest nauczyć się bardzo dobrze trzech. Wciąż pozostanę tysiące mil za tymi utalentowanymi poliglotami, jednak trzeba mierzyć siły na zamiary.

Praca nie jest przecież taka najgorsza, sam mówiłeś, że gdyby nie słaba kasa, to byłbyś względnie zadowolony. Czyli nie ma tragedii. Na najważniejsze potrzeby wystarcza, a nawet zostaje na jakieś drobne przyjemności. Jak dojrzejesz do zmiany, to poszukasz czegoś lepszego. Pisałeś bodajże w swoim temacie, że firmy mogą nie chcieć kogoś z takim doświadczeniem. Znów sobie umniejszasz takim myśleniem. Jasne, nigdzie nie dostaniesz od razu kierowniczego stanowiska, ale posiadasz cechy, które mogą zainteresować potencjalnego pracodawcę. Nie boisz się ciężkiej pracy. Byłeś długo w jednym miejscu, co świadczy o stałości. Jak coś zaczynasz, to zawsze kończysz. Starasz się być dokładny. Mówiłeś, że dość szybko łapiesz różne rzeczy, jak ktoś pokaże co robić.

Włosami się nie przejmuj. Niektóre dziewczyny wręcz wolą łysych.
A wygląd zawsze można trochę podkręcić ubraniami.
Odpowiednio dobrana stylizacja czyni cuda.

Do zdrowia jeszcze wrócę, jak będę odpisywać na kwestie żywienia.

Mnóstwo młodych ludzi nie ma swojego mieszkania, bo ceny w wielu miastach są tragiczne. Niektórzy decydują się na kredyt i go latami spłacają. Inni wynajmują, ponieważ nie mają zdolności kredytowej, a skąd wziąć nagle kilkaset tysięcy. Mało kto ma na tyle dzianych rodziców, żeby zafundowali mu lokum. Większość dochodzi do wszystkiego własnymi rękami. Racja, część otrzymuje coś w spadku, ale nikt normalny nie liczy na śmierć bliskiej osoby. Partnerowi mojej młodszej siostry rodzice zapisali w testamencie połowę budynku, której byli właścicielami. Tyle, że on by po tysiąckroć wolał, żeby oni nadal żyli, niż w młodym wieku stracić ich oboje. Od razu mi się przypomina, jak siedzieliśmy we trójkę w naszym domu, gadaliśmy, żartowaliśmy. Nagle zadzwonił mu telefon. Zaraz zbladł, więc od początku było wiadomo, że coś jest nie tak. Kiedy skończył rozmawiać, to popatrzył na moją siostrę z taką bezdenną rozpaczą, po czym ledwo z siebie wydusił, że jego mama nie żyje. Udławiła się jedzeniem i zmarła na miejscu. Nie dało się nic zrobić. Był wtedy niedługo po osiemnastce. Kilka lat później pochował ojca. Zabrał go rak. Jak ktoś go dobrze nie zna, to pewnie myśli, że zajebiście, jedno piętro za darmoszkę od starych, łatwiejszy start. Tylko jakim kosztem.

Co do związku zaś, to istnieje kilka możliwości, które mógłbyś wypróbować. Kilka z nich już podałam. Do tego są jeszcze różne grupy tematyczne, albo portale randkowe. Te ostatnie to trochę dżungla, ale nie znajdziesz lepszego miejsca, gdzie można bez spiny pogadać z płcią przeciwną. Nie trzeba od razu podchodzić do tego na poważnie, żeby się nie zniechęcać porażkami. Po prostu zakładasz konto i zagadujesz do różnych dziewczyn. Może zaraz ktoś wyskoczy, że ja nic nie wiem o życiu samotnego faceta, bo baba to ma setki par i nic nie musi robić, ale to jest najprostsza metoda, by kogoś poznać, jeśli zagadywanie kobiet na żywo odpada. Pewnie wiele z nich nigdy nie odpisze, ale na pewno znajdzie się w końcu taka, co chętnie pokonwersuje z młodym, zainteresowanym nią mężczyzną.

Shinigami napisał/a:

Jeszcze gorsze może być oskarżenie o molestowanie zwłaszcza, że znaczna część dziewczyn robiących cosplay nie ma nawet 18 lat, a niektóre stroje są łagodnie mówiąc skąpe. To po pierwsze, a po drugie znaleźć tam choć jedną dziewczynę, która nie jest cały czas z kimś to niezłe wyzwanie. Samotnych facetów widywałem wielu na takich wydarzeniach ale samotnej dziewczyny jeszcze nie widziałem. Chociaż nie, raz widziałem i nawet przez chwilę patrzyliśmy się na siebie ale nie udało się zagadać, nie mogłem się ruszyć z miejsca. Dosłownie jedna taka osoba na tysiące bywających na takich wydarzeniach. I jeszcze jedno, lęk nie jest przed odrzuceniem tylko przed byciem wyśmianym za nieumiejętność wyduszenia z siebie słowa, do momentu odrzucenia nawet nie dochodzi.

W naszym kraju można legalnie uprawiać seks z osobami od piętnastego roku życia. Obstawiam, że na młodsze nie zwróciłbyś uwagi. Poza tym, chyba nie zamierzałeś im na wstępie proponować wkładania rąk w majtki, czy seksu w toalecie, więc jest to problem wyimaginowany. Jak nie dasz rady zagadać, to przynajmniej staraj się uśmiechać. Gdy zaczniesz zauważać, że dziewczyny odwzajemniają ten gest, to może zdobędziesz się na kolejny ruch. Powiedz mi szczerze, chciałbyś na partnerkę kogoś, kto szydzi z nieśmiałych ludzi, zamiast zachować się po ludzku i spróbować tę osobę trochę ośmielić?

Tak myślałam, czy to pisać, ale w sumie, co mi tam. Nic nie tracę.
Jak byłam młodsza, to byłam bardzo wstydliwa względem chłopaków. Ludzie tego nie dostrzegali, bo jestem raczej wygadana i otwarta. Nikomu się do tego nie przyznawałam, ale jak miałam zostać z facetem sam na sam, to wpadałam w panikę. Miałam takiego przyjaciela w dzieciństwie, który wiele lat się we mnie kochał. Z wzajemnością. Kiedyś się wygłupialiśmy, złapałam go i trochę unieruchomiłam, a on rzucił, że jak go nie puszczę, to mnie pocałuje. Odskoczyłam od niego jak poparzona, jakby był trędowaty. Pewnie go to zabolało, ale ja nie umiałam inaczej. Jak się dowiedziałam, że na wycieczce szkolnej całował się z moją koleżanką, taką, co nie potrafiła żadnego sobie odpuścić, to byłam tak zła, tak zazdrosna, a jedyny sposób, w jaki potrafiłam to okazać, to śmiech. Wyciszaliśmy znajomość i odnawialiśmy ją od wczesnej podstawówki do szkoły średniej. Takich niewykorzystanych szans mam na koncie znacznie więcej, wszystkie przez lęk przed bliskością, z którym nie potrafiłam sobie radzić. Od mocno randomowych, typu ktoś zaczepił mnie w tramwaju i zapraszał na randkę, po bardziej skomplikowane, jak opisana wyżej.

Shinigami napisał/a:

Właśnie o to chodzi, że takie sprawdzanie czy eksperymentowanie z różnymi już nawet nie daniami tylko z elementami składowymi różnych produktów byłoby możliwe tylko mieszkając samemu. Musiałbym to robić całkowicie sam i całkowicie od zera zaczynając już od etapu zakupów. W sumie to nawet jeszcze wcześniej zaczynając bo tych zakupów też nie wiedziałbym jak zrobić by sprawdzać te różne składniki. Kompletnie się nie znam na kwestii żywieniowej więc jak już pisałem bez wizyty u dietetyka raczej nie da rady. Po prostu nie wiem nawet od czego zacząć, jaki zrobić pierwszy krok.

Ale teraz nie możesz zrobić zakupów, czy o co chodzi, bo trochę nie kumam?
Nie możesz sobie kupić chleba? Albo nie kłaść sera, czy pomidora na kanapki?
Dietetyk to spoko opcja, ale wcale nie musisz się wyprowadzić, żeby zacząć.
Jak to zajmie kilka lat, to co wtedy? Dobrze się zastanów.
Zaprzepaścisz zdrowie, żeby nie musieć sam pojechać do sklepu?

Shinigami napisał/a:

Wiem, że wielu chłopaków ma tego typu sytuacje ale to raczej jest akceptowalne tylko młodych chłopaków. Ja już taki młody nie jestem i raczej są małe szanse na to, że dziewczyna w podobnym wieku nie wymagałaby pełnej sprawności w tym zakresie. A to nie jest tak, że to my sami wywieramy na sobie tą presję by zadowolić tą drugą osobę? Myślisz, że znalazłaby się dziewczyna, której nie przeszkadzałoby, że facet w moim wieku nie tylko nie ma doświadczenia ale jeszcze ma problem ze sprawnością?

Wiele dziewczyn w podobnym wieku też nie ma doświadczenia w tych sprawach, albo bardzo niewielkie. Starsi mężczyźni jak najbardziej miewają problemy ze wzwodem, nie tylko dzieciarnia. Wystarczy, że dłuższy czas odczuwasz stres, albo jesteś przemęczony i koleżka nie chce współpracować. Czasem jak za mocno się chce, to też nie wychodzi. Mnóstwo rzeczy, o których nikt nie mówi głośno, bo wstyd się przyznać. Poza tym, nigdy nie ufaj pozorom. Wielu ludzi nawet w związkach przez lata nie ma seksu, bo coś się wypaliło, ale nie potrafili zdecydować się, by odejść. Ty sobie wyliczysz, że skoro mają partnera przez dekadę, to średnio kochali się trzysta razy w roku, co daje trzy tysiące stosunków i się zdołujesz, a oni może przez połowę tego czasu zrobili to kilka razy. Samo życie. Normalna kobieta w takiej sytuacji uśmiechnie się, powie, że nic się nie stało i postara się rozpalić ukochanego na nowo, albo bez spiny spróbujecie innym razem. Nam na początku też nie jest łatwo, też musimy się rozluźnić, żeby nie odczuwać bólu i przyzwyczaić do czyjegoś ciała. Także tak. Dokładnie tak jest, że ludzie sami wywierają na sobie presję. W tej kwestii chyba częściej mężczyźni niż kobiety.

Shinigami napisał/a:

Odpowiedzi na to dlaczego rzadko odzywam się w innych tematach pojawiły się same, Priscilla i bagienni_k ich udzielili. W każdym temacie prędzej czy później daję się złapać na jakąś prowokację czy jakieś pytanie i zaczynam pisać o sobie mimo iż na początku nie miałem takiego zamiaru. Nawet jeśli odpiszę komuś na jego temat, udzielę rady czy odniosę się do jakiejś kwestii to zaraz pojawia się ktoś kto pisze coś bezpośrednio do mnie, a ja się na to łapie. Potem to ja wychodzę na tego złego, który rozwala wszystkie tematy.

Czyli masz dwa wyjścia. Dać się zagonić do narożnika, albo ignorować ich i pisać.
Jak lubisz muzykę, to polecam zajrzeć do mojego tematu o muzykoterapii.
Wrzuć czasem jakąś nutkę. Tam nikt nie będzie miał pretensji.

Shinigami napisał/a:

W tym wątku piszę o sobie bo taki był pierwotny cel rozmowy, którą zaczęliśmy jeszcze w poprzednim wątku. Jeśli stało się to męczące to daj znać i zmienimy temat.

Zaprosiłam Cię tu z własnej woli, także spokojnie. Pisz co chcesz i ile chcesz.
Taki był zamysł tego tematu. Nic się w tym względzie nie zmieniło.
Jak będę chciała poszerzyć repertuar, to zaproponuję wątki poboczne.

Shinigami napisał/a:

A dlaczego nie spytałem "co u ciebie" itd? Przyczyna jest prosta, bo nawet o tym nie pomyślałem. A nie pomyślałem bo mnie nikt nigdy nie zapytał o coś takiego. Nigdy w życiu nie usłyszałem od nikogo czy wszystko w porządku, czy potrzebuję pomocy, a już zwłaszcza pocieszenia. Gdzie, skąd miałem się tego nauczyć i tym bardziej wykształcić nawyk interesowania się takimi rzeczami? Z wyjątkiem sytuacji gdy byłem chory nikt nigdy się nie interesował tym co czuję, czy jest dobrze, czy coś mi doskwiera. Nie robię tego specjalnie czy z narcyzmu tylko bo tak zawsze wyglądało moje otoczenie, tylko to znam.

Koledzy też nigdy nie pytają co słychać, jak się spotykacie?
Sorki, ale ciężko mi w to uwierzyć. Zwykle to taki tekst otwarcia.
Jeśli chodzi o forum, to ja mogę zacząć. No problemo. 
Jak tam, Shini? Jakie anime ostatnio oglądasz?

42

Odp: Plaża nudystów

Dokoncze jeszcze jedna mysl i nie zamęczam dalej. Dlaczego bez zmiany podejscia nie będziesz mial ani dziewczyny ani kumpli? Zobacz co się dzieje na forum. Mnostwo ludzi próbowało Cie wspierac. Jakims cudem po wymianie paru postow zaczynasz irytować (może wyjątkiem jest Mrs. Happiness ale ona ma niewyczerpalne źródła cierpliwości:)). Zastanawiałeś się dlaczego? Dlatego że próbujesz raz - no nic beton z drugiej strony. Próbujesz drugi raz- beton. No to kij ci w oko nie chce mi się więcej. Wkurzasz mnie.
Gdybys byl moim kumplem to poszedłbym z Toba na piwo pogadać.  Może nawet dwa razy.  Ale nikt nie chce na stałe przebywać z kims kto jest ofiara i wiecznie marudzi. Trzeci raz pójdę na piwo z kumplem z którym się pośmieje. Oczywiecie ze tez marudzimy. Spotkam sie z kumplem ktorego zwolnili albo ktoremu w małżeństwie się nie układa. Ale to tymczasowe problemy do rozwiązania. Od tego sa kumple zeby wesprzeć.  Nikt nie będzie tkwil z zwiazku w którym się męczysz z maruda. Żadna dziewczyna tego nie zniesie. Chyba że taka z którą nie chcesz być bo potrzebuje ojca dla dziecka albo też jest ofiara-maruda. Z tego jednak nic szczęśliwego nie powstanie.
Jeśli nie zmienisz podejcia to pierwsza randka będzie zawsze ostatnia. Nawet jak nie będziesz marudził na głos to i tak się to wyczuje. Ze coś jest nie tak.
A czy warto próbować? My faceci mamy rywalizację wpisana w charakter. Ty moze tego z domu nie wyniosłeś. Jak idę z kumplami grać w piłkę to połowa idzie wygrac a polowa przegrać. Tak jest i już. Wazna jest walka bo to z niej jest frajda. Niektórzy multi na konsoli grają. Inni boksują. Porażka porażka sukces. Porazka porażka sukces. Tak to działa. U Ciebie jest porażka porażka porażka (na własne zyczenie). A  ie musi tak być. Wygraj wszystkie sparingi na treningu (wygraj umownie bo przecież tego nikt nie sedziuje). Zobacz co poczujesz. Jak będzie źle to trudno. Powtorz próbę. Potworz, powtorz ,powtorz az przetaniesz czuc wyrzuty sumienia z powodu tego że coś Ci się udalo

43 Ostatnio edytowany przez Lunka86 (2025-01-08 11:05:41)

Odp: Plaża nudystów

Mrs. Happyness, w kwestii słodyczy, to ja się zgadzam z Julią. Lepiej raz dziennie zjeść sobie coś słodkiego, niż nie jeść wcale, bo w końcu przyjdzie taki moment, w którym tak mocno przyjdzie Ci chęć na słodkie, że rzucisz się na wszystko, co znajdziesz w domu i zjesz na raz. Ze słodkim też zawsze miałam problem, aż zaszłam w ciążę i dostałam cukrzycę ciążową. W jednej chwili rzuciłam słodycze, zastąpiłam je owocami, które mają niski indeks glikemiczny, czyli zanim coś sobie kupiłam, to sprawdzałam, ile ma cukru. Czyli można zastąpić słodycze fruktozą, jeśli się znajdzie odpowiednią motywację wink. Teraz już bez cukrzycy czasami pozwolę sobie na jakieś ciastko czy czekoladę raz na jakiś czas, ale jeśli chce mi się czegoś słodkiego, to wybieram np jogurt. Za to nie słodzę kawy zwykłym cukrem, tylko ksylitolem. Mam w planach wypróbować jeszcze stweię.
Co do Shiniego, to sama w pewnym momencie zaczęłam z nim rozmowę, ale jest tak, jak napisało tu kilkoro stałych użytkowników tego forum, czyli wszystko jest negowane, wszystko jest na nie, każda rada zła, na wszystko ma chłopak swoją odpowiedź. Taki to trochę wampir energetyczny. Ja sobie dałam już spokój z pisaniem mu czegokolwiek, bo nie widzę sensu.

44

Odp: Plaża nudystów

Shini My wszyscy tutaj wiemy w jakiej znajdujesz się sytuacji. Zważ tylko na jeden zasadniczy niuans. Mianowicie tutaj, na forum, nie jesteś jedyną osobą, która ma ochotę czy też potrzebuje się wygadać, opowiadając innym o szczegółach swojego życia. Być może pierwszym krokiem, który pozwoli pozostałym uczestnikom dyskusji nabrać do Ciebie nieco więcej cierpliwości, będzie trzymanie się ściśle swojego wątku. Skoro go sam założyłeś to może spróbuj właśnie tam ciągnąć dalej większość swoich wywodów. Chodzi o to po prostu, aby innym też pozwolić na odrobinę szczerości wink

Ciekawie mnie niezmiennie ten fakt wyraźnej słabości wielu Pań do słodyczy. Powtarza się to dość często, zatem może mieć to swoje źródło w odmiennej fizjologii bądź konkretnych jej zaburzeniach. Sam, nawet jak na faceta, nie byłem nigdy specjalnie łakomy na słodkie. Wystarczała mi jakaś tam minimalna ilość od święta czy odrobina do kawy, ale żeby się tak samymi słodkościami obżerać to nigdy, wręcz mnie mdliło od nadmiaru cukru. Co innego jakieś słone czy lekko pikantne przekąski - tu zdecydowanie mogłem sobie więcej pofolgować smile

45

Odp: Plaża nudystów

Każdy ma swoje słabości. Ty sam piszesz, że lubisz jeść pikantne potrawy, tak jak mój mąż. On wszystko doprawia chili. Co do słodyczy, to często wpływ na to mają hormony. A, że cukier uzależnia, to koło się zamyka wink .

46 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-08 14:18:46)

Odp: Plaża nudystów
Bert44 napisał/a:

Dokoncze jeszcze jedna mysl i nie zamęczam dalej. Dlaczego bez zmiany podejscia nie będziesz mial ani dziewczyny ani kumpli? Zobacz co się dzieje na forum. Mnostwo ludzi próbowało Cie wspierac. Jakims cudem po wymianie paru postow zaczynasz irytować (może wyjątkiem jest Mrs. Happiness ale ona ma niewyczerpalne źródła cierpliwości:)). Zastanawiałeś się dlaczego? Dlatego że próbujesz raz - no nic beton z drugiej strony. Próbujesz drugi raz- beton. No to kij ci w oko nie chce mi się więcej. Wkurzasz mnie.

Nie takie znowu niewyczerpalne, ale fakt, niełatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Trzeba się mocno postarać, by to osiągnąć. Aczkolwiek zdecydowanie zgadzam się z tym, co napisałeś. Shini zrobiłby sobie ogromną przysługę, gdyby zmienił podejście do życia. Po niektórych jego wpisach zastanawiałam się, jak na co dzień prowadzi dyskusje z innymi ludźmi. Kolegami, rodziną, czy nawet tym fryzjerem, któremu zwierzył się, że nie ma dziewczyny. Jeśli zawsze skupia uwagę na sobie, nie interesuje się rozmówcą, albo na każdy przytoczony przez kogoś problem odpowiada, że no tak, rozumie, ale on ma gorzej, to pewnie nie jest specjalnie lubiany. Tak jak mówisz, ciężko będzie z takim nastawieniem znaleźć normalną dziewczynę, czy przyjaciół. Nikt nie chce ciągle psuć sobie humoru cudzym marudzeniem. Kiedyś przez jakiś czas jeździłam rano z bratem do pracy i on dosłownie każdy dzień zaczynał od narzekania. Mimo że sama miałam początkowo odmienne nastawienie, to po spędzeniu z nim kilkunastu minut w samochodzie byłam już tak zmęczona, że nic mi się nie chciało.

Tu się na moment zatrzymam, bo chciałabym się zwrócić do Ciebie, Shini.

Pisałeś w swoim wątku, że nie rozumiesz, dlaczego część użytkowników sugeruje, że jesteś wampirem energetycznym, bo przecież nie czujesz żadnego przypływu sił. Wcale nie musi tak być. Taka osoba z definicji sprawia, że po przebywaniu w jej obecności ludzie czują się osłabieni, smutni i nierzadko doświadczają poczucia beznadziei. Korzyścią dla niej jest z kolei fakt, że otrzymuje trochę ukochanej atencji, może się wygadać, odkręcić na parę chwil kurek z szambem, w którym na co dzień tapla się w samotności. Wracając do historii z bratem, jemu też nie poprawiał się nastrój po tym, gdy wyrzucał z siebie ten emocjonalny syf. Za to mój ulegał znacznemu pogorszeniu. Dla niego byłam takim śmietnikiem z uszami. Guzik go obchodziło, że później potrzebuję kilku godzin, by wrócić do stabilności psychicznej.

Dlatego w relacjach tak ważny jest odpowiedni balans. Nie można wiecznie brać.
Chyba, że czyjąś ambicją jest zostanie samotnym zgorzkniałym dziadem.

47 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-08 14:43:24)

Odp: Plaża nudystów
Lunka86 napisał/a:

Mrs. Happyness, w kwestii słodyczy, to ja się zgadzam z Julią. Lepiej raz dziennie zjeść sobie coś słodkiego, niż nie jeść wcale, bo w końcu przyjdzie taki moment, w którym tak mocno przyjdzie Ci chęć na słodkie, że rzucisz się na wszystko, co znajdziesz w domu i zjesz na raz. Ze słodkim też zawsze miałam problem, aż zaszłam w ciążę i dostałam cukrzycę ciążową. W jednej chwili rzuciłam słodycze, zastąpiłam je owocami, które mają niski indeks glikemiczny, czyli zanim coś sobie kupiłam, to sprawdzałam, ile ma cukru. Czyli można zastąpić słodycze fruktozą, jeśli się znajdzie odpowiednią motywację wink. Teraz już bez cukrzycy czasami pozwolę sobie na jakieś ciastko czy czekoladę raz na jakiś czas, ale jeśli chce mi się czegoś słodkiego, to wybieram np jogurt. Za to nie słodzę kawy zwykłym cukrem, tylko ksylitolem. Mam w planach wypróbować jeszcze stweię.

Właśnie mam ten problem, że jak jem codziennie, to myślę o tych diabelskich słodyczach, ale jak na przykład przetrzymam tydzień bez nich, to przestaję zwracać uwagę, że ktoś postawił na stole pudełko ciastek. Dlatego cyklicznie robię sobie taki detoks. Później zawsze wracam do spożywania cukru, ale przynajmniej od czasu do czasu organizm może od niego odpocząć. Próbowałam takich ze słodzikiem w składzie, ale za mocno czuć różnicę w smaku. Trochę jak sztuczna czekolada. Może spróbuję dać im kolejną szansę. Jeśli zaś chodzi o owoce, to prawdę mówiąc, chętnie sięgam po takie zamienniki. Niestety z racji problemów zdrowotnych nie wszystkie mogę jeść, zwłaszcza w większych ilościach. Najłatwiej jest latem, gdy można kupić świeże truskawki, czereśnie, a ceny borówek nie są z kosmosu.

Stewia jest lepsza od ksylitolu, czy ma jakieś inne zalety?

bagienni_k napisał/a:

Ciekawie mnie niezmiennie ten fakt wyraźnej słabości wielu Pań do słodyczy. Powtarza się to dość często, zatem może mieć to swoje źródło w odmiennej fizjologii bądź konkretnych jej zaburzeniach. Sam, nawet jak na faceta, nie byłem nigdy specjalnie łakomy na słodkie. Wystarczała mi jakaś tam minimalna ilość od święta czy odrobina do kawy, ale żeby się tak samymi słodkościami obżerać to nigdy, wręcz mnie mdliło od nadmiaru cukru. Co innego jakieś słone czy lekko pikantne przekąski - tu zdecydowanie mogłem sobie więcej pofolgować smile

Z mojego doświadczenia również wynika, że mężczyźni częściej sięgają po słone i pikantne.
Aczkolwiek znam paru takich, co nie odmówi sobie ciasteczka do kawy.
Jeśli o mnie chodzi, to bardzo rzadko jem chipsy i inne tego typu przekąski.
Nie piję też żadnych napojów gazowanych. Tylko wodę mineralną, czasem herbatę.

48 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-08 14:17:37)

Odp: Plaża nudystów

Wiem, zaczynam spam, ale to mój wątek, więc mi wolno. Jeśli chodzi o Shiniego, to ja nikogo nie namawiam, aby z nim rozmawiał, ale byłabym bardzo wdzięczna, gdyby nikt nie próbował go stąd przepędzić. Dostał zaproszenie, więc jak najbardziej może tu pisać cokolwiek zechce, podobnie jak każdy inny użytkownik. Nie obraża innych forumowiczów, więc spełnia warunki pobytu. Może z czasem nabierze ochoty, by przejść do bardziej pozytywnych tematów, jednak nie zamierzam niczego narzucać. Obowiązuje tu wolny wybór. Przy okazji dodam, że super widzieć nowe osoby. Witam wszystkich serdecznie i zachęcam, by się rozgościć.

Koniec komunikatu. Dziękuję za uwagę.

49 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-01-08 14:50:15)

Odp: Plaża nudystów

Happiness Absolutnie nie mam zamiaru nikogo stąd wyganiać, głównie z tego powodu, że nie jest to mój wątek. To Twoje podwórko, więc Ty tu rządzisz smile
Jednak nie mogę po prostu nie zauważyć, że skala tego zjawiska zaczyna przybierać już niepokojące rozmiary. Każdy jest w stanie kogoś wysłuchać czy porozmawiać, ale właśnie już w pewnym momencie, kiedy ta osoba staje się zbyt natarczywa, wkraczając z przytupem ze swoim życiem w następne miejsce, powoli poszczególni rozmówcy rezygnują z uczestnictwa w dyskusji. Miało to miejsce już wiele razy na tym forum, muszę przyznać, że nie było to przyjemne, kiedy po raz kolejny żadne argumenty do kogoś nie docierają. Może właśnie dlatego tutaj inni nie chcą się zbytnio angażować, właśnie z uwagi na Kolegę(może jednak jest inaczej). Może sam wykaże nieco refleksji i chociaż w ramach wzajemności, zacznie się też sam interesować podobnymi tematami u innych osób, gdyż przejmowanie każdego niemal wątku i zalewanie go podobnymi treściami na swój temat działa odstraszająco. Nie dziwię się zupełnie Bertowi44 czy Priscilli że zaczynają tracić cierpliwość.

50

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Happiness Absolutnie nie mam zamiaru nikogo stąd wyganiać, głównie z tego powodu, że nie jest to mój wątek. To Twoje podwórko, więc Ty tu rządzisz smile

Wiem, po prostu faktycznie w niektórych tematach tworzyła się wokół niego niefajna atmosfera, a nie chciałabym tu żadnego polowania na czarownice.
Shini ma rację pod tym względem, że bywał prowokowany. Faktem jest, że mógł zignorować zaczepki, ale nie można całej winy przypisać jemu.

bagienni_k napisał/a:

Może właśnie dlatego tutaj inni nie chcą się zbytnio angażować

Nie ma to dla mnie znaczenia. Jeśli ktoś nie chce się udzielać, ponieważ nie pasuje mu towarzystwo, to trudno. Każdy decyduje za siebie. Nikogo za uszy nie przyprowadzę. Poza tym są i tacy, którzy unikają utworzonych przeze mnie tematów, ponieważ nie odpowiada im moja osobowość, albo nie chcą zadawać się z dziewczyną z patologii. Takie życie. Jak ktoś jednak zdecyduje się z nami pokonwersować, to chciałabym, aby czuł się mile widziany.

Tak swoją drogą, to gdzie byłeś, jak Cię nie było?
Byłam bliska pomyśleć, że postanowiłeś zrobić sobie przerwę od forum.

51

Odp: Plaża nudystów

Ja mam coś, co mi leży na sercu. Moge tu?

52

Odp: Plaża nudystów
Serduszko<3 napisał/a:

Ja mam coś, co mi leży na sercu. Moge tu?

Jasne, nie krępuj się smile

53

Odp: Plaża nudystów

Pewnie znacie te internetowe porady: musisz najpierw pokochać swoje życie, znajdź nowe Hobby, wyjdź na miasto, znajdź nowych znajomych.


Tylko że ja to wszystko robie: nauka na nartach w górach, wypad do kina do jednej metropolii z koleżanką i jej kolegą, w piątek wypad do innej tylko po to, żeby napić sie drinka z nową koleżanką na dachu wieżowca.  I co?

Zauważyłam że robie to wszystko po to, by wypełnić pustke, ale mi sie nie udaje.

54

Odp: Plaża nudystów

Na ironie pasuje twój Nick Mrs Happiness. Może to znak xD

55 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2025-01-08 15:56:33)

Odp: Plaża nudystów
Serduszko<3 napisał/a:

Pewnie znacie te internetowe porady: musisz najpierw pokochać swoje życie, znajdź nowe Hobby, wyjdź na miasto, znajdź nowych znajomych.

Tylko że ja to wszystko robie: nauka na nartach w górach, wypad do kina do jednej metropolii z koleżanką i jej kolegą, w piątek wypad do innej tylko po to, żeby napić sie drinka z nową koleżanką na dachu wieżowca.  I co?

Zauważyłam że robie to wszystko po to, by wypełnić pustke, ale mi sie nie udaje.

Pomagajac jednej osobie w potrzebie i otrzymujac w zamian wdziecznosc poczujesz sie bardziej szczesliwa i spelniona niz wydajac miliony na te aktywnosci, ktore wypisalas.
Ale pomaganie to nie aktywnosc tylko umiejetnosc.

1. Nie kazdy problem, ktory objawia sie jako prywatny, taki jest.
Wiele problemow jest generowanych spolecznie.
Problemy generowane spolecznie mozna rozwiazac tylko rozwiazaniami spolecznymi.

2. Ludzie, ktorzy potrzebuja pomocy najbardziej sa czesto niebezpieczni.
Tonacy brzytwy sie chwyta, wiec normalne jest, ze osoba, ktorej pomagasz moze chciec wykorzystac twoja pomoc w stopniu wiekszym niz sama oferujesz a nawet chciec Cie skrzywdzic.
Dlatego pomagac trzeba malymi krokami, planowac wlasne bezpieczenstwo, byc cierpliwym, duzo myslec, uczyc sie i nie tworzyc sobie generycznych teorii o tym, ze ludzie sa zli gdy zostaniemy skrzywdzeni.

56

Odp: Plaża nudystów

Ja tam do Shiniego nic nie mam, bo i co mam mieć? To obcy dla mnie człowiek. Kilka razy udzieliłam się w jego wątku, ale jak zobaczyłam, że i tak ma na wszystko swoją odpowiedź, to dałam sobie spokój. Nie będę mu przecież narzucać swojego zdania. To jego życie i jego wybory. I też zauważyłam, że niektórych za bardzo ponosi w rozmowach z nim. Taka postawa może drażnić, ale nie trzeba od razu człowieka obrażać.

57

Odp: Plaża nudystów
Serduszko<3 napisał/a:

Pewnie znacie te internetowe porady: musisz najpierw pokochać swoje życie, znajdź nowe Hobby, wyjdź na miasto, znajdź nowych znajomych.


Tylko że ja to wszystko robie: nauka na nartach w górach, wypad do kina do jednej metropolii z koleżanką i jej kolegą, w piątek wypad do innej tylko po to, żeby napić sie drinka z nową koleżanką na dachu wieżowca.  I co?

Zauważyłam że robie to wszystko po to, by wypełnić pustke, ale mi sie nie udaje.

Pewnie musisz pomyśleć skad ta pustka? Jak zauważyłaś narty i impra na dachu Cie nie wypełniają. Putka zostaje. Jeden jeździ na nartach, ktoś potrzebuje wychowywać dziecię, ktoś udzielać się w wolontariacie, podróżować  albo miec fajnego meza/zone. Chyba musisz pomyśleć czego Ci brakuje, za czym tęsknisz i tego szukać. Internetowe porady są zbyt "uniwerslane" a ludzie tacy nie są.

58 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2025-01-08 16:47:52)

Odp: Plaża nudystów

A może odpuść na jakiś czas. Nawet na krótko. Weź głębszy oddech. Zajrzysz w siebie. Nie wykluczone, że po tym spojrzysz na wszystko z innej perspektywy. Prawdopodobnie to co robisz nie jest do końca tym, czego tak naprawdę oczekujesz.

59 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-01-08 22:16:47)

Odp: Plaża nudystów

Happiness Jasne, nie mam zamiaru na nikogo polować smile Atmosfera się wytworzyła, stało się. Shini niestety dał się sprowokować a teraz lawinowo odpowiada na każdy komentarz w dokładnie identyczny sposób. Niemniej rozumiem też ludzi, biorących udział w dyskusji z osobami takimi, jak Shini. Prędzej niż później większość z nich się podda i złoży broń. Nie tak dawno sam to przerabiałem na, powiedzmy, dużo bardziej skomplikowanym przypadku. Z mojej strony raczej wolę odnosić się do jakiejś konkretnej kwestii czy problemu, zamiast cały czas odpowiadać jednej osobie. Postaram się jakoś wtopić w rozmowę bez zbędnych przytyków. Wiadomo, że wszyscy nie muszą się dobrze dogadywać ze wszystkimi, jednak, mimo tego, da się chyba jakoś zachować pozory normalności smile

Co do forum, to powiedzmy, że była to chwilowa przerwa świąteczno-noworoczna, zaglądam tu i ówdzie raczej regularnie. Skoro to takie swobodne miejsce to tym bardziej będzie przyjemniej dorzucić coś od siebie od czasu do czasu.

60 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2025-01-08 18:02:03)

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Happiness Jasne, nie ma zamiaru na nikogo polować smile Atmosfera się wytworzyła, stało się. Shini niestety mógł dać się sprowokować i teraz lawinowo odpowiada na każdy komentarz dokładnie w identyczny sposób. Niemniej rozumiem też ludzi, biorących udział w dyskusji z osobami takimi, jak Shini. Prędzej niż później większość z nich się podda i złoży broń. Nie tak dawno sam to przerabiałem na, powiedzmy, dużo bardziej skomplikowanym przypadku. Z mojej strony raczej wolę odnosić się raczej do jakiejś konkretnej kwestii czy problemu, zamiast cały czas odpowiadać jednej osobie. Postaram się jakoś wtopić w rozmowę bez zbędnych przytyków. Wiadomo, że wszyscy nie muszą się dobrze dogadywać ze wszystkimi, jednak, mimo tego, da się chyba jakoś zachować pozory normalności smile

Jedni składają broń, inni, w tym ja, odpuszczają widząc bezcelowość poświęcania swojego czasu na dyskusje, z których i tak ostatecznie nic nie wynika. Można spróbować raz, za jakiś czas kolejny, ale w pewnym momencie dochodzi się do wniosku, że to jest uprawianie sztuki dla sztuki po to, aby kręcić się w kółko, a przy tym nie jest wystarczająco atrakcyjne, żeby bez końca chcieć w tym uczestniczyć. Zresztą samo spostrzeżenie, że człowiek w pewnym momencie czuje się tym po prostu zmęczony, samo w sobie jasno wskazuje, że gdzieś została zaburzona równowaga. 

Z tym byciem prowokowanym bardzo średnio się zgadzam, bo może istotnie ktoś ze dwa razy zastosował takie zagrania, ale są to sytuacje stanowiące relatywnie niewielki udział w całości. W moim odczuciu Shini raczej wykorzystuje każdy nadarzający się pretekst, żeby skupić uwagę na sobie. Zresztą nie jest w tym na forum jedyny.

61 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-08 19:32:56)

Odp: Plaża nudystów
Serduszko<3 napisał/a:

Pewnie znacie te internetowe porady: musisz najpierw pokochać swoje życie, znajdź nowe Hobby, wyjdź na miasto, znajdź nowych znajomych.

Tylko że ja to wszystko robie: nauka na nartach w górach, wypad do kina do jednej metropolii z koleżanką i jej kolegą, w piątek wypad do innej tylko po to, żeby napić sie drinka z nową koleżanką na dachu wieżowca.  I co?

Zauważyłam że robie to wszystko po to, by wypełnić pustke, ale mi sie nie udaje.

A czerpiesz przyjemność z tych rzeczy? Czy decydujesz się na różne aktywności tylko po to, by zająć czymś czas i nie myśleć?
Kojarzę z innych tematów, że bezskutecznie szukałaś partnera, więc może tu jest pies pogrzebany?

Serduszko<3 napisał/a:

Na ironie pasuje twój Nick Mrs Happiness. Może to znak xD

Przyznam szczerze, że już nie pamiętam, dlaczego wybrałam właśnie taki nick.
Zdecydowanie nie byłam chodzącą szczęściarą dekadę temu.
Może miałam jakiś przypływ czarnego humoru.

JohnyBravo777 napisał/a:

Pomagajac jednej osobie w potrzebie i otrzymujac w zamian wdziecznosc poczujesz sie bardziej szczesliwa i spelniona niz wydajac miliony na te aktywnosci, ktore wypisalas.
Ale pomaganie to nie aktywnosc tylko umiejetnosc.

Pomaganie super sprawa, ale uważam, że jeśli problem jest mocno złożony, to można co najwyżej chwilowo leczyć w ten sposób objawy. Dostaniesz zastrzyk endorfin, jak przyjdzie mail, że zbiórka, na którą wpłaciłeś kasę, zakończyła się powodzeniem. Albo jak za parę miesięcy wyślą aktualizację, że ta osoba jest już po operacji i powoli wraca do zdrowia. Miłe uczucie, ale również bardzo ulotne. Jak człowiek jest głęboko nieszczęśliwy, to choćby przelewał co miesiąc połowę wypłaty na cele dobroczynne, nadal taki będzie, póki nie dotrze do źródła i go nie wyeliminuje. Poza tym, jak słusznie napisałeś, trzeba zachować czujność przy ludziach będących w potrzebie. O ile wysłanie przelewu na konto fundacji jest dość nieszkodliwe, ponieważ nie masz bezpośredniego kontaktu z obdarowywanym, o tyle rozmowy na różnych grupach, czy wolontariat niosą za sobą potencjalne niebezpieczeństwa. Trzeba mieć wystarczająco silną psychikę, by zachować emocjonalny dystans, inaczej można pogorszyć swój stan. Zwłaszcza, gdy poświęci się komuś czas i energię, a w zamian nie usłyszy nawet dziękuje. Najbardziej przestrzegałabym przed tym osoby samotne, bo prawda jest taka, że wiele osób nie tylko nie wyraża wdzięczności, ale też zapomina o swoim dobroczyńcy w sekundzie, gdy przestaje mu być potrzebny.

Lunka86 napisał/a:

Ja tam do Shiniego nic nie mam, bo i co mam mieć? To obcy dla mnie człowiek. Kilka razy udzieliłam się w jego wątku, ale jak zobaczyłam, że i tak ma na wszystko swoją odpowiedź, to dałam sobie spokój. Nie będę mu przecież narzucać swojego zdania. To jego życie i jego wybory. I też zauważyłam, że niektórych za bardzo ponosi w rozmowach z nim. Taka postawa może drażnić, ale nie trzeba od razu człowieka obrażać.

No tak, to prawda. Nikogo nie przekonamy na siłę. Możemy co najwyżej próbować z nim rozmawiać i przemówić mu do rozsądku. Według mnie on bierze sobie niektóre rady do serca, tylko ten proces jest tak powolny, że prawie niezauważalny. Gdyby ludzie nie żyli jedynie kilkadziesiąt lat, to nawet w tym żółwim tempie zdołałby w końcu wcielić je wszystkie w życie. Niestety każdy ma ograniczony czas i wypadałoby docisnąć nieco pedał gazu, zanim zaskoczy go starość. Jednak to już od niego zależy, czy zacznie bardziej stanowczo działać.

bagienni_k napisał/a:

Happiness Jasne, nie mam zamiaru na nikogo polować smile Atmosfera się wytworzyła, stało się. Shini niestety dał się sprowokować a teraz lawinowo odpowiada na każdy komentarz w dokładnie identyczny sposób. Niemniej rozumiem też ludzi, biorących udział w dyskusji z osobami takimi, jak Shini. Prędzej niż później większość z nich się podda i złoży broń. Nie tak dawno sam to przerabiałem na, powiedzmy, dużo bardziej skomplikowanym przypadku. Z mojej strony raczej wolę odnosić się raczej do jakiejś konkretnej kwestii czy problemu, zamiast cały czas odpowiadać jednej osobie. Postaram się jakoś wtopić w rozmowę bez zbędnych przytyków. Wiadomo, że wszyscy nie muszą się dobrze dogadywać ze wszystkimi, jednak, mimo tego, da się chyba jakoś zachować pozory normalności smile

Nie no, tutaj jest bardzo miła atmosfera, także jestem zadowolona, że przyciągamy tylko takich rozmówców, którzy potrafią zachować kulturę.
Tak jak mówisz, nie wszyscy muszą się ze sobą dogadywać, ważne, żeby dać sobie wzajemnie przestrzeń na swobodną wypowiedź.
Super, że zamierzasz z nami zostać. Odzywaj się kiedy zechcesz.

bagienni_k napisał/a:

Co do forum, to powiedzmy, że była to chwilowa przerwa świąteczno-noworoczna, zaglądam tu i ówdzie raczej regularnie.

Rozumiem. Czasem od wszystkiego trzeba odpocząć.

Priscilla napisał/a:

Jedni składają broń, inni, w tym ja, odpuszczają widząc bezcelowość poświęcania swojego czasu na dyskusje, z których i tak ostatecznie nic nie wynika. Można spróbować raz, za jakiś czas kolejny, ale w pewnym momencie dochodzi się do wniosku, że to jest uprawianie sztuki dla sztuki po to, aby kręcić się w kółko, a przy tym nie jest wystarczająco atrakcyjne, żeby bez końca chcieć w tym uczestniczyć. Zresztą samo spostrzeżenie, że człowiek w pewnym momencie czuje się tym po prostu zmęczony, samo w sobie jasno wskazuje, że gdzieś została zaburzona równowaga.

Dlatego gdy Lunka napisała o nim wampir energetyczny, to podtrzymałam temat.
Może Shini postanowi się nad tym głębiej zastanowić, jeśli zależy mu, by mieć z kim rozmawiać.
Zanim wszyscy się od niego odsuną, do czego nieuchronnie prowadzi aktualna sytuacja.

Priscilla napisał/a:

Z tym byciem prowokowanym bardzo średnio się zgadzam, bo może istotnie ktoś ze dwa razy zastosował takie zagrania, ale są to sytuacje stanowiące relatywnie niewielki udział w całości. W moim odczuciu Shini raczej wykorzystuje każdy nadarzający się pretekst, żeby skupić uwagę na sobie. Zresztą nie jest w tym na forum jedyny.

Zależy co rozumiesz przez prowokację. Moim zdaniem takie przywoływanie czyjejś osoby, gdy nawet nie bierze udziału w dyskusji, nosi jej znamiona. A to dzieje się na forum dość często. Nie tylko gdy ktoś zachowuje się podobnie, ale też gdy robi coś, na co on od dawna nie może się zdecydować. Wyśmiewane są wtedy przykładowo jego najbardziej absurdalne wymówki. Tak czy inaczej, piszę to na podstawie swoich obserwacji, nie śledzę wszystkich postów i tematów, więc biorę pod uwagę, że mogłaś widzieć znacznie więcej i masz bardziej trafne wnioski.

62

Odp: Plaża nudystów

To dobrze, że nie zawsze dogadujemy się. Nikt nie powiedział, że mamy się zgadzać ze sobą w każdej sytuacji. Przez to każdy temat, każda dyskusja jest ciekawa, a nawet w pewnych momentach bardzo gorąca. Jedno można za to zdecydowanie powiedzieć, że monotonii i nudy nikt tu nie znajdzie. Za to każdy natrafi w tym miejscu na szeroki wachlarz różnorodnych poglądów, czasami zbieżnych, czasami kolizyjnych.

63

Odp: Plaża nudystów

Priscilla Dobrze to ujęła: nikt nie lubi specjalnie kręcić się ciągle w kółko, aby ponownie wracać do tego samego miejsca. Każdy zbyt ceni sobie swój czas, aby poświęcać go na bezcelową wymianę zdań, gdzie jedna strona cały czas skupia się wyłącznie na sobie i swoich przekonaniach, pozostając zamkniętym na argumenty reszty uczestników. Samemu nie chcę zbyt mocno wdawać się w takie dyskusje, bo mam przykre doświadczenie w tym zakresie, jednak być może coś mnie jednak zainteresuje.

64

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

[Dlatego gdy Lunka napisała o nim wampir energetyczny, to podtrzymałam temat.
Może Shini postanowi się nad tym głębiej zastanowić, jeśli zależy mu, by mieć z kim rozmawiać.
Zanim wszyscy się od niego odsuną, do czego nieuchronnie prowadzi aktualna sytuacja.

Jedni się odsuwają, ale po nich przychodzą nowi, którzy w swojej nieświadomości dają się wciągać w grę "tak, ale..."
Obserwowaliśmy to wiele razy. Shini jest kulturalny, więc na swój sposób ujmujący, pisze składnie i w gruncie rzeczy dobrze się to czyta, dlatego wywołuje u ludzi chęć pomocy, stąd ich początkowe zaangażowanie, które w pewnym momencie zaczyna coraz bardziej słabnąć. Mimo to karuzela się kręci wink

Priscilla napisał/a:

Zależy co rozumiesz przez prowokację. Moim zdaniem takie przywoływanie czyjejś osoby, gdy nawet nie bierze udziału w dyskusji, nosi jej znamiona. A to dzieje się na forum dość często. Nie tylko gdy ktoś zachowuje się podobnie, ale też gdy robi coś, na co on od dawna nie może się zdecydować. Wyśmiewane są wtedy przykładowo jego najbardziej absurdalne wymówki. Tak czy inaczej, piszę to na podstawie swoich obserwacji, nie śledzę wszystkich postów i tematów, więc biorę pod uwagę, że mogłaś widzieć znacznie więcej i masz bardziej trafne wnioski.

To sam Shini użył pojęcia prowokacja, kiedy usiłował wyjaśnić, dlaczego na swoje potrzeby zagarnia kolejne wątki. Uważa, że jest prowokowany, co w moim odczuciu prawdopodobnie wygląda mniej więcej tak, jak Ty to opisałaś, ale o niebo częściej zauważam, że Shini pojawia się w jakimś temacie, wtrącając swoje trzy grosze, co zwykle nie zostaje bez odzewu, a potem powolutku, zdanie po zdaniu, post po poście, przekierowuje uwagę na siebie. Ma w tym już na tyle wprawy, że udaje mu się to naprawdę szybko. Mimo to ma winnego tego zachowania.

I żeby nie było - jak najbardziej uważam, że forum jest od tego, żeby ze sobą rozmawiać, ale jak w życiu, tak i tutaj, we wszystkim trzeba zachować umiar, a Shini rozmawia tylko o sobie, inni go kompletnie nie interesują.

Zresztą sama spójrz, kiedy zwrócono mu uwagę, że poświęcasz mu swój czas, a on nawet nie zapytał, co u Ciebie, w swoim stylu skupiając się na swojej osobie, to nie poczuł się nawet zażenowany, nie przeprosił, za to bez ogródek stwierdził, że nawet o tym nie pomyślał, a nie pomyślał, bo nikt go tego nie nauczył. Mnie aż poraża, że trzydziestoletni facet nawet w tak pozornie banalnych sprawach zasłania się innymi i to tych innych za wszystko wini.

65 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2025-01-09 08:55:33)

Odp: Plaża nudystów

Bert44

Po pierwsze nigdy nie twierdziłem, że "ja mam najgorzej". Wielokrotnie pisałem, że moja sytuacja jest nieciekawa ale nie, że jest gorsza niż kogoś konkretnego. Nie zgadzam się z tym, że jedni mają gorzej od innych bo to zależy od osoby. Każdy może mieć inną sytuację, która dla niego będzie najgorszą. Nie ma na to jednej definicji. Jeden człowiek może łagodniej znieść wojnę niż drugi na przykład utratę pracy. Nie mi oceniać co dla kogo jest najgorsze. Ja zresztą nie raz pisałem, że pod względem ekonomiczno-egzystencjalnym moja sytuacja nie jest zła, spokojnie mogę powiedzieć, że jest średnio i stabilnie. Ktoś może mieć znacznie mniej niż ja ale być szczęśliwszym człowiekiem niż ja kiedykolwiek byłem. Po drugie dziś byłem na treningu i co prawda nie miałem okazji do "wygrania" bo na trzy sparingi dwa były z dzieciakami, które dopiero zaczynają więc pełniłem dla nich rolę trenera, a jedna walka była z gościem wyższym ode mnie o głowę i ważącym o 40kg więcej więc czego bym nie robił tego nie da się wygrać nie łamiąc zasad. Jednak ogólnie po treningu czuje się znacznie lepiej i zarówno fizycznie jak i psychicznie, sama możliwość spotkania się z tymi ludźmi, porozmawiania i wspólnego trenowania już jest czymś pomocnym. Po trzecie całkiem ciekawy pomysł z tym wydrukowaniem i podkreślaniem. W tygodniu ciężko będzie znaleźć czas by do tego usiąść zwłaszcza, że wątek cały czas się powiększa ale w weekend spróbuję zrobić ten eksperyment, jeśli tylko zostało mi jeszcze trochę tuszu w drukarce.

Mrs.Happiness napisał/a:

Rozumiem, że jest to ważne dla Twojego zdrowia. Przy czym wiesz, takich zajęć związanych z aktywnością fizyczną również jest bardzo dużo. Rower, basen, siłownia, bieganie, ścianki wspinaczkowe, sztuki walki. Nie trzeba się ograniczać do jednej, jeśli przestała sprawiać przyjemność. Tak naprawdę mógłbyś je zmieniać co kilka tygodni, cenowo powinno wyjść podobnie, a spróbowałbyś czegoś nowego.

Zdaję sobie sprawę, że możesz mieć dużą wiedzę o Japonii. Także sam widzisz, że nawet oglądanie anime rozwija. Cały czas dowiadujesz się nowych rzeczy.
Może w pracy się nie przydadzą, ale towarzysko owszem, bo zawsze masz o czym opowiedzieć. Fajnie się słucha kogoś, kto mówi o czymś z pasją.
Jakie książki aktualnie czytasz? I co z tą poleconą przez Muqin? Jakieś wnioski z lektury?

Widzisz, a przecież nie jestem jedyna. Przejrzyj swój wątek, zobacz ile tam postów tych samych osób, które pomimo narzekań wciąż wracały.
Nie jesteś taki niewidzialny i osamotniony. To tylko substytut prawdziwych relacji międzyludzkich, wiadomo, ale chyba nie jest on taki najgorszy.
Jack też na swój sposób okazywał zainteresowanie. Tyle razy się zirytował, mimo to nadal nie rezygnuje z prób rozbicia betonu.

WEŹ SOBIE DO SERCA SŁOWA BERTA, Shini. Dużo w nich racji.
Swoją drogą, to kolejny człowiek, który ewidentnie się przejmuje.
Muqin też mówiła wprost, że nie jesteś jej obojętny.
Warto dla odmiany docenić, zamiast negować ich istnienie.
A jak nazwałbyś poprawienie jakości swojego życia, wyprowadzenie się, zmianę nawyków żywieniowych, pójście na terapię, znalezienie nowej pracy, jeśli nie celami? Serio pytam.

Wiele osób nie ma żadnego talentu, nigdy go nie odkrywa, albo jest on mało użyteczny. Choć oczywiście warto próbować różnych rzeczy, by się przekonać, co jeszcze w nas drzemie. Może nie będziemy nigdy mistrzami w żadnej dziedzinie, ale możemy być bardzo dobrzy, jeśli włożymy w to wystarczająco wysiłku. Czasem na grupach językowych widzę, jak ktoś chwali się, że zna ich już pięć, albo więcej. Gdybym miała podobne podejście, to bym się zdołowała i dawno temu odpuściła, bo przecież znam tylko dwa, mimo że poświęcam temu sporo czasu. Dla mnie marzeniem jest nauczyć się bardzo dobrze trzech. Wciąż pozostanę tysiące mil za tymi utalentowanymi poliglotami, jednak trzeba mierzyć siły na zamiary.

Praca nie jest przecież taka najgorsza, sam mówiłeś, że gdyby nie słaba kasa, to byłbyś względnie zadowolony. Czyli nie ma tragedii. Na najważniejsze potrzeby wystarcza, a nawet zostaje na jakieś drobne przyjemności. Jak dojrzejesz do zmiany, to poszukasz czegoś lepszego. Pisałeś bodajże w swoim temacie, że firmy mogą nie chcieć kogoś z takim doświadczeniem. Znów sobie umniejszasz takim myśleniem. Jasne, nigdzie nie dostaniesz od razu kierowniczego stanowiska, ale posiadasz cechy, które mogą zainteresować potencjalnego pracodawcę. Nie boisz się ciężkiej pracy. Byłeś długo w jednym miejscu, co świadczy o stałości. Jak coś zaczynasz, to zawsze kończysz. Starasz się być dokładny. Mówiłeś, że dość szybko łapiesz różne rzeczy, jak ktoś pokaże co robić.

Włosami się nie przejmuj. Niektóre dziewczyny wręcz wolą łysych.
A wygląd zawsze można trochę podkręcić ubraniami.
Odpowiednio dobrana stylizacja czyni cuda.

Do zdrowia jeszcze wrócę, jak będę odpisywać na kwestie żywienia.

Mnóstwo młodych ludzi nie ma swojego mieszkania, bo ceny w wielu miastach są tragiczne. Niektórzy decydują się na kredyt i go latami spłacają. Inni wynajmują, ponieważ nie mają zdolności kredytowej, a skąd wziąć nagle kilkaset tysięcy. Mało kto ma na tyle dzianych rodziców, żeby zafundowali mu lokum. Większość dochodzi do wszystkiego własnymi rękami. Racja, część otrzymuje coś w spadku, ale nikt normalny nie liczy na śmierć bliskiej osoby. Partnerowi mojej młodszej siostry rodzice zapisali w testamencie połowę budynku, której byli właścicielami. Tyle, że on by po tysiąckroć wolał, żeby oni nadal żyli, niż w młodym wieku stracić ich oboje. Od razu mi się przypomina, jak siedzieliśmy we trójkę w naszym domu, gadaliśmy, żartowaliśmy. Nagle zadzwonił mu telefon. Zaraz zbladł, więc od początku było wiadomo, że coś jest nie tak. Kiedy skończył rozmawiać, to popatrzył na moją siostrę z taką bezdenną rozpaczą, po czym ledwo z siebie wydusił, że jego mama nie żyje. Udławiła się jedzeniem i zmarła na miejscu. Nie dało się nic zrobić. Był wtedy niedługo po osiemnastce. Kilka lat później pochował ojca. Zabrał go rak. Jak ktoś go dobrze nie zna, to pewnie myśli, że zajebiście, jedno piętro za darmoszkę od starych, łatwiejszy start. Tylko jakim kosztem.

Co do związku zaś, to istnieje kilka możliwości, które mógłbyś wypróbować. Kilka z nich już podałam. Do tego są jeszcze różne grupy tematyczne, albo portale randkowe. Te ostatnie to trochę dżungla, ale nie znajdziesz lepszego miejsca, gdzie można bez spiny pogadać z płcią przeciwną. Nie trzeba od razu podchodzić do tego na poważnie, żeby się nie zniechęcać porażkami. Po prostu zakładasz konto i zagadujesz do różnych dziewczyn. Może zaraz ktoś wyskoczy, że ja nic nie wiem o życiu samotnego faceta, bo baba to ma setki par i nic nie musi robić, ale to jest najprostsza metoda, by kogoś poznać, jeśli zagadywanie kobiet na żywo odpada. Pewnie wiele z nich nigdy nie odpisze, ale na pewno znajdzie się w końcu taka, co chętnie pokonwersuje z młodym, zainteresowanym nią mężczyzną.

W naszym kraju można legalnie uprawiać seks z osobami od piętnastego roku życia. Obstawiam, że na młodsze nie zwróciłbyś uwagi. Poza tym, chyba nie zamierzałeś im na wstępie proponować wkładania rąk w majtki, czy seksu w toalecie, więc jest to problem wyimaginowany. Jak nie dasz rady zagadać, to przynajmniej staraj się uśmiechać. Gdy zaczniesz zauważać, że dziewczyny odwzajemniają ten gest, to może zdobędziesz się na kolejny ruch. Powiedz mi szczerze, chciałbyś na partnerkę kogoś, kto szydzi z nieśmiałych ludzi, zamiast zachować się po ludzku i spróbować tę osobę trochę ośmielić?

Tak myślałam, czy to pisać, ale w sumie, co mi tam. Nic nie tracę.
Jak byłam młodsza, to byłam bardzo wstydliwa względem chłopaków. Ludzie tego nie dostrzegali, bo jestem raczej wygadana i otwarta. Nikomu się do tego nie przyznawałam, ale jak miałam zostać z facetem sam na sam, to wpadałam w panikę. Miałam takiego przyjaciela w dzieciństwie, który wiele lat się we mnie kochał. Z wzajemnością. Kiedyś się wygłupialiśmy, złapałam go i trochę unieruchomiłam, a on rzucił, że jak go nie puszczę, to mnie pocałuje. Odskoczyłam od niego jak poparzona, jakby był trędowaty. Pewnie go to zabolało, ale ja nie umiałam inaczej. Jak się dowiedziałam, że na wycieczce szkolnej całował się z moją koleżanką, taką, co nie potrafiła żadnego sobie odpuścić, to byłam tak zła, tak zazdrosna, a jedyny sposób, w jaki potrafiłam to okazać, to śmiech. Wyciszaliśmy znajomość i odnawialiśmy ją od wczesnej podstawówki do szkoły średniej. Takich niewykorzystanych szans mam na koncie znacznie więcej, wszystkie przez lęk przed bliskością, z którym nie potrafiłam sobie radzić. Od mocno randomowych, typu ktoś zaczepił mnie w tramwaju i zapraszał na randkę, po bardziej skomplikowane, jak opisana wyżej.

Ale teraz nie możesz zrobić zakupów, czy o co chodzi, bo trochę nie kumam?
Nie możesz sobie kupić chleba? Albo nie kłaść sera, czy pomidora na kanapki?
Dietetyk to spoko opcja, ale wcale nie musisz się wyprowadzić, żeby zacząć.
Jak to zajmie kilka lat, to co wtedy? Dobrze się zastanów.
Zaprzepaścisz zdrowie, żeby nie musieć sam pojechać do sklepu?

Wiele dziewczyn w podobnym wieku też nie ma doświadczenia w tych sprawach, albo bardzo niewielkie. Starsi mężczyźni jak najbardziej miewają problemy ze wzwodem, nie tylko dzieciarnia. Wystarczy, że dłuższy czas odczuwasz stres, albo jesteś przemęczony i koleżka nie chce współpracować. Czasem jak za mocno się chce, to też nie wychodzi. Mnóstwo rzeczy, o których nikt nie mówi głośno, bo wstyd się przyznać. Poza tym, nigdy nie ufaj pozorom. Wielu ludzi nawet w związkach przez lata nie ma seksu, bo coś się wypaliło, ale nie potrafili zdecydować się, by odejść. Ty sobie wyliczysz, że skoro mają partnera przez dekadę, to średnio kochali się trzysta razy w roku, co daje trzy tysiące stosunków i się zdołujesz, a oni może przez połowę tego czasu zrobili to kilka razy. Samo życie. Normalna kobieta w takiej sytuacji uśmiechnie się, powie, że nic się nie stało i postara się rozpalić ukochanego na nowo, albo bez spiny spróbujecie innym razem. Nam na początku też nie jest łatwo, też musimy się rozluźnić, żeby nie odczuwać bólu i przyzwyczaić do czyjegoś ciała. Także tak. Dokładnie tak jest, że ludzie sami wywierają na sobie presję. W tej kwestii chyba częściej mężczyźni niż kobiety.

Czyli masz dwa wyjścia. Dać się zagonić do narożnika, albo ignorować ich i pisać.
Jak lubisz muzykę, to polecam zajrzeć do mojego tematu o muzykoterapii.
Wrzuć czasem jakąś nutkę. Tam nikt nie będzie miał pretensji.

Zaprosiłam Cię tu z własnej woli, także spokojnie. Pisz co chcesz i ile chcesz.
Taki był zamysł tego tematu. Nic się w tym względzie nie zmieniło.
Jak będę chciała poszerzyć repertuar, to zaproponuję wątki poboczne.

Koledzy też nigdy nie pytają co słychać, jak się spotykacie?
Sorki, ale ciężko mi w to uwierzyć. Zwykle to taki tekst otwarcia.
Jeśli chodzi o forum, to ja mogę zacząć. No problemo. 
Jak tam, Shini? Jakie anime ostatnio oglądasz?

Czas nie pozwala na więcej niż jedną chyba, że wcisnąłbym coś w weekendy. Ten kickboxing mam po prostu blisko i to było głównym powodem takiego wyboru. Basen, siłownię czy ściankę wspinaczkową mam dość daleko jak na jeżdżenie po pracy zważywszy na to, że nigdy nie wiem, o której godzinie skończę to pracę. Też niestety lokalizacja nie jest zbyt sprzyjająca, niby 30 km od centrum Warszawy, a tu nic nie ma.

Oczywiście, że anime rozwija. Z anime dowiedziałem się mnóstwa różnych rzeczy, o których w szkole nie było nawet wzmianki, o rozumieniu wielu słów z japońskiego już nie wspominając. Nie wiem jak to jest mówić o czymś z pasją bo jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Aktualnie czytam wciąż tą poleconą przez Muqin, wnioski z niej opiszę w jakimś osobnym poście. Poza nią czytam jeszcze "Zew Cthulhu", "Tako rzecze Zaratustra" i "Obcy Wyjście z cienia". Dwie z nich doczytałem jak na razie ledwo do połowy, a dwie ledwo początek.

Ciężko odmówić ci racji, jak się dokładniej przyjrzeć to faktycznie było tu więcej osób, które okazały zainteresowanie, choćby wspomniana Muqin. Wątpię by Jack miał na celu rozbicie betonu choć może i on na jakiś pokręcony sposób próbował pomóc.

Co do postu Berta to patrz wyżej.

No właśnie i to jest jedna z rzeczy, których nie rozumiem. Skoro wiesz, że nie masz szans pokonać tych utalentowanych to jaki jest sens wciąż próbować? Skoro od samego początku masz pewność, że to się nie uda to w jakim celu próbujesz? Nie rozumiem, po co robić coś co z góry wiadomo, że się nie uda? Nawet weźmy te języki, ja od pierwszej klasy szkoły podstawowej uczyłem się angielskiego, wciąż się go uczę z aplikacji i wciąż nie mogę się nauczyć na odpowiedni poziom. Miałbym poziom maksymalnie B2, do C1 nie jest nawet blisko. Znam gościa, który już na początku liceum umiał na najwyższy poziom, w zasadzie to on był lepszy od nauczycielki, która wprost mówiła, że jeszcze nigdy nie widziała takiego talentu do języków. Ja poświęciłem na to znacznie więcej czasu i wysiłku niż on, a nie jestem nawet blisko jego poziomu. Co w takiej sytuacji miałoby mnie zmotywować do dalszych prób pokonania go?

Wystarcza na więcej niż podstawowe potrzeby ale tylko dzięki mieszkaniu z rodzicami. Gdybym miał wynajmować to sam wynajem ledwo by starczyło, na nic innego już by nie starczyło, nawet na jedzenie. Ta praca nie daje żadnego prestiżu, żadnej kariery, żadnego szacunku społecznego, nie zrobi na nikim wrażenia i nie podniesie mojego statusu. Dla tej jednej osoby, której zrobimy meble na chwilę mogę zrobić jakieś wrażenie ale dla społeczeństwa czy świata nadal będę nikim. No właśnie nie dostanę kierowniczego stanowiska, a mój kolega nie mając tych super cennych studiów ma to kierownicze stanowisko i zarabia więcej niż ja. Znam nie jedną młodszą ode mnie osobę, która ma już jakieś stanowisko, całkiem konkretne zarobki i doświadczenie znacznie większe niż ja. I nie mówię tu tylko o dzieciach nepotyzmu czy osobach pracujących w IT.

Jeszcze nie spotkałem takiej, która by przyznała, że lubi łysych. Ubrania faktycznie potrafią sporo zmienić i też nie raz widziałem tego dowody. Ale żeby podniosły czyjąś atrakcyjność do poziomu pozwalającego wejść w związek jeszcze nie słyszałem. To po pierwsze, a po drugie samemu nie mając pojęcia o stylizacji szansa na to, że wyjdzie ona chociaż poprawnie są niewielkie. Po trzecie można nakupować eleganckich, stylowych ubrań tylko nie bardzo jest gdzie ani kiedy w nich chodzić. Garnitur jak się założy dwa razy w roku to już niezłe osiągnięcie. Do roboty przecież nie pójdę w eleganckich ubraniach bo byłyby do wywalenia po jednym dniu.

Ciąg dalszy jutro(w sumie to już dziś) bo trochę późno, a rano do roboty.

Posty [ 1 do 65 z 407 ]

Strony 1 2 3 7 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024